Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
W pustyni i w puszczy ;)
Niedziela, 22 marca 2015
Kategoria Nielicho
kilosy: | 38.00 | gruntow(n)e: | 6.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tego jeszcze nie widziałem o tej porze roku:

Żywe borówki w marcu © mors
Tym razem sporo w terenie i to nielekkim:

W pustyni i w puszczy © mors

Chwilami całkiem ładnie (skarpa nad Bobrem) © mors
Sosnowo-brzozowe lasy jako żywo kojarzyły mi się z dominującym krajobrazem w przeczytanym właśnie "Pojedynku z Syberią" Koperskiego, więc "morale" miałem wysokie. ;)
Dodatkowo wiał lodowaty, arktyczny wiatr, a jednocześnie świeciło ostre słońce, wskutek czego...

Takiej dysproporcji temperatur jeszcze nie widziałem :O © mors
A ponadto w programie:

Plac zabaw w Gorzupii. Z bobrem koło Bobru © mors
Nawiedziłem także wybitne wygnajewo (Bobrówka): 2 domki wśród pól wciśniętych między Bobrem a lasem zwieńczonym piaszczystą skarpą, z dala od wszelkiej cywilizacji, żadnego asfaltu, no po prostu "nie było niczego" ;) a ten całkiem ostatni domek to nawet miał kable z prądem odcięte. Fociłbym jak Japończyk na urlopie, ale bateria mi padła. ;p

Żywe borówki w marcu © mors
Tym razem sporo w terenie i to nielekkim:

W pustyni i w puszczy © mors

Chwilami całkiem ładnie (skarpa nad Bobrem) © mors
Sosnowo-brzozowe lasy jako żywo kojarzyły mi się z dominującym krajobrazem w przeczytanym właśnie "Pojedynku z Syberią" Koperskiego, więc "morale" miałem wysokie. ;)
Dodatkowo wiał lodowaty, arktyczny wiatr, a jednocześnie świeciło ostre słońce, wskutek czego...

Takiej dysproporcji temperatur jeszcze nie widziałem :O © mors
A ponadto w programie:

Plac zabaw w Gorzupii. Z bobrem koło Bobru © mors
Nawiedziłem także wybitne wygnajewo (Bobrówka): 2 domki wśród pól wciśniętych między Bobrem a lasem zwieńczonym piaszczystą skarpą, z dala od wszelkiej cywilizacji, żadnego asfaltu, no po prostu "nie było niczego" ;) a ten całkiem ostatni domek to nawet miał kable z prądem odcięte. Fociłbym jak Japończyk na urlopie, ale bateria mi padła. ;p
a tymczasem w lesie...
Sobota, 21 marca 2015
Kategoria Nielicho
kilosy: | 33.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
... partyzanci trzymają się mocno. ;))

Partyzanci? ;) © mors

Partyzanci ;) © mors
.
Ogólnie to wioski w gminie Iłowa (czyt. Ajoła - jest taki stan w USA) ostatnio kompleksowo potraktowano asfaltem, można popylać polami, lasami i praktycznie do każdego zagubionego domku wiedzie dywanik. Się człek czuje jak w obcym kraju. ;)
A jak już się skończą asfalty, to szutry nierzadko są tak gładkie, że aż głupio je wpisywać jako "teren". ;]

100 metrów szerokiego asfaltu w środku lasu (na wiadukcie) © mors
.
A tu już naprawdę w głębi lasu, praktycznie bez dojazdu, bez prądu, no nie ma niczego. Za to jest las, w którym żyją wilki (serio, serio), a pod lasem pasą się łowiecki i inne takie-takie. o_O

"Ranczo" w środku lasu, w tle owieczki a za drzewami wilki ;) © mors
I jeszcze takie tam:

Przytulny domek i takiż salon © mors
i tyle w temacie. ;p

Partyzanci? ;) © mors

Partyzanci ;) © mors
.
Ogólnie to wioski w gminie Iłowa (czyt. Ajoła - jest taki stan w USA) ostatnio kompleksowo potraktowano asfaltem, można popylać polami, lasami i praktycznie do każdego zagubionego domku wiedzie dywanik. Się człek czuje jak w obcym kraju. ;)
A jak już się skończą asfalty, to szutry nierzadko są tak gładkie, że aż głupio je wpisywać jako "teren". ;]

100 metrów szerokiego asfaltu w środku lasu (na wiadukcie) © mors
.
A tu już naprawdę w głębi lasu, praktycznie bez dojazdu, bez prądu, no nie ma niczego. Za to jest las, w którym żyją wilki (serio, serio), a pod lasem pasą się łowiecki i inne takie-takie. o_O

"Ranczo" w środku lasu, w tle owieczki a za drzewami wilki ;) © mors
I jeszcze takie tam:

Przytulny domek i takiż salon © mors
i tyle w temacie. ;p
labora et z wieczora (19.III) et labora (20.III) et powrót na dwa rowery /Hrgn/
Piątek, 20 marca 2015
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 28.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Ostatnie 2km przejechane na Huraganie z plecakiem, ciężkim Krossem odebranym z serwisu a trzymanym za kierownicę, na której w dodatku dyndał worek foliowy pełen żelastwa (stary, kompletny napęd Krossa).
Tzw. hol z rąsi. ;)
Lekka dezorganizacja ruchu drogowego no i pod koniec rozbolały mnie już płetwy. ;)
Tzw. hol z rąsi. ;)
Lekka dezorganizacja ruchu drogowego no i pod koniec rozbolały mnie już płetwy. ;)
Poserwisowe testy Krossa w pełnym zakresie
Piątek, 20 marca 2015
Kategoria Nielicho
kilosy: | 15.50 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nie dość, że na starym napędzie już nawet na płaskim nie szło jechać, to jeszcze się przyznam, że od ponad roku padła mi przednia przerzutka i cały czas jeździłem wyłącznie na dużym blacie (48T)... i tylko trzech najszybszych zębatkach z tyłu. :) Na nizinnych pagórkach to nie stanowi większego problemu, ale w terenie już nie poszalejesz...
Dziś nareszcie poszalałem w pełnym zakresie (z tyłu "MegaRange" 34T), a że największe lokalne pagórki nie dość ostre, to zdobywałem je na przełaj, przez lasy, pola, dziury po dzikach itp.
Fajna zabawa, tym cenniejsza, że już niedługo, wraz z pierwszymi atakami lata, nie będzie możliwa (gdy Celsjusz zacznie przekraczać ~18*C). ;p Dodatkowo, było ani za sucho (pył) ani za mokro (brak błota na przednówku! O-O ).
Zdjęcia tylko z wiaduktu, co on jest nad Bobrem (rzeką, nie zwierzęciem).

Pobłyskując nowym napędem © mors

Wiadukt kolejowy nad Bobrem © mors

Sesja na wiadukcie © mors

Sesja na wiadukcie © mors
Jak widać lokalsi dewastują zabytkowe balustrady w pocie czoła. I to raczej hobbystycznie, a może nawet bezinteresownie - skoro wszystkiego nie zniszczyli, to znaczy, że nie niszczą z przeznaczeniem na złom...
A jeszcze 15 lat temu wszystko było piękne... :/
Na wiadukt wiedzie bardzo stroma ścieżka, gdzie w trakcie prób podjazdu spotkałem takiego jednego:

Taki jeden podjeżdża © mors

... i już nie podjeżdża ;) © mors
A ciężki, stary Kross podjeżdżał wyżej. ;p W porywach do datownika na zdjęciu. ;)
Dziś nareszcie poszalałem w pełnym zakresie (z tyłu "MegaRange" 34T), a że największe lokalne pagórki nie dość ostre, to zdobywałem je na przełaj, przez lasy, pola, dziury po dzikach itp.
Fajna zabawa, tym cenniejsza, że już niedługo, wraz z pierwszymi atakami lata, nie będzie możliwa (gdy Celsjusz zacznie przekraczać ~18*C). ;p Dodatkowo, było ani za sucho (pył) ani za mokro (brak błota na przednówku! O-O ).
Zdjęcia tylko z wiaduktu, co on jest nad Bobrem (rzeką, nie zwierzęciem).

Pobłyskując nowym napędem © mors

Wiadukt kolejowy nad Bobrem © mors

Sesja na wiadukcie © mors

Sesja na wiadukcie © mors
Jak widać lokalsi dewastują zabytkowe balustrady w pocie czoła. I to raczej hobbystycznie, a może nawet bezinteresownie - skoro wszystkiego nie zniszczyli, to znaczy, że nie niszczą z przeznaczeniem na złom...
A jeszcze 15 lat temu wszystko było piękne... :/
Na wiadukt wiedzie bardzo stroma ścieżka, gdzie w trakcie prób podjazdu spotkałem takiego jednego:

Taki jeden podjeżdża © mors

... i już nie podjeżdża ;) © mors
A ciężki, stary Kross podjeżdżał wyżej. ;p W porywach do datownika na zdjęciu. ;)
Statystyki serwisowe Krossa z 16 lat (czwarta wymiana napędu).
Czwartek, 19 marca 2015
Kategoria Nielicho
kilosy: | 0.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
A dokładniej to 15 lat, 6 m-cy i 1 dzień. ;)
No i 42.699 km.
ł=łańcuch, w=wielotryb
Pierwszy, oryginalny napęd latał:
5 l., 11 m. i 13 d. / 11.371 km (szczelał od ok. 11kkm),
Wymieniłem ł. + w.;
Drugi zestaw ł+w hulał:
4 l., 6 m. i 8 d. / 9.591 km (szczelał od ok. 8,5kkm);
Wymieniłem ł+w, a także:
przednią korbę z zębatkami +suport (zmiana łożysk na "maszyny")+plastikowe kółeczka tylnej przerzutki:
10 l., 5 m., 21 d. / 20.962 km
Trzeci zestaw ł+w - przebieg praktycznie jak ten drugi:
2l., 4m., i 0d. / 9.601 km
Wymieniłem ł+w, a także:
linkę i pancerz tylnej przerzutki (przedwcześnie, bo jeszcze hulały):
12 l., 9 m., 21 d. / 30.563 km
Czwarty zestaw ł+w - straszne dziadostwo ("brązowy" wielotryb, po taniości...):
0 lat (!), 8m., 3d. / 2.923 km (!)
Przebieg sumaryczny: 33.486.
Wymieniłem ł+w, jednak na Shimanowski...
Ok. 14,5 lat / 38,5 kkm - poległa przednia przerzutka, ale nic z tym nie robiłem przez ponad rok / 5kkm czasu. Na samym blacie też można jeździć. :)
Piąty zestaw ł+w (tak jak II i III szczelał od 8,5 kkm):
1 rok, 10 m., 21 d. / 9.213 km
wymieniłem ł+w, a także:
- przednią korbę z zębatkami i plastikowe kółeczka tylnej przerzutki:
5 l., 0 m., 10 d. / 21.737 km
(dobry wynik przedniej korby, zwłaszcza że 99,9% dystansu zrobione na blacie);
- linka i pancerz przedniej przerzutki (z zastrzeżeniem, że padły dobry rok wcześniej):
15 l., 6m., 1 d. / 42.699 km
Ostatni zestaw kosztował bolesne 206 PLN, czyli dużo więcej niż cały rowerek jest teraz wart...
Łącznych kosztów dokładnie niestety nie policzę, ale w przybliżeniu jest to 600 PLN, czyli tyle, ile cały rower w 1999 (jako nowy).
Pozostałe akcje serwisowe w przeciągu tych 15,5 lat to:
- centrowanie kół (bodajże 1x p, 1x t);
- wymiana przedniej piasty;
- stery (40,8kkm/15 lat) - telepały się, ale jeszcze działały ;) plus jedyna pęknięta szprycha, z tym, że pękła nie sama - pękli ją w serwisie...
- wymiana gum: 1xdętka tył, 1xdętka przód, 1x opona przód i 2x opona tył (druga i trzecia to używki);
- kilka regulacji (hamulce i przerzutki);
- dziesiątki (jak nie setki...) smarowań i czyszczenia napędu;
- 1 (jedna) awaria uniemożliwiająca jazdę - odkręciła się kierownica (32kkm/13 lat) - wystarczyło mocniej dokręcić ;)
Cała reszta fabryczna, A.D. 1999, łącznie z kompletnymi hamulcami. :)
To się nazywa bikeSTATS ;p
PS. chyba wszystkie stare napędy wciąż posiadam, może przy następnej wymianie zrobię im zbiorcze zdjęcie. ;)
No i 42.699 km.
ł=łańcuch, w=wielotryb
Pierwszy, oryginalny napęd latał:
5 l., 11 m. i 13 d. / 11.371 km (szczelał od ok. 11kkm),
Wymieniłem ł. + w.;
Drugi zestaw ł+w hulał:
4 l., 6 m. i 8 d. / 9.591 km (szczelał od ok. 8,5kkm);
Wymieniłem ł+w, a także:
przednią korbę z zębatkami +suport (zmiana łożysk na "maszyny")+plastikowe kółeczka tylnej przerzutki:
10 l., 5 m., 21 d. / 20.962 km
Trzeci zestaw ł+w - przebieg praktycznie jak ten drugi:
2l., 4m., i 0d. / 9.601 km
Wymieniłem ł+w, a także:
linkę i pancerz tylnej przerzutki (przedwcześnie, bo jeszcze hulały):
12 l., 9 m., 21 d. / 30.563 km
Czwarty zestaw ł+w - straszne dziadostwo ("brązowy" wielotryb, po taniości...):
0 lat (!), 8m., 3d. / 2.923 km (!)
Przebieg sumaryczny: 33.486.
Wymieniłem ł+w, jednak na Shimanowski...
Ok. 14,5 lat / 38,5 kkm - poległa przednia przerzutka, ale nic z tym nie robiłem przez ponad rok / 5kkm czasu. Na samym blacie też można jeździć. :)
Piąty zestaw ł+w (tak jak II i III szczelał od 8,5 kkm):
1 rok, 10 m., 21 d. / 9.213 km
wymieniłem ł+w, a także:
- przednią korbę z zębatkami i plastikowe kółeczka tylnej przerzutki:
5 l., 0 m., 10 d. / 21.737 km
(dobry wynik przedniej korby, zwłaszcza że 99,9% dystansu zrobione na blacie);
- linka i pancerz przedniej przerzutki (z zastrzeżeniem, że padły dobry rok wcześniej):
15 l., 6m., 1 d. / 42.699 km
Ostatni zestaw kosztował bolesne 206 PLN, czyli dużo więcej niż cały rowerek jest teraz wart...
Łącznych kosztów dokładnie niestety nie policzę, ale w przybliżeniu jest to 600 PLN, czyli tyle, ile cały rower w 1999 (jako nowy).
Pozostałe akcje serwisowe w przeciągu tych 15,5 lat to:
- centrowanie kół (bodajże 1x p, 1x t);
- wymiana przedniej piasty;
- stery (40,8kkm/15 lat) - telepały się, ale jeszcze działały ;) plus jedyna pęknięta szprycha, z tym, że pękła nie sama - pękli ją w serwisie...
- wymiana gum: 1xdętka tył, 1xdętka przód, 1x opona przód i 2x opona tył (druga i trzecia to używki);
- kilka regulacji (hamulce i przerzutki);
- dziesiątki (jak nie setki...) smarowań i czyszczenia napędu;
- 1 (jedna) awaria uniemożliwiająca jazdę - odkręciła się kierownica (32kkm/13 lat) - wystarczyło mocniej dokręcić ;)
Cała reszta fabryczna, A.D. 1999, łącznie z kompletnymi hamulcami. :)
To się nazywa bikeSTATS ;p
PS. chyba wszystkie stare napędy wciąż posiadam, może przy następnej wymianie zrobię im zbiorcze zdjęcie. ;)
Przysiółki i zaułki (Skibice i okolice)
Niedziela, 15 marca 2015
Kategoria Odkrywczo, Nielicho, Biednie, brudno i odludno
kilosy: | 44.50 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Wspominany już kiedyś wrak wczesnej Nyski. Idealnie pasowałby do wożenia mojego ZZR Maratona na wystawy. :) Oj, jak bym woził. ;)

Wczesny model Nysy (Dzietrzychowice) © mors

Wczesna Nysa © mors

Wczesna Nyska - idealna do wożenia starych rowerów ZZR na wystawy ;)) © mors
Parafia Skibice, z dala od wszystkiego...
Ginący gatunek...

Skibice - główna arteria ;) © mors

Skibice - boczna "uliczka" © mors
Polna droga przez duże P (w randze "ulicy"). Słupy z prądem sugerują, że tam dalej coś się dzieje. ;) Ale nie nawiedziłem, bo mój napęd nawet po asfalcie już nie daje rady. :/

Polo Harlekin trafił pod strzechy - wersja rzadsza niż niektóre Rolls-Royce'y. Pozdro dla daltonistów. ;))
Wyjeżdżając z owej parafii coś mnie tknęło gzie się wbić w las i proszę - kolejny "skryty" poniemiecki cmentarz.
Większość tablic nagrobkowych była już skuta. ;)

Skibice - poniemiecki cmentarz © mors

Skibice - poniemiecki cmentarz © mors

Dar od natury © mors

Wczesny model Nysy (Dzietrzychowice) © mors

Wczesna Nysa © mors

Wczesna Nyska - idealna do wożenia starych rowerów ZZR na wystawy ;)) © mors
Parafia Skibice, z dala od wszystkiego...
Ginący gatunek...

Skibice - główna arteria ;) © mors

Skibice - boczna "uliczka" © mors
Polna droga przez duże P (w randze "ulicy"). Słupy z prądem sugerują, że tam dalej coś się dzieje. ;) Ale nie nawiedziłem, bo mój napęd nawet po asfalcie już nie daje rady. :/

Polo Harlekin trafił pod strzechy - wersja rzadsza niż niektóre Rolls-Royce'y. Pozdro dla daltonistów. ;))
Wyjeżdżając z owej parafii coś mnie tknęło gzie się wbić w las i proszę - kolejny "skryty" poniemiecki cmentarz.
Większość tablic nagrobkowych była już skuta. ;)

Skibice - poniemiecki cmentarz © mors

Skibice - poniemiecki cmentarz © mors

Dar od natury © mors
Dziś Huragan w zachodniopoMORSkiem osiągał ok. 300 km ;)
Sobota, 28 lutego 2015
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 311.53 | gruntow(n)e: | 0.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
Miało być znacznie więcej (400) i dalej (Bałtyk), a wyszło jak zawsze. ;)
Paradoksalnie tak wyszło, że jeździłem dziś znajomym z BS "pod oknami": Eranis i Michuss (Szczecin), Jelona (jej nowa siedziba ;) ) i Marek87 (Rzepin)./87 w sensie że 1985 ;] a aktualnie to 'MLJ' ;] / Oraz prawie odnalazłem bliźniaczą miejscowość St. P. ;)
Czasami ostro zakuło kolano, czasami bolało serce, to znów napady senności, ale to tylko momenty. Ogólnie samopoczucie bdb, choć to niemal zrównanie mojej życiówki. "Raczej" nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś czaska życiówkę w lutym. ;)
Luty... w piątek po południu było 8-9*C i było mi za ciepło, męczyłem się. :)
W nocy, między 6 a 2*C było idealnie, a nad ranem do -2 -to niespodzianka, bo za cienko się ubrałem, ale to tylko 2 godziny. ;)
I dobrze, bo wyszedł wypad wiosenno-zimowy, a już się bałem, że będzie tylko wiosenny. ;)
W piątek w dzień szaro, zupełnie pogodnie w drugiej połowie nocy, a rano... niespodzianka, ciemno, szaro, mgliście i śnieżyca, że nic nie widać! W takich to okolicznościach złapało mnie jakieś strucie pokarmowe, które oczywiście mocno przeszkadzało w dalszej jeździe, ale przynajmniej rozwiązywanie tego problemu podczas śnieżycy pozwalało się poczuć jak prawdziwy polarnik. ;))
Ok. 25h jazdy rowerem ;] i ok. 9h (333 km) jazdy czterema (!) pociągami (czas liczony z przesiadkami).
Ze zdjęciami kiepsko, bo w dzień szarówka i mgły a w nocy brak flesza, ale jeszcze się zobaczy. ;p
Nawiedzone nowe dekanaty (w sensie że powiaty): 6, tj. międzyrzecki, gorzowski - wioskowy, gorzowski - miastowy (tramwaje, ratunku!), myśliborski, choszczeński, stargardzki.
Gmin nie chce mi się liczyć, zaś nowych parafii (miejscowości): 35 sztuk.
Ostatni przyczółek na północ: miasteczko Chociwel (między Stargardem a Drawskiem). W życiu o nim nie słyszałem (a trochę słyszałem...). Bardzo małe, acz nieliche:

Kościół w Chociwelu © mors
Tamże (czasami pętanie się po zaułkach w oczekiwaniu na pociąg sowicie popłaca):

Droga na Skarpie - zaułek w Chociwelu © mors

Świetne zwieńczenie 22-godzinnej jazdy :) © mors
Dygnięte pseudo-rowerem bez młynka ;p choć można było zwątpić. ;)
Z tamże dojazd do Szczecina, gdzie ponad 2 godz. do następnego pociągu.
Miotałem się po mieście niepomiernie (duży ruch, słabe oznakowanie, mapa ogólnodiecezjalna ;) i co najgorsze - tramwaje, których zawsze się boję ;) ).
Przez 2 godz. przejechałem 22 km ;] nawiedzając m.in. ten ichni słynny stumilowy cmentarz (największy w PL) i mnogość pagórków (wchodziły już tak sobie...).
Już nie chciało mi się niczego focić, raz mnie tylko skusiło:

Pralnia w Szczecinie vs. siostrzana pralnia w Zabrzu © mors
Prawa połowa zdjęcia: "Goofy601"
I jeszcze takie tam z dojazdu...
- w mojej diecezji:

Wioska, której nie znałem ani nie miałem na mapie - idealna nazwa ;) © mors
- i gdzieś na pograniczu lubuskiego i zach-pomu:

Taka tam dedykacja. ;) Obciachowa jakość (komórka bez lampy), ale najważniejsze są intencje. ;) © mors
Podsumowując: nawet najsłabsi mają czasem lepszy dzień. ;D
Paradoksalnie tak wyszło, że jeździłem dziś znajomym z BS "pod oknami": Eranis i Michuss (Szczecin), Jelona (jej nowa siedziba ;) ) i Marek87 (Rzepin)./87 w sensie że 1985 ;] a aktualnie to 'MLJ' ;] / Oraz prawie odnalazłem bliźniaczą miejscowość St. P. ;)
Czasami ostro zakuło kolano, czasami bolało serce, to znów napady senności, ale to tylko momenty. Ogólnie samopoczucie bdb, choć to niemal zrównanie mojej życiówki. "Raczej" nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś czaska życiówkę w lutym. ;)
Luty... w piątek po południu było 8-9*C i było mi za ciepło, męczyłem się. :)
W nocy, między 6 a 2*C było idealnie, a nad ranem do -2 -to niespodzianka, bo za cienko się ubrałem, ale to tylko 2 godziny. ;)
I dobrze, bo wyszedł wypad wiosenno-zimowy, a już się bałem, że będzie tylko wiosenny. ;)
W piątek w dzień szaro, zupełnie pogodnie w drugiej połowie nocy, a rano... niespodzianka, ciemno, szaro, mgliście i śnieżyca, że nic nie widać! W takich to okolicznościach złapało mnie jakieś strucie pokarmowe, które oczywiście mocno przeszkadzało w dalszej jeździe, ale przynajmniej rozwiązywanie tego problemu podczas śnieżycy pozwalało się poczuć jak prawdziwy polarnik. ;))
Ok. 25h jazdy rowerem ;] i ok. 9h (333 km) jazdy czterema (!) pociągami (czas liczony z przesiadkami).
Ze zdjęciami kiepsko, bo w dzień szarówka i mgły a w nocy brak flesza, ale jeszcze się zobaczy. ;p
Nawiedzone nowe dekanaty (w sensie że powiaty): 6, tj. międzyrzecki, gorzowski - wioskowy, gorzowski - miastowy (tramwaje, ratunku!), myśliborski, choszczeński, stargardzki.
Gmin nie chce mi się liczyć, zaś nowych parafii (miejscowości): 35 sztuk.
Ostatni przyczółek na północ: miasteczko Chociwel (między Stargardem a Drawskiem). W życiu o nim nie słyszałem (a trochę słyszałem...). Bardzo małe, acz nieliche:

Kościół w Chociwelu © mors
Tamże (czasami pętanie się po zaułkach w oczekiwaniu na pociąg sowicie popłaca):

Droga na Skarpie - zaułek w Chociwelu © mors

Świetne zwieńczenie 22-godzinnej jazdy :) © mors
Dygnięte pseudo-rowerem bez młynka ;p choć można było zwątpić. ;)
Z tamże dojazd do Szczecina, gdzie ponad 2 godz. do następnego pociągu.
Miotałem się po mieście niepomiernie (duży ruch, słabe oznakowanie, mapa ogólnodiecezjalna ;) i co najgorsze - tramwaje, których zawsze się boję ;) ).
Przez 2 godz. przejechałem 22 km ;] nawiedzając m.in. ten ichni słynny stumilowy cmentarz (największy w PL) i mnogość pagórków (wchodziły już tak sobie...).
Już nie chciało mi się niczego focić, raz mnie tylko skusiło:

Pralnia w Szczecinie vs. siostrzana pralnia w Zabrzu © mors
Prawa połowa zdjęcia: "Goofy601"
I jeszcze takie tam z dojazdu...
- w mojej diecezji:

Wioska, której nie znałem ani nie miałem na mapie - idealna nazwa ;) © mors
- i gdzieś na pograniczu lubuskiego i zach-pomu:

Taka tam dedykacja. ;) Obciachowa jakość (komórka bez lampy), ale najważniejsze są intencje. ;) © mors
Podsumowując: nawet najsłabsi mają czasem lepszy dzień. ;D
Karpacz - najlepsze ścianki rowerem bez młynka ale za to ze śniegiem /Hrgn/
Sobota, 21 lutego 2015
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 99.42 | gruntow(n)e: | 1.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nareszcie konkrety, dawno nie było.

Jelenia Góra (Goduszyn). Szara Kotlina i białe Karkonosze © mors
Dużo przewyższeń, dużo ścian rzędu 20% i więcej, sporo śniegu no i tylko kilometrów nie dość.
Temperatury paradoksalne: najzimniej w mojej diecezji, na nizinie (120m) już po wschodzie słońca: do -4 (no i zmowy przyodziewek, niestety), a najcieplej... w dolnym Karpaczu, na 530m - w słońcu +18*C O_O
Większość nizin i przedgórza pokonana pociągiem i to w obie strony, czego ostatecznie żałuję, albowiem... wiatr wiał w plecy w obie strony (sic!).
Już na przedgórzu, pod Gryfowem, zaczęły się pojawiać ślady śniegu, o którym w mojej diecezji dawno już nikt nie pamięta... Odtąd jechałem z nosem i palcami rozplaszczonymi na szybie. ;)
A od dolnego Karpacza kopara mi się nie zamykała :D z każdym metrem więcej śniegu!
Przejazd "innowacyjny" - przez dzielnicę Płóczki (okrążenie miasta od strony północnej) - bez porównania lepszy, niż główną drogą: prawie bez ludzi i samochodów, uliczki wąskie i malownicze... (foto z dedykacją dla pewnej Smerfetki )

...a trasa krótsza (= bardziej stroma). Generalnie: ściana, wypłaszczenie, ściana, wypłaszczenie, ściana...
Jechałem zupełnie na letniaka (wszelki przyodziewek w plecaku :/ ) a i to ledwo dawałem rady przy tych temperaturach...

Takie tam na wyciągu narciarskim... czemu wszyscy się na mnie gapią?? ;) © mors
...no i przy tym sprzęcie - brak młynka ani górskiej kasety...
A na koniec oczywiście zapomniana, niedoceniana królowa podjazdów - ul. Szkolna. To niesamowite, jak wielu rowerowych (w)spinaczy jej nie dostrzega (czytałem wiele relacji, niektórzy przyznawali, że odkryli ją po latach wizyt w Karpaczu).
Ulica ta, mówiąc obiektywnie, jest absurdalna, głupia i przegięta... i za to własnie ją kocham! ;D;D

Karpacz, ul. Szkolna - choć raczej powinno być "Szalona" :) © mors
Dolna i górna część były odśnieżone (parkingi do wyciągów narciarskich i przybytki noclegowe), a środkowa, ta najbardziej stroma (maks. 27% - to ścisła czołówka Polski!) - bynajmniej! :O Żeby było śmieszniej, w połowie długości są 2 prywatne domy... jakaś abstrakcja :O
Śnieg był prawie jak beton - bardzo chropowaty i w miarę twardy, a i tak nie było mowy o zjechaniu ani podjechaniu, pomimo bardzo wielu prób... a co, gdy panuje tam zlodowaciały śnieg albo prawdziwa gołoledź???
Odcinki odśnieżone zaś, były posypane piaskiem... i to też fatalnie, bo nawet na pojedynczych ziarenkach koło buksowało, pomimo chropowatego betonu! :O
Nic tamże nie jechało przez dobry kwadrans mej bytności, za to sporo ludzi szło i prawie każden, szczególnie niewiasty, trzymając się poręczy. Ja oczywiście cwaniakowałem ;) bez poręczy, chociaż w najgorszym miejscu nie dało się inaczej - kawałek gładkiego betonu pokryty piaskiem - nieunikniony zjazd na nogach niczym po kulkach w kreskówkach dla dzieci. ;)
Absurd i szaleństwo, co za zwyrodnialec wymyślił poprowadzić drogę prostopadle po stromym zboczu, bez trawersowania?
Chyba moje alter ego. ;D
Co dziwne (i niesprawiedliwe), piesi bardziej przejmowali się moimi zmaganiami na Huraganie, niźli podobnymi zmaganiami na monocyklu (latem). (?!)
Miejscowi opowiadali mi przy okazji rozmaite historie związane z pacyfikacją tej skarpy: ten się rozwalił motórem na zjeździe, ów znęcał się tam onegdaj Syreną. :O Ponoć uskuteczniano tam także wyścigi samochodowe. Oglądałbym!
Sami się ofer(m)owali do robienia mi zdjęć i filmów (w drodze wyjątku wziąłem tym razem aparat). Niestety, pan co robił film zawsze mylił, kiedy włącza a kiedy wyłącza i wyszło z tego wielkie nic. :/
Nakręciłem się trochę sam. Tak się hamuje tamże na bardzo szorstkim śniegu...
Niespodziewanie, wszystkie odcinki bez śniegu udało się pokonać na takim sprzęcie (brak młynka i waga jak półtorej dobrej kolarki), choć było makabrycznie trudno - napęd jęczał i brzęczał, a i technika jazdy musiała być wysublimowana. ;)
Później już tylko spokojne ;) 20% po bruku pod Świątynię Wang (865m), gdzie było już tylko 9*C (w cieniu) i silny, górski wiatr - dopiero tam - jak najbardziej na letniaka - udało mi się ostygnąć. :D

Karpacz Górny... obiekt po prawej zamknięty na głucho o_O © mors

Podjazd pod Wang - kolarką bez młynka © mors

Huragan pod Świątynią Wang © mors
No i selfie z samowyzwalacza ;)))

widać nawet kawałek Huraganowej ramy i kierownicy. ;p
Normalne selfie też zrobiłem, ale nie będę dawał komuś pożywki. :))
A później zjazd, oczywiście na Sosnówkę (praktycznie bez samochodów). Po drodze widziałem romantyczną dedykację dla St.P. ;)) - ale chwila nieuwagi i już śmigałem po poboczu zewnętrznego zakrętu serpentyny o_O
Na zjeździe cały czas 35-45km/h na hamulcu wciśniętym przez większość czasu do połowy... ;] Rześkooooo..... ;)
W Sosnówce nagle znów ciepło... i bezśnieżnie...
Podczas prób objeżdżania zbiornika Sosnówka okazało się, że zostawiłem tamże mapę (tzn. we wsi S., nie w zbiorniku), ale o dziwo po 15 minutach jeszcze na mnie czekała.
Kopsnąłem się "przejściem południowo-zachodnim" tzn. terenowym szlakiem ER-2 z przysiółka Czerwoniak (Sosnówka) do Podgórzyna, m.in. przez Zimną Dolinę :))) - szlak jak na kolarkę dość narowisty. ;]
Na wyboistych zjazdach 2 razy spadł mi łańcuch co wespół z panującym błotem nieźle mnie zafajdało (błoto i brudne ręce do takich rowerów zbytnio nie pasują ;) ), ale świetnie pomogło "mydło" w postaci zmrożonych resztek śniegu.
Później już tylko dojazd na pociąg i dojazd do Morsownii, acz w porannym pociągu miała miejsce dość ciekawa sytuacja:
Przejechałem 9 (dziewięć) stacji i nikt mnie nie zapytał co z biletem. Już miałem dłużej nie kusić losu i wysiąść na 10tej - zaledwie na pogórzu, ale za to za darmo, gdy zjawił się konduktor...
- jest bilet?
- nie, bo jestem z rowerem - chcę kupić.
- skąd-dokąd?
- no od stacji X...
- ŻE CO?!? O_O Tyle stacji bez biletu???
- no bo jestem z rowerem i zgodnie z regulaminem nie muszę się zgłaszać po bilet :]
- no ale przecież moja zmienniczka kilka razy przechodziła przez ten czas przez cały skład i nic się Pan nie odezwał???
- no tak, bo zgodnie z regulaminem - nie musiałem :))))
- (gotuje się, myśli, wzdycha, przełyka ślinę)
Ostatecznie sprzedał bilet i więcej się nie licytował, chociaż parę godzin później, w drodze powrotnej jeszcze tym żył - wzięło go na wspomnienia. ;]

Jelenia Góra (Goduszyn). Szara Kotlina i białe Karkonosze © mors
Dużo przewyższeń, dużo ścian rzędu 20% i więcej, sporo śniegu no i tylko kilometrów nie dość.
Temperatury paradoksalne: najzimniej w mojej diecezji, na nizinie (120m) już po wschodzie słońca: do -4 (no i zmowy przyodziewek, niestety), a najcieplej... w dolnym Karpaczu, na 530m - w słońcu +18*C O_O
Większość nizin i przedgórza pokonana pociągiem i to w obie strony, czego ostatecznie żałuję, albowiem... wiatr wiał w plecy w obie strony (sic!).
Już na przedgórzu, pod Gryfowem, zaczęły się pojawiać ślady śniegu, o którym w mojej diecezji dawno już nikt nie pamięta... Odtąd jechałem z nosem i palcami rozplaszczonymi na szybie. ;)
A od dolnego Karpacza kopara mi się nie zamykała :D z każdym metrem więcej śniegu!
Przejazd "innowacyjny" - przez dzielnicę Płóczki (okrążenie miasta od strony północnej) - bez porównania lepszy, niż główną drogą: prawie bez ludzi i samochodów, uliczki wąskie i malownicze... (foto z dedykacją dla pewnej Smerfetki

...a trasa krótsza (= bardziej stroma). Generalnie: ściana, wypłaszczenie, ściana, wypłaszczenie, ściana...
Jechałem zupełnie na letniaka (wszelki przyodziewek w plecaku :/ ) a i to ledwo dawałem rady przy tych temperaturach...

Takie tam na wyciągu narciarskim... czemu wszyscy się na mnie gapią?? ;) © mors
...no i przy tym sprzęcie - brak młynka ani górskiej kasety...
A na koniec oczywiście zapomniana, niedoceniana królowa podjazdów - ul. Szkolna. To niesamowite, jak wielu rowerowych (w)spinaczy jej nie dostrzega (czytałem wiele relacji, niektórzy przyznawali, że odkryli ją po latach wizyt w Karpaczu).
Ulica ta, mówiąc obiektywnie, jest absurdalna, głupia i przegięta... i za to własnie ją kocham! ;D;D

Karpacz, ul. Szkolna - choć raczej powinno być "Szalona" :) © mors
Dolna i górna część były odśnieżone (parkingi do wyciągów narciarskich i przybytki noclegowe), a środkowa, ta najbardziej stroma (maks. 27% - to ścisła czołówka Polski!) - bynajmniej! :O Żeby było śmieszniej, w połowie długości są 2 prywatne domy... jakaś abstrakcja :O
Śnieg był prawie jak beton - bardzo chropowaty i w miarę twardy, a i tak nie było mowy o zjechaniu ani podjechaniu, pomimo bardzo wielu prób... a co, gdy panuje tam zlodowaciały śnieg albo prawdziwa gołoledź???
Odcinki odśnieżone zaś, były posypane piaskiem... i to też fatalnie, bo nawet na pojedynczych ziarenkach koło buksowało, pomimo chropowatego betonu! :O
Nic tamże nie jechało przez dobry kwadrans mej bytności, za to sporo ludzi szło i prawie każden, szczególnie niewiasty, trzymając się poręczy. Ja oczywiście cwaniakowałem ;) bez poręczy, chociaż w najgorszym miejscu nie dało się inaczej - kawałek gładkiego betonu pokryty piaskiem - nieunikniony zjazd na nogach niczym po kulkach w kreskówkach dla dzieci. ;)
Absurd i szaleństwo, co za zwyrodnialec wymyślił poprowadzić drogę prostopadle po stromym zboczu, bez trawersowania?
Chyba moje alter ego. ;D
Co dziwne (i niesprawiedliwe), piesi bardziej przejmowali się moimi zmaganiami na Huraganie, niźli podobnymi zmaganiami na monocyklu (latem). (?!)
Miejscowi opowiadali mi przy okazji rozmaite historie związane z pacyfikacją tej skarpy: ten się rozwalił motórem na zjeździe, ów znęcał się tam onegdaj Syreną. :O Ponoć uskuteczniano tam także wyścigi samochodowe. Oglądałbym!
Sami się ofer(m)owali do robienia mi zdjęć i filmów (w drodze wyjątku wziąłem tym razem aparat). Niestety, pan co robił film zawsze mylił, kiedy włącza a kiedy wyłącza i wyszło z tego wielkie nic. :/
Nakręciłem się trochę sam. Tak się hamuje tamże na bardzo szorstkim śniegu...
Niespodziewanie, wszystkie odcinki bez śniegu udało się pokonać na takim sprzęcie (brak młynka i waga jak półtorej dobrej kolarki), choć było makabrycznie trudno - napęd jęczał i brzęczał, a i technika jazdy musiała być wysublimowana. ;)
Później już tylko spokojne ;) 20% po bruku pod Świątynię Wang (865m), gdzie było już tylko 9*C (w cieniu) i silny, górski wiatr - dopiero tam - jak najbardziej na letniaka - udało mi się ostygnąć. :D

Karpacz Górny... obiekt po prawej zamknięty na głucho o_O © mors

Podjazd pod Wang - kolarką bez młynka © mors

Huragan pod Świątynią Wang © mors
No i selfie z samowyzwalacza ;)))

widać nawet kawałek Huraganowej ramy i kierownicy. ;p
Normalne selfie też zrobiłem, ale nie będę dawał komuś pożywki. :))
A później zjazd, oczywiście na Sosnówkę (praktycznie bez samochodów). Po drodze widziałem romantyczną dedykację dla St.P. ;)) - ale chwila nieuwagi i już śmigałem po poboczu zewnętrznego zakrętu serpentyny o_O
Na zjeździe cały czas 35-45km/h na hamulcu wciśniętym przez większość czasu do połowy... ;] Rześkooooo..... ;)
W Sosnówce nagle znów ciepło... i bezśnieżnie...
Podczas prób objeżdżania zbiornika Sosnówka okazało się, że zostawiłem tamże mapę (tzn. we wsi S., nie w zbiorniku), ale o dziwo po 15 minutach jeszcze na mnie czekała.
Kopsnąłem się "przejściem południowo-zachodnim" tzn. terenowym szlakiem ER-2 z przysiółka Czerwoniak (Sosnówka) do Podgórzyna, m.in. przez Zimną Dolinę :))) - szlak jak na kolarkę dość narowisty. ;]
Na wyboistych zjazdach 2 razy spadł mi łańcuch co wespół z panującym błotem nieźle mnie zafajdało (błoto i brudne ręce do takich rowerów zbytnio nie pasują ;) ), ale świetnie pomogło "mydło" w postaci zmrożonych resztek śniegu.
Później już tylko dojazd na pociąg i dojazd do Morsownii, acz w porannym pociągu miała miejsce dość ciekawa sytuacja:
Przejechałem 9 (dziewięć) stacji i nikt mnie nie zapytał co z biletem. Już miałem dłużej nie kusić losu i wysiąść na 10tej - zaledwie na pogórzu, ale za to za darmo, gdy zjawił się konduktor...
- jest bilet?
- nie, bo jestem z rowerem - chcę kupić.
- skąd-dokąd?
- no od stacji X...
- ŻE CO?!? O_O Tyle stacji bez biletu???
- no bo jestem z rowerem i zgodnie z regulaminem nie muszę się zgłaszać po bilet :]
- no ale przecież moja zmienniczka kilka razy przechodziła przez ten czas przez cały skład i nic się Pan nie odezwał???
- no tak, bo zgodnie z regulaminem - nie musiałem :))))
- (gotuje się, myśli, wzdycha, przełyka ślinę)
Ostatecznie sprzedał bilet i więcej się nie licytował, chociaż parę godzin później, w drodze powrotnej jeszcze tym żył - wzięło go na wspomnienia. ;]
Użytkowo na 36" kole
Piątek, 20 lutego 2015
Kategoria Nielicho, 36" Kolisko
kilosy: | 5.05 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nic szczególnego ;) ot, przewóz papierów z drugiego końca parafii.
Słonik to najlepszy rower na piątkowe popołudnia (silne właściwości odmórzdżajonce).
Polonezem do kościoła i to w dzień powszedni... Motyw na tyle godny, że aż się zatrzymałem, co na tym sprzęcie samo w sobie jest zagadnieniem.

Patrzcie, patrzcie, młodzi, Może ostatni, co tak Poloneza wodzi! © mors
Info dla pana wodzącego - oparłem pedałem o oponę samochodu, lakier bynajmniej nie ucierpiał. ;)
Słonik to najlepszy rower na piątkowe popołudnia (silne właściwości odmórzdżajonce).
Polonezem do kościoła i to w dzień powszedni... Motyw na tyle godny, że aż się zatrzymałem, co na tym sprzęcie samo w sobie jest zagadnieniem.

Patrzcie, patrzcie, młodzi, Może ostatni, co tak Poloneza wodzi! © mors
Info dla pana wodzącego - oparłem pedałem o oponę samochodu, lakier bynajmniej nie ucierpiał. ;)
Żary i okolice w okolicach 0*C. ;) Dziwne napisy. Wymęczona 50tka..
Poniedziałek, 16 lutego 2015
Kategoria Nielicho
kilosy: | 50.00 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nie ma to jak wolne w zwykły dzień roboczy...
... no chyba, że zaśpi się na poranny pociąg do Jeleniej (->Karkonosze), spóźni na ten do Legnicy (->Kraina Wygasłych Wulkanów), napęd szczela na potęgę, a po perypetiach weekendowych (głównie nienormalnie długi marsz) okrutnie kuje coś w kolanie...
Pierwsze 20km to totalna męczarnia, mimo że z wiatrem (!) a później... ziściło się ciche, irracjonalne marzenie i zarówno kolano jak i napęd odżyły (jakim cudem?!). Ale i tak w terenie to tylko z górki jechałem. ;]
Takie tam motywy:

70 lat po wojnie.... skuwałbym! ;p © mors
Wciąż sporo tego w okolicy.. ten przypadek jest najjaskrawszy.
Polskie napisy w Żarach też się trafiają. ;)

Uczciwa reklama ;) © mors
Nawet jak polski, to też niemiecki...
Ponadto spenetrowałem parafię Sieniawa Żarska (duża i urozmaicona). I tyle. ;p
PS. dzień wcześniej w południe na letniaka, a teraz na zimowo. O_O
... no chyba, że zaśpi się na poranny pociąg do Jeleniej (->Karkonosze), spóźni na ten do Legnicy (->Kraina Wygasłych Wulkanów), napęd szczela na potęgę, a po perypetiach weekendowych (głównie nienormalnie długi marsz) okrutnie kuje coś w kolanie...
Pierwsze 20km to totalna męczarnia, mimo że z wiatrem (!) a później... ziściło się ciche, irracjonalne marzenie i zarówno kolano jak i napęd odżyły (jakim cudem?!). Ale i tak w terenie to tylko z górki jechałem. ;]
Takie tam motywy:

70 lat po wojnie.... skuwałbym! ;p © mors
Wciąż sporo tego w okolicy.. ten przypadek jest najjaskrawszy.
Polskie napisy w Żarach też się trafiają. ;)

Uczciwa reklama ;) © mors
Nawet jak polski, to też niemiecki...
Ponadto spenetrowałem parafię Sieniawa Żarska (duża i urozmaicona). I tyle. ;p
PS. dzień wcześniej w południe na letniaka, a teraz na zimowo. O_O