thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Odkrywczo

Dystans całkowity:17830.95 km (w terenie 548.65 km; 3.08%)
Czas w ruchu:34:58
Średnia prędkość:20.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:15714 m
Liczba aktywności:299
Średnio na aktywność:59.64 km i 4h 59m
Więcej statystyk

20 lat bez 3 dni... /Kross/

Niedziela, 15 września 2019
kilosy:16.43gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Biednie, brudno i odludno, Nielicho, Odkrywczo
100kkm na oryginalnych hamulcach jest moją inspiracją, a także min. 25 lat ciągłej (niedosłownie ;) ) jazdy jednym rowerem - gdyż 25 lat to umowna i najczęstsza granica wieku dla pojazdów zabytkowych...
Do celu pozostało 5 lat i 3 dni. :)
Jazda niestety krótka, ale najważniejsze, że bezhamulcowa. ;) No i nawet odkrywcza - w tym zakątku jeszcze nie byłem, a klimacik jest niesamowity - i to jest wewnątrz byłego miasta wojewódzkiego! :))


Zajechane Żuczki, milion gratów i śmieci oraz zaorany, wczesny (obła kabina!) Ursus C-360. Rzadko która wioska przedstawia aż taką wiochę, jak Jelenia G. ;)

Dolina Szczęścia (Szklarska Poręba Średnia) /Kross/

Niedziela, 8 września 2019
kilosy:45.17gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Odkrywczo, Nielicho

/Sz. P. Średnia - brzmi średnio, a to jedno z najpiękniejszych miejsc!/

Tym razem postanowiłem pójść (pojechać) do kościoła w Szklarskiej Porębie :) tzn. byłem już kilka razy, ale zawsze na zewnątrz, a tym razem wziąłem zapinanie, dzięki czemu mogłem wejść do środka, przez co poczułem się jak lokals. :) Zawsze tak chciałem. ;)
Inna sprawa, że kluczyk od zapinania zostawiłem w zapięciu, a jakby tego było mało, to jeszcze w otwartej sakwie zostawiłem komórkę. xD Przynajmniej w kościele mi nie zadzwoniła, hehe.
Czyli generalnie tego zapinania nie musiałem w ogóle taszczyć po górach - kilkaset metrów przewyższenia i tak już ciężkim rowerem. ;]
Szkl. Por. Średnia, wbrew nazwie, to chyba jednak jest najlepsza: mało ludzi i ceprów ;) mało samochodów oraz mało badyli ;p co w połączeniu z południowymi stokami daje epickie widoczki:


Dojazd też był malowniczy - m.in. przez moje najulubieńsze pole....

... które chyba podupada, bo jeszcze 2 lata temu wyglądało o wiele mniej reliktowo. ;)

Przypomnijmy: to pole z widokiem na Śnieżne Kotły leży w mieście - górskim kurorcie, na wys. 500+, a kawałek dalej (po lewej) nagle ciągną się 10-metrowe, pionowe skały, wzdłuż których wije się w dolinie Kamiennej DK3/E65, którą to tysiące ceprów walą do zatłoczonego centrum Szklarskiej. Kontrasty nieprawdopodobne po prostu - i za to bardzo cenię te miasteczko. :)) 

Tradycyjnie wpadło kolejnych kilka nowych zakątków, choć tym razem Krossem, więc ryzykowałem, że trzeba będzie hamować. ;)
Nawiedziłem tę cześć ul. 11-go Listopoada, na której jest zakaz ruchu ;) oraz ul. Osiedle Grottgera, którego nazwa brzmi odpychająco, ale to ani ulica (w połowie szutr) ani osiedle (zaledwie kilka domków, z przewagą wiejskich):

Co więcej - to chyba jedyna droga w Szklarskiej, która wraz z równoległą ul. 11.XI. daje możliwość wytyczenia pętli bezhamulcowej i to w obu kierunkach - mieszkałbym! :))

Powrót - sprowadzałem tylko 900 m (w poziomie, nie w pionie ;) ) a cała reszta przejechana bezhamulcowo. :)

Przyjemne pożegnanie (upalnego) lata w Szklar. Por. /Hrgn/

Niedziela, 1 września 2019
kilosy:32.00gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo


Zaczęło się kiepsko - postanowiłem zaszaleć i pojechać do Jakuszyc pociągiem (z rowerem), ale pociąg był przepełniony rowerami, co mnie zaskoczyło - cepry jadO w góry w ostatni dzień wakacji?? Już w Jel. G. Zachodniej było ciasno, a na każdej kolejnej stacyjce dosiadało się jeszcze po kilka rowerów oraz ludzi. xDD
W dodatku zrobiła się kolejka do klopa ;pp co popsuło moje plany. ;))
Przejechałem aż 10 km (3 stacje) gdy pojawił się kanar - a że była akurat kolejna stacja (Piechowice Dln.) to wysiadłem jeszcze bardziej ochoczo, niż wsiadałem. Jak na jazdę za darmo to warunki nie były znowu takie złe. ;)
Planowałem uciec w góry przed upałami, co jest pomysłem dobrym, o ile ucieka się, zanim upał nastąpi. Stało się jednak inaczej. ;]
Dobrnąłem w potokach potu do Szklarskiej, gdzie było prawie znośnie termicznie i - jak zwykle - piknie. Oczywiście nie piszę tu o cepro-centrum. ;p 
Wpadło kolejnych parę nowych sielskich zakątków z epickimi widoczkami:
Pociąg wjeżdża w Śnieżne Kotły ;>

a tu - w Szkl. Por. Średnią (w tle Szrenica):


Buddyjski ośrodek na końcu świata - koniec "ulicy" Podsudeckiej, ostatni przybytek idąc w kierunku Zakrętu Śmierci...


Opodal jest, za przeproszeniem, Ski&Sun - bodaj najwyższy budynek w Szklar. Por. wybudowany w jednym z najwyższych punktów miasta - również tuż pod Zakrętem Śmierci...


W sztucznym wąwozie (przekopie wśród skał):


Aż nadszedł czas i zaliczyłem świetną, mini-imprezę miejską w Szklar. Por. Dolnej (zupełnie lokalną, bez ceprów), gdzie pod pretekstem Babiego Lata (a więc, de facto - pożegnania lata właściwego) było darmowe jadło i napitek. :))

Woda z cytryną i miętą w upały bardzo się przydaje, a domowe ciacha - przydają się zawsze. ;] Jedynie pizza, choć robiona na bieżąco i z ciekawymi dodatkami, nie była przydatna - bo ciepła. ;p Oczywiście Janusze wcinali, aż im się wąsy trzęsły. ;))
Nażarłem się, cuksy do kieszeni i tyle mnie widzieli. xD
Później szybciutko (choć pod górę...) do Szk. P. Średniej - tamże msza polowa i jeszcze szybciej do domu - nie tylko dlatego, że z górki, ale i przez załamanie pogody - będąc już w Kotlinie (raptem z 15 minut zjazdu) podziwiałem wielkie chmury nad górami wraz ze spektakularnym oberwaniem chmury - notabene: tylko nad Szklarską Porębą! Znów mi uszło na sucho. Ufff. :)
Po powrocie do igloo załamanie dotarło nad Jelenią, no i odtąd upałów ani widu, ani słychu. :)))

JP 100% (Jest Podjazd 100-procentowy) /Kross/

Niedziela, 25 sierpnia 2019
kilosy:19.60gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Miało być spokojnie i zwyczajnie, a wyszło jak zwykle. ;))
Taka sytuacja:


Podjazd, a nawet kilka podjazdów asfaltowych po ok. 100% każdy :> Oczywiście liczone z tg/ctg (wyjaśnienie dla humanistów: to takie funkcje trygonometryczne).
Jest to jakiś dziwny wał ziemny, ni z gruchy, ni z pietruchy wyrastający wśród pagórków między Jelenią G. a Staniszowem. Zupełnie nie wiem, o co tu chodzi - po co ten wał i po co ten asfalt. To jest jedyny asfalt, którego nawet nie próbowałem podjeżdżać - bez szans na sukces, a nawet na bezpieczne zatrzymanie się w miejscu,  z uwagi na duże zapiaszczenie.




Nie ma co porównywać do Przeł. Kark. i Harrachova. :) @Gizmo - pakuj się na pociąg do Jeleniej. ;)
Ciekawostka: w jednej z dziur w asfalcie znalazłem zdrowego maślaka. ;]
PS. 61kkm na Krossie złamane. ;)

239. miesięcznica Krossa :)

Wtorek, 20 sierpnia 2019
kilosy:16.50gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Odkrywczo, Standardowo
... miała miejsce w niedzielę, gdy tułałem się pociągami. :/
A w planach było wykręcenie do 61 kkm. Oraz "pchli targ" w Szklar. Por. :)
Zostało niecałe 100 km, do wielkiego jubileuszu 20-lecia może się wyrobię. ;)
Dziś zdjęcia wiejskiej-miejskiej Jeleniej Góry, bo po drodze minąłem stado krów (mniej niż 1 km od domu!) i minęło mnie chyba 5 traktorów no i się wkręciłem. W sensie, że mentalnie, nie że pod koła. :)
Bez kitu, więcej tu rolnictwa, niż w mojej wsi za dzieciństwa :O a pomijam tu dzielnice Jeleniej, będące dawnymi wsiami!

/kombajn jakiś przedpotopowy M-F, a ludzie nowsze Bizony złomują, pfff/


Może nie widać, ale za tym polem zaczyna się dzielnica Cieplice - dawne miasto. :) A te niskie "chmury" to najprawdopodobniej  poranne opary ze Stawów Podgórzyńskich.
W dodatku w powietrzu było czuć jesień - piękna sprawa. ^-^

Dolina Pałaców i Ogrodów. I jeżyn. ;) /Kross/

Środa, 14 sierpnia 2019
kilosy:45.00gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Po ostatnich 30% jestem już tak spełniony podjazdowo :) że aż zacząłem jeździć po płaskim. ;]
Przynajmniej nabiję kilometrów Krossowi, wszak już niedługo niemały, bo 20. jubileusz wspólnego pożycia. ;p
We wtorek odkryłem blisko Jeleniej fenomenalne jeżyny leśne, obfite i obłędne w smaku - szarpałem je chyba z godzinę. :)
Lokalizacji nie podam, bo kręci się tu ostatnio taki jeden intruz :) z Poznania i jeszcze gotów mi je wrąbać. :)
Aczkolwiek zapodam podpowiedzi z dojazdu - ciekawe, czy zgadnie. ;>



A w środę bujałem się między tytułowymi pałacami, co chwilę przeplatanymi widokami na Karkonosze. :)
Jest ich tyle, że na ich widok ziewam, jak Lubuszanin w lesie. ;))
Zabawne, że miejscami te pałace aż niemal ze sobą sąsiadują (Łomnica i Wojanów). Chociaż mnie najbardziej rozbraja, że jest tam zupełnie płasko - choć tak blisko gór.
Tym razem "odkryłem" kolejny obiekt - w Bobrowie, u samych stóp Gór(ek) Sokolich:

Fajny, taki z lekka mroczny i zapomniany...

Powrót szlakiem tysiąca zaułków, czyli Łomnica i Mysłakowice:

a później już normalnie, Miłków, Sosnówka, Podgórzyn i te sprawy. ;)

OSTATECZNY PODJAZD - NR 1 WG ALTIMETR.PL: 29,1% /skocznia Mamucia w Harrachovie, a Mors na Huraganie/

Niedziela, 11 sierpnia 2019
kilosy:97.19gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo

/tak się ostatnio w źródle Łaby - nomen omen - obłowiłem, że aż kupiłem  w Czechach pocztówkę i jeszcze mi zostało. :) Ale na znaczek już nie styknęło - nie szkodzi, adresatka pewnie się nie skapnie, że wysłane z Jeleniej Góry :D
Pierwszy (!) raz w życiu coś kupiłem zagramanicą (bo za granicą jest diabeł, jak mawiał jutubowy klasyk). :)
Natomiast parafrazując klasyka literatury: zapłaciłem, bo nie swoimi. :)) /



Nadszedł dzień na ostateczny podjazd - nr 1 altimetra w kategorii "największe nachylenie na 100 m" nie tylko w PL, ale i ogólnie, w całej bazie!
A jest to strona, która zaniża podjazdy - takiej przykładowo Przeł. Karkonoskiej zazwyczaj dają 24%, a tutaj zaledwie 18,3!
Czyli inne pomiary pod tytułową skocznią mogłyby dać sporo ponad 30%!
I z całą pewnością 30% chwilowo łamałem - wszak te 29,1 to tylko ŚREDNIA z odcinka 100m!
A jak dobrze się zastanowić, to ten podjazd nie ma pierwszego miejsca w bazie... on ma dwa pierwsze miejsca! Służę dowodami:




Czy są pytania? ;)

2/3 tego podjazdu robiłem w pełnym słońcu xD więc rozgrzewka była gwarantowana. ;) Na szczęście krytyczne 200 m było w cieniu badyli ;p /zdjęcia robione oczywiście podczas zejścia ;p /
Tu jest ok. 30% - najbardziej stromy odcinek pod mamucią skocznią w Harrachovie
Tu jest ok. 30% - najbardziej stromy odcinek pod mamucią skocznią w Harrachovie © Morsowy
Wygląda prawie pionowo a prypominam, że zdjęcia mocno wypłaszczają... :)
Wygląda prawie pionowo a prypominam, że zdjęcia mocno wypłaszczają... :) © Morsowy

Jazda była nie tylko wielce siłowa, ale i wielce ekwilibrystyczna, zwłaszcza przy prędkościach poniżej 2 km/h i jazdy tylko na tylnym kole - w najtrudniejszych momentach (30%+) przednie więcej było w powietrzu, niż na drodze - i to pomimo wychylenia się do przodu!!!
Oj, przydało się doświadczenie z monocykli. :)
Ogólnie trudność dorównała trudności wjazdu monocyklem na Przeł. Kark. (!) z tą różnicą, że tutaj zabójczy odcinek ma zaledwie 200m a tam kilka kilometrów...
Chociaż z drugiej strony - najtrudniejsze 100 m na Karkonoskiej nawet nie zmieściło się do pierwszej setki w altimetrowym rankingu najtrudniejszych odcinków 100 metrowych..!

Jak do kogoś słabo przemawiają liczby i analizy, to służę wymownymi obrazkami:
I tam, na mono na Przeł. Kark. było równie ciężko, ale kilka razy dłużej :)
I tam, na mono na Przeł. Kark. było równie ciężko, ale kilka razy dłużej :) © Morsowy
Z tym, że ja żadnego energetyka nie piłem, za to byłem po 35 km dojazdu, w tym podjazd z Kotliny (350m) na Przeł. Szklarską (886). :)

A jeszcze warto dodać, że na końcu betonu (asfalt kończy się w najlepszym momencie - pewnie powyżej 25% zaczął spływać...) jest jeszcze szutrówka z kamieniami, taka ok. 25%, której nie ma w "programie", no ale jak jest godny podjazd, to się podjeżdża. :)


Oczywiście zachowałem podjazdowe continuum :) bez żadnego łapania oddechu i zbijania pulsu...

Widoki na końcu trasy...



Podczas zejścia robiłem foty oraz... jeszcze trochę potrenowałem ten krytyczny odcinek. :) M.in. stwierdzam, że da się ruszyć z miejsca przy nachyleniu ~30% - choć niektórzy na Przeł. Kark. twierdzą, że się nie da... Huragana se kupcie! ;pp
/i tu jest najlepszy moment, żeby hejterzy Huragana wleźli pod przysłowiowy stół.../

Oczywiście lekko nie było - na górze z lekka mnie odcięło, w przeciążonym kolanie pojawiły się "szpile", a w przeciążonym kole - straszne chrzęsty. o_O
Pięknie: ani zejść, ani zjechać... xDD
Na szczęście udało mi się to rozchodzić i rozjeździć i już parę minut później atakowałem Skocznię Mamucią bezpośrednio, tzn. pole zeskoku. :)

Dolne wypłaszczenie - spoko, ale tuż przed ścianą zeskokową spadł mi łańcuch - i to z obu zębatek jednocześnie. o_O
No i oczywiście do tego jeszcze się zakleszczył. :) Ataku nie ponawiałem, bo napęd, a nawet szprychy (!) tak już chrzęściły, że nie miałem serca. Poza tym bałem się, jak wrócę do domu...

Widok na całość - najtrudniejszy odcinek jest niewidoczny, bo zasłania go tablica redbulla ;p


Pomimo tychże obaw jeszcze pojeździłem sporo po Czechach i Karkonoszach. xD

Coś jak nasz Społem? ;)


Kaplica w Harrachovie - całe dwie ławki...


Na bungee nie skakałem (musiałbym chyba na głowę upaść... ;)) ) ale też byłem "padajici" ;]


Pojemnik na śmieszne odpady???


Vlak na stacji Korenov - w tle skocznia w Harrachovie.


Tak się zaczynają te Wasze Czechy ;pp garby i to na międzynarodowej E65 pffff ;p


Ostatni słupek hekso na DK3/E65 - 495,3 km od Świnoujścia...


"SKI&BIKE PIAST" - skisłem...

A gdy dotarłem do Szklarskiej Poręby, to jeszcze sobie pokręciłem po kilku najtrudniejszych dzielnicach. :) Raz - żeby nie przebijać się przez te jedyne w swoim rodzaju połączenie drogi krajowej/międzynarodowej z zatłoczonym, turystycznym deptakiem xD a dwa - dla widoków, bo trzeba mocno podkreślić, że pogoda tego dnia trafiła się rewelacyjna - rześki wiatr, nie za ciepło (22* na przełęczy) i - co bardzo rzadkie - powietrze było bardzo przejrzyste przez cały dzień. Zazwyczaj tak bywa tylko rano...

/rzępolenie pod Szrenicą.../


/kunie blisko centrum :)) /

Z górnych dzielnic Szklarskiej do dolnych sprowadzałem "ulicą" (głównie zarośnięte dróżki) o nazwie Osiedle Janosika (sic!) - prawie cały czas z pełną panoramą Karkonoszy *-* 


Widoki takie, że aż 3 razy wyrżnąłem na badylach. :D

/prawdopodobnie pic na wodę - ktoś sobie postawił przy górnym końcu tej ślepej (!) uliczki, żeby mieć jeszcze większy spokój wokół domu ;> /

A po dojechaniu do Jeleniej uznałem, że mi jeszcze za mało podjazdów na dziś :D i machnąłem sobie pętlę przez Goduszyn i Łapiguz (sic!) - zawsze to chociaż te 100 m w pionie więcej... ;)

Miło mieć świadomość, że każdą drogę w Europie Środkowo-Wschodniej mogę podjeżdżać w ciemno. :)

Dystans zawiera 5,76 km z soboty (równomiernie rozkładam siły, co? ;D )

Szrenica o świcie, źródło Łaby, Śnieżne Kotły i inne karkonoskie delicje :) /Hrgn/

Poniedziałek, 5 sierpnia 2019
kilosy:57.13gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo


Całoroczny śnieg jest moja inspiracją, wypatruję go coraz bardziej...
Jeszcze na początku czerwca widziałem go z okien swojego domu *-*
Pod koniec czerwca był widoczny w najbliższej mojej okolicy - tak normalnie, stoisz se na światłach, a tu między budynkami widzisz śnieg xDD
Do połowy lipca wyraźnie był widoczny w Kotle Łomniczki i w Śnieżnych Kotłach, a pod koniec lipca już "tylko" w ŚK.
Na początku sierpnia widziałem jakąś białą kropkę w ŚK i nie bacząc na "cenę" (w przenośni, wszak dojazd i wstęp do Parku mam za darmo :))) ) - w poniedziałek wystartowałem o 02:40 w nocy - raz by uniknąć tłumów ceprów, dwa - uniknąć upałów, trzy - uniknąć strażników w parku.
Pogoda dała mi trochę popalić, bo w kotlinie było od 11 do 13* i silne mgły, aż zmokłem, a byłem w krótkich spodenkach i wiosennej bluzie, bez żadnej kurtałki - pozdro dla ciepłolubnych. ;) Wyszło małe morsowanie na rowerze ;) za to podjazdy w górach zapowiadały się rześko. Co ciekawe, w górach było tak samo (od 11 do 13*) a nawet cieplej, bo bez mgieł i rosy!

Do Szklarskiej P. jechało się jeszcze dobrze, cały czas DK3, z której zjechałem dopiero powyżej Szklarskiej, na wys. ok. 750 m, czyli 400 powyżej Kotliny. Zjazdu tego nie znałem jeszcze i zaskoczył mnie małym nachyleniem i asfaltem - zniszczonym, ale zawsze.
To trwało jednak tylko do Wodospadu Kamieńczyka i schroniska o tej samej nazwie (K.), na wysokości 830+.
Tamże "skończył się dzień dziecka" - zamiast łagodnego asfaltu wyrosła nagle ściana z wielkogabarytowego bruku. Parafrazując klasyka: Huragan, Doopa i Kamieni Kupa. 
Ruszyłem, choć pewien przegranej, no i przynajmniej miałem rację :) po kilkunastu metrach padłem plackiem - to było trudniejsze, niż Przeł. Kark. na monocyklu, tudzież cała reszta bieżącego dnia razem wzięte. o_O
Dalej było różnie - stromo, bardzo stromo, średnio stromo, ale po chamskim bruku to zawsze jest upierdliwe i najgorsze odcinki wprowadzałem. :) ;p No sorry, ale jak na kolarkę to i tak bardzo wiele przejechałem tego dnia. ;p
Później niespodzianka - zwykła trylinka, w miarę równa nawet. A później trylinka niezwykła, tj. beton z wkładem kamiennym.
W mniejszych i większych bólach dojechałem do schroniska na Hali Szrenickiej (1200m). Tzn. jechałem górną połowę, tą po trylince, a dolną połowę, tą po kamolach, to mało co. ;p





Powyżej tego schroniska już mnie odcinało i znów mało co jechałem, zwłaszcza że nawierzchnia była zmienna.
Za to na chłodek nie narzekałem, a chwilami wręcz przeciwnie - przy ok. 12*!

Planowałem, wzorem "Królowej Karkonoskiej", wjechać na Szrenicę o wschodzie słońca, ale się spóźniłem, chociaż miałem dojazd krótszy o ok. 80 km. ;D;D "Za to" na szczycie wiało naprawdę ostro i jeszcze akurat wtedy naszła jedyna tego dnia ciemna chmura, żeby nie było czuć słońca - temp. spadła do 9* a ja w krótkich spodenkach - patrz: tytułowe zdjęcie. :D
Chłodno było trochę, ale po takim podjeździe to zbytnio nie przeszkadzało. :) 


Później było tyle atrakcji, że aż odechciewa się pisać. ;p I wrzucać zdjęć, a popełniłem ich 57 - już po selekcji. ;]


Po lewej od tego słupka jest część czeska ;D


Już jesiennie - a dopiero co stopniały śniegi. to rozumiem! :D



Tym razem przed Śnieżnymi Kotłami kopsnąłem się 500 m w głąb Czech do legendarnego źródła Łaby - jednej z największych rzek Europy... W tej "studzience" była miła niespodzianka - sporo monet, głównie czeskich... :D Tak, wiem, cebularstwo poziom ekspert. ;D;D;D

Później, już pod Śnieżnymi Kotłami, widziałem z daleka jak podjechali tam Czesi z obsługi Parku i coś chyba krzyczeli... xDD

Same Kotły, jak zawsze, odbierają mnie mowę i dech - tak od dołu jak i na miejscu:
Poszukiwania sierpniowego śniegu w Śnieżnych Kotłach...
Poszukiwania sierpniowego śniegu w Śnieżnych Kotłach... © Morsowy



Niestety, śniegów nie znalazłem, a szukałem uczciwie. :((( Aczkolwiek były miejsca świeżego błota pośniegowego - jeszcze bez żadnej roślinności! *-*
Co ciekawe, na dole wciąż widzę tę tajemniczą, białą kropkę... a może to tylko ktoś wyrzucił w przepaść starą lodówkę? ;))

Dopiero koło Kotłów spotkałem pierwszych tego dnia turystów - po 6 godz. samotnej tułaczki. W środku sezonu! Można? ;p
W dół oczywiście głównie z buta ;p a jak jechałem na wypłaszczeniach, to mi cepry gratulowali podjazdu xDD
W dolnych partiach ceprów było już zatrzęsienie, aż nie szło jechać, choć akurat już się wypłaszczało. ;]
Najlepsza była Dżesika z Karyną: małoletnia "Dżesika" szła tylko w sportowym topie, a nieco starsza "Karyna" w tym samym momencie zakładała na bluzkę wiatrówkę - na podejściu, przy 22*C. xDDD  

Wycieczka zacna, ale tylko widokowo, bo z siebie nie jestem zadowolony - niektórzy ludzie podjeżdżają te najtrudniejsze odcinki bez większego halo. o_O
Z drugiej strony, sam "Genetyk" opisywał tę trasę jako trudniejszą od Karkonoskiej i tego będą się trzymać. ;pp

Dramat ;) Krossa pod Śnieżką

Czwartek, 1 sierpnia 2019
kilosy:37.00gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Elewacja- rewelacja (Karpacz)
Elewacja- rewelacja (Karpacz) © Morsowy

Dokładniej to dramat był w Karpaczu, 1000 m poniżej Śnieżki, ale "dramat pod Śnieżką" brzmi dramatyczniej. ;))

Otóż od dziś (do niedzieli) w Karpaczu odbywa się XII zlot Harley-owców, a że dopuszczalne są inne chromowane klasyki, więc wraz z Krossem poczułem się wywołany do tablicy. ;D;D
Wypolerowałem chromy i co kon(ik MORSki) wyskoczy pojechałem na Karpacz. Po drodze minęło mnie tak ze 666 dudniących "Harlejów", co w połączeniu z dość ciemnymi chmurami dawało wrażenie nieustannej burzy. :D


Jak to się mówi... "fan-kluby wystawiły swoich członków do zjechania na odbycie" zlotu, ekhm...
Co do samych pojazdów, to odczucia mam mieszane i przeważają plusy ujemne:
- hałaśliwe;
- snobistyczne;
- amerykański imperializm ;p
+ przywiązanie i szacunek do tradycji, w szczególności do chromów ;pp
+ niektóre Harleistki ;pp
Poza tym pojawia się na takich zlotach sporo indywidualistów a wręcz cudaków (głównie chodzi mi o rękodzielnicze pojazdy), a takie rękodzieło to już zdecydowanie szanuję. :))

Było tam już pół Polski i sporo zagranicy, więc się można było odchamić i odjeleniogórzyć. ;))
Gorzej natomiast wyszedł mój plan z połyskiwaniem chromem - raz, że nie było słońca, a dwa, że konkurencja za duża. Tak z 50000 razy. :D
Akurat przy tym zdjęciu się zaczęło:

- i po chwili lunęło na dobre. A nawet na dobre i na złe... Ściana deszczu aż ciemno no i nabrałem się, że tego nie da się przeczekać i że trzeba zwiewać w dół, do Kotliny. Gorzej wymyśleć nie mogłem :) bo nawałnica przeszła jak tylko zjechałem w dół, natomiast zjazd okupiłem wielokrotnym hamowaniem (!) - pomimo jazdy główną drogą, bo co chwilę ktoś wymuszał, zajeżdżał drogę, albo ją korkował. Co mnie grawitacja rozpędzała do ~40km/h, to już trzeba było heblować niemal do zera - i tak wielokrotnie! :(((
Dodatkowo było bardzo niebezpiecznie, bo prawie nic nie widziałem na oczy, tak je zalewało. A samochodziarzom zalewało szyby (boczne nie mają wycieraczek...). Na domiar złego byłem wraz z rowerem ufajdany, jak stół Kamila D. ;) No i równie zalany. ;)))
No i moja ofiara też miała 20 lat. ;) ;p I też mi tego nigdy nie wybaczy. ;)
A na dole sucho, bezwietrznie, słonko świeci (i to od miesiąca xD )..

Wpadłem jeszcze po drodze do Sosnówki, "odkryć" klimatyczny podjazd - ul. Zamkowa. Wąska, stroma, kręta, bardzo zniszczona nawierzchnia ... i całe 2 domy przy niej. Do tego na stromym, północnym (mrocznym) stoku. Za to dość klimatyczne...



W Sosnówce odkryłem też drugi kombajn - tak ze 200 m od Karkonoszy. :) I krówki - tak z 50 m od gór :))


I jeszcze klasyczne, przydomowe złomowisko, niczym w lubuskiem. ;) Jeden z wraków był tak stary, że aż nie udało mi się go zidentyfikować. :O Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...


PS. dystans na oko, bo licznik mi zalało - mimo że w sakwie!

Karpacz w nocy i wschód słońca pod Śnieżką /Hrgn/

Piątek, 26 lipca 2019
kilosy:64.72gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Pierwszy raz widziałem własne "mięso"...


Zanokcica, bez tragedii. Przez tydzień kombinowałem z metodami domowymi i ludowymi, niestety bezskutecznie. :/
Ropy miałem już więcej niż Kuwejt, więc nie zwlekając już więcej, pojechałem do chirurga prywatnego (!), który zrobił mi niemałą skrobankę, tudzież zrobił błąd w dokumentacji "nie rozpoznany". ;pp
I jeszcze wrobił mnie w zakup specjalnych tabletek przeciwbólowych, a nie boli nic. Aż się tym niepokoję. ;)
Całą trasę do domu prowadziłem rower, jak cepry pod Karkonoską ;) czyli z ledwością. ;p


Wycieczka do Karpacza była dość wybitna.
Już w Kotlinie masę wrażeń dostarczyły mi Karkonosze lekko podświetlone wschodzącym księżycem. 
Później Miłków i przejazd koło pola kempingowego, na którym równo 20 lat temu w podobną noc zasypiałem w Skodzie Favorit (bo nie chciałem z rodzicami w jednym, małym namiocie). ;p Jak ja wtedy marzyłem, by mieć w takim miejscu rower... :)
I cyk! Karpacz, o 02:20 w nocy - był już pięknie pusty, mimo środku sezonu turystycznego, więc można było nieźle dokazywać po mieście, oczywiście głównie na podjazdach, ale i zjazdów parę wpadło. ;)
Obleciałem Skalne Osiedle, Wilczą Porębę, K. dolny, średni i oczywiście Górny. I to nie główną, miejską serpentyną, a tymi małymi uliczkami (ul. Liniowa, Pusta, Kamienna), które ścinają serpentynę na przełaj, zapewniając nachylenia po 20% i więcej.
Tak, tak: jestem uzależniony od stromych podjazdów. :)

Zaliczyłem też (nareszcie!) słynną anomalię grawitacyjną, ale ja tam żadnego nachylenia nie widziałem. W ogóle nie widzę żadnych nachyleń poniżej 5%. :) Tak czy owak, rower odjeżdżał sam, niechby i na poziomej drodze... :>

Wschód słońca trafił się nieźle, bo w rejonie Świątyni Wang:

Którą odwiedziłem grubo przed otwarciem kas, czyli za darmoszkę. ^-^

Pod Wangiem kolejny podjazd 20% i to po kostce, ale to jeszcze weszło lekko.
Schody zaczęły się powyżej Wangu - nachylenie podobne, ale po byczej kostce (kamolach) - to już mnie zniszczyło. ;p
Dojechałem tylko do pierwszego wypłaszczenia (Rówienka, 960 m) i - niespodziewanie dla samego siebie - zjechałem w bok, czarnym szlakiem, do Borowic. Tak, tak, większość zjechałem, sprowadzałem może z kilometr. Po prostu miałem już dość. ;p