Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2018
Dystans całkowity: | 1012.30 km (w terenie 24.00 km; 2.37%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 46.01 km |
Więcej statystyk |
Rewizja legendarnych podjazdów karpaczańskich /Hrgn/
Czwartek, 31 maja 2018
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 64.22 | gruntow(n)e: | 4.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na 8 rano do kościoła, na 9 na blablacar do Jeleniej. Ten drugi etap to z buta, bo kapeć. :) Na szczęście tylko 3 min. pieszo.
No i niespodzianka dla Was - miałem zapasową dętkę, łyżki i pompkę. W Hrgn są dopuszczalne, w Krossie nadal nie przewiduję. ;pp
Dętkę wymieniałem już w Jeleniej, przynajmniej w ładnej lokalizacji (z widokiem na Karkonosze). :)
Pojeździłem troszku po Jeleniej, trochę z ciekawości a trochę z sentymentu (pół Jeleniej zjeździłem na mono)... no i w ramach tych wspomnień się zgubiłem - trafiłem na osiedle kończące się łąką. :D
Reszta trasy już z pamięci, także w miejscach, w których nigdy nie byłem. :)
W Podgórzynie po raz pierwszy przy legendarnym "tramwaju pod skałą" odbiłem w lewo, na Borowice. Świetny, malowniczy podjazd: po lewej pionowe skały a po prawej "przepaść" ze strumykiem na dnie i tak przez kilka km, praktycznie bez samochodów. :>
Same Borowice też świetne - parę chałup skrytych na zacisznym, śródgórskim wypłaszczeniu, zero tranzytu i komerchy, wysokości między 600 a 700 (główny grzbiet Karkonoszy jadł mi z ręki).
Mała pętla po tejże parafii:
po czy powrót na drogę do Karpacza.
Stopniowo mocno zmasakrowany napęd zaczął coraz bardziej strzelać i chrzęścić, aż nagle zobaczyłem trójkę zamulających szosowców. Nic nie dodaje mi tak energii jak połączenie gór i zamulających rowerzystów, toteż czym prędzej zacząłem ich mocno masakrować. :) Dziewoję zmasakrowałem na cacy a dwóch łebków tak średnio, z tym że oni byli na normalnych szosach, a ja na stalowym Hrgn, ze strzelającym napędem, do tego jedną dłonią cały czas cisnąłem do końca wihajsterek od przerzutki a drugą - jednocześnie! - trzaskałem słit focie z masakry. :D:D
Fot nie wrzucam, bo wyszły nieostre. ;p
Po zmasakrowaniu wypadało utrzymać prędkość, a tu podjazd nie ma końca... za to kończył mi się napęd. Skończyło się tym, że 3 razy spadł mi łańcuch, za długi o parę metrów ;) i to zarówno z korby jak i z tylnej przerzutki. Raz akurat jechałem na stojaka, co skończyło się tym, że spadłem razem z łańcuchem: kolano (lekko, ale do krwi) zmasakrowałem sobie przez kierownicę :) a stopą spadłem pionowo na asfalt, tj. gołymi palcami (miałem sandały, ale bez skarpet, w ramach walki z balastem ;)) ).
Tak zmasakrowany zacząłem walczyć z łańcuchem, a tu w mgnieniu oka nadleciał milion much końskich i inkszych (co one robią w górskim lesie?) i zaczęły mnie mocno masakrować. :) A im bardziej mi docinały, tym dłużej bujałem się z łańcuchem, a im dłużej się bujałem - tym bardziej mi docinały. :)
Doszło do tego, że nawet zmasakrowani szosowcy mnie wyminęli. Ale nie wyprzedzili! :)
W końcu Karpacz, gdzie w szczególności spenetrowałem każdy zakątek najwyższej części miasta (800 m+).
20% +
Wang od zaplecza:
Sąsiad Wangu - opuszczony (dlaczego?!) OW "Szczyt" - 870 m.
Ogólnie, w Górnym Karpaczu są opuszczone 3 duże ośrodki. Żaden nie jest remontowany, za to postawiono nowe, jeszcze większe monstrum - Hotel Gołębiewski... :
- niesamowite jest w tej okolicy to, że rosną tam całkiem duże drzewa - na tej samej wysokości, gdzie w pobliskich(!) Jakuszycach ledwo rosną karłowate sosny i zaczyna się już kosodrzewina - raptem kilkanaście km obok a zupełnie inny klimat!
20% +
Oczywiście nie mogło zabraknąć Mekki podjazdów - ul. Szkolna w Karpaczu. Jedni podają 20% inni 27 - IMHO PRZYNAJMNIEJ 27 co wnioskuję po tym, że nie tylko nie dało się zjechać (na 1 hamulcu) ani podjechać (bez młynka), ale i zejść był problem, bo stopy zjeżdżały z butów a buty zjeżdżały po naniesionym tamże żwirku. xD
Niestety, ku mojej rozpaczy, górną część przebudowano na parking a środkową całkowicie wyłączono z ruchu. :(
Przypominam, że zdjęcia wypłaszczają - w rzeczywistości jest tam stromo x2 :)
Spójrzcie chociażby na tych dwoje: muszą iść jak neandretale, żeby nie odpaść od ściany :))
Następnie zjazd do dolnego Karpacza, oczywiście nie główną drogą tylko bocznymi, bo bardziej antysystemowe (większe stromizny, minimalny ruch). Zjazd podzieliłem na 3 etapy, coby ochłonęły hamulce (oraz ja...). Dość powiedzieć, że nawet stożki obręczy parzyły.
Na dole Karpacza skręciłem w ul. Górną (sic!) która po paru metrach się kończy, wraz z końcem miasta i przechodzi w ścianę z dużymi kamolami (kawałek wprowadzania) ale dalej już tylko na kołach - malowniczy trawers zbocza Strzelca (755 m):
(uważni dostrzegą Huragana w centrum zdjęcia - wyprzedził mnie skubany ;) )
Po paru km miał nastąpić spektakularny finisz: zjazd przez Brzezie Karkonoskie, który wg tej bazy ma maksymalnie jakoby 27,8%, co daje mu niby 1. miejsce w Karkonoszach i 4 w całej bazie - podczas gdy Przeł. karkonoska jest tam na miejscu 104. z wynikiem 18,3. No ludziska! Oceńcie sami - tu jest niby ten maks. Chyba komuś koło podskoczyło na kamieniu...
a odkąd zaczyna się asfalt to jest niby 15-16%, na ile da się to dopasować...
Koniec asfaltu i ostatni dom. Tutaj Huragan spokojnie zatrzymywał się na 1 hamulcu i podjeżdżał bez młynka z zajechanym napędem, więc o czym my tu klikamy... o_O
Duże rozczarowanie. Prawie 30-procentowe. ;)
Następnie powrót do Jeleniej, gdzie dobra zmiana daje czadu, choć wciąż jeszcze można spotkać złogi dawnego systemu:
/przemysłowy moloch u stóp gór. A nawet większy od nich ;)/
Nie zabrakło też ciekawostek...
Pies, który pilnował tego przybytku, przywitał mnie jak starego znajomego :O czyżby rozpoznał mnie po tej grafice? :D
Przy głównej arterii miasta...
i nieopodal tejże...
bez kitu, w tym dawnym mieście wojewódzkim widziałem więcej rolników niż w mojej wiosce. :O
Dodać jeszcze mogę, że coś chyba źle założyłem dętkę albo zrobił się na niej bąbel, bo stopniowo, coraz bardziej, zaczęło mi podskakiwać tylne koło - i tak całą trasę. :)
PS. do wpisu dociepałem śmieciowe 8 km ze środy.
No i tym sposobem, po raz pierwszy w życiu, przekroczyłem 1kkm w maju. :> A ponadto pobiłem swój rekord majowych komentarzy. ;p
No i niespodzianka dla Was - miałem zapasową dętkę, łyżki i pompkę. W Hrgn są dopuszczalne, w Krossie nadal nie przewiduję. ;pp
Dętkę wymieniałem już w Jeleniej, przynajmniej w ładnej lokalizacji (z widokiem na Karkonosze). :)
Pojeździłem troszku po Jeleniej, trochę z ciekawości a trochę z sentymentu (pół Jeleniej zjeździłem na mono)... no i w ramach tych wspomnień się zgubiłem - trafiłem na osiedle kończące się łąką. :D
Reszta trasy już z pamięci, także w miejscach, w których nigdy nie byłem. :)
W Podgórzynie po raz pierwszy przy legendarnym "tramwaju pod skałą" odbiłem w lewo, na Borowice. Świetny, malowniczy podjazd: po lewej pionowe skały a po prawej "przepaść" ze strumykiem na dnie i tak przez kilka km, praktycznie bez samochodów. :>
Same Borowice też świetne - parę chałup skrytych na zacisznym, śródgórskim wypłaszczeniu, zero tranzytu i komerchy, wysokości między 600 a 700 (główny grzbiet Karkonoszy jadł mi z ręki).
Mała pętla po tejże parafii:
po czy powrót na drogę do Karpacza.
Stopniowo mocno zmasakrowany napęd zaczął coraz bardziej strzelać i chrzęścić, aż nagle zobaczyłem trójkę zamulających szosowców. Nic nie dodaje mi tak energii jak połączenie gór i zamulających rowerzystów, toteż czym prędzej zacząłem ich mocno masakrować. :) Dziewoję zmasakrowałem na cacy a dwóch łebków tak średnio, z tym że oni byli na normalnych szosach, a ja na stalowym Hrgn, ze strzelającym napędem, do tego jedną dłonią cały czas cisnąłem do końca wihajsterek od przerzutki a drugą - jednocześnie! - trzaskałem słit focie z masakry. :D:D
Fot nie wrzucam, bo wyszły nieostre. ;p
Po zmasakrowaniu wypadało utrzymać prędkość, a tu podjazd nie ma końca... za to kończył mi się napęd. Skończyło się tym, że 3 razy spadł mi łańcuch, za długi o parę metrów ;) i to zarówno z korby jak i z tylnej przerzutki. Raz akurat jechałem na stojaka, co skończyło się tym, że spadłem razem z łańcuchem: kolano (lekko, ale do krwi) zmasakrowałem sobie przez kierownicę :) a stopą spadłem pionowo na asfalt, tj. gołymi palcami (miałem sandały, ale bez skarpet, w ramach walki z balastem ;)) ).
Tak zmasakrowany zacząłem walczyć z łańcuchem, a tu w mgnieniu oka nadleciał milion much końskich i inkszych (co one robią w górskim lesie?) i zaczęły mnie mocno masakrować. :) A im bardziej mi docinały, tym dłużej bujałem się z łańcuchem, a im dłużej się bujałem - tym bardziej mi docinały. :)
Doszło do tego, że nawet zmasakrowani szosowcy mnie wyminęli. Ale nie wyprzedzili! :)
W końcu Karpacz, gdzie w szczególności spenetrowałem każdy zakątek najwyższej części miasta (800 m+).
20% +
Wang od zaplecza:
Sąsiad Wangu - opuszczony (dlaczego?!) OW "Szczyt" - 870 m.
Ogólnie, w Górnym Karpaczu są opuszczone 3 duże ośrodki. Żaden nie jest remontowany, za to postawiono nowe, jeszcze większe monstrum - Hotel Gołębiewski... :
- niesamowite jest w tej okolicy to, że rosną tam całkiem duże drzewa - na tej samej wysokości, gdzie w pobliskich(!) Jakuszycach ledwo rosną karłowate sosny i zaczyna się już kosodrzewina - raptem kilkanaście km obok a zupełnie inny klimat!
20% +
Oczywiście nie mogło zabraknąć Mekki podjazdów - ul. Szkolna w Karpaczu. Jedni podają 20% inni 27 - IMHO PRZYNAJMNIEJ 27 co wnioskuję po tym, że nie tylko nie dało się zjechać (na 1 hamulcu) ani podjechać (bez młynka), ale i zejść był problem, bo stopy zjeżdżały z butów a buty zjeżdżały po naniesionym tamże żwirku. xD
Niestety, ku mojej rozpaczy, górną część przebudowano na parking a środkową całkowicie wyłączono z ruchu. :(
Przypominam, że zdjęcia wypłaszczają - w rzeczywistości jest tam stromo x2 :)
Spójrzcie chociażby na tych dwoje: muszą iść jak neandretale, żeby nie odpaść od ściany :))
Następnie zjazd do dolnego Karpacza, oczywiście nie główną drogą tylko bocznymi, bo bardziej antysystemowe (większe stromizny, minimalny ruch). Zjazd podzieliłem na 3 etapy, coby ochłonęły hamulce (oraz ja...). Dość powiedzieć, że nawet stożki obręczy parzyły.
Na dole Karpacza skręciłem w ul. Górną (sic!) która po paru metrach się kończy, wraz z końcem miasta i przechodzi w ścianę z dużymi kamolami (kawałek wprowadzania) ale dalej już tylko na kołach - malowniczy trawers zbocza Strzelca (755 m):
(uważni dostrzegą Huragana w centrum zdjęcia - wyprzedził mnie skubany ;) )
Po paru km miał nastąpić spektakularny finisz: zjazd przez Brzezie Karkonoskie, który wg tej bazy ma maksymalnie jakoby 27,8%, co daje mu niby 1. miejsce w Karkonoszach i 4 w całej bazie - podczas gdy Przeł. karkonoska jest tam na miejscu 104. z wynikiem 18,3. No ludziska! Oceńcie sami - tu jest niby ten maks. Chyba komuś koło podskoczyło na kamieniu...
a odkąd zaczyna się asfalt to jest niby 15-16%, na ile da się to dopasować...
Koniec asfaltu i ostatni dom. Tutaj Huragan spokojnie zatrzymywał się na 1 hamulcu i podjeżdżał bez młynka z zajechanym napędem, więc o czym my tu klikamy... o_O
Duże rozczarowanie. Prawie 30-procentowe. ;)
Następnie powrót do Jeleniej, gdzie dobra zmiana daje czadu, choć wciąż jeszcze można spotkać złogi dawnego systemu:
/przemysłowy moloch u stóp gór. A nawet większy od nich ;)/
Nie zabrakło też ciekawostek...
Pies, który pilnował tego przybytku, przywitał mnie jak starego znajomego :O czyżby rozpoznał mnie po tej grafice? :D
Przy głównej arterii miasta...
i nieopodal tejże...
bez kitu, w tym dawnym mieście wojewódzkim widziałem więcej rolników niż w mojej wiosce. :O
Dodać jeszcze mogę, że coś chyba źle założyłem dętkę albo zrobił się na niej bąbel, bo stopniowo, coraz bardziej, zaczęło mi podskakiwać tylne koło - i tak całą trasę. :)
PS. do wpisu dociepałem śmieciowe 8 km ze środy.
No i tym sposobem, po raz pierwszy w życiu, przekroczyłem 1kkm w maju. :> A ponadto pobiłem swój rekord majowych komentarzy. ;p
Dobre Zmiany w Morsownii - prezentacja /36er/
Środa, 30 maja 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 10.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
2 850 km na Wielkim Kole jest moją inspiracją,do półmetka jest coraz bliżej, zostało 111,3 km. ;)
Dziś przejechałem główną arterię Morsownii i w związku z tym proponuję prezentację zmian tamże dokonanych za Dobrej Zmiany:
"Morsownia w ruinie" - spuścizna po liberałach-aferałach:
... i ta sama parafia za Dobrej Zmiany:
Podobnie jak z resztą kraju. :)
Mówimy tutaj o drodze wiejskiej, acz nie pośledniej - całe 4,5 km wyremontowano na cacy: są chodniki, poszerzona droga, schludne zatoczki autobusowe, a nawet asfaltowe zjazdy do każdej posesji (po stronie gdzie nie ma chodnika) w liczbie aż 75!
Droga formalnie jest powiatowa (zabawne, że większość dróg wojewódzkich a nawet krajówek w okolicy się teraz przy niej chowa :O ) a gmina coś tam się dorzuciła do inwestycji i od siebie dodała przy okazji jeden zjazd w pola, ok. 150m, do nowo wybudowanych domków. Tylko jeden, choć potrzeb wiele, bo jakoby tylko na tyle mieli kasy... i tak "jakoś" wyszło, że ta jedyna asfaltowa polna droga akurat prowadzi do domu wieloletniej urzędniczki tegoż Urzędu Gminy... :>
Dziś przejechałem główną arterię Morsownii i w związku z tym proponuję prezentację zmian tamże dokonanych za Dobrej Zmiany:
"Morsownia w ruinie" - spuścizna po liberałach-aferałach:
... i ta sama parafia za Dobrej Zmiany:
Podobnie jak z resztą kraju. :)
Mówimy tutaj o drodze wiejskiej, acz nie pośledniej - całe 4,5 km wyremontowano na cacy: są chodniki, poszerzona droga, schludne zatoczki autobusowe, a nawet asfaltowe zjazdy do każdej posesji (po stronie gdzie nie ma chodnika) w liczbie aż 75!
Droga formalnie jest powiatowa (zabawne, że większość dróg wojewódzkich a nawet krajówek w okolicy się teraz przy niej chowa :O ) a gmina coś tam się dorzuciła do inwestycji i od siebie dodała przy okazji jeden zjazd w pola, ok. 150m, do nowo wybudowanych domków. Tylko jeden, choć potrzeb wiele, bo jakoby tylko na tyle mieli kasy... i tak "jakoś" wyszło, że ta jedyna asfaltowa polna droga akurat prowadzi do domu wieloletniej urzędniczki tegoż Urzędu Gminy... :>
Co cztery traktorzystki to nie dwie xD /Hrgn/
Wtorek, 29 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 20.60 | gruntow(n)e: | 0.40 |
czasokres: | śr. km/h: |
Taka sytuacja...
Jak za starych, prostych czasów: zero BHP, zero tablic rejestracyjnych, dodatkowo przyczepka nawet bez świateł... :)
Bez kitu, traktor z żeńską obsadą i to w takiej ilości to chyba rekord świata O_O 400% wyemancypowania i PRAWDZIWEGO równouprawnienia. A kto wie, może "ich chłopy" w tym czasie piastowały dzieci. ;)))
PS. dziś po południu w moim igloo temp. przekroczyła 28*C! I to na plusie. ;)
Jak za starych, prostych czasów: zero BHP, zero tablic rejestracyjnych, dodatkowo przyczepka nawet bez świateł... :)
Bez kitu, traktor z żeńską obsadą i to w takiej ilości to chyba rekord świata O_O 400% wyemancypowania i PRAWDZIWEGO równouprawnienia. A kto wie, może "ich chłopy" w tym czasie piastowały dzieci. ;)))
PS. dziś po południu w moim igloo temp. przekroczyła 28*C! I to na plusie. ;)
Nocne Bory Dlnśl. /Hrgn/
Poniedziałek, 28 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 41.09 | gruntow(n)e: | 6.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem wyjazd dopiero o zachodzie słońca, a i to ledwo dyszałem.
Postanowiłem zatem pojechać nad wodę. Nawiedziłem 4 miejsca, w tym 3 odludne a 1 naprawdę na końcu świata... i wszędzie byli ludzie, namioty, samochody, traktory itd. :i to o 9-10 w nocy, w tygodniu roboczym. :O
Tak kombinowałem, że przekombinowałem z wyjazdem z Borów na asfalt i kilka km w zapadającym mroku przejechałem lasem (piachy, ostre kamyki, zarośla itd.) - na Huraganie. Która inna kolarka by podołała? ;p
Wjeżdżając do jednej leśnej osady widziałem z bliska, jak emeryt jechał samochodzikiem po wsi góra 40 km/h i - jak bLoga kocham - wyskoczyły mu z krzaków centralnie przed niego 2 sarny. Przed pierwszą zdążył przyhamować do góra 30 i na styk ją ominął, a po chwili druga leci na samobója, centralnie na tor kolizyjny, mimo symbolicznej już prędkości! o_O Dziadek jeszcze dohamował, już nawet 20 nie leciał (prędkość spokojnego rowerzysty!) a i tak znów się minęli na grubość lakieru.
Odrobina pecha i by je potrącił - a później oczywiście byłby lincz w realu i w sieci, że pewnie pijak albo pirat drogowy, a jak dziadek no to na pewno nie powinien przejść badań lekarskich i odebrać mu prawko na zawsze...
Zaznaczę raz jeszcze - szybko jadący kolarz byłby tu bardziej niebezpieczny (zwłaszcza dla samego siebie).
Ba! nawet ja, snując się 20 km/h na prostej kiedyś zostałem niejako zaatakowany przez sarenkę wyskakującą z krzaków. Była oszołomiona, bo jechało kilka rowerów na raz i nie wiedziała, między którym najlepiej się zmieścić - choć wcale nie musiała.
No i przywaliła we mnie, tzn. otarła się o tylne koło tak, że nikomu się nic nie stało, ale decydowały centymetry. I mam na to świadków z forum podrozerowerowe jakby coś...
No ale wielkomiejscy znawcy przyrody i tak będą wiedzieli lepiej...
A trochę dalej widziałem młodego wariata: na oko 100 km/h po lesie i 80 na czynnym przejeździe kolejowym. o_O Ale to już zupełnie inna historia..
Skosztowałem dziś krylu antarktycznego (może i niepolski, ale i bezpaństwowy :) ). Niezła rzecz, szkoda, że w mojej Arktyce taki nie występuje. ;))
Ciekawostki:
- kryl antarktyczny potrafi świecić w nocy;
- Polska ma 4 miejsce na świecie w połowach tegoż;
- jest go (wagowo) 2x tyle na świecie, co ludzi. A to tylko jeden z 86 gatunków krylu.
Postanowiłem zatem pojechać nad wodę. Nawiedziłem 4 miejsca, w tym 3 odludne a 1 naprawdę na końcu świata... i wszędzie byli ludzie, namioty, samochody, traktory itd. :i to o 9-10 w nocy, w tygodniu roboczym. :O
Tak kombinowałem, że przekombinowałem z wyjazdem z Borów na asfalt i kilka km w zapadającym mroku przejechałem lasem (piachy, ostre kamyki, zarośla itd.) - na Huraganie. Która inna kolarka by podołała? ;p
Wjeżdżając do jednej leśnej osady widziałem z bliska, jak emeryt jechał samochodzikiem po wsi góra 40 km/h i - jak bLoga kocham - wyskoczyły mu z krzaków centralnie przed niego 2 sarny. Przed pierwszą zdążył przyhamować do góra 30 i na styk ją ominął, a po chwili druga leci na samobója, centralnie na tor kolizyjny, mimo symbolicznej już prędkości! o_O Dziadek jeszcze dohamował, już nawet 20 nie leciał (prędkość spokojnego rowerzysty!) a i tak znów się minęli na grubość lakieru.
Odrobina pecha i by je potrącił - a później oczywiście byłby lincz w realu i w sieci, że pewnie pijak albo pirat drogowy, a jak dziadek no to na pewno nie powinien przejść badań lekarskich i odebrać mu prawko na zawsze...
Zaznaczę raz jeszcze - szybko jadący kolarz byłby tu bardziej niebezpieczny (zwłaszcza dla samego siebie).
Ba! nawet ja, snując się 20 km/h na prostej kiedyś zostałem niejako zaatakowany przez sarenkę wyskakującą z krzaków. Była oszołomiona, bo jechało kilka rowerów na raz i nie wiedziała, między którym najlepiej się zmieścić - choć wcale nie musiała.
No i przywaliła we mnie, tzn. otarła się o tylne koło tak, że nikomu się nic nie stało, ale decydowały centymetry. I mam na to świadków z forum podrozerowerowe jakby coś...
No ale wielkomiejscy znawcy przyrody i tak będą wiedzieli lepiej...
A trochę dalej widziałem młodego wariata: na oko 100 km/h po lesie i 80 na czynnym przejeździe kolejowym. o_O Ale to już zupełnie inna historia..
Skosztowałem dziś krylu antarktycznego (może i niepolski, ale i bezpaństwowy :) ). Niezła rzecz, szkoda, że w mojej Arktyce taki nie występuje. ;))
Ciekawostki:
- kryl antarktyczny potrafi świecić w nocy;
- Polska ma 4 miejsce na świecie w połowach tegoż;
- jest go (wagowo) 2x tyle na świecie, co ludzi. A to tylko jeden z 86 gatunków krylu.
Koty Schrödingera /Hrgn/
Niedziela, 27 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 42.59 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na oczy już ledwo co widzę...
...na trasie było tyle muszek. ;)
Zimą by to było nie do pomyślenia! ;p
No i te temperatury - muszę wyjeżdżać późnym popołudniem. Plus jest taki, że wyjeżdżam z wiatrem, a wracam wieczorem, czyli bez wiatru... ale nie tym razem: tym razem było wręcz przeciwnie. :)
Po drodze widziałem jak w Iłowej tradycja zderza się z nowoczesnością:
... oraz jak kot zderza się z samochodem. o_O
Wina kota, bo wbiegł "na pałę" na przelotową drogę. I się na tym przejechał. ;))
Sprawiał wrażenie Kota Schrödingera, bo przeżył i nie żył jednocześnie (miotało nim jak lawetą ;)) ).
Pierwszy raz widziałem taką akcję na żywo, oby ostatni...
Także pierw(sz)y raz widziałem na żywo bobra z bliska, akurat "budował się" na Czernej.
A później jeszcze widziałem jakiegoś faceta jak wpada do rowu (na piechotę) prawie na odludziu. o_O
"Zawróciłem z powrotem", gość niby nie był pijany, na oko "normalny" bezdomny, ale jakiś taki pół-przytomny i upierał się, że nie potrzebuje żadnej pomocy. ;> Taki trochę Kot Schrödingera. W sumie ja i moje rowery poniekąd też. ;))
Trasa do Iłowej i nazad, ale przez Konin Żag.
Nie za fajna to była wycieczka. :(
...na trasie było tyle muszek. ;)
Zimą by to było nie do pomyślenia! ;p
No i te temperatury - muszę wyjeżdżać późnym popołudniem. Plus jest taki, że wyjeżdżam z wiatrem, a wracam wieczorem, czyli bez wiatru... ale nie tym razem: tym razem było wręcz przeciwnie. :)
Po drodze widziałem jak w Iłowej tradycja zderza się z nowoczesnością:
... oraz jak kot zderza się z samochodem. o_O
Wina kota, bo wbiegł "na pałę" na przelotową drogę. I się na tym przejechał. ;))
Sprawiał wrażenie Kota Schrödingera, bo przeżył i nie żył jednocześnie (miotało nim jak lawetą ;)) ).
Pierwszy raz widziałem taką akcję na żywo, oby ostatni...
Także pierw(sz)y raz widziałem na żywo bobra z bliska, akurat "budował się" na Czernej.
A później jeszcze widziałem jakiegoś faceta jak wpada do rowu (na piechotę) prawie na odludziu. o_O
"Zawróciłem z powrotem", gość niby nie był pijany, na oko "normalny" bezdomny, ale jakiś taki pół-przytomny i upierał się, że nie potrzebuje żadnej pomocy. ;> Taki trochę Kot Schrödingera. W sumie ja i moje rowery poniekąd też. ;))
Trasa do Iłowej i nazad, ale przez Konin Żag.
Nie za fajna to była wycieczka. :(
Co dwie traktorzystki to nie jedna /Hrgn/
Sobota, 26 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 38.00 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dziś przelicytowałem samego siebie - takich rzeczy to nawet za komuny nie było:
a już na pewno za komuny traktorzystki nie robiły sobie telefonem słit foci z rąsi podczas jazdy. :) Niestety, nie sfociłem, ale motyw był rozbrajający, na wiocha.pl dostałbym 100 punktów. ;D
Przyłapałem je też na powrocie...
<zazdrosny>
Cóż za emancypacja! :O Pewnie jeszcze to one ścinały i ładowały te drwa. ;D
Wgl to dziś w Morsownii spadł deszcz z jasnego nieba :OOO tzn. było troszku jasnych chmur, ale po bokach nieba. Nic, tylko wypatrywać jeszcze gromu. ;))
Po deszczu upał zelżał i wypełzłem w stronę Świętoszowa i nazad. Na więcej nie stykło czasu.
Po drodze (15 km od domu) spadł łańcuch i zakleszczył się między ramą a wolnobiegiem. Szarpanie i podważanie nic nie dało. Już miałem się chlastać ;) aż w końcu zrozumiałem, że jak się nie da oddalić łańcucha od ramy, to trzeba oddalić ramę od łańcucha (poprzez poluzowanie zacisku tylnej osi). ;]
a już na pewno za komuny traktorzystki nie robiły sobie telefonem słit foci z rąsi podczas jazdy. :) Niestety, nie sfociłem, ale motyw był rozbrajający, na wiocha.pl dostałbym 100 punktów. ;D
Przyłapałem je też na powrocie...
<zazdrosny>
Cóż za emancypacja! :O Pewnie jeszcze to one ścinały i ładowały te drwa. ;D
Wgl to dziś w Morsownii spadł deszcz z jasnego nieba :OOO tzn. było troszku jasnych chmur, ale po bokach nieba. Nic, tylko wypatrywać jeszcze gromu. ;))
Po deszczu upał zelżał i wypełzłem w stronę Świętoszowa i nazad. Na więcej nie stykło czasu.
Po drodze (15 km od domu) spadł łańcuch i zakleszczył się między ramą a wolnobiegiem. Szarpanie i podważanie nic nie dało. Już miałem się chlastać ;) aż w końcu zrozumiałem, że jak się nie da oddalić łańcucha od ramy, to trzeba oddalić ramę od łańcucha (poprzez poluzowanie zacisku tylnej osi). ;]
Społem. Ale wstołem. ;) /Hrgn, 24-25.V./
Piątek, 25 maja 2018
Kategoria Standardowo
kilosy: | 36.54 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Takie tam na zakupach...
Nieustannie przeraża mnie ten powszechny zachwyt wszystkim, co obce. Dochodzi już do tego, że takie nazwy jak Dębica, Romet czy Społem to dla mojego pokolenia jakaś egzotyka.
Parafrazując klasyka:
"Gumy szwalbe i zakupy w Biedrze - to jest Wasz majestat, Wasza godność!"
Pomijam już nawet uczucia i odczucia, ale żeby być odpornym na prostą, chłopską logikę, która każe zadawać sobie pytania "komu daję zarobić?" - tego nie zrozumiem. Jedyna obowiązująca logika to że "wszyscy politycy rozkradają ten kraj" - i już sumienie czyste...
PS. zakupy w Społemach, Eko itp. mają jeden, niekwestionowalny plus: tam nigdy nie ma kolejek. Polecam szczególnie przed wszelkimi świętami i niedzielami.
Nieustannie przeraża mnie ten powszechny zachwyt wszystkim, co obce. Dochodzi już do tego, że takie nazwy jak Dębica, Romet czy Społem to dla mojego pokolenia jakaś egzotyka.
Parafrazując klasyka:
"Gumy szwalbe i zakupy w Biedrze - to jest Wasz majestat, Wasza godność!"
Pomijam już nawet uczucia i odczucia, ale żeby być odpornym na prostą, chłopską logikę, która każe zadawać sobie pytania "komu daję zarobić?" - tego nie zrozumiem. Jedyna obowiązująca logika to że "wszyscy politycy rozkradają ten kraj" - i już sumienie czyste...
PS. zakupy w Społemach, Eko itp. mają jeden, niekwestionowalny plus: tam nigdy nie ma kolejek. Polecam szczególnie przed wszelkimi świętami i niedzielami.
Wstąpiłem do PIS-u... /Hrgn/
Środa, 23 maja 2018
Kategoria Standardowo
kilosy: | 45.23 | gruntow(n)e: | 1.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
Trollking uspokój się, chodziło mi o Państwową Inspekcję Sanitarną :D
Pamiętam jak kiedyś mieli służbowego Poloneza - pięknie to do siebie pasowało, piękne czasy. :)
Wieczorem, gdy minął żar, wyskoczyłem do Żar. ;) Ale tak jakoś bez większych kontrowersji. ;)
Archiwalne zdjęcie z okolicy, w której jeździłem, ale sprzed 6 lat. Wtedy jeszcze Hrgn miał niepodniesioną i nieprzyciętą kierownicę, przez co często waliłem o nią kolanami. :) No i to siodełko.. To dopiero były czasy! xD
Pamiętam jak kiedyś mieli służbowego Poloneza - pięknie to do siebie pasowało, piękne czasy. :)
Wieczorem, gdy minął żar, wyskoczyłem do Żar. ;) Ale tak jakoś bez większych kontrowersji. ;)
Archiwalne zdjęcie z okolicy, w której jeździłem, ale sprzed 6 lat. Wtedy jeszcze Hrgn miał niepodniesioną i nieprzyciętą kierownicę, przez co często waliłem o nią kolanami. :) No i to siodełko.. To dopiero były czasy! xD
20-22.V.2018 /Hrgn/
Wtorek, 22 maja 2018
Kategoria Standardowo
kilosy: | 42.50 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
10 kkm bez wymiany napędu jest moją inspiracją, widzę to coraz marniej :) do celu zostało 600 z groszami...
Wyczaiłem mieszkanie w Karpaczu Górnym za zaledwie 47k PLN (totalna ekstrema: całość to 11 m kw. poddasza!!!!!) i teraz nie mogę spać po nocach. ;]
Wyczaiłem mieszkanie w Karpaczu Górnym za zaledwie 47k PLN (totalna ekstrema: całość to 11 m kw. poddasza!!!!!) i teraz nie mogę spać po nocach. ;]
Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia /36er/
Niedziela, 20 maja 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono
kilosy: | 11.86 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
2 850 km na Wielkim Kole jest moja inspiracją, albo przynajmniej połowa z tego. Do półmetku zostały mi 122 km (a poprzednio coś źle policzyłem ;p ).
Dzisiejsza jazda bez większych ekscesów. Ale takie mniejsze były. ;)
Sporo ludzi pozdrawiało, wytykało palcami itd. A zarazem, jak zwykle, sporo ludzi odwracało wręcz głowy. ;>
Pomimo 20*C (w cieniu) srodze się przegrzałem, bo zachciało mi się trenować na "górskiej premii":
Dodać jeszcze mogę, że coraz śmielej sobie poczyniam na krawężnikach. Przy 36 calach ograniczeniem jest tylko własna wyobraźnia. ;))
Dzisiejsza jazda bez większych ekscesów. Ale takie mniejsze były. ;)
Sporo ludzi pozdrawiało, wytykało palcami itd. A zarazem, jak zwykle, sporo ludzi odwracało wręcz głowy. ;>
Pomimo 20*C (w cieniu) srodze się przegrzałem, bo zachciało mi się trenować na "górskiej premii":
Dodać jeszcze mogę, że coraz śmielej sobie poczyniam na krawężnikach. Przy 36 calach ograniczeniem jest tylko własna wyobraźnia. ;))