Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 1005.78 km (w terenie 18.20 km; 1.81%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 32 |
Średnio na aktywność: | 31.43 km |
Więcej statystyk |
Zakończenie i podsumowanie 2013
kilosy: | 32.00 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Szkoda, bo lód był w sam raz (tzn. grubość, bo kolor już nie):
Dłoń jak w reklamie Heyah ;) © mors
Klimacik może być ;p © mors
Poza przejazdem do sklepu pojechałem do Babci na cmentarz, co łączyło pożyteczne z przyjemnym, bo taki cel gwarantował wykręcenie 1005,78 km w grudniu, czyli kolejny rekord miesięczny. Poprzedni (1002,14) był - a jakże - również zimą (pamiętny styczeń 2013).
Skądinąd nigdy nie byłem w Sylwka wieczorem na cmentarzach i zaskoczyła mnie spora liczba zniczy. I jeszcze większa w Wigilię.
Tak więc miesiąc i rok zakończony ładnie, przynajmniej rowerowo.
Podsumowanie 2013:
Nieskromnie pisząc, padło parę rekordów. I to nie tylko osobistych... :)
8.233 km nalatane - to jak na mnie (i moje rowery!) całkiem sporo (plan minimum wynosił 6kkm a optimum 7,5kkm) - życiowy rekord.
Wynik z 2012 poprawiony o niemal 50%, nawet nie wspominając o latach dawniejszych...
Dwa razy poprawiony maks. dystans miesięczny, jak już wspomniano. Dotychczasowy to było zaledwie 654 km - aż wstyd się przyznawać...
Każdego miesiąca odbyte więcej niż 1 wycieczka dziennie (średnio). Dni bezrowerowych stwierdzono 2 (w normie).
Kupiony kolejny, ekstremalny monocykl: 36" Słonik. Na razie wiele nie pojeździł (87,14km), ale w 2014 to się BARDZO zmieni... :)
Poznane w realu 7 niezwykłych osób z BS. :) To jak na moją rowerową pustynię i dotychczasowy dorobek liczba gigantyczna... Bez BS do końca życia bym połowy z tego nie poznał...
Wiele konkretnych wycieczek, a wśród nich 2 wyjątkowe merytorycznie:
NAJTRUDNIEJSZY polski PODJAZD asfaltowy zdobyty NA MONOCYKLU (Przełęcz Karkonoska i schronisko Odrodzenie - maks 27%, choć wgniata wszelkie Orlinki i serpentynki w fotel, to było dopiero pół biedy - trudność podwajała tutaj nierówna nawierzchnia - arcywredne to połączenie jak dla monocykli...a jeszcze trzecie pół biedy - zjechać to bez hamulca... (ręcznego) ).
Ponadto jest to najwyższy asfalt (1236m) w PL dostępny dla rowerów i drugi w ogóle.
No i mentalnie - zniszczenie Systemu (tu: górskie kolarstwo szosowe - to nie ja trawersowałem i wprowadzałem... :D ).
Oczywiście w realu wygląda to o wiele stromiej...
A w tle widać trawersowca i piechura, z rowerkami za kilka k pln...
Wysiłek niewyobrażalny (podwojony przez CIĄGŁY balans w KAŻDEJ możliwej płaszczyźnie...).
Przeglądając polskie i angielskie jutuby i inne internety, nie odnalazłem porównywalnej przejażdżki, więc, kto wie... ;)
Dokładna relacja wkrótce, bo wciąż jeszcze mi się ręce trzęsą. :)
I do kompletu:
NAJWYŻSZY polski PODJAZD asfaltowy - takoż NA MONOCYKLU
MORSkie Oko - a jakże - na 1 kole
Właśnie nadciągała wielka chmura, ostatnie sekundy widoczności...jest lód! Pływałbym! :) © mors
Wyżej się w Polsce nie da (asfaltami) - maks na 1410m npm.
Internety sugerują, że nikt w PL tak wysoko na mono jeszcze nie wjechał i tego się trzymajmy. ;)
Ba, w ogóle mało kto wjechał na MOko - rygorystyczny i ściśle przestrzegany regulamin Tatrz. Parku Narodowego absolutnie zabrania wjazdu tamże. Są śmiałkowie (dwukołowi) ryzykujący w letnie noce, ale wjechać tam ROWEREM w biały dzień to prawdziwe Zniszczenie Systemu (Regulaminu TPN-u).
Satysfakcja więc podwójna... ale żeby nie było tak różowo, to była jednocześnie NAJGORSZA wycieczka w życiu, ale to już pod względem (nie)towarzyskim...
Natomiast technicznie wjazd całkiem spokojny: nawierzchnia równa, nachylenia poniżej 15% - formalność. :)
Bez porównania łatwiej niż na Karkonoską (sic!).
Szczególne wyróżnienie w mym samotniczym życiu należy się niewątpliwie wypadzikowi na Przełęcz Okraj - wystarczy tylko popatrzeć na zdjęcia: ;)
Po wypadzie na MORSkie Oko można było zwątpić, czy to może ze mną jest coś nie tak... ale chyba jednak nie. ;)
Ponadto nagrały się dwa niezłe filmiki:
A wszystkim dedykuję na podsumowanie minionego roku legendarne motto, to z mojego nowego avatara.
Oczywiście na Przeł. Karkonoskiej. ;)
Rowerowo rok najlepszy w życiu, a poza tym zmarnowany, jak każdy...
Plany?
Wiele nie planuję, bo też chcę mieć niespodzianki. ;)
Nęci poprawienie życiowego dystansu (309km), Słonik zaś prowokuje do monocyklowych rekordów.
Wypadałoby w końcu odrestaurować zabytkowego ZZR Maratona...
Wciąż marzą mi się własne konstrukcje para-rowerowe, o wiele dziwniejsze od monocykli... :)
Muszę także podbić Czechy - maks. nachylenie (24%) i zarazem wysokość (1509m) na Modrym Sedle to na gładkim asfalcie będzie tylko formalność. ;) Oczywiście mówimy o mono. :)
A w lipcu jestem zaproszony na wesele do Zakopca... jak wół do karety... ale przynajmniej machnie się kilka ekstremalnych podjazdów - przyznam, że na kilku poległem a niektóre wręcz oddałem walkowerem... no ale technika jazdy od ostatniego czasu poszła sporo - nomen omen - w górę, więc na pewno będzie ciekawie. :)
dpd (ostatnie pojedyncze) i badania lekarskie
kilosy: | 7.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
- Rany, ale ma Pan słabe ciśnienie!
- yyy? Pierwsze słyszę?
- Nic Panu nie jest? Dobrze się Pan czuje?
- No jak na mnie, to dobrze - odpalił głupawo Mors. :D
Dziwne i straszne, zwłaszcza że dzień wcześniej strasznie się leniłem - żeby wypocząć przed badaniami...
Wyników nie znam, ale badania jakimś cudem zaliczone...
Gdy czasem piszę, że jestem słabowity, to piszę to szczerze...
A że czasem machnę ok. 200 km... to coś jak dla "cyborgów" machnięcie 900 (np. na BBT) - da się, ale ostatnia 1/3 to jazda siłą woli...
Dystans dzisiejszy znów przymusowo zminimalizowany. :)
PS. niebo dziś krystalicznie lazurowe, bez najmniejszej skazy....
do kościoła
kilosy: | 5.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
200+ w środku zimy z górami i morsami, acz bezśnieżnie i bezlodowo... /Hrgn/
kilosy: | 202.41 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dystans absolutnie niechcący (uciekające pociągi w kolejnych miastach :) ) wyszedł drugi w życiu i największy mój zimowy, jak dotąd... z tym, że zimowa była tylko i wyłącznie długość dnia...
Start o 6:30, powrót o 23:59 (sic!) lecz w tym nie tylko była jazda....
Absolutnie przypadkowo i niechcący - na miejscu i o czasie (godzina wykonania zdjęcia w prawym dolnym rogu) © mors
Reszta wpisu jutro.... ;p
Śliwkowo, zimo-zielono i posępnie ;)
kilosy: | 34.50 | gruntow(n)e: | 4.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Zamiast dokręcać do 8kkm (pozostało 16 km) bawiłem się w przecieranie szlaków, chwilami nawet dosłownie.
Jadę polami i lasami, widzę wiochę, ale zupełnie nie kojarzę, która to, bo nic mi w niej nie pasuje.
Wyjechałem z pól przy przystanku, więc fajnie, dowiem się, gdzie jestem... ale nie musiałem czytać, bo rzut oka na jego elewację olśnił mnie, że to właśnie po niego jechałem. ;]
Śliwkowy przystanek we wsi Śliwnik © mors
Ponadto:
...tudzież przecieranie szlaków i krzaków nad Kwisą, już o zachodzie słońca, żeby podnieść adrenalinę. ;)
Niestety, wydostałem się do cywilizacji przed zapadnięciem zmroku - nuuuda. ;)
PS. jedna z fanek ;) wysmażyła mi takie oto dzieło :D
Odjazd! ;)
PS2.: jak było słońce to jechałem z podwiniętymi rękawkami i nogawkami. ;]
Lotnisko i do kościoła (x2)
kilosy: | 24.00 | gruntow(n)e: | 0.70 |
czasokres: | śr. km/h: |
Trzy wyjścia na rower jednego dnia... (w tym raz do zamkniętego kościoła :) ).
Takie tam z wycieczki:
Uczynni śmieciarze dbają, by co kawałek dało się wypocząć © mors
Asfalt o nachyleniu 100% ;) © mors
Takie tam po asfalcie ;) © mors
Za ciepło (+9*) na coś więcej, rozstrojony jestem. ;p
Spalanie ciasta w leśnych okopach
kilosy: | 24.50 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Niby okopy nijak nie pasują do Świąt, ale tak akurat mnie wywiało, co zrobić... ;)
Poza tym pajączek spacerujący ze mną po lesie też nie pasował, że o rosnących grzybach nie wspomnę. ;)
W okopach odżył we mnie duch odkrywcy no i oprócz współczesnych śmieci odkryłem bardzo starą aktówkę (kruszyła się w rękach), na pewno z pieniędzmi albo tajnymi dokumentami mającymi zmienić bieg wojny ;) ale oczywiście była pusta. ;p
Rzecz dziwna, ale mimo pełnego zachmurzenia góry było dziś widać ostro i "blisko" jak nigdy (103 km a wyglądało na 50-60).
Poza tym był po południu mały deszcz z niezapowiedzianą wizytą, jednak tak przed jak i po deszczu +8*C, zero wytchnienia. ;)
Choinki w tym roku nie było i jestem z tego dumny ;p ale w zeszłym roku zrobiłem wyjątek od własnej zasady:
Jedynie słuszna choinka ;p © mors
PS. dziś chciał mnie rozjechać Mord Fustang. ;)
Eksploracja ziemi krośnieńskiej
kilosy: | 124.50 | gruntow(n)e: | 5.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Skończyło się na wyjeździe o 7 i błąkaniu po okrytych złą sławą (30% bezrobocia z jego pochodnymi - kradziejstwo i wszelkie inne patologie) okolicach Krosna Odrzańskiego.
W inny dzień jak Wigilia bym nie ryzykował. ;)
Skądinąd pierwszy od bardzo dawna wypad na północ - im częściej jeżdżę w góry tym ciężej wyrwać się w pozostałych kierunkach...
Na dobry początek:
Złocisty kucyk - "wyczesany" był !:D © mors
Z tego ujęcia wygląda jak wielbłąd ;) © mors
Nie jestem zbytnio entuzjastą koni, ale ten był wspaniały: w dotyku, w wyglądzie i w obyciu też. :)
Tamże (wieś Kosierz), po sąsiedzku niemalże:
Ochrona wiejskiego sklepu :D © mors
Dalejże:
Wiatrak w Leśniowie Wielkim © mors
/reszta fot wkrótce.../
Pitu-pitu i spóźniłem się na pociąg do Morsownii ;p i ostatnie ~50 km cisnąłem w pośpiechu (przed Wieczerzą!) centralnie pod wiater, a myślałem, że będę cwaniak i będę tylko jechał z wiatrem...
18 kg niskobudżetowej stali i zajechane opony w połączeniu z wiatrem dają nieźle popalić - można by ten dystans liczyć x2. ;)
Ciekawie się jechało po wioskach gdy ludzie zasiadali do Kolacji - można bylo niuchać, co też ludzie na dziś ugotowali ;) a dzieci wypatrujące w oknach pierwszej gwiazdki z konsternacją spostrzegały moją lampkę. ;)
Ale zdążyłem. ;p
Przedostatnie pojedyncze dpd ;p
kilosy: | 14.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Od nowego roku będą tygodniowe zbiorówki. ;p
A dziś dpd, zakupy i wieczorem do kościoła, na spowiedź. ;p
Za ciepło, nigdzie nie jadę ;p
kilosy: | 12.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dzień i noc +8*, no dajcie spokój...
Przejazd do kościoła i troszku po okolicy, ale odpuściłem, bo się zgrzałem. ;p
Przejechałem dziś po pięknym "tulipanie" (butelce). I co? I nico. ;p
Jak zawsze...