Karpacz - najlepsze ścianki rowerem bez młynka ale za to ze śniegiem /Hrgn/
Sobota, 21 lutego 2015
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 99.42 | gruntow(n)e: | 1.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nareszcie konkrety, dawno nie było.
Jelenia Góra (Goduszyn). Szara Kotlina i białe Karkonosze © mors
Dużo przewyższeń, dużo ścian rzędu 20% i więcej, sporo śniegu no i tylko kilometrów nie dość.
Temperatury paradoksalne: najzimniej w mojej diecezji, na nizinie (120m) już po wschodzie słońca: do -4 (no i zmowy przyodziewek, niestety), a najcieplej... w dolnym Karpaczu, na 530m - w słońcu +18*C O_O
Większość nizin i przedgórza pokonana pociągiem i to w obie strony, czego ostatecznie żałuję, albowiem... wiatr wiał w plecy w obie strony (sic!).
Już na przedgórzu, pod Gryfowem, zaczęły się pojawiać ślady śniegu, o którym w mojej diecezji dawno już nikt nie pamięta... Odtąd jechałem z nosem i palcami rozplaszczonymi na szybie. ;)
A od dolnego Karpacza kopara mi się nie zamykała :D z każdym metrem więcej śniegu!
Przejazd "innowacyjny" - przez dzielnicę Płóczki (okrążenie miasta od strony północnej) - bez porównania lepszy, niż główną drogą: prawie bez ludzi i samochodów, uliczki wąskie i malownicze... (foto z dedykacją dla pewnej Smerfetki )
...a trasa krótsza (= bardziej stroma). Generalnie: ściana, wypłaszczenie, ściana, wypłaszczenie, ściana...
Jechałem zupełnie na letniaka (wszelki przyodziewek w plecaku :/ ) a i to ledwo dawałem rady przy tych temperaturach...
Takie tam na wyciągu narciarskim... czemu wszyscy się na mnie gapią?? ;) © mors
...no i przy tym sprzęcie - brak młynka ani górskiej kasety...
A na koniec oczywiście zapomniana, niedoceniana królowa podjazdów - ul. Szkolna. To niesamowite, jak wielu rowerowych (w)spinaczy jej nie dostrzega (czytałem wiele relacji, niektórzy przyznawali, że odkryli ją po latach wizyt w Karpaczu).
Ulica ta, mówiąc obiektywnie, jest absurdalna, głupia i przegięta... i za to własnie ją kocham! ;D;D
Karpacz, ul. Szkolna - choć raczej powinno być "Szalona" :) © mors
Dolna i górna część były odśnieżone (parkingi do wyciągów narciarskich i przybytki noclegowe), a środkowa, ta najbardziej stroma (maks. 27% - to ścisła czołówka Polski!) - bynajmniej! :O Żeby było śmieszniej, w połowie długości są 2 prywatne domy... jakaś abstrakcja :O
Śnieg był prawie jak beton - bardzo chropowaty i w miarę twardy, a i tak nie było mowy o zjechaniu ani podjechaniu, pomimo bardzo wielu prób... a co, gdy panuje tam zlodowaciały śnieg albo prawdziwa gołoledź???
Odcinki odśnieżone zaś, były posypane piaskiem... i to też fatalnie, bo nawet na pojedynczych ziarenkach koło buksowało, pomimo chropowatego betonu! :O
Nic tamże nie jechało przez dobry kwadrans mej bytności, za to sporo ludzi szło i prawie każden, szczególnie niewiasty, trzymając się poręczy. Ja oczywiście cwaniakowałem ;) bez poręczy, chociaż w najgorszym miejscu nie dało się inaczej - kawałek gładkiego betonu pokryty piaskiem - nieunikniony zjazd na nogach niczym po kulkach w kreskówkach dla dzieci. ;)
Absurd i szaleństwo, co za zwyrodnialec wymyślił poprowadzić drogę prostopadle po stromym zboczu, bez trawersowania?
Chyba moje alter ego. ;D
Co dziwne (i niesprawiedliwe), piesi bardziej przejmowali się moimi zmaganiami na Huraganie, niźli podobnymi zmaganiami na monocyklu (latem). (?!)
Miejscowi opowiadali mi przy okazji rozmaite historie związane z pacyfikacją tej skarpy: ten się rozwalił motórem na zjeździe, ów znęcał się tam onegdaj Syreną. :O Ponoć uskuteczniano tam także wyścigi samochodowe. Oglądałbym!
Sami się ofer(m)owali do robienia mi zdjęć i filmów (w drodze wyjątku wziąłem tym razem aparat). Niestety, pan co robił film zawsze mylił, kiedy włącza a kiedy wyłącza i wyszło z tego wielkie nic. :/
Nakręciłem się trochę sam. Tak się hamuje tamże na bardzo szorstkim śniegu...
Niespodziewanie, wszystkie odcinki bez śniegu udało się pokonać na takim sprzęcie (brak młynka i waga jak półtorej dobrej kolarki), choć było makabrycznie trudno - napęd jęczał i brzęczał, a i technika jazdy musiała być wysublimowana. ;)
Później już tylko spokojne ;) 20% po bruku pod Świątynię Wang (865m), gdzie było już tylko 9*C (w cieniu) i silny, górski wiatr - dopiero tam - jak najbardziej na letniaka - udało mi się ostygnąć. :D
Karpacz Górny... obiekt po prawej zamknięty na głucho o_O © mors
Podjazd pod Wang - kolarką bez młynka © mors
Huragan pod Świątynią Wang © mors
No i selfie z samowyzwalacza ;)))
widać nawet kawałek Huraganowej ramy i kierownicy. ;p
Normalne selfie też zrobiłem, ale nie będę dawał komuś pożywki. :))
A później zjazd, oczywiście na Sosnówkę (praktycznie bez samochodów). Po drodze widziałem romantyczną dedykację dla St.P. ;)) - ale chwila nieuwagi i już śmigałem po poboczu zewnętrznego zakrętu serpentyny o_O
Na zjeździe cały czas 35-45km/h na hamulcu wciśniętym przez większość czasu do połowy... ;] Rześkooooo..... ;)
W Sosnówce nagle znów ciepło... i bezśnieżnie...
Podczas prób objeżdżania zbiornika Sosnówka okazało się, że zostawiłem tamże mapę (tzn. we wsi S., nie w zbiorniku), ale o dziwo po 15 minutach jeszcze na mnie czekała.
Kopsnąłem się "przejściem południowo-zachodnim" tzn. terenowym szlakiem ER-2 z przysiółka Czerwoniak (Sosnówka) do Podgórzyna, m.in. przez Zimną Dolinę :))) - szlak jak na kolarkę dość narowisty. ;]
Na wyboistych zjazdach 2 razy spadł mi łańcuch co wespół z panującym błotem nieźle mnie zafajdało (błoto i brudne ręce do takich rowerów zbytnio nie pasują ;) ), ale świetnie pomogło "mydło" w postaci zmrożonych resztek śniegu.
Później już tylko dojazd na pociąg i dojazd do Morsownii, acz w porannym pociągu miała miejsce dość ciekawa sytuacja:
Przejechałem 9 (dziewięć) stacji i nikt mnie nie zapytał co z biletem. Już miałem dłużej nie kusić losu i wysiąść na 10tej - zaledwie na pogórzu, ale za to za darmo, gdy zjawił się konduktor...
- jest bilet?
- nie, bo jestem z rowerem - chcę kupić.
- skąd-dokąd?
- no od stacji X...
- ŻE CO?!? O_O Tyle stacji bez biletu???
- no bo jestem z rowerem i zgodnie z regulaminem nie muszę się zgłaszać po bilet :]
- no ale przecież moja zmienniczka kilka razy przechodziła przez ten czas przez cały skład i nic się Pan nie odezwał???
- no tak, bo zgodnie z regulaminem - nie musiałem :))))
- (gotuje się, myśli, wzdycha, przełyka ślinę)
Ostatecznie sprzedał bilet i więcej się nie licytował, chociaż parę godzin później, w drodze powrotnej jeszcze tym żył - wzięło go na wspomnienia. ;]
Jelenia Góra (Goduszyn). Szara Kotlina i białe Karkonosze © mors
Dużo przewyższeń, dużo ścian rzędu 20% i więcej, sporo śniegu no i tylko kilometrów nie dość.
Temperatury paradoksalne: najzimniej w mojej diecezji, na nizinie (120m) już po wschodzie słońca: do -4 (no i zmowy przyodziewek, niestety), a najcieplej... w dolnym Karpaczu, na 530m - w słońcu +18*C O_O
Większość nizin i przedgórza pokonana pociągiem i to w obie strony, czego ostatecznie żałuję, albowiem... wiatr wiał w plecy w obie strony (sic!).
Już na przedgórzu, pod Gryfowem, zaczęły się pojawiać ślady śniegu, o którym w mojej diecezji dawno już nikt nie pamięta... Odtąd jechałem z nosem i palcami rozplaszczonymi na szybie. ;)
A od dolnego Karpacza kopara mi się nie zamykała :D z każdym metrem więcej śniegu!
Przejazd "innowacyjny" - przez dzielnicę Płóczki (okrążenie miasta od strony północnej) - bez porównania lepszy, niż główną drogą: prawie bez ludzi i samochodów, uliczki wąskie i malownicze... (foto z dedykacją dla pewnej Smerfetki
...a trasa krótsza (= bardziej stroma). Generalnie: ściana, wypłaszczenie, ściana, wypłaszczenie, ściana...
Jechałem zupełnie na letniaka (wszelki przyodziewek w plecaku :/ ) a i to ledwo dawałem rady przy tych temperaturach...
Takie tam na wyciągu narciarskim... czemu wszyscy się na mnie gapią?? ;) © mors
...no i przy tym sprzęcie - brak młynka ani górskiej kasety...
A na koniec oczywiście zapomniana, niedoceniana królowa podjazdów - ul. Szkolna. To niesamowite, jak wielu rowerowych (w)spinaczy jej nie dostrzega (czytałem wiele relacji, niektórzy przyznawali, że odkryli ją po latach wizyt w Karpaczu).
Ulica ta, mówiąc obiektywnie, jest absurdalna, głupia i przegięta... i za to własnie ją kocham! ;D;D
Karpacz, ul. Szkolna - choć raczej powinno być "Szalona" :) © mors
Dolna i górna część były odśnieżone (parkingi do wyciągów narciarskich i przybytki noclegowe), a środkowa, ta najbardziej stroma (maks. 27% - to ścisła czołówka Polski!) - bynajmniej! :O Żeby było śmieszniej, w połowie długości są 2 prywatne domy... jakaś abstrakcja :O
Śnieg był prawie jak beton - bardzo chropowaty i w miarę twardy, a i tak nie było mowy o zjechaniu ani podjechaniu, pomimo bardzo wielu prób... a co, gdy panuje tam zlodowaciały śnieg albo prawdziwa gołoledź???
Odcinki odśnieżone zaś, były posypane piaskiem... i to też fatalnie, bo nawet na pojedynczych ziarenkach koło buksowało, pomimo chropowatego betonu! :O
Nic tamże nie jechało przez dobry kwadrans mej bytności, za to sporo ludzi szło i prawie każden, szczególnie niewiasty, trzymając się poręczy. Ja oczywiście cwaniakowałem ;) bez poręczy, chociaż w najgorszym miejscu nie dało się inaczej - kawałek gładkiego betonu pokryty piaskiem - nieunikniony zjazd na nogach niczym po kulkach w kreskówkach dla dzieci. ;)
Absurd i szaleństwo, co za zwyrodnialec wymyślił poprowadzić drogę prostopadle po stromym zboczu, bez trawersowania?
Chyba moje alter ego. ;D
Co dziwne (i niesprawiedliwe), piesi bardziej przejmowali się moimi zmaganiami na Huraganie, niźli podobnymi zmaganiami na monocyklu (latem). (?!)
Miejscowi opowiadali mi przy okazji rozmaite historie związane z pacyfikacją tej skarpy: ten się rozwalił motórem na zjeździe, ów znęcał się tam onegdaj Syreną. :O Ponoć uskuteczniano tam także wyścigi samochodowe. Oglądałbym!
Sami się ofer(m)owali do robienia mi zdjęć i filmów (w drodze wyjątku wziąłem tym razem aparat). Niestety, pan co robił film zawsze mylił, kiedy włącza a kiedy wyłącza i wyszło z tego wielkie nic. :/
Nakręciłem się trochę sam. Tak się hamuje tamże na bardzo szorstkim śniegu...
Niespodziewanie, wszystkie odcinki bez śniegu udało się pokonać na takim sprzęcie (brak młynka i waga jak półtorej dobrej kolarki), choć było makabrycznie trudno - napęd jęczał i brzęczał, a i technika jazdy musiała być wysublimowana. ;)
Później już tylko spokojne ;) 20% po bruku pod Świątynię Wang (865m), gdzie było już tylko 9*C (w cieniu) i silny, górski wiatr - dopiero tam - jak najbardziej na letniaka - udało mi się ostygnąć. :D
Karpacz Górny... obiekt po prawej zamknięty na głucho o_O © mors
Podjazd pod Wang - kolarką bez młynka © mors
Huragan pod Świątynią Wang © mors
No i selfie z samowyzwalacza ;)))
widać nawet kawałek Huraganowej ramy i kierownicy. ;p
Normalne selfie też zrobiłem, ale nie będę dawał komuś pożywki. :))
A później zjazd, oczywiście na Sosnówkę (praktycznie bez samochodów). Po drodze widziałem romantyczną dedykację dla St.P. ;)) - ale chwila nieuwagi i już śmigałem po poboczu zewnętrznego zakrętu serpentyny o_O
Na zjeździe cały czas 35-45km/h na hamulcu wciśniętym przez większość czasu do połowy... ;] Rześkooooo..... ;)
W Sosnówce nagle znów ciepło... i bezśnieżnie...
Podczas prób objeżdżania zbiornika Sosnówka okazało się, że zostawiłem tamże mapę (tzn. we wsi S., nie w zbiorniku), ale o dziwo po 15 minutach jeszcze na mnie czekała.
Kopsnąłem się "przejściem południowo-zachodnim" tzn. terenowym szlakiem ER-2 z przysiółka Czerwoniak (Sosnówka) do Podgórzyna, m.in. przez Zimną Dolinę :))) - szlak jak na kolarkę dość narowisty. ;]
Na wyboistych zjazdach 2 razy spadł mi łańcuch co wespół z panującym błotem nieźle mnie zafajdało (błoto i brudne ręce do takich rowerów zbytnio nie pasują ;) ), ale świetnie pomogło "mydło" w postaci zmrożonych resztek śniegu.
Później już tylko dojazd na pociąg i dojazd do Morsownii, acz w porannym pociągu miała miejsce dość ciekawa sytuacja:
Przejechałem 9 (dziewięć) stacji i nikt mnie nie zapytał co z biletem. Już miałem dłużej nie kusić losu i wysiąść na 10tej - zaledwie na pogórzu, ale za to za darmo, gdy zjawił się konduktor...
- jest bilet?
- nie, bo jestem z rowerem - chcę kupić.
- skąd-dokąd?
- no od stacji X...
- ŻE CO?!? O_O Tyle stacji bez biletu???
- no bo jestem z rowerem i zgodnie z regulaminem nie muszę się zgłaszać po bilet :]
- no ale przecież moja zmienniczka kilka razy przechodziła przez ten czas przez cały skład i nic się Pan nie odezwał???
- no tak, bo zgodnie z regulaminem - nie musiałem :))))
- (gotuje się, myśli, wzdycha, przełyka ślinę)
Ostatecznie sprzedał bilet i więcej się nie licytował, chociaż parę godzin później, w drodze powrotnej jeszcze tym żył - wzięło go na wspomnienia. ;]
Komentarze
Dziękuję wielce za przepiękną dedykację :))) Żądam więcej :)
A scenka w pociągu bezbłędna :D starszapani - 18:58 poniedziałek, 2 marca 2015 | linkuj
A scenka w pociągu bezbłędna :D starszapani - 18:58 poniedziałek, 2 marca 2015 | linkuj
:) ja na szkolną jeszcze poczekam. Niech tylko śnieg z niej zejdzie i będę tam codziennie jeździł :D / HAHA świetna scenka w pociągu!
indyxc - 22:32 środa, 25 lutego 2015 | linkuj
Przednia eskapada!
Co do pociągów. Kilkukrotnie ewakuowałem się jedną, dwie, a raz nawet trzy stacje przed docelową ze względów oszczędnościowych. Nie zapomnę wrażeń, które dostarczyło mi sprawdzanie biletów w EZT, w przedsionku, w momencie, gdy pociąg zatrzymał się już na przystanku, a nie otworzyły się jeszcze drzwi (sprawdzani byli wszyscy dookoła, a ja próbowałem, jak się później okazało - skutecznie, wysiąść)... michuss - 10:35 środa, 25 lutego 2015 | linkuj
Co do pociągów. Kilkukrotnie ewakuowałem się jedną, dwie, a raz nawet trzy stacje przed docelową ze względów oszczędnościowych. Nie zapomnę wrażeń, które dostarczyło mi sprawdzanie biletów w EZT, w przedsionku, w momencie, gdy pociąg zatrzymał się już na przystanku, a nie otworzyły się jeszcze drzwi (sprawdzani byli wszyscy dookoła, a ja próbowałem, jak się później okazało - skutecznie, wysiąść)... michuss - 10:35 środa, 25 lutego 2015 | linkuj
niezła killerka z tej Szkolnej, u nas prym wiodą pod tym względem ul.Widokowe :) no i fajnie, że dokumentujesz postępy w robieniu selfi - z każdym zdjęciem coraz lepiej :D
k4r3l - 23:33 wtorek, 24 lutego 2015 | linkuj
A mówiłeś że nie masz żadnych zahamowań.
Znaczy nie hamujesz ! :) Jurek57 - 21:02 wtorek, 24 lutego 2015 | linkuj
Znaczy nie hamujesz ! :) Jurek57 - 21:02 wtorek, 24 lutego 2015 | linkuj
O tej ul. Szkolnej kiedyś słyszałam, że straszna piła ;).
Trochę się powierciłeś i nawet zimę znalazłeś. A wszystko i tak na głowę biją Klakier i Gargamel! Kot - 20:40 wtorek, 24 lutego 2015 | linkuj
Trochę się powierciłeś i nawet zimę znalazłeś. A wszystko i tak na głowę biją Klakier i Gargamel! Kot - 20:40 wtorek, 24 lutego 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!