thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Nielicho

Dystans całkowity:52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%)
Czas w ruchu:56:42
Średnia prędkość:21.23 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:38842 m
Suma kalorii:1625 kcal
Liczba aktywności:1381
Średnio na aktywność:37.79 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Wypełniły się dni. Tudzież kkm-y (druga wymiana napędu w Huraganie, 1-2.VII.2018)

Poniedziałek, 2 lipca 2018
kilosy:19.89gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Huraganowi strzeliło 19 OOO km i jednocześnie minęło równo półtora roku, jak strzeliła mi zmieniarka tylnej przerzutki - i tyle czasu trzymałem wihajsterek ręką podczas jazdy. :D
Ale "już" się za to biorę...
No i zmieniłem napęd (łańcuch + wielotryb), bo szło oszaleć. :) W najmniejszej zębatce nie da się dotknąć zębów, bo ranią palce. :D
Ale pozostałe zębatki jeszcze by można pomęczyć... ;>

Napęd nalatał 10 227,94 km (2 l. 8 m-cy), tj. o 15OO więcej niż poprzedni (oryginalny).

No i zostaje jeszcze problem częściowo startego rowka osadzającego obręcz w oponie - próbowałem ściąć resztę rowka, ale nie za bardzo to idzie. Klops...

MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin III)

Sobota, 30 czerwca 2018
kilosy:20.33gruntow(n)e:4.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
Tego dnia jeździłem szlakiem R-10 i po małych kurorcikach, czyli praktycznie cały czas wśród ludzi (ale w znośnych ilościach). Dzięki temu fejmu było co nie miara, aż mnie przerastał ;)) non-stop latały rozmaite teksty, od "o skur%$syn je&any!" ;) aż po "Jezus Maria!" ;) jak i od "potrzymaj mi piwo!" po "Mistrzostwo Świata!" hehe ;p
Do tego kilka "wywiadów", oklaski, wrzaski... :))
Naprawdę, często byłem tym aż zmęczony. :)

Dobrze odpocząć można było za to na plaży, bo większość ludzi jedzie nad morze by robić tam zakupy xD  a na plażach spokojnie, zwłaszcza jak jest powyżej 300 m od najbliższego sklepu ;D;D
Paradoksalnie, często łatwiej, szybciej i wygodniej jest objeżdżać szlak R-10 plażą, niż odwrotnie. :D
Z jazd plażowych popełniłem nawet filmik, ale z rąsi, więc niewiele z niego wynika, poza tym nie chce mi się wciepywać na y2b. ;p

No to chociaż foto łapcie ;p


Nie tylko jeździłem po plaży, ale i ćwiczyłem ewolucje - zawracanie i jazdę wstecz. Co ciekawe, wychodziło lepiej niż na zwykłych nawierzchniach, no i znacznie bezpieczniej w razie gleby.
No i jaki fejm! ;p - najlepszym przykładem jest gościu, który rozwalił mnie na atomy, a wręcz na kwanty. :D
Otóż focił (lub nagrywał) on swoja kobietę (ok. 30stki, zero problemów z grawitacją ;)) ) pozującą i pląsającą nago (sic!) w lodowatej ( <3 ) wodzie, a ja "akurat" trenowałem w pobliżu, tak się jakoś złożyło. ;))
I gdy gostek coś do mnie zagadnął (nie dosłyszałem, w huku morza), to się wystraszyłem, że mnie chce przepędzić, czy coś. :) A on powtórzył - odwrócony tyłem do kobity:
- no nie mogę się napatrzeć!
xDDD
Miałem już na końcu języka, że ja też ;) ;p i że możemy się zamienić. ;p :D
Tymczasem facet zaczął rozwijać temat, a owa niewiasta dalej pląsała i marzła, chyba nawet się nic nie skapła. :O
Nawet nie pamiętam, o czym z nim wtedy gadałem - przypuszczalnie o mono. ;D;D

"Na mieście" też się działo, bo było sporo kolonii - a dzieciaki są bardzo spontaniczne i wylewne. :D
I sporo emerytów i emerytek - też czasem potrafią. ;))

Plażą przejechałem ok. 4 km, jechało się dość lekko, za wyjątkiem odcinków o większym nachyleniu poprzecznym podłoża no i w sytuacjach, gdy fale mnie zaskakiwały - naprawdę kiepsko się jeździ po podłożu wymywanym spod koła. No i kilka razy skończyło się to glebą, a rowerek pokrył się słoną wodą z piachem o_O
Tak bardzo dotąd o niego dbałem, że nawet w deszczu i pozimowym syfie nie jeździłem...

Jazda w soli, wodzie i piachu, plus jazdy wstecz, ostatecznie dobiły moje i tak już dobite pedałko. Tak się zmasakrowało, tak się zacinało, że chwilami przestawało zupełnie się kręcić - a ja zaliczałem glebę. ;p A nawet jak się kręciło, to z potężnym oporem.
A na sam koniec pedałko się całkiem odkręciło i odpadło i to akurat w momencie, gdy przeniosłem nań nacisk, by zahamować. Efekt był taki, że poleciałem w kierunku pedałka, a rower wystrzelił spode mnie na kilkanaście metrów: po chodniku, finiszując na ulicy. Cud, że akurat nic nie szło i nic nie jechało! Choć chwilę wcześniej jechała policja - ale by było... o_O
Drugie szczęście w nieszczęściu, że odkręciło się 100m od przystanku. ;]

Cała noc w autobusie (i jak zwykle zero problemów z zabraniem roweru do bagażnika ;p ) i o 5 rano w niedzielę wylądowałem w Morsownii, gdzie temperatura okazała się jeszcze niższa od prognoz - ekstremalne wręcz jak na lipiec 6,8*C !!!
Szok - a ja ubrany tak jak na ww. zdjęciu. :)
Niesamowite są te rozrzuty temperatur: w czwartek w Morsownii przekraczało 30*C w cieniu a w tym samym czasie nad samym Morzem było zaledwie 18*!
Natomiast nocami (nad ranem) nad Bałtykiem nie schodziło poniżej 14*, a w Morsownii potrafiło zejść poniżej 7* (zweryfikowane na dwóch różnych termometrach).


To był mój rekordowy czerwiec - tak co do dystansu jak i liczby komentarzy - ponad ćwierć kafla. ;))

A tymczasem w Morsownii...gdy Mors (w sobotę) był w raju... ;) 
Otóż umarł Diabeł.
Trollking uspokój się, chodziło mi o ksywkę kolegi z podstawówki (i to z jednej ławki - sic!). ;)
Ksywka prawdopodobnie wzięła się z przyczyn "estetycznych", zwłaszcza odnośnie śmiechu - on tak już miał, od zawsze...

MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin II )

Piątek, 29 czerwca 2018
kilosy:27.19gruntow(n)e:0.40
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
Tym razem dystans konkret, jak na mono. A oprócz tego 2 razy po 5 km z buta po plaży, bo nie szło jechać - wiatr przekraczał 40km/h co samo w sobie jest szczegółem, ale fale zrobiły się tak duże, że atakowały po kilkadziesiąt metrów wgłąb plaży, tworzyły się rozlewiska, potoki i inne atrakcje, na których koło grzęzło.

Czy jako odkrywca nowego jeziora mogę mu nadać nazwę? ;)


Aż uszy mnie rozbolały. Do tego nie było przed kim robić show ;) bo plaża niemalże pusta. Raz na pół kilometra ktoś spacerował, raz na 3 km ktoś plażował a pływała jedna osoba, i to staruszek. :0
Później dopiero zacyknąłem, że to musiał być sam A. Doba (na jego fejsie znalazłem poszlakę, że akurat teraz jest na wczasach z rodziną nad morzem). 71 lat!
No trudno, miał chłop pecha, że mnie nie poznał. ;p ;)

Zasypywało namioty...

i zrównywało plażę z wydmami...



A wieczorem, przy trochę mniejszym wietrze i falach - ale i przy niższej temperaturze - przy totalnie pustej plaży zażyłem kąpieli ja, wyrównując rachunki. ;p

Natomiast po drugiej stronie wydm jeździło się całkiem spoko...

;)
No ale co ja tam mogę wiedzieć o wietrze, nad morzem i na jednym kole - nie ma co porównywać do warszawskich czy poznańskich kolarzy. ;) ;ppp

Pojeździłem trochę antysystemowo, tj. po zwykłych wioskach odległych od morza o "bezsensowne" kilka km...

/K78: nie buchnęli Ci roweru? ;) 

... jak i po małych kurorcikach nadmorskich, o znośnym ruchu pieszym i samochodowym, co oczywiście wywołało sporo pozytywnego zamieszania. ;))

Jeździłem też po szlaku rowerowym ER-10 wokół Bałtyku, na którym minęło mnie ze 15 milionów rowerów a już na pewno więcej, niż widziałem w całym życiu... Oczywiście połowa rowerów wyjechała pierwszy raz od zeszłego urlopu, a ich napędy tak świszczały, że zagłuszały sztorm na Bałtyku. ;D

Wyprzedziłem! Jak widać, lepie mieć jedno koło, ale wielkie, niźli 4, ale małe. ;p

A na koniec kolacja w plenerze, bo akurat słońce fajnie zachodziło. Tak słonecznie jest na środkowym wybrzeżu o 21:13, czyli gdy w Morsownii właśnie słońce znika, a na płd-wsch PL to już pewnie ciemno. ;)

A o 23:30 na północnym niebie jeszcze się utrzymywała pomarańczowa łuna...

MORSkie opowieści (Wielkie Koło i Bałtyk, odcin I )

Czwartek, 28 czerwca 2018
kilosy:17.66gruntow(n)e:3.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
Pierwszy raz w zyciu pojechalem sam nad morze. No i dzialam na wlasna pletwe/reke - po pierwszym dniu jestem juz z Posejdonem na Ty. ;D
Wiekszosc akcji nie nadaje sie na publikacje, to ponizej to tylko okruszki. :)

Juz na PKP ciezki szok: na stacji byl drugi monocyklista :0 latwiej w lotka sie trafia. :)

Cala trase do Zielonej Gory przegadalismy o mono, a w samej Zielonej "rozbijalismy sie po miescie". Jak mawiaja rowerzysci: nie ma to jak dwa kółka. ;)))
I nawet rozbilem (wybilem) sobie palec u nogi - wez teraz z bolacej stopy wskakuj na tak wielkie kolo. o_O

Kolejny wielki szok: 3 bezchmurne dni z rzedu nad Baltykiem! To tak, jakby trafic w lotka trzy razy z rzedu. ;)))

No i w taka pogode plaza polpusta, a w wodzie bylem jedyna osoba w promieniu kilkuset metrow! :000
BYC MOZE to przez to, ze polnocny wiatr wial powyzej 30km/h i do tego wybralem najzimniejszy rejon Baltyku. :)
Bez kitu, fajny ten Baltyk - mozna morsowac nawet w srodku lata. ;))
Temp. maks. 19 (przy tym wietrze to odczuwalna chyba jednocyfrowa ;)) ) wiekszosc ludzi spacerowala w dlugich rekawkach, a nawet w kufajkach, masakra!  :000 a ja sie opalalem do 19:30 schodzac jako przedostatni w skali obu horyzontow. :00
Takoz i woda, 17,5*C, byla bardzo przyjemna - plywalem ze 20 minut. :)
Dziwne, bo w dziecinstwie to wytrzymywalem ze 3 minuty. :0

Kolejnym szokiem bylo dla mnie, ze na mono da sie jechac po plazy :0 robiac tym niemala furore :))


Jedna ruska to nawet za mna biegla (oooooo!!! mogu ja tiebia sfotografowac?!?).

Wgl mnostwo niemcow i troche ruskich na srodkowym Baltyku, z dala od duzych i znanych kurortow ani szczegolnych atrakcji - bardzo dziwne. Przeciez niemcy maja swoj Baltyk i stac ich na cieple morza. Ci bogatsi ruscy w sumie podobnie - jak to wyjasnic??
Niemcy tez mnie czasami wytykali palcami ;) no i Polacy tez. No i czasem nawet Polki. ;))
A jedna mala "Grazynka" stwierdzila, ze "to ploste, wystalcy lozklęcić zwykły lowelek". :0 Alez mi cisnienie skoczylo! ;))
A jednej pańci zgubil sie ratlerek i w huku morza nie slyszal jej wolania a ja mu pomoglem, bo pańcia byla toples. :p :)

Wielkie Koło, 1 i 27.VI.2018

Środa, 27 czerwca 2018
kilosy:9.99gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
2 850 km na Wielkim Kole jest moją inspiracją, albo chociaż połowa z tego. Do celu chyba nie dożyję, ale do półmetka zostały "tylko" 102 km.

Jeżdżąc w Dzień Dziecka narażałem mijanych ludzi na konieczność wyperswadowywania swoim pociechom pomysłu na taki prezent. ;))

Spotkałem także wzorowego emeryta - spatynowany "Kredens" i działeczka... do pełni sielanki brakuje tylko czarnych tablic z roku produkcji tejże fury...


PS. w najbliższym czasie możecie się spodziewać niespodzianki związanej z Wielkim Kołem. ;p

PS. 2: ciekawostka - zawód: monocyklista (?):
https://www.olx.pl/oferta/monocyklista-do-parku-ro...
czegoś takiego jeszcze nie widziałem. :)

Kolejni entuzjaści Huragana /25-26.VI.2018/

Wtorek, 26 czerwca 2018
kilosy:42.56gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Tym razem pod sklepem stało dwóch żulów, stosunkowo trzeźwych i relatywnie młodych. Na mój widok jeden zawołał:
- ee!! z-ziomuś, ale fajny masz łoweł!
- a gdzie tam, chińska podróbka, ludzie na góralach mnie wyprzedzają! - streścił rzutko swój dorobek szosowy Mors.
- no nie 3,14erdol !?! Taki fajny łoweł?!
:D

Dusiłem się ze śmiechu, zwłaszcza, że sobie wyobraziłem wtedy umierającą ze śmiechu K78 i spółkę. ;D;D;D

A autentycznie, tego dnia wyprzedziło mnie dwóch MTBowców, z czego jeden z plecakiem tak wielkim, że wystawał mu sporo nad głowę. :D

A ponadto w programie:
Pojechałem nad Kwisę. Widoczki prawie jak w górach...


A po chwili przyjechały dwie loszki i zanim zdążyły się ozebłać to spadł deszcz, a one odjechały. ;)

Pojechałem także do sąsiedniej diecezji ;) do Chaty Polskiej, bo jeszcze nigdy w takowym przybytku nie byłem, a poza tym Hrgn bardzo tamże pasował. ;)


Ponad 20*C w dół :) (21-22.VI.2018, Hrgn)

Piątek, 22 czerwca 2018
kilosy:31.19gruntow(n)e:8.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Spektakularne, gwałtowne ochłodzenie z ponad 30* (w cieniu) do poniżej 10 następnego dnia nad ranem.
Co ciekawe, nad moją okolicą gwałtownemu przejściu zimnego frontu nie towarzyszyły jakiekolwiek opady - sytuacja dość nietypowa.

No i znów jak kraj długi i szeroki drzewa poczyniły wielkie szkody, trup się ściele gęsto, a dendrofile oczywiście jak zawsze niczego nie widzą i nie słyszą...

W czwartek zdążyłem niemalże w ostatniej chwili przed nawałnicą (od samego pyłu było ciemno na wiosce). 
Wycieczka była nawet spokojna, oprócz końcówki z duszą na ramieniu. ;)
Tym razem dedykacja dla J1957 ;p


A w ramach masochizmu pojeździłem sporo w t(amt)ym upale w terenie...

... co miało nawet jeden plus: na nierównościach nie czuć, że mi felerna opona podskakuje, skoro i tak wszystko podskakuje. ;]

18-20.VI.2018 /Hrgn/

Środa, 20 czerwca 2018
kilosy:33.51gruntow(n)e:8.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Kobiety na traktory... chłopy do przyczepy ;> czyli kolejna wariacja na temat:


W środę podchodziło pod 30* w cieniu, więc żeby utrudnić sobie życie, pojechałem Huraganem w teren :icon_smile2: i to nie byle jaki, bo z piachami i z elementami przeprawowymi...
W środku lasu znalazłem nagrobek (?):

A gdy już zmierzchało, a ja wciąż byłem w lesie (dosłownie i w przenośni), to spadł mi łańcuch w ciemnych chaszczach. Komary dzisiaj głodne spać nie poszły... ;D

Łozy. Koniec świata i okolice.

Poniedziałek, 18 czerwca 2018
kilosy:71.39gruntow(n)e:3.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Trzeci z rzędu dzień z idealną pogodą na jazdę klasykiem - bez upałów i słońca (pot i UV szkodzą rowerowi), ale i bez deszczu i wilgoci (j.w.).
Tym razem okolice Łozów, czyli końca świata:

Wioseczka pośrodku niczego - wokół tylko miliony drzew. ;)
Przy końcu świata pojechałem w prawo i do końca ;) i "odkryłem" dość malowniczy odcinek Kwisy, który był takim trochę deżawi, bo jakoś dwa dni wcześniej śnił mi się "kamienny las" na syberyjskiej Lenie - a Kwisa to taka trochę Lena południa. ;)
Ostatnio coraz częściej mam "prorocze sny", pewnie to po matce, ona ma tak bardzo często. :D

Tamże, pomimo że było gorąco, zażyłem dzikiej kąpieli. Woda była zupełnie ciepła, czego w Kwisie nigdy w życiu nie zaznałem. :o Aż podejrzane...

Nad Kwisą przykolegowałem się też do ważki. Zdjęcia z dedykacją dla 'malarza'. ;)


Nawet ją nazwałem: Marzka :D na cześć "naszej" Marzki Ważki która właśnie uskutecznia maraton na 6,7kkm wzdłuż USA :o:o

A tak się prezentuje odrestaurowana i odgadżetowana kierownica Krossa w praktyce - z dedykacją dla K78 :P


55 km nalatane w sobotę plus 16 w poniedziałek - kopsnąłem się na poradzieckie lotnisko, gdzie sebixy w Vieśwagenach oprócz palenia gum zostawiają ochoczo tłuczone szkło (najchętniej wsypałbym to im do gardeł :P) tudzież odkryłem po nich znaczne złoża amelinium, a jak mawiał klasyk:

To je amelinium! Sześćdziesiąt baniek za pięć ton!
(F. Kiepski)
Tak więc teges...

Profesjonalna renowacja chromowanej kierownicy Krossa (14-15.VI.2018)

Piątek, 15 czerwca 2018
kilosy:79.79gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Już chyba żadną "wiochą" Was nie zaskoczę, więc tym razem postanowiłem zaskoczyć Was profesjonalizmem. :D

Oto minęły kolejne 2 miesiące bez Krossa i nikt się nawet nie zająknął :P a wcześniej był tylko 80-kilometrowy epizod i aż 6 miesięcy przerwy (i to samo :P ).
Otóż mój stary Kross osiągnął ubiegłej jesieni już wiek "youngtimera" (18 lat) i dlatego nie jeździł w wilgotną, mroźną i słoną pogodę, natomiast od wiosny br. przechodził profesjonalne spa...
18 lat (i zim!) codziennych jazd poczyniło wiele spustoszenia - rdzy jest sporo: śrubki, nakrętki, kierownica, a miejscami nawet rama (krawędzie).
Kierownicy dostało się mocno, bo w swym długim życiu woziła sporo różnych rzeczy (nawet złom...), zaliczyła wiele gleb (tak z mojej jak i cudzej winy) tudzież potrąciła parę osób i jeden samochód... :icon_redface:

Gdy w 2016, z okazji 50kkm roweru, zabrałem się za renowację, efekty były takie:

Renowacja polegała na polerowaniu chromu mleczkiem polerskim do chromów. Większość z miliona rys zniknęła, ale rdza tylko chwilowo się zatuszowała - po 2 latach sytuacja niemal powróciła do stanu wyjściowego...
Tym razem, korzystając z życiowej okazji, oddałem kierę do prawdziwego, profesjonalnego chromowania z uprzednim ściąganiem starej powłoki do "gołej kości" - w dodatku za darmochę. :D
Efekty są porażające -zwłaszcza w mocnym świetle porażają. Zdjęcia robiłem w słabym świetle, bo inaczej widać tylko sam błysk.

Te ślady niedoskonałości to tylko wazelina (konserwacja).
Uprzedzając ewentualne pytania - nikomu takiej usługi nie załatwię nawet za pieniądze, bo się nie da - no chyba, że macie ilości przemysłowe. ;)  Dla mnie z pewnych względów zrobiono wyjątek i to za friko. :icon_cool:

Pozostało jeszcze ostateczne rozwiązanie kwestii mocowania licznika tak, ażeby jego stelaż nie niszczył chromu na kierownicy. 
Z braku miejsca na kierze, licznik (bynajmniej nie bezprzewodowy!) trzymam w saszetce. Podczas jazdy go nie widzę, chyba że mnie przypili chęć zobaczenia wskazań, to wtedy wyciągam go za kabelek, niczym angielscy dżentelmeni wyciągali na łańcuszku zegarki z kieszeni spodni. ;)


W piątek 22 km testowe - po tak znacznym demontażu roweru miałem pewne obawy, ale - o dziwo - wszystko chodzi jak złoto (srebro?). Oczywiście jest wolniej niż na Huraganie, ale to jedyna wada. Z zalet, oprócz oczywistości (wygodniejsza pozycja, swobodna jazda w terenie) są i takie, jak dobrze działające wszystkie 21 przerzutek (zamiast kalekich 12 w Hrgn), zapinająca się sakwa, z której nic nie wypada podczas jazdy ;D tudzież nowy, niestrzelający napęd. No i doznania sentymentalne - kiera, nad którą spędziłem pół życia, odmłodniała o 18 lat - to trochę coś jakby samemu przenieść się w czasie. Jechałem cały czas wpatrzony w kierownicę wilgotnymi oczami... :o

A w sobotę zwiedzałem okolice Małomic i Szprotawy. Tamże dowiedziałem się, że hot-dogi i "cafe" (!) to tradycyjne, polskie dania...

Witki opadają...

Ogólnie fajna trasa, szlakiem betonowych znaków i Społemów. ;) Niestety, zamknęli w Szpro jeden Społem, który był, rzec by można, Społemem wśród Społemów - że wczesny Gierek wewnątrz i na zewn. to drobiazg - tam część towaru trzymano bezpośrednio na ziemi (takiej betonowej, nie glebowej)! :o

A, i jeszcze widziałem w Szpro aż 3 Maluchy, najwięcej od wielu lat. W jednym jechał dziadek na szczecińskich (!) tablicach, a że to była trasa północ-południe, więc pewnie przejeżdżał tranzytem. A gdzie? Parafrazując wieszcza:
to gdzieś dalej,
pewnie Praga

hehe