Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Wypełniły się dni. Tudzież kkm-y (druga wymiana napędu w Huraganie, 1-2.VII.2018)
Poniedziałek, 2 lipca 2018
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 19.89 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Huraganowi strzeliło 19 OOO km i jednocześnie minęło równo półtora roku, jak strzeliła mi zmieniarka tylnej przerzutki - i tyle czasu trzymałem wihajsterek ręką podczas jazdy. :D
Ale "już" się za to biorę...
No i zmieniłem napęd (łańcuch + wielotryb), bo szło oszaleć. :) W najmniejszej zębatce nie da się dotknąć zębów, bo ranią palce. :D
Ale pozostałe zębatki jeszcze by można pomęczyć... ;>

Napęd nalatał 10 227,94 km (2 l. 8 m-cy), tj. o 15OO więcej niż poprzedni (oryginalny).
No i zostaje jeszcze problem częściowo startego rowka osadzającego obręcz w oponie - próbowałem ściąć resztę rowka, ale nie za bardzo to idzie. Klops...
Ale "już" się za to biorę...
No i zmieniłem napęd (łańcuch + wielotryb), bo szło oszaleć. :) W najmniejszej zębatce nie da się dotknąć zębów, bo ranią palce. :D
Ale pozostałe zębatki jeszcze by można pomęczyć... ;>

Napęd nalatał 10 227,94 km (2 l. 8 m-cy), tj. o 15OO więcej niż poprzedni (oryginalny).
No i zostaje jeszcze problem częściowo startego rowka osadzającego obręcz w oponie - próbowałem ściąć resztę rowka, ale nie za bardzo to idzie. Klops...
MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin III)
Sobota, 30 czerwca 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 20.33 | gruntow(n)e: | 4.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tego dnia jeździłem szlakiem R-10 i po małych kurorcikach, czyli praktycznie cały czas wśród ludzi (ale w znośnych ilościach). Dzięki temu fejmu było co nie miara, aż mnie przerastał ;)) non-stop latały rozmaite teksty, od "o skur%$syn je&any!" ;) aż po "Jezus Maria!" ;) jak i od "potrzymaj mi piwo!" po "Mistrzostwo Świata!" hehe ;p
Do tego kilka "wywiadów", oklaski, wrzaski... :))
Naprawdę, często byłem tym aż zmęczony. :)
Dobrze odpocząć można było za to na plaży, bo większość ludzi jedzie nad morze by robić tam zakupy xD a na plażach spokojnie, zwłaszcza jak jest powyżej 300 m od najbliższego sklepu ;D;D
Paradoksalnie, często łatwiej, szybciej i wygodniej jest objeżdżać szlak R-10 plażą, niż odwrotnie. :D
Z jazd plażowych popełniłem nawet filmik, ale z rąsi, więc niewiele z niego wynika, poza tym nie chce mi się wciepywać na y2b. ;p
No to chociaż foto łapcie ;p

Nie tylko jeździłem po plaży, ale i ćwiczyłem ewolucje - zawracanie i jazdę wstecz. Co ciekawe, wychodziło lepiej niż na zwykłych nawierzchniach, no i znacznie bezpieczniej w razie gleby.
No i jaki fejm! ;p - najlepszym przykładem jest gościu, który rozwalił mnie na atomy, a wręcz na kwanty. :D
Otóż focił (lub nagrywał) on swoja kobietę (ok. 30stki, zero problemów z grawitacją ;)) ) pozującą i pląsającą nago (sic!) w lodowatej ( <3 ) wodzie, a ja "akurat" trenowałem w pobliżu, tak się jakoś złożyło. ;))
I gdy gostek coś do mnie zagadnął (nie dosłyszałem, w huku morza), to się wystraszyłem, że mnie chce przepędzić, czy coś. :) A on powtórzył - odwrócony tyłem do kobity:
- no nie mogę się napatrzeć!
xDDD
Miałem już na końcu języka, że ja też ;) ;p i że możemy się zamienić. ;p :D
Tymczasem facet zaczął rozwijać temat, a owa niewiasta dalej pląsała i marzła, chyba nawet się nic nie skapła. :O
Nawet nie pamiętam, o czym z nim wtedy gadałem - przypuszczalnie o mono. ;D;D
"Na mieście" też się działo, bo było sporo kolonii - a dzieciaki są bardzo spontaniczne i wylewne. :D
I sporo emerytów i emerytek - też czasem potrafią. ;))
Plażą przejechałem ok. 4 km, jechało się dość lekko, za wyjątkiem odcinków o większym nachyleniu poprzecznym podłoża no i w sytuacjach, gdy fale mnie zaskakiwały - naprawdę kiepsko się jeździ po podłożu wymywanym spod koła. No i kilka razy skończyło się to glebą, a rowerek pokrył się słoną wodą z piachem o_O
Tak bardzo dotąd o niego dbałem, że nawet w deszczu i pozimowym syfie nie jeździłem...
Jazda w soli, wodzie i piachu, plus jazdy wstecz, ostatecznie dobiły moje i tak już dobite pedałko. Tak się zmasakrowało, tak się zacinało, że chwilami przestawało zupełnie się kręcić - a ja zaliczałem glebę. ;p A nawet jak się kręciło, to z potężnym oporem.
A na sam koniec pedałko się całkiem odkręciło i odpadło i to akurat w momencie, gdy przeniosłem nań nacisk, by zahamować. Efekt był taki, że poleciałem w kierunku pedałka, a rower wystrzelił spode mnie na kilkanaście metrów: po chodniku, finiszując na ulicy. Cud, że akurat nic nie szło i nic nie jechało! Choć chwilę wcześniej jechała policja - ale by było... o_O
Drugie szczęście w nieszczęściu, że odkręciło się 100m od przystanku. ;]
Cała noc w autobusie (i jak zwykle zero problemów z zabraniem roweru do bagażnika ;p ) i o 5 rano w niedzielę wylądowałem w Morsownii, gdzie temperatura okazała się jeszcze niższa od prognoz - ekstremalne wręcz jak na lipiec 6,8*C !!!
Szok - a ja ubrany tak jak na ww. zdjęciu. :)
Niesamowite są te rozrzuty temperatur: w czwartek w Morsownii przekraczało 30*C w cieniu a w tym samym czasie nad samym Morzem było zaledwie 18*!
Natomiast nocami (nad ranem) nad Bałtykiem nie schodziło poniżej 14*, a w Morsownii potrafiło zejść poniżej 7* (zweryfikowane na dwóch różnych termometrach).
To był mój rekordowy czerwiec - tak co do dystansu jak i liczby komentarzy - ponad ćwierć kafla. ;))
A tymczasem w Morsownii...gdy Mors (w sobotę) był w raju... ;)
Otóż umarł Diabeł.
Trollking uspokój się, chodziło mi o ksywkę kolegi z podstawówki (i to z jednej ławki - sic!). ;)
Ksywka prawdopodobnie wzięła się z przyczyn "estetycznych", zwłaszcza odnośnie śmiechu - on tak już miał, od zawsze...
Do tego kilka "wywiadów", oklaski, wrzaski... :))
Naprawdę, często byłem tym aż zmęczony. :)
Dobrze odpocząć można było za to na plaży, bo większość ludzi jedzie nad morze by robić tam zakupy xD
Paradoksalnie, często łatwiej, szybciej i wygodniej jest objeżdżać szlak R-10 plażą, niż odwrotnie. :D
Z jazd plażowych popełniłem nawet filmik, ale z rąsi, więc niewiele z niego wynika, poza tym nie chce mi się wciepywać na y2b. ;p
No to chociaż foto łapcie ;p

Nie tylko jeździłem po plaży, ale i ćwiczyłem ewolucje - zawracanie i jazdę wstecz. Co ciekawe, wychodziło lepiej niż na zwykłych nawierzchniach, no i znacznie bezpieczniej w razie gleby.
No i jaki fejm! ;p - najlepszym przykładem jest gościu, który rozwalił mnie na atomy, a wręcz na kwanty. :D
Otóż focił (lub nagrywał) on swoja kobietę (ok. 30stki, zero problemów z grawitacją ;)) ) pozującą i pląsającą nago (sic!) w lodowatej ( <3 ) wodzie, a ja "akurat" trenowałem w pobliżu, tak się jakoś złożyło. ;))
I gdy gostek coś do mnie zagadnął (nie dosłyszałem, w huku morza), to się wystraszyłem, że mnie chce przepędzić, czy coś. :) A on powtórzył - odwrócony tyłem do kobity:
- no nie mogę się napatrzeć!
xDDD
Miałem już na końcu języka, że ja też ;) ;p i że możemy się zamienić. ;p :D
Tymczasem facet zaczął rozwijać temat, a owa niewiasta dalej pląsała i marzła, chyba nawet się nic nie skapła. :O
Nawet nie pamiętam, o czym z nim wtedy gadałem - przypuszczalnie o mono. ;D;D
"Na mieście" też się działo, bo było sporo kolonii - a dzieciaki są bardzo spontaniczne i wylewne. :D
I sporo emerytów i emerytek - też czasem potrafią. ;))
Plażą przejechałem ok. 4 km, jechało się dość lekko, za wyjątkiem odcinków o większym nachyleniu poprzecznym podłoża no i w sytuacjach, gdy fale mnie zaskakiwały - naprawdę kiepsko się jeździ po podłożu wymywanym spod koła. No i kilka razy skończyło się to glebą, a rowerek pokrył się słoną wodą z piachem o_O
Tak bardzo dotąd o niego dbałem, że nawet w deszczu i pozimowym syfie nie jeździłem...
Jazda w soli, wodzie i piachu, plus jazdy wstecz, ostatecznie dobiły moje i tak już dobite pedałko. Tak się zmasakrowało, tak się zacinało, że chwilami przestawało zupełnie się kręcić - a ja zaliczałem glebę. ;p A nawet jak się kręciło, to z potężnym oporem.
A na sam koniec pedałko się całkiem odkręciło i odpadło i to akurat w momencie, gdy przeniosłem nań nacisk, by zahamować. Efekt był taki, że poleciałem w kierunku pedałka, a rower wystrzelił spode mnie na kilkanaście metrów: po chodniku, finiszując na ulicy. Cud, że akurat nic nie szło i nic nie jechało! Choć chwilę wcześniej jechała policja - ale by było... o_O
Drugie szczęście w nieszczęściu, że odkręciło się 100m od przystanku. ;]
Cała noc w autobusie (i jak zwykle zero problemów z zabraniem roweru do bagażnika ;p ) i o 5 rano w niedzielę wylądowałem w Morsownii, gdzie temperatura okazała się jeszcze niższa od prognoz - ekstremalne wręcz jak na lipiec 6,8*C !!!
Szok - a ja ubrany tak jak na ww. zdjęciu. :)
Niesamowite są te rozrzuty temperatur: w czwartek w Morsownii przekraczało 30*C w cieniu a w tym samym czasie nad samym Morzem było zaledwie 18*!
Natomiast nocami (nad ranem) nad Bałtykiem nie schodziło poniżej 14*, a w Morsownii potrafiło zejść poniżej 7* (zweryfikowane na dwóch różnych termometrach).
To był mój rekordowy czerwiec - tak co do dystansu jak i liczby komentarzy - ponad ćwierć kafla. ;))
A tymczasem w Morsownii...gdy Mors (w sobotę) był w raju... ;)
Otóż umarł Diabeł.
Trollking uspokój się, chodziło mi o ksywkę kolegi z podstawówki (i to z jednej ławki - sic!). ;)
Ksywka prawdopodobnie wzięła się z przyczyn "estetycznych", zwłaszcza odnośnie śmiechu - on tak już miał, od zawsze...
MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin II )
Piątek, 29 czerwca 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 27.19 | gruntow(n)e: | 0.40 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem dystans konkret, jak na mono. A oprócz tego 2 razy po 5 km z buta po plaży, bo nie szło jechać - wiatr przekraczał 40km/h co samo w sobie jest szczegółem, ale fale zrobiły się tak duże, że atakowały po kilkadziesiąt metrów wgłąb plaży, tworzyły się rozlewiska, potoki i inne atrakcje, na których koło grzęzło.

Czy jako odkrywca nowego jeziora mogę mu nadać nazwę? ;)

Aż uszy mnie rozbolały. Do tego nie było przed kim robić show ;) bo plaża niemalże pusta. Raz na pół kilometra ktoś spacerował, raz na 3 km ktoś plażował a pływała jedna osoba, i to staruszek. :0
Później dopiero zacyknąłem, że to musiał być sam A. Doba (na jego fejsie znalazłem poszlakę, że akurat teraz jest na wczasach z rodziną nad morzem). 71 lat!
No trudno, miał chłop pecha, że mnie nie poznał. ;p ;)
Zasypywało namioty...

i zrównywało plażę z wydmami...


A wieczorem, przy trochę mniejszym wietrze i falach - ale i przy niższej temperaturze - przy totalnie pustej plaży zażyłem kąpieli ja, wyrównując rachunki. ;p
Natomiast po drugiej stronie wydm jeździło się całkiem spoko...

;)
No ale co ja tam mogę wiedzieć o wietrze, nad morzem i na jednym kole - nie ma co porównywać do warszawskich czy poznańskich kolarzy. ;) ;ppp
Pojeździłem trochę antysystemowo, tj. po zwykłych wioskach odległych od morza o "bezsensowne" kilka km...

/K78: nie buchnęli Ci roweru? ;)
... jak i po małych kurorcikach nadmorskich, o znośnym ruchu pieszym i samochodowym, co oczywiście wywołało sporo pozytywnego zamieszania. ;))
Jeździłem też po szlaku rowerowym ER-10 wokół Bałtyku, na którym minęło mnie ze 15 milionów rowerów a już na pewno więcej, niż widziałem w całym życiu... Oczywiście połowa rowerów wyjechała pierwszy raz od zeszłego urlopu, a ich napędy tak świszczały, że zagłuszały sztorm na Bałtyku. ;D

Wyprzedziłem! Jak widać, lepie mieć jedno koło, ale wielkie, niźli 4, ale małe. ;p
A na koniec kolacja w plenerze, bo akurat słońce fajnie zachodziło. Tak słonecznie jest na środkowym wybrzeżu o 21:13, czyli gdy w Morsownii właśnie słońce znika, a na płd-wsch PL to już pewnie ciemno. ;)

A o 23:30 na północnym niebie jeszcze się utrzymywała pomarańczowa łuna...

Czy jako odkrywca nowego jeziora mogę mu nadać nazwę? ;)

Aż uszy mnie rozbolały. Do tego nie było przed kim robić show ;) bo plaża niemalże pusta. Raz na pół kilometra ktoś spacerował, raz na 3 km ktoś plażował a pływała jedna osoba, i to staruszek. :0
Później dopiero zacyknąłem, że to musiał być sam A. Doba (na jego fejsie znalazłem poszlakę, że akurat teraz jest na wczasach z rodziną nad morzem). 71 lat!
No trudno, miał chłop pecha, że mnie nie poznał. ;p ;)
Zasypywało namioty...

i zrównywało plażę z wydmami...


A wieczorem, przy trochę mniejszym wietrze i falach - ale i przy niższej temperaturze - przy totalnie pustej plaży zażyłem kąpieli ja, wyrównując rachunki. ;p
Natomiast po drugiej stronie wydm jeździło się całkiem spoko...
;)
No ale co ja tam mogę wiedzieć o wietrze, nad morzem i na jednym kole - nie ma co porównywać do warszawskich czy poznańskich kolarzy. ;) ;ppp
Pojeździłem trochę antysystemowo, tj. po zwykłych wioskach odległych od morza o "bezsensowne" kilka km...

/K78: nie buchnęli Ci roweru? ;)
... jak i po małych kurorcikach nadmorskich, o znośnym ruchu pieszym i samochodowym, co oczywiście wywołało sporo pozytywnego zamieszania. ;))
Jeździłem też po szlaku rowerowym ER-10 wokół Bałtyku, na którym minęło mnie ze 15 milionów rowerów a już na pewno więcej, niż widziałem w całym życiu... Oczywiście połowa rowerów wyjechała pierwszy raz od zeszłego urlopu, a ich napędy tak świszczały, że zagłuszały sztorm na Bałtyku. ;D

Wyprzedziłem! Jak widać, lepie mieć jedno koło, ale wielkie, niźli 4, ale małe. ;p
A na koniec kolacja w plenerze, bo akurat słońce fajnie zachodziło. Tak słonecznie jest na środkowym wybrzeżu o 21:13, czyli gdy w Morsownii właśnie słońce znika, a na płd-wsch PL to już pewnie ciemno. ;)

A o 23:30 na północnym niebie jeszcze się utrzymywała pomarańczowa łuna...
MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin I )
Czwartek, 28 czerwca 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 17.66 | gruntow(n)e: | 3.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pierwszy raz w zyciu pojechalem sam nad morze. No i dzialam na wlasna pletwe/reke - po pierwszym dniu jestem juz z Posejdonem na Ty. ;D
Wiekszosc akcji nie nadaje sie na publikacje, to ponizej to tylko okruszki. :)
Juz na PKP ciezki szok: na stacji byl drugi monocyklista :0 latwiej w lotka sie trafia. :)

Cala trase do Zielonej Gory przegadalismy o mono, a w samej Zielonej "rozbijalismy sie po miescie". Jak mawiaja rowerzysci: nie ma to jak dwa kółka. ;)))
I nawet rozbilem (wybilem) sobie palec u nogi - wez teraz z bolacej stopy wskakuj na tak wielkie kolo. o_O
Kolejny wielki szok: 3 bezchmurne dni z rzedu nad Baltykiem! To tak, jakby trafic w lotka trzy razy z rzedu. ;)))
No i w taka pogode plaza polpusta, a w wodzie bylem jedyna osoba w promieniu kilkuset metrow! :000
BYC MOZE to przez to, ze polnocny wiatr wial powyzej 30km/h i do tego wybralem najzimniejszy rejon Baltyku. :)
Bez kitu, fajny ten Baltyk - mozna morsowac nawet w srodku lata. ;))
Temp. maks. 19 (przy tym wietrze to odczuwalna chyba jednocyfrowa ;)) ) wiekszosc ludzi spacerowala w dlugich rekawkach, a nawet w kufajkach, masakra! :000 a ja sie opalalem do 19:30 schodzac jako przedostatni w skali obu horyzontow. :00
Takoz i woda, 17,5*C, byla bardzo przyjemna - plywalem ze 20 minut. :)
Dziwne, bo w dziecinstwie to wytrzymywalem ze 3 minuty. :0
Kolejnym szokiem bylo dla mnie, ze na mono da sie jechac po plazy :0 robiac tym niemala furore :))


Jedna ruska to nawet za mna biegla (oooooo!!! mogu ja tiebia sfotografowac?!?).
Wgl mnostwo niemcow i troche ruskich na srodkowym Baltyku, z dala od duzych i znanych kurortow ani szczegolnych atrakcji - bardzo dziwne. Przeciez niemcy maja swoj Baltyk i stac ich na cieple morza. Ci bogatsi ruscy w sumie podobnie - jak to wyjasnic??
Niemcy tez mnie czasami wytykali palcami ;) no i Polacy tez. No i czasem nawet Polki. ;))
A jedna mala "Grazynka" stwierdzila, ze "to ploste, wystalcy lozklęcić zwykły lowelek". :0 Alez mi cisnienie skoczylo! ;))
A jednej pańci zgubil sie ratlerek i w huku morza nie slyszal jej wolania a ja mu pomoglem, bo pańcia byla toples. :p :)
Wiekszosc akcji nie nadaje sie na publikacje, to ponizej to tylko okruszki. :)
Juz na PKP ciezki szok: na stacji byl drugi monocyklista :0 latwiej w lotka sie trafia. :)

Cala trase do Zielonej Gory przegadalismy o mono, a w samej Zielonej "rozbijalismy sie po miescie". Jak mawiaja rowerzysci: nie ma to jak dwa kółka. ;)))
I nawet rozbilem (wybilem) sobie palec u nogi - wez teraz z bolacej stopy wskakuj na tak wielkie kolo. o_O
Kolejny wielki szok: 3 bezchmurne dni z rzedu nad Baltykiem! To tak, jakby trafic w lotka trzy razy z rzedu. ;)))
No i w taka pogode plaza polpusta, a w wodzie bylem jedyna osoba w promieniu kilkuset metrow! :000
BYC MOZE to przez to, ze polnocny wiatr wial powyzej 30km/h i do tego wybralem najzimniejszy rejon Baltyku. :)
Bez kitu, fajny ten Baltyk - mozna morsowac nawet w srodku lata. ;))
Temp. maks. 19 (przy tym wietrze to odczuwalna chyba jednocyfrowa ;)) ) wiekszosc ludzi spacerowala w dlugich rekawkach, a nawet w kufajkach, masakra! :000 a ja sie opalalem do 19:30 schodzac jako przedostatni w skali obu horyzontow. :00
Takoz i woda, 17,5*C, byla bardzo przyjemna - plywalem ze 20 minut. :)
Dziwne, bo w dziecinstwie to wytrzymywalem ze 3 minuty. :0
Kolejnym szokiem bylo dla mnie, ze na mono da sie jechac po plazy :0 robiac tym niemala furore :))


Jedna ruska to nawet za mna biegla (oooooo!!! mogu ja tiebia sfotografowac?!?).
Wgl mnostwo niemcow i troche ruskich na srodkowym Baltyku, z dala od duzych i znanych kurortow ani szczegolnych atrakcji - bardzo dziwne. Przeciez niemcy maja swoj Baltyk i stac ich na cieple morza. Ci bogatsi ruscy w sumie podobnie - jak to wyjasnic??
Niemcy tez mnie czasami wytykali palcami ;) no i Polacy tez. No i czasem nawet Polki. ;))
A jedna mala "Grazynka" stwierdzila, ze "to ploste, wystalcy lozklęcić zwykły lowelek". :0 Alez mi cisnienie skoczylo! ;))
A jednej pańci zgubil sie ratlerek i w huku morza nie slyszal jej wolania a ja mu pomoglem, bo pańcia byla toples. :p :)
Wielkie Koło, 1 i 27.VI.2018
Środa, 27 czerwca 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 9.99 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
2 850 km na Wielkim Kole jest moją inspiracją, albo chociaż połowa z tego. Do celu chyba nie dożyję, ale do półmetka zostały "tylko" 102 km.
Jeżdżąc w Dzień Dziecka narażałem mijanych ludzi na konieczność wyperswadowywania swoim pociechom pomysłu na taki prezent. ;))
Spotkałem także wzorowego emeryta - spatynowany "Kredens" i działeczka... do pełni sielanki brakuje tylko czarnych tablic z roku produkcji tejże fury...

PS. w najbliższym czasie możecie się spodziewać niespodzianki związanej z Wielkim Kołem. ;p
PS. 2: ciekawostka - zawód: monocyklista (?):
https://www.olx.pl/oferta/monocyklista-do-parku-ro...
czegoś takiego jeszcze nie widziałem. :)
Jeżdżąc w Dzień Dziecka narażałem mijanych ludzi na konieczność wyperswadowywania swoim pociechom pomysłu na taki prezent. ;))
Spotkałem także wzorowego emeryta - spatynowany "Kredens" i działeczka... do pełni sielanki brakuje tylko czarnych tablic z roku produkcji tejże fury...

PS. w najbliższym czasie możecie się spodziewać niespodzianki związanej z Wielkim Kołem. ;p
PS. 2: ciekawostka - zawód: monocyklista (?):
https://www.olx.pl/oferta/monocyklista-do-parku-ro...
czegoś takiego jeszcze nie widziałem. :)
Kolejni entuzjaści Huragana /25-26.VI.2018/
Wtorek, 26 czerwca 2018
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 42.56 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem pod sklepem stało dwóch żulów, stosunkowo trzeźwych i relatywnie młodych. Na mój widok jeden zawołał:
- ee!! z-ziomuś, ale fajny masz łoweł!
- a gdzie tam, chińska podróbka, ludzie na góralach mnie wyprzedzają! - streścił rzutko swój dorobek szosowy Mors.
- no nie 3,14erdol !?! Taki fajny łoweł?!

Dusiłem się ze śmiechu, zwłaszcza, że sobie wyobraziłem wtedy umierającą ze śmiechu K78 i spółkę.


A autentycznie, tego dnia wyprzedziło mnie dwóch MTBowców, z czego jeden z plecakiem tak wielkim, że wystawał mu sporo nad głowę.
A ponadto w programie:
Pojechałem nad Kwisę. Widoczki prawie jak w górach...


A po chwili przyjechały dwie loszki i zanim zdążyły się ozebłać to spadł deszcz, a one odjechały.
Pojechałem także do sąsiedniej diecezji
do Chaty Polskiej, bo jeszcze nigdy w takowym przybytku nie byłem, a poza tym Hrgn bardzo tamże pasował. 

- ee!! z-ziomuś, ale fajny masz łoweł!
- a gdzie tam, chińska podróbka, ludzie na góralach mnie wyprzedzają! - streścił rzutko swój dorobek szosowy Mors.
- no nie 3,14erdol !?! Taki fajny łoweł?!

Dusiłem się ze śmiechu, zwłaszcza, że sobie wyobraziłem wtedy umierającą ze śmiechu K78 i spółkę.



A autentycznie, tego dnia wyprzedziło mnie dwóch MTBowców, z czego jeden z plecakiem tak wielkim, że wystawał mu sporo nad głowę.

A ponadto w programie:
Pojechałem nad Kwisę. Widoczki prawie jak w górach...


A po chwili przyjechały dwie loszki i zanim zdążyły się ozebłać to spadł deszcz, a one odjechały.

Pojechałem także do sąsiedniej diecezji



Ponad 20*C w dół :) (21-22.VI.2018, Hrgn)
Piątek, 22 czerwca 2018
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 31.19 | gruntow(n)e: | 8.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Spektakularne, gwałtowne ochłodzenie z ponad 30* (w cieniu) do poniżej 10 następnego dnia nad ranem.
Co ciekawe, nad moją okolicą gwałtownemu przejściu zimnego frontu nie towarzyszyły jakiekolwiek opady - sytuacja dość nietypowa.
No i znów jak kraj długi i szeroki drzewa poczyniły wielkie szkody, trup się ściele gęsto, a dendrofile oczywiście jak zawsze niczego nie widzą i nie słyszą...
W czwartek zdążyłem niemalże w ostatniej chwili przed nawałnicą (od samego pyłu było ciemno na wiosce).
Wycieczka była nawet spokojna, oprócz końcówki z duszą na ramieniu. ;)
Tym razem dedykacja dla J1957 ;p

A w ramach masochizmu pojeździłem sporo w t(amt)ym upale w terenie...

... co miało nawet jeden plus: na nierównościach nie czuć, że mi felerna opona podskakuje, skoro i tak wszystko podskakuje. ;]
Co ciekawe, nad moją okolicą gwałtownemu przejściu zimnego frontu nie towarzyszyły jakiekolwiek opady - sytuacja dość nietypowa.
No i znów jak kraj długi i szeroki drzewa poczyniły wielkie szkody, trup się ściele gęsto, a dendrofile oczywiście jak zawsze niczego nie widzą i nie słyszą...
W czwartek zdążyłem niemalże w ostatniej chwili przed nawałnicą (od samego pyłu było ciemno na wiosce).
Wycieczka była nawet spokojna, oprócz końcówki z duszą na ramieniu. ;)
Tym razem dedykacja dla J1957 ;p

A w ramach masochizmu pojeździłem sporo w t(amt)ym upale w terenie...

... co miało nawet jeden plus: na nierównościach nie czuć, że mi felerna opona podskakuje, skoro i tak wszystko podskakuje. ;]
18-20.VI.2018 /Hrgn/
Środa, 20 czerwca 2018
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 33.51 | gruntow(n)e: | 8.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Kobiety na traktory... chłopy do przyczepy ;> czyli kolejna wariacja na temat:

W środę podchodziło pod 30* w cieniu, więc żeby utrudnić sobie życie, pojechałem Huraganem w teren
i to nie byle jaki, bo z piachami i z elementami przeprawowymi...
W środku lasu znalazłem nagrobek (?):

A gdy już zmierzchało, a ja wciąż byłem w lesie (dosłownie i w przenośni), to spadł mi łańcuch w ciemnych chaszczach. Komary dzisiaj głodne spać nie poszły...

W środę podchodziło pod 30* w cieniu, więc żeby utrudnić sobie życie, pojechałem Huraganem w teren

W środku lasu znalazłem nagrobek (?):

A gdy już zmierzchało, a ja wciąż byłem w lesie (dosłownie i w przenośni), to spadł mi łańcuch w ciemnych chaszczach. Komary dzisiaj głodne spać nie poszły...

Łozy. Koniec świata i okolice.
Poniedziałek, 18 czerwca 2018
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 71.39 | gruntow(n)e: | 3.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Trzeci z rzędu dzień z idealną pogodą na jazdę klasykiem - bez upałów i słońca (pot i UV szkodzą rowerowi), ale i bez deszczu i wilgoci (j.w.).
Tym razem okolice Łozów, czyli końca świata:

Wioseczka pośrodku niczego - wokół tylko miliony drzew.
Przy końcu świata pojechałem w prawo i do końca
i "odkryłem" dość malowniczy odcinek Kwisy, który był takim trochę deżawi, bo jakoś dwa dni wcześniej śnił mi się "kamienny las" na syberyjskiej Lenie - a Kwisa to taka trochę Lena południa. 
Ostatnio coraz częściej mam "prorocze sny", pewnie to po matce, ona ma tak bardzo często.

Tamże, pomimo że było gorąco, zażyłem dzikiej kąpieli. Woda była zupełnie ciepła, czego w Kwisie nigdy w życiu nie zaznałem.
Aż podejrzane...
Nad Kwisą przykolegowałem się też do ważki. Zdjęcia z dedykacją dla 'malarza'.


Nawet ją nazwałem: Marzka
na cześć "naszej" Marzki Ważki która właśnie uskutecznia maraton na 6,7kkm wzdłuż USA 

A tak się prezentuje odrestaurowana i odgadżetowana kierownica Krossa w praktyce - z dedykacją dla K78

55 km nalatane w sobotę plus 16 w poniedziałek - kopsnąłem się na poradzieckie lotnisko, gdzie sebixy w Vieśwagenach oprócz palenia gum zostawiają ochoczo tłuczone szkło (najchętniej wsypałbym to im do gardeł
) tudzież odkryłem po nich znaczne złoża amelinium, a jak mawiał klasyk:
To je amelinium! Sześćdziesiąt baniek za pięć ton!
Tym razem okolice Łozów, czyli końca świata:

Wioseczka pośrodku niczego - wokół tylko miliony drzew.

Przy końcu świata pojechałem w prawo i do końca


Ostatnio coraz częściej mam "prorocze sny", pewnie to po matce, ona ma tak bardzo często.


Tamże, pomimo że było gorąco, zażyłem dzikiej kąpieli. Woda była zupełnie ciepła, czego w Kwisie nigdy w życiu nie zaznałem.

Nad Kwisą przykolegowałem się też do ważki. Zdjęcia z dedykacją dla 'malarza'.



Nawet ją nazwałem: Marzka



A tak się prezentuje odrestaurowana i odgadżetowana kierownica Krossa w praktyce - z dedykacją dla K78


55 km nalatane w sobotę plus 16 w poniedziałek - kopsnąłem się na poradzieckie lotnisko, gdzie sebixy w Vieśwagenach oprócz palenia gum zostawiają ochoczo tłuczone szkło (najchętniej wsypałbym to im do gardeł

To je amelinium! Sześćdziesiąt baniek za pięć ton!
(F. Kiepski)
Tak więc teges...Profesjonalna renowacja chromowanej kierownicy Krossa (14-15.VI.2018)
Piątek, 15 czerwca 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 79.79 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Już chyba żadną "wiochą" Was nie zaskoczę, więc tym razem postanowiłem zaskoczyć Was profesjonalizmem. 
Oto minęły kolejne 2 miesiące bez Krossa i nikt się nawet nie zająknął
a wcześniej był tylko 80-kilometrowy epizod i aż 6 miesięcy przerwy (i to samo
).
Otóż mój stary Kross osiągnął ubiegłej jesieni już wiek "youngtimera" (18 lat) i dlatego nie jeździł w wilgotną, mroźną i słoną pogodę, natomiast od wiosny br. przechodził profesjonalne spa...
18 lat (i zim!) codziennych jazd poczyniło wiele spustoszenia - rdzy jest sporo: śrubki, nakrętki, kierownica, a miejscami nawet rama (krawędzie).
Kierownicy dostało się mocno, bo w swym długim życiu woziła sporo różnych rzeczy (nawet złom...), zaliczyła wiele gleb (tak z mojej jak i cudzej winy) tudzież potrąciła parę osób i jeden samochód...
Gdy w 2016, z okazji 50kkm roweru, zabrałem się za renowację, efekty były takie:

Renowacja polegała na polerowaniu chromu mleczkiem polerskim do chromów. Większość z miliona rys zniknęła, ale rdza tylko chwilowo się zatuszowała - po 2 latach sytuacja niemal powróciła do stanu wyjściowego...
Tym razem, korzystając z życiowej okazji, oddałem kierę do prawdziwego, profesjonalnego chromowania z uprzednim ściąganiem starej powłoki do "gołej kości" - w dodatku za darmochę.
Efekty są porażające -zwłaszcza w mocnym świetle porażają. Zdjęcia robiłem w słabym świetle, bo inaczej widać tylko sam błysk.

Te ślady niedoskonałości to tylko wazelina (konserwacja).
Uprzedzając ewentualne pytania - nikomu takiej usługi nie załatwię nawet za pieniądze, bo się nie da - no chyba, że macie ilości przemysłowe.
Dla mnie z pewnych względów zrobiono wyjątek i to za friko. 
Pozostało jeszcze ostateczne rozwiązanie kwestii mocowania licznika tak, ażeby jego stelaż nie niszczył chromu na kierownicy.
Z braku miejsca na kierze, licznik (bynajmniej nie bezprzewodowy!) trzymam w saszetce. Podczas jazdy go nie widzę, chyba że mnie przypili chęć zobaczenia wskazań, to wtedy wyciągam go za kabelek, niczym angielscy dżentelmeni wyciągali na łańcuszku zegarki z kieszeni spodni.
W piątek 22 km testowe - po tak znacznym demontażu roweru miałem pewne obawy, ale - o dziwo - wszystko chodzi jak złoto (srebro?). Oczywiście jest wolniej niż na Huraganie, ale to jedyna wada. Z zalet, oprócz oczywistości (wygodniejsza pozycja, swobodna jazda w terenie) są i takie, jak dobrze działające wszystkie 21 przerzutek (zamiast kalekich 12 w Hrgn), zapinająca się sakwa, z której nic nie wypada podczas jazdy
tudzież nowy, niestrzelający napęd. No i doznania sentymentalne - kiera, nad którą spędziłem pół życia, odmłodniała o 18 lat - to trochę coś jakby samemu przenieść się w czasie. Jechałem cały czas wpatrzony w kierownicę wilgotnymi oczami... 
A w sobotę zwiedzałem okolice Małomic i Szprotawy. Tamże dowiedziałem się, że hot-dogi i "cafe" (!) to tradycyjne, polskie dania...

Witki opadają...
Ogólnie fajna trasa, szlakiem betonowych znaków i Społemów.
Niestety, zamknęli w Szpro jeden Społem, który był, rzec by można, Społemem wśród Społemów - że wczesny Gierek wewnątrz i na zewn. to drobiazg - tam część towaru trzymano bezpośrednio na ziemi (takiej betonowej, nie glebowej)! 
A, i jeszcze widziałem w Szpro aż 3 Maluchy, najwięcej od wielu lat. W jednym jechał dziadek na szczecińskich (!) tablicach, a że to była trasa północ-południe, więc pewnie przejeżdżał tranzytem. A gdzie? Parafrazując wieszcza:
to gdzieś dalej,
pewnie Praga
hehe

Oto minęły kolejne 2 miesiące bez Krossa i nikt się nawet nie zająknął


Otóż mój stary Kross osiągnął ubiegłej jesieni już wiek "youngtimera" (18 lat) i dlatego nie jeździł w wilgotną, mroźną i słoną pogodę, natomiast od wiosny br. przechodził profesjonalne spa...
18 lat (i zim!) codziennych jazd poczyniło wiele spustoszenia - rdzy jest sporo: śrubki, nakrętki, kierownica, a miejscami nawet rama (krawędzie).
Kierownicy dostało się mocno, bo w swym długim życiu woziła sporo różnych rzeczy (nawet złom...), zaliczyła wiele gleb (tak z mojej jak i cudzej winy) tudzież potrąciła parę osób i jeden samochód...

Gdy w 2016, z okazji 50kkm roweru, zabrałem się za renowację, efekty były takie:

Renowacja polegała na polerowaniu chromu mleczkiem polerskim do chromów. Większość z miliona rys zniknęła, ale rdza tylko chwilowo się zatuszowała - po 2 latach sytuacja niemal powróciła do stanu wyjściowego...
Tym razem, korzystając z życiowej okazji, oddałem kierę do prawdziwego, profesjonalnego chromowania z uprzednim ściąganiem starej powłoki do "gołej kości" - w dodatku za darmochę.

Efekty są porażające -zwłaszcza w mocnym świetle porażają. Zdjęcia robiłem w słabym świetle, bo inaczej widać tylko sam błysk.

Te ślady niedoskonałości to tylko wazelina (konserwacja).
Uprzedzając ewentualne pytania - nikomu takiej usługi nie załatwię nawet za pieniądze, bo się nie da - no chyba, że macie ilości przemysłowe.


Pozostało jeszcze ostateczne rozwiązanie kwestii mocowania licznika tak, ażeby jego stelaż nie niszczył chromu na kierownicy.
Z braku miejsca na kierze, licznik (bynajmniej nie bezprzewodowy!) trzymam w saszetce. Podczas jazdy go nie widzę, chyba że mnie przypili chęć zobaczenia wskazań, to wtedy wyciągam go za kabelek, niczym angielscy dżentelmeni wyciągali na łańcuszku zegarki z kieszeni spodni.

W piątek 22 km testowe - po tak znacznym demontażu roweru miałem pewne obawy, ale - o dziwo - wszystko chodzi jak złoto (srebro?). Oczywiście jest wolniej niż na Huraganie, ale to jedyna wada. Z zalet, oprócz oczywistości (wygodniejsza pozycja, swobodna jazda w terenie) są i takie, jak dobrze działające wszystkie 21 przerzutek (zamiast kalekich 12 w Hrgn), zapinająca się sakwa, z której nic nie wypada podczas jazdy


A w sobotę zwiedzałem okolice Małomic i Szprotawy. Tamże dowiedziałem się, że hot-dogi i "cafe" (!) to tradycyjne, polskie dania...

Witki opadają...
Ogólnie fajna trasa, szlakiem betonowych znaków i Społemów.


A, i jeszcze widziałem w Szpro aż 3 Maluchy, najwięcej od wielu lat. W jednym jechał dziadek na szczecińskich (!) tablicach, a że to była trasa północ-południe, więc pewnie przejeżdżał tranzytem. A gdzie? Parafrazując wieszcza:
to gdzieś dalej,
pewnie Praga
hehe