thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Nielicho

Dystans całkowity:52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%)
Czas w ruchu:56:42
Średnia prędkość:21.23 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:38842 m
Suma kalorii:1625 kcal
Liczba aktywności:1381
Średnio na aktywność:37.79 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Powrót z wulkanicznej libacji z perypetiami (powrót, nie libacja) /Hrgn/

Niedziela, 15 lutego 2015
kilosy:119.47gruntow(n)e:1.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
I nastał poranek, dzień drugi.*
I wstał w owym czasie Mors jak nie on - najpierwszy z wszystkich libacjuszy (uczestnicy urodzin BeeSowej Almette). I nawet w miarę przytomny był, choć spania było 4,5 h z przerwami na każde cudze chrząknięcie czy kichnięcie.
No ale w takiej atmosferze to się można regenerować...
Poranek w Krainie Wygasłych Wulkanów
Poranek w Krainie Wygasłych Wulkanów © mors
A wstał ów, by czem prędzej ogarnąć zhańbioną dętkę w Huraganie. 
Gwoli wyjaśnienia kontrowersji - kapci nigdy (w skali 42kkm) nie łapię w Krossie, bo ma Dębice. To jednoznaczne. :)
A w Huraganie i owszem, to już drugi kapeć na zaledwie 7kkm. No ale tu po zdjęciu opony widzę "szfalbe" - i wszystko jasne! ;p
Zapytuję - czy macie pytania? ;p

Wszystko co dobre, szybko się kończy, więc pożegnania nadszedł czas, zaś czas pociągu z Legnicy do Morsownii nadchodził za półtorej godziny.
No i 1h 31 min później byłem już na dworcu. ;D;D 
Tak, tak, pooglądałem sobie "swój" pociąg od tyłu, spóźniwszy się o 1 minutę...
Lekkie podłamanie, ale że miałem z wiatrem, to wróciłem na kołach.
I na krótkie rękawki :D albowiem w słońcu było 12 albo 15*C (dane z różnych źródeł).
/15 lutego początek krótkich rękawków - nieźle, chyba rekord.../
Tradycyjnie, wracałem nie najkrótszą możliwą trasą, a włócząc się po przysiółkach i ich zaułkach (ciekawe parafie: Gromadka, Motyle).
No i ni z tego ni z owego zaczęło wieczerzać ;] a że do domu wciąż dalej jak bliżej to poleciałem na następny pociąg, który był łaskaw zwiać mi, dla odmiany... również o 1 minutę! :D
Byłem na odludziu, w pobliżu tylko kilka małych parafii, w których są tylko poranne msze, a na wieczorne już nie dojechałem.... ;p
Przed ostatnim pociągiem miałem jeszcze ponad 2 godziny i ażeby i tym razem się nie wygłupić, cały ów czas czaskałem króciótkie, półtorakilometrowe, wahadełko. Od stacji PKP do donikąd (tzn. do granicy dobrego asfaltu), po płaskim, po ciemku, po pustych polach - dokładnie tak, jak nie lubię. ;] Niezły test psychiki. ;)

Wróciłem późno i niewyspany, ale z uśmiechem na ustach - "libacja" jak zawsze udana (śmiechy-hahy, a tematy głównie okołorowerowo-podróżnicze) - kto z różnych względów nie był, niech żałuje. ;p
Jeszcze raz najlepszego Jubilatce! ;)

* - dzień pierwszy opublikuję, jak dostanę zdjęcia. ;p

Rowerem i pieszo przez Krainę Wygasłych Wulkanów /Hrgn/

Sobota, 14 lutego 2015
kilosy:33.00gruntow(n)e:1.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Prawie jak legendarny Kazik Nowak w Afryce ;) ale na szczęście w temperaturach bliskich zeru. ;)

Wysiadka z pociągu w zapyziałych Miłkowicach (podupadłe miasteczko) i prawie od razu pierwszy z genialnych inaczej pomysłów - asfaltowa polna droga, na pewno będzie z niej dobry skrót...
No i po 2 km asfalt się skończył, w szczerym polu ;] (a popylałem Huraganem).
Jakoś przemęczyłem się po błocie i kamieniach, by niewiele później popylać już międzynarodową E65, zaczynając na rogatkach Legnicy - równo z początkiem zakazu dla rowerów. ;] A pod koniec tego odcinka przyuważyłem, że równolegle szła DDR. ;]
Jak tylko minąłem Legnicę i na horyzoncie zamajaczyła Kraina Wygasłych Wulkanów, tak zaraz zapadł mrok, i tyle się napatrzyłem. ;]
Ale to jeszcze nic. 
Starowinka poczciwa, nieobecna ciałem, lecz duchem i śledząca każdy mój ruch ;)) via SMS, w momencie, gdy życzyła mi bezkapciowej dalszej jazdy, "bo co by było"... w tym samym momencie wykrakała! ;p
Kapeć jak ta malowana lala, w parafii Sichów, ciemna noc, a ja oczywiście bez jakiegokolwiek oprzyrządowania...
Nawet miałem wziąć uszczelniacz w spreju, ale się zapodział...
/wiem, kto nieco wcześniej przejeżdżał przez ten Sichów i mam na ten temat swoja teorię spiskową ;) /

No mapie nie wyglądało to najgorzej, myślałem, że można by się raz na 33 lata trochę przespacerować, ale trasę tak sobie wydłużyłem, że aż się sam sobie dziwię. ;p Pod koniec, już wśród Wulkanów, zacząłem błądzić po trasie, którą w zeszłym roku pokonałem po raz pierwszy, lecz wtedy bez problemów. :O Błądzenie po górach jest dość przyjemne, zwłaszcza, że na szczycie górki zaznałem resztek śniegu :) gdyby nie nogi, które rozbolały mnie pod koniec już nie na żarty... Łącznie ok. 19km z buta (z rowerem i pełnym plecakiem).
Toć ja płetwonogi, całe życie chodziłem tylko z z przerębla na plaże i z powrotem. ;)))

Co nie mniej warto było tyle pełznąć - celem oczywiście była traperska chata w sercu Wulkanów, gdzie jak co roku, nasza 'Almette' spędza wiele fajnych ludzi oraz mnie ;))) na urodzinowo-rowerowo-podróżniczą biesiadę, że o tzw. walentynkach nie wspomnę (ponieważ nie dotyczy ;) ). 
Tego wieczoru to Ona rozdaje karty. ;))
Królowa wieczoru ;)
Królowa wieczoru ;) © mors
/foto: jarekkar/
(w tle, po lewej, widoczna CZĘŚĆ ze sterty prezentów :) a to szare, całkiem po lewej, to ja ;) ).

Na grilla się spóźniłem, ale nie żałuję, bo za ciepły. ;) Za to na niebo, podczas marszu, napatrzyłem się aż nadto. ;)
Noc wśród wulkanów
Noc wśród wulkanów © mors
/fot: jarekkar albo Almette ;) /

'Libacja' to tylko taki żart - wszystko jak najbardziej na poziomie no i te niekończące się, nocne opowieści różnych (choć głównie rowerowo-podróżniczych) treści... ;).
Bożenka opowiedziała m.in. o swoich planach podróżrowerowych na wakacje - szczęka opada! :] oraz pokazywała mi swoje rowerowe blizny i obrażenia tu i tamże. ;))
Tym razem poszli my spać około 5 nad ranem... :))

PS. dotychczasowy rekord jednorazowej pieszej wędrówki poprawiłem ok. 2,5 krotnie. ;]

Dożynanie napędu na wietrze

Niedziela, 8 lutego 2015
kilosy:13.25gruntow(n)e:0.25
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Dwa najwyższe przełożenia ostro strzelają, a na pozostałych (tzn. środkowych, bo niskich nie uznaję) to już nawet z górki ciężko ujechać. ;)
Jazda na najwyższym przełożeniu pod górkę z wiatrem czołowym do 60km/h to niezły test cierpliwości... 
Dodatkowo, delikatne kręcenie nijak nie pozwoliło się rozgrzać, a przy takim wietrze i 0*C temperatura odczuwalna nieźle dawała popalić... ;p
Męczarnia, a nie jazda, a plan minimum dla tego napędu opiewa na jeszcze 200 km...

Wielką Stopą po śniegu

Sobota, 7 lutego 2015
kilosy:3.04gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Nielicho
Ze wszech miar pasowało dobyć dziś któregoś jednokołowca, bo i ckniło mi się już za niemi strasznie, a i nadwątlone zdrowie sugerowało, by jeździć wolno acz energicznie. A jednokołwce w terenie spełniają te wymogi aż nadto. ;]
Ponadto z przekory ;p -oto bikestateczni cięgiem piszą, jak się wywracają na dwukołowcach, no to postanowiłem nie przewracać się na jednym...
No i nie przewróciłem się na śniegu/błocie/kamieniach, ni na bruku czy w koleinach... ale za to przewróciłem się (w przód) na gładkim szutrze. ;D
.
Koło domu...
Z dedykacją ;)
Z dedykacją ;) © mors
... i w szczerym polu...
Wielka Stopa w śniegu
Wielka Stopa w śniegu © mors
Byłoby więcej, ale wiatr się zerwał okrutny, a to nie za dobrze. ;)
Co ciekawe, pomimo wielu tygodni nie jeżdżenia na tymże, pierwszy start odbył się na zasadzie "wsiadasz i jedziesz!". ;)

Ora et labora et... przeziębienie (sic!) /1-6.II.2015/

Piątek, 6 lutego 2015
kilosy:40.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Przyszła kryska... ;p
Niewątpliwie strzelam sobie w kolano, ale proszę chociaż docenić moją uczciwość. ;p
Przeziębienie full opcja, z 3 dniowym kranem w nosie, zmasakrowanym gardłem (angina?) i gorączkami, doprawione z lekka bólami mięśni, dymki i stawów (raczej za słabo na grypę).
Zaczęło się od ostatniej wycieczki, tydzień temu, gdy po 24h a na 2h przed domem beztrosko obaliłem napój świeżo dobyty z lodówki i to już chyba było przegięcie, zwłaszcza że dopiero co zmokłem, po chwili chwycił mróz i ostatnie 40km jechałem w ten sposób i to jeszcze pod wiatr.
Pierwsze 24h wycieczki nadal uważam za prawidłowe. ;p
Najpierw poleciało mi gardło, a za nim cała reszta i tak cały tydzień. Do pracy uczęszczałem, acz po najkrótszej linii oporu, że o mękach tamże nie wspomnę. ;p

Tymczasem w Zgierzu..."moi ludzie w terenie" ustrzelili kolejnego Morsa:

(fot.: barklu)

Ciepła herbata to tylko stan umysłu :) (mroźne ćwierć tysiaka do Jarocina) /Hrgn/

Sobota, 31 stycznia 2015
kilosy:244.50gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
26 godzin brutto (licząc pociągi i oczekiwania na nie), w temperaturach od -2 do +3, najczęściej +1. kilka gwałtownych śnieżyc, przeszywający wiatr, raz był też deszcz.
Miało być znacznie więcej dystansu i nowych parafii, ale wyjechałem prawie bez snu no i wyraźnie to później przeszkadzało.
A szkoda, bo w tym okresie było niby najniższe ciśnienie od ostatnich 26 (?!)  lat (975hPa) i chciałem się sprawdzić w takich warunkach.
Oczywiście senność była, ale wcale nie większa niż normalnie. ;)

Ubrania - wiadomo, klasyka. ;)
Picie i jedzenie też, chociaż były liczne pokusy. ...
Gostyń - wojskowa grochówa w zimny dzień - próba charakteru... ;)
Gostyń - wojskowa grochówa w zimny dzień - próba charakteru... ;) © mors
Jak już wyjechali z bezpłatną grochówką, to trochę zwątpiłem, ale to tylko z pazerności.
Zero ciepłego picia i jeden ciepły posiłek - wyjątkowo, bo miałem 3h czekania na pociąg i już nie wiedziałem, jak wytopić czas. ;]

Ogólnie to nawiedziłem rejony Gostynia i Jarocina, z dojazdem na kołach i powrotem (prze)kombinowanym.
Wyjeżdżając z Ziem Odzyskanych w których bawię 99% życia można się poczuć jak w obcym kraju - tam wszystko jest na odwrót!

I choć większość terenów i domostw w Wlkp. niczym się nie wyróżnia (z wyjątkami, jak np. urozmaicony rejon Gostynia), to jednak trafiłem na kilka ciekawostek...
Stanąłem u bram samego Mroza :) Jak na zawołanie - akurat była śnieżyca... no chyba, że tam zawsze jest :)
Stanąłem u bram samego Mroza :) Jak na zawołanie - akurat była śnieżyca... no chyba, że tam zawsze jest :) © mors
Jedna z dziwniejszych nazw... O-O
Jedna z dziwniejszych nazw... O-O © mors
Inne dziwy i kurioza:



.
Nawiedziłem też kolejny kraj ;)

.
Dokończenie ze wspomnianego Gostynia:


Fajne miasto, jak na Wlkp. ;) ma nawet sporo naprawdę stromych uliczek, tylko ta krajówka przechodząca przez ścisłe centrum (włącznie z rynkiem - omija go z 2 boków, szkoda że nie na skos ;) ). Ma też naprawdę niezłe zabytki, ale to już można sobie wygooglować. ;p

.
Dokończenie Pana Mroza - jak widać branża rolna. Szkoda, że nie jakaś "zimna". ;)


Oczywiście, chciałbym mieć takowe nazwisko. ;)
.
Śnieżna nawałnica jak szybko naszła tak szybko przeszła, więc zacząłem za nią gonić ;D

... oczywiście nie dogoniłem, za to kwadrans później zażywałem kąpieli słonecznych przy bezchmurnym niebie...
.
Wybór oczywisty ;))

Kościół w Panience:

... i osobliwy kubeł...
W każdym kuble po jednej ;)
W każdym kuble po jednej ;) © mors
Ogólnie, poza kościołem, to wioska mała i zapyziała.
.
No i w końcu Jarocin i główny cel wycieczki. Nie czaję tego "jazzu", ale nie o mnie tu chodzi - marna próba rewanżu dla Kogoś, komu zawdzięczam wiele bezcennych dedykacji i nie tylko... ;)
Jarociński glan - skala wielkosci
Jarociński glan - skala wielkosci © mors
Przy okazji chłodów - nasz ulubiony motyw ze stopami. ;))
Robienie wiochy w środku Jarocina. ;) Było +1, więc dość ciepło. ;)
Robienie wiochy w środku Jarocina. ;) Było +1, więc dość ciepło. ;) © mors
.
Ta wiocha to jeszcze nic - z Jarocina wyjechałem pociągiem aż do Poznania (zupełny brak pociągów do mojej diecezji!) a tamże, mając 3h do odjazdu pociągu do Nowej Soli, z nudów zacząłem się pętać, ale nie na rowerze (mors w dużym mieście i to po ciemku - no bez przesady...) ale na pieszo. W dworcu za wiele nie ma do zwiedzania, więc się wbiłem z cokolwiek ufajdanym rowerem (przez obrotowe drzwi :D) do kompleksu galerii handlowych. :D Pasowałem tamże jak wół/mors do karety - nie wiedziałem, ze to takie snobistyczne przybytki (Svarovski i te klimaty). ;]
I choć wiele osób wyglądało aż nienaturalnie w swym wyegzaltowaniu i prze-stylizowaniu, to jednak ja się najbardziej wyróżniałem. ;] Na szczęście pojawiła się ochrona i zachęciła mnie do niezwłocznego zaprzestania wiochy. ;p
.
A w New Salt City przywitał mnie deszcz/śnieg/deszcz ze śniegiem przy +1. Najpierw zmoczył mnie i drogi, a później MOMENTALNIE się rozchmurzyło, chwycił mróz i wszystko ściął. Na drogach żywy lód, a przede mną jeszcze 40 km na kolarce... dobrze, że pod wiatr, to przynajmniej miałem bezpieczne prędkości. ;)
Przyznam, że ścięło mi też trochę jedno kolano. ;p
Oraz że nazajutrz pobolewało mnie gardło, ale to dopiero po wypiciu napoju prosto z lodówki pod sam koniec trasy. To była już lekka przesada. ;p

I jeszcze taka anegdota (z puentą). Jadę o 5 w nocy przez Głogów, miasteczko może i nie małe (80k), ale takiego ruchu i to w sobotę w życiu nie widziałem! Byłby to szczegół, gdyby nie fakt, że przejechałem całe miasto bez tylnej lampki o_O tzn. miałem właczoną, ale sama się wyłączyła i pomógł jej dopiero "twardy reset". Ciekawe, jak długo tak jechałem... - sprawdzajcie swoje tylne lampki jak najczęściej!
Ponadto w tymże Głogowie odcięło mi centralne ogrzewanie, wszystkie płetwy mi zgrabiały na cacy i nie bardzo chciały odtajać. O_O
Poza tym dziwnym incydentem przez resztę trasy było w sam raz (czyt.: przyjemnie rześko). :) 

PS. bodajże trzeci dystans życia. Jak na styczeń to może być. ;)

Rozjazd

Niedziela, 25 stycznia 2015
kilosy:14.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Więcej jechać się nie chciało - wczoraj, w Wlkp. się nasyciłem. Tzn. nasyciłem się rowerowo, bo w innych kwestiach pozostał niedosyt. ;)) ;p
Dystans symboliczny, acz wpadły dwie nowości:
Ostatnie chwile poradzieckiego budynku
Ostatnie chwile poradzieckiego budynku © mors


Koparki żarłoczne, ale nie zdążyły jednak przed końcem tygodnia i zostawiły sobie coś na deser...

Dawna poradziecka baza (dziś osiedle). Sporo budynków zagospodarowanych, trochę ruin też jeszcze zostało, ale raczej niczego dotąd nie wyburzano. Nigdy nie kumam idei wyburzania obiektów w dobrym stanie...

Tamże zapoznałem się z nowym dziczkiem. Fajny, wyraźnie uspołeczniony. 


Ów przybytek to gospodarstwo agroturystyczne założone na terenie dawnego burdelu (domu publicznego)...
Żeby było śmieszniej, ów przybytek rozpusty sąsiadował... z gimnazjum. O_O

Kupić starą oponę... czyli 20-godzinna, mroźna wycieczka po Wielkopolsce z atrakcjami i perypetiami ;) /Hrgn/

Sobota, 24 stycznia 2015
kilosy:147.87gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Internecie, pozwól żyć!

Do 1 w nocy klikało się z Taką Jedną ;p , do 2:30 ostatnie przygotowania (np. pół godziny wytopione na pakowanie prezentu ;] ) a o 4:30 zrywka na pociąg(i) do Wielkopolski, przy czym moja norma snu to aż 9 godz... ale na szczęście chłodek i ogólne rozemocjonowanie ;) pozwoliły to znieść niezgorzej. 

Wszystko to dla umiłowanej ;)

Znalazłem na olx.pl ofertę używanej, mej umiłowanej Dębicy GT600 i odtąd wyczekiwałem soboty niczym strażnicy poranka. :)
Nowo powstający, przydomowy "bikeworkshop" (tzw. customing rowerów i te sprawy) robił porządki i po prostu wyzbywali się starych śmieci. ;))
Złoty interes: 20 godzin jazdy (licząc pociągi i gościny) i 20 pln za starą (ale prawie nową) oponę, no i... 2x20 zł za bilety PKP. :D
Ale mam tych opon dopiero ok. 25 szt. więc sami rozumiecie... ;))
Dodam, że taka ilość wystarczy mi (i przyszłym pokoleniom...) na ok. 2OO OOO - 25O OOO km (sic!). :D

Mors w wielkim mieście ;)

W parafii, w której wylądowałem, napotkałem wiele dowodów, że Buk istnieje. Np.:
Buk istnieje - jeden z dowodów
Buk istnieje - jeden z dowodów © mors
.
Następnie pogrzałem (w zanikającym mrozie) do Poznania, swoim zwyczajem zbaczając raz po raz z wygodnej drogi...
Koniec Wygody i koniec wygód! :D
Koniec Wygody i koniec wygód! :D © mors
/koniec asfaltu równo z końcem Wygody - genialne ;) /
.
Po drodze nie omieszkałem skosztować kuchni regionalnej. ;D
Lech energetyczny, czyli Wielkopolska kuchnia regionalna :)
Lech energetyczny, czyli Wielkopolska kuchnia regionalna :) © mors
Nawiasem - czyż nie piękniejsza taka pra-polska nazwa niźli te wszystkie Czerwone Byki i Tajki Ma(j)sony, czy jak mu tam?
.
Nie bez obaw wjechałem do grodu Lecha... Mors w wielkim mieście, kuriozum. ;)
Niby dojechałem tam gdzie chciałem mając plan miasta tylko w głowie, ale te wszystkie ścieżki rowerowe z czerwonemi światłami (plus wcześniejsze wioskowe zboczenia z trasy) tak mnie spowolniły, że biedna Starowinka (a właśnie, przy okazji umówiłem się z rzeczoną ;p ;) ) musiała się na mnie sporo naczekać (na mrozie...), a jak w końcu wyjechała mi naprzeciw, tośmy się srodze rozminęli. ;]

Włóczęga po diecezji ze Starszą Panią ;)

Czem prędzej upuściliśmy te miasteczko i rozpoczęliśmy międzyparafialną włóczęgę. Dość szybko naszły ciężkie i mroźne( i rześkie ;) ) mgły, więc z braku lepszych perspektyw skupiliśmy się na sobie. ;p ;).
Najpierw mroźny, 40 minutowy biwak nad jeziorkiem. St.P. z zimna tańczyła i robiła insze akrobacje, pomimo wzucia puchowej kurtki. :)
Wymieniliśmy się prezencikami. Ja dostałem Kinder niespodziankę ;D co jest chyba sugestią co do poziomu mojego rozwoju, lecz jednak Starowinka przesadziła... bo nie udało mi się ogarnąć do końca zabawki tam ukrytej. ;D
Jedyne co do końca ogarnąłem, to czekoladową skorupkę. ;)
.
Były liczne rozważania o społeczności BS (pozdro dla prawie wszystkich ;D ) tudzież rozważania o tzw. zimnie i przyodziewkach.
Absolutnym przypadkiem trafiliśmy na...

Różnica w butach to ok. 500% (ceny, masy i ciepłoty).
Buty "Staruszki" mają podgrzewane wkładki i widoczne z leksza zasilanie na bokach. Wygląda w nich niczym prawdziwa cyborgini. ;D;D
.
Doszło nawet do tego, że zamieniliśmy się rowerkami. To prawie tak, jakby zamienić się szczoteczkami do zębów. ;p ;)

Ponoć na Huraganie jeździ się niewiele łatwiej i przyjemniej niż na 36" monocyklu. ;D

Tutaj widać moje objuczenie - zwinięta w ósemkę opona wystawała ponad plecak, a nawinięta nań folia tworzyła wiatrołap. I tak prawie 100 km...
Objuczona niepomiernie "Czesia" jeździ niemal tak lekko jak mój Huragan na pusto (!), ale z żelowym siodełkiem czułem się jakbym miał 200 kg tyłek. ;)
Ale to i tak lepiej niż siodełko Hrgn, które wżynało się biedaczce (Starowince, nie Czesi) w... e, no nie ważne. ;))

Wieczorny Buk, czyli gość w dom, Bóg w dom.

Dobrnęliśmy do Buku, a że być w Buku i nie widzieć Jurek57 , to jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. ;)
Starsza szybko zreflektowała namiary ;)

(fot. StarszaPani)
/swoją drogą ciekawy archaizm, w każdym szczególe, a najbardziej zdziwił mnie (odnawiany niezbyt dawno) 3-cyfrowy numer telefonu - kiedy takie były? Przed wojną?/
... i choć tylko chcieliśmy się przywitać i pokazać, żeśmy cali i zdrowi, to już po chwili wieczerzaliśmy na pokojach. ;]

(fot. Jurek57)
Co tak rozbawiło jednych, a skonfudowało innych - lepiej przemilczę. ;)
Ogólnie większość treści nie nadaje się na publikację, dzięki czemu jest nadzieja, że ten wpis się kiedyś skończy. :)
Powiem tylko tyle, że doszło z czasem do takiego rozswawolenia, że Starsza ściągnęła nawet... czapkę. Naprawdę, i to tak przy wszystkich. :)
Olałem pociąg powrotny, wszak następny "już" za 3 godziny...
A na koniec otrzymałem jeszcze od Pani Domu pół plecaka "wałówki" na drogę O_O
Niesamowita gościnność i troskliwość od nieznanych mi przecież dotąd ludzi - a dla kontrastu - są też ludzie, z którymi się intensywnie klikało przez wiele miesięcy, a goszczą "swojego" niechętnie i z łaską...

Łzom rozstania nie było końca ;) ale to jeszcze nie był koniec ;) bo zostaliśmy odprowadzeni w swoich kierunkach, tudzież oprowadzeni po mieście:
Nocny Buk z przewodnikiem:


Nietypowy kościół tamże:

A pod kościołem równie nietypowy ksiądz, z zainteresowaniem (i w szoku) wysłuchał, skąd przybyli Ci trzej wędrowcy, o dary nic nie pytał ;) za to PROfesjonalnie pobłogosławił nam na dalszą drogę życia. ;)
PS. Fragment (w nawiasach tłumaczenie na język potoczny):
Ksiądz, błogosławiąc:
- Pan z Wami (szerokości, bikerzy!)
Starowinka "odpowiada":
- Z Panem Bogiem (nara, ziomuś!).
xD

Starowinkę odPROwadziliśmy przez szutrowe dukty (skróty), a ja zaś zostałem przeczołgany na PKP w tempie "last minute" :) i bardzo dziękuję za to, bo jadąc swoim tempem bym nie zdążył, pomijając nawet ten szczegół, że bym nie trafił. ;D

Dzień pozytywnych ludzi, zdarzeń i innych wrażeń

Było tyle treści, że ten blog nie zmieści.
Co szczególne, dziś spotkałem wyjątkowe natężenie pozytywnych ludzi, praktycznie 100% stężenie:
- rano kupuję prowiant, a sprzedawczyni choć nie wyglądała, okazała się zapaloną, całoroczną rowerzystką O-O w dodatku sama mnie zagadywała co i jak i życzyła pomyślnej drogi - no pierwsze w życiu taki motyw miałem O-O
- konduktorzy z własnej inicjatywy pomagali mi wnieść rower do pociągu
- Starowinka - to chyba nie wymaga wyjaśnień, toż to żywa definicja pozytywnej osoby. <3 ;) Dzięki Dzierlatko za wszystko!!!
- Pan Jurek z Panią małżonką - jak już wspomniano. Ogromne podziękowania i szacunek! :)
- Ksiądz w Buku, który istnieje ;) (jw.).

Łyżką dziegciu na koniec dnia okazał się tylko wilczur (no ale to nie człowiek), który mnie dość mocno zaatakował... półtora kilometra od własnej chałupy. Prawie wpadłem przezeń do rowu, ale ostatecznie pokazałem mu, kto ma dłuższe kły. ;))

Ostre strzelanie pod niemiecką granicą ;)

Niedziela, 18 stycznia 2015
kilosy:85.00gruntow(n)e:3.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Już tłumaczę ten tytuł, zanim dojdzie do międzynarodowego kryzysu. ;)
Z racji makabrycznie zajechanego napędu kopsnąłem się w Bory Dolnośląskie albowiem są płaskie i da się je obskoczyć na najwyższym przełożeniu, a tylko takie mi zostało...
Oczywiście jak to zwykle bywa w praktyce, sprzeniewierzyłem się samemu sobie, bo były odcinki terenowe, jak również zahaczyłem o pogórze (na południe od Borów).
Dramat był więc na każdym przełożeniu - na najwyższym - podjazdy z kadencją koła napędowego w parostatku, a na niższych - strzelanie, jakiego pobliskie Niemaszki nie słyszeli od 1945 r. ;)))

Co nie mniej prowadziłem rower tylko 2 razy po 5 metrów w błocie, resztę jakoś przemęczyłem...

Pieńsk. Do niedawna ta wieża wyglądała opłakanie, a dziś dość egzotycznie wręcz. Mi się trochę kojarzy ze starożytnym Babilonem. ;)
Wieża Ciśnień z 1920 /Stacja Uzdatniania Wody/ w Pieńsku po remoncie
Wieża Ciśnień z 1920 /Stacja Uzdatniania Wody/ w Pieńsku po remoncie © mors

Dłużyna Dolna (i Górna). Dwuwieś z gąszczem małych uliczek i licznymi urozmaiceniami. Można jeździć i się nie nudzić... aż do znudzenia. ;))
Ten pałacyk (?) w części niezrujnowanej był jeszcze całkiem do niedawna zamieszkany (biednie i prowizorycznie) - w środku uchowały się sprzęty domowe (współczesne, ale i troszku nawet z epoki też).
Pałacyk w Dłużynie Dolnej
Pałacyk w Dłużynie Dolnej © mors
.
Na końcu tego odcinka prowadziłem (błoto i pod górkę). Co za wstyd... 
Pozostało mi tylko najwyższe przełożenie na chodzie, ale jak zawsze- każdy zaułek mój. ;) (zwraca uwagę kosmodrom po lewej ;)) )
Pozostało mi tylko najwyższe przełożenie na chodzie, ale jak zawsze- każdy zaułek mój. ;) (zwraca uwagę kosmodrom po lewej ;)) ) © mors

Parafia Czerwona Woda - duża, zadbana i skomplikowana wieś, której do niedawna jakoś nie znałem. Niektóre uliczki lecą sobie równolegle wzdłuż zbocza i dopiero w takiej, trójwymiarowej osadzie można sobie wypocząć psychicznie.... kosztem oczywiście roweru. ;)

No i w końcu Bory - "szalony zjazd" o ok. 60 m w dół na dystansie 60 km (z południa na północ). Śmierć w oczach. ;))
Oczywiście, żeby sobie nie ułatwiać - zacząłem kombinować po leśnych przysiółkach, a czasy ostatnio takie, że asfaltują dojazdy nawet do pojedynczych domów na końcu świata, przez co daję się nabrać, że gdzieś taką drogą wyjadę, a nierzadko ląduję na czyimś podwórzu. Pozostaje tylko kwestią czasu, jak w końcu dostanę za to należny wprdl. ;))
Póki co jednak dostałem (tzn. znalazłem sobie) nagrodę:
Wrak Warszawy na końcu świata. Tylko rdza w kolorze :)
Wrak Warszawy na końcu świata. Tylko rdza w kolorze :) © mors
O ładnych zdjęciach nigdy nie miałem zielonego pojęcia, a te tutaj jest na maks. powiększeniu i jeszcze przycinane - myślałem, że będzie do niczego, a tymczasem jestem bardzo mile zaskoczony. :O
Parafia Jagodzin, przysiółek Łężek - jakby kto się wybierał z lawetą. ;p

A pod koniec jeszcze przygoda - spytały mnie o drogę dwie kobiety w samochodzie (na odległych numerach), bo coś im się nie zgadzało... miały przejechać 2 skrzyżowania i kilkanaście km, a dopiero 20 km po źle pokonanym skrzyżowaniu nabrały podejrzeń, że coś jest nie teges. ;D Pewnie nadal jadą. ;)

Listopadowa, wiejska melancholia... tyle że w styczniu

Piątek, 16 stycznia 2015
kilosy:84.00gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Takie tam kółeczko po pracy. Razem z dpd (w osobnym wpisie) to 91 km - jak na moje popracowe zwyczaje (czyt. lenistwo) to naprawdę dużo. ;p
Start o zachodzie słońca w upokarzającej ;) temperaturze, bodajże +9*C ;]

Niezwykle silne skoki samopoczucia, od skrajnie negatywnych między zachodem słońca a nastaniem ciemności (to często mi się zdarza, ale żeby aż tak..) po skrajnie pozytywne, po ok. 2 godz. przyzwyczajania się z ciemnością i wraz z zaniknięciem wiatru.
Gender-dziewczynki ;)) piszą ostatnio o zapachach wiosny - ja tam czułem zapachy jesieni, z idealną gęstością, wilgotnością, temperaturą, jonizacją i nie wiem czym jeszcze. Czasami myślę że istnieje jakiś parametr powietrza, który nie został jeszcze zdefiniowany, a ma olbrzymi wpływ na nasze samopoczucie...

Taka tam pętla, od zapadłych przysiółków po drogi krajowe. Fajnie nawiedzić po ciemku parafie nie widziane od lat, zwłaszcza, że ogólnie jednak się rozwijają. Czasem tylko zawaliło obornikiem i palonym plastikiem. ;)

Cała trasa na najwyższym przełożeniu z przodu i z tyłu - tylko to mi zostało jeszcze zdatne. Na podjazdach oczywiście płacz i zgrzytanie zębów. ;))