Wpisy archiwalne w kategorii
Odkrywczo
Dystans całkowity: | 17830.95 km (w terenie 548.65 km; 3.08%) |
Czas w ruchu: | 34:58 |
Średnia prędkość: | 20.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 15714 m |
Liczba aktywności: | 299 |
Średnio na aktywność: | 59.64 km i 4h 59m |
Więcej statystyk |
Dąb Chrobry i parafialne włóczęgostwo ;) /Hrgn/
Niedziela, 4 maja 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 86.98 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | 04:18 | śr. km/h: | 20.23 |
Pięknie rozłupany...
Bagna Przemkowskie © mors
To oczywiście nie był tytułowy Chrobry. ;) Chrobry trzyma się mocno ;)
Dąb Chrobrego - oby tylko takie Huragany go nawiedzały ;) © mors
Ponadto pętałem się po gminie Niegosławice...
W gminie Niegosławice jest chyba więcej kostki i bruku niźli asfaltu... aczkolwiek Huragan nie po takich rzeczach już jeździł :D © mors
Wyczęsło na Huraganie okrutnie, po kilkunastu kilometrach bruków i kostki rozbolały mnie płetwy. Siedzenie nie bolało, ale to tylko z powodu jazdy na stojaka...
Udało się nawiedzić też nową parafię. ;)
Przecław - centrum ;) © mors
Przecław - XIII w. kościół tamże © mors
Aniołek pilnuje mi Huragana. ;) Lubię takie malutkie okna, są bardzo archaiczne © mors
Ruiny kościoła ewangelickiego w Przecławiu - raptem 107 lat temu był jeszcze przebudowywany © mors
Mimo uciążliwych nawierzchni było miło - chłodno, wietrznie, chwilami nawet przenikliwie. :)
Bagna Przemkowskie © mors
To oczywiście nie był tytułowy Chrobry. ;) Chrobry trzyma się mocno ;)
Dąb Chrobrego - oby tylko takie Huragany go nawiedzały ;) © mors
Ponadto pętałem się po gminie Niegosławice...
W gminie Niegosławice jest chyba więcej kostki i bruku niźli asfaltu... aczkolwiek Huragan nie po takich rzeczach już jeździł :D © mors
Wyczęsło na Huraganie okrutnie, po kilkunastu kilometrach bruków i kostki rozbolały mnie płetwy. Siedzenie nie bolało, ale to tylko z powodu jazdy na stojaka...
Udało się nawiedzić też nową parafię. ;)
Przecław - centrum ;) © mors
Przecław - XIII w. kościół tamże © mors
Aniołek pilnuje mi Huragana. ;) Lubię takie malutkie okna, są bardzo archaiczne © mors
Ruiny kościoła ewangelickiego w Przecławiu - raptem 107 lat temu był jeszcze przebudowywany © mors
Mimo uciążliwych nawierzchni było miło - chłodno, wietrznie, chwilami nawet przenikliwie. :)
U Kargula i Pawlaka (Lubomierz i "nieodkryte" pogórze) /Hrgn/
Sobota, 26 kwietnia 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 163.97 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | 07:54 | śr. km/h: | 20.76 |
Trasa pokrywała się z planowaną może w 5%...
Kuriozum i to jeszcze sygnowane herbem ;D © mors (Węgliniec, Bory Dolnośląskie)
Żeby było śmieszniej, to tabliczka wisi ponad 3 metry nad ziemią, żeby ją sfocić prostopadle, musiałem wleźć na słup z prądem. :D
A oto i rzeczona droga:
"Zła Droga" w Węglińcu. Gorsze też się widuje © mors
.... ale wycieczka jak najbardziej udana. Miały być góry, ale z powodu groźnych chmur od samego rana skończyło się na penetracji pogórza... tak, jakby odległość 80-100 km od domu była bezpieczniejsza niż 100-120... ;D Okolice na północ od Lubomierza to moje małe "odkrycie" - spodziewałem się zanikających pagórków, a nie było tak źle. Dość niespodziewanie wiele parafii ;) i dróg leży na całkiem stromych zboczach, sporo jest niedużych, acz wyraźnych kotlinek, wąwozików, jar-ków. ;) Co więcej, zupełnie nie ma tam ruchu turystycznego, tranzytowego, a i nawet lokalnego zdumiewająco mało. Chętnie powrócę dokończyć penetrację tamże.
Na południu od rana straszyły burzowe chmury © mors
... a na północy burza szalała, ale dla odmiany po południu © mors
A ja kombinowałem jak się wywinąć żywiołom i o dziwo udało się! Ani jednej kropli, mimo że chwilami czarne i granatowe chmury mnie doganiały.
.
Takie tam wdychanie górskiego powietrza ;) (Stara Kamienica) © mors
Podjechane na blacie. :) (Grudza, albo Janice) © mors
Podjazd zdecydowanie konkretny - wjechany na dużym blacie :) Ale to już nie było mądre. ;] © mors
Sztuka dla sztuki - wyciągnąłem sobie łańcuch i ręce. ;)
W ogóle to ta parafia (Rząsiny, chyba...nie jestem pewien, bo wyjechałem poza mapę) nieźle mnie zaskoczyła - boczna droga tamże była jeszcze stromsza (ale na zdjęciach tego nie widać, więc nie wrzuciłem) i jednak musiałem raz zrzucić tamże na średni blat (38T).
A jeszcze lepszy numer - wjazd do wsi z przeciwnej strony, od Lubomierza- pierwszy raz na rowerze mnie zemdliło (na sekundę) od uczucia nagłego a niespodziewanego spadania - takiż zjazd! :D
.
.
Starsza Pani na rowerze (poza kadrem) w zimowym ubraniu przy+20 w cieniu - wszystko się zgadza ;)) © mors
Hyhy ;)
Przy okazji "fajny" kontrast bieda-bogactwo...
.
Bodajże Wojciechów - co kawałek tego typu poniemieckie kapliczki (nieliczne tylko są odnowione). Tutaj z ciekawym sąsiedztwem.... zagadka: czego to może być reklama? © mors
.
.
.
.
.
Ogrodowa kapliczka i reklama... płytek ceramicznych :D © mors
.
Czego tam nie było © mors
Czego tam(że) nie było © mors
No i w końcu, po 11 latach (!) odwlekania, nawiedziłem Lubomierz.
Ciekawe i smutne zarazem miasteczko... stromy rynek, legenda Kargula i Pawlaka i ichże muzeum tamże, w świetnie uchowanym budynku - zero nowoczesności za to wiele zachowanych kilkusetletnich detali. Inna sprawa, że większość Lubomierza to taki skansen i to bynajmniej nie z pasji do historii. ;)
A na rynku tyleż turystów co... lokalnych dresiarzy i meneli... aż się jeść odechciewało....
Lubomierz, Rynek © mors
Lubomierz, Rynek © mors
Lubomierz, Zaułek Filmowy © mors
Połączenie historyczności, biedy i górskości. ;) Ogląda się ciekawie, ale mieszkać na pewno bym tamże nie chciał...
Lubomierz, Zaułek Filmowy © mors
Bardzo ładne przewyższenie, jak na pogórze.
.
Lubomierz, Muzeum Kargula i Pawlaka © mors
Rower, którego Wicia zamienił na kota :) © mors
.
A na wylocie z Lubomierza zrobiłem ładną i dość zabawną sesję foto z dokarmiania kóz. Almette byłaby ze mnie dumna. ;D
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
Kuriozum i to jeszcze sygnowane herbem ;D © mors (Węgliniec, Bory Dolnośląskie)
Żeby było śmieszniej, to tabliczka wisi ponad 3 metry nad ziemią, żeby ją sfocić prostopadle, musiałem wleźć na słup z prądem. :D
A oto i rzeczona droga:
"Zła Droga" w Węglińcu. Gorsze też się widuje © mors
.... ale wycieczka jak najbardziej udana. Miały być góry, ale z powodu groźnych chmur od samego rana skończyło się na penetracji pogórza... tak, jakby odległość 80-100 km od domu była bezpieczniejsza niż 100-120... ;D Okolice na północ od Lubomierza to moje małe "odkrycie" - spodziewałem się zanikających pagórków, a nie było tak źle. Dość niespodziewanie wiele parafii ;) i dróg leży na całkiem stromych zboczach, sporo jest niedużych, acz wyraźnych kotlinek, wąwozików, jar-ków. ;) Co więcej, zupełnie nie ma tam ruchu turystycznego, tranzytowego, a i nawet lokalnego zdumiewająco mało. Chętnie powrócę dokończyć penetrację tamże.
Na południu od rana straszyły burzowe chmury © mors
... a na północy burza szalała, ale dla odmiany po południu © mors
A ja kombinowałem jak się wywinąć żywiołom i o dziwo udało się! Ani jednej kropli, mimo że chwilami czarne i granatowe chmury mnie doganiały.
.
Takie tam wdychanie górskiego powietrza ;) (Stara Kamienica) © mors
Podjechane na blacie. :) (Grudza, albo Janice) © mors
Podjazd zdecydowanie konkretny - wjechany na dużym blacie :) Ale to już nie było mądre. ;] © mors
Sztuka dla sztuki - wyciągnąłem sobie łańcuch i ręce. ;)
W ogóle to ta parafia (Rząsiny, chyba...nie jestem pewien, bo wyjechałem poza mapę) nieźle mnie zaskoczyła - boczna droga tamże była jeszcze stromsza (ale na zdjęciach tego nie widać, więc nie wrzuciłem) i jednak musiałem raz zrzucić tamże na średni blat (38T).
A jeszcze lepszy numer - wjazd do wsi z przeciwnej strony, od Lubomierza- pierwszy raz na rowerze mnie zemdliło (na sekundę) od uczucia nagłego a niespodziewanego spadania - takiż zjazd! :D
.
.
Starsza Pani na rowerze (poza kadrem) w zimowym ubraniu przy+20 w cieniu - wszystko się zgadza ;)) © mors
Hyhy ;)
Przy okazji "fajny" kontrast bieda-bogactwo...
.
Bodajże Wojciechów - co kawałek tego typu poniemieckie kapliczki (nieliczne tylko są odnowione). Tutaj z ciekawym sąsiedztwem.... zagadka: czego to może być reklama? © mors
.
.
.
.
.
Ogrodowa kapliczka i reklama... płytek ceramicznych :D © mors
.
Czego tam nie było © mors
Czego tam(że) nie było © mors
No i w końcu, po 11 latach (!) odwlekania, nawiedziłem Lubomierz.
Ciekawe i smutne zarazem miasteczko... stromy rynek, legenda Kargula i Pawlaka i ichże muzeum tamże, w świetnie uchowanym budynku - zero nowoczesności za to wiele zachowanych kilkusetletnich detali. Inna sprawa, że większość Lubomierza to taki skansen i to bynajmniej nie z pasji do historii. ;)
A na rynku tyleż turystów co... lokalnych dresiarzy i meneli... aż się jeść odechciewało....
Lubomierz, Rynek © mors
Lubomierz, Rynek © mors
Lubomierz, Zaułek Filmowy © mors
Połączenie historyczności, biedy i górskości. ;) Ogląda się ciekawie, ale mieszkać na pewno bym tamże nie chciał...
Lubomierz, Zaułek Filmowy © mors
Bardzo ładne przewyższenie, jak na pogórze.
.
Lubomierz, Muzeum Kargula i Pawlaka © mors
Rower, którego Wicia zamienił na kota :) © mors
.
A na wylocie z Lubomierza zrobiłem ładną i dość zabawną sesję foto z dokarmiania kóz. Almette byłaby ze mnie dumna. ;D
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Wypas kóz ;) © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
Jasna Góra, przysłupy, Trójstyk PL-CZ-D i inne takie na raz... /Hrgn/
Poniedziałek, 31 marca 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 215.18 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Niezły wypadzik. ;)
Cele zrealizowane na cacy: zaliczenie (i dokładna penetracja) lewego-dolnego rogu Polski, że się tak naukowo wyrażę ;) (tzw. "Worek Turoszowski") tudzież nadgonienie z kiloskami, żeby wykres ła(go)dnie opadał. Miało być 210 i wyszło, mimo że trasa zmieniana naście razy i zupełnie planowana bez ładu i składu. ;]
UDZIWNIENIA ;)
Żeby było śmieszniej, pierwsza połowa była najtrudniejsza jaką pamiętam, a druga (i ostatecznie całość) była najłatwiejszą 200+ w życiu, pierwszy raz ZUPEŁNIE się nie zmęczyłem po takiej trasce (5h spania w nocy, jazda od 5 rano do 23, w tym 1h pociąg i X czasu turystyka piesza i kombinowana ;) ).
Owe zmęczenie w pierwszej połowie wynikało z niejedzenia i niepicia od dnia poprzedniego, aż do 12 w południe (w tym 6h jazdy po pagórkach). Nie jadłem, bo mi się nie chciało, a dopiero o 12 zaczęło mnie smalić pragnienie - ale za to jakie miałem odcięcia! Krótkie, ale drastyczne, kilka razy nie miałem siły jechać nawet z lekkiej górki. ;]
A rano było -1,5*C ale i tak wziąłem tylko (przygotowane na planowane +6*) letnie skarpety-piętówki, no i adidasy, i... było w sam raz. :)
A ja głupi Zimą zakładałem ciężkie, Zimowe skarpety. ;]
TRÓJSTYK
Wiele o nim myślałem, ale nigdy nie stykało mi czasu. Wszak trzeba jechać na "koniec Polski"...
Huragan w lewym dolnym rogu Polski (Trójstyk PL-CZ-D) © mors
I w drodze wyjątku...
Na Trójstyku ;p © mors
Zupełnie płasko, a opodal wszędy (pa)górki..
Sąsiednie tabliczki, jedyne w swoim rodzaju :) © mors
Budynek dosłownie na granicy - wyłazi poza granicę na grubość tynku ;) © mors
Znak graniczny nr 1... cyferka pozyskana przez zamalowanie części liczby "115"... :) © mors
Kończąc wątek Trójstyku...
Że tak się wyrażę... Gdzie jest krzyż? ;) Jest po stronie niemieckiej, a nie ma po naszej?!? Nie do wiary © mors
Z każdej strony Trójstyku da się łacnie dojechać rowerem, przyjemna (choć płaska) okolica, blisko dróg przelotowych, polecam.
Co ciekawe, wszystcy turyści tamże okazywali się być niemcami... pewnie się zmówili i chcieli przesunąć znaki graniczne ;p, ale mieli pecha, bo siedziałem i pilnowałem. ;)
JASNA GÓRA
To też mnie intrygowało. Oprócz oczywistej zbieżności nazw jest to także jedyna podgórska wieś w Worku Turoszowskim - w południowo-wschodnim jego krańcu zaczynają/kończą się Izery. Reszta Wora jest pagórkowata, czasami mocno, ale to tylko pagórki (wyżyna).
J.G. ma dwie równoległe nitki asfaltu, uczciwie (czyli prostopadle, bez zygzaków i serpentyn) atakujące zbocze - przedsionek Izerów.
Świetna oferta dla Huragana bez młynka oraz dla mnie, wciąż jeszcze bez jedzenia i picia... nie wprowadzałem, ale musiałem przerywać. ;p
Wieś kończy się blisko grzbietu, któren wyróżnia się niemal niespotykaną w jakże zindustrializowanym Worku naturalnością krajobrazu (liściaste drzewa, żadne nasadzenia), a z braku jakichkolwiek szlaków w pobliżu, jest cisza, spokój, a nie ma komerchy i śmieci. Żebym tak jeszcze te zbocze sfocił, to bym nie musiał tyle klikać. ;p
Jasna Góra - dosłownie ;) © mors
Kościółek (albo kaplica - nie stwierdzono) W Jasnej Górze... nieco skromniejszy od tego NA Jasnej Górze. ;) © mors
Strome skrzyżowanie w "centrum" Jasnej Góry © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka zachodnia © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka wschodnia © mors
Widok na wieś Jasna Góra. Na pierwszym planie przyzagrodowa wieża widokowa, a na trzecim Bogatynia i zapylenie atmosfery © mors
Naturalna, górkowata, na uboczu, nieznana, "nieodkryta" - daję wysokie noty. ;)
BOGATYNIA PRZEMYSŁOWA
Wielka dziura, łatwo widoczna z drogi od Trójstyku na północ (ta droga to przez kilka kilometrów jedyny obiekt pomiędzy Wielką Dziurą a granicą Państwa. Skądinąd droga w bardzo kiepskim stanie (praktycznie wszystkie pozostałe w Worku są bdb/idealne).
Kolarka nad Wielką Dziurą (kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego "Turów I") © mors
To trzeba zobaczyć na własne oczy, jest naprawdę imponujące (ok. 2OO m głębokości i kilkukilometrowe rozmiary...
Słońce na fabryce chmur, wyborny żart © mors
W niektórych dzielnicach Bogatyni można się poczuć jak gdyby jeździło się wewnątrz tegoż przemysłowego molocha...
A gdzieniegdzie poutykane pojedyncze domy, emeryci ogarniają ogródki, dzieci wracają ze szkół - wszystko "w cieniu" tych kominów i innych takich składowisk, maszynerii, Wielkiej Dziury, sztucznej chmury itd...
Przerażające motywy, acz rozmiary robią wrażenie...
BOGATYNIA PRZYSŁUPOWA
A tu drugi skandal (pierwszy to ten z brakującym krzyżem ;) , tym razem z Bogatyni właściwej...
A gdzie jest Zima?!? - zapytał z przekrwionymi ze zgorszenia oczyma Mors © mors
Waląca się rudera i taka ładna płaskorzeźba, szkoda jej... (Kopaczów, przy czeskiej granicy) © mors
Chyba dawny folwark.
Ciąg dalszy nastąpi, połowa "już" za mną... masakra jakaś, więcej klikania niż jeżdżenia, chyba muszę wrócić do nocnych dwusetek. ;)
Cele zrealizowane na cacy: zaliczenie (i dokładna penetracja) lewego-dolnego rogu Polski, że się tak naukowo wyrażę ;) (tzw. "Worek Turoszowski") tudzież nadgonienie z kiloskami, żeby wykres ła(go)dnie opadał. Miało być 210 i wyszło, mimo że trasa zmieniana naście razy i zupełnie planowana bez ładu i składu. ;]
UDZIWNIENIA ;)
Żeby było śmieszniej, pierwsza połowa była najtrudniejsza jaką pamiętam, a druga (i ostatecznie całość) była najłatwiejszą 200+ w życiu, pierwszy raz ZUPEŁNIE się nie zmęczyłem po takiej trasce (5h spania w nocy, jazda od 5 rano do 23, w tym 1h pociąg i X czasu turystyka piesza i kombinowana ;) ).
Owe zmęczenie w pierwszej połowie wynikało z niejedzenia i niepicia od dnia poprzedniego, aż do 12 w południe (w tym 6h jazdy po pagórkach). Nie jadłem, bo mi się nie chciało, a dopiero o 12 zaczęło mnie smalić pragnienie - ale za to jakie miałem odcięcia! Krótkie, ale drastyczne, kilka razy nie miałem siły jechać nawet z lekkiej górki. ;]
A rano było -1,5*C ale i tak wziąłem tylko (przygotowane na planowane +6*) letnie skarpety-piętówki, no i adidasy, i... było w sam raz. :)
A ja głupi Zimą zakładałem ciężkie, Zimowe skarpety. ;]
TRÓJSTYK
Wiele o nim myślałem, ale nigdy nie stykało mi czasu. Wszak trzeba jechać na "koniec Polski"...
Huragan w lewym dolnym rogu Polski (Trójstyk PL-CZ-D) © mors
I w drodze wyjątku...
Na Trójstyku ;p © mors
Zupełnie płasko, a opodal wszędy (pa)górki..
Sąsiednie tabliczki, jedyne w swoim rodzaju :) © mors
Budynek dosłownie na granicy - wyłazi poza granicę na grubość tynku ;) © mors
Znak graniczny nr 1... cyferka pozyskana przez zamalowanie części liczby "115"... :) © mors
Kończąc wątek Trójstyku...
Że tak się wyrażę... Gdzie jest krzyż? ;) Jest po stronie niemieckiej, a nie ma po naszej?!? Nie do wiary © mors
Z każdej strony Trójstyku da się łacnie dojechać rowerem, przyjemna (choć płaska) okolica, blisko dróg przelotowych, polecam.
Co ciekawe, wszystcy turyści tamże okazywali się być niemcami... pewnie się zmówili i chcieli przesunąć znaki graniczne ;p, ale mieli pecha, bo siedziałem i pilnowałem. ;)
JASNA GÓRA
To też mnie intrygowało. Oprócz oczywistej zbieżności nazw jest to także jedyna podgórska wieś w Worku Turoszowskim - w południowo-wschodnim jego krańcu zaczynają/kończą się Izery. Reszta Wora jest pagórkowata, czasami mocno, ale to tylko pagórki (wyżyna).
J.G. ma dwie równoległe nitki asfaltu, uczciwie (czyli prostopadle, bez zygzaków i serpentyn) atakujące zbocze - przedsionek Izerów.
Świetna oferta dla Huragana bez młynka oraz dla mnie, wciąż jeszcze bez jedzenia i picia... nie wprowadzałem, ale musiałem przerywać. ;p
Wieś kończy się blisko grzbietu, któren wyróżnia się niemal niespotykaną w jakże zindustrializowanym Worku naturalnością krajobrazu (liściaste drzewa, żadne nasadzenia), a z braku jakichkolwiek szlaków w pobliżu, jest cisza, spokój, a nie ma komerchy i śmieci. Żebym tak jeszcze te zbocze sfocił, to bym nie musiał tyle klikać. ;p
Jasna Góra - dosłownie ;) © mors
Kościółek (albo kaplica - nie stwierdzono) W Jasnej Górze... nieco skromniejszy od tego NA Jasnej Górze. ;) © mors
Strome skrzyżowanie w "centrum" Jasnej Góry © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka zachodnia © mors
Zjazd przez wieś Jasna Góra, nitka wschodnia © mors
Widok na wieś Jasna Góra. Na pierwszym planie przyzagrodowa wieża widokowa, a na trzecim Bogatynia i zapylenie atmosfery © mors
Naturalna, górkowata, na uboczu, nieznana, "nieodkryta" - daję wysokie noty. ;)
BOGATYNIA PRZEMYSŁOWA
Wielka dziura, łatwo widoczna z drogi od Trójstyku na północ (ta droga to przez kilka kilometrów jedyny obiekt pomiędzy Wielką Dziurą a granicą Państwa. Skądinąd droga w bardzo kiepskim stanie (praktycznie wszystkie pozostałe w Worku są bdb/idealne).
Kolarka nad Wielką Dziurą (kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego "Turów I") © mors
To trzeba zobaczyć na własne oczy, jest naprawdę imponujące (ok. 2OO m głębokości i kilkukilometrowe rozmiary...
Słońce na fabryce chmur, wyborny żart © mors
W niektórych dzielnicach Bogatyni można się poczuć jak gdyby jeździło się wewnątrz tegoż przemysłowego molocha...
A gdzieniegdzie poutykane pojedyncze domy, emeryci ogarniają ogródki, dzieci wracają ze szkół - wszystko "w cieniu" tych kominów i innych takich składowisk, maszynerii, Wielkiej Dziury, sztucznej chmury itd...
Przerażające motywy, acz rozmiary robią wrażenie...
BOGATYNIA PRZYSŁUPOWA
A tu drugi skandal (pierwszy to ten z brakującym krzyżem ;) , tym razem z Bogatyni właściwej...
A gdzie jest Zima?!? - zapytał z przekrwionymi ze zgorszenia oczyma Mors © mors
Waląca się rudera i taka ładna płaskorzeźba, szkoda jej... (Kopaczów, przy czeskiej granicy) © mors
Chyba dawny folwark.
Ciąg dalszy nastąpi, połowa "już" za mną... masakra jakaś, więcej klikania niż jeżdżenia, chyba muszę wrócić do nocnych dwusetek. ;)
Zwykły tydzień z niezwykłym zakończeniem
Piątek, 21 marca 2014
Kategoria Odkrywczo, Standardowo
kilosy: | 49.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
D-p-d od 17. do 21.III plus niedzielne małe kręcenie w wielkiej wichurze.
W niedzielę "odkryłem" (3 km w linii prostej od chałupy!) dość intrygujący obiekt:
Tajemnicza pieczara ;) © mors
Wejście ;p © mors
W środku dodatkowe przejście, częściowo zasypane ziemią a częściowo śmieciami, darowałem sobie.
Odległość znaleziska od Morsownii zabójcza, ale to dlatego, że dopiero niedawno powycinano część krzaków no i że nie ma liści.
A w środę, 19.III., raptem dopiero 78 dzień roku a już 10. ('dziesiąty') raz w tym roku musiałem użyć hamulca. ;]
Notabene na 1999. kilometrze. Statystycznie nawet 200 km nie mogę wytrzymać bez hamowania. :/
Ale to jeszcze nic, najlepsze było w piątek, po pracy, ale to już temat na osobny temat. ;p
W niedzielę "odkryłem" (3 km w linii prostej od chałupy!) dość intrygujący obiekt:
Tajemnicza pieczara ;) © mors
Wejście ;p © mors
W środku dodatkowe przejście, częściowo zasypane ziemią a częściowo śmieciami, darowałem sobie.
Odległość znaleziska od Morsownii zabójcza, ale to dlatego, że dopiero niedawno powycinano część krzaków no i że nie ma liści.
A w środę, 19.III., raptem dopiero 78 dzień roku a już 10. ('dziesiąty') raz w tym roku musiałem użyć hamulca. ;]
Notabene na 1999. kilometrze. Statystycznie nawet 200 km nie mogę wytrzymać bez hamowania. :/
Ale to jeszcze nic, najlepsze było w piątek, po pracy, ale to już temat na osobny temat. ;p
Ostatnia taka szarża...
Piątek, 21 marca 2014
Kategoria Odkrywczo
kilosy: | 64.50 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Czekałem na ten dzień 14 lat, 6 m-cy i 3 dni. ;]
Ale najpierw część wycieczkowa. ;)
W piątek po pracy trochę się szarpnąłem, razem z dpd wyszło ponad 70 km, zupełnie jak za czasów poczciwej Zimy. :)
I to pomimo sielankowej, letniej pogody tak się zmobilizowałem. A nawet przyznam się, że jechało się lżej i szybciej niż Zimą... no ale co to za satysfakcja? ;p
Z drugiej strony dywaguję sobie, że jak Zimą machnęło się sennie, acz bez większego wysiłku 230 km na raz na starym góralu, to teraz pewnie można by sporo więcej...
Udało się zaliczyć 2 nowe parafie ;) o co coraz ciężej, i nawiedzić ;) kilka dawno nie nawiedzanych (na polach podzielonogórskiej Ochli, gdziem nie był chyba 10 lat, strasznie obrodziły... domki nowobogackich...).
Takie tam foty:
Nowo nawiedzony Radwanów zainteresował mnie dość nietypowym kościołem, klimaty zgoła niczym z Ameryki Środkowej, albo coś. No i ta niezwykła bliskość wiernych...
Kościół w Radwanowie... bliżej wiernych ;) © mors
Ciekawe, jak wyglądają procesje wokół świątyni. ;)
A ta wnęka ma ławki, co wygląda nietypowo, ale bardzo mnie się podobie.
W tymże Radwanowie:
Dawny zespół dworski, obecnie "Żabi Dwór" w Radwanowie © mors
Żabi Dwór na etapie późnej kijanki. ;)))
Tamże, pomiędzy ww. zdjęciami mijam wiejskie małolaty (dziewoje), sztuk 5, siedzące i nudzące się (w dobie komputerów i rowerów?!) na równie wiejskim przystanku, na co one zareagowały gwizdaniem... :> co za wieśniary, 15-letniego roweru nie widziały? ;))
Ja wiem, że jak ludzie się nudzą, to różne gupoty przychodzą do głowy, ale z taką nigdy jeszcze się nie spotkałem. ;)
Ewidentna emancypacja (przejmowanie "męskich ról")... ciekawe, co to będzie w następnych pokoleniach... ;)
Tymczasem w sąsiednich Jarogniewicach kościół tradycyjny a wieża surowa, "zamkowata"... jakże odmiennie...
Kościół w Jarogniewicach © mors
Ponadto miasto Kożuchów opłotkami:
Droga na jednym z nowych osiedli w Kożuchowie © mors
A to za wsią Stypułów. "Chatka" jest pośrodku niczego - ten obiekt po lewej to pustostan albo ferma strusi,pewnikiem tegoż jegomościa.
Chatynka wśród pól ;) © mors
A tu Jeleniów, wiocha, w której zakład drzewny (Stelmet) zajmuje większą powierzchnię niż wieś właściwa. ;)
Szkoda Nyski, ładna taka... (Jeleniów) © mors
Powrót pociągiem, gdzie było tłoczno (pierwszy raz w życiu wiozłem rower w zatłoczonym pociągu) wskutek czego do Krossa "wtuliła się" oprócz mnie intrygująca rudowłosa, co doskonale komponowało się z kolorem tegoż roweru. ;p;p
A teraz co do tytułu. ;p
Po pracy a przed wyjazdem, jak rzadko kiedy, sprawdzam ciśnienie (palcami) i tył dość pulchny... o_O
Niemożliwe, mnie to nie dotyczy, to pewnie żartownisie w pracy odkręcili mi troszku wentyl...
Napompowałem, ale tradycyjnie, niezłomny swym zasadom, pompki w trasę nie powziąłem.... ;]
No i pod koniec jazdy było już pulchno, co zauważyłem głównie po.... innym dźwięku opony - nie zauważyłem zwiększonych oporów toczenia, czyżby taki nadmiar mocy? ;) Później jeszcze godzina w pociągu i 4,5 km do Morsownii i mimo że w dętce już prawie nie było powietrza a opona rwie się już ze starości, to i tak dojechałem lekko i bez problemów technicznych, dziwne. Gumy Dębicy służą nawet w stanie technicznej agonii...
Jeszcze nie wiem, czy to przebicie, przetarcie czy rozszczelnienie wentyla albo dętki właściwej, na razie wciąż jeżdżę (tylko dpd) pompując codziennie od zera...
Świat mi się zawalił ;) albowiem, przypomnijmy, dętka śmigała od nowości, 14,5 roku (prawie pół mojego życia!), dzień w dzień, w każdą pogodę, zazwyczaj na bardzo niskim ciśnieniu, tłukąc się po miliardach dziur, i nigdy, przenigdy nie było z nią jakichkolwiek problemów - zero kapci i wciąż nawet ciśnienie trzymała, w swej późnej starości...
Przebieg, w przybliżeniu (nie wiem, w którym momencie zaniemogła): 38.265 km, czyli jakieś 18 milionów 666 tysięcy NISKOCIŚNIENIOWYCH obrotów (dętka trąca o oponę na każdym jednym obrocie).
Marzyło mi się objechać na niej całą Ziemię (40kkm z groszami) a zabrakło tak niewiele, praktycznie jakbym już kończył okrążenie i był teraz na Krymie. ;)
Tak czy owak, wstydu nie ma. ;)
Chętnie poznam jakieś dłuższe bezawaryjne przebiegi dla jednej dętki...
Ale najpierw część wycieczkowa. ;)
W piątek po pracy trochę się szarpnąłem, razem z dpd wyszło ponad 70 km, zupełnie jak za czasów poczciwej Zimy. :)
I to pomimo sielankowej, letniej pogody tak się zmobilizowałem. A nawet przyznam się, że jechało się lżej i szybciej niż Zimą... no ale co to za satysfakcja? ;p
Z drugiej strony dywaguję sobie, że jak Zimą machnęło się sennie, acz bez większego wysiłku 230 km na raz na starym góralu, to teraz pewnie można by sporo więcej...
Udało się zaliczyć 2 nowe parafie ;) o co coraz ciężej, i nawiedzić ;) kilka dawno nie nawiedzanych (na polach podzielonogórskiej Ochli, gdziem nie był chyba 10 lat, strasznie obrodziły... domki nowobogackich...).
Takie tam foty:
Nowo nawiedzony Radwanów zainteresował mnie dość nietypowym kościołem, klimaty zgoła niczym z Ameryki Środkowej, albo coś. No i ta niezwykła bliskość wiernych...
Kościół w Radwanowie... bliżej wiernych ;) © mors
Ciekawe, jak wyglądają procesje wokół świątyni. ;)
A ta wnęka ma ławki, co wygląda nietypowo, ale bardzo mnie się podobie.
W tymże Radwanowie:
Dawny zespół dworski, obecnie "Żabi Dwór" w Radwanowie © mors
Żabi Dwór na etapie późnej kijanki. ;)))
Tamże, pomiędzy ww. zdjęciami mijam wiejskie małolaty (dziewoje), sztuk 5, siedzące i nudzące się (w dobie komputerów i rowerów?!) na równie wiejskim przystanku, na co one zareagowały gwizdaniem... :> co za wieśniary, 15-letniego roweru nie widziały? ;))
Ja wiem, że jak ludzie się nudzą, to różne gupoty przychodzą do głowy, ale z taką nigdy jeszcze się nie spotkałem. ;)
Ewidentna emancypacja (przejmowanie "męskich ról")... ciekawe, co to będzie w następnych pokoleniach... ;)
Tymczasem w sąsiednich Jarogniewicach kościół tradycyjny a wieża surowa, "zamkowata"... jakże odmiennie...
Kościół w Jarogniewicach © mors
Ponadto miasto Kożuchów opłotkami:
Droga na jednym z nowych osiedli w Kożuchowie © mors
A to za wsią Stypułów. "Chatka" jest pośrodku niczego - ten obiekt po lewej to pustostan albo ferma strusi,pewnikiem tegoż jegomościa.
Chatynka wśród pól ;) © mors
A tu Jeleniów, wiocha, w której zakład drzewny (Stelmet) zajmuje większą powierzchnię niż wieś właściwa. ;)
Szkoda Nyski, ładna taka... (Jeleniów) © mors
Powrót pociągiem, gdzie było tłoczno (pierwszy raz w życiu wiozłem rower w zatłoczonym pociągu) wskutek czego do Krossa "wtuliła się" oprócz mnie intrygująca rudowłosa, co doskonale komponowało się z kolorem tegoż roweru. ;p;p
A teraz co do tytułu. ;p
Po pracy a przed wyjazdem, jak rzadko kiedy, sprawdzam ciśnienie (palcami) i tył dość pulchny... o_O
Niemożliwe, mnie to nie dotyczy, to pewnie żartownisie w pracy odkręcili mi troszku wentyl...
Napompowałem, ale tradycyjnie, niezłomny swym zasadom, pompki w trasę nie powziąłem.... ;]
No i pod koniec jazdy było już pulchno, co zauważyłem głównie po.... innym dźwięku opony - nie zauważyłem zwiększonych oporów toczenia, czyżby taki nadmiar mocy? ;) Później jeszcze godzina w pociągu i 4,5 km do Morsownii i mimo że w dętce już prawie nie było powietrza a opona rwie się już ze starości, to i tak dojechałem lekko i bez problemów technicznych, dziwne. Gumy Dębicy służą nawet w stanie technicznej agonii...
Jeszcze nie wiem, czy to przebicie, przetarcie czy rozszczelnienie wentyla albo dętki właściwej, na razie wciąż jeżdżę (tylko dpd) pompując codziennie od zera...
Świat mi się zawalił ;) albowiem, przypomnijmy, dętka śmigała od nowości, 14,5 roku (prawie pół mojego życia!), dzień w dzień, w każdą pogodę, zazwyczaj na bardzo niskim ciśnieniu, tłukąc się po miliardach dziur, i nigdy, przenigdy nie było z nią jakichkolwiek problemów - zero kapci i wciąż nawet ciśnienie trzymała, w swej późnej starości...
Przebieg, w przybliżeniu (nie wiem, w którym momencie zaniemogła): 38.265 km, czyli jakieś 18 milionów 666 tysięcy NISKOCIŚNIENIOWYCH obrotów (dętka trąca o oponę na każdym jednym obrocie).
Marzyło mi się objechać na niej całą Ziemię (40kkm z groszami) a zabrakło tak niewiele, praktycznie jakbym już kończył okrążenie i był teraz na Krymie. ;)
Tak czy owak, wstydu nie ma. ;)
Chętnie poznam jakieś dłuższe bezawaryjne przebiegi dla jednej dętki...
Dukty i wiadukty
Niedziela, 9 marca 2014
Kategoria Biednie, brudno i odludno, Odkrywczo
kilosy: | 51.00 | gruntow(n)e: | 9.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
POMIMO ataku wiosny przełamałem się i coś tam pojeździłem, chyba w końcu się zaaklimatyzowałem. ;)
Jazda łatwa, lekka... i (nie)przyjemna - cóż to za satysfakcja, w taką pogodę? Za łatwo! ;p
I to jeszcze w tłumach innych rowerzystów, z których połowa (niedzielno-familijni) nie wiadomo czy jedzie czy ćwiczy stójkę ;) za to ogłuszająco świszczą łańcuchami, a druga połowa (trenujący szosowcy) jadą 3x szybciej, ale widzą wyłącznie nitkę asfaltu przed sobą...
Wychodzi na to, że tylko ja jechałem normalnie. ;)
Nawet wpadła dziś nowa parafia ;) tudzież 2 przysiółki, wszystko wybitnie zapyziałe (zero asfaltu w 3 sąsiednich wsiach, nieźle...) i to kilkanaście km od granicy z NRD...
Tym razem postawiłem nie na kilometry a na dokładność zwiedzania - będzie dużo mało ciekawych fot, raczej nie polecam. ;)
Dach rewelacyjny! © mors
Za dużo o 15 stopni ;p © mors
Są na BS ludzie jarający się wiaduktami... w niewielkich Lipinkach Łużyckich są aż 3:
Wiadukt w Lipinkach Łużyckich © mors
Wiadukt w Lipinkach Łużyckich © mors
Wiadukty w Lipinkach Łużyckich © mors
Tamże "odkryłem" skromny pałacyk. Ma tą fajną cechę, że jest słabo splądrowany i w środku uchowało się trochę detali z epoki, tak jak lubię (zazwyczaj albo jest wszystko w ruinie, albo sztucznie odnowione). Foto jest jakie jest, bo przeszkadzały krzaki i ogrodzenie:
Pałacyk w Lipinkach Łużyckich © mors
Niechcący nawiedziłem zapyziały przysiółek Tyliczki - parę domów wśród pól i lasów, gdzie nie wiodą nie tylko jakiekolwiek asfalty, ale nawet i bruki - ewenement wręcz, jak to to się uchowało..
Główna droga dojazdowa do Tyliczek, odcinek w najlepszym stanie © mors
Główna droga dojazdowa do Tyliczek © mors
Tyliczki nawet nie stać na normalne tabliczki... panorama wsi prawie pełna © mors
Takie klimaty pomiędzy NRD a w miarę bogatymi Żarami...
Dalej lasy, pola, nicości i...
Wjazd do Piotrowic od strony Tyliczek, czyli znikąd ;) © mors
Piotrowice, kilkanaście km od NRD © mors
Z tego przystanku nic nie odjeżdża, ale chociaż daje poczucie cywilizacji ;) © mors
Wjazd do Piotrowic. Dziwnie trochę © mors
Delikatnie ujmując ;) © mors
Droga z Piotrowic do cywilizacji © mors
Świetne drogi dla "sztywniaka" z rwącymi się ze starości oponami. ;)
W końcu asfalty i dojazd do wsi Dębinka, co ma wyjątkowo rozcapirzoną, gwiaździstą wręcz, sieć dróg wewnętrznych, a wszystkie są albo brukowane albo są zwykłymi, piaszczystymi polnemi drogami. Dojechać i wyjechać można asfaltami, ale we wsi ich nie ma zupełnie. Wymyśliłem zjeździć sobie każden zakamarek i jak znam życie, to żaden z mieszkańców, oprócz listonosza i proboszcza ;) nigdy tego nie zrobił - często jedzie się kilometr piachami w pole, a na końcu są 2 domy. :)
Raptem 70 domów a jeździłem tam bodajże 1,5 godziny, to się nazywa staranne zwiedzanie. :)
Jak dorosnę... wiadukt i wiadukcik w Dębince © mors
"Rozdzielony" kościół w Dębince © mors
Pałacyk w Dębince © mors
Dębinka. Do rzeczonych Tuplic jest 6 km i mają własną stację, więc nie wiem, co to za nomenklatura © mors
Skład towarowy śmiga przez Dębinkę w kierunku NRD, czyli kącik "Oelka" ;) © mors
Powrót leniwy - pociągiem, bo mam 50% zniżki, więc sobie pojechałem, by zaoszczędzić. ;)
Jazda łatwa, lekka... i (nie)przyjemna - cóż to za satysfakcja, w taką pogodę? Za łatwo! ;p
I to jeszcze w tłumach innych rowerzystów, z których połowa (niedzielno-familijni) nie wiadomo czy jedzie czy ćwiczy stójkę ;) za to ogłuszająco świszczą łańcuchami, a druga połowa (trenujący szosowcy) jadą 3x szybciej, ale widzą wyłącznie nitkę asfaltu przed sobą...
Wychodzi na to, że tylko ja jechałem normalnie. ;)
Nawet wpadła dziś nowa parafia ;) tudzież 2 przysiółki, wszystko wybitnie zapyziałe (zero asfaltu w 3 sąsiednich wsiach, nieźle...) i to kilkanaście km od granicy z NRD...
Tym razem postawiłem nie na kilometry a na dokładność zwiedzania - będzie dużo mało ciekawych fot, raczej nie polecam. ;)
Dach rewelacyjny! © mors
Za dużo o 15 stopni ;p © mors
Są na BS ludzie jarający się wiaduktami... w niewielkich Lipinkach Łużyckich są aż 3:
Wiadukt w Lipinkach Łużyckich © mors
Wiadukt w Lipinkach Łużyckich © mors
Wiadukty w Lipinkach Łużyckich © mors
Tamże "odkryłem" skromny pałacyk. Ma tą fajną cechę, że jest słabo splądrowany i w środku uchowało się trochę detali z epoki, tak jak lubię (zazwyczaj albo jest wszystko w ruinie, albo sztucznie odnowione). Foto jest jakie jest, bo przeszkadzały krzaki i ogrodzenie:
Pałacyk w Lipinkach Łużyckich © mors
Niechcący nawiedziłem zapyziały przysiółek Tyliczki - parę domów wśród pól i lasów, gdzie nie wiodą nie tylko jakiekolwiek asfalty, ale nawet i bruki - ewenement wręcz, jak to to się uchowało..
Główna droga dojazdowa do Tyliczek, odcinek w najlepszym stanie © mors
Główna droga dojazdowa do Tyliczek © mors
Tyliczki nawet nie stać na normalne tabliczki... panorama wsi prawie pełna © mors
Takie klimaty pomiędzy NRD a w miarę bogatymi Żarami...
Dalej lasy, pola, nicości i...
Wjazd do Piotrowic od strony Tyliczek, czyli znikąd ;) © mors
Piotrowice, kilkanaście km od NRD © mors
Z tego przystanku nic nie odjeżdża, ale chociaż daje poczucie cywilizacji ;) © mors
Wjazd do Piotrowic. Dziwnie trochę © mors
Delikatnie ujmując ;) © mors
Droga z Piotrowic do cywilizacji © mors
Świetne drogi dla "sztywniaka" z rwącymi się ze starości oponami. ;)
W końcu asfalty i dojazd do wsi Dębinka, co ma wyjątkowo rozcapirzoną, gwiaździstą wręcz, sieć dróg wewnętrznych, a wszystkie są albo brukowane albo są zwykłymi, piaszczystymi polnemi drogami. Dojechać i wyjechać można asfaltami, ale we wsi ich nie ma zupełnie. Wymyśliłem zjeździć sobie każden zakamarek i jak znam życie, to żaden z mieszkańców, oprócz listonosza i proboszcza ;) nigdy tego nie zrobił - często jedzie się kilometr piachami w pole, a na końcu są 2 domy. :)
Raptem 70 domów a jeździłem tam bodajże 1,5 godziny, to się nazywa staranne zwiedzanie. :)
Jak dorosnę... wiadukt i wiadukcik w Dębince © mors
"Rozdzielony" kościół w Dębince © mors
Pałacyk w Dębince © mors
Dębinka. Do rzeczonych Tuplic jest 6 km i mają własną stację, więc nie wiem, co to za nomenklatura © mors
Skład towarowy śmiga przez Dębinkę w kierunku NRD, czyli kącik "Oelka" ;) © mors
Powrót leniwy - pociągiem, bo mam 50% zniżki, więc sobie pojechałem, by zaoszczędzić. ;)
Miłowice i okolice. I kolejny, 38., kkm na Krossie. :)
Niedziela, 23 lutego 2014
Kategoria Odkrywczo, Nielicho
kilosy: | 57.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Do najbliższej jeszcze "nieodkrytej" ;) parafii ;) mam aktualnie 23 km (x2) - większość dzisiejszego dystansu zrobiona dla jednej tylko parafii. ;)
Kościół tamże (Miłowice) nie zachwyca (zaniedbany i bez wyrazu), za to ciekawy jest pałac, postawiony krótko przed wojną, a dziś robi za Dom Pomocy Społecznej. Nie fociłem, bo komórka bez zooma, ale trzeba będzie zrobić poprawiny z aparatem, bo zdjęcia w Sieci porobili zza listowia i nie ujęli niezłych architektonicznie smaczków...
Prawie tamże, zabytkowa droga (jest takie pojęcie oficjalnie?):
Droga Miłowice - DK12. Odcinek uchowany w oryginale © mors
... i odcinki ani estetyczne, ani funkcjonalne © mors
Nie-tamże:
Wycinają stare drzewa rosnące (bardzo blisko) DK12 © mors
Olbrzymie dęby rosną sobie pół metra od ruchliwej drogi... ileż to już narodu na nich poległo...
Prawie-tamże, w Marszowie, rzadkie znalezisko (1st raz takiego na oczy paczę):
Rzadkość - Opel Kadett B Coupe (1965-73) © mors
I to jeszcze na czarnych blachach - nawet jak go ściągali 20 lat temu, to już wtedy był starociem...
Jazda jak jazda, nie najgorzej, i to pomimo przeciągającego się w nieskończoność ATAKU WIOSNY. Nawet pościgałem się z emerytem na kolarce. Objechał mnie, ale z ledwością. ;p
Po południu było +12 w cieniu i +18 w asfalcie, ale chyba jakoś w końcu się przeprogramowałem na takie niestosowne ciepłoty. ;p
A rano (+1) miało być morsowanie, ale nie dałem rady wstać. ;p
A wieczorem do kościoła ;p no i wtedy padł kolejny, jubileuszowy kkm. Niezmiennie każden mnie cieszy. Jeszcze tylko 2 kkm i Ziemia będzie moja i to przy użyciu jednej dętki. ;p
Kościół tamże (Miłowice) nie zachwyca (zaniedbany i bez wyrazu), za to ciekawy jest pałac, postawiony krótko przed wojną, a dziś robi za Dom Pomocy Społecznej. Nie fociłem, bo komórka bez zooma, ale trzeba będzie zrobić poprawiny z aparatem, bo zdjęcia w Sieci porobili zza listowia i nie ujęli niezłych architektonicznie smaczków...
Prawie tamże, zabytkowa droga (jest takie pojęcie oficjalnie?):
Droga Miłowice - DK12. Odcinek uchowany w oryginale © mors
... i odcinki ani estetyczne, ani funkcjonalne © mors
Nie-tamże:
Wycinają stare drzewa rosnące (bardzo blisko) DK12 © mors
Olbrzymie dęby rosną sobie pół metra od ruchliwej drogi... ileż to już narodu na nich poległo...
Prawie-tamże, w Marszowie, rzadkie znalezisko (1st raz takiego na oczy paczę):
Rzadkość - Opel Kadett B Coupe (1965-73) © mors
I to jeszcze na czarnych blachach - nawet jak go ściągali 20 lat temu, to już wtedy był starociem...
Jazda jak jazda, nie najgorzej, i to pomimo przeciągającego się w nieskończoność ATAKU WIOSNY. Nawet pościgałem się z emerytem na kolarce. Objechał mnie, ale z ledwością. ;p
Po południu było +12 w cieniu i +18 w asfalcie, ale chyba jakoś w końcu się przeprogramowałem na takie niestosowne ciepłoty. ;p
A rano (+1) miało być morsowanie, ale nie dałem rady wstać. ;p
A wieczorem do kościoła ;p no i wtedy padł kolejny, jubileuszowy kkm. Niezmiennie każden mnie cieszy. Jeszcze tylko 2 kkm i Ziemia będzie moja i to przy użyciu jednej dętki. ;p
Polkowice i okolice industrialnie i nie tylko ;)
Sobota, 22 lutego 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 79.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Głównymi motywami tego dnia były:
1) Przemków, jako przykład biednego i syfnego miasteczka;
2) Polkowice - też małe miasto, ale schludne i dostatne (bo "miedziowe");
3) Rudna, ta od słynnej kopalni - przykład schludnej i dostatniej wsi (gminy wiejskiej).
Ale na początek, dla równowagi tudzież z przekory, roztkliwiające motywy agro:
Głaskałbym ;) © mors
A ku-ku ;p © mors
Specjalnie dla Bożenki dorzucam specjalnie spreparowaną mapkę, skąd to on tak kuka. :)
słit daniele
(mapa się trochę popsuła, wskaźnik się przesunął, daniele są tam gdzie dół litery "T" ;p )
Ładny i ufny daniel © mors
Prawie jak renifer, więc byłem zachwycony. ;)
Daniel(ic?)e, dość nieufne © mors
Kucyk - samotnik © mors
A ponadto:
Miejska koza (Polkowice) © mors
no i:
Dąb Chrobry, luty 2014 © mors
Chrobry i rower w tle - dla porównania © mors
A teraz część industrialna. ;)
1) Migawki z Przemkowa, podupadłe miasteczko na 6,5k mieszk.
Chyba jakiś dawny folwark w Przemkowie © mors
Centrum Przemkowa © mors
Przemków - starówka ;) © mors
Centrum Przemkowa © mors
2) Polkowice (ten sam powiat). DO końca lat 60tych było to mikro-miasteczko, poniżej 5k mieszk.
Później zniuchali tam miedź, i w ciągu zaledwie 14 lat liczba ludności wzrosła 4-krotnie, wskutek czego rzucają się tu w oczy rzadko spotykane proporcje liczby budowli zabytkowych (margines) do budownictwa lat 70 i 80tych (zdecydowana większość).
Oczywiście późny PRL to, delikatnie pisząc, nie była złota era polskiej architektury, jednakże należy zauważyć, że trudno tam przyuważyć brud, biedę, syf i rudery. Dziwne uczucie. ;)
Polkowice i drewniany "rodzynek" © mors
Polkowice, ul. ROYAL.... M. Konopnicka jakby żyła, to by się w grobie przewracała ;) © mors
Polkowice - starostwo powiatowe. Widać, że im się nudzi i że nie wiedzą, co z pieniędzmi zrobić ;) © mors
Dalej pobieżam w rejony stricte górnicze, rejon kopalni Rudna, gdzie spotykam nie wiem co. Sytuacja rzadsza niż raz na rok... oelka ratuj! ;)
Nieznana mi szkarada (okolice kopalni Rudna) © mors
"Kolekcja" kilkunastu (część niewidoczna na zdjęciu) identycznych Starów 266 (Tarnówek, koło Polkowic) © mors
Dalejże, zbiornik Żelazny Most o istnieniu którego jakoś nie wiedziałem, a tu mi piszą, że to największy w Europie zbiornik odpadów poflotacyjnych. Na zdjęciach tego nie widać, ale to naprawdę jest wielkie i w dodatku stale się powiększa - już i tak zajmuje 3 dawne wsie, a ma chrapkę pożreć kolejne, w tym rzeczone daniele...
Rury do widocznego w tle zbiornika Żelazny Most © mors
Ładny podjazd na zbiornik © mors
Industrialne klimaty wokół zbiornika Żelazny Most © mors
I znów nie wiem, co widzę. Oelka, na pomoc! ;)
Wiertnica na nieznanej mi ciężarówce © mors
Na zboczach tegoż zbiorniczka, wokół którego wiedzie skądinąd niebrzydka droga, uwija się, nawet w sobotę mnóstwo przeróżnych pojazdów, pewnie w celu ćwiczenia podjazdów. ;) Oj, po-podjeżdżałbym... ;)
3) Wieś (i gmina) Rudna. Ewenement, bogata i schludna wieś, oczywiście dzięki podatkom od kopalni miedzi.
Do 1945 było to miasteczko i w sumie mogłoby być nim ponownie, bo ma 1,6k mieszk. stację o nazwie "Rudna Miasto" oraz... nadmiar kasiory. ;)
Pobudowano wiele olbrzymich (jak na wieś) obiektów użyteczności publicznej, drogi cacy, syfu ni ma itd.
Co ciekawe, na tamtejszej stronie internetowej więcej mówią o poczuciu zagrożenia ludności na okoliczność (hipotetycznego) rozerwania tamy i zalania wszystkiego, niźli o olbrzymich (jak na wiejską gminę) inwestycjach.
Pozostałe gminy/firmy/organizacje mają podejście raczej odwrotne. ;)
Największy szok wywołał u mnie jednakże wiejski przecież dworzec PKP. 100% znanych mi dworców i przystanków kolejowych na wsiach i w małych miastach to syf, brud, smród, ruiny i ogólna degrengolada.
A tutaj wszystko dokładnie odwrotnie:
Rewelacyjny dworzec kolejowy w Rudnej © mors
Rewelacyjne (jak na wieś) wnętrze dworca PKP w Rudnej © mors
Rewelacyjne (jak na wieś) wnętrze dworca PKP w Rudnej © mors
Wszędzie czysto, świeżo i schludnie. Zero zniszczeń. Ba! wszędzie ładnie pachnie, także w toaletach i w przejściach podziemnych pod peronami!
Po prostu abstrakcja...
Wycieczka udana, albowiem prawie w 50% po "obczyźnie", a to najważniejsze.
PS. spora część trasy z podwiniętymi rękawkami i nogawkami... co to dalej będzie...
1) Przemków, jako przykład biednego i syfnego miasteczka;
2) Polkowice - też małe miasto, ale schludne i dostatne (bo "miedziowe");
3) Rudna, ta od słynnej kopalni - przykład schludnej i dostatniej wsi (gminy wiejskiej).
Ale na początek, dla równowagi tudzież z przekory, roztkliwiające motywy agro:
Głaskałbym ;) © mors
A ku-ku ;p © mors
Specjalnie dla Bożenki dorzucam specjalnie spreparowaną mapkę, skąd to on tak kuka. :)
słit daniele
(mapa się trochę popsuła, wskaźnik się przesunął, daniele są tam gdzie dół litery "T" ;p )
Ładny i ufny daniel © mors
Prawie jak renifer, więc byłem zachwycony. ;)
Daniel(ic?)e, dość nieufne © mors
Kucyk - samotnik © mors
A ponadto:
Miejska koza (Polkowice) © mors
no i:
Dąb Chrobry, luty 2014 © mors
Chrobry i rower w tle - dla porównania © mors
A teraz część industrialna. ;)
1) Migawki z Przemkowa, podupadłe miasteczko na 6,5k mieszk.
Chyba jakiś dawny folwark w Przemkowie © mors
Centrum Przemkowa © mors
Przemków - starówka ;) © mors
Centrum Przemkowa © mors
2) Polkowice (ten sam powiat). DO końca lat 60tych było to mikro-miasteczko, poniżej 5k mieszk.
Później zniuchali tam miedź, i w ciągu zaledwie 14 lat liczba ludności wzrosła 4-krotnie, wskutek czego rzucają się tu w oczy rzadko spotykane proporcje liczby budowli zabytkowych (margines) do budownictwa lat 70 i 80tych (zdecydowana większość).
Oczywiście późny PRL to, delikatnie pisząc, nie była złota era polskiej architektury, jednakże należy zauważyć, że trudno tam przyuważyć brud, biedę, syf i rudery. Dziwne uczucie. ;)
Polkowice i drewniany "rodzynek" © mors
Polkowice, ul. ROYAL.... M. Konopnicka jakby żyła, to by się w grobie przewracała ;) © mors
Polkowice - starostwo powiatowe. Widać, że im się nudzi i że nie wiedzą, co z pieniędzmi zrobić ;) © mors
Dalej pobieżam w rejony stricte górnicze, rejon kopalni Rudna, gdzie spotykam nie wiem co. Sytuacja rzadsza niż raz na rok... oelka ratuj! ;)
Nieznana mi szkarada (okolice kopalni Rudna) © mors
"Kolekcja" kilkunastu (część niewidoczna na zdjęciu) identycznych Starów 266 (Tarnówek, koło Polkowic) © mors
Dalejże, zbiornik Żelazny Most o istnieniu którego jakoś nie wiedziałem, a tu mi piszą, że to największy w Europie zbiornik odpadów poflotacyjnych. Na zdjęciach tego nie widać, ale to naprawdę jest wielkie i w dodatku stale się powiększa - już i tak zajmuje 3 dawne wsie, a ma chrapkę pożreć kolejne, w tym rzeczone daniele...
Rury do widocznego w tle zbiornika Żelazny Most © mors
Ładny podjazd na zbiornik © mors
Industrialne klimaty wokół zbiornika Żelazny Most © mors
I znów nie wiem, co widzę. Oelka, na pomoc! ;)
Wiertnica na nieznanej mi ciężarówce © mors
Na zboczach tegoż zbiorniczka, wokół którego wiedzie skądinąd niebrzydka droga, uwija się, nawet w sobotę mnóstwo przeróżnych pojazdów, pewnie w celu ćwiczenia podjazdów. ;) Oj, po-podjeżdżałbym... ;)
3) Wieś (i gmina) Rudna. Ewenement, bogata i schludna wieś, oczywiście dzięki podatkom od kopalni miedzi.
Do 1945 było to miasteczko i w sumie mogłoby być nim ponownie, bo ma 1,6k mieszk. stację o nazwie "Rudna Miasto" oraz... nadmiar kasiory. ;)
Pobudowano wiele olbrzymich (jak na wieś) obiektów użyteczności publicznej, drogi cacy, syfu ni ma itd.
Co ciekawe, na tamtejszej stronie internetowej więcej mówią o poczuciu zagrożenia ludności na okoliczność (hipotetycznego) rozerwania tamy i zalania wszystkiego, niźli o olbrzymich (jak na wiejską gminę) inwestycjach.
Pozostałe gminy/firmy/organizacje mają podejście raczej odwrotne. ;)
Największy szok wywołał u mnie jednakże wiejski przecież dworzec PKP. 100% znanych mi dworców i przystanków kolejowych na wsiach i w małych miastach to syf, brud, smród, ruiny i ogólna degrengolada.
A tutaj wszystko dokładnie odwrotnie:
Rewelacyjny dworzec kolejowy w Rudnej © mors
Rewelacyjne (jak na wieś) wnętrze dworca PKP w Rudnej © mors
Rewelacyjne (jak na wieś) wnętrze dworca PKP w Rudnej © mors
Wszędzie czysto, świeżo i schludnie. Zero zniszczeń. Ba! wszędzie ładnie pachnie, także w toaletach i w przejściach podziemnych pod peronami!
Po prostu abstrakcja...
Wycieczka udana, albowiem prawie w 50% po "obczyźnie", a to najważniejsze.
PS. spora część trasy z podwiniętymi rękawkami i nogawkami... co to dalej będzie...
Objazd wiosek. Pierwsze pińcet kilosków) :)
Poniedziałek, 6 stycznia 2014
Kategoria Odkrywczo, Nielicho
kilosy: | 64.00 | gruntow(n)e: | 0.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jako piąty przekroczyłem 500 km. Jak na mnie nieźle, bo 6 stycznia - i to jeszcze w sporej części wymęczone "zabytkowym" góralem...
Ale co dobre, szybko się kończy - po dwóch tygodniach wracam do pracy i się zacznie ostre zniżkowanie w rankingach...
Jakkolwiek możliwa jest jeszcze jakaś większa niespodzianka. ;)
Dziś objazd wioch, z głównym celem - Witoszynem Górnym, bo nie byłem tam z 10 lat, a to wystarczający powód.
Kościół poewangelicki w Witoszynie... stylowe drzwi ;) © mors
Kościół w Witoszynie - co i jak ;) © mors
Rzadka wersja Żuka © mors
Na szczycie Witoszyna Górnego niespodziewanie wychynęły Karkonosze (ok. 90 km w linii prostej) © mors
W rzeczywistości było nawet widać śniegi na szczytach. No ale to już prawie 200m npm, nie ma to tamto. ;)
Fajny "ciapek" w Witoszynie © mors
Góralem po autostradzie... :D © mors
Tylko kawałek, dla jaj. ;)
Śmiechowa sprawa: zjazd na autostradę, którego niby nie ma, ale jest, i zakazy (a co z Policją i pogotowiem? :D ) które są, ale tak naprawdę to ich nie ma, tudzież wiecznie otwarte bramy :D © mors
No i o.
A wieczorem do kościoła. ;p
A w nocy dokrętka, bo się skapłem, że brakuje mi jeszcze 4 km do 500. ;p
Jeszcze w 2012 zrobiłbym z tego 3 osobne wpisy (i w taki sposób wyszły mi wtedy 643 wycieczki :) ), ale to już nie te lata. ;)
Znów +8, brak wyzwań...
Ale co dobre, szybko się kończy - po dwóch tygodniach wracam do pracy i się zacznie ostre zniżkowanie w rankingach...
Jakkolwiek możliwa jest jeszcze jakaś większa niespodzianka. ;)
Dziś objazd wioch, z głównym celem - Witoszynem Górnym, bo nie byłem tam z 10 lat, a to wystarczający powód.
Kościół poewangelicki w Witoszynie... stylowe drzwi ;) © mors
Kościół w Witoszynie - co i jak ;) © mors
Rzadka wersja Żuka © mors
Na szczycie Witoszyna Górnego niespodziewanie wychynęły Karkonosze (ok. 90 km w linii prostej) © mors
W rzeczywistości było nawet widać śniegi na szczytach. No ale to już prawie 200m npm, nie ma to tamto. ;)
Fajny "ciapek" w Witoszynie © mors
Góralem po autostradzie... :D © mors
Tylko kawałek, dla jaj. ;)
Śmiechowa sprawa: zjazd na autostradę, którego niby nie ma, ale jest, i zakazy (a co z Policją i pogotowiem? :D ) które są, ale tak naprawdę to ich nie ma, tudzież wiecznie otwarte bramy :D © mors
No i o.
A wieczorem do kościoła. ;p
A w nocy dokrętka, bo się skapłem, że brakuje mi jeszcze 4 km do 500. ;p
Jeszcze w 2012 zrobiłbym z tego 3 osobne wpisy (i w taki sposób wyszły mi wtedy 643 wycieczki :) ), ale to już nie te lata. ;)
Znów +8, brak wyzwań...
200+ w środku zimy z górami i morsami, acz bezśnieżnie i bezlodowo... /Hrgn/
Sobota, 28 grudnia 2013
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 202.41 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dystans absolutnie niechcący (uciekające pociągi w kolejnych miastach :) ) wyszedł drugi w życiu i największy mój zimowy, jak dotąd... z tym, że zimowa była tylko i wyłącznie długość dnia...
Start o 6:30, powrót o 23:59 (sic!) lecz w tym nie tylko była jazda....
Absolutnie przypadkowo i niechcący - na miejscu i o czasie (godzina wykonania zdjęcia w prawym dolnym rogu) © mors
Reszta wpisu jutro.... ;p