Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2014
Dystans całkowity: | 682.53 km (w terenie 22.20 km; 3.25%) |
Czas w ruchu: | 02:55 |
Średnia prędkość: | 22.61 km/h |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 48.75 km i 2h 55m |
Więcej statystyk |
Jasna Góra, przysłupy, Trójstyk PL-CZ-D i inne takie na raz... /Hrgn/
Poniedziałek, 31 marca 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 215.18 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Niezły wypadzik. ;)
Cele zrealizowane na cacy: zaliczenie (i dokładna penetracja) lewego-dolnego rogu Polski, że się tak naukowo wyrażę ;) (tzw. "Worek Turoszowski") tudzież nadgonienie z kiloskami, żeby wykres ła(go)dnie opadał. Miało być 210 i wyszło, mimo że trasa zmieniana naście razy i zupełnie planowana bez ładu i składu. ;]
UDZIWNIENIA ;)
Żeby było śmieszniej, pierwsza połowa była najtrudniejsza jaką pamiętam, a druga (i ostatecznie całość) była najłatwiejszą 200+ w życiu, pierwszy raz ZUPEŁNIE się nie zmęczyłem po takiej trasce (5h spania w nocy, jazda od 5 rano do 23, w tym 1h pociąg i X czasu turystyka piesza i kombinowana ;) ).
Owe zmęczenie w pierwszej połowie wynikało z niejedzenia i niepicia od dnia poprzedniego, aż do 12 w południe (w tym 6h jazdy po pagórkach). Nie jadłem, bo mi się nie chciało, a dopiero o 12 zaczęło mnie smalić pragnienie - ale za to jakie miałem odcięcia! Krótkie, ale drastyczne, kilka razy nie miałem siły jechać nawet z lekkiej górki. ;]
A rano było -1,5*C ale i tak wziąłem tylko (przygotowane na planowane +6*) letnie skarpety-piętówki, no i adidasy, i... było w sam raz. :)
A ja głupi Zimą zakładałem ciężkie, Zimowe skarpety. ;]
TRÓJSTYK
Wiele o nim myślałem, ale nigdy nie stykało mi czasu. Wszak trzeba jechać na "koniec Polski"...
Huragan w lewym dolnym rogu Polski (Trójstyk PL-CZ-D) © mors
I w drodze wyjątku...
Na Trójstyku ;p © mors
Zupełnie płasko, a opodal wszędy (pa)górki..
Sąsiednie tabliczki, jedyne w swoim rodzaju :) © mors
Budynek dosłownie na granicy - wyłazi poza granicę na grubość tynku ;) © mors
Znak graniczny nr 1... cyferka pozyskana przez zamalowanie części liczby "115"... :) © mors
Kończąc wątek Trójstyku...
Że tak się wyrażę... Gdzie jest krzyż? ;) Jest po stronie niemieckiej, a nie ma po naszej?!? Nie do wiary © mors
Z każdej strony Trójstyku da się łacnie dojechać rowerem, przyjemna (choć płaska) okolica, blisko dróg przelotowych, polecam.
Co ciekawe, wszystcy turyści tamże okazywali się być niemcami... pewnie się zmówili i chcieli przesunąć znaki graniczne ;p, ale mieli pecha, bo siedziałem i pilnowałem. ;)
JASNA GÓRA
To też mnie intrygowało. Oprócz oczywistej zbieżności nazw jest to także jedyna podgórska wieś w Worku Turoszowskim - w południowo-wschodnim jego krańcu zaczynają/kończą się Izery. Reszta Wora jest pagórkowata, czasami mocno, ale to tylko pagórki (wyżyna).
J.G. ma dwie równoległe nitki asfaltu, uczciwie (czyli prostopadle, bez zygzaków i serpentyn) atakujące zbocze - przedsionek Izerów.
Świetna oferta dla Huragana bez młynka oraz dla mnie, wciąż jeszcze bez jedzenia i picia... nie wprowadzałem, ale musiałem przerywać. ;p
Wieś kończy się blisko grzbietu, któren wyróżnia się niemal niespotykaną w jakże zindustrializowanym Worku naturalnością krajobrazu (liściaste drzewa, żadne nasadzenia), a z braku jakichkolwiek szlaków w pobliżu, jest cisza, spokój, a nie ma komerchy i śmieci. Żebym tak jeszcze te zbocze sfocił, to bym nie musiał tyle klikać. ;p
Jasna Góra - dosłownie ;) © mors
Kościółek (albo kaplica - nie stwierdzono) W Jasnej Górze... nieco skromniejszy od tego NA Jasnej Górze. ;) © mors
Strome skrzyżowanie w "centrum" Jasnej Góry © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka zachodnia © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka wschodnia © mors
Widok na wieś Jasna Góra. Na pierwszym planie przyzagrodowa wieża widokowa, a na trzecim Bogatynia i zapylenie atmosfery © mors
Naturalna, górkowata, na uboczu, nieznana, "nieodkryta" - daję wysokie noty. ;)
BOGATYNIA PRZEMYSŁOWA
Wielka dziura, łatwo widoczna z drogi od Trójstyku na północ (ta droga to przez kilka kilometrów jedyny obiekt pomiędzy Wielką Dziurą a granicą Państwa. Skądinąd droga w bardzo kiepskim stanie (praktycznie wszystkie pozostałe w Worku są bdb/idealne).
Kolarka nad Wielką Dziurą (kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego "Turów I") © mors
To trzeba zobaczyć na własne oczy, jest naprawdę imponujące (ok. 2OO m głębokości i kilkukilometrowe rozmiary...
Słońce na fabryce chmur, wyborny żart © mors
W niektórych dzielnicach Bogatyni można się poczuć jak gdyby jeździło się wewnątrz tegoż przemysłowego molocha...
A gdzieniegdzie poutykane pojedyncze domy, emeryci ogarniają ogródki, dzieci wracają ze szkół - wszystko "w cieniu" tych kominów i innych takich składowisk, maszynerii, Wielkiej Dziury, sztucznej chmury itd...
Przerażające motywy, acz rozmiary robią wrażenie...
BOGATYNIA PRZYSŁUPOWA
A tu drugi skandal (pierwszy to ten z brakującym krzyżem ;) , tym razem z Bogatyni właściwej...
A gdzie jest Zima?!? - zapytał z przekrwionymi ze zgorszenia oczyma Mors © mors
Waląca się rudera i taka ładna płaskorzeźba, szkoda jej... (Kopaczów, przy czeskiej granicy) © mors
Chyba dawny folwark.
Ciąg dalszy nastąpi, połowa "już" za mną... masakra jakaś, więcej klikania niż jeżdżenia, chyba muszę wrócić do nocnych dwusetek. ;)
Cele zrealizowane na cacy: zaliczenie (i dokładna penetracja) lewego-dolnego rogu Polski, że się tak naukowo wyrażę ;) (tzw. "Worek Turoszowski") tudzież nadgonienie z kiloskami, żeby wykres ła(go)dnie opadał. Miało być 210 i wyszło, mimo że trasa zmieniana naście razy i zupełnie planowana bez ładu i składu. ;]
UDZIWNIENIA ;)
Żeby było śmieszniej, pierwsza połowa była najtrudniejsza jaką pamiętam, a druga (i ostatecznie całość) była najłatwiejszą 200+ w życiu, pierwszy raz ZUPEŁNIE się nie zmęczyłem po takiej trasce (5h spania w nocy, jazda od 5 rano do 23, w tym 1h pociąg i X czasu turystyka piesza i kombinowana ;) ).
Owe zmęczenie w pierwszej połowie wynikało z niejedzenia i niepicia od dnia poprzedniego, aż do 12 w południe (w tym 6h jazdy po pagórkach). Nie jadłem, bo mi się nie chciało, a dopiero o 12 zaczęło mnie smalić pragnienie - ale za to jakie miałem odcięcia! Krótkie, ale drastyczne, kilka razy nie miałem siły jechać nawet z lekkiej górki. ;]
A rano było -1,5*C ale i tak wziąłem tylko (przygotowane na planowane +6*) letnie skarpety-piętówki, no i adidasy, i... było w sam raz. :)
A ja głupi Zimą zakładałem ciężkie, Zimowe skarpety. ;]
TRÓJSTYK
Wiele o nim myślałem, ale nigdy nie stykało mi czasu. Wszak trzeba jechać na "koniec Polski"...
Huragan w lewym dolnym rogu Polski (Trójstyk PL-CZ-D) © mors
I w drodze wyjątku...
Na Trójstyku ;p © mors
Zupełnie płasko, a opodal wszędy (pa)górki..
Sąsiednie tabliczki, jedyne w swoim rodzaju :) © mors
Budynek dosłownie na granicy - wyłazi poza granicę na grubość tynku ;) © mors
Znak graniczny nr 1... cyferka pozyskana przez zamalowanie części liczby "115"... :) © mors
Kończąc wątek Trójstyku...
Że tak się wyrażę... Gdzie jest krzyż? ;) Jest po stronie niemieckiej, a nie ma po naszej?!? Nie do wiary © mors
Z każdej strony Trójstyku da się łacnie dojechać rowerem, przyjemna (choć płaska) okolica, blisko dróg przelotowych, polecam.
Co ciekawe, wszystcy turyści tamże okazywali się być niemcami... pewnie się zmówili i chcieli przesunąć znaki graniczne ;p, ale mieli pecha, bo siedziałem i pilnowałem. ;)
JASNA GÓRA
To też mnie intrygowało. Oprócz oczywistej zbieżności nazw jest to także jedyna podgórska wieś w Worku Turoszowskim - w południowo-wschodnim jego krańcu zaczynają/kończą się Izery. Reszta Wora jest pagórkowata, czasami mocno, ale to tylko pagórki (wyżyna).
J.G. ma dwie równoległe nitki asfaltu, uczciwie (czyli prostopadle, bez zygzaków i serpentyn) atakujące zbocze - przedsionek Izerów.
Świetna oferta dla Huragana bez młynka oraz dla mnie, wciąż jeszcze bez jedzenia i picia... nie wprowadzałem, ale musiałem przerywać. ;p
Wieś kończy się blisko grzbietu, któren wyróżnia się niemal niespotykaną w jakże zindustrializowanym Worku naturalnością krajobrazu (liściaste drzewa, żadne nasadzenia), a z braku jakichkolwiek szlaków w pobliżu, jest cisza, spokój, a nie ma komerchy i śmieci. Żebym tak jeszcze te zbocze sfocił, to bym nie musiał tyle klikać. ;p
Jasna Góra - dosłownie ;) © mors
Kościółek (albo kaplica - nie stwierdzono) W Jasnej Górze... nieco skromniejszy od tego NA Jasnej Górze. ;) © mors
Strome skrzyżowanie w "centrum" Jasnej Góry © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka zachodnia © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka wschodnia © mors
Widok na wieś Jasna Góra. Na pierwszym planie przyzagrodowa wieża widokowa, a na trzecim Bogatynia i zapylenie atmosfery © mors
Naturalna, górkowata, na uboczu, nieznana, "nieodkryta" - daję wysokie noty. ;)
BOGATYNIA PRZEMYSŁOWA
Wielka dziura, łatwo widoczna z drogi od Trójstyku na północ (ta droga to przez kilka kilometrów jedyny obiekt pomiędzy Wielką Dziurą a granicą Państwa. Skądinąd droga w bardzo kiepskim stanie (praktycznie wszystkie pozostałe w Worku są bdb/idealne).
Kolarka nad Wielką Dziurą (kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego "Turów I") © mors
To trzeba zobaczyć na własne oczy, jest naprawdę imponujące (ok. 2OO m głębokości i kilkukilometrowe rozmiary...
Słońce na fabryce chmur, wyborny żart © mors
W niektórych dzielnicach Bogatyni można się poczuć jak gdyby jeździło się wewnątrz tegoż przemysłowego molocha...
A gdzieniegdzie poutykane pojedyncze domy, emeryci ogarniają ogródki, dzieci wracają ze szkół - wszystko "w cieniu" tych kominów i innych takich składowisk, maszynerii, Wielkiej Dziury, sztucznej chmury itd...
Przerażające motywy, acz rozmiary robią wrażenie...
BOGATYNIA PRZYSŁUPOWA
A tu drugi skandal (pierwszy to ten z brakującym krzyżem ;) , tym razem z Bogatyni właściwej...
A gdzie jest Zima?!? - zapytał z przekrwionymi ze zgorszenia oczyma Mors © mors
Waląca się rudera i taka ładna płaskorzeźba, szkoda jej... (Kopaczów, przy czeskiej granicy) © mors
Chyba dawny folwark.
Ciąg dalszy nastąpi, połowa "już" za mną... masakra jakaś, więcej klikania niż jeżdżenia, chyba muszę wrócić do nocnych dwusetek. ;)
Parodia jazdy i agonia niezniszczalnej Dętki
Niedziela, 30 marca 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 14.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Otóż ZMĘCZYŁEM się tymże niniejszym dystansem, aż musiałem robić przerwę.:D
Najpierw do kościoła (2,5km) po czym, w jeansach i sweterku, 11,5 km "trasa" na drastycznie kapciejącej dętce (z przebiegiem 38 393,5) do tego znienawidzone ;) słońce ... no i padłem. :D
Żeby było śmieszniej, to nazajutrz przejechałem 215 km w dużo lepszym zdrowiu. :D
Tak se wspominam lata młodości... zawsze na niskim ciśnieniu (zamiast amortyzatorów), zawsze w zwykłych, długich spodniach i równie cywilnych podkoszulkach/swetrach, zawsze bez pieniędzy i prowiantu... a trasy bywały, w porywach, 120-140 km (z kilkoma totalnymi zgonami po drodze)...
2 ładne zdjęcia z niedzieli:
Ruchliwa trasa, brzydkie i chaotyczne wioski... a tu nagle pomiędzy nimi taka mała oaza © mors
W ten weekend do byłego Zielonogórskiego wpadli goście z byłego Zamojskiego ;) © mors
/niewiele tutejszych ludzi wie, że ZAH to były zamojskie, a nie zielonogórskie tablice, ciekawostka taka. ;p /
A Dętkę chyba trzeba będzie pożegnać... :(
Najpierw do kościoła (2,5km) po czym, w jeansach i sweterku, 11,5 km "trasa" na drastycznie kapciejącej dętce (z przebiegiem 38 393,5) do tego znienawidzone ;) słońce ... no i padłem. :D
Żeby było śmieszniej, to nazajutrz przejechałem 215 km w dużo lepszym zdrowiu. :D
Tak se wspominam lata młodości... zawsze na niskim ciśnieniu (zamiast amortyzatorów), zawsze w zwykłych, długich spodniach i równie cywilnych podkoszulkach/swetrach, zawsze bez pieniędzy i prowiantu... a trasy bywały, w porywach, 120-140 km (z kilkoma totalnymi zgonami po drodze)...
2 ładne zdjęcia z niedzieli:
Ruchliwa trasa, brzydkie i chaotyczne wioski... a tu nagle pomiędzy nimi taka mała oaza © mors
W ten weekend do byłego Zielonogórskiego wpadli goście z byłego Zamojskiego ;) © mors
/niewiele tutejszych ludzi wie, że ZAH to były zamojskie, a nie zielonogórskie tablice, ciekawostka taka. ;p /
A Dętkę chyba trzeba będzie pożegnać... :(
Nagła szarża na NRD ;) (Tuplice i pogranicze) /Hrgn/
Sobota, 29 marca 2014
Kategoria Nielicho, Biednie, brudno i odludno
kilosy: | 65.95 | gruntow(n)e: | 3.00 |
czasokres: | 02:55 | śr. km/h: | 22.61 |
Zupełnie nieoczekiwanie dla Bundeswehry i samego siebie kopsnąłem się do NRD. Było z wiatrem więc jechałem wartko, coby wzmóc efekt zaskoczenia. :)
50,2 km do samej granicy koło Olszyny, z czasem netto 1h 59min (samo tak wyszło, spinałem się tylko na podjazdach). Blitzkrieg prawie jak w 1939, ino w drugą stronę. ;)
Pasuje jak ulał! :) © mors
Zjazd do terminala. W tle, po lewej, nieoznakowany zjazd do nieistniejącego przejścia (zerwany most) © mors
Lepiej uciekać... ;) (straż graniczna patrolująca ruch na nieistniejącym moście granicznym) © mors
Fajna praca...
Terminal-widmo w Olszynie © mors
Olszyna. Wymierający terminal © mors
Straszny syf w tamtych okolicach (na wsiach, nie mówię o samym terminalu). Dziwne, bo przez wiele lat gmina (urząd i jej mieszkańcy też) żyła z granicy, a wszędy ino bruki i dziury...
Olszyna city (zjazd do wsi Olszyna, dającej nazwę słynnemu przejściu granicznemu) © mors
Na zwiedzanie Olszyny "city" zabrakło czasu... wiem tylko, że jest malutka i że to powyżej to jedyna droga tamże.
Sytuacja podobna do Jakuszyc - obie nazwy są powszechnie znane, widnieją na tysiącach drogowskazów i map, ale każdy zna tylko przejście graniczne, a nie źródłosłów, czyli malutkie osady.
Po drugiej stronie też zjazd w las, nawet bez bruku i drogowskazu, ale ja cwanie się przygotowałem, że to skrót do mojej stacji kolejowej...
Że zostało 10 km pod wiatr (pierwsze 50 z wiatrem ;p ) to drobiazg, ale w połączeniu z napiętym czasem i luźnym piachem a później wrednym brukiem, którego miejscami nie dało się ominąć poboczem, za to wiódł pod górę (no i pod wiatr) - było gorąco. Cisnąłem 8km/h rwąc za kierownicę i męcząc się srodze, na 25 min. przed pociągiem. ;]
G#wniana droga do wsi Kałki © mors
Wieś Kałki i jej g#wniana droga (2km od granicy) © mors
Później było znacznie gorzej, ale nie fociłem, bo nie miałem już czasu. ;p
/chwilę wcześniej minąłem na tej drodze staruszka-prawdziwego rolnika, takiego prehistorycznego, zero komerchy. ;) W mojej wsi już dawno takich nie ma, a tu w 2014, przy granicy.../
Tuplice - wieś gminna, ma nawet 4-piętrowe bloki. Byłoby lepiej, jakby miała tabliczki, kaj jest stacja PKP...
W ostatniej chwili wpadam w taki oto zaułek, pięknieusrany usłany szkłami wszelakimi, a żem rozpędzonym był, to nie obeszło się bez hamowania po tymże :> (11. raz w tym roku, z czego 4 na Huraganie). :)
Tuplice - zjazd do stacji PKP © mors
Stacja w Tuplicach. Syfiasto, ale i światowo. ;) © mors
No i okazało się, że pomyliłem parafie, i z tejże pociąg odjeżdża kilkanaście minut później. ;]
Niepotrzebnie się wypruwałem, haratałem kolarkę na bruku, że o zbędnym hamowaniu nie wspomnę... ;]
Dla zabicia czasu zrobiłem jeszcze zakupy, tak szybkie, że nawet nie zdążyli mi roweru buchnąć. ;)
A w pociągu, przez sporą część trasy, byłem jedynym pasażerem. Zloty interes...
I jeszcze foty z dojazdu:
Słit focia z Zajączkiem ;) © mors
Bar 69 w Trzebielu, przy DK 12, blisko granicy z niemcami © mors
Bez komentarza. ;)
50,2 km do samej granicy koło Olszyny, z czasem netto 1h 59min (samo tak wyszło, spinałem się tylko na podjazdach). Blitzkrieg prawie jak w 1939, ino w drugą stronę. ;)
Pasuje jak ulał! :) © mors
Zjazd do terminala. W tle, po lewej, nieoznakowany zjazd do nieistniejącego przejścia (zerwany most) © mors
Lepiej uciekać... ;) (straż graniczna patrolująca ruch na nieistniejącym moście granicznym) © mors
Fajna praca...
Terminal-widmo w Olszynie © mors
Olszyna. Wymierający terminal © mors
Straszny syf w tamtych okolicach (na wsiach, nie mówię o samym terminalu). Dziwne, bo przez wiele lat gmina (urząd i jej mieszkańcy też) żyła z granicy, a wszędy ino bruki i dziury...
Olszyna city (zjazd do wsi Olszyna, dającej nazwę słynnemu przejściu granicznemu) © mors
Na zwiedzanie Olszyny "city" zabrakło czasu... wiem tylko, że jest malutka i że to powyżej to jedyna droga tamże.
Sytuacja podobna do Jakuszyc - obie nazwy są powszechnie znane, widnieją na tysiącach drogowskazów i map, ale każdy zna tylko przejście graniczne, a nie źródłosłów, czyli malutkie osady.
Po drugiej stronie też zjazd w las, nawet bez bruku i drogowskazu, ale ja cwanie się przygotowałem, że to skrót do mojej stacji kolejowej...
Że zostało 10 km pod wiatr (pierwsze 50 z wiatrem ;p ) to drobiazg, ale w połączeniu z napiętym czasem i luźnym piachem a później wrednym brukiem, którego miejscami nie dało się ominąć poboczem, za to wiódł pod górę (no i pod wiatr) - było gorąco. Cisnąłem 8km/h rwąc za kierownicę i męcząc się srodze, na 25 min. przed pociągiem. ;]
G#wniana droga do wsi Kałki © mors
Wieś Kałki i jej g#wniana droga (2km od granicy) © mors
Później było znacznie gorzej, ale nie fociłem, bo nie miałem już czasu. ;p
/chwilę wcześniej minąłem na tej drodze staruszka-prawdziwego rolnika, takiego prehistorycznego, zero komerchy. ;) W mojej wsi już dawno takich nie ma, a tu w 2014, przy granicy.../
Tuplice - wieś gminna, ma nawet 4-piętrowe bloki. Byłoby lepiej, jakby miała tabliczki, kaj jest stacja PKP...
W ostatniej chwili wpadam w taki oto zaułek, pięknie
Tuplice - zjazd do stacji PKP © mors
Stacja w Tuplicach. Syfiasto, ale i światowo. ;) © mors
No i okazało się, że pomyliłem parafie, i z tejże pociąg odjeżdża kilkanaście minut później. ;]
Niepotrzebnie się wypruwałem, haratałem kolarkę na bruku, że o zbędnym hamowaniu nie wspomnę... ;]
Dla zabicia czasu zrobiłem jeszcze zakupy, tak szybkie, że nawet nie zdążyli mi roweru buchnąć. ;)
A w pociągu, przez sporą część trasy, byłem jedynym pasażerem. Zloty interes...
I jeszcze foty z dojazdu:
Słit focia z Zajączkiem ;) © mors
Bar 69 w Trzebielu, przy DK 12, blisko granicy z niemcami © mors
Bez komentarza. ;)
Dpd i wieczorek na Huraganie. Szybsza jazda - dłuższe spanie. ;)
Piątek, 28 marca 2014
Kategoria Standardowo
kilosy: | 19.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Oszukać przeznaczenie (?)
Czwartek, 27 marca 2014
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 49.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Niby spokojne popołudnie, ubocze małego miasta, pogoda i warunki drogowe idealne, lokalne skrzyżowanie... i nagle pisk opon, świst, grzmot, strzały poduszek, szmer sunących bezwładnie po drodze części... a kilkanaście sekund wcześniej opuściłem to skrzyżowanie, jadąc tak jak ofiara (Pani w czarnej Octavii)... szkoda by było Krossowego, tak bardzo chciał dokończyć kółeczko wokół Ziemi... ;)
Młodzian w Audii miał kawałek prostej drogi więc gaz do oporu, a skrzyżowanie obstawione domami i parkującymi samochodami, no i sru...
Nikomu jakoś nic się nie stało, chociaż mi np. do teraz się oddech przytkał... cenne przeżycie (zdjęcia może też, choć trochę) - przypomina, że nie można pędzić nawet na głównej i prostej drodze a z drugiej strony w miarę możliwości należy unikać skrzyżowań ze słabą widocznością.
Blachosmród się popłakał.... łubudu chwilę po tym jak opuściłem to skrzyżowanie © mors
Jeszcze się dymi z poduszki © mors
Ale urwał... części (tu: zderzak a po lewej - lampa) latały na kilkanaście metrów © mors
Taką pędzącą częścią oberwać byłoby niewesoło już nie mówiąc o tym, że jak się obejrzałem do tyłu, po usłyszeniu grzmotów, to samochody tańczyły piruety na środku skrzyżowania... być tam chwilę wcześniej, nawet z bezpieczną prędkością... O_O
A tymczasem 6 dni już jeżdżę z zakatowaną dętką (przebitą? przetartą? zmurszałą? - boję się sprawdzać...), pompując ją 2 razy dziennie od zera, co daje sumę pompowań większą, niźli przez ostatnie 15 lat....
Na tą chwilę ma nalatane 38 379 km i nie mam pomysłu, co dalej. ;]
Młodzian w Audii miał kawałek prostej drogi więc gaz do oporu, a skrzyżowanie obstawione domami i parkującymi samochodami, no i sru...
Nikomu jakoś nic się nie stało, chociaż mi np. do teraz się oddech przytkał... cenne przeżycie (zdjęcia może też, choć trochę) - przypomina, że nie można pędzić nawet na głównej i prostej drodze a z drugiej strony w miarę możliwości należy unikać skrzyżowań ze słabą widocznością.
Blachosmród się popłakał.... łubudu chwilę po tym jak opuściłem to skrzyżowanie © mors
Jeszcze się dymi z poduszki © mors
Ale urwał... części (tu: zderzak a po lewej - lampa) latały na kilkanaście metrów © mors
Taką pędzącą częścią oberwać byłoby niewesoło już nie mówiąc o tym, że jak się obejrzałem do tyłu, po usłyszeniu grzmotów, to samochody tańczyły piruety na środku skrzyżowania... być tam chwilę wcześniej, nawet z bezpieczną prędkością... O_O
A tymczasem 6 dni już jeżdżę z zakatowaną dętką (przebitą? przetartą? zmurszałą? - boję się sprawdzać...), pompując ją 2 razy dziennie od zera, co daje sumę pompowań większą, niźli przez ostatnie 15 lat....
Na tą chwilę ma nalatane 38 379 km i nie mam pomysłu, co dalej. ;]
Ostatnia taka szarża...
Piątek, 21 marca 2014
Kategoria Odkrywczo
kilosy: | 64.50 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Czekałem na ten dzień 14 lat, 6 m-cy i 3 dni. ;]
Ale najpierw część wycieczkowa. ;)
W piątek po pracy trochę się szarpnąłem, razem z dpd wyszło ponad 70 km, zupełnie jak za czasów poczciwej Zimy. :)
I to pomimo sielankowej, letniej pogody tak się zmobilizowałem. A nawet przyznam się, że jechało się lżej i szybciej niż Zimą... no ale co to za satysfakcja? ;p
Z drugiej strony dywaguję sobie, że jak Zimą machnęło się sennie, acz bez większego wysiłku 230 km na raz na starym góralu, to teraz pewnie można by sporo więcej...
Udało się zaliczyć 2 nowe parafie ;) o co coraz ciężej, i nawiedzić ;) kilka dawno nie nawiedzanych (na polach podzielonogórskiej Ochli, gdziem nie był chyba 10 lat, strasznie obrodziły... domki nowobogackich...).
Takie tam foty:
Nowo nawiedzony Radwanów zainteresował mnie dość nietypowym kościołem, klimaty zgoła niczym z Ameryki Środkowej, albo coś. No i ta niezwykła bliskość wiernych...
Kościół w Radwanowie... bliżej wiernych ;) © mors
Ciekawe, jak wyglądają procesje wokół świątyni. ;)
A ta wnęka ma ławki, co wygląda nietypowo, ale bardzo mnie się podobie.
W tymże Radwanowie:
Dawny zespół dworski, obecnie "Żabi Dwór" w Radwanowie © mors
Żabi Dwór na etapie późnej kijanki. ;)))
Tamże, pomiędzy ww. zdjęciami mijam wiejskie małolaty (dziewoje), sztuk 5, siedzące i nudzące się (w dobie komputerów i rowerów?!) na równie wiejskim przystanku, na co one zareagowały gwizdaniem... :> co za wieśniary, 15-letniego roweru nie widziały? ;))
Ja wiem, że jak ludzie się nudzą, to różne gupoty przychodzą do głowy, ale z taką nigdy jeszcze się nie spotkałem. ;)
Ewidentna emancypacja (przejmowanie "męskich ról")... ciekawe, co to będzie w następnych pokoleniach... ;)
Tymczasem w sąsiednich Jarogniewicach kościół tradycyjny a wieża surowa, "zamkowata"... jakże odmiennie...
Kościół w Jarogniewicach © mors
Ponadto miasto Kożuchów opłotkami:
Droga na jednym z nowych osiedli w Kożuchowie © mors
A to za wsią Stypułów. "Chatka" jest pośrodku niczego - ten obiekt po lewej to pustostan albo ferma strusi,pewnikiem tegoż jegomościa.
Chatynka wśród pól ;) © mors
A tu Jeleniów, wiocha, w której zakład drzewny (Stelmet) zajmuje większą powierzchnię niż wieś właściwa. ;)
Szkoda Nyski, ładna taka... (Jeleniów) © mors
Powrót pociągiem, gdzie było tłoczno (pierwszy raz w życiu wiozłem rower w zatłoczonym pociągu) wskutek czego do Krossa "wtuliła się" oprócz mnie intrygująca rudowłosa, co doskonale komponowało się z kolorem tegoż roweru. ;p;p
A teraz co do tytułu. ;p
Po pracy a przed wyjazdem, jak rzadko kiedy, sprawdzam ciśnienie (palcami) i tył dość pulchny... o_O
Niemożliwe, mnie to nie dotyczy, to pewnie żartownisie w pracy odkręcili mi troszku wentyl...
Napompowałem, ale tradycyjnie, niezłomny swym zasadom, pompki w trasę nie powziąłem.... ;]
No i pod koniec jazdy było już pulchno, co zauważyłem głównie po.... innym dźwięku opony - nie zauważyłem zwiększonych oporów toczenia, czyżby taki nadmiar mocy? ;) Później jeszcze godzina w pociągu i 4,5 km do Morsownii i mimo że w dętce już prawie nie było powietrza a opona rwie się już ze starości, to i tak dojechałem lekko i bez problemów technicznych, dziwne. Gumy Dębicy służą nawet w stanie technicznej agonii...
Jeszcze nie wiem, czy to przebicie, przetarcie czy rozszczelnienie wentyla albo dętki właściwej, na razie wciąż jeżdżę (tylko dpd) pompując codziennie od zera...
Świat mi się zawalił ;) albowiem, przypomnijmy, dętka śmigała od nowości, 14,5 roku (prawie pół mojego życia!), dzień w dzień, w każdą pogodę, zazwyczaj na bardzo niskim ciśnieniu, tłukąc się po miliardach dziur, i nigdy, przenigdy nie było z nią jakichkolwiek problemów - zero kapci i wciąż nawet ciśnienie trzymała, w swej późnej starości...
Przebieg, w przybliżeniu (nie wiem, w którym momencie zaniemogła): 38.265 km, czyli jakieś 18 milionów 666 tysięcy NISKOCIŚNIENIOWYCH obrotów (dętka trąca o oponę na każdym jednym obrocie).
Marzyło mi się objechać na niej całą Ziemię (40kkm z groszami) a zabrakło tak niewiele, praktycznie jakbym już kończył okrążenie i był teraz na Krymie. ;)
Tak czy owak, wstydu nie ma. ;)
Chętnie poznam jakieś dłuższe bezawaryjne przebiegi dla jednej dętki...
Ale najpierw część wycieczkowa. ;)
W piątek po pracy trochę się szarpnąłem, razem z dpd wyszło ponad 70 km, zupełnie jak za czasów poczciwej Zimy. :)
I to pomimo sielankowej, letniej pogody tak się zmobilizowałem. A nawet przyznam się, że jechało się lżej i szybciej niż Zimą... no ale co to za satysfakcja? ;p
Z drugiej strony dywaguję sobie, że jak Zimą machnęło się sennie, acz bez większego wysiłku 230 km na raz na starym góralu, to teraz pewnie można by sporo więcej...
Udało się zaliczyć 2 nowe parafie ;) o co coraz ciężej, i nawiedzić ;) kilka dawno nie nawiedzanych (na polach podzielonogórskiej Ochli, gdziem nie był chyba 10 lat, strasznie obrodziły... domki nowobogackich...).
Takie tam foty:
Nowo nawiedzony Radwanów zainteresował mnie dość nietypowym kościołem, klimaty zgoła niczym z Ameryki Środkowej, albo coś. No i ta niezwykła bliskość wiernych...
Kościół w Radwanowie... bliżej wiernych ;) © mors
Ciekawe, jak wyglądają procesje wokół świątyni. ;)
A ta wnęka ma ławki, co wygląda nietypowo, ale bardzo mnie się podobie.
W tymże Radwanowie:
Dawny zespół dworski, obecnie "Żabi Dwór" w Radwanowie © mors
Żabi Dwór na etapie późnej kijanki. ;)))
Tamże, pomiędzy ww. zdjęciami mijam wiejskie małolaty (dziewoje), sztuk 5, siedzące i nudzące się (w dobie komputerów i rowerów?!) na równie wiejskim przystanku, na co one zareagowały gwizdaniem... :> co za wieśniary, 15-letniego roweru nie widziały? ;))
Ja wiem, że jak ludzie się nudzą, to różne gupoty przychodzą do głowy, ale z taką nigdy jeszcze się nie spotkałem. ;)
Ewidentna emancypacja (przejmowanie "męskich ról")... ciekawe, co to będzie w następnych pokoleniach... ;)
Tymczasem w sąsiednich Jarogniewicach kościół tradycyjny a wieża surowa, "zamkowata"... jakże odmiennie...
Kościół w Jarogniewicach © mors
Ponadto miasto Kożuchów opłotkami:
Droga na jednym z nowych osiedli w Kożuchowie © mors
A to za wsią Stypułów. "Chatka" jest pośrodku niczego - ten obiekt po lewej to pustostan albo ferma strusi,pewnikiem tegoż jegomościa.
Chatynka wśród pól ;) © mors
A tu Jeleniów, wiocha, w której zakład drzewny (Stelmet) zajmuje większą powierzchnię niż wieś właściwa. ;)
Szkoda Nyski, ładna taka... (Jeleniów) © mors
Powrót pociągiem, gdzie było tłoczno (pierwszy raz w życiu wiozłem rower w zatłoczonym pociągu) wskutek czego do Krossa "wtuliła się" oprócz mnie intrygująca rudowłosa, co doskonale komponowało się z kolorem tegoż roweru. ;p;p
A teraz co do tytułu. ;p
Po pracy a przed wyjazdem, jak rzadko kiedy, sprawdzam ciśnienie (palcami) i tył dość pulchny... o_O
Niemożliwe, mnie to nie dotyczy, to pewnie żartownisie w pracy odkręcili mi troszku wentyl...
Napompowałem, ale tradycyjnie, niezłomny swym zasadom, pompki w trasę nie powziąłem.... ;]
No i pod koniec jazdy było już pulchno, co zauważyłem głównie po.... innym dźwięku opony - nie zauważyłem zwiększonych oporów toczenia, czyżby taki nadmiar mocy? ;) Później jeszcze godzina w pociągu i 4,5 km do Morsownii i mimo że w dętce już prawie nie było powietrza a opona rwie się już ze starości, to i tak dojechałem lekko i bez problemów technicznych, dziwne. Gumy Dębicy służą nawet w stanie technicznej agonii...
Jeszcze nie wiem, czy to przebicie, przetarcie czy rozszczelnienie wentyla albo dętki właściwej, na razie wciąż jeżdżę (tylko dpd) pompując codziennie od zera...
Świat mi się zawalił ;) albowiem, przypomnijmy, dętka śmigała od nowości, 14,5 roku (prawie pół mojego życia!), dzień w dzień, w każdą pogodę, zazwyczaj na bardzo niskim ciśnieniu, tłukąc się po miliardach dziur, i nigdy, przenigdy nie było z nią jakichkolwiek problemów - zero kapci i wciąż nawet ciśnienie trzymała, w swej późnej starości...
Przebieg, w przybliżeniu (nie wiem, w którym momencie zaniemogła): 38.265 km, czyli jakieś 18 milionów 666 tysięcy NISKOCIŚNIENIOWYCH obrotów (dętka trąca o oponę na każdym jednym obrocie).
Marzyło mi się objechać na niej całą Ziemię (40kkm z groszami) a zabrakło tak niewiele, praktycznie jakbym już kończył okrążenie i był teraz na Krymie. ;)
Tak czy owak, wstydu nie ma. ;)
Chętnie poznam jakieś dłuższe bezawaryjne przebiegi dla jednej dętki...
Zwykły tydzień z niezwykłym zakończeniem
Piątek, 21 marca 2014
Kategoria Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 49.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
D-p-d od 17. do 21.III plus niedzielne małe kręcenie w wielkiej wichurze.
W niedzielę "odkryłem" (3 km w linii prostej od chałupy!) dość intrygujący obiekt:
Tajemnicza pieczara ;) © mors
Wejście ;p © mors
W środku dodatkowe przejście, częściowo zasypane ziemią a częściowo śmieciami, darowałem sobie.
Odległość znaleziska od Morsownii zabójcza, ale to dlatego, że dopiero niedawno powycinano część krzaków no i że nie ma liści.
A w środę, 19.III., raptem dopiero 78 dzień roku a już 10. ('dziesiąty') raz w tym roku musiałem użyć hamulca. ;]
Notabene na 1999. kilometrze. Statystycznie nawet 200 km nie mogę wytrzymać bez hamowania. :/
Ale to jeszcze nic, najlepsze było w piątek, po pracy, ale to już temat na osobny temat. ;p
W niedzielę "odkryłem" (3 km w linii prostej od chałupy!) dość intrygujący obiekt:
Tajemnicza pieczara ;) © mors
Wejście ;p © mors
W środku dodatkowe przejście, częściowo zasypane ziemią a częściowo śmieciami, darowałem sobie.
Odległość znaleziska od Morsownii zabójcza, ale to dlatego, że dopiero niedawno powycinano część krzaków no i że nie ma liści.
A w środę, 19.III., raptem dopiero 78 dzień roku a już 10. ('dziesiąty') raz w tym roku musiałem użyć hamulca. ;]
Notabene na 1999. kilometrze. Statystycznie nawet 200 km nie mogę wytrzymać bez hamowania. :/
Ale to jeszcze nic, najlepsze było w piątek, po pracy, ale to już temat na osobny temat. ;p
Żyrafą użytkowo i dystansowo ;)
Czwartek, 20 marca 2014
Kategoria Nielicho, Żyrafiątko
kilosy: | 0.40 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Wkręciłem się ponownie, pomimo problemów technicznych, było dużo lżej i łatwiej niźli wczoraj - najwyraźniej po kilku miesiącach żyrafowej przerwy roztrenowałem się i co gorsza przeskalowałem się (na Słonikowe 36"). Zabawne, że ludzie od MTB 29er czynią porównania, jakoby dzieliła ich przepaść od standardowych 26"... tymczasem między Żyrafą a Słonikiem jest 16" różnicy a to naprawdę robi różnicę, we wszystkim...
Dziś użytkowo: wymyśliłem, że poodwiązuję resztki starych s(z)nurków z muru. No i co lepiej - przestawiać drabinę co pół metra, czy może jechać sobie wzdłuż muru ROWEREM...?
Zdjęcie z wycieczki rowerowej, jak to mawia połowa bikestatecznych © mors
Sznurek na wysokości 295 cm © mors
Był tamże kotek, liczył że upadnę ;) ale nie załapał się na zdjęcia czym wpis traci 99 pkt do lansu. ;)
Ponadto wywiezłem dziś śmieci za pomocą Żyrafy, z aktywnym udziałem kota (podkołami kołem) - +100 pkt do adrenaliny. ;]
A wieczorem postanowiłem po ciemachu czaskać dystansy - było maks. 200 m na raz i byłoby dużo więcej, ale ciągle samochody przeszkadzały.
Tymczasem wiosna już na wejściu sobie za dużo pozwala, ponad 21*C w cieniu, co to dalej będzie... powoli zaczynam poważnie się zastanawiać nad szarpnięciem się na wakacje w Arktyce...
Dziś użytkowo: wymyśliłem, że poodwiązuję resztki starych s(z)nurków z muru. No i co lepiej - przestawiać drabinę co pół metra, czy może jechać sobie wzdłuż muru ROWEREM...?
Zdjęcie z wycieczki rowerowej, jak to mawia połowa bikestatecznych © mors
Sznurek na wysokości 295 cm © mors
Był tamże kotek, liczył że upadnę ;) ale nie załapał się na zdjęcia czym wpis traci 99 pkt do lansu. ;)
Ponadto wywiezłem dziś śmieci za pomocą Żyrafy, z aktywnym udziałem kota (pod
A wieczorem postanowiłem po ciemachu czaskać dystansy - było maks. 200 m na raz i byłoby dużo więcej, ale ciągle samochody przeszkadzały.
Tymczasem wiosna już na wejściu sobie za dużo pozwala, ponad 21*C w cieniu, co to dalej będzie... powoli zaczynam poważnie się zastanawiać nad szarpnięciem się na wakacje w Arktyce...
Odkurzenie Żyrafy
Wtorek, 18 marca 2014
Kategoria Żyrafiątko
kilosy: | 0.30 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Ujechałem się nieźle, niechaj dystans Was nie zmyla...
Oprócz oczywistej geometrii roweru dochodzi coraz bardziej scentrowane kółko, wyciągnięty łańcuch, odkręcająca się piasta i chyba wykrzywiająca się, od ciągłych uderzeń, rama. Jadę cały powykręcany a miota jak 3 szatanów. ;)
Ponadto napompowałem oponkę do cywilizowanych 2.0 atm (minimum wg producenta opony), zamiast dotychczasowych 0,5 (sic!), i teraz skrętność jest większa niż zwykłym rowerem po nierównym lodzie na wietrze...
Od samego wsiadania można się już zmęczyć, a wizja wywrotki nawet na leżącej na drodze nanocząsteczce ;) powoduje, że trzeba jechać na wpół na stojąco i każden mięsień jest cały czas maks. spięty i napięty.
No może na asfalcie nie aż tak, ale jazda po podwórku (nierówny trawnik) to niczym ambitne MTB. Albo kulig bez sanek. ;)
Odmóżdżenie doskonałe. ;)
Oprócz oczywistej geometrii roweru dochodzi coraz bardziej scentrowane kółko, wyciągnięty łańcuch, odkręcająca się piasta i chyba wykrzywiająca się, od ciągłych uderzeń, rama. Jadę cały powykręcany a miota jak 3 szatanów. ;)
Ponadto napompowałem oponkę do cywilizowanych 2.0 atm (minimum wg producenta opony), zamiast dotychczasowych 0,5 (sic!), i teraz skrętność jest większa niż zwykłym rowerem po nierównym lodzie na wietrze...
Od samego wsiadania można się już zmęczyć, a wizja wywrotki nawet na leżącej na drodze nanocząsteczce ;) powoduje, że trzeba jechać na wpół na stojąco i każden mięsień jest cały czas maks. spięty i napięty.
No może na asfalcie nie aż tak, ale jazda po podwórku (nierówny trawnik) to niczym ambitne MTB. Albo kulig bez sanek. ;)
Odmóżdżenie doskonałe. ;)
Polska - Anglia 2:0 ;) /Hrgn/
Sobota, 15 marca 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 28.70 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jeździłem z Anglikiem, prawie już wżenionym w rodzinę, z tym samym co latem zeszłego roku.
Biega on sporo, ale nie jeździ, więc zmasakrowanie go chwały raczej nie przynosi. ;)
Na początku się szarpał: 22-26 km/h pod strasznie silny wiatr z deszczem i to na miejskim rowerze (moim, tym brązowym) i to z całkiem wyprostowaną pozycją. Ja, na lżejszym przecież Huraganie, leżałem poziomo a i to ledwo dawałem mu radę, ale to tylko przez pierwsze 2 km. ;]
Siłę jak widać gościu ma, ale wytrzymałości bynajmniej... tak jak rok temu, lekki podjazd albo trochę piachu i po chwili znika z oczu (wstecz). ;]
Później jechał coraz wolniej i wolniej... aż po 20 km zaliczył odcięcie prądu. ;]
Ale się nie cieszę, bo gdybym to ja miał biegać (nie dałem się namówić), to bym wypadł 100x gorzej...
Prawie cała trasa przegadana, ja po angielsku ;) a On po polsku (sic!) - i zdaje się, że jego język obcy zaczął przeganiać mój obcy...
Dostałem nawet status "Źelaznej łydki", co oczywiście jest bardzo dalekie od rzeczywistości.
Kolejne "popsucie" moich statystyk samotnych jazd, ale i nowe doświadczenie - nawet nie przypuszczałem, że przegadanie długich prostych pod silny, czołowy wiatr może je tak bardzo "skrócić".
Trasa przez "wieś morderców" i terenem przez las, czyli zupełnie bez sensu, ale samo tak wyszło. ;]
A na sam koniec wyszło także słońce...
Biega on sporo, ale nie jeździ, więc zmasakrowanie go chwały raczej nie przynosi. ;)
Na początku się szarpał: 22-26 km/h pod strasznie silny wiatr z deszczem i to na miejskim rowerze (moim, tym brązowym) i to z całkiem wyprostowaną pozycją. Ja, na lżejszym przecież Huraganie, leżałem poziomo a i to ledwo dawałem mu radę, ale to tylko przez pierwsze 2 km. ;]
Siłę jak widać gościu ma, ale wytrzymałości bynajmniej... tak jak rok temu, lekki podjazd albo trochę piachu i po chwili znika z oczu (wstecz). ;]
Później jechał coraz wolniej i wolniej... aż po 20 km zaliczył odcięcie prądu. ;]
Ale się nie cieszę, bo gdybym to ja miał biegać (nie dałem się namówić), to bym wypadł 100x gorzej...
Prawie cała trasa przegadana, ja po angielsku ;) a On po polsku (sic!) - i zdaje się, że jego język obcy zaczął przeganiać mój obcy...
Dostałem nawet status "Źelaznej łydki", co oczywiście jest bardzo dalekie od rzeczywistości.
Kolejne "popsucie" moich statystyk samotnych jazd, ale i nowe doświadczenie - nawet nie przypuszczałem, że przegadanie długich prostych pod silny, czołowy wiatr może je tak bardzo "skrócić".
Trasa przez "wieś morderców" i terenem przez las, czyli zupełnie bez sensu, ale samo tak wyszło. ;]
A na sam koniec wyszło także słońce...