Wpisy archiwalne w kategorii
Odkrywczo
Dystans całkowity: | 17830.95 km (w terenie 548.65 km; 3.08%) |
Czas w ruchu: | 34:58 |
Średnia prędkość: | 20.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 15714 m |
Liczba aktywności: | 299 |
Średnio na aktywność: | 59.64 km i 4h 59m |
Więcej statystyk |
Rozmaite zaułki Staniszowa i akcja "każda puszka w Twoim plecaku" /Hrgn/
Poniedziałek, 13 stycznia 2020
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 22.87 | gruntow(n)e: | 0.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jak większość miejscowości, tak i Staniszów leży prawie w całości po północnej stronie wzgórza. xD Po jasnej stronie owej górki jest słońce i panorama Karkonoszy, no ale po co to komu? ;))
Co nie mniej, ciekawych zakątków tamże nie brakuje:
Łączymy style, mieszamy gatunki...
W powietrzu:
Na niewielkim skrawku parafii leżącym na południowych stokach pobudowała się "bogacizna". ;) Niestety, chmury i wszechobecne badyle dobiły widoki:
Co ciekawe, sporo "bogacizny" buduje się także na północnych stokach, niekiedy wręcz pod skarpami. xDD
Z własnej, nieprzymuszonej woli, niesamowite...
Zebrałem 28 puszek (cały mały plecak), co daje blisko 1,5 zeta. ;p Nie ma co się śmiać - wystarczy niespełna pół miliona takich plecaków i można mieć fajny domek w górach, a i na dobry rower jeszcze wystarczy. ;pp
Podjazdy: 206 m, puszki: 28 szt., maks. nachylenie na środkowym blacie (nie chciało mi się zrzucać na młynek): 11%, maks. prędk. 40,91, średn. prędk.: 14,4 ;D;D
Wycieczka na 20 km + 3 km po bułki i darmowe WC ;p
Co nie mniej, ciekawych zakątków tamże nie brakuje:
Łączymy style, mieszamy gatunki...
W powietrzu:
Na niewielkim skrawku parafii leżącym na południowych stokach pobudowała się "bogacizna". ;) Niestety, chmury i wszechobecne badyle dobiły widoki:
Co ciekawe, sporo "bogacizny" buduje się także na północnych stokach, niekiedy wręcz pod skarpami. xDD
Z własnej, nieprzymuszonej woli, niesamowite...
Zebrałem 28 puszek (cały mały plecak), co daje blisko 1,5 zeta. ;p Nie ma co się śmiać - wystarczy niespełna pół miliona takich plecaków i można mieć fajny domek w górach, a i na dobry rower jeszcze wystarczy. ;pp
Podjazdy: 206 m, puszki: 28 szt., maks. nachylenie na środkowym blacie (nie chciało mi się zrzucać na młynek): 11%, maks. prędk. 40,91, średn. prędk.: 14,4 ;D;D
Wycieczka na 20 km + 3 km po bułki i darmowe WC ;p
Sosnówka i "niewidzialne" Marczyce /Hrgn/
Niedziela, 12 stycznia 2020
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 32.38 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Już na początku trasy, jeszcze w Jeleniej, udało się nieźle utrafić:
Czy też czujesz ten pociąg do gór? ;) © Morsowy
Śniegu nawet w górnych partiach Karkonoszy mało.. Nie wiem, co bym zrobił bez tych Śnieżnych Kotłów. ;))
I znów w środku zimy można jeździć nie martwiąc się o sól i syf na drogach. Jasna strona bezśnieżnej zimy istnieje. ;)
/z całego Podgórzyna widać tylko kościół :) /
Chociaż z tym syfem to było różnie - jak zwykle, gdy wypucuję rower do ostatniej śrubki. ;]
Marczyce, ul. Książęca (sic!)
Jasne strony tej wioski też istnieją (np. dzisiejsza powitałka), ale prawie nikt nawet nie wie o jej istnieniu, choć leży 1 km od gór - sęk w tym, że leży po drugiej stronie głównej drogi. I nie dziwota, gdy po tamtej stronie drogi widoki są takie...
W Sosnówce (wiosce, nie w zbiorniku) udało mi się wyniuchać nieodkryty jeszcze (przeze mnie ;) ) zaułek. Tamże:
Mieszkałbym! I oddawałbym się ascezie. :))
Jak to często bywa, bieda sąsiaduje z bogactwem:
...a na wszystkim trzyma łapę koteł... ^-^
Powrót klasycznie, przez Staniszów (takie tam 108 m w pionie). ;) Oczywiście bezhamulcowo. ;p
Harce pod Przełęczą Kowarską, czyli dalsze dzieje po kąpieli w wodospadzie /Kross/
Środa, 1 stycznia 2020
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 47.58 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Po powrocie z noworocznej kąpieli w wodospadzie naładowałem telefon, a dla zabicia czasu - zdrzemnąłem się (4 godz.). Po czym wstałem i znów pojechałem w góry. :))
Kowary i Karkonosze spod pierwszej serpentyny (Jęzor Teściowej) © Morsowy
Ale tym razem na Krossie, więc wpis osobny (no i sen jakiś był ;) ).
Najpierw pojechałem do Kowar i w kierunku Przeł. Kowarskiej, do źródełka wody radocznynnej. I z 5-litrową butlą wody (pełną w 3/4) pojechałem dalej/wyżej, serpentynami w kierunku Przełęczy. Było ciężko, za to z każdym metrem przybywało śniegu. :))
Woda jest darmowa, wielce zdrowotna i do tego nadzwyczaj smaczna - polecam! Co ciekawe, była znacznie cieplejsza od powietrza (+1). Takie zacne źródło, a tak "zagospodarowane":
Mineralka płynie po parkingu i robi z niego błoto, a później spływa wzdłuż serpentyn, co w górskim klimacie często kończy się oblodzeniem podjazdu - genialnie! o_O
Po przekroczeniu wysokości 600m zjechałem starą, opuszczoną drogą do starej, opuszczonej (?) fabryki leżącej na zboczu góry :O
Z tamże, kompletnie na przełaj, sprowadziłem rower w dół, do Kowar Górnych, trafiając w istne jądro ciemności (ruiny, hałdy śmieci...). Fenomenalnie zmarnowany potencjał.... o_O
Dalej też z buta, przez miasto, bo było w dół. :)
W górnych częściach miasteczka były relikty pół-górskiego, cienistego, smogowego, syfiastego pato-rolnictwa ;] a w niższych częściach miasta brakowało tylko rolnictwa. ;) Żarty żartami, ale zrobić wysypisko śmieci z górskiej rzeki, to naprawdę dramat...
PS. w Kowarach popełnili most wzdłuż rzeki xD
Do chałupy powróciłem zdrów i wesół, po prawie 90 km tego dnia, w tym ponad 20 z ładunkiem na plerach. ;]
Kowary i Karkonosze spod pierwszej serpentyny (Jęzor Teściowej) © Morsowy
Ale tym razem na Krossie, więc wpis osobny (no i sen jakiś był ;) ).
Najpierw pojechałem do Kowar i w kierunku Przeł. Kowarskiej, do źródełka wody radocznynnej. I z 5-litrową butlą wody (pełną w 3/4) pojechałem dalej/wyżej, serpentynami w kierunku Przełęczy. Było ciężko, za to z każdym metrem przybywało śniegu. :))
Woda jest darmowa, wielce zdrowotna i do tego nadzwyczaj smaczna - polecam! Co ciekawe, była znacznie cieplejsza od powietrza (+1). Takie zacne źródło, a tak "zagospodarowane":
Mineralka płynie po parkingu i robi z niego błoto, a później spływa wzdłuż serpentyn, co w górskim klimacie często kończy się oblodzeniem podjazdu - genialnie! o_O
Po przekroczeniu wysokości 600m zjechałem starą, opuszczoną drogą do starej, opuszczonej (?) fabryki leżącej na zboczu góry :O
Z tamże, kompletnie na przełaj, sprowadziłem rower w dół, do Kowar Górnych, trafiając w istne jądro ciemności (ruiny, hałdy śmieci...). Fenomenalnie zmarnowany potencjał.... o_O
Dalej też z buta, przez miasto, bo było w dół. :)
W górnych częściach miasteczka były relikty pół-górskiego, cienistego, smogowego, syfiastego pato-rolnictwa ;] a w niższych częściach miasta brakowało tylko rolnictwa. ;) Żarty żartami, ale zrobić wysypisko śmieci z górskiej rzeki, to naprawdę dramat...
PS. w Kowarach popełnili most wzdłuż rzeki xD
Do chałupy powróciłem zdrów i wesół, po prawie 90 km tego dnia, w tym ponad 20 z ładunkiem na plerach. ;]
Szklarska Poręba na słodko ;) (plus atak wiosny i "uniknięcie przeznaczenia") /Kr/
Piątek, 20 grudnia 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Podjazdy >20%
kilosy: | 61.18 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pomimo kolejnego ATAKU wiosny (jesieni?) pojechałem w góry, atakować podjazdy, podziwiać góry i nażreć się "górskimi" pączkami. :)
W Kotlinie było do 13*, w Szklarskiej do 10 i nawet na Śnieżce do 5 na plusie. Masakra, bo śnieg już nawet na szczytach się kończy o_O
Dobrze, że większość podjazdu w głębokim cieniu karkonosko-izerskim, bo w nielicznych momentach ze słońcem nie szło ujechać, pomimo porozpinania się i podwinięcia nogawek i rękawków. ;]
Unikalnie położony hotel - z każdej strony otaczają go góry (WYŁĄCZNIE góry), w dodatku 2 pasma (Izery I Karki). Widoki z VIII (sic!) piętra byłyby epickie, tylko te wszędobylskie badyle... ;p
Dodajmy, że hotel i jego właściciel ma (miał?) w swojej historii liczne związki z postkomunistycznymi baronami...
Jeden z pierwszych przybytków na wjeździe do centrum Szklar. Por. - nareszcie go nawiedziłem:
Pączki - palce lizać, ale ma to swoją cenę: 3,90 za sztukę! O_O
Za to w niedzielę mają być pączkowe konkursy i obniżka do.. 3,50. ;p
Niezła gratka dla pączkożerców i to jeszcze Szklarskiej Porębie! © Morsowy
Mors poleca! ;))
Później pojeździłem po miasteczku - było jak zawsze cudownie: podjazdy, architektura, widoki no i ceprów jeszcze prawie wcale, choć powoli już zaczynał się przedświąteczny szturm... Dało się swobodnie jeździć nawet w ścisłym centrum - i to bezhamulcowo. :)
/konglomerat architektoniczny: zabytkowa drewniana chata, postkomunistyczny blok i developerski nowotwór (w budowie) - w tle pobliskie Karki.../
Te 20% jest oczywiście dalej (za zakrętem). Rzecz jasna jechałem tylko w górę (czyli pod prąd ;p). :) Ulica Wzgórze Paderewskiego, jakby się kto pytał. ;p
Wreszcie wyremontowano tę piekarenkę (pozostałe 2 wciąż czekają...). Teraz ślinka cieknie aż z daleka (a do tego zdrowy podjazd i chory pojazd (Fiat Multipla - ten
z wodogłowiem ;D ):
I kolejny przybytek PĄCZKUJE (od 28.XII.):
Schodząc z owych 20% byłbym przeoczył niezłą gratkę dla badylarzy, gdyby nie komentarze jakiejś Grażyny:
A to znów idealny kompromis dla tych, którzy są wrogami wycinek, ale jednocześnie mieszkają w murowanych domach, a przecież praktycznie 100% dzisiejszej Polski ongiś porastały puszcze - te wycinki pod ich domami są OK, ale pod cudzymi (nowymi) - to już nie! xDDD
Bardzo proszę, mieszkajcie sobie tak, bądźcie konsekwentni! ;p No i nie jeździjcie po drogach - to też dawne wycinki (i znów: wycinki pod nowe drogi - dramat! dawne wycinki pod istniejące drogi - nie ma problemu...). ;]
Zima w Karkonoszach 2019... ;)
Na ok. 700 metrach! U stóp Szrenicy!
Już nie mówię o Kotlinie, gdzie miejscami są całe łany stokrotek. O_O
I kolejna dedykacja ;p
Było epicko, ale humor zepsuł mi jakiś Brajanek "podjeżdżający" na MTB po 17-procentowej ul. Turystycznej, trawersując ją całą szerokością. xD Aż mi cukier skoczył. ;pp
Powrót do Kotliny oczywiście rześki i jak zawsze bezhamulcowy. :)
Wpadło 48 km i ledwo się wyrobiłem za dnia. Wieczorem zaś pojechałem do sklepów, gdzie szarpnąłem się na zapinanie rowerowe specjalnie dla Krossa - mimo że mam sprawne, ale czerwone, co pasuje tylko do Huragana. A dla Krossa będzie takie z srebrną linką stalową, pokrytą przezroczystą gumą/plastikiem - specjalnie dobrana pod chromy na kierownicy. ;D;D
A że kosztowała tylko 11 zł... to od razu dokupiłem do niej brzeszczot. ;D;D;D
A w nocy kolejna wycieczka do
Tym razem jakiś Janusz/Seba w Pedzio 508 pomykał po DK3 (ul. Sobieskiego w Jeleniej) i się zagapił że czerwone światło i tak dał po heblach, że go zarzuciło i przydzwonił w Jaguara (duży SUV). Nawet fajny był, tym bardziej, że biały. ;)
Dziwne, że był pisk opon i poślizg - popsuty ABS?
Tragedii nie było, bo większość impetu wyhamowana (Janusze spokojnie rozmawiali, ich Grażyny - już nie tak spokojnie ;] ) a i tak po chwili (!) nazjeżdżały się aż 3 zastępy straży pożarnej, pogotowie no i gliny. Tylko po co? Zobaczyć Jaguara? xD
Ale co najlepsze - TYM RAZEM jechałem w tym miejscu po DDR...oszukałem przeznaczenie...? o_O
W środku nocy popełniłem jeszcze jedną dokrętkę - fajnie, bo już bez samochodów, bezstresowo...
Początek nowej epoki (opomiarowanie podjazdów) /Hrgn/
Poniedziałek, 11 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Podjazdy >20%
kilosy: | 78.81 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Po niespełna miesiącu od nabycia otrzymania od bezdomnego nowego licznika z funkcjami wysokościowymi - zdołałem go opanować. No, przynajmniej z grubsza. ;]
Na dobry początek zaatakowałem Szklarską Porębę. Wjazd do dzielnicy Dolna to istny demotywator, bo nazwa niepozorna, a podjazd przez większość czasu trzyma między 8 a 14%.
Tamżeodpoczynek wizyta w gospodarstwie rolnym (sic!) hodującym alpaki (sic!):
Szklarska Poręba ma ze 50 twarzy ;) i tylko ścisłe centrum to jej ciemna strona. Ciemna strona Szklarskiej istnieje. ;))
Później machnąłem ulicę Orla Skała, prowadzącą do tejże skały oraz do.... mojego najulubieńszego poletka na świecie *-*
Podjeżdżałem częściowo wersją na zakazie, bo bardziej stromo - licznik wybił do 17% - spoko, ale to jeszcze nie to. :)
Z tamże po raz pierwszy "przetarłem" króciutki szlak do Chaty Izerskiej...
... wiodący przez reliktową łąkę z "certyfikatem ekologicznym", jakkolwiek by to rozumieć. Sama Chata to dawny budynek gospodarczy i do teraz zalegają tamże relikty rolnictwa, ino traktorka brak. ;) Za to jest ufny koteł:
Widok na Kotlinę Jeleniogórską i Jelenia Górę - przewijaj dalej. ;))
Łąka z certyfikatem. I z cudakiem. I z widokami.. *-*
Później atak ul. Waryńskiego (halo? PIS? ja w spŁawie dekomunizacji...) z maksiami po 15% w dodatku na północnym stoku - genialne miejsce do wybudowania się... o_O
Później znów pod prąd (m.in. ciekawym, a wręcz unikalnym przejazdem pod wiaduktem kolejowym nachylonym na dobre 10%) ale chyba przyznacie, że było warto...
*-* O_O ^-^ :O
Jeśli jarać się koleją, to tylko górską (pozdro dla ceprów ;p )!
Jeden z najpiękniejszych odcinków kolei w Polsce (Szklarska Poręba Dolna - Sz.P. Średnia) © Morsowy
Później klasyka: zjazd do Średniej a z niej do DK3. Na zjeździe przekraczałem 5 dychaczów samą grawitacją, przy nachyleniu raptem 8% (myślałem, że do złamania 5 paczek potrzeba powyżej 10%). To se teraz wyobraźcie potencjał zjazdów 20%+ :>
No i tym sposobem dojechałem do mojego najulubieńszego podjazdu w okolicy, od niedawna zwanego ulicą J. Naumowicza:
... który jednak trochę mnie rozczarował, bo maks. po płytach = 23% a na asfaltowej końcówce do 24%. Oczekiwałem 28-30. ;p
Tym razem troszku wiało w plecy (jak nigdy), więc bez większego halo rozbujałem się do 5-6 km/h. ;] Brzmi niepoważnie, ale wielu ceprów tam nawet na piechotę ledwo daje radę. ;pp
Podjazdów nigdy za wiele ;) toteż przez zakorkowane Centrum (w listopadzie??)
wyjechałem w kierunku polskiej stolicy zimna :) czyli Jakuszyc. O ile na północnych stokach szron się utrzymywał w ten słoneczny dzień nawet poniżej Szklarskiej, to powyżej Szklarskiej było go "po kolana". ;) Liczyłem na śnieg (na szczytach był), ale aż tak dobrze nie było. ;p
Dojechałem do 792 m npm. gdzie w południe było zaledwie +1,5*C (!) i uległem złudzeniu późnego wieczora (cały czas podjazd północnym zboczem, czyli bez słońca) i zawróciłem w dół. A w Kotlinie było +8*C i mnóstwo słońca...
Dojechałem do domu i... znów pojechałem w góry xDD tym razem do Podgórzyna, aby zbadać, ile mam podjazdów od domu do podnóża drogi na Przeł. Kark.
Wyszło 35 albo 53m - już nie pamiętam. xDD
Drugi powrót do domu już po ciemachu, ale jeszcze dokręcałem po Jeleniej do PEŁNYCH 890 m przewyższenia. 890 metrów to przewyższenie Przełęczy Karkonoskiej. Więcej w Polsce (po asfalcie) już się nie da... :)
Na dobry początek zaatakowałem Szklarską Porębę. Wjazd do dzielnicy Dolna to istny demotywator, bo nazwa niepozorna, a podjazd przez większość czasu trzyma między 8 a 14%.
Tamże
Szklarska Poręba ma ze 50 twarzy ;) i tylko ścisłe centrum to jej ciemna strona. Ciemna strona Szklarskiej istnieje. ;))
Później machnąłem ulicę Orla Skała, prowadzącą do tejże skały oraz do.... mojego najulubieńszego poletka na świecie *-*
Podjeżdżałem częściowo wersją na zakazie, bo bardziej stromo - licznik wybił do 17% - spoko, ale to jeszcze nie to. :)
Z tamże po raz pierwszy "przetarłem" króciutki szlak do Chaty Izerskiej...
... wiodący przez reliktową łąkę z "certyfikatem ekologicznym", jakkolwiek by to rozumieć. Sama Chata to dawny budynek gospodarczy i do teraz zalegają tamże relikty rolnictwa, ino traktorka brak. ;) Za to jest ufny koteł:
Widok na Kotlinę Jeleniogórską i Jelenia Górę - przewijaj dalej. ;))
Łąka z certyfikatem. I z cudakiem. I z widokami.. *-*
Później atak ul. Waryńskiego (halo? PIS? ja w spŁawie dekomunizacji...) z maksiami po 15% w dodatku na północnym stoku - genialne miejsce do wybudowania się... o_O
Później znów pod prąd (m.in. ciekawym, a wręcz unikalnym przejazdem pod wiaduktem kolejowym nachylonym na dobre 10%) ale chyba przyznacie, że było warto...
*-* O_O ^-^ :O
Jeśli jarać się koleją, to tylko górską (pozdro dla ceprów ;p )!
Jeden z najpiękniejszych odcinków kolei w Polsce (Szklarska Poręba Dolna - Sz.P. Średnia) © Morsowy
Później klasyka: zjazd do Średniej a z niej do DK3. Na zjeździe przekraczałem 5 dychaczów samą grawitacją, przy nachyleniu raptem 8% (myślałem, że do złamania 5 paczek potrzeba powyżej 10%). To se teraz wyobraźcie potencjał zjazdów 20%+ :>
No i tym sposobem dojechałem do mojego najulubieńszego podjazdu w okolicy, od niedawna zwanego ulicą J. Naumowicza:
... który jednak trochę mnie rozczarował, bo maks. po płytach = 23% a na asfaltowej końcówce do 24%. Oczekiwałem 28-30. ;p
Tym razem troszku wiało w plecy (jak nigdy), więc bez większego halo rozbujałem się do 5-6 km/h. ;] Brzmi niepoważnie, ale wielu ceprów tam nawet na piechotę ledwo daje radę. ;pp
Podjazdów nigdy za wiele ;) toteż przez zakorkowane Centrum (w listopadzie??)
wyjechałem w kierunku polskiej stolicy zimna :) czyli Jakuszyc. O ile na północnych stokach szron się utrzymywał w ten słoneczny dzień nawet poniżej Szklarskiej, to powyżej Szklarskiej było go "po kolana". ;) Liczyłem na śnieg (na szczytach był), ale aż tak dobrze nie było. ;p
Dojechałem do 792 m npm. gdzie w południe było zaledwie +1,5*C (!) i uległem złudzeniu późnego wieczora (cały czas podjazd północnym zboczem, czyli bez słońca) i zawróciłem w dół. A w Kotlinie było +8*C i mnóstwo słońca...
Dojechałem do domu i... znów pojechałem w góry xDD tym razem do Podgórzyna, aby zbadać, ile mam podjazdów od domu do podnóża drogi na Przeł. Kark.
Wyszło 35 albo 53m - już nie pamiętam. xDD
Drugi powrót do domu już po ciemachu, ale jeszcze dokręcałem po Jeleniej do PEŁNYCH 890 m przewyższenia. 890 metrów to przewyższenie Przełęczy Karkonoskiej. Więcej w Polsce (po asfalcie) już się nie da... :)
Witrolejnia /Kross/
Niedziela, 3 listopada 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 33.78 | gruntow(n)e: | 0.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
/dojazd przez Sobieszów (tamże powitałka, zupełnie na uboczu) i Piechowice/
Spokojnie, ja też nie znałem słowa "witrolejnia". :)
Mowa o wytwórni kwasu siarkowego (!) w najbardziej absurdalnej lokalizacji - nad górską rzeką, tuż poniżej Szklarskiej Poręby, wciśnięta w ciasną dolinę Kamiennej, rozgraniczającą Karkonosze i Izery. o_O
Fakt, że działała w czasach, gdy "nie wynaleziono" jeszcze turystyki...
Dziś pozostały z niej tylko relikty, dobrze widoczne z drogi dojazdowej do tego "kurortu" (DK3/E65):
Żeby było dziwniej, kawałek tego terenu jest prywatny i znajduje się na nim autentyczny szałas drwala. O_O Tylko ten jego samochód psuje efekt... bo powinien być Żuk albo Tarpan ;)
Monocyklem i pieszo po śródgórskim padole (Michałowice i Wielkie Koło)
Piątek, 1 listopada 2019
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 6.50 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tak jak rok temu, na Wszystkich Świętych skorzystałem z darmowych przejazdów MZK.
Darmowe kursy wgłąb gór to jasna strona jeleniogórskiego MZK. Jasna strona jeleniogórskiego MZK istnieje. ;))
Tym razem wziąłem Wielkie Koło i dojechałem do końca trasy, czyli górnego Jagniątkowa (dom-muzeum noblisty Gerharda.H.):
Dalej/wyżej przez lasy, trochu szosą a trochę w terenie. Nawet pojechałem na polanę widokową o nazwie Polana Widokowa :) i chciałem popełnić filmik, jak jadę na Kole na przełaj po Polanie na tle pobliskich Śnieżnych Kotłów, ale wszystko wyszło pod słońce i na filmie nic nie było widać. :/ Tamże spotkałem też rodzinkę na elektrycznych fullach. ;pp
No i dojechałem do Michałowic, skąd są najlepsze widoki na Śnieżne Kotły...
Zwiedziłem praktycznie całą osadę, choć większość dróg była za stroma na jazdę - chwilami aż popaliłem sobie uda.
Rychło odpuściłem jazdę i zacząłem spacer, co było nawet lepsze, bo tak najlepiej można było kontemplować urocze zakątki tej parafii...
/na zdjęciu ukazałem całą tę "ulicę", nic nie jest przycięte o_O /
Mały taras z olbrzymim widokiem "na pół kraju" © Morsowy
Niezłe klimaty, co? Także dosłownie - popatrzcie na to drzewo..
A tu widok z Michałowic na Górzyniec - jedno i drugie formalnie jest dzielnicą miasteczka Piechowice, które leży na dnie Kotliny - większego absurdu administracyjno-topograficznego nie znam. o_O
Tak się szwendając spóźniłem się na autobus i zamiast czekać godzinę na następny, kopsnąłem się z powrotem do Jagniątkowa...
Drzewo-ośmiornica O_O
W autobusie jak i w górach było nawet sporo młodych ceprów typu "prawdziwy turysta". Zaskoczyło mnie to tym bardziej, że rok temu w tych samych okolicznościach nie widziałem żadnych.
Dzięki wysokościom 600+ szron na północnych zboczach utrzymywał się nawet po południu - piknie i praktycznie, bo się nie ufajdałem w terenie. W lubuskim całodobowy szron na 1 listopada byłby nie do pomyślenia. *-*
TrójMORSki Wierch (1145m) /Hrgn/
Niedziela, 27 października 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 18.00 | gruntow(n)e: | 5.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dzień drugi darmowego weekendu w Czechach, choć tym razem ocieraliśmy się o granicę PL/CZ.
Nocleg i start w Dolni Morava i na rozgrzewkę atakujemy Horni Moravę - sympatyczny podjazd, na oko 10 do 15% po serpentynach. Sam przysiółek liczy zaledwie 7 Pepików mimo 29 chałup - dziwne, nie chcą trenować podjazdów? ;)
J i G też nie chcieli ;) i prawie całość trasy wprowadzali rowery. ;pp Huragan poległ dopiero na "telewizorach" na szlaku granicznym pod samym szczytem. ;p
J znów wprowadza, więc pytam:
- co się stało?
- nic się nie stało!
- nogi, serce, czy płuca?
- nic mi nie jest!
/i wprowadza rower dalej/ xDD
Powyżej osady koniec asfaltów i odtąd szutry...
Takie tam na kolarce ;) (podjazd na Trójmorski Wierch, 1145m) © Morsowy
/w tle widoczna "wczorajsza" góra ze schodkami/
/widoczna wczorajsza droga na przeciwległych zboczach/
... a od 1100m wprowadzanie szlakiem granicznym po kamolach.
Na całej trasie sporo turystów, a jak na koniec października to wręcz mnóstwo, ale sami Czesi - zero Polaków. Na szlaku (i ogólnie na grzbiecie) granicznym! A na sąsiednim grzbiecie, w głębi Czech - co drugi to Polak. xDD
No ale na Trójmorskim Wierchu nie ma gdzie wydawać koron - ani piwa się nie kupi, ani za wstęp nie trzeba płacić - nawet na "międzynarodową" wieżę widokową na szczycie. :O Widocznie czechofile wolą płacić, a Januszami są tylko w PL. ;pp
Widoczki z/spod TrójMORSkiego:
/w niektórych czeskich dolinach mgły zalegały aż do 11stej, pomimo słońca i wiatru :O/
/widok na Kotlinę Kłodzką/
Takie niezwykłe miejsce (jest jednym z sześciu miejsc w Europie i jedynym w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz), a zupełnie niepopularne w Polsce. :/ Huragan oczywiście wybrał stronę "bałtycką" ;)
/widoki na wczorajsze zdobycze/
/widok na Śnieżnik (1425m)/
Darmowa wieża, której nie lubią Polacy. ;p
Wokół mało badyli - same karłowate plus pierwsza kosodrzewina. Fajnie, ale za to jak wiało! ;p Ponoć było tylko 13*C a ja kompletnie na letniaka, jak niemal nikt. Większość była raczej na zimowo... chociaż jedna czeska "Dżesika" zasuwała w samym sportowym "topie" xDDD
O ile pod wieżą było rześko, to na jej szczycie wiatr był ze 3x silniejszy :OOO duże zdziwko i zaskoczka, bo odczuwalna zrobiła się ze 5* jak nie niżej, a to już lekka przesada jak na letniaka. ;p
Odtajałem, zanim skończyłem schodzić w wieżyczki, pff. ;p
W dół analogicznie jak w górę: prowadzenie szlakiem granicznym po telewizorach, potem szybkie szutry no i szybkie asfalty, gdzie J i G okazali się sprytniejsi i znaleźli skrót do Dolni Moravy i kampera, a ja oczywiście pędziłem bezhamulcowo w dół ze 5 paczek i żadnych skrzyżowań po drodze nie widziałem. xD
Zdążyłem tylko przyuważyć wrak jednego Malucha w Czechach :O ), ale to jak już się wypłaszczało. ;p
No i zonk - co robić? Może pojechali skrótem, może zamulają zjeżdżając na hamulcach, a może mieli wypadek?
A ja bez telefonu xD waluty i języka na obczyźnie.. xD No dobra, do Polski było coś około 3 km. :)
Pojechałem sporym objazdem i do kampera dojechałem... 20 sekund po J i G. ;] ;p
Jeszcze co do widocznej doliny (Dolina Moravy) to są to pierwsze kilometry największej rzeki Czech, odwadnia 26% kraju. Koło naszego kampera był to mały potoczek, w którym, czym mnie zaskoczyli, J i G poszli w moje płetwonogie ślady. ;] Skądinąd dobrze to korelowało z tytułowym szczytem. ;)) ;p
Pogoda fenomenalna, chociaż gdy dojeżdżaliśmy do Jeleniej, to już wszędzie były czarne chmury i zaczynało lać. xD Na szczęście wysadzono mnie pod samym igloo i te wyjątkowo późne pożegnanie lata uszło mi na sucho. ;) ;p
Nocleg i start w Dolni Morava i na rozgrzewkę atakujemy Horni Moravę - sympatyczny podjazd, na oko 10 do 15% po serpentynach. Sam przysiółek liczy zaledwie 7 Pepików mimo 29 chałup - dziwne, nie chcą trenować podjazdów? ;)
J i G też nie chcieli ;) i prawie całość trasy wprowadzali rowery. ;pp Huragan poległ dopiero na "telewizorach" na szlaku granicznym pod samym szczytem. ;p
J znów wprowadza, więc pytam:
- co się stało?
- nic się nie stało!
- nogi, serce, czy płuca?
- nic mi nie jest!
/i wprowadza rower dalej/ xDD
Powyżej osady koniec asfaltów i odtąd szutry...
Takie tam na kolarce ;) (podjazd na Trójmorski Wierch, 1145m) © Morsowy
/w tle widoczna "wczorajsza" góra ze schodkami/
/widoczna wczorajsza droga na przeciwległych zboczach/
... a od 1100m wprowadzanie szlakiem granicznym po kamolach.
Na całej trasie sporo turystów, a jak na koniec października to wręcz mnóstwo, ale sami Czesi - zero Polaków. Na szlaku (i ogólnie na grzbiecie) granicznym! A na sąsiednim grzbiecie, w głębi Czech - co drugi to Polak. xDD
No ale na Trójmorskim Wierchu nie ma gdzie wydawać koron - ani piwa się nie kupi, ani za wstęp nie trzeba płacić - nawet na "międzynarodową" wieżę widokową na szczycie. :O Widocznie czechofile wolą płacić, a Januszami są tylko w PL. ;pp
Widoczki z/spod TrójMORSkiego:
/w niektórych czeskich dolinach mgły zalegały aż do 11stej, pomimo słońca i wiatru :O/
/widok na Kotlinę Kłodzką/
Takie niezwykłe miejsce (jest jednym z sześciu miejsc w Europie i jedynym w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz), a zupełnie niepopularne w Polsce. :/ Huragan oczywiście wybrał stronę "bałtycką" ;)
/widoki na wczorajsze zdobycze/
/widok na Śnieżnik (1425m)/
Darmowa wieża, której nie lubią Polacy. ;p
Wokół mało badyli - same karłowate plus pierwsza kosodrzewina. Fajnie, ale za to jak wiało! ;p Ponoć było tylko 13*C a ja kompletnie na letniaka, jak niemal nikt. Większość była raczej na zimowo... chociaż jedna czeska "Dżesika" zasuwała w samym sportowym "topie" xDDD
O ile pod wieżą było rześko, to na jej szczycie wiatr był ze 3x silniejszy :OOO duże zdziwko i zaskoczka, bo odczuwalna zrobiła się ze 5* jak nie niżej, a to już lekka przesada jak na letniaka. ;p
Odtajałem, zanim skończyłem schodzić w wieżyczki, pff. ;p
W dół analogicznie jak w górę: prowadzenie szlakiem granicznym po telewizorach, potem szybkie szutry no i szybkie asfalty, gdzie J i G okazali się sprytniejsi i znaleźli skrót do Dolni Moravy i kampera, a ja oczywiście pędziłem bezhamulcowo w dół ze 5 paczek i żadnych skrzyżowań po drodze nie widziałem. xD
Zdążyłem tylko przyuważyć wrak jednego Malucha w Czechach :O ), ale to jak już się wypłaszczało. ;p
No i zonk - co robić? Może pojechali skrótem, może zamulają zjeżdżając na hamulcach, a może mieli wypadek?
A ja bez telefonu xD waluty i języka na obczyźnie.. xD No dobra, do Polski było coś około 3 km. :)
Pojechałem sporym objazdem i do kampera dojechałem... 20 sekund po J i G. ;] ;p
Jeszcze co do widocznej doliny (Dolina Moravy) to są to pierwsze kilometry największej rzeki Czech, odwadnia 26% kraju. Koło naszego kampera był to mały potoczek, w którym, czym mnie zaskoczyli, J i G poszli w moje płetwonogie ślady. ;] Skądinąd dobrze to korelowało z tytułowym szczytem. ;)) ;p
Pogoda fenomenalna, chociaż gdy dojeżdżaliśmy do Jeleniej, to już wszędzie były czarne chmury i zaczynało lać. xD Na szczęście wysadzono mnie pod samym igloo i te wyjątkowo późne pożegnanie lata uszło mi na sucho. ;) ;p
Stezka v oblacích (pod vrcholem Slamníku v masivu Králický Sněžník) czyli weekend w czeskich Sudetach Wschodnich, cz. 1 /Hrgn/
Sobota, 26 października 2019
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 23.00 | gruntow(n)e: | 12.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Mocno nietypowy wyjazd - tym razem opiszę genezę, bo zacna. ;]
- wyjazd po 20 minutach (!) spania - w sobotę rano, po nocce o_O
- wycieczka z lokalsami spod stóp polskich gór do "obcych" gór - nietypowo;
- cały 'łikęd', z noclegiem i przejazdem 165km x2 wyniósł mnie równe 0,00 zł. :)))
- wyjazd ogólnie w duchu cebulowym. :))
Nocleg za darmo, bo w kamperze J. i G. ;) A za paliwo zapłaciłem, ale nie pieniędzmi, a punktami. :))
J i G chcieli nawiedzić przereklamowane schodki na górce w Czechach ale wjazd gondolą na górę plus wstęp na schody to łącznie 470 Kc od łebka, więc jak przyszło co do czego, to coś w nich pękło. Prawdopodobnie łuski cebuli. ;)
Oczywiście bardzo mi to pasowało, bo zamiast gondoli pojechaliśmy rowerami... tzn. kto jechał, to jechał... ;ppp
Start w Dolni Morava (705m)
... a schodki zaczynają się na 1116m, więc nic wielkiego - początek asfaltem, później szutrami, dalej wycinką pod nową trasę zjazdową (i tu Huragan dał radę - po błocie i glinie! ;p ) i koniec znów normalnymi szutrami.
/na Huraganie - wjechane bez problemu. Pozdro dla nizinnych hejterów Huragana, którzy takich podjazdów nie robią nawet po asfalcie.../
J. - choć wysportowany (nierowerowo, fakt) ledwo dojechał do początku szutrów - całą resztę wprowadzał. ;ppp
A G., też trochę wysportowana, jechała na elektryku ;p i na szutrach grzała, aż się kurzyło, ale wystarczało parę większych kamieni i zaliczała gleby. ;p Odtąd też większość wprowadzała. ;p
Tymczasem Huragan wjechał to z palcem w szprychach ;p ;) acz z przerwami (czekanie na 'ogon'). ;pp
Te przerwy nawet mnie cieszyły, bo było za gorąco - pod koniec października, na wysokościach rzędu 1000 m! O_O
I nawet na szczycie (1116) było gorąco - pełne słońce, a wiatr ucichł. Co ciekawe, na dole było zimniej i wietrzniej. :O
/traktór na 1100m :) /
Na górze połowa turystów to Polacy, głównie entuzjaści płacenia Czechom...;p Skolegowaliśmy się nawet z parą na elektrycznych fullach na 29" - istne potwory, do wjeżdżania na... pośledni pagórek po śladach Huragana. ;pp
Razem z moimi J i G pogadali, jak ciężkie jest życie rowerzysty w górach. xD J jako przykład podał Jagniątków (dzielnica Jeleniej Góry, ok. 250 m w pionie względem centrum miasta) xDD a nasi "koledzy po fachu", choć również mieszkańcy podgórskiej miejscowości, odradzali nam wjazd na pobliską górę graniczną (Trójmorski Wierch), z uwagi na strasznie stromą drogę dojazdową (uprzedzając wydarzenia dnia następnego: gładki asfalt rzędu 10-15%, ledwo co go poczułem). o_O Niektórzy to się nieźle minęli z powołaniem...
Później jeszcze spacer stokiem narciarskim na najbliższy szczyt (1167m), z którego elegancko widać było cały, rozległy Masyw Śnieżnika, łącznie ze Śnieżnikiem (1425) właściwym, z którego przez lornetkę widać było ludzi, oraz Pradziada (1492) z jego spektakularną wieżą telewizyjną na szczycie. Poniżej widoczek głównie na niziny. ;p
Następnie 14-kilometrowy zjazd, głównie szutrami... przy czym pierwsze 2 czy 3 km zjazdu były pod górę xD
Pozdro dla naiwnych, wypożyczających na szczycie hulajnogi zjazdowe. ;))
Zjazd konkretny, na górze miażdżyły widoki:
Masyw Śnieżnika - zjazd kolarką z ponad 1100m © Morsowy
/w tle Śnieżnik - jedyny w regionie szczyt bez drzew ;) a w poprzek zbocza na pierwszym planie widoczna niniejsza droga/
/droga bez barierek :) a na nizinach walą słupki przy skarpach na 120 cm xDD /
później szybkie szutry miażdżyły moje hamulce, a w dolnej połowie bardzo szybkie asfalty, co z ledwością przeżyli walący całą szerokością (wąskością?) tuptusie. ;]
Druga połowa zjazdu była już po zachodzie słońca i temperatura spadła momentalnie - nawet nieźle mnie strzaskało. ;]
Oczywiście ja zjeżdżałem na letniaka, a J i G w kufajkach i długich spodniach i też się strzaskali. ;]
W kamperze dowiedziałem się, że J też wydobywał czeską walutę ze źródełka Łaby w Karkonoszach :) i nawet skonstruował w tym celu stosowne urządzenie, bo mu ręka odmarzała od tej wody. ;]
No i ostateczna cebula na dziś: w "naszym" kamperze co prawda jest WC, ale się go nie używa (koszty!). "Jedynkę" załatwia się w krzakach, a "dwójkę" - "na mieście". ;]
Tak więc wyszliśmy na obchód pobliskich barów i restauracji. Najpierw posiedzieliśmy w darmowym cieple (wokół sami Czesi - czułem się dziwnie, by nie rzec: jak w
Dzika Jelenia Góra /Kross/
Sobota, 19 października 2019
Kategoria Jedzmy zdrowo i darmowo, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 23.46 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Miało być dużo więcej roweru tego dnia - cóż, życie...
Ale za to późne popołudnie było tak przyjemne, że nawet nieprzyjemne okolice były przyjemne. ;)
3 słowa o wyborach - głosowałem znów w MONAR-ze...
MONAR w Jeleniej Górze © Morsowy
Co ciekawe - napis jest poprawny gramatycznie. ;)
Dalsze ciekawostki (bo o oczywistościach jak zwykle staram się nie pisać, gdyż się nimi brzydzę - z definicji :) ):
- moje byłe lubuskie i moja aktualna Jelenia Góra okazały się jednymi z ostatnich bastionów centrolewicy. Cóż, pozostaje mi za nie przeprosić. ;))
- w nowej kadencji Sejmu będę miał aż dwóch kolegów - i to takich sensu stricte, tzn. których poznałem, zanim zostali politykami, ani nawet jeszcze nigdzie nie startowali. To prawie 0,5?łego Sejmu. :) Szkoda, że nie znam 3 posłów - wtedy mogliby otworzyć koło poselskie "Znajomi Morsa" hehe :D
Ciekawostka infrastrukturalna - do MONAR-u przylega... stodoła. :D Dzielnica Śródmieście, tuż przy głównej arterii miasta, nie więcej jak 2 km od ścisłego centrum - tak jak lubię. :)
Po prawej widać natomiast bazę PKS. Szkoda, że bazują pod chmurką a nie w sąsiedniej stodole. :)
Później wyjechałem w pola między Śródmieściem, Cieplicami a Goduszynem (cały czas Jelenia Góra), gdzie zapoznałem aż 6 "nowych" traktorów, a nawet 1 kombajn - żeby było śmieszniej - opodal mojej firmy. xD
Łącznej liczby traktorów w Jeleniej już dawno nie mogę się doliczyć - dobre 20. :) A znanych mi kombajnów jest 7 albo 8. Czyli znacznie więcej, niż w mojej wsi (Stara Morsownia). :))
Była też dzika wyżerka: dzika, nomen omen, róża - wszak to szczyt sezonu na nią. Przypominam, że powinna być po pierwszych przymrozkach i lekko przemarznięta (wtedy traci gorycz i mięknie). Miękną tylko te bardziej dojrzałe, tak że po naciśnięciu wypływa z dziurki po ogonku różana marmoladka. Tak z 1 gram, w porywach - bo pestek jeść nie można, a poza nimi miąższu jest "kropelka". ;]
Smaczne, "zabójczo" zdrowe, ale i zabójczo pracochłonne. :/
Za Klasykiem:
Dzikie, płaskie (bezhamulcowe) rejony Jeleniej Góry z pełnym widokiem na Karkonosze to jasna strona Jeleniej.
Jasna strona Jeleniej istnieje. ;)))
Ale za to późne popołudnie było tak przyjemne, że nawet nieprzyjemne okolice były przyjemne. ;)
3 słowa o wyborach - głosowałem znów w MONAR-ze...
MONAR w Jeleniej Górze © Morsowy
Co ciekawe - napis jest poprawny gramatycznie. ;)
Dalsze ciekawostki (bo o oczywistościach jak zwykle staram się nie pisać, gdyż się nimi brzydzę - z definicji :) ):
- moje byłe lubuskie i moja aktualna Jelenia Góra okazały się jednymi z ostatnich bastionów centrolewicy. Cóż, pozostaje mi za nie przeprosić. ;))
- w nowej kadencji Sejmu będę miał aż dwóch kolegów - i to takich sensu stricte, tzn. których poznałem, zanim zostali politykami, ani nawet jeszcze nigdzie nie startowali. To prawie 0,5?łego Sejmu. :) Szkoda, że nie znam 3 posłów - wtedy mogliby otworzyć koło poselskie "Znajomi Morsa" hehe :D
Ciekawostka infrastrukturalna - do MONAR-u przylega... stodoła. :D Dzielnica Śródmieście, tuż przy głównej arterii miasta, nie więcej jak 2 km od ścisłego centrum - tak jak lubię. :)
Po prawej widać natomiast bazę PKS. Szkoda, że bazują pod chmurką a nie w sąsiedniej stodole. :)
Później wyjechałem w pola między Śródmieściem, Cieplicami a Goduszynem (cały czas Jelenia Góra), gdzie zapoznałem aż 6 "nowych" traktorów, a nawet 1 kombajn - żeby było śmieszniej - opodal mojej firmy. xD
Łącznej liczby traktorów w Jeleniej już dawno nie mogę się doliczyć - dobre 20. :) A znanych mi kombajnów jest 7 albo 8. Czyli znacznie więcej, niż w mojej wsi (Stara Morsownia). :))
Była też dzika wyżerka: dzika, nomen omen, róża - wszak to szczyt sezonu na nią. Przypominam, że powinna być po pierwszych przymrozkach i lekko przemarznięta (wtedy traci gorycz i mięknie). Miękną tylko te bardziej dojrzałe, tak że po naciśnięciu wypływa z dziurki po ogonku różana marmoladka. Tak z 1 gram, w porywach - bo pestek jeść nie można, a poza nimi miąższu jest "kropelka". ;]
Smaczne, "zabójczo" zdrowe, ale i zabójczo pracochłonne. :/
Za Klasykiem:
Dzikie, płaskie (bezhamulcowe) rejony Jeleniej Góry z pełnym widokiem na Karkonosze to jasna strona Jeleniej.
Jasna strona Jeleniej istnieje. ;)))