Wpisy archiwalne w kategorii
Odkrywczo
Dystans całkowity: | 17830.95 km (w terenie 548.65 km; 3.08%) |
Czas w ruchu: | 34:58 |
Średnia prędkość: | 20.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 15714 m |
Liczba aktywności: | 299 |
Średnio na aktywność: | 59.64 km i 4h 59m |
Więcej statystyk |
Przeł. Karkonoska w nocy i wschód słońca na grzbiecie Karkonoszy /Hrgn/
Środa, 24 lipca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 57.34 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Witam ;)
Karkonosze o wschodzie :) © Morsowy
Przełęcz Karkonoska jest moją inspiracją, chcę ją wjechać na 100 sposobów, to był 4. wjazd... i chyba do 10 pomysłów nawet nie dobrnę.. Pomożecie? ;p
1) na monocyklu;
2) z 'halnym" w twarz;
3) po nocnej zmianie;
4) w nocy.
Tym razem podjeżdżałem w chłodzie, ale z perspektywą wracania w upale - jak się ubrać? Jak żyć?
Wystartowałem z Jeleniej o 2:10, a ze stacji benzynowej w Podgórzynie o 2:52. Na Przełęczy byłem o 4:18 (11,6 km w 1 godz. i 26 min. ;] ).
Na dole było 16*C a u góry 14* (AŻ 14!). Do Przesieki jechałem w bluzie z długim rękawem, a powyżej Przesieki - z gołą klatą ;p no i w sandałach (bez skarpet!). O ile na wypłaszczeniach było w stopy i w klatę nieco chłodno (zwłaszcza, że chwilami zrywał się wiatr), o tyle w końcówkach ścian 20%+ i tak się przegrzewałem i pociłem (!). Tyle tylko, że jak zwykle podjeżdżam przy ok. 20*C, to leje się ze mnie jak ze świni, a tym razem lało się ze mnie tylko jak ze świnki morskiej. ;))
Na Przełęczy świetny widok na rozświetloną Jelenią Górę w półmroku i we mgłach, ale zdjęcia nie wyszły - zbyt ciemno.
Dopiero od Odrodzenia zaczęły wychodzić:
A później rower na plecy i cyk! po kamieniach na wschód, czerwonym szlakiem, na spotkanie ze słońcem:
W sumie mogłem zostawić rower pod schroniskiem, bo wokół żywej duszy, a tylko mnie spowalniał i męczył. Ale dobrnąłem do 1350m, pod szczyt Małego Szyszaka (1435):
Na górze niebo i powietrze krystaliczne, a w Kotlinie mgły rozliczne:
/a to tylko marna namiastka rzeczywistości.. /
Widok na Przeł. Kark. w świetle poranka:
i na CZ ;p
Spacer po grzbiecie Karkonoszy zajął mi aż 2 godz. a po nim - tradycyjnie: sprowadzanie roweru w dół. ;p
Co ciekawe, minąłem po drodze podjeżdżającego łebka, który zagadnął do mnie:
"o, miło wiedzieć, że ktoś jeszcze też tutaj sprowadza rower" :D:D i co, łyso Wam? ;p
Do Drogi Sudeckiej z buta, tamże spuszczenie powietrza do 1,3 atm i zjazd przez Borowice, czyli opcja łagodna, co oznaczało do 51 km/h (na miękkich gumach!) i prawie bez hamowania. :)
Całą trasę ułatwiały mi znośne temperatury, senność już w połowie podjazdu przegrała z adrenaliną, natomiast całą drogę doskwierał mi narastający zastrzał w palcu prawej ręki - skóra nabrzmiała do bólu i wciąż nabrzmiewa - żadne domowe i ludowe metody nie działają. :(((
Powiadają, że na PK wjeżdża 1 samochód dziennie (do Odrodzenia) - mnie minęło aż 5 O_O
A oto najcięższy przypadek - zakopcił mi całą drogę, już lepiej, jakby go wprowadzali. ;)
Dystans uwzględnia śmieciowe przejazdy z 23 i 24 lipca.
Karkonosze o wschodzie :) © Morsowy
Przełęcz Karkonoska jest moją inspiracją, chcę ją wjechać na 100 sposobów, to był 4. wjazd... i chyba do 10 pomysłów nawet nie dobrnę.. Pomożecie? ;p
1) na monocyklu;
2) z 'halnym" w twarz;
3) po nocnej zmianie;
4) w nocy.
Tym razem podjeżdżałem w chłodzie, ale z perspektywą wracania w upale - jak się ubrać? Jak żyć?
Wystartowałem z Jeleniej o 2:10, a ze stacji benzynowej w Podgórzynie o 2:52. Na Przełęczy byłem o 4:18 (11,6 km w 1 godz. i 26 min. ;] ).
Na dole było 16*C a u góry 14* (AŻ 14!). Do Przesieki jechałem w bluzie z długim rękawem, a powyżej Przesieki - z gołą klatą ;p no i w sandałach (bez skarpet!). O ile na wypłaszczeniach było w stopy i w klatę nieco chłodno (zwłaszcza, że chwilami zrywał się wiatr), o tyle w końcówkach ścian 20%+ i tak się przegrzewałem i pociłem (!). Tyle tylko, że jak zwykle podjeżdżam przy ok. 20*C, to leje się ze mnie jak ze świni, a tym razem lało się ze mnie tylko jak ze świnki morskiej. ;))
Na Przełęczy świetny widok na rozświetloną Jelenią Górę w półmroku i we mgłach, ale zdjęcia nie wyszły - zbyt ciemno.
Dopiero od Odrodzenia zaczęły wychodzić:
A później rower na plecy i cyk! po kamieniach na wschód, czerwonym szlakiem, na spotkanie ze słońcem:
W sumie mogłem zostawić rower pod schroniskiem, bo wokół żywej duszy, a tylko mnie spowalniał i męczył. Ale dobrnąłem do 1350m, pod szczyt Małego Szyszaka (1435):
Na górze niebo i powietrze krystaliczne, a w Kotlinie mgły rozliczne:
/a to tylko marna namiastka rzeczywistości.. /
Widok na Przeł. Kark. w świetle poranka:
i na CZ ;p
Spacer po grzbiecie Karkonoszy zajął mi aż 2 godz. a po nim - tradycyjnie: sprowadzanie roweru w dół. ;p
Co ciekawe, minąłem po drodze podjeżdżającego łebka, który zagadnął do mnie:
"o, miło wiedzieć, że ktoś jeszcze też tutaj sprowadza rower" :D:D i co, łyso Wam? ;p
Do Drogi Sudeckiej z buta, tamże spuszczenie powietrza do 1,3 atm i zjazd przez Borowice, czyli opcja łagodna, co oznaczało do 51 km/h (na miękkich gumach!) i prawie bez hamowania. :)
Całą trasę ułatwiały mi znośne temperatury, senność już w połowie podjazdu przegrała z adrenaliną, natomiast całą drogę doskwierał mi narastający zastrzał w palcu prawej ręki - skóra nabrzmiała do bólu i wciąż nabrzmiewa - żadne domowe i ludowe metody nie działają. :(((
Powiadają, że na PK wjeżdża 1 samochód dziennie (do Odrodzenia) - mnie minęło aż 5 O_O
A oto najcięższy przypadek - zakopcił mi całą drogę, już lepiej, jakby go wprowadzali. ;)
Dystans uwzględnia śmieciowe przejazdy z 23 i 24 lipca.
Szklarska Poręba i kolejne sielskie zakątki rozwalające skalę ;) /Hrgn/
Poniedziałek, 22 lipca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 67.30 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Przypominam tylko, że zdjęcia (i to jeszcze z telefonu za 249 zł ;p) nie oddają nawet 1/10 prawdziwego piękna i szczegółów...
Szklar. Por. ul. Wiejska - panorama Karkonoszy a po prawej Orla Skała © Morsowy
Tradycyjnie podjazd ul. Piastowską wyszedł pod wiatr i wypruł mnie prawie jak Karkonoska, choć dużo krótszy i trochę łagodniejszy..
Tym razem nawiedziłem "ulicę" Zieloną, czyli kolejny konkretny podjazd, ale za to w całości po szutrach i tłuczniach. Żeby nie było za łatwo, to na jej końcu wbiłem się w teren i przełajami przebiłem się (w całości na kołach ;pp ) do "ulicy" Ludowej - też szutrowa, ale za to ma mniej badyli a więcej widoczków ^-^
Gustowny domek pod Śnieżnymi Kotłami *-* © Morsowy
Przegrzałem się, ale było warto...
Panorama na "ulicy" Ludowej *-* © Morsowy
Szkl. Por., ul. Wiejska - jak sobie jeszcze wyobrażę, że tu niedawno musiał kosić siano jakiś traktorek... ^-^ © Morsowy
Po drodze zakręciłem się jeszcze po Piechowicach - niesamowite w tym miasteczku jest to, że momentalnie (300-400m?) przenosimy się z płaskiego miasteczka, a nawet z postindustrialnych ruin - w góry:
Grota skalna tuż za zabudowaniami Piechowic © Morsowy
Dystans zawiera także 28,87 km śmieciowych kilometrów z dni 17-21.07.
Szklar. Por. ul. Wiejska - panorama Karkonoszy a po prawej Orla Skała © Morsowy
Tradycyjnie podjazd ul. Piastowską wyszedł pod wiatr i wypruł mnie prawie jak Karkonoska, choć dużo krótszy i trochę łagodniejszy..
Tym razem nawiedziłem "ulicę" Zieloną, czyli kolejny konkretny podjazd, ale za to w całości po szutrach i tłuczniach. Żeby nie było za łatwo, to na jej końcu wbiłem się w teren i przełajami przebiłem się (w całości na kołach ;pp ) do "ulicy" Ludowej - też szutrowa, ale za to ma mniej badyli a więcej widoczków ^-^
Gustowny domek pod Śnieżnymi Kotłami *-* © Morsowy
Przegrzałem się, ale było warto...
Panorama na "ulicy" Ludowej *-* © Morsowy
Szkl. Por., ul. Wiejska - jak sobie jeszcze wyobrażę, że tu niedawno musiał kosić siano jakiś traktorek... ^-^ © Morsowy
Po drodze zakręciłem się jeszcze po Piechowicach - niesamowite w tym miasteczku jest to, że momentalnie (300-400m?) przenosimy się z płaskiego miasteczka, a nawet z postindustrialnych ruin - w góry:
Grota skalna tuż za zabudowaniami Piechowic © Morsowy
Dystans zawiera także 28,87 km śmieciowych kilometrów z dni 17-21.07.
Ekstremalny podjazd w Przesiece (nowość) /Hrgn/
Poniedziałek, 15 lipca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 35.40 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Sklepik w Dolinie Czerwienia i jego najczęstszy bywalec :) © Morsowy
/obiecywany łapciowi górski sklepik w Podgórzynie - za nim jest zbocze góry, a przed nim tylko wąska droga i górski potok :) /
W tym tygodniu, wyjątkowo, miałem na I zmianę - dramat! Codziennie na zgonie, ale jednak codziennie jeździłem i to nawet nielicho. A nawet odkrywczo ;) po prostu tak piękna pogoda (chłodno, ale bez deszczu) może w środku lata się nie powtórzyć i należy ją doceniać i wykorzystywać. ;>
Do Przesieki dojechałem w miarę sprawnie, ale jak "odkryłem" tę ścianę na ul. Słonecznej, to autentycznie mi nogi zmiękły. xD
Zabójczy podjazd w Przesiece - a przypominam, że zdjęcia mocno wypłaszczają.. :) © Morsowy
Zaatakuję ten podjazd kiedyś "na świeżo", żeby być miarodajnym, ale na moje zaspane oko wychodziło w porywach dobre 30%!
Dość powiedzieć, że ten najbardziej stromy odcinek jest zamknięty dla ruchu, za wyjątkiem mieszkańców (1 dom! - jak oni jeszcze żyją??). Jak sobie przypomnę górskie-przesieckie zimy, to bym zamknął tą drogę nawet dla mieszkańców - dla ich dobra. ;]
Powyżej jest niewiele mniejsze nachylenie, za to nawierzchnia jest w o wiele gorszym stanie o_O
Zrujnowany, acz wciąż uroczy odcinek ul. Słonecznej w Przesiece © Morsowy
Dość dobre jest też ujęcie tej drogi na serwisie fotopolska.eu:
https://fotopolska.eu/115039,obiekt.html?map_z=17&...
a to nie jest najstromszy odcinek. ;]
W okolicy nie brakuje klimatycznych domków (i podjazdów):
Piękny dom i jeszcze lepszy adres :) © Morsowy
A na dole, w Kotlinie - też fajnie wyszło: ciapek u stóp gór zasnuwanych ciemnymi chmurami (zdążyłem zwiać w samą porę):
Podgórzyn Dolny :) © Morsowy
Dedykuję sobie samemu. ;] ;p
PS. daty w aparacie mam źle ustawione. ;p
Jak jesteśmy przy Przesiece, to mała wrzutka z ichniej internetowej księgi miłośników P. - "nazywam się..." ;))
http://www.przesieka.pl/milosnicy/monikapapst.html
Chyba raczej miłośniczka Petru. ;))
Bezhamulcowy zjazd z 780m do Kotliny, czyli kolejne innowacje spod Przeł. Kark. ;) /Kross/
Czwartek, 11 lipca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 36.04 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Gwoli ścisłości, to prawie bezhamulcowy prawie spod Przeł. Kark... no ale po kolei:
Siekę sobie spokojnie przez Przesiekę, a tu nagle zza pleców głos w megafonie:
- ZĄBEK WYŻEJ!!!
xDDD
I wyprzedza mnie dwóch łebków (ich szczęście, że akurat nie jechałem Huraganem ;ppp):
a po chwili jedzie trener ;]
/OSIR Tarnowo Podgórne, czyli spod Poznania tu przyjechali dla dwóch łebków ;) /
Minuty bym w takim reżimie nie wytrzymał... o_O
Dojechali tylko do szlabanu na końcu Przesieki i nazad, pff! ;pp
Za szlabanem zaczyna się prawdziwa zabawa i na pierwszej ścianie 20%+ już przyłapałem pierwszego bike-walkera na gorącym uczynku. :)
Dostał rózgą po nogach, a później ja od niego, gdy sprowadzałem, hehe - rozmarzyłem się. :D
Ogólnie mijałem sporo zawodników na treningach MTB, głównie w lasach nad Przesieką - bo w ten weekend miały być kolejne zawody rowerowe. Jeździć nad Przesieką i nie wjeżdżać na Przeł. Kark. - niepojęte. ;p
Jechałem tym razem Krossem, żeby wzmocnić doznania - Huragan już mi nie zapewnia krytycznie wysokiego wysiłku. :)
Co innego stalowy góral, na 20-letnich, nierówno zajechanych oponach i to jeszcze w pełnym słońcu, które wylazło tego popołudnia akurat tylko na czas podjazdu. ;] Dzięki temu szybko zrozumiałem ruskie porzekadło, że pół litra to nie jest picie - choć w moim przypadku był to chłodnik w butelce, no ale pół litra zawsze = pół litra. ;]
Plan był przebiegły - na końcu pierwszej ściany skręcić na Drogę Sudecką nietypowo, bo na zachód. Że niby eksploracja zapomnianej (opuszczonej i nigdy niedokończonej drogi), a między bLogiem a prawdą, to chciałem stopniować trudność no i nie chciałem się przegrzać. Wyszło średnio, bo brukowana droga szybko zmieniła się w zniszczony przełaj, więc trudność była wysoka no i się przegrzałem. ;]
Na szczęście uratowały mnie powalone drzewa i zatrzymałem się (na ok. 780m) bez ujmy na honorze. ;p
A później zatrzymałem się na hałdach syfu - pozdro dla drwali...
Widok ze skrzyżowania Drogi Sudeckiej (tu kończy się asfalt na niej) z podjazdem na przeł. Kark.:
Reliktowy odcinek podjazdu na Przeł. Kark. z czasów przedasfaltowych - dobre 30% i to po kamieniach i ziemi! © Morsowy
Na lewo DS i cywilizowany zjazd do Borowic i Podgórzyna, na prawo nieukończony odcinek DS a na wprost - podjazd na przeł. Kark. (aktualnie wjeżdża się łagodniej i po asfalcie (trawers z lewej).
Tu wypadałoby wspomnieć o genezie powstania Drogi Sudeckiej:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Droga_Sudecka_(Podgó...
blisko 1000 osób musiało umrzeć, bym ja kilkadziesiąt lat później mógł sobie zjechać tędy bezhamulcowo (alternatywna droga przez Przesiekę, to same serpentyny - średnio wykonalne ;) ). DS wiedzie naokoło, dzięki czemu ma mniejsze nachylenie a także ma mniej ostrych zakrętów. Sposób był tylko jeden: spuścić sobie powietrze. :) Z tyłu miałem 0,8 atm. a z przodu 0,4 :D:D
Wrażenia z jazdy zabójcze - jak poduszkowiec: wszystkie dziury pokonane gładko, nawet powyżej 30km/h. Mało tego - często, dla zwiększenia siły hamującej, zjeżdżałem na pobocza - i co by na nch nie było, to jechało się gładko. :)
Problemy były tylko na najostrzejszych zakrętach, gdzie siła odśrodkowa ściągała mi opony z obręczy! o_O
No i najgorsze: przy cmentarzyku ofiar budowy DS jest koniec drogi publicznej, a zakazowi wjazdu towarzyszą barierki przez całą szerokość drogi - tu nic nie wykombinowałem i musiałem dość mocno hamować(!). Hamowań z przyczyn naturalnych: zero :)
I tak aż do samego dołu Podgórzyna - co daje różnicę wysokości ponad 430 m! :)) Całkiem możliwe, że większego przewyższenia bezhamulcowego w PL nie da się już osiągnąć... :))
A tymczasem na samym dole podjazdu, na parkingu, stały 3 fury wyższej klasy z bagażnikami rowerowymi... myślicie, że turyści atakujący przeł. Kark? Nie wiem, co tam atakowali, ale wszystkie 3 wozy były na tablicach miasta Jelenia Góra, czyli bite 2 km od granicy miasta, i ok. 12 od centrum Jeleniej... o_O
Siekę sobie spokojnie przez Przesiekę, a tu nagle zza pleców głos w megafonie:
- ZĄBEK WYŻEJ!!!
xDDD
I wyprzedza mnie dwóch łebków (ich szczęście, że akurat nie jechałem Huraganem ;ppp):
a po chwili jedzie trener ;]
/OSIR Tarnowo Podgórne, czyli spod Poznania tu przyjechali dla dwóch łebków ;) /
Minuty bym w takim reżimie nie wytrzymał... o_O
Dojechali tylko do szlabanu na końcu Przesieki i nazad, pff! ;pp
Za szlabanem zaczyna się prawdziwa zabawa i na pierwszej ścianie 20%+ już przyłapałem pierwszego bike-walkera na gorącym uczynku. :)
Dostał rózgą po nogach, a później ja od niego, gdy sprowadzałem, hehe - rozmarzyłem się. :D
Ogólnie mijałem sporo zawodników na treningach MTB, głównie w lasach nad Przesieką - bo w ten weekend miały być kolejne zawody rowerowe. Jeździć nad Przesieką i nie wjeżdżać na Przeł. Kark. - niepojęte. ;p
Jechałem tym razem Krossem, żeby wzmocnić doznania - Huragan już mi nie zapewnia krytycznie wysokiego wysiłku. :)
Co innego stalowy góral, na 20-letnich, nierówno zajechanych oponach i to jeszcze w pełnym słońcu, które wylazło tego popołudnia akurat tylko na czas podjazdu. ;] Dzięki temu szybko zrozumiałem ruskie porzekadło, że pół litra to nie jest picie - choć w moim przypadku był to chłodnik w butelce, no ale pół litra zawsze = pół litra. ;]
Plan był przebiegły - na końcu pierwszej ściany skręcić na Drogę Sudecką nietypowo, bo na zachód. Że niby eksploracja zapomnianej (opuszczonej i nigdy niedokończonej drogi), a między bLogiem a prawdą, to chciałem stopniować trudność no i nie chciałem się przegrzać. Wyszło średnio, bo brukowana droga szybko zmieniła się w zniszczony przełaj, więc trudność była wysoka no i się przegrzałem. ;]
Na szczęście uratowały mnie powalone drzewa i zatrzymałem się (na ok. 780m) bez ujmy na honorze. ;p
A później zatrzymałem się na hałdach syfu - pozdro dla drwali...
Widok ze skrzyżowania Drogi Sudeckiej (tu kończy się asfalt na niej) z podjazdem na przeł. Kark.:
Reliktowy odcinek podjazdu na Przeł. Kark. z czasów przedasfaltowych - dobre 30% i to po kamieniach i ziemi! © Morsowy
Na lewo DS i cywilizowany zjazd do Borowic i Podgórzyna, na prawo nieukończony odcinek DS a na wprost - podjazd na przeł. Kark. (aktualnie wjeżdża się łagodniej i po asfalcie (trawers z lewej).
Tu wypadałoby wspomnieć o genezie powstania Drogi Sudeckiej:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Droga_Sudecka_(Podgó...
blisko 1000 osób musiało umrzeć, bym ja kilkadziesiąt lat później mógł sobie zjechać tędy bezhamulcowo (alternatywna droga przez Przesiekę, to same serpentyny - średnio wykonalne ;) ). DS wiedzie naokoło, dzięki czemu ma mniejsze nachylenie a także ma mniej ostrych zakrętów. Sposób był tylko jeden: spuścić sobie powietrze. :) Z tyłu miałem 0,8 atm. a z przodu 0,4 :D:D
Wrażenia z jazdy zabójcze - jak poduszkowiec: wszystkie dziury pokonane gładko, nawet powyżej 30km/h. Mało tego - często, dla zwiększenia siły hamującej, zjeżdżałem na pobocza - i co by na nch nie było, to jechało się gładko. :)
Problemy były tylko na najostrzejszych zakrętach, gdzie siła odśrodkowa ściągała mi opony z obręczy! o_O
No i najgorsze: przy cmentarzyku ofiar budowy DS jest koniec drogi publicznej, a zakazowi wjazdu towarzyszą barierki przez całą szerokość drogi - tu nic nie wykombinowałem i musiałem dość mocno hamować(!). Hamowań z przyczyn naturalnych: zero :)
I tak aż do samego dołu Podgórzyna - co daje różnicę wysokości ponad 430 m! :)) Całkiem możliwe, że większego przewyższenia bezhamulcowego w PL nie da się już osiągnąć... :))
A tymczasem na samym dole podjazdu, na parkingu, stały 3 fury wyższej klasy z bagażnikami rowerowymi... myślicie, że turyści atakujący przeł. Kark? Nie wiem, co tam atakowali, ale wszystkie 3 wozy były na tablicach miasta Jelenia Góra, czyli bite 2 km od granicy miasta, i ok. 12 od centrum Jeleniej... o_O
Droga donikąd /Sosnówka, Kross/
Środa, 10 lipca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 54.47 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
W poniedziałek urwał mi się film: nic nie mam w pamięci telefonu ani we własnej. ;] Ani w notatkach - tylko przebieg (25,14).
W środę pojechałem (29,33 km) Krossem do Sosnówki, mimo że płaskiego tam prawie nie ma. Już taki ze mnie hardcor. ;))
Tamże wbiłem się w uliczkę gładką i równą, a więc prawie nową, ale po kilku domkach zaczęło się nic. A po chwili zaczęły się góry i jeszcze bardziej nic (tylko badyle). Po pewnym czasie, w połowie stoku, asfalt się skończył, a im dalej brnąłem w chaszcze, tym bardziej go tam nie było. ;)
Po zarośnięciu i zasyfieniu drogi też widać, że ruch tam jest nie za wysoki. ;) Niezły przekręt. ;]
Ciekawiej było w drodze powrotnej - wyjazd z Sosnówki na północ (kierunek Staniszów i Jelenia G.):
Na dole Sosnówka i żniwa, na górze ostatnie resztki śniegu (10.VII !) © Morsowy
Połowa Sosnówki jest na dole, a druga połowa jest skryta w lasach na tych północnych zboczach - nieźle się konspirują...
We wspomnianym Staniszowie jest słynnypic na wodę Pałac na Wodzie - naciągane, ale za to z widokiem na Śnieżkę. ;)
I znów przeżyłem bez hamulcowo. ;)
Mało kontrowersji, to dorzucam ciekawostki: oto z czym Gógiel kojarzy marketingowo Łapcia - notabene zawodnika z Katowic. ;]
Na deser "Tatiana Kamazistka" :> Девушка меняет сальник на КАМАЗе - średnia wieku na BSie jest tak wysoka, że prawie każdy zrozumie. ;)
Aż jej Sub-ka dałem. ;) A niektórzy to nawet roweru boją się rozkręcić. ;p
W środę pojechałem (29,33 km) Krossem do Sosnówki, mimo że płaskiego tam prawie nie ma. Już taki ze mnie hardcor. ;))
Tamże wbiłem się w uliczkę gładką i równą, a więc prawie nową, ale po kilku domkach zaczęło się nic. A po chwili zaczęły się góry i jeszcze bardziej nic (tylko badyle). Po pewnym czasie, w połowie stoku, asfalt się skończył, a im dalej brnąłem w chaszcze, tym bardziej go tam nie było. ;)
Po zarośnięciu i zasyfieniu drogi też widać, że ruch tam jest nie za wysoki. ;) Niezły przekręt. ;]
Ciekawiej było w drodze powrotnej - wyjazd z Sosnówki na północ (kierunek Staniszów i Jelenia G.):
Na dole Sosnówka i żniwa, na górze ostatnie resztki śniegu (10.VII !) © Morsowy
Połowa Sosnówki jest na dole, a druga połowa jest skryta w lasach na tych północnych zboczach - nieźle się konspirują...
We wspomnianym Staniszowie jest słynny
I znów przeżyłem bez hamulcowo. ;)
Mało kontrowersji, to dorzucam ciekawostki: oto z czym Gógiel kojarzy marketingowo Łapcia - notabene zawodnika z Katowic. ;]
Na deser "Tatiana Kamazistka" :> Девушка меняет сальник на КАМАЗе - średnia wieku na BSie jest tak wysoka, że prawie każdy zrozumie. ;)
Aż jej Sub-ka dałem. ;) A niektórzy to nawet roweru boją się rozkręcić. ;p
Krajoznawczo pod Przeł. Karkonoską i niespodziewane spotkanie "prawie na szczycie" /Kross/
Niedziela, 30 czerwca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 28.80 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
To miał być (i był :) ) skrajnie upalny dzień, ok. 34* w cieniu w Kotlinie. o_O
Ale pojeździłem i to po górach bez większych problemów. Sposób? Wystartować o 3 nad ranem...
Było ciężko, ale dałem radę. Co ciekawe, a wręcz niewiarygodne, ale w Kotlinie nad ranem da się zmarznąć nawet w taki dzień!
W najzimniejszej porze doby było ok. 16*, a przy Stawach Podgórzyńskich, z których nawiewała na drogę mgła, można było niemal morsować. O_O
Oczywiście na pierwszych metrach podjazdu temat stał się nieaktualny. ;)
Tym razem tuż powyżej Przesieki skręciłem w leśną drogę w tym jednym i jedynym miejscu, w którym jest wyłom w całym tym północnym zboczu pod Przełęczą i przez chwilę mamy zbocze południowe. Jadąc grzbietem tego zbocza, równolegle do głównego grzbietu Karkonoszy nie dość, że mamy świetne widoki (w 99% zasłonięte przez badyle ;p ) to jeszcze jedziemy poziomo, co jest w tej okolicy doznaniem wręcz surrealistycznym. :)
Tym sposobem dotarłem do paśnika równo o wschodzie słońca:
Tamże trafiłem na jeden z nowo otwartych singli (nazwa własna "Błotnik"), którym pojeździłem "na Janusza", tj. pod prąd (no co, 5 rano była), w sandałach, bez zalecanych ochraniaczy i bez obowiązkowego kasku. ;] Na moje i roweru szczęście był to jeden z łatwiejszych singli, z małymi przewyższeniami:
Gdy singiel zmienił się w zwykłą leśna drogę, zacząłem się nią przemieszczać w kierunkach rozmaitych. ;]
Susza, środek górskiego lasu i niespodzianka...
Powietrze było przejrzyste jak rzadko kiedy:
Jagód było bardzo mało, "za to" jedna z odnóg drogi wywiodła mnie do śródleśnej pasieki. ;]
Za to inna - do śródleśnej polany o nazwie Polana (sic!). Jest to przysiółek Przesieki pośrodku niczego - tak jak lubię! :))
Ciekawy przybytek - lokalizacja/izolacja, historia, architektura oraz... przydomowy sad owocowy na tej wysokości, z bliskim widokiem na niemal łyse Karkonosze - zaskakujące...
Później kolejne szlaki - wszystkie wyraźnie opadające odcinki pokonywałem oczywiście pieszo :)
Wcześniej czy później (raczej później) dotarłem do Przesieki:
Takie tam w Przesiece... © Morsowy
Tamże trafiłem na trolla w prywatnej galerii rzeźb...
... a nieco później na drugiego, tym razem jadącego na rowerze. ;))
Niczym 2 pioruny w jedno miejsce, niesamowite...
Oczywiście ja go nie poznałem, natomiast on mnie rozpoznał po... prowadzeniu roweru z górki. ;D;D Jednak ma to jakiś sens. ;))
Omówione zostały wszystkie problemy tego świata, Bikestatsa i naszych rowerów w tempie 60 na minutę, a śmiechu było jeszcze więcej. ;]
Jedynie w temacie K78 planującej machnąć Przeł. Kark. się nie zrozumieliśmy. Ja miałem bekę ;)) natomiast T. w nią wierzył. Cóż, jego wiara okazała się tyleż głęboka, co złudna, skądinąd podobnie jak i samej zainteresowanej. ;))
Tradycyjnie już, gdy dwóch lub trzech gromadzi się w imię Przełęczy Karkonoskiej, tam i podjechał też starszy Pan, by powiedzieć, że w 2017 wjechał Przeł. Kark. 102 razy. ;))
Nawet będąc w tym samym czasie i miejscu co T., to i tak byliśmy przeciwstawni: on wjeżdżał a ja schodziłem. Na moje szczęście - upiekło mi się co do wspólnego podjazdu. ;p A Trollu "upiekło" się trochę pod szczytem, bo słońce już się rozkręcało. ;)
Spotkanie dwóch światów (Schwalbe i Dębica):
Pomimo zupełnego zaskoczenia mogłem udowodnić, że sprowadzałem z wypiętym licznikiem i że trzymam go w sakwie (kabel prowadzi do sakwy, coby nie rysować chromu nie kierownicy :) ). No i przede wszystkim udowodniłem (wszak proszono mnie nieraz o zdjęcia), że z każdej wycieczki sprowadzam śmieci z gór. Tym razem były to puszki i szkiełko, czym - być może - uratowałem życie jakiejś szwalbie czy innej modnej tandecie. :))
PS. odnośnie tekstu "spotkanie prawie na szczycie" - gwoli ścisłości to zabrakło 10 km w poziomie i 800 m w pionie, taki szczególik. ;))
Do igloo dojechałem po 9 rano, już przy 25*C, czyli w ostatniej chwili. ;))
Czerwiec kończę słabym wynikiem, a winny jest znany i nawet ujawnię jego nazwisko: Celsjusz. ;]
Ale pojeździłem i to po górach bez większych problemów. Sposób? Wystartować o 3 nad ranem...
Było ciężko, ale dałem radę. Co ciekawe, a wręcz niewiarygodne, ale w Kotlinie nad ranem da się zmarznąć nawet w taki dzień!
W najzimniejszej porze doby było ok. 16*, a przy Stawach Podgórzyńskich, z których nawiewała na drogę mgła, można było niemal morsować. O_O
Oczywiście na pierwszych metrach podjazdu temat stał się nieaktualny. ;)
Tym razem tuż powyżej Przesieki skręciłem w leśną drogę w tym jednym i jedynym miejscu, w którym jest wyłom w całym tym północnym zboczu pod Przełęczą i przez chwilę mamy zbocze południowe. Jadąc grzbietem tego zbocza, równolegle do głównego grzbietu Karkonoszy nie dość, że mamy świetne widoki (w 99% zasłonięte przez badyle ;p ) to jeszcze jedziemy poziomo, co jest w tej okolicy doznaniem wręcz surrealistycznym. :)
Tym sposobem dotarłem do paśnika równo o wschodzie słońca:
Tamże trafiłem na jeden z nowo otwartych singli (nazwa własna "Błotnik"), którym pojeździłem "na Janusza", tj. pod prąd (no co, 5 rano była), w sandałach, bez zalecanych ochraniaczy i bez obowiązkowego kasku. ;] Na moje i roweru szczęście był to jeden z łatwiejszych singli, z małymi przewyższeniami:
Gdy singiel zmienił się w zwykłą leśna drogę, zacząłem się nią przemieszczać w kierunkach rozmaitych. ;]
Susza, środek górskiego lasu i niespodzianka...
Powietrze było przejrzyste jak rzadko kiedy:
Jagód było bardzo mało, "za to" jedna z odnóg drogi wywiodła mnie do śródleśnej pasieki. ;]
Za to inna - do śródleśnej polany o nazwie Polana (sic!). Jest to przysiółek Przesieki pośrodku niczego - tak jak lubię! :))
Ciekawy przybytek - lokalizacja/izolacja, historia, architektura oraz... przydomowy sad owocowy na tej wysokości, z bliskim widokiem na niemal łyse Karkonosze - zaskakujące...
Później kolejne szlaki - wszystkie wyraźnie opadające odcinki pokonywałem oczywiście pieszo :)
Wcześniej czy później (raczej później) dotarłem do Przesieki:
Takie tam w Przesiece... © Morsowy
Tamże trafiłem na trolla w prywatnej galerii rzeźb...
... a nieco później na drugiego, tym razem jadącego na rowerze. ;))
Niczym 2 pioruny w jedno miejsce, niesamowite...
Oczywiście ja go nie poznałem, natomiast on mnie rozpoznał po... prowadzeniu roweru z górki. ;D;D Jednak ma to jakiś sens. ;))
Omówione zostały wszystkie problemy tego świata, Bikestatsa i naszych rowerów w tempie 60 na minutę, a śmiechu było jeszcze więcej. ;]
Jedynie w temacie K78 planującej machnąć Przeł. Kark. się nie zrozumieliśmy. Ja miałem bekę ;)) natomiast T. w nią wierzył. Cóż, jego wiara okazała się tyleż głęboka, co złudna, skądinąd podobnie jak i samej zainteresowanej. ;))
Tradycyjnie już, gdy dwóch lub trzech gromadzi się w imię Przełęczy Karkonoskiej, tam i podjechał też starszy Pan, by powiedzieć, że w 2017 wjechał Przeł. Kark. 102 razy. ;))
Nawet będąc w tym samym czasie i miejscu co T., to i tak byliśmy przeciwstawni: on wjeżdżał a ja schodziłem. Na moje szczęście - upiekło mi się co do wspólnego podjazdu. ;p A Trollu "upiekło" się trochę pod szczytem, bo słońce już się rozkręcało. ;)
Spotkanie dwóch światów (Schwalbe i Dębica):
Pomimo zupełnego zaskoczenia mogłem udowodnić, że sprowadzałem z wypiętym licznikiem i że trzymam go w sakwie (kabel prowadzi do sakwy, coby nie rysować chromu nie kierownicy :) ). No i przede wszystkim udowodniłem (wszak proszono mnie nieraz o zdjęcia), że z każdej wycieczki sprowadzam śmieci z gór. Tym razem były to puszki i szkiełko, czym - być może - uratowałem życie jakiejś szwalbie czy innej modnej tandecie. :))
PS. odnośnie tekstu "spotkanie prawie na szczycie" - gwoli ścisłości to zabrakło 10 km w poziomie i 800 m w pionie, taki szczególik. ;))
Do igloo dojechałem po 9 rano, już przy 25*C, czyli w ostatniej chwili. ;))
Czerwiec kończę słabym wynikiem, a winny jest znany i nawet ujawnię jego nazwisko: Celsjusz. ;]
Przełęcz Karkonoska "na śpiocha" (po nocce) /Hrgn/
Czwartek, 20 czerwca 2019
Kategoria Odkrywczo, Nielicho
kilosy: | 44.80 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Przełęcz Karkonoska na 100 sposobów jest moją inspiracją, tym razem popełniłem ją w sposób nr 3 (1: mono, 2: z "halnym" w twarz").
Po nocce zajechałem do igloo tylko się przebrać, jadła i napitku zażywszy wręcz symbolicznie...
Było to Boże Ciało, więc czas naglił, bo cepry mieli wolne i atakowali od rana, a ja musiałem być przed nimi, żeby nie zdążyli mnie wyprzedzić. ;p No i w miarę to nawet wyszło - atak właściwy (Podgórzyn) rozpocząłem o 7 z minutami nad ranem i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. Między bLogiem a prawdą, to 1 na 1 możliwych. ;pp
Energią to ja nie tryskałem, ale poranek był bardzo rześki, więc Morfeusz się opóźniał. Strategia była prosta: przeżyć. ;)
Tym razem nie wypruwałem się 8 km/h na pierwszej ściance 20%+, dzięki czemu później nie miałem większej odciny ani mroczków przed oczami. ;p Wszystkie ściany jechałem 4-5 km/h a wypłaszczenia niewiele szybciej :) ale dzięki temu przeżyłem i to w niezłym stanie. Na górze znów miałem pod wiatr, ale słaby i bardziej rześko było niż poprzednio, co podniosło morale i pojechałem od razu pod Petrovą Boudę (rozdroże na 1260 m), nie "bawiąc się" w Odrodzenie, pff. ;))
Nie miałem też ochoty bawić się w poprzeczne rynny odpływowe na szlaku granicznym, toteż pojechałem w całości asfaltem, czyli najpierw kilkaset metrów w dół (i w głąb Czech), a później nazad, w kierunku tej ich Budy. ;p Asfalty miejscami mają gorsze niż na Karkonoskiej! ;pp Dla Huragana to bez znaczenia, ale ostrzegam, cobyśta się nie zdziwili. ;p
Tym razem wielkich planów nie było, coby nie zasnąć gdzieś w połowie szlaku, toteż na ww. rozdrożu zacząłem sprowadzanie w dół, czarnym szlakiem Petrovka w kierunku Jagniątkowa.
Szlak ów jest niby dostępny dla rowerzystów, ale trzeba przyznać, że trudnością bije Karkonoską na głowę (na dole piachy, u góry kamole, a nachylenia do 30%!). Ja bym się na taki podjazd nie pisał, a już na pewno nie na moich sprzętach. ;p Jakimś wypasionym góralem (29", skrajnie niskie przełożenia, zawiecha) to bym się jeszcze zastanawiał...
Oczywiście są ludzie, co to podjeżdżają, w tym m.in. nasza filigranowa Bożena "Karkonoska" (Alouette z BS). o_O
Końcówa podjazdu na Przeł. Kark. © Morsowy
Po polskiej stronie o Przeł. Karkonoską się walczy do upadłego, a po czeskiej - tradycyjnie bez walki ;p © Morsowy
I kolejna wataha Pepików... 80% szło na Petrovą Boudę, 15% wracało z powrotem na piechotę xD a reszta poszła do Odrodzenia. ;p
Rozdroże (1260m) pod Petrovą Boudą (1288) © Morsowy
Ciekawy wrak olbrzyma w górnych partiach Karkonoszy © Morsowy
Subalpejska wełnianka (też nie znałem ;p ):
Rośnie na wciąż mokrych torfowiskach...
Przykładowa zajawka na czarny szlak do Jagniątkowa:
Człapało się dość żmudnie, choć szlak jest prosty, przez co stosunkowo krótki, ale na górze straszyły kamole i słońce, po środku chmury i deszcz, a na dole straszyło mnie ciepło. ;p
Sprowadzałem prawie do samego Jagniątkowa ;p bo bym nie wyhamował na 1 hamulcu ;]
A w J. zacząłem mijać pierwsze watahy rowerzystów, atakujących kilkuprocentowe asfalty już dobre 2 czy 3 km, z mocno cięrpiętniczymi minami... ;] Dokładnie tak widzę K78. ;D;D
Wróciłem w stanie ogólnym dobrym, ale jak legnąłem, ok. 10:30, to tak zasnąłem (do 19:40), że przespałem wszystkie msze w mieście. ;ppp
Mało zdjęć, zatem dygresje i dedykacje:
1) kiedy robisz mema dla Katany, a tu sru! wyskakuje reklama...
xDDD
2) Przez cały czerwiec wpadł(a) do mnie tylko 1 komar(zyca). Tak jak ostrzegałem - odprawiłem poczwarę do entuzjasty ciepłej połowy roku...
:D
Po nocce zajechałem do igloo tylko się przebrać, jadła i napitku zażywszy wręcz symbolicznie...
Było to Boże Ciało, więc czas naglił, bo cepry mieli wolne i atakowali od rana, a ja musiałem być przed nimi, żeby nie zdążyli mnie wyprzedzić. ;p No i w miarę to nawet wyszło - atak właściwy (Podgórzyn) rozpocząłem o 7 z minutami nad ranem i wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik. Między bLogiem a prawdą, to 1 na 1 możliwych. ;pp
Energią to ja nie tryskałem, ale poranek był bardzo rześki, więc Morfeusz się opóźniał. Strategia była prosta: przeżyć. ;)
Tym razem nie wypruwałem się 8 km/h na pierwszej ściance 20%+, dzięki czemu później nie miałem większej odciny ani mroczków przed oczami. ;p Wszystkie ściany jechałem 4-5 km/h a wypłaszczenia niewiele szybciej :) ale dzięki temu przeżyłem i to w niezłym stanie. Na górze znów miałem pod wiatr, ale słaby i bardziej rześko było niż poprzednio, co podniosło morale i pojechałem od razu pod Petrovą Boudę (rozdroże na 1260 m), nie "bawiąc się" w Odrodzenie, pff. ;))
Nie miałem też ochoty bawić się w poprzeczne rynny odpływowe na szlaku granicznym, toteż pojechałem w całości asfaltem, czyli najpierw kilkaset metrów w dół (i w głąb Czech), a później nazad, w kierunku tej ich Budy. ;p Asfalty miejscami mają gorsze niż na Karkonoskiej! ;pp Dla Huragana to bez znaczenia, ale ostrzegam, cobyśta się nie zdziwili. ;p
Tym razem wielkich planów nie było, coby nie zasnąć gdzieś w połowie szlaku, toteż na ww. rozdrożu zacząłem sprowadzanie w dół, czarnym szlakiem Petrovka w kierunku Jagniątkowa.
Szlak ów jest niby dostępny dla rowerzystów, ale trzeba przyznać, że trudnością bije Karkonoską na głowę (na dole piachy, u góry kamole, a nachylenia do 30%!). Ja bym się na taki podjazd nie pisał, a już na pewno nie na moich sprzętach. ;p Jakimś wypasionym góralem (29", skrajnie niskie przełożenia, zawiecha) to bym się jeszcze zastanawiał...
Oczywiście są ludzie, co to podjeżdżają, w tym m.in. nasza filigranowa Bożena "Karkonoska" (Alouette z BS). o_O
Końcówa podjazdu na Przeł. Kark. © Morsowy
Po polskiej stronie o Przeł. Karkonoską się walczy do upadłego, a po czeskiej - tradycyjnie bez walki ;p © Morsowy
I kolejna wataha Pepików... 80% szło na Petrovą Boudę, 15% wracało z powrotem na piechotę xD a reszta poszła do Odrodzenia. ;p
Rozdroże (1260m) pod Petrovą Boudą (1288) © Morsowy
Ciekawy wrak olbrzyma w górnych partiach Karkonoszy © Morsowy
Subalpejska wełnianka (też nie znałem ;p ):
Rośnie na wciąż mokrych torfowiskach...
Przykładowa zajawka na czarny szlak do Jagniątkowa:
Człapało się dość żmudnie, choć szlak jest prosty, przez co stosunkowo krótki, ale na górze straszyły kamole i słońce, po środku chmury i deszcz, a na dole straszyło mnie ciepło. ;p
Sprowadzałem prawie do samego Jagniątkowa ;p bo bym nie wyhamował na 1 hamulcu ;]
A w J. zacząłem mijać pierwsze watahy rowerzystów, atakujących kilkuprocentowe asfalty już dobre 2 czy 3 km, z mocno cięrpiętniczymi minami... ;] Dokładnie tak widzę K78. ;D;D
Wróciłem w stanie ogólnym dobrym, ale jak legnąłem, ok. 10:30, to tak zasnąłem (do 19:40), że przespałem wszystkie msze w mieście. ;ppp
Mało zdjęć, zatem dygresje i dedykacje:
1) kiedy robisz mema dla Katany, a tu sru! wyskakuje reklama...
xDDD
2) Przez cały czerwiec wpadł(a) do mnie tylko 1 komar(zyca). Tak jak ostrzegałem - odprawiłem poczwarę do entuzjasty ciepłej połowy roku...
:D
Przeł. Karkonoska z "halnym" w twarz, dużo innych gór, dużo śniegu, wiatru, zdjęć, słońca i ogólnie wszystkiego :) /Hrgn/
Wtorek, 11 czerwca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 50.38 | gruntow(n)e: | 4.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Za dwie pseudo-nadgodziny dostałem cały dzień wolnego we wtorek - nic z tego nie rozumiem, ale nie drążyłem tematu. xDD
A był to wtorek upalny, a że szkoda wolnego dnia na umieranie, to zwiałem upałowi w góry skoro świt.
Nareszcie przypuściłem ostateczny atak na Przeł. Kark. - "już" bez śniegu, a jeszcze bez chmary ceprów na urlopach. No i trzeba było się sprawdzić przed przyjazdem K78, czy aby nie wymigać się od tego wyzwania. ;ppp
Osobiście zależało mi też na porównaniu trudności względem wjazdu na mono...
Wyprzedził mnie tylko 1 rower... bo tylko tyle ich jechało o poranku. ;p Patrząc pesymistycznie: wyprzedzili mnie wszyscy. xD
Wizja zwiania upałowi mocno podbudowała moje morale, a morale podbudowały ciało i jeszcze w Przesiece myślałem o machnięciu Przełęczy dwukrotnie... co po wjechaniu w strefę 20%+ uznałem za czarny humor. ;]
Po ukończeniu pierwszego odcina 20%+ moje serce zagłuszało ptasie trele, a mój oddech zagłuszał wzmagający się wiatr. xD
Później słynna "strefa odpoczynku" na odcinku rzędu 6-8%, która jest najlepszym potwierdzeniem teorii względności. ;) Faktycznie, wypocząłem - tętno spada z 250 na 150. ;D;D No i ostateczne starcie, czyli drugi długi odcinek 20%+, trzymający praktycznie do samego końca - czysta perfidia. ;]
Ale to jeszcze nic - drzewa były już karłowate i niedające cienia, ani osłony przed wzmagającym się "halnym", który niczym istny posłaniec D(m)ucha Gór (albo dmucha Katany) strzegł wjazdu na grzbiet Karkonoszy.
Mało tego! - szarpiąc kierownicą niczym Reksio nogawką komornika, grzmotnąłem kolanem w manetkę tylnej przerzutki, którą sam żem se przeniósł przecież z kiery na ramę. xD I tym sposobem zmieniłem bieg na wyższy ;D;D a o poprawieniu ręką nie było mowy...
Wjechałem głównie dla K78 - w sensie, żeby zrobić jej na złość ;D;D dla samego siebie aż tak bym się nie męczył. ;]
W "Odrodzeniu" zaczynało mi się kręcić w głowie i obraz mi się jakby ściemniał o_O ale mikro-drzemka plus posiłek zapewniły mi, nomen-omen, odrodzenie. ;)
Wiatr był tak silny, że cała skóra i ubrania mokre od potu wyschły mi chwilę po skończeniu podjazdu :O w dodatku wiatr dawał niezłe orzeźwienie - przy raptem 22*C :)) A słońce dawało niezłe widoki plus nadzieję na pogodny dzień - no i taki był, o dziwo. :O
Pierwotnie plan był taki, że zamelinuję się w Odrodzeniu aż do wieczora, by przeczekać upały, ale endorfiny zrobiły swoje i pojechałem dalej - w sensie jeszcze wyżej! Jak szaleć, to szaleć. ;p
Bolek i Vacek też tam kiedyś byli:
Ci, którzy twierdzą, że tam są słabe widoki, powinni dostać bana na Karkonosze:
Wiało:
Największe szaleństwo: 2 naleśniki za 15 zł... :/
Renowacja:
Jedyna opcja wzwyż to jazda na zachód grzbietem Karkonoszy, polsko-czeskim szlakiem pogranicznym. Najpierw zjazd z Odrodzenia (1236m) przez Przeł. Kark. (1198) do Przełęczy Dołek (1178):
a później wjazd na terytorium pogan ;p do Petrovej B(o)udy (1288), którą kończą odbudowywać po
Tamże koniec asfaltów i szutrów, ale nie koniec jazdy! :) Wbiłem się Huraganem na kamienisty szlak - na 26" kółkach, z miejskim (lanserskimi wręcz) oponkami. :)) Miotało, rzucało, ale jechałem, dopóki nie wybiło mi przedniego koła w powietrze, o tutaj o:
Na oko licząc, to 1300 m n.p.m. złamałem. :)) Mój TOP 2 (wyżej tylko Morskie Oko) no i TOP 1 na rowerze dwukołowym, by nie powiedzieć "konwencjonalnym". ;))
Tamże uznałem, że szlak jest niczego sobie jak na dalszy spacer z rowerem, co też uczyniłem...
Jak to teraz mówią: never give up! /ciekawe, czy te drzewo zmaltretowały susze, szkodniki, czy może odmrożenia... :> /
Takie lasy, to ja rozumiem! ;) /górski odpowiednik lasotundry - wspaniałej strefy, ale wersja górska jest jeszcze lepsza, bo górska :) /
No i widok na Kotlinę. Ze swojego okna widzę tę okolicę, a więc stąd widziałem swoje okno. :))
Ciekawy badyl, nieźle zmaltretowany życiem powyżej swojej strefy...
Ostanie drzewo, blisko 1500 m (sporo powyżej kosodrzewiny) - ewenement przyrodniczy. Ciekawe, czy przetrwa panującą suszę...
Idziemy w górę i w dół, ale ogólnie to w górę, co zawsze cieszy:
No i cyk - śnieżne Śnieżne Kotły w upalny dzień :D
Miejscami do 1 metra śniegu jeszcze! xD Najlepsze miejsce w Karkonoszach, ech, tutaj zamieszkać... ;]
Od stacji telewizyjnej (dawne schronisko - kiedy je zwrócicie turystom?!) da się normalnie jechać nawet kolarką - bardzo miłe uczucie, że to aż 1485 m (i mój życiowy rekord na rowerze):
Ogólnie było kilka wypłaszczeń 1400+ umożliwiających jazdę. Jazda przy 22*C i bardzo silnym wietrze - zdecydowanie rześko, choć na dole "Sajgon"... :D
Z tej niepozornej drogi zjechałem na pobocze tak niefartownie, że aż glebnąłem. Kiera porysowana a tylne koło aż się wyrwało z mocowania, choć dokręcone było na maks. o_O Ale nic mu nie było - poprawiłem i naprzód - jednak co Huragan to Huragan! ;pp
Byłem już mocno spieczony (stopy aż piekły), odwodniony i zmęczony, więc aż się prosiło wykorzystać Łabski Kocioł:
Łabski Kocioł w czerwcu :)) © Morsowy
/w widocznym poniżej schronisku poznałem morsa z Białegostoku. Srogi zawodnik :) /
Słuchaj Morsa, a będziesz boso po śniegu chodzić (w upalnym czerwcu) :)) © Morsowy
Oczywiście ludziom łazić tam nie wolno. Co innego morsom, naturalnie. ;)) ;p
Większość trasy w dół sprowadzałem na piechotę :) bo za stromo na jeden hamulec. ;p
Po dotarciu do Szkl. Por. zwiedziłem jeszcze dzielnicę Huta (szkła) i kopalnię (granitu, odkrywkowa). W Szklarskiej było jeszcze znośnie, ale po zjechaniu do Kotliny i Jeleniej było okropnie: 28* i duchota, mimo że już po zachodzie słońca...
Podsumowanie:
- było ciężko, ale i tak dużo łatwiej (zwłaszcza technicznie) niż na mono!
- Katany to ja tam nie widzę. ;D;D
Czerwcowe, anty-upałowe zabawy na ŚNIEGU :))) /Hrgn/
Niedziela, 2 czerwca 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 56.30 | gruntow(n)e: | 3.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Witam lodowato! :))
Słuchaj Morsa, a będziesz w sandałach po śniegu chodził... w czerwcu :D © Morsowy
/bez skarpet, bo chciałem zbić masę ;D ;) /
Raj na ziemi!!!
Karłowate badyle i śnieg w czerwcu - jestem w raju! :D © Morsowy
Śniegi w Karkonoszach chyba idą na rekord - wciąż jeszcze sporo ich zostało w tzw. kotłach - pomimo szalejących upałów! :D
Jako że cały dzień wolny, to udało mi się wykiwać upał: rano wjazd jak najwyżej i jak najbliżej śniegu, za dnia koczowanie na 1000+ w cieniu i na śniegu a powrót późnym wieczorem, po zachodzie słońca. :))
Zwiałem "Sajgonowi" bardzo skutecznie, bo w górnych partiach gór wypiętrzyły się chmury burzowe i nawet sporo grzmiało, ale się nie ulękłem i dobrze na tym wyszedłem, bo jednak nic nie padało, wbrew pozorom. Tzn. nie padał deszcz, ani nie padało słońce. :) A tymczasem cała Kotlina skąpana w palącym słońcu, pff. ;p
Dodatkowo prawie nie opuściłem strefy lasów, dzięki czemu nawet przebłyski słońca mnie ominęły - doskonale! ;p
Z jazdą było natomiast ciut gorzej...
Oczekiwania: połowę wjadę, połowę będę wprowadzał (szlak niebieski z Michałowic do Śnieżnych Kotłów).
Rzeczywistość: przejechane ze 20%, wprowadzone ze 30, a cała reszta to skakanie z rowerem na plecach po "telewizorach" o_O
Kilka godzin takiego skakania i się zaorałem. ;p Dodatkowo strasznie wydłużyło to całą wyprawę ponad plan - i ponad zaplanowany prowiant!
Pod koniec iście syzyfowego szarpania się po głazach, do zmęczenia dołączyło odwodnienie, czyli kiepsko. Do schroniska (Pod Łabskim Szczytem) daleko niby nie było (tak z pół miliona telewizorów do przeskoczenia...), ale wyraźnie już mnie odcinało, w dodatku schroniskowe cenniki wręcz mnie odpychały. ;) No i tak przymuszony zdecydowałem się - PIERWSZY raz w życiu - napić się wody z górskiego potoku. Skądinąd tuż poniżej ośnieżonych szczytów nie było to ryzykowne. ;) W smaku trochę dziwna, no ale darmowa :) No i niesamowicie lodowata, bliska 0* - zabójczy kontrast termiczny w gorący dzień! Żadnych sensacji żołądkowych później nie miałem, więc następnym razem trzeba będzie zabrać więcej pustych butelek. ;p
Niestety, niebieskim szlakiem nie doszedłem do samych Kotłów - zabrakło czasu. Bardzo szkoda widoków, ale przynajmniej pozostawałem w cieniu karlejących już drzew. Niebieskim dobrnąłem "tylko" do szlaku czerwonego, trawersującego góry w miarę poziomo na wysokości ok 1000-1100m. Na początku nawet kawałeczek dało się ujechać, a później znów telewizory, przez godzinę, jak nie dwie. o_O
Normalnie z deszczu pod rynnę. o_O
O ile na niebieskim, prowadzącym prosto do Śnieżnych Kotłów, trochę ceprów było (i na mój widok łapali się za głowy ;D;D ), to na czerwonym, prowadzącym poziomo "znikąd donikąd", ludzi brak - i trudno się im dziwić, jedyną ciekawostką na tym szlaku była śródleśna enklawa kosodrzewiny - i zarazem jedyna okazja na większe widoki - niestety, tylko w dół...
Raz glebnąłem na tym odludziu na mokrym głazie - nieźle się wystraszyłem, ale nic mi się nie stało, bo główne uderzenie poszło na Huragana... :>
Następnym razem wezmę małe mono - pojeżdżę sobie tyle samo, za to łatwiej będzie to wnieść i z tym skakać. ;))
Pod koniec już "plułem krwią", ale nagroda za dobrnięcie do Schroniska Pod Łabskim Szczytem była godna:
A tutaj pojedyncza plama śniegu - jeszcze w lesie, poza Łabskim Kotłem. :O
Jagody zaczynają dojrzewać miejscami tuż obok śniegu! Niesamowite... :OOOO
/tak, wiem - skopałem temat daty w aparacie - ubolewam strasznie :( /
Tak powinien wyglądać każdy las przez cały czas! :D ;p
Widok ze Schroniska, gdzie najtańsza mineralka (pół litra) kosztowała 3 zl ;D;D;D
mało się nie przewrócili, hehehe ;D ;) ;p
Powrót już po zachodzie słońca - do chaty niby tylko 20 km z groszami, w dodatku z górki (i to sporej - 800m w pionie! :) ). Szkoda tylko, że żółty szlak, którym zjeżdżałem, miał zabójcze rynny w poprzek drogi co 50 metrów a w środkowej części żółty znów okazał się przełajową ścieżką z kamolami, błotem i wodą (szlak i potoczek w jednym xD ). No i znów mnie wymęczyło i spowolniło - do Szklarskiej Poręby dobrnąłem prawie po ciemachu. :/ Za to na asfaltach nieźle podgoniłem - średnia do Kotliny to 40+ a maks 56. :)
Tym skakaniem przez kilka godzin po głazach tak się wymęczyłem, że dwa następne dni zamulałem. ;p A mogłem pójść na ŁATWIZNĘ i machnąć sobie 500 po płaskim. ;p ;))
Wpis zawiera dodatkowo 12,5 śmieciowych km z soboty.
Słuchaj Morsa, a będziesz w sandałach po śniegu chodził... w czerwcu :D © Morsowy
/bez skarpet, bo chciałem zbić masę ;D ;) /
Raj na ziemi!!!
Karłowate badyle i śnieg w czerwcu - jestem w raju! :D © Morsowy
Śniegi w Karkonoszach chyba idą na rekord - wciąż jeszcze sporo ich zostało w tzw. kotłach - pomimo szalejących upałów! :D
Jako że cały dzień wolny, to udało mi się wykiwać upał: rano wjazd jak najwyżej i jak najbliżej śniegu, za dnia koczowanie na 1000+ w cieniu i na śniegu a powrót późnym wieczorem, po zachodzie słońca. :))
Zwiałem "Sajgonowi" bardzo skutecznie, bo w górnych partiach gór wypiętrzyły się chmury burzowe i nawet sporo grzmiało, ale się nie ulękłem i dobrze na tym wyszedłem, bo jednak nic nie padało, wbrew pozorom. Tzn. nie padał deszcz, ani nie padało słońce. :) A tymczasem cała Kotlina skąpana w palącym słońcu, pff. ;p
Dodatkowo prawie nie opuściłem strefy lasów, dzięki czemu nawet przebłyski słońca mnie ominęły - doskonale! ;p
Z jazdą było natomiast ciut gorzej...
Oczekiwania: połowę wjadę, połowę będę wprowadzał (szlak niebieski z Michałowic do Śnieżnych Kotłów).
Rzeczywistość: przejechane ze 20%, wprowadzone ze 30, a cała reszta to skakanie z rowerem na plecach po "telewizorach" o_O
Kilka godzin takiego skakania i się zaorałem. ;p Dodatkowo strasznie wydłużyło to całą wyprawę ponad plan - i ponad zaplanowany prowiant!
Pod koniec iście syzyfowego szarpania się po głazach, do zmęczenia dołączyło odwodnienie, czyli kiepsko. Do schroniska (Pod Łabskim Szczytem) daleko niby nie było (tak z pół miliona telewizorów do przeskoczenia...), ale wyraźnie już mnie odcinało, w dodatku schroniskowe cenniki wręcz mnie odpychały. ;) No i tak przymuszony zdecydowałem się - PIERWSZY raz w życiu - napić się wody z górskiego potoku. Skądinąd tuż poniżej ośnieżonych szczytów nie było to ryzykowne. ;) W smaku trochę dziwna, no ale darmowa :) No i niesamowicie lodowata, bliska 0* - zabójczy kontrast termiczny w gorący dzień! Żadnych sensacji żołądkowych później nie miałem, więc następnym razem trzeba będzie zabrać więcej pustych butelek. ;p
Niestety, niebieskim szlakiem nie doszedłem do samych Kotłów - zabrakło czasu. Bardzo szkoda widoków, ale przynajmniej pozostawałem w cieniu karlejących już drzew. Niebieskim dobrnąłem "tylko" do szlaku czerwonego, trawersującego góry w miarę poziomo na wysokości ok 1000-1100m. Na początku nawet kawałeczek dało się ujechać, a później znów telewizory, przez godzinę, jak nie dwie. o_O
Normalnie z deszczu pod rynnę. o_O
O ile na niebieskim, prowadzącym prosto do Śnieżnych Kotłów, trochę ceprów było (i na mój widok łapali się za głowy ;D;D ), to na czerwonym, prowadzącym poziomo "znikąd donikąd", ludzi brak - i trudno się im dziwić, jedyną ciekawostką na tym szlaku była śródleśna enklawa kosodrzewiny - i zarazem jedyna okazja na większe widoki - niestety, tylko w dół...
Raz glebnąłem na tym odludziu na mokrym głazie - nieźle się wystraszyłem, ale nic mi się nie stało, bo główne uderzenie poszło na Huragana... :>
Następnym razem wezmę małe mono - pojeżdżę sobie tyle samo, za to łatwiej będzie to wnieść i z tym skakać. ;))
Pod koniec już "plułem krwią", ale nagroda za dobrnięcie do Schroniska Pod Łabskim Szczytem była godna:
A tutaj pojedyncza plama śniegu - jeszcze w lesie, poza Łabskim Kotłem. :O
Jagody zaczynają dojrzewać miejscami tuż obok śniegu! Niesamowite... :OOOO
/tak, wiem - skopałem temat daty w aparacie - ubolewam strasznie :( /
Tak powinien wyglądać każdy las przez cały czas! :D ;p
Widok ze Schroniska, gdzie najtańsza mineralka (pół litra) kosztowała 3 zl ;D;D;D
mało się nie przewrócili, hehehe ;D ;) ;p
Powrót już po zachodzie słońca - do chaty niby tylko 20 km z groszami, w dodatku z górki (i to sporej - 800m w pionie! :) ). Szkoda tylko, że żółty szlak, którym zjeżdżałem, miał zabójcze rynny w poprzek drogi co 50 metrów a w środkowej części żółty znów okazał się przełajową ścieżką z kamolami, błotem i wodą (szlak i potoczek w jednym xD ). No i znów mnie wymęczyło i spowolniło - do Szklarskiej Poręby dobrnąłem prawie po ciemachu. :/ Za to na asfaltach nieźle podgoniłem - średnia do Kotliny to 40+ a maks 56. :)
Tym skakaniem przez kilka godzin po głazach tak się wymęczyłem, że dwa następne dni zamulałem. ;p A mogłem pójść na ŁATWIZNĘ i machnąć sobie 500 po płaskim. ;p ;))
Wpis zawiera dodatkowo 12,5 śmieciowych km z soboty.
Karkonoski Eden? Prawdopodobnie najpiękniejsza miejscowość w Karkonoszach - Michałowice /Hrgn/
Piątek, 31 maja 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 72.79 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jakimś cudem zawsze dotąd omijałem płd-wsch. część Michałowic. Owszem, bywałem w Michałowicach środkowych, tudzież od strony Jagniątkowa - aż prawie po Michałowice, za każdym razem omijając to:
Najbliżsi sąsiedzi Śnieżnych Kotłów - maksymalny poziom zazdrości ;] © Morsowy
Jedna z lepszych sielanek w Karkonoszach, w dodatku w najbardziej śnieżnym miejscu - to jest koniec maja! :D © Morsowy
Tak, tak, to przedostatni dzień maja. :) Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba. :D
Najbliższy Śnieżnym Kotłom zakątek cywilizacji, w dodatku z otwartym widokiem, co jest rzadkością w rejonie północnych zboczy i wszędobylskich badyli. ;p A te bajorka dają mi spokój ducha, że ten widoczek nie zarośnie badylami ani deweloperami.
Zastanawiam się nad wykopaniem sobie tamże ziemianki. :>
Niesamowite, że w tej małej osadzie jedni mają mistrzowski widok na Śnieżne Kotły, a inni woleli wybudować się na północnych stokach (sroga zima, bo wysoko, mało słońca, bo zasłania szczyt i badyle, no i widoki marne - tylko Kotlina, albo wręcz same badyle. :O
W centrum parafii jest już znacznie lepiej:
W centrum Michałowic Karkonosze jadły mi z ręki ;) © Morsowy
Zanim tam dotarłem, to przebijałem się lasem po szlakach w poszukiwaniu tzw. Złotego Widoku, który nieco rozczarował - widać sporo, ale Ś.K. tylko po skosie:
A tu jest niezła panorama Szklarskiej Poręby - jako częsty bywalec, czytałem z niej jak z otwartej książki ;)
Ogólnie okolice tego Widoku ciekawe - liczne, ciekawe skały, nawet mała jaskinia
Mała jaskinia koło Michałowic © Morsowy
Skalny fotel i inne sprzęty rodem z Flinstonów ;) © Morsowy
...i wszystko to naprzeciw Ś.K. Z tym małym zastrzeżeniem, że całkowicie zasłania to las. ;ppp
Powyższa wycieczka to 40 km, reszta to zbiorówka od pn do pt, w tym m.in. 15 km do dentysty :O usunęli mi "siódemkę" - to fajnie, bo to duży ząb i dużo zbiłem z wagi. :D
Podsumowania miesiąca nie robię, bo dystans słaby, aż rozwalił mi się wykres. Powiedzmy, że w maju bardziej stawiałem na jakość, niż na ilość. ;p
Najbliżsi sąsiedzi Śnieżnych Kotłów - maksymalny poziom zazdrości ;] © Morsowy
Jedna z lepszych sielanek w Karkonoszach, w dodatku w najbardziej śnieżnym miejscu - to jest koniec maja! :D © Morsowy
Tak, tak, to przedostatni dzień maja. :) Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba. :D
Najbliższy Śnieżnym Kotłom zakątek cywilizacji, w dodatku z otwartym widokiem, co jest rzadkością w rejonie północnych zboczy i wszędobylskich badyli. ;p A te bajorka dają mi spokój ducha, że ten widoczek nie zarośnie badylami ani deweloperami.
Zastanawiam się nad wykopaniem sobie tamże ziemianki. :>
Niesamowite, że w tej małej osadzie jedni mają mistrzowski widok na Śnieżne Kotły, a inni woleli wybudować się na północnych stokach (sroga zima, bo wysoko, mało słońca, bo zasłania szczyt i badyle, no i widoki marne - tylko Kotlina, albo wręcz same badyle. :O
W centrum parafii jest już znacznie lepiej:
W centrum Michałowic Karkonosze jadły mi z ręki ;) © Morsowy
Zanim tam dotarłem, to przebijałem się lasem po szlakach w poszukiwaniu tzw. Złotego Widoku, który nieco rozczarował - widać sporo, ale Ś.K. tylko po skosie:
A tu jest niezła panorama Szklarskiej Poręby - jako częsty bywalec, czytałem z niej jak z otwartej książki ;)
Ogólnie okolice tego Widoku ciekawe - liczne, ciekawe skały, nawet mała jaskinia
Mała jaskinia koło Michałowic © Morsowy
Skalny fotel i inne sprzęty rodem z Flinstonów ;) © Morsowy
...i wszystko to naprzeciw Ś.K. Z tym małym zastrzeżeniem, że całkowicie zasłania to las. ;ppp
Powyższa wycieczka to 40 km, reszta to zbiorówka od pn do pt, w tym m.in. 15 km do dentysty :O usunęli mi "siódemkę" - to fajnie, bo to duży ząb i dużo zbiłem z wagi. :D
Podsumowania miesiąca nie robię, bo dystans słaby, aż rozwalił mi się wykres. Powiedzmy, że w maju bardziej stawiałem na jakość, niż na ilość. ;p