thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Karkonosze i mono

Dystans całkowity:148.80 km (w terenie 14.80 km; 9.95%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:2985 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:9.30 km
Więcej statystyk

Śnieżka, Wielkie Koło i... SOR xD

Wtorek, 28 lipca 2020
kilosy:4.00gruntow(n)e:1.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Karkonosze i mono, Mono, Nielicho
"Sukces, albo kalectwo!".
(Anonimowy Hardcor)

Tym razem było bliżej tego drugiego :>

To od początku nie był mój dzień. W sumie takim sprzętem na taką trasę to nie miało prawa się udać. ;]
No i się nie udawało - z 90% trasy z buta ;p Na szczęście po drodze jest kilka wypłaszczeń a nawet zjazdów, więc pomyślałem sobie: show must go on! ;p
Ale po tym, jak omijając tuptusiów po zewnętrznej złapałem pobocze i spadłem z rowerem do rowu - zacząłem myśleć show must go home ;D:D
Nawet jedna turystka (10/10 ;p ) zaproponowała mi bandażowanie, a ja oczywiście że nic mi nie jest xDD i że rozchodzę. GUPEK. ;]
Było coraz gorzej, ale tak bardzo chciałem pojeździć po Równi pod Śnieżką... Tudzież powyżej górnej granicy badyli. ;pp

Dojazd. Pierwszy raz widziałem koło zapasowe wewnątrz autobusu :O a kierowca pierwszy raz widział moje koło wewn. tegoż autobusu. ;]


Karłowate badyle i relikty epoki lodowcowej *-*



Załapał się jeden z ostatnich Starów (zanim Szkopy zlikwidowali tę polską markę ;ppp )


Gdybym miał mono z hamulcem ręcznym, to bym zjechał nawet takie odcinki ;p


Przesiadywałbym... *-*

W miarę płaskie odcinki jechałem, ku uciesze swojej i gawiedzi ;) i nawet łatwo się jechało po takich kamolach :> tym nie mniej jedną glebę zaliczyłem, ostatecznie dobijając sobie stopę. :/
Odtąd "czołgałem się na czworakach" - dobrnąłem tylko do Domu Śląskiego (1400 m):


Tamże wycof na Kopę i wyciąg... :/

/prawdopodobnie to polski samochód (Lublin) na najwyższym poziomie na świecie... w sensie, że 1370 m) ;) /

Wybuliłem 25 zł za zjazd, wokół prawie same niemce (burżuje!), no ale z plusów: nie skroili mnie za bilet za bagaż (15 zł) no i wjazd na teren Kark. Park. nar. miałem za darmo (-8 zł) - to już razem 23, czyli prawie się zbilansowało. ;D

/no i przerwa od rowerów... może wreszcie nadrobię swoje i znajomych BS-y ;> /

Co ciekawe, w ten wyjątkowo upalny dzień (jak na tegoroczne lato ;p ), gdy na nizinach dochodziło do 33* w cieniu, a w Jeleniej do 30, to na Równi pod Śnieżką było wręcz chłodnawo! :OOO Tzn. słońce coś tam z lekka przypiekało, ale przeważały chmury, no i ten wiater! :O Przewracał bardziej, niż brukowana nawierzchnia (tak, jeździłem na jednym kole po bruku, walcząc z wiatrem i o jednej sprawnej stopie :D ).

Już nawet w Górnym Karpaczu było upalnie i bezwietrznie :O a im niżej, tym gorzej. :/

W Jeleniej upał jeszcze bardziej dobił moją opuchliznę na "płetwie", tym nie mniej udało mi się przejechać bez zsiadania z koliska całe 1,5 km od dworca do igloo. o_O Zawsze to lepiej, niż iść jak zwierzę na piechotę... ;p

A później SOR i ponad 6 godzin(!) czekania w kolejce xD Na moje "nieszczęście" byłem najmniej rozwalony tego dnia, i ciągle jacyś "kaskaderzy" wygryzali mnie z kolejki. ;]
Co ciekawe, zupełnie nietypowo dla szpitali, przeważali średnio-młodzi (w podobnym wieku) turyści, a co dziwniejsze - głównie loszki. :O Więc nie było tak źle. ;)
Prześwietlenie nie wykazało złamania, więc tylko skręcenie, ale spuchłem jak przysłowiowa foka. ;))

Monocyklem i pieszo po śródgórskim padole (Michałowice i Wielkie Koło)

Piątek, 1 listopada 2019
kilosy:6.50gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo


Tak jak rok temu, na Wszystkich Świętych skorzystałem z darmowych przejazdów MZK.
Darmowe kursy wgłąb gór to jasna strona jeleniogórskiego MZK. Jasna strona jeleniogórskiego MZK istnieje. ;))
Tym razem wziąłem Wielkie Koło i dojechałem do końca trasy, czyli górnego Jagniątkowa (dom-muzeum noblisty Gerharda.H.):


Dalej/wyżej przez lasy, trochu szosą a trochę w terenie. Nawet pojechałem na polanę widokową o nazwie Polana Widokowa :) i chciałem popełnić filmik, jak jadę na Kole na przełaj po Polanie na tle pobliskich Śnieżnych Kotłów, ale wszystko wyszło pod słońce i na filmie nic nie było widać. :/ Tamże spotkałem też rodzinkę na elektrycznych fullach. ;pp

No i dojechałem do Michałowic, skąd są najlepsze widoki na Śnieżne Kotły...



Zwiedziłem praktycznie całą osadę, choć większość dróg była za stroma na jazdę - chwilami aż popaliłem sobie uda.
Rychło odpuściłem jazdę i zacząłem spacer, co było nawet lepsze, bo tak najlepiej można było kontemplować urocze zakątki tej parafii...



/na zdjęciu ukazałem całą tę "ulicę", nic nie jest przycięte o_O /

Mały taras z olbrzymim widokiem
Mały taras z olbrzymim widokiem "na pół kraju" © Morsowy

Niezłe klimaty, co? Także dosłownie - popatrzcie na to drzewo..


A tu widok z Michałowic na Górzyniec - jedno i drugie formalnie jest dzielnicą miasteczka Piechowice, które leży na dnie Kotliny - większego absurdu administracyjno-topograficznego nie znam. o_O


Tak się szwendając spóźniłem się na autobus i zamiast czekać godzinę na następny, kopsnąłem się z powrotem do Jagniątkowa...

Drzewo-ośmiornica O_O

W autobusie jak i w górach było nawet sporo młodych ceprów typu "prawdziwy turysta". Zaskoczyło mnie to tym bardziej, że rok temu w tych samych okolicznościach nie widziałem żadnych.

Dzięki wysokościom 600+ szron na północnych zboczach utrzymywał się nawet po południu - piknie i praktycznie, bo się nie ufajdałem w terenie. W lubuskim całodobowy szron na 1 listopada byłby nie do pomyślenia. *-*

Trzmielak (647 m) monocyklem, pieszo i autobusem ;)

Czwartek, 1 listopada 2018
kilosy:4.50gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo


Dowiedziałem się, że 1.XI. jeleniogórski MZK będzie woził za darmo...


Dużo nie myśląc, wziąłem małe mono i wrzuciłem do pierwszego lepszego autobusu jadącego w góry. Padło na Sobieszów, czyli u samych stóp Karkonoszy. Trochę słabo, bo straciłem sporo czasu na pięcie się w górę. Pięcie to wychodziło mi bardzo średnio - początkowo nie mogłem się przeskalować z mono 36", a jak się wkręciłem, to i tak było kiepsko, bo 20" to zdecydowanie za mało: za krótka rama (niewygodnie), za krótkie korby (zmniejszające siłę napędową) i za małe koło (straszna wrażliwość na nierówności).


Powyżej Sobieszowa nawiedziłem dolinę Wrzosówki i "odkryłem" sztuczny wodospad:


Następnie Jagniątków, jedyna górska dzielnica Jeleniej Góry... Tamże wbiłem się na zielony szlak. W zagłębieniu szlaku liści było po kolana - dedykacja dla Evity ;))


to w sumie też:


jednakowoż i to (już po zejściu ze szlaku, na przełaj, w stronę szczytu):


Ogólnie zbocze, początkowo w miarę równe, w górnych partiach okazało się usłane kamyczkami...






...na których to monocykl przydał mi się, jak Kukizowi Twitter. ;)))
Ani się o weń wesprzeć, ani podjechać, a tylko ciążył i zawadzał. ;p

Wybrałem górę "nijaką" i bez jakiejkolwiek ścieżki na szczyt kombinując, że nikogo tamże nie będzie, zwłaszcza w taki dzień...
A tymczasem trafiłem na dzikie zgrupowanie trialowców (na motórach), jazgoczących niemiłosiernie po tych skałach i prawie pionowych podjazdach... Nawet sobie zorganizowali parę szlaków z co mniejszych głazów...

Na szczycie zaczęło się chmurzyć, co skopało mi widok (w tle Śnieżka) - a mógł być fajny, wszak liście już nie zasłaniają. ;p


W partiach szczytowych, pośrodku niczego i z dala od szlaków zebrałem pół jednorazówki śmieci. :/

Później zejście - skakanie po głazach to był drobiazg - najgorsze okazało się przy dole, gdzie było dużo liści i nie szło wyhamować nóg. A pod liśćmi jeszcze różne niespodzianki - 2 gleby były. ;p

Ale to nie koniec przygód - zgubiłem mono :D które schowałem, chyba przed samym sobą, za jakimś głazem w połowie zbocza.
Szukanie nic nie dawało :D rowerek zgubił się, niczym tutejszy LabradoL:


i jeszcze masa innych błędów... ;p

Znalazł się po ponad pół godzinie (monocykl, nie Labradol), przez co spóźniłem się na autobus powrotny, a jeździ tamże tylko 1 na godzinę. ;]
Toteż pojeździłem jeszcze trochu po Jagniątkowie (asfaltami) - zdjęć nie wciepuję, bo trasy już znane z dawnych wypadów na mono w Karkonosze. Jakkolwiek okolica godna polecenia o każdej porze roku.

Ogólnie to raczej zmarnowałem ten dzień, prawie jak niektórzy podwójną kadencję. ;))


Zrobili mi dzień:
- jakiś Janusz wbił się na mszę z reklamówką Biedronki o_O
- jakaś Grażyna na przystanku hejtowała panującą bardzo ciepłą, prawie bezwietrzną i słoneczną pogodę (!!!).
Zrzędziła niemiłosiernie, że pogoda jest ostatnio "straszna" :OOO i nawet padło uzasadnienie: "bo nie wiadomo, jak się ubierać".
Absolutne mistrzostwo.
Domniemywam, że dla tej kobiety w całej historii i przyszłości Wszechświata nie ma ani jednego miejsca ni momentu, gdy pogoda była dobra...

Karpaczańskie Skalne Osiedle na 36" Kole

Niedziela, 26 listopada 2017
kilosy:3.80gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Karkonosze i mono, Mono, Nielicho
Kolejna spokojna dzielnica tego mainstreamowego kurortu. Dosc powiedziec, ze minely mnie zaledwie 2 samochody i to oba na lokalnych blachach. W dodatku zero komerchy - jeszcze lepiej niz w Wilczej Porebie. No i podjazdy w sam raz na Wielkie Kolo - tym razem nie plulem płucami. ;)



Nastepnie bylo zorganizowane "wyjscie na miasto" - wszyscy deptali deptak a ja, pierwszy raz od kilkunastu lat (!) uskutecznilem dluzszy spacer po gorach z buta. Wysoko zajsc nie zdazylem, tym nie mniej bylo wielce klimatycznie: dzikie zakatki Pohulanki i pogranicza Karkonoskiego P.N. w aurze padajacego pierwszego sniegu, wsrod mgiel majaczyly pojedyncze chatki posrodku niczego, a w tle zza chmur wyzieralo groznie wielkie cielsko Karkonoszy... czysta poezja. :)

A na koniec jeszcze  takie tam z Karpacza. :)

PS. 1: dystans uwzglednia 1 km dojazdu z autobusu do domu.
PS. 2: jak zwykle zostawilem rower przy wejsciu do hotelu bez zadnego zapiecia i jak zawsze po calej beztrosko przespanej nocy - rowerek na mnie czekal. :)

Takie tam po Karpaczu na Wielkim Kole ;)

Sobota, 25 listopada 2017
kilosy:3.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Karkonosze i mono, Mono, Nielicho
Po calym dniu szkolen z biurokratycznych systemow pojechalem rozwalac system ;) na mono - po ciemachu, w deszczu i wietrze i w dodatku w dzielnicy, ktorej nie znalem (Wilcza Poreba). W listopadowy wieczor nawet w Karpaczu da sie zyc - ruch byl zaden.. w przeciwienstwie do podjazdow, zupelnie nie na takie duze Kolo - po raptem 1 km w gore lalo sie ze mnie strumieniami - przy +2*C. ;]

Dystans to 1 km w gore, 1 w dol plus 1 z porannego dojazdu na autobus.

Rudawski Park Krajobrazowy... na 36" Kolisku :)

Sobota, 21 października 2017
kilosy:16.00gruntow(n)e:4.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Odkrywczo, Nielicho, Mono, Karkonosze i mono, 36" Kolisko
Tym razem pojawilem sie w Sudetach dzieki mojej firmie. 
Juz w autobusie szlo sie nacwierkac - od samych oparow wódy. :) Na szczescie wzialem Wielkie Kolo do autobusu i popoludnie spedzilem cokolwiek ciekawiej niz alkoholizujaca sie do oporu reszta. ;)
Chociaz warto odnotowac, ze najbardziej wypita zawodniczka zdecydowala sie sprawdzic ten moj wielki sprzet :p ku ogolnej uciesze gawiedzi. Niestety - nie zgodzila sie na publikowanie jej zdjec, a straciliscie naprawde duzo. :p ;)

Generalnie relaksacyjna trasa wokol dzikiego (pozaglownonurtowego) Rudawskiego Parku Krajobr. z licznymi dygresjami tu i tamze.
Trasa, ze tak powiem, mono friendly - bardzo maly ruch i podjazdy raczej ponizej 10%.
Inna sprawa, ze w pazdziernikowy wieczor to nawet pod Karpaczem byl znosny ruch drogowy.






i na koniec Karkonosze z karkonoską zakałą (kowarskie kominy, nie mono):


Pod koniec juz sie sciemnialo, wiec podkrecilem tempo. Niby jechalo sie lekko, ale po zatrzymaniu sie zakrecilo mi sie w bani i zrobilo mi sie ciemno przed slepiami. :0
Domniemywam po tym, ze jechalem glownie na endorfinach...

30% zjazd "bez hamulców" - rekordowa ul. Szkolna w Karpaczu na monocyklu plus objazd Karkonoszy

Piątek, 15 sierpnia 2014
kilosy:12.00gruntow(n)e:0.10
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo
Po całym dniu podróży (z czego większość to dojazd, korki, objazdy i szukanie miejsc do parkowania) wylądowałem w Karpaczu, opodal kościołów. I miałem 48 minut na wjechanie na szczyt miasteczka (ponad 3km i ~200m w pionie), zabawę na rekordowej ul. Szkolnej i zjazd (na ostrym kole) z powrotem....
Częściowo zakorkowanymi ulicami, częściowo zakorkowanymi chodnikami (15 sierpnia - świąteczny dzień...) że o przebijaniu się przez zwarty kordon piechurów na deptaku nie wspomnę (przejechałem bez zsiadania, mimo że co chwilę musiałem robić stójkę a nawet wahadło przód-tył, którego dotąd zbytnio nie umiałem...).

Nie wiem, czemu ta ulica jest taka nie znana, leży zaraz poniżej zjazdu do Świątyni Wang i wali po oczach swoją stromizną, najprawdopodobniej największą w kraju... 
Właściwie, to kciuk powinien być w dół, bo tylko zjeżdżałem ;)
Właściwie, to kciuk powinien być w dół, bo tylko zjeżdżałem ;) © mors
Na rozgrzewkę... tak powinny wyglądać wszystkie ulice w kraju ;)
Na rozgrzewkę... tak powinny wyglądać wszystkie ulice w kraju ;) © mors
Wjazd na szalony, -30% zjazd (w tle DW Kamieńczyk)
Wjazd na szalony, -30% zjazd (w tle DW Kamieńczyk) © mors
Podmurówka ogrodzenia prawdę Ci powie... 30% :))
Podmurówka ogrodzenia prawdę Ci powie... 30% :)) © mors
Aż mnie zemdliło w tymże miejscu - z wrażenia jak i ze strachu, że nie wyhamuję...było grubo, ale jeszcze nie u kresu możliwości...
Aż trudno sobie wyobrazić, co można by zjechać na monocyklach górskich (z ręcznym hamulcem i szeroką oponą)...
Staty-niestety, na podjazd nie miałem czasu. Przy takiej jakości nawierzchni byłoby to arcytrudne, o ile w ogóle sama stromizna by na to pozwoliła...
Niestety, tylko
Niestety, tylko "płaska" częsć Szkolnej ma elegancki dywanik © mors
Widoki z Szkolnej, zza Gołębiewskiego
Widoki z Szkolnej, zza Gołębiewskiego © mors

Szacując z dokładnych map, to kluczowy odcinek Szkolnej, jakieś 250 metrów, ma 50 metrów przewyższenia :D
To coś jakby przejechać po Mazowszu 250 KILOmetrów...

Parafrazując teściów pewnego blogera z BS - tam to nawet samochody nie dawały rady... :)
Zazwyczaj po stromych drogach cisnę tylko wtedy, jak są "bicykliści" do zmasakrowania ;) a jak ich nie ma, to trochę cisnę a później zdjęcia (czyt.: odpoczynek ;p ). Tym razem cisnąłem brutalnie całą trasę... przeżyłem tylko dzięki chłodkowi (po południu 15*C), ale bez 3 dni bolesnych zakwasów się nie obeszło ;p

Kolejna legenda zaliczona, choć tylko częściowo... będzie po co wracać. ;)

A ponadto:

Szklarska Poręba:
Urząd Miejski w szklarskiej - tak powinny wyglądać wszystkie urzędy ;)
Urząd Miejski w szklarskiej - tak powinny wyglądać wszystkie urzędy ;) © mors
Dedykacja ze szklarskiej ;)
Dedykacja ze szklarskiej ;) © mors
Bożena z widokiem na Karki ;)
Bożena z widokiem na Karki ;) © mors
Chciałem machnąć jakiś motyw, choćby kciuk w górę, ale za dużo ludzi łaziło i głupio mi było. ;p
Oczywiście, można by powiedzieć, że to obce miasto i w 99% to turyści, czyli anonimowość....

.... a to własnie tamże, parę metrów obok, nielicha niespodzianka: w tłumie mnie rozpoznała, i to od tyło-boku.I to kobieta-faceta, nie odwrotnie. I to widzieli się raptem 2 dni w życiu i zupełnie nie wiedzieli, że w teraz w tym samym miejscu i czasie.... a jak? to chyba wiadomo - spróbujcie takiego szczęścia stojąc sobie z konwencjonalnym rowerem. ;p;p
A kto? Powinniście kojarzyć. ;p

Trafienie jak w lotka. ;)
.

.
2 miesiące później.... (dokończenie):
Szklarska Poręba. Tak powinno wyglądać każde miasto ;)
Szklarska Poręba. Tak powinno wyglądać każde miasto ;) © mors
Po drzewach jedzie ;)
Po drzewach jedzie ;) © mors
Latający BMX
Latający BMX © mors
Kredens Taxi, BMXy, śródmiejskie skały - ciekawszy świat
Kredens Taxi, BMXy, śródmiejskie skały - ciekawszy świat © mors
Loty ;p
Loty ;p © mors
Loty ;p
Loty ;p © mors
Żadnego monocykla tamże nie było, pfff! ;)
Zasady :)
Zasady :) © mors
Kącik historyczny
Kącik historyczny © mors

"Hamulce tarczowe ze wspomaganiem" - ostrzeżenie dla jadących z tyłu ;] © mors
Tańczące białogłowy... i monocykl
Tańczące białogłowy... i monocykl © mors
Zamek Czocha i rower z zupełnie innej bajki ;)
Zamek Czocha i rower z zupełnie innej bajki ;) © mors
Pomieszanie baśni ;)
Pomieszanie baśni ;) © mors
Oblężenie zamku. ;) Przed wejściem głównym tłumy stonki
Oblężenie zamku. ;) Przed wejściem głównym tłumy stonki "do golenia" a wejście boczne - za darmochę :D © mors
Zapora Leśniańska (w tle monocykl ;p )
Zapora Leśniańska (w tle monocykl ;p ) © mors
Nader urokliwie
Nader urokliwie © mors
Krótka, ale konkretna serpentynka za zbiornikiem Leśniańskim
Krótka, ale konkretna serpentynka za zbiornikiem Leśniańskim © mors

Mono wraca z Karkonoszy (cz. 8 z 8, z podsumowaniem)

Niedziela, 21 lipca 2013
kilosy:12.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho
Wypełniły się dni ;) i nadszedł powrotu czas.... oczywiście w dniu z najlepszą pogodą. ;]
W dniu wyjazdu oczywiście krystaliczne powietrze © mors

Chociaż narzekać nie mogę, większość z 8 dni była pogodna, a zarazem niezbyt gorąca, jak na środek lata (maks. bodajże 28*). Co i tak jest dużo za dużo na mono, nawet jadąc po płaskim...
Po górach oczywiście było ciężko i za gorąco, takoż i teraz, niby tylko Cieplice->centrum J.G. plus trochę po Legnicy i dojazd z PKP do Morsowni, czyli niemal płasko, ale z pełnym plecakiem, który grzeje plecy i mocno buja mono, więc na każdym metrze jest walka, zwłaszcza na wybojach...
Jadąc do centrum, oczywiście po mszy ;p obczajam:
Wnętrze tramwaju pod jeleniogórskim MZK © mors

we wspomnianym już wcześniej pamiątkowym wozie:
Pamiątkowy tramwaj pod jeleniogórskim MZK © mors

czyli coś z cyklu: za niemca opłacało się zbudować (tu: linie tramwajowe), a teraz nawet nie opyla się utrzymywać...

Już po 3 km jazdy każden przystanek mój... Na jednym z nich:
A ten typ mijał mnie codziennie kilka razy dziennie (biała kolarka, koła 26" i do tego amortyzowany widelec...) © mors


W końcu centrum (Jelenia Góra "właściwa"). Padam z gorąca, ale zwiedzam:
Reklama na rynku w Jeleniej Górze (linka z tych do przegryzienia zębami) © mors

Tramwaj - kram z pamiątkami na jeleniogórskim rynku © mors

Tamże nabyłem pamiątkowe widokówki formatu podwójnego, ze zdjęciami ze ścigu na Śnieżkę w zestawieniu z XIX w. rowerzystkami w sukniach. :) Jak ktoś zainteresowany to możemy negocjować. ;)

Ogólnie to w Jeleniej szukałem starego billboardu, com go kiedyś widział, a szło na nim wielkimi literami "MORSIK" :D (taka firma kiedyś tam była), ale nie odnalazłem. :(

PKS z Jeleniej do Legnicy leciał przez Przełęcz Widok, zwaną także przez niemców i Legniczan ;p jako "Kapella". Niby znaki, że stromy podjazd, a tu ciągle płasko. ;) Niby płasko, a z przełęczy pół kraju widać... 606 m, nieźle, jak na północ od Sudetów. Trzeba się tam w końcu wybrać rowerem. ;p

W Legnicy jak to w Legnicy. ;)
Jeździłem coś 40 minut, ale bez pomysłu. ;)
Pub KRYZYS w Legnicy - świetna reklama! © mors

Legnicki dworzec w trakcie remontu (lipiec 2013) © mors

Mitologizacja kontrowersyjnej postaci i to jeszcze za życia © mors

i takie tam. ;p
Później PKP do siebie i powrót na kole obrzeżami miasta - formalność, nie ma o czym pisać. ;p

PODSUMOWANIE 8 dni w Karkonoszach:
+ 2 fenomenalne rowerzystki :) z BS poznane w realu (na Okraju);
+ 2 krople deszczu (lipiec jest najbardziej deszczowy w roku, zwłaszcza na pogórzu i w górach);
+ 2 przełęcze machnięte na mono (Okraj w wyjątkowych okolicznościach a karkonoska wyjątkowa merytorycznie);
+ mnóstwo mniejszych i większych podjazdów (i zjazdów - na ostrym kole!);
+ 98 km na jednym kole (z czego ok. 7,4 w terenie i ok. 10 km dojazdówki na niżu);
+ kilkaset zdjęć...

- aż 2 zatrucia (?) = 2 zmarnowane/przemęczone dni :/
- brak filmików (własny skasowałem niechcący, a przypadkowo mijani fani nie wrzucili nic do y2b, wbrew zapewnieniom...);
- niedosyt zawsze pozostaje. ;)

Chciałbym jeszcze zawitać na mono do Szklarskiej, Karpacza i Świeradowa i zjeździć je szczegółowo, ale to tylko pitu-pitu, choć niektóre uliczki mają zabójczo strome.
Na pewno trzeba też machnąć Stóg Izerski (jeden z trudniejszych podjazdów w PL) i Gliczarów (24% między wioskami, ale to już w Tatrach)... ale to już tylko formalności.
Oba naj- asfaltowe podjazdy w Polsce zdobyte na monocyklu!
/najwyższy - MORSkie Oko w maju (1410m) i teraz najstromszy (Przeł. Karkonoska, 27%).

Zasadnicza misja wypełniona...

PS. najlepsza część wciąż jeszcze czeka na opracowanie...

Dzień regeneracyjno - (dez)organizacyjny (Karkonosze i mono, cz. 7/2013)

Sobota, 20 lipca 2013
kilosy:5.00gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Mono, Nielicho, Karkonosze i mono
Cóż to był za dzień... spanie z zamulaniem do południa, popas na mieście (oczywiście jadąc na mono), dalsze zamulanie, regeneracja, spanie na zapas oraz próby organizacji nocnego wypadu na Śnieżkę... niestety, tym razem montowanie ekipy nie wyszło, a samemu mi się nie chciało szarpać...
/w programie było dotarcie na szczyt o wschodzie słońca, oczywiście na mono/
Wieczorem małe pitu-pitu na odmulenie (np. buszowanie w jagodowym wzgórzu z widokiem na mono, poniższą cmentarną kaplicę i Karkonosze na drugim planie...) ale wciąż czułem się "wyprztykany". Wyczerpany, w sensie...
A wyniszczyłem się tak oczywiście Przełączką Karkonoską z poprzedniego dnia - technika jazdy (walka z każdą muldą, z każdym metrem "ściany", przemnożone przez kilka tysięcy...) generowała nieprawdopodobny poziom zmęczenia.
Co ciekawe, w dniu wjazdu czułem się zmęczony, ale nie wyczerpany - wpływ endorfin, adrenalin, podjazdo-lin, mono-lin, przełęczo-lin, ekstremo-lin i paru innych auto-dopalaczy...
Muszę tam kiedyś wjechać zwykłym rowerem, żeby mieć porównanie...
Kaplica cmentarna (Jelenia Góra - Cieplice, oś. XX-lecia) © mors

Widok z osiedla XX-lecia (J.G. - Cieplice) © mors

Zabetonowane, zaasfaltowane © mors

Przynajmniej wpis wyszedł niedługi. ;p

NAJTRUDNIEJSZY PODJAZD PO NAJTRUDNIEJSZYM PODJEŹDZIE, czyli Przełęcz Karkonoska na monocyklu (cz. 1)

Piątek, 19 lipca 2013
kilosy:15.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Mono, Karkonosze i mono, Nielicho
Okazuje się, że wycieczka życia może mieć... 15 kilometrów.
Treść i forma są adekwatne do wydarzeń, więc z góry ostrzegam wrażliwych na przechwałki. ;p

To nie miało prawa się udać... ale się udało!
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji "niewykonalnej" misji :) © mors
.
Ortodoks - masochista

BEZ KIEROWNICY (do skręcania i "rwania")
BEZ TRZYMANIA ZA SIODŁO (do stabilizacji i "rwania")
BEZ TRAWERSOWANIA (zygzakowania)
BEZ PRZERZUTEK (i łańcucha ;) )
BEZ HAMULCA RĘCZNEGO (tylko ostre koło, żadnych ułatwień, czysta forma)
BEZ STROJU PRO (chyba, że policzymy monocyklowy t-shirt ;) )
BEZ BUTÓW SPD (jak zawsze "adidasy" za 39pln :) )
BEZ DOSTATECZNEJ KONDYCJI (jazda głównie siłą woli, nie ma, że boli...)
BEZ 1 KOŁA (ekstremalnie stromo i to jeszcze po niezliczonych muldach!)


Podjazd wśród podjazdów

Legenda polskich podjazdów ( lektura obowiązkowa ;) ):
- najwyższy n.p.m. (pomijając nielegalne, przynajmniej dla bicyklistów ;) Morskie Oko);
- najtrudniejszy (ekstremalne nachylenie, znaczna długość i do tego fatalna nawierzchnia!);
- najwyższe przewyższenie (aczkolwiek ja akurat nie startowałem z samego dołu ;p).

Sporo odcinków ponad 20%, najlepszy 27%, chwilowo do 30%... Tak dla porównania: na serpentynach zazwyczaj jest +/- 10%, na legendarnym (przereklamowanym...) Orlinku w Karpaczu - 15%, zaś legenda warszawskich "podjazdów" (Agrykola) ma maks. 7%... w dodatku mają dobre nawierzchnie no i tak jakby są "nieco" krótsze...

Jadąc na Karkonoską miałem już "na sumieniu" Gubałówkę (z dwóch stron), Przeł. Okraj, MORSkie Oko tudzież sporo podjazdów bezimiennych, niedługich, acz częstokroć nawet bardziej od nich drastycznych. Oczywiście wszystko to na monocyklu. :)
Otóż wszystko to razem wzięte, to było nic (sic!).

Myślałem, że nie uda się wjechać a jeśli nawet, to będzie to potwornie trudne. Udało się... ale było o wiele gorzej niż myślałem.


Powstali z kolan

Start z przystanku Przesieka-Sklep, ok. 525m npm.
Uroki Przesieki i optymalne nachylenie drogi ułatwiają wybudzenie się:
Gospodaa pod (olbrzymimi) Lipami w Przesiece
Gospodaa pod (olbrzymimi) Lipami w Przesiece © mors
Przesieka. Kościół wewnątrz serpentyny - rewelacja! :D
Przesieka. Kościół wewnątrz serpentyny - rewelacja! :D © mors
Przy ostatnim sklepie pierwszy dziś posiłek (bułka i batonik) i zakupy na najbliższe parę godzin, tzn... druga bułka i litr smolistego napoju wiodącego producenta. ;) Prowiant, z konieczności, wiozłem w rękach...
Ponadto CAŁYM moim ekwipunkiem była komórka i banknot 10 pln (bo najlżejszy :) ). A, i jeszcze jedna rzecz... korektor biurowy, ale o tym później...
Dla oszczędności masy nawet odkręciłem kapturek z wentyla (czekał schowany na ostatnim przystanku autobusowym :) ).
Żarty się skończyły, koniec cywilizacji (w tle koniec Przesieki, OW Chybotek, 660m), początek zwyrodniałego podjazdu
Żarty się skończyły, koniec cywilizacji (w tle koniec Przesieki, OW Chybotek, 660m), początek zwyrodniałego podjazdu © mors
.
Jeszcze w Przesiece widziałem sporo narodu na rowerach, od kolarek po freeridery, nierzadko całe zorganizowane grupy. To dobrze, będzie ciekawie...
Piechurów na Karkonoską wbija się niewielu, bo trasa mało rozpropagowana. Ale ci, którzy byli, dopełniali schematu, zupełnie tak jak na nizinach: im kto bardziej "pro", tym bardziej ma wszystkich w nosie. "Trzepacy" na "trzepackich" rowerach (widziałem tylko dwóch tamże) wykazywali ludzkie odruchy, zaś piesi wykazywali wręcz entuzjazm.
Na przykład ci, którzy opodal prawdopodobnie najstormszego odcinka siedzieli dużą grupą w lesie i zbierali jagody.
"Powstali z kolan" (sic!), "rzucili wszystko" i nuże mnie obfacać tudzież kamerować.
Szkoda tylko, że prosiłem usilnie (czego bardzo nie lubię) ażeby to zjutubili, no i oczywiście tak, tak odrzekli, tymczasem roczek mija, a youtube o niczym nie słyszało. :/ Z resztą to nie pierwszy raz, że ludki mi obiecują zdjęcia na @ i filmy na youtube, a później nic z tego nie mam. Szkoda, bo tak jakby było parę fajnych motywów... a może tylko tak mi się wydaje...
Pozostało mi tylko jedne zdjęcie z tamże:
Jeden z najstromszych odcinków w Polsce pokonany na jednym kole! (zdjęcie oszukuje, tam jest
Jeden z najstromszych odcinków w Polsce pokonany na jednym kole! (zdjęcie oszukuje, tam jest "prawie pionowo") © mors


Najpierw było krytycznie ciężko, a później... było już tylko gorzej

Legendarny, 27% odcinek poszedł opornie, ale jednak. Bo choć nachylenie ponad dwuipółkrotnie przekraczało nachylenie optymalne, to dzięki gładkiej nawierzchni dało się wypracować odpowiednią technikę jazdy i wystarczyło tylko ją powtarzać.
Schody, i to prawie dosłownie, zaczęły się powyżej skrzyżowania z Drogą Sudecką, gdzie nachylenie odpuściło niewiele, za to pojawiły się niezliczone muldy, najgorszy wróg monocyklisty (albowiem mniej widoczne od dziur). Nawet na płaskiej drodze byłyby uciążliwe, tutaj zaś stworzyły piekło. Ponadto piekły nogi i słońce (24* przy takim wysiłku to o wiele za wiele).
Wysiłek i trudność techniczna były nie do opisania, albowiem łączyć należało jazdę na wpół stojąco, na ugiętych nogach, ażeby niwelować nierówności, jednocześnie naskakując na pedała, bo tylko tak można było wygenerować odpowiednią siłę nacisku. Tymczasem każde naskoczenie generuje olbrzymią siłę skrętną, wszak siodełko nie było dociążone, a więc każde pół obrotu musiało być jednocześnie precyzyjnym skrętem w przeciwnym kierunku. W dodatku każdy ruch (=92 cm drogi) był inny, tak jak każda mulda jest inna i z inną pozycją pedałów zostawała najeżdżana.. Efekt przeciwskrętu i równowagi wywoływała głównie noga na przeciwległym pedale - tak, tak, cały czas należało jednocześnie z powyższym przyhamowywać! Do tego dodajmy maksymalne natężenie koncentracji, refleksu, precyzji i szybkośc, albowiem prędkości bywały krytycznie niskie i jakiekolwiek spowolnienie jazdy groziło utratą równowagi.
Brzmi pewnie skomplikowanie... ale w rzeczywistości było dużo gorzej. :D
Nieprawdopodobny był to koktajl...

Ale urwał!

W pewnym momencie coś mi się urwało w nodze. Nie wiem, czy to mięsień, ścięgno czy jakie inne żyjątko, nie znam się, ale wiem, że ponad pół godziny przeleżałem w rowie, masując nogę i polewając wodą ze strumyka.
Ból okazał się dokuczliwy jeszcze ponad przez tydzień, a zanikał przez wiele tygodni... były chwile zwątpienia co dalej?, a o dalszej walce zdecydowały motywujące sms-y od jednej z bikestatsowych Killerek Przeł. Karkonoskiej ;) oraz wspomnienie hasła wszystkich hardcorów na czas kryzysu (sukces, albo kalectwo!). :D
No i jakoś jechałem.
Taki tyci podjazd... na takim tyci rowerku
Taki tyci podjazd... na takim tyci rowerku © mors
/"Taki tyci podjazd" - jeden z legendarnych napisów na tym podjeździe/
Odtąd jednak przestałem się już zarzynać długimi odcinkami - przystawałem i odpoczywałem ile trzeba było. Nieortodoksyjnie, owszem, ale inaczej nie dałbym rady, a nawet mam podstawy by sądzić, że na takiej maszynie inaczej się nie dało.

Upadłem po trzykroć (por. Golgota ;) ), jednakże były to wyjątkowo delikatne upadki, albowiem asfalt jest tam niemalże... na wyciągnięcie ręki. :) Po każdym upadku oczywiście następowało "cofnięcie się z powrotem", i kombinowanie aż do skutku...
Zanikają drzewa i pojawiają się widoki. W połączeniu z górskim powietrzem zaczynałem o(d)żywać (i zwyciężać)
Zanikają drzewa i pojawiają się widoki. W połączeniu z górskim powietrzem zaczynałem o(d)żywać (i zwyciężać) © mors

Nie wiedzieli, co się dzieje

Przerwy wykorzystywałem m.in. do przyczajania się na kolejnych zawodników, w szczególności tych na kolarkach.
Po czym z dziką rozkoszą (za te kpiące uśmieszki na niżu) ich masakrowałem. O ile w ogóle jechali...
Chwila oddechu, więc jeszcze jadą... zawodnik po prawej tylko czeka, aż go ktoś zmasakruje
Chwila oddechu, więc jeszcze jadą... zawodnik po prawej tylko czeka, aż go ktoś zmasakruje © mors
Powróciło parę procent więcej i nasz dumny zawodnik już nie wie, co się dzieje. :D Toteż chwilę później został zmasakrowany. :D
Powróciło parę procent więcej i nasz dumny zawodnik już nie wie, co się dzieje. :D Toteż chwilę później został zmasakrowany. :D © mors
Wielu szosowców odstawiło tamże swego rodzaju biking-walking. Tychże to, uczciwie pisząc - deklasowałem. ;p
"Nie wiedzieli, co się dzieje" to jedno z moich najulubieńszych porzekadeł... i choć raz stanąłem po jego drugiej stronie. ;))
Końcówka podjazdu na Przeł. Karkonoską... widać
Końcówka podjazdu na Przeł. Karkonoską... widać "lekkie" umęczenie. A w tle widać szosowców z nurtu biking-walking ;p © mors
.
Powyższe oddaje jakąś małą namiastkę prawdziwego nastromienia...
Mokra ciżemka na środku drogi to woda z rury wydechowej podjeżdżającego samochodu (wysokie obroty, niska prędkość...).
Jeden z szosowców niby jechał tamże, ale maksymalnym trawersem, od trawy do trawy no i co chwilę oglądał się wstecz, czy nie jedzie samochód. A tu nadjeżdżało jedno koło...
Jego skonsternowane:
- prawa Twoja!
na zawsze w mej pamięci...

A jednak się kręci

No i żem se wjechał...
Takoż na Przełęcz (1198m):
Monocykl na Przełęczy Karkonoskiej (widok na Czechy)
Monocykl na Przełęczy Karkonoskiej (widok na Czechy) © mors
.
Jak i do końca asfaltu (w tle Przełęcz):
Monocykl i panorama ze schroniska Odrodzenie
Monocykl i panorama ze schroniska Odrodzenie © mors
Panowie na zdjęciu okazali się być niemieckojęzycznymi Niemcami. W przeciwieństwie do mnie, tym nie mniej porozmawiali ze mną dłuższą chwilę, i to prawie bez rąk (ja po angielsku, a oni po niemiecku). Trudno orzec, z jakim skutkiem. ;)
.
Przeżyjmy to jeszcze raz. ;p
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji "niewykonalnej" misji :) © mors
Monocykl powyżej kosodrzewiny
Monocykl powyżej kosodrzewiny © mor
Monocykl 880 metrów ponad Kotliną Jeleniogórską (w tle)
Monocykl 880 metrów ponad Kotliną Jeleniogórską (w tle) © mors
0,88 km ponad Kotliną Jeleniogórską ;p
0,88 km ponad Kotliną Jeleniogórską ;p © mors
Z tych 880 metrów pokonałem zdecydowaną większość, tj. ~710. Można by więcej, ale początek podjazdu był zbyt płaski. ;)
.
Na tyłach Odrodzenia nie brakuje syfu (rudery, szkła...)
Na tyłach Odrodzenia nie brakuje syfu (rudery, szkła...) © mors
Takie tam w Odrodzeniu
Takie tam w Odrodzeniu © mors
Mono w
Mono w "Odrodzeniu". Na drugim planie zgrupowanie kolarsko-pieszo-kolarkie o zaostrzonym rygorze © mors
Dyscyplinę mieli paramilitarną... wycisk na podjeździe to wiadoma sprawa, ale potem, zamiast zwiedzania to "żołnierskie" omówienie jazdy, "musztra", w tył zwrot i z powrotem... to na pewno musiało być przyjemne...
Ale nie żałuję ich, ponieważ oczywiście nie zwracali na monocykl najmniejszej uwagi. ;p
.

Bez precedensu(?)

Przepytałem Google`a, youtube`a oraz obsługę Schroniska - nikt z nich o podobnej akcji jeszcze nie słyszał. :D
Wyśmienicie, przynajmniej nie jechałem na darmo. ;))
W swej (nie)skromności popełniłem stosowny wpis do księgi pamiątkowej tamże, a że całe były zapisane, to wepchłem się na pierwszą stronę ;p (księga koloru.. nie pamiętam już ;] jakby kto się tam nudził, to może se oblukać).
Mono pod Odrodzeniem. W tle przełęcz Karkonoska
Mono pod Odrodzeniem. W tle przełęcz Karkonoska © mors

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ - WYSZŁA ZBYT DUŻA OBJĘTOŚĆ, SYSTEM ODRZUCAŁ WPIS...