Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Takie tam po bułki ;) (przełom Kotliny i Karkonoszy) /Kross/
Sobota, 23 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 34.43 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pojechałem po zwykłe zakupy do Piechowic (14 km) które też byłyby bardzo zwykłe, gdyby nie ich niezwykłe położenie - dosłownie i wyraziście u stóp Karkonoszy. Mało gdzie tak wyraźnie oddzielają się góry od doliny/kotliny:
/dla geograficznych Lajkoników: po prawo - Kotlina Jeleniog, po lewo - Karkonosze/
/za tą górką jest Szklar. Por., tudzież Szrenica i Śnieżne Kotły *-* ale stąd nic nie widać - nawet słońca xD/
/zawsze to jakieś zdjęcia gór :) niby tylko podstawa, ale dająca podstawę do komentarza użytkownika 'Lapec' ;] /
Granica Karkonoszy to jasna strona Piechowic. Jasna strona Piechowic istnieje. ;))
Chciałem dobrnąć do Szklarskiej, ale nie zdążyłem, głównie przez to złudzenie, że na północnych zboczach gór jest teraz zawsze albo świt, albo zmierzch... Ciekawie się musi żyć nad taką rzeką: ciemno, zimno i wilgotno. :> To by wiele wyjaśniało... ;)
I żeby nie być gołosłownym - dla zabawy przeanalizowałem "strukturę demograficzną" klientów sklepu: poza mną było 6 emerytek i 2 emerytów. I to wszystko... o_O
/dla geograficznych Lajkoników: po prawo - Kotlina Jeleniog, po lewo - Karkonosze/
/za tą górką jest Szklar. Por., tudzież Szrenica i Śnieżne Kotły *-* ale stąd nic nie widać - nawet słońca xD/
/zawsze to jakieś zdjęcia gór :) niby tylko podstawa, ale dająca podstawę do komentarza użytkownika 'Lapec' ;] /
Granica Karkonoszy to jasna strona Piechowic. Jasna strona Piechowic istnieje. ;))
Chciałem dobrnąć do Szklarskiej, ale nie zdążyłem, głównie przez to złudzenie, że na północnych zboczach gór jest teraz zawsze albo świt, albo zmierzch... Ciekawie się musi żyć nad taką rzeką: ciemno, zimno i wilgotno. :> To by wiele wyjaśniało... ;)
I żeby nie być gołosłownym - dla zabawy przeanalizowałem "strukturę demograficzną" klientów sklepu: poza mną było 6 emerytek i 2 emerytów. I to wszystko... o_O
242. miesięcznica Krossa i triumf Temidy ;) (16-18.XI.2019)
Poniedziałek, 18 listopada 2019
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 33.67 | gruntow(n)e: | 0.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
Moją inspiracją jest 100kkm na oryginalnych hamulcach, ale najpierw 250. miesięcznica a jeszcze wcześniej "równe 63 000" km, jako że rower w 1999 r. kosztował 630 zł, a więc 63 000 groszy. :) Aktualnie jest nalatane 61 904,4 i do końca roku ciężko będzie wykręcić 62kkm, bo jest już sporo soli na drogach po ostatnim przebłysku zimy.
Sól to ciemna strona każdej zimy. Ciemna strona każdej zimy istnieje, heh. ;]
Zdjęć nie daję, bo się nie bardzo opyla trudzić. ;p
Ale za to anegdota: po 8 miesiącach od kradzieży karty, po kilku wizytach na policji i po 2 miesiącach od rozprawy, utracone pieniążki powróciły na moje konto. ;]
Oczywiście wyliczone co do grosza, tyle, za ile Seba i Karyna natrzaskali zakupów, mimo że w piśmie do sądu wnioskowałem o zwrot z nawiązką (głównie za koszty rozmów telefonicznych z policjantem prowadzącym dochodzenie - oczywiście nie przez numer alarmowy ;) ).
I tak nieźle, że wgl odzyskałem.
Teraz mam kartę incognito, co oczywiście ma swoje plusy i minusy. Tamta skradziona, z personaliami, oczywiście też ma swoje ciemne i jasne strony. ;)
Sól to ciemna strona każdej zimy. Ciemna strona każdej zimy istnieje, heh. ;]
Zdjęć nie daję, bo się nie bardzo opyla trudzić. ;p
Ale za to anegdota: po 8 miesiącach od kradzieży karty, po kilku wizytach na policji i po 2 miesiącach od rozprawy, utracone pieniążki powróciły na moje konto. ;]
Oczywiście wyliczone co do grosza, tyle, za ile Seba i Karyna natrzaskali zakupów, mimo że w piśmie do sądu wnioskowałem o zwrot z nawiązką (głównie za koszty rozmów telefonicznych z policjantem prowadzącym dochodzenie - oczywiście nie przez numer alarmowy ;) ).
I tak nieźle, że wgl odzyskałem.
Teraz mam kartę incognito, co oczywiście ma swoje plusy i minusy. Tamta skradziona, z personaliami, oczywiście też ma swoje ciemne i jasne strony. ;)
(nie)zwykłe dpd i podgórskie rozkminy ;) /12-16.XI.2019, Hrgn/
Sobota, 16 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 53.84 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Przede wszystkim, to spadł pierwy śnieg w Kotlinie. :) W dodatku utrzymał się ponad 2 doby (w listopadzie?! *-* ) - dobra nasza, hehe. ;) ;p
A 2 dni po śniegu znów Sajgon. ;pp
13 listopada był wyjątkowy dzień: NIE jeździłem żadnym rowerem. O_O Lało cały dzień i ogólnie miałem lenia/starość mnie dopada. o_O
To był 2 albo 3 dzień w tym roku bez roweru - sporo. ;p
Do roboty pojechałem autobusem, a wracałem z buta (2,6 km) bo już mało padało i szkoda mi było 3 ziko. ;pp
Co mnie rozbraja, to że "mój" przystanek to jest ten sam, na którym odpoczywałem 6 lat temu podczas jazdy na mono po Jeleniej, gdy jeszcze nie myślałem na poważnie o zamieszkaniu w tymże miasteczku - nawet załapał się ów przystanek na zdjęcie:
http://mors.bikestats.pl/1056671,Mono-wraca-z-Karkonoszy-cz-8-z-8-z-podsumowaniem.html
A trasa "D-P-D", którą jeżdżę/chodzę, to ta sama trasa, którą zawsze jako cepr wjeżdżałem do Jeleniej i wybałuszałem gały na pełną panoramę Karkonoszy, zaś wyjeżdżając z Jeleniej - cały czas miałem skręconą głowę za siebie. Dziś już potrafię się nie oglądać... :>
Pamiętam z tamtego objazdu na mono, że opodal swojego dzisiejszego igloo (które to też zapamiętałem!) naszła mnie refleksja, że ta dzielnica to już na tyle jest oddalona od gór, że "tutaj to już pewnie nie żyją górami, tylko tak jak w każdym zwykłym mieście". ;D;D;D;D;D;D
Ech, młody i naiwny byłem - dziś wiem, że 99,99% jeleniogórzan "nie żyje górami", a 99% ma wywalone na nie w stu procentach. ;))
Oto np. w owym tygodniu pewna Grażyna z sąsiedztwa, 70+, jak wszystkie, ale ta akurat jak najbardziej wykształcona i światowa, była uprzejma wspomnieć o "naszych" Karkonoszach, które widzimy nawet z okien swoich domów:
- no, te góry...
- które?
- no te tutaj. Stołowe, czy jak im tam...
Po prostu siąść i płakać... :((
Jeden dzień wyjęty z rowerowego życiorysu, ale za to innego dnia zaszalałem, i po robocie machnąłem wycieczkę 30km+ do Piechowic. Tamże powyższa powitałka (przy głównej drodze miasteczka), oraz jeden z moich ulubionych motywów - miejskie rolnictwo:
W środku miasta leżącego u samych stóp Karkonoszy (Piechowice) :) © Morsowy
Klimatyczna, wczesna Sześćdziesiątka (obła kabina!) i wóz wyścielany starą kanapą :) 100 m od osiedla bloków i ze 300 m od Karkonoszy właściwych. Karpacz i Szklarska to turystyczne kurorty, a niewiele mniej górskie Piechowice to przegrany grajdołek... ;))
Początek nowej epoki (opomiarowanie podjazdów) /Hrgn/
Poniedziałek, 11 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Podjazdy >20%
kilosy: | 78.81 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Po niespełna miesiącu od nabycia otrzymania od bezdomnego nowego licznika z funkcjami wysokościowymi - zdołałem go opanować. No, przynajmniej z grubsza. ;]
Na dobry początek zaatakowałem Szklarską Porębę. Wjazd do dzielnicy Dolna to istny demotywator, bo nazwa niepozorna, a podjazd przez większość czasu trzyma między 8 a 14%.
Tamżeodpoczynek wizyta w gospodarstwie rolnym (sic!) hodującym alpaki (sic!):
Szklarska Poręba ma ze 50 twarzy ;) i tylko ścisłe centrum to jej ciemna strona. Ciemna strona Szklarskiej istnieje. ;))
Później machnąłem ulicę Orla Skała, prowadzącą do tejże skały oraz do.... mojego najulubieńszego poletka na świecie *-*
Podjeżdżałem częściowo wersją na zakazie, bo bardziej stromo - licznik wybił do 17% - spoko, ale to jeszcze nie to. :)
Z tamże po raz pierwszy "przetarłem" króciutki szlak do Chaty Izerskiej...
... wiodący przez reliktową łąkę z "certyfikatem ekologicznym", jakkolwiek by to rozumieć. Sama Chata to dawny budynek gospodarczy i do teraz zalegają tamże relikty rolnictwa, ino traktorka brak. ;) Za to jest ufny koteł:
Widok na Kotlinę Jeleniogórską i Jelenia Górę - przewijaj dalej. ;))
Łąka z certyfikatem. I z cudakiem. I z widokami.. *-*
Później atak ul. Waryńskiego (halo? PIS? ja w spŁawie dekomunizacji...) z maksiami po 15% w dodatku na północnym stoku - genialne miejsce do wybudowania się... o_O
Później znów pod prąd (m.in. ciekawym, a wręcz unikalnym przejazdem pod wiaduktem kolejowym nachylonym na dobre 10%) ale chyba przyznacie, że było warto...
*-* O_O ^-^ :O
Jeśli jarać się koleją, to tylko górską (pozdro dla ceprów ;p )!
Jeden z najpiękniejszych odcinków kolei w Polsce (Szklarska Poręba Dolna - Sz.P. Średnia) © Morsowy
Później klasyka: zjazd do Średniej a z niej do DK3. Na zjeździe przekraczałem 5 dychaczów samą grawitacją, przy nachyleniu raptem 8% (myślałem, że do złamania 5 paczek potrzeba powyżej 10%). To se teraz wyobraźcie potencjał zjazdów 20%+ :>
No i tym sposobem dojechałem do mojego najulubieńszego podjazdu w okolicy, od niedawna zwanego ulicą J. Naumowicza:
... który jednak trochę mnie rozczarował, bo maks. po płytach = 23% a na asfaltowej końcówce do 24%. Oczekiwałem 28-30. ;p
Tym razem troszku wiało w plecy (jak nigdy), więc bez większego halo rozbujałem się do 5-6 km/h. ;] Brzmi niepoważnie, ale wielu ceprów tam nawet na piechotę ledwo daje radę. ;pp
Podjazdów nigdy za wiele ;) toteż przez zakorkowane Centrum (w listopadzie??)
wyjechałem w kierunku polskiej stolicy zimna :) czyli Jakuszyc. O ile na północnych stokach szron się utrzymywał w ten słoneczny dzień nawet poniżej Szklarskiej, to powyżej Szklarskiej było go "po kolana". ;) Liczyłem na śnieg (na szczytach był), ale aż tak dobrze nie było. ;p
Dojechałem do 792 m npm. gdzie w południe było zaledwie +1,5*C (!) i uległem złudzeniu późnego wieczora (cały czas podjazd północnym zboczem, czyli bez słońca) i zawróciłem w dół. A w Kotlinie było +8*C i mnóstwo słońca...
Dojechałem do domu i... znów pojechałem w góry xDD tym razem do Podgórzyna, aby zbadać, ile mam podjazdów od domu do podnóża drogi na Przeł. Kark.
Wyszło 35 albo 53m - już nie pamiętam. xDD
Drugi powrót do domu już po ciemachu, ale jeszcze dokręcałem po Jeleniej do PEŁNYCH 890 m przewyższenia. 890 metrów to przewyższenie Przełęczy Karkonoskiej. Więcej w Polsce (po asfalcie) już się nie da... :)
Na dobry początek zaatakowałem Szklarską Porębę. Wjazd do dzielnicy Dolna to istny demotywator, bo nazwa niepozorna, a podjazd przez większość czasu trzyma między 8 a 14%.
Tamże
Szklarska Poręba ma ze 50 twarzy ;) i tylko ścisłe centrum to jej ciemna strona. Ciemna strona Szklarskiej istnieje. ;))
Później machnąłem ulicę Orla Skała, prowadzącą do tejże skały oraz do.... mojego najulubieńszego poletka na świecie *-*
Podjeżdżałem częściowo wersją na zakazie, bo bardziej stromo - licznik wybił do 17% - spoko, ale to jeszcze nie to. :)
Z tamże po raz pierwszy "przetarłem" króciutki szlak do Chaty Izerskiej...
... wiodący przez reliktową łąkę z "certyfikatem ekologicznym", jakkolwiek by to rozumieć. Sama Chata to dawny budynek gospodarczy i do teraz zalegają tamże relikty rolnictwa, ino traktorka brak. ;) Za to jest ufny koteł:
Widok na Kotlinę Jeleniogórską i Jelenia Górę - przewijaj dalej. ;))
Łąka z certyfikatem. I z cudakiem. I z widokami.. *-*
Później atak ul. Waryńskiego (halo? PIS? ja w spŁawie dekomunizacji...) z maksiami po 15% w dodatku na północnym stoku - genialne miejsce do wybudowania się... o_O
Później znów pod prąd (m.in. ciekawym, a wręcz unikalnym przejazdem pod wiaduktem kolejowym nachylonym na dobre 10%) ale chyba przyznacie, że było warto...
*-* O_O ^-^ :O
Jeśli jarać się koleją, to tylko górską (pozdro dla ceprów ;p )!
Jeden z najpiękniejszych odcinków kolei w Polsce (Szklarska Poręba Dolna - Sz.P. Średnia) © Morsowy
Później klasyka: zjazd do Średniej a z niej do DK3. Na zjeździe przekraczałem 5 dychaczów samą grawitacją, przy nachyleniu raptem 8% (myślałem, że do złamania 5 paczek potrzeba powyżej 10%). To se teraz wyobraźcie potencjał zjazdów 20%+ :>
No i tym sposobem dojechałem do mojego najulubieńszego podjazdu w okolicy, od niedawna zwanego ulicą J. Naumowicza:
... który jednak trochę mnie rozczarował, bo maks. po płytach = 23% a na asfaltowej końcówce do 24%. Oczekiwałem 28-30. ;p
Tym razem troszku wiało w plecy (jak nigdy), więc bez większego halo rozbujałem się do 5-6 km/h. ;] Brzmi niepoważnie, ale wielu ceprów tam nawet na piechotę ledwo daje radę. ;pp
Podjazdów nigdy za wiele ;) toteż przez zakorkowane Centrum (w listopadzie??)
wyjechałem w kierunku polskiej stolicy zimna :) czyli Jakuszyc. O ile na północnych stokach szron się utrzymywał w ten słoneczny dzień nawet poniżej Szklarskiej, to powyżej Szklarskiej było go "po kolana". ;) Liczyłem na śnieg (na szczytach był), ale aż tak dobrze nie było. ;p
Dojechałem do 792 m npm. gdzie w południe było zaledwie +1,5*C (!) i uległem złudzeniu późnego wieczora (cały czas podjazd północnym zboczem, czyli bez słońca) i zawróciłem w dół. A w Kotlinie było +8*C i mnóstwo słońca...
Dojechałem do domu i... znów pojechałem w góry xDD tym razem do Podgórzyna, aby zbadać, ile mam podjazdów od domu do podnóża drogi na Przeł. Kark.
Wyszło 35 albo 53m - już nie pamiętam. xDD
Drugi powrót do domu już po ciemachu, ale jeszcze dokręcałem po Jeleniej do PEŁNYCH 890 m przewyższenia. 890 metrów to przewyższenie Przełęczy Karkonoskiej. Więcej w Polsce (po asfalcie) już się nie da... :)
Witrolejnia /Kross/
Niedziela, 3 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 33.78 | gruntow(n)e: | 0.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
/dojazd przez Sobieszów (tamże powitałka, zupełnie na uboczu) i Piechowice/
Spokojnie, ja też nie znałem słowa "witrolejnia". :)
Mowa o wytwórni kwasu siarkowego (!) w najbardziej absurdalnej lokalizacji - nad górską rzeką, tuż poniżej Szklarskiej Poręby, wciśnięta w ciasną dolinę Kamiennej, rozgraniczającą Karkonosze i Izery. o_O
Fakt, że działała w czasach, gdy "nie wynaleziono" jeszcze turystyki...
Dziś pozostały z niej tylko relikty, dobrze widoczne z drogi dojazdowej do tego "kurortu" (DK3/E65):
Żeby było dziwniej, kawałek tego terenu jest prywatny i znajduje się na nim autentyczny szałas drwala. O_O Tylko ten jego samochód psuje efekt... bo powinien być Żuk albo Tarpan ;)
"Obcy" cmentarz /Hrgn/
Sobota, 2 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 14.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Co prawda w promieniu 100 km nie ma żadnego grobu moich krewnych, ale na cmentarz pojechałem z pobudek ogólnoduchowych. ;)
Było też i coś dla ciała: darmowy Toi-Toi. ;))
Było też i coś dla ciała: darmowy Toi-Toi. ;))
Monocyklem i pieszo po śródgórskim padole (Michałowice i Wielkie Koło)
Piątek, 1 listopada 2019
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 6.50 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tak jak rok temu, na Wszystkich Świętych skorzystałem z darmowych przejazdów MZK.
Darmowe kursy wgłąb gór to jasna strona jeleniogórskiego MZK. Jasna strona jeleniogórskiego MZK istnieje. ;))
Tym razem wziąłem Wielkie Koło i dojechałem do końca trasy, czyli górnego Jagniątkowa (dom-muzeum noblisty Gerharda.H.):
Dalej/wyżej przez lasy, trochu szosą a trochę w terenie. Nawet pojechałem na polanę widokową o nazwie Polana Widokowa :) i chciałem popełnić filmik, jak jadę na Kole na przełaj po Polanie na tle pobliskich Śnieżnych Kotłów, ale wszystko wyszło pod słońce i na filmie nic nie było widać. :/ Tamże spotkałem też rodzinkę na elektrycznych fullach. ;pp
No i dojechałem do Michałowic, skąd są najlepsze widoki na Śnieżne Kotły...
Zwiedziłem praktycznie całą osadę, choć większość dróg była za stroma na jazdę - chwilami aż popaliłem sobie uda.
Rychło odpuściłem jazdę i zacząłem spacer, co było nawet lepsze, bo tak najlepiej można było kontemplować urocze zakątki tej parafii...
/na zdjęciu ukazałem całą tę "ulicę", nic nie jest przycięte o_O /
Mały taras z olbrzymim widokiem "na pół kraju" © Morsowy
Niezłe klimaty, co? Także dosłownie - popatrzcie na to drzewo..
A tu widok z Michałowic na Górzyniec - jedno i drugie formalnie jest dzielnicą miasteczka Piechowice, które leży na dnie Kotliny - większego absurdu administracyjno-topograficznego nie znam. o_O
Tak się szwendając spóźniłem się na autobus i zamiast czekać godzinę na następny, kopsnąłem się z powrotem do Jagniątkowa...
Drzewo-ośmiornica O_O
W autobusie jak i w górach było nawet sporo młodych ceprów typu "prawdziwy turysta". Zaskoczyło mnie to tym bardziej, że rok temu w tych samych okolicznościach nie widziałem żadnych.
Dzięki wysokościom 600+ szron na północnych zboczach utrzymywał się nawet po południu - piknie i praktycznie, bo się nie ufajdałem w terenie. W lubuskim całodobowy szron na 1 listopada byłby nie do pomyślenia. *-*
TrójMORSki Wierch (1145m) /Hrgn/
Niedziela, 27 października 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 18.00 | gruntow(n)e: | 5.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dzień drugi darmowego weekendu w Czechach, choć tym razem ocieraliśmy się o granicę PL/CZ.
Nocleg i start w Dolni Morava i na rozgrzewkę atakujemy Horni Moravę - sympatyczny podjazd, na oko 10 do 15% po serpentynach. Sam przysiółek liczy zaledwie 7 Pepików mimo 29 chałup - dziwne, nie chcą trenować podjazdów? ;)
J i G też nie chcieli ;) i prawie całość trasy wprowadzali rowery. ;pp Huragan poległ dopiero na "telewizorach" na szlaku granicznym pod samym szczytem. ;p
J znów wprowadza, więc pytam:
- co się stało?
- nic się nie stało!
- nogi, serce, czy płuca?
- nic mi nie jest!
/i wprowadza rower dalej/ xDD
Powyżej osady koniec asfaltów i odtąd szutry...
Takie tam na kolarce ;) (podjazd na Trójmorski Wierch, 1145m) © Morsowy
/w tle widoczna "wczorajsza" góra ze schodkami/
/widoczna wczorajsza droga na przeciwległych zboczach/
... a od 1100m wprowadzanie szlakiem granicznym po kamolach.
Na całej trasie sporo turystów, a jak na koniec października to wręcz mnóstwo, ale sami Czesi - zero Polaków. Na szlaku (i ogólnie na grzbiecie) granicznym! A na sąsiednim grzbiecie, w głębi Czech - co drugi to Polak. xDD
No ale na Trójmorskim Wierchu nie ma gdzie wydawać koron - ani piwa się nie kupi, ani za wstęp nie trzeba płacić - nawet na "międzynarodową" wieżę widokową na szczycie. :O Widocznie czechofile wolą płacić, a Januszami są tylko w PL. ;pp
Widoczki z/spod TrójMORSkiego:
/w niektórych czeskich dolinach mgły zalegały aż do 11stej, pomimo słońca i wiatru :O/
/widok na Kotlinę Kłodzką/
Takie niezwykłe miejsce (jest jednym z sześciu miejsc w Europie i jedynym w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz), a zupełnie niepopularne w Polsce. :/ Huragan oczywiście wybrał stronę "bałtycką" ;)
/widoki na wczorajsze zdobycze/
/widok na Śnieżnik (1425m)/
Darmowa wieża, której nie lubią Polacy. ;p
Wokół mało badyli - same karłowate plus pierwsza kosodrzewina. Fajnie, ale za to jak wiało! ;p Ponoć było tylko 13*C a ja kompletnie na letniaka, jak niemal nikt. Większość była raczej na zimowo... chociaż jedna czeska "Dżesika" zasuwała w samym sportowym "topie" xDDD
O ile pod wieżą było rześko, to na jej szczycie wiatr był ze 3x silniejszy :OOO duże zdziwko i zaskoczka, bo odczuwalna zrobiła się ze 5* jak nie niżej, a to już lekka przesada jak na letniaka. ;p
Odtajałem, zanim skończyłem schodzić w wieżyczki, pff. ;p
W dół analogicznie jak w górę: prowadzenie szlakiem granicznym po telewizorach, potem szybkie szutry no i szybkie asfalty, gdzie J i G okazali się sprytniejsi i znaleźli skrót do Dolni Moravy i kampera, a ja oczywiście pędziłem bezhamulcowo w dół ze 5 paczek i żadnych skrzyżowań po drodze nie widziałem. xD
Zdążyłem tylko przyuważyć wrak jednego Malucha w Czechach :O ), ale to jak już się wypłaszczało. ;p
No i zonk - co robić? Może pojechali skrótem, może zamulają zjeżdżając na hamulcach, a może mieli wypadek?
A ja bez telefonu xD waluty i języka na obczyźnie.. xD No dobra, do Polski było coś około 3 km. :)
Pojechałem sporym objazdem i do kampera dojechałem... 20 sekund po J i G. ;] ;p
Jeszcze co do widocznej doliny (Dolina Moravy) to są to pierwsze kilometry największej rzeki Czech, odwadnia 26% kraju. Koło naszego kampera był to mały potoczek, w którym, czym mnie zaskoczyli, J i G poszli w moje płetwonogie ślady. ;] Skądinąd dobrze to korelowało z tytułowym szczytem. ;)) ;p
Pogoda fenomenalna, chociaż gdy dojeżdżaliśmy do Jeleniej, to już wszędzie były czarne chmury i zaczynało lać. xD Na szczęście wysadzono mnie pod samym igloo i te wyjątkowo późne pożegnanie lata uszło mi na sucho. ;) ;p
Nocleg i start w Dolni Morava i na rozgrzewkę atakujemy Horni Moravę - sympatyczny podjazd, na oko 10 do 15% po serpentynach. Sam przysiółek liczy zaledwie 7 Pepików mimo 29 chałup - dziwne, nie chcą trenować podjazdów? ;)
J i G też nie chcieli ;) i prawie całość trasy wprowadzali rowery. ;pp Huragan poległ dopiero na "telewizorach" na szlaku granicznym pod samym szczytem. ;p
J znów wprowadza, więc pytam:
- co się stało?
- nic się nie stało!
- nogi, serce, czy płuca?
- nic mi nie jest!
/i wprowadza rower dalej/ xDD
Powyżej osady koniec asfaltów i odtąd szutry...
Takie tam na kolarce ;) (podjazd na Trójmorski Wierch, 1145m) © Morsowy
/w tle widoczna "wczorajsza" góra ze schodkami/
/widoczna wczorajsza droga na przeciwległych zboczach/
... a od 1100m wprowadzanie szlakiem granicznym po kamolach.
Na całej trasie sporo turystów, a jak na koniec października to wręcz mnóstwo, ale sami Czesi - zero Polaków. Na szlaku (i ogólnie na grzbiecie) granicznym! A na sąsiednim grzbiecie, w głębi Czech - co drugi to Polak. xDD
No ale na Trójmorskim Wierchu nie ma gdzie wydawać koron - ani piwa się nie kupi, ani za wstęp nie trzeba płacić - nawet na "międzynarodową" wieżę widokową na szczycie. :O Widocznie czechofile wolą płacić, a Januszami są tylko w PL. ;pp
Widoczki z/spod TrójMORSkiego:
/w niektórych czeskich dolinach mgły zalegały aż do 11stej, pomimo słońca i wiatru :O/
/widok na Kotlinę Kłodzką/
Takie niezwykłe miejsce (jest jednym z sześciu miejsc w Europie i jedynym w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz), a zupełnie niepopularne w Polsce. :/ Huragan oczywiście wybrał stronę "bałtycką" ;)
/widoki na wczorajsze zdobycze/
/widok na Śnieżnik (1425m)/
Darmowa wieża, której nie lubią Polacy. ;p
Wokół mało badyli - same karłowate plus pierwsza kosodrzewina. Fajnie, ale za to jak wiało! ;p Ponoć było tylko 13*C a ja kompletnie na letniaka, jak niemal nikt. Większość była raczej na zimowo... chociaż jedna czeska "Dżesika" zasuwała w samym sportowym "topie" xDDD
O ile pod wieżą było rześko, to na jej szczycie wiatr był ze 3x silniejszy :OOO duże zdziwko i zaskoczka, bo odczuwalna zrobiła się ze 5* jak nie niżej, a to już lekka przesada jak na letniaka. ;p
Odtajałem, zanim skończyłem schodzić w wieżyczki, pff. ;p
W dół analogicznie jak w górę: prowadzenie szlakiem granicznym po telewizorach, potem szybkie szutry no i szybkie asfalty, gdzie J i G okazali się sprytniejsi i znaleźli skrót do Dolni Moravy i kampera, a ja oczywiście pędziłem bezhamulcowo w dół ze 5 paczek i żadnych skrzyżowań po drodze nie widziałem. xD
Zdążyłem tylko przyuważyć wrak jednego Malucha w Czechach :O ), ale to jak już się wypłaszczało. ;p
No i zonk - co robić? Może pojechali skrótem, może zamulają zjeżdżając na hamulcach, a może mieli wypadek?
A ja bez telefonu xD waluty i języka na obczyźnie.. xD No dobra, do Polski było coś około 3 km. :)
Pojechałem sporym objazdem i do kampera dojechałem... 20 sekund po J i G. ;] ;p
Jeszcze co do widocznej doliny (Dolina Moravy) to są to pierwsze kilometry największej rzeki Czech, odwadnia 26% kraju. Koło naszego kampera był to mały potoczek, w którym, czym mnie zaskoczyli, J i G poszli w moje płetwonogie ślady. ;] Skądinąd dobrze to korelowało z tytułowym szczytem. ;)) ;p
Pogoda fenomenalna, chociaż gdy dojeżdżaliśmy do Jeleniej, to już wszędzie były czarne chmury i zaczynało lać. xD Na szczęście wysadzono mnie pod samym igloo i te wyjątkowo późne pożegnanie lata uszło mi na sucho. ;) ;p
Stezka v oblacích (pod vrcholem Slamníku v masivu Králický Sněžník) czyli weekend w czeskich Sudetach Wschodnich, cz. 1 /Hrgn/
Sobota, 26 października 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 23.00 | gruntow(n)e: | 12.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Mocno nietypowy wyjazd - tym razem opiszę genezę, bo zacna. ;]
- wyjazd po 20 minutach (!) spania - w sobotę rano, po nocce o_O
- wycieczka z lokalsami spod stóp polskich gór do "obcych" gór - nietypowo;
- cały 'łikęd', z noclegiem i przejazdem 165km x2 wyniósł mnie równe 0,00 zł. :)))
- wyjazd ogólnie w duchu cebulowym. :))
Nocleg za darmo, bo w kamperze J. i G. ;) A za paliwo zapłaciłem, ale nie pieniędzmi, a punktami. :))
J i G chcieli nawiedzić przereklamowane schodki na górce w Czechach ale wjazd gondolą na górę plus wstęp na schody to łącznie 470 Kc od łebka, więc jak przyszło co do czego, to coś w nich pękło. Prawdopodobnie łuski cebuli. ;)
Oczywiście bardzo mi to pasowało, bo zamiast gondoli pojechaliśmy rowerami... tzn. kto jechał, to jechał... ;ppp
Start w Dolni Morava (705m)
... a schodki zaczynają się na 1116m, więc nic wielkiego - początek asfaltem, później szutrami, dalej wycinką pod nową trasę zjazdową (i tu Huragan dał radę - po błocie i glinie! ;p ) i koniec znów normalnymi szutrami.
/na Huraganie - wjechane bez problemu. Pozdro dla nizinnych hejterów Huragana, którzy takich podjazdów nie robią nawet po asfalcie.../
J. - choć wysportowany (nierowerowo, fakt) ledwo dojechał do początku szutrów - całą resztę wprowadzał. ;ppp
A G., też trochę wysportowana, jechała na elektryku ;p i na szutrach grzała, aż się kurzyło, ale wystarczało parę większych kamieni i zaliczała gleby. ;p Odtąd też większość wprowadzała. ;p
Tymczasem Huragan wjechał to z palcem w szprychach ;p ;) acz z przerwami (czekanie na 'ogon'). ;pp
Te przerwy nawet mnie cieszyły, bo było za gorąco - pod koniec października, na wysokościach rzędu 1000 m! O_O
I nawet na szczycie (1116) było gorąco - pełne słońce, a wiatr ucichł. Co ciekawe, na dole było zimniej i wietrzniej. :O
/traktór na 1100m :) /
Na górze połowa turystów to Polacy, głównie entuzjaści płacenia Czechom...;p Skolegowaliśmy się nawet z parą na elektrycznych fullach na 29" - istne potwory, do wjeżdżania na... pośledni pagórek po śladach Huragana. ;pp
Razem z moimi J i G pogadali, jak ciężkie jest życie rowerzysty w górach. xD J jako przykład podał Jagniątków (dzielnica Jeleniej Góry, ok. 250 m w pionie względem centrum miasta) xDD a nasi "koledzy po fachu", choć również mieszkańcy podgórskiej miejscowości, odradzali nam wjazd na pobliską górę graniczną (Trójmorski Wierch), z uwagi na strasznie stromą drogę dojazdową (uprzedzając wydarzenia dnia następnego: gładki asfalt rzędu 10-15%, ledwo co go poczułem). o_O Niektórzy to się nieźle minęli z powołaniem...
Później jeszcze spacer stokiem narciarskim na najbliższy szczyt (1167m), z którego elegancko widać było cały, rozległy Masyw Śnieżnika, łącznie ze Śnieżnikiem (1425) właściwym, z którego przez lornetkę widać było ludzi, oraz Pradziada (1492) z jego spektakularną wieżą telewizyjną na szczycie. Poniżej widoczek głównie na niziny. ;p
Następnie 14-kilometrowy zjazd, głównie szutrami... przy czym pierwsze 2 czy 3 km zjazdu były pod górę xD
Pozdro dla naiwnych, wypożyczających na szczycie hulajnogi zjazdowe. ;))
Zjazd konkretny, na górze miażdżyły widoki:
Masyw Śnieżnika - zjazd kolarką z ponad 1100m © Morsowy
/w tle Śnieżnik - jedyny w regionie szczyt bez drzew ;) a w poprzek zbocza na pierwszym planie widoczna niniejsza droga/
/droga bez barierek :) a na nizinach walą słupki przy skarpach na 120 cm xDD /
później szybkie szutry miażdżyły moje hamulce, a w dolnej połowie bardzo szybkie asfalty, co z ledwością przeżyli walący całą szerokością (wąskością?) tuptusie. ;]
Druga połowa zjazdu była już po zachodzie słońca i temperatura spadła momentalnie - nawet nieźle mnie strzaskało. ;]
Oczywiście ja zjeżdżałem na letniaka, a J i G w kufajkach i długich spodniach i też się strzaskali. ;]
W kamperze dowiedziałem się, że J też wydobywał czeską walutę ze źródełka Łaby w Karkonoszach :) i nawet skonstruował w tym celu stosowne urządzenie, bo mu ręka odmarzała od tej wody. ;]
No i ostateczna cebula na dziś: w "naszym" kamperze co prawda jest WC, ale się go nie używa (koszty!). "Jedynkę" załatwia się w krzakach, a "dwójkę" - "na mieście". ;]
Tak więc wyszliśmy na obchód pobliskich barów i restauracji. Najpierw posiedzieliśmy w darmowym cieple (wokół sami Czesi - czułem się dziwnie, by nie rzec: jak w
9O.OOO km na rowerach (dpd 21-25.X.2019, Hrgn)
Piątek, 25 października 2019
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 29.50 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Chyba w ten piątek (trudno doliczyć się szczegółów) strzeliło mi 9O OOO km nalatanych rowerami odkąd liczę, tj. odkąd mam Krossa.
Zajęło mi to 20 lat, 1 miesiąc i 1 tydzień. ;]
Zajęło mi to 20 lat, 1 miesiąc i 1 tydzień. ;]