Karkonosze i mono
Dystans całkowity: | 148.80 km (w terenie 14.80 km; 9.95%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 2985 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 9.30 km |
Więcej statystyk |
NAJTRUDNIEJSZY PODJAZD PO NAJTRUDNIEJSZYM PODJEŹDZIE, czyli Przełęcz Karkonoska na monocyklu (cz. 2)
kilosy: | 0.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
.
Postanowiłem urozmaicić nogom wysiłek i polazłem połazić szlakiem pieszym, oczywiście beztrosko zostawiając monocykl jak najbardziej na widoku. W sumie to nawet chciałbym, żeby ktoś spróbował nim zjechać - byłoby jednego złodzieja mniej. ;)
Pomimo skatowania się, rozprężone i uwolnione nogi niosły mnie po półmetrowych niekiedy głazach jak jakiegoś płetwiastonogiego Apolla. ;)
Zaskakujące, wyprzedzałem prawie wszystkich i to bez takiej intencji.
No i dotarłem sobie w umiłowaną krainę granicy lasu (z braku w pobliżu północnej granicy może być i "górna", to prawie to samo). :)
Uwielbiam wymęczone, niepozorne, karłowate, rachityczne i zmutowane drzewka, zwłaszcza te pojedyncze sztuki wybijające się ponad ogół...
.
Rekordowy zjazd zjechany.... bez hamulców
Jedynym hamulcem jest tu "ostre koło", czyli spowalnianie nogami samoczynnie obracających się pedałów (na sztywno połączonych z kołem).
Tak więc im stromszy zjazd, tym ciężej... dodatkowo, nie warto przekraczać prędkości 12-14 km/h bo jak się straci kontrolę to pedała "poucinają" nogi...
Dwukołowcy na zjeździe sobie odpoczywają, a ja zafundowałem sobie kolejną masakrę. Bałem się, że nie wyhamuję albo że nabawię się zakwasów na parę tygodni (po zjeździe z "głupiego" Morskiego Oka przez trzy dni nie mogłem chodzić po schodach!), albowiem pracują tu te mięśnie nóg, które na co dzień nie pracują.
Jednak kilkudniowy trening po Karkonoszach zrobił swoje i tragedii nie było.
Swoje zrobił także własnej "konstrukcji" hamulec...
/to czarne na widełkach to opiłki startej opony, miałem je nawet w butach (opiłki, nie widełki) /
Pomagał sporo, a jeszcze więcej hałasował. ;)
Ale nie używałem go nazbyt wiele - na wypłaszczeniach (~10%) spowalniał za bardzo, a na zwyrodniałych ściankach chciałem sprawdzić siebie i sprzęt.
No i, o dziwo, da się zatrzymać nawet na 27% i to jeszcze z rezerwą bezpieczeństwa.
Jest na youtubach filmik, jak monocyklowy wymiatacz zjeżdża z 33%, ino że na hamulcu ręcznym. A komentatorzy go podziwiają, jak on to zrobił...
Zjazd poszedł o wiele lżej niż podjazd, trochę dzięki butelce, ale głównie dlatego, że na zjeździe muldy już zbytnio nie przeszkadzają.
Zrobiłem tylko trzy przerwy na zjeździe - dwie na małe "wywiady" z piechurami, a trzecią... na duży wywiad z pieszą turystką. Ale dużo starszą ode mnie. ;p
Zabawne, że rok wcześniej podjeżdżając i zjeżdżając Gubałówkę (maks. 16%) sądziłem, że jestem już blisko granic możliwości. ;D
Teraz, po zaliczeniu w obie strony 27% twierdzę, że jeszcze nie tak blisko. ;D;D
A już całkiem zabawna jest relacja (na bikestatsach) pewnego zawodnika, który podjeżdżał Karkonoską na normalnym, średniej klasy MTB i twierdził, że "dokonał rzeczy niemożliwej" (podjazd), oraz że "najgorsze przed nim" (odnośnie zjazdu).
Wzruszające wprost. Albo to może tylko ja się na tych rowerach nie znam...
A co do monocyklowego masakrowania szosowców, jakby nie było na szosie (asfaltowej drodze), to obrazowo porównując trochę tak, jak gdyby rowerem szosowym narobić wstydu BMX-om w skateparku. Abstrakcja...
Plany, epilog
Ponadto Stóg Izerski - bodaj jedyny konkurencyjny podjazd dla Karkonoskiej (krótszy, mniejsze maksima, ale większe średnie nachylenie).
No i oczywiście ulica Szkolna w Karpaczu (30%).
W autobusie i na dojeździe do bazy czułem, że żyję wyłącznie na endorfinach. I faktycznie, zasnąłem w trakcie lotu na łóżko (zazwyczaj zasypiam 1-2 godziny).
Spałem bodajże 13 godz. i kolejne kilka się rozbudzałem. Pytanie, czy to bardziej świadczy o stopniu trudności, czy raczej o mojej kondycji. ;]
Napisy końcowe
Legendą tego podjazdu są słynne "w branży" napisy na asfalcie. Np.:
Pozostawię to bez komentarza... ;) © mors
Doprawdy nie wiem, jak mogłem nie położyć obok monocykla... pewnie akurat NADCHODZIŁ jakiś szosowiec. ;D
.
Uznałem za stosowne popełnić kilka własnych napisków (stąd wspomniany korektor biurowy).
Fajnie by było, jakby ktoś z czytających je odnalazł, aczkolwiek są malutkie, bo ja to taki raczej skromny jestem (czemu każdy, kto to słyszy, wybucha śmiechem...). ;p
Pamiątka po pierwszym upadku © mors
Zostały na dole, w Przesiece ;) © mors
A to w punkcie, gdzie jest 27% © mors
Nowy napis na końcówce podjazdu © mors
.
Dziękuję za uwagę. ;)
"Magiczny Jagniątków" na 1 kole
kilosy: | 7.00 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Zdecydowanie najniższa średnia w życiu - 7 km dziergane przez 5 (pięć) godzin! xD
Wychodzi 1,4 km/h, oczywiście brutto. ;)
Główną przyczyną było zatrucie pokarmowe (?) co w połączeniu z gorącem zmasakrowało mnie po kilkuset metrach, dlatego traskę nakreśliłem taką krótką. Pozornie...
Pomimo niemocy i rozbicia, podjazdów bynajmniej nie unikałem, choć wiele z nich musiałem robić w kilku odcinkach przedzielanych długimi "zgonami"...
Fotorelacja tym razem od tyłu a i to niekonsekwentnie. ;p
Fenomenalna chałupa, skryta na końcu jednego z zaułków... *-*
"Magiczny Jagniątków" - i domek jak z bajki © mors
Bajeczny podjazd do domku z bajki © mors
"Magiczny Jagniątków"... coś jest na rzeczy. ;) © mors
Ciekawy Garbus w Jagniątkowie © mors
Pierwsza Winnica Karkonoska - praktyczne zastosowanie tamtejszego mikroklimatu © mors
Kolejny śmiały podjazd w Jagniątkowie. Początek chodnika, za znakiem drogowym, ma formę schodów... (patrz także: nachylenie pierwszego odcinka barierki) © mors
Takich malutkich znaczków pojawiło się tego roku kilka na szczególnie stromych podjazdach Karkonoszy ;p © mors
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,450489,dziewiecsil-w-jagniatkowie.html" title="Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie"><img alt="Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie" width="450" height="600" src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,450489,20131223,dziewiecsil-w-jagniatkowie.jpg"/></a><br/><span>Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie © mors</span>
Coś pięknego:
Potok Sopot (nie skacz!):
U podnóża potwora - początek czarnego szlaku na Petrovkę wygląda bardzo niewinnie, ale szybko się to przeradza w jeden z najtrudniejszych szlaków rowerowych w Polsce: 30% po telewizorach - poddałem się bez walki...Na szlaku ER-2:Szlak ER-2 trawersujący Karkonosze ponad Jagniątkowem prezentuje się tak:Niebieski szlak łączący górę Jagniątkowa z międzynarodowym rowerowym szlakiem ER-2. Tego odcinka oczywiście nie podjechałem. ;pKotlinka na pierwszym planie skrywa Jagniątków, a ta naw oddali - Jelenią Górę właściwą:Intrygujące coś w górnym Jagniątkowie (agro-igloo?):Wspaniały podjazd! Ale powodzenia zimą...Kolejne wspaniałości:Kupili mnie tą tabliczką. ;)Dziękuję za uwagę. ;p
Mono na Okraju, mors jak w raju ;) (Karkonosze i mono, cz. 4/2013)
kilosy: | 15.50 | gruntow(n)e: | 0.40 |
czasokres: | śr. km/h: |
Raj, nie Okraj. ;)
Merytorycznie sama jazda średnia, bo start z Przełęczy Kowarskiej (727m), więc tylko 319m podjazdu (i zjazdu - na ostrym kole!) a do tego zbyt MAŁE nachylenie - tam gdzie było łagodnie, One mi odjeżdżały na 50-100m (trochę dziwnie, ni w te ni we wte ;p) a tam gdzie się trochę stromiło (max 14%), to szanse się zrównywały.
Poza tym za ciepło, średnio 24*. ;p
Za to towarzysko - życiówka. ;)
Alouette, zwana dalej "a." ;) dała się zwerbować na wieść, że Lea dała się zwerbować.
Czy jakoś tak. ;)
Najważniejsze, że kierowca PKS wpasował się praktycznie idealnie z Ich przybyciem na Przełęcz Kowarską. ;)
A. musiała szybko wracać, więc poza pozowaniem do zdjęć i niedługą rozmową zdążyła tylko przysposobić sobie przełęczowego kota. ;)
Z Leą zaś zwiedziliśmy Malą Upę (po stronie CZECHOSŁOWACKIEJ), pojeździliśmy ;) na mono (polecam epickie, 100% naturalne i przeurocze filmiki z Leą na mono) i ogólnie tematów nie brakowało nam ani na chwilę.
Oprócz chęci opanowania jazdy na mono rzekła była, że i morsować by rada, czym już do reszty zyskuje status kobiety idealnej. :))
Generalnie z Nią to można przysłowiowe "konie kraść". A i żyrafy pewnie też. ;))
Ja wracam asfaltem, Lea szlakami, zapewne 2-3 razy szybciej (ostre koło vs. wolnobieg). Zjazd zajął mi 54 min. brutto, z przerwami na zdjęcia i... dokręcanie pedałów - od nauki jazdy "przód-tył"' odkręciły się prawie do końca - byłaby niezła niespodzianka na zjeździe... o_O
Na dole jeszcze miałem czas na skosztowanie tzw. Drogi Głodu - szutrowa i całkiem lekkostrawna.
Ciekawostki:
- mało kto wie, że pod P. Kowarską przebiega najdłuższy tunel kolejowy w Polsce
- Profil podjazdu
- przez cały podjazd wydawało mi się, że nachylenie jest o dobre parę % mniejsze niż było... później zrozumiałem, że to Ich wzrost zakłócał mi perspektywę i orientację :)
- przejechałem przez 25 lat ponad 38kkm i dopiero tego dnia pierwszy raz w życiu "karnąłem się" rowerem z amortyzatorem (Leo-wym, na Okraju)...
Zdjęcia:
/zajumane od Lei/
Ostatnie metry podjazdu - próbuję przyjąć aerodynamiczną postawę ;)
/od Lei/
Z A.:
/od Le-y/
Z Leą: :))
/Leowe, ręką A./
Dałbym to na główną, to by było 5x tyle wejść ;)
Alouette i kot z Przełęczy Okraj© mors
Specjalistka od kotów i zwierząt wszelakich© mors
"PRO" vs. prawdziwe wymiatarki ;)© mors
Tempo emeryta, blade nogi... ikona pozerstwa...
Lea i Alouette mimo spowalniającego mono-Morsa doganiają "CCC"© mors
Lea i Alouette na Przełęczy Kowarskiej (727m)© mors
Lea na przełęczy pozdrawia...kogo? Chyba Ojczyznę ;))© mors
Nauka na najwyższym poziomie ;) 1046 - bardzo możliwe, że to rekord Polski. I to żeby tylko© mors
Lea uczy się jeździć na mono :)© mors
/MALA UPA(rciucha). ;))
Mono i serpentyny pod Przełęczą Okraj© mors
Zjazd na mono z Przełęczy Okraj© mors
I na deser rzeczone filmiki :)
część 1
&feature=youtu.be
część 2
&feature=youtu.be
Niezapomniana wycieczka. :)
Chojnik i Jagniątków na 1 kole...
kilosy: | 13.00 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na serpentynie z Podgórzyna do Zachełmia dałem się zaskoczyć nachyleniu albo mnie coś przymuliło, bo wyprzedziła mnie Pani "w sile wieku" na trekingu, czym się trochę zdemotywowałem. ;p Strasznie mocna była, pewnie ktoś z BS. ;) Poza tym całą winę zwaliłem na słońce, chociaż upału raczej nie było. ;p
Przed Zachełmiem zjazd na Chojnik...
Niezły początek ;)© mors
Dojazd do Żelaznego Mostku gdzie odpuściłem sobie żółty szlak na szczyt (za stromy i kamienisty, prawdopodobnie) i postanowiłem "odkryć" gdzie wiedzie nieoznakowana droga trawersująca zbocze w miarę poziomo...
Droga po chwili stała się tylko ścieżką (skądinąd zgodnie z mapami...), a i ten status z czasem zaczęła tracić... za to zaczęło przybywać "telewizorów"...
Czary-mary pod Chojnikiem ;p© mors
Takie tam kamyki na trawersie w poprzek Chojnika ;)© mors
Przez powalone pnie przenosiłem, ale prawie wszystkie zwykłe kamienie udało się przejechać. Ba! popełniłem nawet niezły filmik z tego trawersu... ale się usunął. W sensie, że ja go, niechcący. Z lekka szkoda... ;]
Walka o każdy kamień ciągnie się w nieskończoność... w końcu wpadam na czerwony szlak, jakieś 200m od szczytu, ale nie mogę podjechać, mimo wielu prób. Nastromienie umiarkowane, nawierzchnia (terenowa) w miarę dobra, powinienem to podjechać, ale jakoś nie mogłem ruszyć z miejsca...
Wstyd, bo ludzie paczą. ;p "Pognałem" więc w dół, pocieszając się, że to była zbyt mainstreamowa gór(k)a. ;)
Dość szybko cywilizowany szlak mi się znudził i znów się uwikłałem w jakieś partyzanckie ścieżki.
Im niżej tym mniej telewizorów, ale za to miejscami nachylenie było od czapy. ;)
Zjazd monocyklem z Chojnika. Dawało rady aż do momentów zablokowania koła© mors
Zjazd z Chojnika, tu: spokojny ;)© mors
Śmieci pod Chojnikiem ;)© mors
Stamtąd przyjechałem :) (nieświadomy zakazu)© mors
Niewyhamowanie oznacza, przypomnijmy, rozpędzenie korb i pedałów do prędkości kruszącej piszczele no i oczywiście glebę. Dawało się wyhamować tak długo, dopóki opona trzymała przyczepność... a gdy jej zabrakło, to zdążyłem tylko zeskoczyć z roweru po czym skocznie i wesoło zaczęliśmy sobie spadać w dół. Rower skakał i odbijał się każdą swoją częścią, a ja raczej tylko nogami, ale za to w każdej możliwej pozycji i w kilku pozornie niemożliwych. ;)
Zakończenie było epickie, bo wylądowałem pionowo na nogach łapiąc w powietrzu pionowo wybity monocykl. O_O
20/20 punktów za styl, szkoda, że nikt nie nagrywał...
Na pociechę podobny filmik z Sieci, ino dużo bardziej płasko: ;p
Później lekki objazd Sobieszowa, bo nigdy tam nie byłem, i podjazd na Jagniątków. Asfaltowy, ale trochę przydługi, a nastromienie takie ni w te ni we wte. ;)
Życie pod zamkiem© mors
Za to osada (kiedyś samodzielna wieś, obecnie formalnie wcielona do Jeleniej Góry) bardzo przyjemna, większość domów ozdobna, ład i porządek, ogólnie klimat turystycznego kurorciku, rzadkość na pograniczu. ;)
Kościół w Jagniątkowie. Ładnie tu© mors
Znaki zodiaku na kościele?!?© mors
Większość J. omijam, ale wrócę tam parę dni później.
Tymczasem wbijam się wyższej. Kończy się asfalt i znęcam się po szutrze, walcząc o każdą piędź ziemi. ;) Na mijanych ludziach nie robi to najmniejszego wrażenia, pewnie co chwilę tam jadą monocykle. ;)
Trudna dla monocykli droga ponad Jagniątkowem (zbocza Sośnika) - skrót na Michałowice© mors
Muzeum w dawnej letniej rezydencji wybitnego polakożercy© mors
Odtąd znów wraca asfalt, ale jaki...
Makabryczny podjazd na Grzybowiec© mors
Jest ciężko, bo stromo i nierówno jednocześnie, a w dodatku słońce wciąż dokazuje, mimo 700m i w pół do szóstej po południu.
Garaż w lesie, pośrodku niczego (podjazd na Grzybowiec)© mors
Ostatnie metry podjazdu na Grzybowiec© mors
Już witał się z gąską... ;)© mors
Obiekt na szczycie, tutaj prawie nie widoczny, jest wręcz fenomenalny.
Rezydencja w stylu posępnej, niedostępnej, odizolowanej acz luksusowej twierdzy, najkrócej pisząc. Jest (była?) na sprzedaż, za 8mln (przecena z 16!), czyli tylko brać. ;)
Warto wygooglować sobie coś więcej. Także dlatego, że mało kto tam się zapuszcza, co łatwo stwierdzić po zupełnym braku śmieci po drodze. ;)
Tamże:
Ostoja puchacza wokół szczytu Grzybowca© mors
Później już tylko zjazd do górnego Jagniątkowa, na przystanek MZK (formalnie to wciąż Jelenia G. więc bilet do odległego centrum jest w ramach jednej strefy, no i za takie rowery nie żądają dopłat :) ), gdzie w ramach oczekiwania podziwiam nieco niedocenianą chałupę pewnego noblisty...
Słynny Dom, a raczej rezydencja, G. Hauptmanna© mors
Najważniejsze jest bogate wnętrze ;)© mors
tudzież, naprzeciwko:
Współczesna reinterpretacja© mors
Wysokości: Cieplice (360)-prawieChojnik (ok.550)-Sobieszów(350)-prawie twierdza na prawie szczycie Grzybowca(ok. 700)-przystanek MZK (ok. 580).
Razem 870m (zjazdy na ostrym kole liczę tak jak podjazdy), a z drobnicą i zaułkami pewnie ok. 900 m. Przy czym odcinki terenowe należałoby mnożyć x5 (dystans i przewyższenie)...
Było bardziej niż zacnie: i sielanka, i hardcor i "odkrywczość". Innowacyjnie prawdopodobnie też, bo raczej nikt tych tras na mono nie rzeźbił (google nic o tym nie wie).
A tymczasem najlepszy odcinek wciąż przed nami! :)
Przymulanie po Cieplicach (Karkonosze i mono, cz. 2a/2013)
kilosy: | 4.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pogoda zamulała chmurami a ja zamulałem i chyba się zatrułem, więc wczesnym popołudniem pozwiedzałem tylko Cieplice, w bezpiecznej odległości od bazy. ;)
Ciekawostka w centrum Cieplic© mors
Na poczcie wysłałem pamiątkową kartkę komu trzeba... ;)
Podoba mi się klimat poczty w Cieplicach© mors
Obczaiłem fajne motywy:
Fajny motyw ;p© mors
i kościół z widokiem na Karki:
Kościół na osiedlu XX-lecia w Cieplicach© mors
tudzież poćwiczyłem całkiem niezłe podjazdy (na zdjęciu wyglądają oczywiście na złe, ale tak nie jest. Ponadto widać wspomniany wcześniej kościół i jego tło. ;p)
Cieplickie osiedle XX-lecia z ładnymi widokami i podjazdami© mors
Później będzie już tylko lepiej! ;p
Balaton i Pałac na Wodzie, czyli Karkonosze i mono, cz. 2b/2013)
kilosy: | 16.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
I zawsze jakiś tam trening, bo 16km, w tym 2 w terenie i część po górkach, to wcale nie tak mało, jak na mono.
No i co kawałek widoki na Karki. :)
Trasa: z Cieplic przez cmentarz i skałki do Staniszowa, po drodze osiedle "niczyje", i takaż ulica (jak na foto), trochę ostrych szutrów (na miejskiej oponie...) a nawet dzikich polnych dróg (niewiele jest ciszy i zupełnych odludzi w Kotlinie Jeleniogórskiej), dalej Staniszów z jego nielichym pałacem, po drodze opuszczona jakaś baza z klasycznym, amerykańskim autobusem szkolnym i rajdowym Seicento (ale o co chodzi?), no i mamy Staw Balaton (chyba nikt się po tytule nie nabrał, że ten węgierski ;) ). Dalej przytulny jeleniogórski przysiółek Czarne i próby odnalezienia szlaku do Cieplic. Próby zakończone fiaskiem, piaskiem, zaroślami i komarami.
Później obrzeżami Jeleniej G. właściwej (m.in. dłuuuga ścieżka koło działek szczodrze wysadzana tłuczonym szkłem - na miejskiej oponie ;) ).
Jakieś zapyziałe jeleniogórskie osiedla, do których turyści nigdy nie zaglądają, a już na pewno nie na mono (jak zawsze, radochę miały tylko dzieci i żule ;p ) i żmudny powrót pofalowanym chodnikiem do Cieplic.
Złapałem "cug" i po tej wycieczce będzie już tylko lepiej. ;p
Widok z mojego okna... znów w suterenie (ale tanio)© mors
Cieplicki cmentarz© mors
Cieplicki cmentarz© mors
Nienazwane skałki na rogatkach pozornie płaskich Cieplic© mors
Skałki za Cieplickim cmentarzem© mors
Osiedle "niczyje" (na wschód od Cieplic), za to z widokami© mors
Ulica bez domów, bez nawierzchni i poza miejscowościami (J.G. Cieplice - Staniszów), ale za to już z nazwą :)© mors
"Dolny Śląsk krainą kontrastów" - sporo w tym prawdy (Pałac w Staniszowie)© mors
Pałac na Wodzie (nie dosłownie ;) ) w Staniszowie© mors
Staw Balaton. :) /pomiędzy Jelenią Górą-Czarne a Staniszowem© mors
Futurystyczny kościół w spokojnym, jeleniogórskim przysiółku Czarne© mors
Pamiątkowy tramwaj pod jeleniogórskim MZK© mors
Potrącił mnie samochód, i to na mono (nowość!), czyli Karkonosze i mono, cz. 1/2013
kilosy: | 11.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Wtargnięcie z podporządkowanej (100% jego winy) na rogatkach Jeleniej Góry (przysiółek Goduszyn, notabene opodal przysiółek ŁAPIGUZ :D ), facet 50-55 lat, w czerwonej Tigrze w I budzie, tablice SM (Mysłowice). Poleciałem na maskę, a że maska jest tam bardzo nisko, więc spada się na ziemie dość fajnie - jakby co, to polecam Wam niskie przody sportowych samochodów.
Najważniejsze, że mono całe. :) W sumie to nie wiem za bardzo, czemu nikomu nic się nie stało...
Foto zastępcze /z internetu/:
Plan sytuacyjny i oprawca:
Miejsce kolizji: skrzyżowanie z drogą wewnętrzną (wyjazd ze stadniny). Na drugim planie tablica "Jelenia Góra" (wjazd od strony Rybnicy© mors
Samochód winowajcy. Widać, ile wjechał na drogę zanim się zatrzymał© mors
Na początek idealnie płaska część wycieczki, poźniej będzie tylko lepiej...
Park Zdrojowy w jeleniogórskich Cieplicach© mors
Poranek w Żarach:
Stojak rowerowy w Żarach ;p© mors
Jeleniogórski przysiółek Goduszyn:
Niebezpieczny tunel w Jeleniej Górze - Goduszynie© mors
Cały czas coś jedzie, nie idzie się przebić, ale przynajmniej jest na co patrzeć ;)
Skrzyżowanie (pod Goduszynem) drogi Rybnica-Cieplice z międzynarodową drogą E65 - nie do przejścia ;)© mors
Kościół polskokatolicki pw. MB Nieustającej Pomocy w jelenigórskich cieplicach (brak 2 flag ;) )© mors
W centrum Cieplic (byłe miasto, dziś dzielnica Jeleniej Góry)... :)© mors
Wybór Cieplic jest bardzo dobry z punktu widzenia mono (dla pieszych pewnie też): nieduża dzielnica sporego miasta, jej centrum ma charakter kurortu (uzdrowisko), wszystkie sklepy (w tym rowerowy) są na miejscu, blisko siebie, oraz dobra sieć połączeń autobusowych - większość autobusów jadących w góry zatrzymuje się w Cieplicach. Na obrzeżach osiedla nagle lądujemy na polach lub w lesie, co kawałek widać góry, także w centrum Cieplic, no i nie ma takiego gwaru i tłumów jak w centrum Jeleniej. Zarazem blisko jest do głównych jeleniogórskich dworców (PKP i PKS).
Jako że to była niedziela, to do kościoła pojechałem - oczywiście na mono. :)