Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
10kkm+ na jednym napędzie /Hrgn 11-12.VI.2018/
Wtorek, 12 czerwca 2018
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 103.16 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
10kkm bez bawienia się w zmienianie łańcuchów, to nieźle. Cel zrealizowany, ale napędu jeszcze nie wymieniam.
Czekam, aż zębatki całkiem stracą zęby, to jest moją inspiracją. 
W poniedziałek 37 km a we wtorek "aż" 66 - zatkało, co?
Na jakimś zapyziałym, postindustrialnym podwórzu z rupieciami i śmieciami "odkryłem" zabytkowego sRolls-sRoyce'a w idealnym stanie.

A we Wrociszowie (koło New Salt City) całkowicie zdjęli jeden pas DW na metr wgłąb - no i wiadomo, światła i ruch wahadłowy na kilka kilometrów, no i jakiś Janusz zaklinował się ciężarówką próbując zjechać w boczną dróżkę aż w końcu z obu stron (na jednym pasie!) zaczęły się zjeżdżać samochody gdy ich zielone światło puściło i już wszyscy się zaklinowali na cacy. Pewnie do teraz tam stoją.
Podziękowałem im za taką jazdę i odkryłem objazd wiochy polnymi drogami, przez piachy. Nawet fajnie było:

Poza tym idealnie zgrałem się z prognozami wiatru: dojazd z silnym wiatrem w plecy, a powrót? Wiatr skręcił do bocznego po czym ucichł.
No a te Eko, które niby zamykali, jednak modernizują do nowego standardu:

Kolejny cios w hejterów polskiego handlu.
A na przeciwnym biegunie - sklepik z Kożuchowa:

Dla przeciwwagi dostawiłem Huragana. Sklep zablokowany, bo germanofile przecież nie tkną się niczego, co polskie.
No i jeszcze taki piękny relikt znalazłem.

Jedyny znany mi betonowy znak na terenie miasta. A już całkiem pięknie było kilkanaście lat temu, bo tam po prawej jest końcówka linii kolejowej, na której stacjonowały wycofane z ruchu parowozy. Niestety, wszystkie pocięto na żyletki...


W poniedziałek 37 km a we wtorek "aż" 66 - zatkało, co?

Na jakimś zapyziałym, postindustrialnym podwórzu z rupieciami i śmieciami "odkryłem" zabytkowego sRolls-sRoyce'a w idealnym stanie.


A we Wrociszowie (koło New Salt City) całkowicie zdjęli jeden pas DW na metr wgłąb - no i wiadomo, światła i ruch wahadłowy na kilka kilometrów, no i jakiś Janusz zaklinował się ciężarówką próbując zjechać w boczną dróżkę aż w końcu z obu stron (na jednym pasie!) zaczęły się zjeżdżać samochody gdy ich zielone światło puściło i już wszyscy się zaklinowali na cacy. Pewnie do teraz tam stoją.


Poza tym idealnie zgrałem się z prognozami wiatru: dojazd z silnym wiatrem w plecy, a powrót? Wiatr skręcił do bocznego po czym ucichł.

No a te Eko, które niby zamykali, jednak modernizują do nowego standardu:

Kolejny cios w hejterów polskiego handlu.

A na przeciwnym biegunie - sklepik z Kożuchowa:

Dla przeciwwagi dostawiłem Huragana. Sklep zablokowany, bo germanofile przecież nie tkną się niczego, co polskie.

No i jeszcze taki piękny relikt znalazłem.

Jedyny znany mi betonowy znak na terenie miasta. A już całkiem pięknie było kilkanaście lat temu, bo tam po prawej jest końcówka linii kolejowej, na której stacjonowały wycofane z ruchu parowozy. Niestety, wszystkie pocięto na żyletki...
Polowanie na Hipopotamy (maraton Piękny Zachód 1900 km) /Hrgn/
Niedziela, 10 czerwca 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 39.38 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Nareszcie jakieś ultra przejeżdżało przez mój dekanat. ;)
Wykorzystałem okazję i upolowałem legendarną (8 min. postojów podczas 1122 km GMRDP!) Hipcię i trochę sobie pojeździliśmy. ;) Dotąd "znałem" Ją tylko wirtualnie, więc chętnie "grzałem się w blasku jej sławy" hehe. ;p
Tutaj nawigacja źle kieruje Hipcię, podobnie jak niektórych jeszcze zawodników:

na czerwono trasa oficjalna, na zielono objazd przez centrum dla chcących zwiedzać miasto

Władowała się w centrum, nadrobiła prawie kilometr i jeszcze w gratisie dostała spory podjazd.
Tamże "wyskoczyłem zza węgła" i Ją nagrałem (telefonem stacjonarnym na korbkę
).
Pierwszy film to totalna porażka operatora i sprzętu, ale wrzucam, bo słychać jak mi napęd strzela, i przynajmniej K78 się pośmieje.
Na drugim jest już znośnie...
Sam Ją namawiałem na jazdę środkiem (lepsza nawierzchnia).
Na bruku jechała pomaszku, a tak poza tym to leciała jak młody BUK
na płaskim pod 30stke. Podobnie leciał Celsjusz, też pod 30stke, i to nawet na podjazdach, skubany. Po 15 km dla mnie tego było już za wiele, chociaż Hipcia mówiła, że jest OK. 
Ona miała ponad 1800 km w nogach a ja ponad 18...
Koniec końców Hipcia osiągnęła fenomenalne III miejsce (w klasyfikacji łącznej M+K), mocno maskarując niejednego chłopa!
PS. dziś wszyscy zawodnicy przejeżdżali koło "morsowskazu", notabene dobrze nawigującego do mojego igloo

(firma nie istnieje już kilkanaście lat, ale to szczegół).
PS. 2: Hipopotama właściwego nie doczekałem się. Gdy w końcu, po wielu dniach
napisał mi SMS, że dojeżdża, to już nawet nie pamiętałem, o co mu chodzi. :) Zmasakrowała go ta Hipcia nieziemsko...
Wykorzystałem okazję i upolowałem legendarną (8 min. postojów podczas 1122 km GMRDP!) Hipcię i trochę sobie pojeździliśmy. ;) Dotąd "znałem" Ją tylko wirtualnie, więc chętnie "grzałem się w blasku jej sławy" hehe. ;p
Tutaj nawigacja źle kieruje Hipcię, podobnie jak niektórych jeszcze zawodników:

na czerwono trasa oficjalna, na zielono objazd przez centrum dla chcących zwiedzać miasto


Władowała się w centrum, nadrobiła prawie kilometr i jeszcze w gratisie dostała spory podjazd.
Tamże "wyskoczyłem zza węgła" i Ją nagrałem (telefonem stacjonarnym na korbkę

Pierwszy film to totalna porażka operatora i sprzętu, ale wrzucam, bo słychać jak mi napęd strzela, i przynajmniej K78 się pośmieje.

Na drugim jest już znośnie...
Sam Ją namawiałem na jazdę środkiem (lepsza nawierzchnia).

Na bruku jechała pomaszku, a tak poza tym to leciała jak młody BUK


Ona miała ponad 1800 km w nogach a ja ponad 18...

Koniec końców Hipcia osiągnęła fenomenalne III miejsce (w klasyfikacji łącznej M+K), mocno maskarując niejednego chłopa!
PS. dziś wszyscy zawodnicy przejeżdżali koło "morsowskazu", notabene dobrze nawigującego do mojego igloo


(firma nie istnieje już kilkanaście lat, ale to szczegół).
PS. 2: Hipopotama właściwego nie doczekałem się. Gdy w końcu, po wielu dniach

Kożuch(ów) w upale /Hrgn/
Sobota, 9 czerwca 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 70.70 | gruntow(n)e: | 5.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Okrągłe zębatki napędu są moją inspiracją, widzę je coraz bardziej bezzębne :) a do 10 kkm pozostało 121 km.
Pomimo że było 30*C w cieniu i zbierało się na burzę, wiał dość suchy (?!?) wiatr i prawie dało się wytrzymać. ;))
Nawet na uczciwym, jak na niziny, podjeździe na Cisów - na Huraganie to była bułka z masłem....
... i sałatą, rzodkiewką, serkiem, szynką, keczapem i szczypiorkiem. ;))
W Kożuchowie jakiś Janusz sprzedaje działkę niewiele większą od tejże wywieszki :D

A tu jest ciekawy blok, w szczerym polu (za Stypułowem). :O Postawili go na przełomie 80/90 i nie dali rady ukończyć, jak to wówczas było powszechne. I tak sobie stoi do teraz, aż aktualny właściciel wymyślił, że go zgłosi do programu Mieszkanie+. Za darmo bym się zastanawiał...

A pod Tesco widziałem więcej czarnych ludków niż białych - w małym, prowincjonalnym mieście! :O
Widziałem też konie tamże i jak sfociłem je na tle szyldu sklepu to wlazł mi w kadr jakiś facet i jeszcze się zbulwersował, że "mu" robię zdjęcie. ;D;D Dlatego zdjęcia nie wciepuję. ;p
Pojeździłbym jeszcze, ale burzowe chmury już tak straszyły, że do teraz się trzęsę. ;))
Pomimo że było 30*C w cieniu i zbierało się na burzę, wiał dość suchy (?!?) wiatr i prawie dało się wytrzymać. ;))
Nawet na uczciwym, jak na niziny, podjeździe na Cisów - na Huraganie to była bułka z masłem....
... i sałatą, rzodkiewką, serkiem, szynką, keczapem i szczypiorkiem. ;))
W Kożuchowie jakiś Janusz sprzedaje działkę niewiele większą od tejże wywieszki :D

A tu jest ciekawy blok, w szczerym polu (za Stypułowem). :O Postawili go na przełomie 80/90 i nie dali rady ukończyć, jak to wówczas było powszechne. I tak sobie stoi do teraz, aż aktualny właściciel wymyślił, że go zgłosi do programu Mieszkanie+. Za darmo bym się zastanawiał...

A pod Tesco widziałem więcej czarnych ludków niż białych - w małym, prowincjonalnym mieście! :O
Widziałem też konie tamże i jak sfociłem je na tle szyldu sklepu to wlazł mi w kadr jakiś facet i jeszcze się zbulwersował, że "mu" robię zdjęcie. ;D;D Dlatego zdjęcia nie wciepuję. ;p
Pojeździłbym jeszcze, ale burzowe chmury już tak straszyły, że do teraz się trzęsę. ;))
Rewizja legendarnych podjazdów karpaczańskich /Hrgn/
Czwartek, 31 maja 2018
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 64.22 | gruntow(n)e: | 4.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na 8 rano do kościoła, na 9 na blablacar do Jeleniej. Ten drugi etap to z buta, bo kapeć. :) Na szczęście tylko 3 min. pieszo.
No i niespodzianka dla Was - miałem zapasową dętkę, łyżki i pompkę. W Hrgn są dopuszczalne, w Krossie nadal nie przewiduję. ;pp
Dętkę wymieniałem już w Jeleniej, przynajmniej w ładnej lokalizacji (z widokiem na Karkonosze). :)
Pojeździłem troszku po Jeleniej, trochę z ciekawości a trochę z sentymentu (pół Jeleniej zjeździłem na mono)... no i w ramach tych wspomnień się zgubiłem - trafiłem na osiedle kończące się łąką. :D
Reszta trasy już z pamięci, także w miejscach, w których nigdy nie byłem. :)
W Podgórzynie po raz pierwszy przy legendarnym "tramwaju pod skałą" odbiłem w lewo, na Borowice. Świetny, malowniczy podjazd: po lewej pionowe skały a po prawej "przepaść" ze strumykiem na dnie i tak przez kilka km, praktycznie bez samochodów. :>
Same Borowice też świetne - parę chałup skrytych na zacisznym, śródgórskim wypłaszczeniu, zero tranzytu i komerchy, wysokości między 600 a 700 (główny grzbiet Karkonoszy jadł mi z ręki).
Mała pętla po tejże parafii:

po czy powrót na drogę do Karpacza.
Stopniowo mocno zmasakrowany napęd zaczął coraz bardziej strzelać i chrzęścić, aż nagle zobaczyłem trójkę zamulających szosowców. Nic nie dodaje mi tak energii jak połączenie gór i zamulających rowerzystów, toteż czym prędzej zacząłem ich mocno masakrować. :) Dziewoję zmasakrowałem na cacy a dwóch łebków tak średnio, z tym że oni byli na normalnych szosach, a ja na stalowym Hrgn, ze strzelającym napędem, do tego jedną dłonią cały czas cisnąłem do końca wihajsterek od przerzutki a drugą - jednocześnie! - trzaskałem słit focie z masakry. :D:D
Fot nie wrzucam, bo wyszły nieostre. ;p
Po zmasakrowaniu wypadało utrzymać prędkość, a tu podjazd nie ma końca... za to kończył mi się napęd. Skończyło się tym, że 3 razy spadł mi łańcuch, za długi o parę metrów ;) i to zarówno z korby jak i z tylnej przerzutki. Raz akurat jechałem na stojaka, co skończyło się tym, że spadłem razem z łańcuchem: kolano (lekko, ale do krwi) zmasakrowałem sobie przez kierownicę :) a stopą spadłem pionowo na asfalt, tj. gołymi palcami (miałem sandały, ale bez skarpet, w ramach walki z balastem ;)) ).
Tak zmasakrowany zacząłem walczyć z łańcuchem, a tu w mgnieniu oka nadleciał milion much końskich i inkszych (co one robią w górskim lesie?) i zaczęły mnie mocno masakrować. :) A im bardziej mi docinały, tym dłużej bujałem się z łańcuchem, a im dłużej się bujałem - tym bardziej mi docinały. :)
Doszło do tego, że nawet zmasakrowani szosowcy mnie wyminęli. Ale nie wyprzedzili! :)
W końcu Karpacz, gdzie w szczególności spenetrowałem każdy zakątek najwyższej części miasta (800 m+).


20% +

Wang od zaplecza:

Sąsiad Wangu - opuszczony (dlaczego?!) OW "Szczyt" - 870 m.
Ogólnie, w Górnym Karpaczu są opuszczone 3 duże ośrodki. Żaden nie jest remontowany, za to postawiono nowe, jeszcze większe monstrum - Hotel Gołębiewski... :

- niesamowite jest w tej okolicy to, że rosną tam całkiem duże drzewa - na tej samej wysokości, gdzie w pobliskich(!) Jakuszycach ledwo rosną karłowate sosny i zaczyna się już kosodrzewina - raptem kilkanaście km obok a zupełnie inny klimat!
20% +


Oczywiście nie mogło zabraknąć Mekki podjazdów - ul. Szkolna w Karpaczu. Jedni podają 20% inni 27 - IMHO PRZYNAJMNIEJ 27 co wnioskuję po tym, że nie tylko nie dało się zjechać (na 1 hamulcu) ani podjechać (bez młynka), ale i zejść był problem, bo stopy zjeżdżały z butów a buty zjeżdżały po naniesionym tamże żwirku. xD
Niestety, ku mojej rozpaczy, górną część przebudowano na parking a środkową całkowicie wyłączono z ruchu. :(
Przypominam, że zdjęcia wypłaszczają - w rzeczywistości jest tam stromo x2 :)


Spójrzcie chociażby na tych dwoje: muszą iść jak neandretale, żeby nie odpaść od ściany :))

Następnie zjazd do dolnego Karpacza, oczywiście nie główną drogą tylko bocznymi, bo bardziej antysystemowe (większe stromizny, minimalny ruch). Zjazd podzieliłem na 3 etapy, coby ochłonęły hamulce (oraz ja...). Dość powiedzieć, że nawet stożki obręczy parzyły.
Na dole Karpacza skręciłem w ul. Górną (sic!) która po paru metrach się kończy, wraz z końcem miasta i przechodzi w ścianę z dużymi kamolami (kawałek wprowadzania) ale dalej już tylko na kołach - malowniczy trawers zbocza Strzelca (755 m):

(uważni dostrzegą Huragana w centrum zdjęcia - wyprzedził mnie skubany ;) )
Po paru km miał nastąpić spektakularny finisz: zjazd przez Brzezie Karkonoskie, który wg tej bazy ma maksymalnie jakoby 27,8%, co daje mu niby 1. miejsce w Karkonoszach i 4 w całej bazie - podczas gdy Przeł. karkonoska jest tam na miejscu 104. z wynikiem 18,3. No ludziska! Oceńcie sami - tu jest niby ten maks. Chyba komuś koło podskoczyło na kamieniu...

a odkąd zaczyna się asfalt to jest niby 15-16%, na ile da się to dopasować...

Koniec asfaltu i ostatni dom. Tutaj Huragan spokojnie zatrzymywał się na 1 hamulcu i podjeżdżał bez młynka z zajechanym napędem, więc o czym my tu klikamy... o_O
Duże rozczarowanie. Prawie 30-procentowe. ;)
Następnie powrót do Jeleniej, gdzie dobra zmiana daje czadu, choć wciąż jeszcze można spotkać złogi dawnego systemu:

/przemysłowy moloch u stóp gór. A nawet większy od nich ;)/
Nie zabrakło też ciekawostek...

Pies, który pilnował tego przybytku, przywitał mnie jak starego znajomego :O czyżby rozpoznał mnie po tej grafice? :D
Przy głównej arterii miasta...

i nieopodal tejże...

bez kitu, w tym dawnym mieście wojewódzkim widziałem więcej rolników niż w mojej wiosce. :O
Dodać jeszcze mogę, że coś chyba źle założyłem dętkę albo zrobił się na niej bąbel, bo stopniowo, coraz bardziej, zaczęło mi podskakiwać tylne koło - i tak całą trasę. :)
PS. do wpisu dociepałem śmieciowe 8 km ze środy.
No i tym sposobem, po raz pierwszy w życiu, przekroczyłem 1kkm w maju. :> A ponadto pobiłem swój rekord majowych komentarzy. ;p
No i niespodzianka dla Was - miałem zapasową dętkę, łyżki i pompkę. W Hrgn są dopuszczalne, w Krossie nadal nie przewiduję. ;pp
Dętkę wymieniałem już w Jeleniej, przynajmniej w ładnej lokalizacji (z widokiem na Karkonosze). :)
Pojeździłem troszku po Jeleniej, trochę z ciekawości a trochę z sentymentu (pół Jeleniej zjeździłem na mono)... no i w ramach tych wspomnień się zgubiłem - trafiłem na osiedle kończące się łąką. :D
Reszta trasy już z pamięci, także w miejscach, w których nigdy nie byłem. :)
W Podgórzynie po raz pierwszy przy legendarnym "tramwaju pod skałą" odbiłem w lewo, na Borowice. Świetny, malowniczy podjazd: po lewej pionowe skały a po prawej "przepaść" ze strumykiem na dnie i tak przez kilka km, praktycznie bez samochodów. :>
Same Borowice też świetne - parę chałup skrytych na zacisznym, śródgórskim wypłaszczeniu, zero tranzytu i komerchy, wysokości między 600 a 700 (główny grzbiet Karkonoszy jadł mi z ręki).
Mała pętla po tejże parafii:

po czy powrót na drogę do Karpacza.
Stopniowo mocno zmasakrowany napęd zaczął coraz bardziej strzelać i chrzęścić, aż nagle zobaczyłem trójkę zamulających szosowców. Nic nie dodaje mi tak energii jak połączenie gór i zamulających rowerzystów, toteż czym prędzej zacząłem ich mocno masakrować. :) Dziewoję zmasakrowałem na cacy a dwóch łebków tak średnio, z tym że oni byli na normalnych szosach, a ja na stalowym Hrgn, ze strzelającym napędem, do tego jedną dłonią cały czas cisnąłem do końca wihajsterek od przerzutki a drugą - jednocześnie! - trzaskałem słit focie z masakry. :D:D
Fot nie wrzucam, bo wyszły nieostre. ;p
Po zmasakrowaniu wypadało utrzymać prędkość, a tu podjazd nie ma końca... za to kończył mi się napęd. Skończyło się tym, że 3 razy spadł mi łańcuch, za długi o parę metrów ;) i to zarówno z korby jak i z tylnej przerzutki. Raz akurat jechałem na stojaka, co skończyło się tym, że spadłem razem z łańcuchem: kolano (lekko, ale do krwi) zmasakrowałem sobie przez kierownicę :) a stopą spadłem pionowo na asfalt, tj. gołymi palcami (miałem sandały, ale bez skarpet, w ramach walki z balastem ;)) ).
Tak zmasakrowany zacząłem walczyć z łańcuchem, a tu w mgnieniu oka nadleciał milion much końskich i inkszych (co one robią w górskim lesie?) i zaczęły mnie mocno masakrować. :) A im bardziej mi docinały, tym dłużej bujałem się z łańcuchem, a im dłużej się bujałem - tym bardziej mi docinały. :)
Doszło do tego, że nawet zmasakrowani szosowcy mnie wyminęli. Ale nie wyprzedzili! :)
W końcu Karpacz, gdzie w szczególności spenetrowałem każdy zakątek najwyższej części miasta (800 m+).


20% +

Wang od zaplecza:

Sąsiad Wangu - opuszczony (dlaczego?!) OW "Szczyt" - 870 m.
Ogólnie, w Górnym Karpaczu są opuszczone 3 duże ośrodki. Żaden nie jest remontowany, za to postawiono nowe, jeszcze większe monstrum - Hotel Gołębiewski... :

- niesamowite jest w tej okolicy to, że rosną tam całkiem duże drzewa - na tej samej wysokości, gdzie w pobliskich(!) Jakuszycach ledwo rosną karłowate sosny i zaczyna się już kosodrzewina - raptem kilkanaście km obok a zupełnie inny klimat!
20% +


Oczywiście nie mogło zabraknąć Mekki podjazdów - ul. Szkolna w Karpaczu. Jedni podają 20% inni 27 - IMHO PRZYNAJMNIEJ 27 co wnioskuję po tym, że nie tylko nie dało się zjechać (na 1 hamulcu) ani podjechać (bez młynka), ale i zejść był problem, bo stopy zjeżdżały z butów a buty zjeżdżały po naniesionym tamże żwirku. xD
Niestety, ku mojej rozpaczy, górną część przebudowano na parking a środkową całkowicie wyłączono z ruchu. :(
Przypominam, że zdjęcia wypłaszczają - w rzeczywistości jest tam stromo x2 :)


Spójrzcie chociażby na tych dwoje: muszą iść jak neandretale, żeby nie odpaść od ściany :))

Następnie zjazd do dolnego Karpacza, oczywiście nie główną drogą tylko bocznymi, bo bardziej antysystemowe (większe stromizny, minimalny ruch). Zjazd podzieliłem na 3 etapy, coby ochłonęły hamulce (oraz ja...). Dość powiedzieć, że nawet stożki obręczy parzyły.
Na dole Karpacza skręciłem w ul. Górną (sic!) która po paru metrach się kończy, wraz z końcem miasta i przechodzi w ścianę z dużymi kamolami (kawałek wprowadzania) ale dalej już tylko na kołach - malowniczy trawers zbocza Strzelca (755 m):

(uważni dostrzegą Huragana w centrum zdjęcia - wyprzedził mnie skubany ;) )
Po paru km miał nastąpić spektakularny finisz: zjazd przez Brzezie Karkonoskie, który wg tej bazy ma maksymalnie jakoby 27,8%, co daje mu niby 1. miejsce w Karkonoszach i 4 w całej bazie - podczas gdy Przeł. karkonoska jest tam na miejscu 104. z wynikiem 18,3. No ludziska! Oceńcie sami - tu jest niby ten maks. Chyba komuś koło podskoczyło na kamieniu...

a odkąd zaczyna się asfalt to jest niby 15-16%, na ile da się to dopasować...

Koniec asfaltu i ostatni dom. Tutaj Huragan spokojnie zatrzymywał się na 1 hamulcu i podjeżdżał bez młynka z zajechanym napędem, więc o czym my tu klikamy... o_O
Duże rozczarowanie. Prawie 30-procentowe. ;)
Następnie powrót do Jeleniej, gdzie dobra zmiana daje czadu, choć wciąż jeszcze można spotkać złogi dawnego systemu:

/przemysłowy moloch u stóp gór. A nawet większy od nich ;)/
Nie zabrakło też ciekawostek...

Pies, który pilnował tego przybytku, przywitał mnie jak starego znajomego :O czyżby rozpoznał mnie po tej grafice? :D
Przy głównej arterii miasta...

i nieopodal tejże...

bez kitu, w tym dawnym mieście wojewódzkim widziałem więcej rolników niż w mojej wiosce. :O
Dodać jeszcze mogę, że coś chyba źle założyłem dętkę albo zrobił się na niej bąbel, bo stopniowo, coraz bardziej, zaczęło mi podskakiwać tylne koło - i tak całą trasę. :)
PS. do wpisu dociepałem śmieciowe 8 km ze środy.
No i tym sposobem, po raz pierwszy w życiu, przekroczyłem 1kkm w maju. :> A ponadto pobiłem swój rekord majowych komentarzy. ;p
Dobre Zmiany w Morsownii - prezentacja /36er/
Środa, 30 maja 2018
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 10.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
2 850 km na Wielkim Kole jest moją inspiracją,do półmetka jest coraz bliżej, zostało 111,3 km. ;)
Dziś przejechałem główną arterię Morsownii i w związku z tym proponuję prezentację zmian tamże dokonanych za Dobrej Zmiany:
"Morsownia w ruinie" - spuścizna po liberałach-aferałach:

... i ta sama parafia za Dobrej Zmiany:

Podobnie jak z resztą kraju. :)
Mówimy tutaj o drodze wiejskiej, acz nie pośledniej - całe 4,5 km wyremontowano na cacy: są chodniki, poszerzona droga, schludne zatoczki autobusowe, a nawet asfaltowe zjazdy do każdej posesji (po stronie gdzie nie ma chodnika) w liczbie aż 75!
Droga formalnie jest powiatowa (zabawne, że większość dróg wojewódzkich a nawet krajówek w okolicy się teraz przy niej chowa :O ) a gmina coś tam się dorzuciła do inwestycji i od siebie dodała przy okazji jeden zjazd w pola, ok. 150m, do nowo wybudowanych domków. Tylko jeden, choć potrzeb wiele, bo jakoby tylko na tyle mieli kasy... i tak "jakoś" wyszło, że ta jedyna asfaltowa polna droga akurat prowadzi do domu wieloletniej urzędniczki tegoż Urzędu Gminy... :>
Dziś przejechałem główną arterię Morsownii i w związku z tym proponuję prezentację zmian tamże dokonanych za Dobrej Zmiany:
"Morsownia w ruinie" - spuścizna po liberałach-aferałach:

... i ta sama parafia za Dobrej Zmiany:

Podobnie jak z resztą kraju. :)
Mówimy tutaj o drodze wiejskiej, acz nie pośledniej - całe 4,5 km wyremontowano na cacy: są chodniki, poszerzona droga, schludne zatoczki autobusowe, a nawet asfaltowe zjazdy do każdej posesji (po stronie gdzie nie ma chodnika) w liczbie aż 75!
Droga formalnie jest powiatowa (zabawne, że większość dróg wojewódzkich a nawet krajówek w okolicy się teraz przy niej chowa :O ) a gmina coś tam się dorzuciła do inwestycji i od siebie dodała przy okazji jeden zjazd w pola, ok. 150m, do nowo wybudowanych domków. Tylko jeden, choć potrzeb wiele, bo jakoby tylko na tyle mieli kasy... i tak "jakoś" wyszło, że ta jedyna asfaltowa polna droga akurat prowadzi do domu wieloletniej urzędniczki tegoż Urzędu Gminy... :>
Co cztery traktorzystki to nie dwie xD /Hrgn/
Wtorek, 29 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 20.60 | gruntow(n)e: | 0.40 |
czasokres: | śr. km/h: |
Taka sytuacja...

Jak za starych, prostych czasów: zero BHP, zero tablic rejestracyjnych, dodatkowo przyczepka nawet bez świateł... :)
Bez kitu, traktor z żeńską obsadą i to w takiej ilości to chyba rekord świata O_O 400% wyemancypowania i PRAWDZIWEGO równouprawnienia. A kto wie, może "ich chłopy" w tym czasie piastowały dzieci. ;)))
PS. dziś po południu w moim igloo temp. przekroczyła 28*C! I to na plusie. ;)

Jak za starych, prostych czasów: zero BHP, zero tablic rejestracyjnych, dodatkowo przyczepka nawet bez świateł... :)
Bez kitu, traktor z żeńską obsadą i to w takiej ilości to chyba rekord świata O_O 400% wyemancypowania i PRAWDZIWEGO równouprawnienia. A kto wie, może "ich chłopy" w tym czasie piastowały dzieci. ;)))
PS. dziś po południu w moim igloo temp. przekroczyła 28*C! I to na plusie. ;)
Nocne Bory Dlnśl. /Hrgn/
Poniedziałek, 28 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 41.09 | gruntow(n)e: | 6.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem wyjazd dopiero o zachodzie słońca, a i to ledwo dyszałem.
Postanowiłem zatem pojechać nad wodę. Nawiedziłem 4 miejsca, w tym 3 odludne a 1 naprawdę na końcu świata... i wszędzie byli ludzie, namioty, samochody, traktory itd. :i to o 9-10 w nocy, w tygodniu roboczym. :O
Tak kombinowałem, że przekombinowałem z wyjazdem z Borów na asfalt i kilka km w zapadającym mroku przejechałem lasem (piachy, ostre kamyki, zarośla itd.) - na Huraganie. Która inna kolarka by podołała? ;p
Wjeżdżając do jednej leśnej osady widziałem z bliska, jak emeryt jechał samochodzikiem po wsi góra 40 km/h i - jak bLoga kocham - wyskoczyły mu z krzaków centralnie przed niego 2 sarny. Przed pierwszą zdążył przyhamować do góra 30 i na styk ją ominął, a po chwili druga leci na samobója, centralnie na tor kolizyjny, mimo symbolicznej już prędkości! o_O Dziadek jeszcze dohamował, już nawet 20 nie leciał (prędkość spokojnego rowerzysty!) a i tak znów się minęli na grubość lakieru.
Odrobina pecha i by je potrącił - a później oczywiście byłby lincz w realu i w sieci, że pewnie pijak albo pirat drogowy, a jak dziadek no to na pewno nie powinien przejść badań lekarskich i odebrać mu prawko na zawsze...
Zaznaczę raz jeszcze - szybko jadący kolarz byłby tu bardziej niebezpieczny (zwłaszcza dla samego siebie).
Ba! nawet ja, snując się 20 km/h na prostej kiedyś zostałem niejako zaatakowany przez sarenkę wyskakującą z krzaków. Była oszołomiona, bo jechało kilka rowerów na raz i nie wiedziała, między którym najlepiej się zmieścić - choć wcale nie musiała.
No i przywaliła we mnie, tzn. otarła się o tylne koło tak, że nikomu się nic nie stało, ale decydowały centymetry. I mam na to świadków z forum podrozerowerowe jakby coś...
No ale wielkomiejscy znawcy przyrody i tak będą wiedzieli lepiej...
A trochę dalej widziałem młodego wariata: na oko 100 km/h po lesie i 80 na czynnym przejeździe kolejowym. o_O Ale to już zupełnie inna historia..
Skosztowałem dziś krylu antarktycznego (może i niepolski, ale i bezpaństwowy :) ). Niezła rzecz, szkoda, że w mojej Arktyce taki nie występuje. ;))

Ciekawostki:
- kryl antarktyczny potrafi świecić w nocy;
- Polska ma 4 miejsce na świecie w połowach tegoż;
- jest go (wagowo) 2x tyle na świecie, co ludzi. A to tylko jeden z 86 gatunków krylu.
Postanowiłem zatem pojechać nad wodę. Nawiedziłem 4 miejsca, w tym 3 odludne a 1 naprawdę na końcu świata... i wszędzie byli ludzie, namioty, samochody, traktory itd. :i to o 9-10 w nocy, w tygodniu roboczym. :O
Tak kombinowałem, że przekombinowałem z wyjazdem z Borów na asfalt i kilka km w zapadającym mroku przejechałem lasem (piachy, ostre kamyki, zarośla itd.) - na Huraganie. Która inna kolarka by podołała? ;p
Wjeżdżając do jednej leśnej osady widziałem z bliska, jak emeryt jechał samochodzikiem po wsi góra 40 km/h i - jak bLoga kocham - wyskoczyły mu z krzaków centralnie przed niego 2 sarny. Przed pierwszą zdążył przyhamować do góra 30 i na styk ją ominął, a po chwili druga leci na samobója, centralnie na tor kolizyjny, mimo symbolicznej już prędkości! o_O Dziadek jeszcze dohamował, już nawet 20 nie leciał (prędkość spokojnego rowerzysty!) a i tak znów się minęli na grubość lakieru.
Odrobina pecha i by je potrącił - a później oczywiście byłby lincz w realu i w sieci, że pewnie pijak albo pirat drogowy, a jak dziadek no to na pewno nie powinien przejść badań lekarskich i odebrać mu prawko na zawsze...
Zaznaczę raz jeszcze - szybko jadący kolarz byłby tu bardziej niebezpieczny (zwłaszcza dla samego siebie).
Ba! nawet ja, snując się 20 km/h na prostej kiedyś zostałem niejako zaatakowany przez sarenkę wyskakującą z krzaków. Była oszołomiona, bo jechało kilka rowerów na raz i nie wiedziała, między którym najlepiej się zmieścić - choć wcale nie musiała.
No i przywaliła we mnie, tzn. otarła się o tylne koło tak, że nikomu się nic nie stało, ale decydowały centymetry. I mam na to świadków z forum podrozerowerowe jakby coś...
No ale wielkomiejscy znawcy przyrody i tak będą wiedzieli lepiej...
A trochę dalej widziałem młodego wariata: na oko 100 km/h po lesie i 80 na czynnym przejeździe kolejowym. o_O Ale to już zupełnie inna historia..
Skosztowałem dziś krylu antarktycznego (może i niepolski, ale i bezpaństwowy :) ). Niezła rzecz, szkoda, że w mojej Arktyce taki nie występuje. ;))

Ciekawostki:
- kryl antarktyczny potrafi świecić w nocy;
- Polska ma 4 miejsce na świecie w połowach tegoż;
- jest go (wagowo) 2x tyle na świecie, co ludzi. A to tylko jeden z 86 gatunków krylu.
Koty Schrödingera /Hrgn/
Niedziela, 27 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 42.59 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na oczy już ledwo co widzę...
...na trasie było tyle muszek. ;)
Zimą by to było nie do pomyślenia! ;p
No i te temperatury - muszę wyjeżdżać późnym popołudniem. Plus jest taki, że wyjeżdżam z wiatrem, a wracam wieczorem, czyli bez wiatru... ale nie tym razem: tym razem było wręcz przeciwnie. :)
Po drodze widziałem jak w Iłowej tradycja zderza się z nowoczesnością:

... oraz jak kot zderza się z samochodem. o_O
Wina kota, bo wbiegł "na pałę" na przelotową drogę. I się na tym przejechał. ;))
Sprawiał wrażenie Kota Schrödingera, bo przeżył i nie żył jednocześnie (miotało nim jak lawetą ;)) ).
Pierwszy raz widziałem taką akcję na żywo, oby ostatni...
Także pierw(sz)y raz widziałem na żywo bobra z bliska, akurat "budował się" na Czernej.
A później jeszcze widziałem jakiegoś faceta jak wpada do rowu (na piechotę) prawie na odludziu. o_O
"Zawróciłem z powrotem", gość niby nie był pijany, na oko "normalny" bezdomny, ale jakiś taki pół-przytomny i upierał się, że nie potrzebuje żadnej pomocy. ;> Taki trochę Kot Schrödingera. W sumie ja i moje rowery poniekąd też. ;))
Trasa do Iłowej i nazad, ale przez Konin Żag.
Nie za fajna to była wycieczka. :(
...na trasie było tyle muszek. ;)
Zimą by to było nie do pomyślenia! ;p
No i te temperatury - muszę wyjeżdżać późnym popołudniem. Plus jest taki, że wyjeżdżam z wiatrem, a wracam wieczorem, czyli bez wiatru... ale nie tym razem: tym razem było wręcz przeciwnie. :)
Po drodze widziałem jak w Iłowej tradycja zderza się z nowoczesnością:

... oraz jak kot zderza się z samochodem. o_O
Wina kota, bo wbiegł "na pałę" na przelotową drogę. I się na tym przejechał. ;))
Sprawiał wrażenie Kota Schrödingera, bo przeżył i nie żył jednocześnie (miotało nim jak lawetą ;)) ).
Pierwszy raz widziałem taką akcję na żywo, oby ostatni...
Także pierw(sz)y raz widziałem na żywo bobra z bliska, akurat "budował się" na Czernej.
A później jeszcze widziałem jakiegoś faceta jak wpada do rowu (na piechotę) prawie na odludziu. o_O
"Zawróciłem z powrotem", gość niby nie był pijany, na oko "normalny" bezdomny, ale jakiś taki pół-przytomny i upierał się, że nie potrzebuje żadnej pomocy. ;> Taki trochę Kot Schrödingera. W sumie ja i moje rowery poniekąd też. ;))
Trasa do Iłowej i nazad, ale przez Konin Żag.
Nie za fajna to była wycieczka. :(
Co dwie traktorzystki to nie jedna /Hrgn/
Sobota, 26 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 38.00 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dziś przelicytowałem samego siebie - takich rzeczy to nawet za komuny nie było:

a już na pewno za komuny traktorzystki nie robiły sobie telefonem słit foci z rąsi podczas jazdy. :) Niestety, nie sfociłem, ale motyw był rozbrajający, na wiocha.pl dostałbym 100 punktów. ;D
Przyłapałem je też na powrocie...

<zazdrosny>
Cóż za emancypacja! :O Pewnie jeszcze to one ścinały i ładowały te drwa. ;D
Wgl to dziś w Morsownii spadł deszcz z jasnego nieba :OOO tzn. było troszku jasnych chmur, ale po bokach nieba. Nic, tylko wypatrywać jeszcze gromu. ;))
Po deszczu upał zelżał i wypełzłem w stronę Świętoszowa i nazad. Na więcej nie stykło czasu.
Po drodze (15 km od domu) spadł łańcuch i zakleszczył się między ramą a wolnobiegiem. Szarpanie i podważanie nic nie dało. Już miałem się chlastać ;) aż w końcu zrozumiałem, że jak się nie da oddalić łańcucha od ramy, to trzeba oddalić ramę od łańcucha (poprzez poluzowanie zacisku tylnej osi). ;]

a już na pewno za komuny traktorzystki nie robiły sobie telefonem słit foci z rąsi podczas jazdy. :) Niestety, nie sfociłem, ale motyw był rozbrajający, na wiocha.pl dostałbym 100 punktów. ;D
Przyłapałem je też na powrocie...

<zazdrosny>
Cóż za emancypacja! :O Pewnie jeszcze to one ścinały i ładowały te drwa. ;D
Wgl to dziś w Morsownii spadł deszcz z jasnego nieba :OOO tzn. było troszku jasnych chmur, ale po bokach nieba. Nic, tylko wypatrywać jeszcze gromu. ;))
Po deszczu upał zelżał i wypełzłem w stronę Świętoszowa i nazad. Na więcej nie stykło czasu.
Po drodze (15 km od domu) spadł łańcuch i zakleszczył się między ramą a wolnobiegiem. Szarpanie i podważanie nic nie dało. Już miałem się chlastać ;) aż w końcu zrozumiałem, że jak się nie da oddalić łańcucha od ramy, to trzeba oddalić ramę od łańcucha (poprzez poluzowanie zacisku tylnej osi). ;]
"Noc Muzeów" w Muzeum Środkowego Nadodrza w Świdnicy
Sobota, 19 maja 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 86.41 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jak wieść gminna i internetowa niesie, w owym czasie w całej krainie Dobrej Zmiany, jak co roku, w muzealnych przybytkach świętowano "Noc Muzeów".
Osiodłałem czem prędzej swoją Huraganową szkapę, i co kon(ik MORSki) wyskoczy, udałem się do Świdnicy, tej pod Zieloną Górą.
Tamże... więcej obsługi niźli gości. Takoż i przybytek - więcej ludzi niż eksponatów.
No cóż, na środkowym nadodrzu nigdy w historii się nic nie działo... aż do jesieni 2015 r. ;))


/baczcie na grafikę na tarczy - pozdro dla kumatych ;) /
Na widok Huragana ciżba zaczęła się zbierać, focić i dopytywać:
- zaprawdę to takimi sprzęty onegdaj jeżdżono??
hehe ;p ;)
Raptem dwie rekonstrukcje uskuteczniano na żywo: wyrób ozdób tkanych i biżuterii wszelakiej, tudzież wypiek podpłomyków..


Wyjaśniłem kmieciowi co źle czyni a ów mi wyjaśnił, że Hrgn powinien zostać w muzeum. hehe ;)
A już na serio - pogadaliśmy trochę o przepisach na dzikie żarcie i nawet przyznał mi rację, że oprócz podpłomyków jadło z pokrzyw czy mleczy byłoby wielce wskazane. ;pp
Wtenczas zaproszono wszystkich na pokoje, jako że rozpoczął się pokaz mody dawnej, a ściślej - nie były to rekonstrukcje, a współczesne reinterpretacje dawnych stylów.
Niektóre dziewki to i jeansy miały.. xD

Tak między bLogiem a prawdą to muzeum jak i impreza słabiutkie - mało ludzi, mało eksponatów, mało rekonstrukcji i mało dbałości o szczegóły. Dość powiedzieć, że do wyrobu ozdób używano plastikowych, współczesnych spinaczy, mąka na podpłomyki była najzwyklejsza w świecie ze sklepu, a surowa masa była w plastikowej misce...
Także w jednorazowych , plastikowych naczyniach zapewniono catering... i to jeszcze odpłatny, grrr. ;p
No i te jeansy... o_O
Długo nie zabawiłem i zdążyłem wrócić przed nocą, więc z tytułowej "nocy muzeów" wyszło naprawdę niewiele. ;))
Osiodłałem czem prędzej swoją Huraganową szkapę, i co kon(ik MORSki) wyskoczy, udałem się do Świdnicy, tej pod Zieloną Górą.
Tamże... więcej obsługi niźli gości. Takoż i przybytek - więcej ludzi niż eksponatów.
No cóż, na środkowym nadodrzu nigdy w historii się nic nie działo... aż do jesieni 2015 r. ;))


/baczcie na grafikę na tarczy - pozdro dla kumatych ;) /
Na widok Huragana ciżba zaczęła się zbierać, focić i dopytywać:
- zaprawdę to takimi sprzęty onegdaj jeżdżono??
hehe ;p ;)
Raptem dwie rekonstrukcje uskuteczniano na żywo: wyrób ozdób tkanych i biżuterii wszelakiej, tudzież wypiek podpłomyków..


Wyjaśniłem kmieciowi co źle czyni a ów mi wyjaśnił, że Hrgn powinien zostać w muzeum. hehe ;)
A już na serio - pogadaliśmy trochę o przepisach na dzikie żarcie i nawet przyznał mi rację, że oprócz podpłomyków jadło z pokrzyw czy mleczy byłoby wielce wskazane. ;pp
Wtenczas zaproszono wszystkich na pokoje, jako że rozpoczął się pokaz mody dawnej, a ściślej - nie były to rekonstrukcje, a współczesne reinterpretacje dawnych stylów.
Niektóre dziewki to i jeansy miały.. xD

Tak między bLogiem a prawdą to muzeum jak i impreza słabiutkie - mało ludzi, mało eksponatów, mało rekonstrukcji i mało dbałości o szczegóły. Dość powiedzieć, że do wyrobu ozdób używano plastikowych, współczesnych spinaczy, mąka na podpłomyki była najzwyklejsza w świecie ze sklepu, a surowa masa była w plastikowej misce...
Także w jednorazowych , plastikowych naczyniach zapewniono catering... i to jeszcze odpłatny, grrr. ;p
No i te jeansy... o_O
Długo nie zabawiłem i zdążyłem wrócić przed nocą, więc z tytułowej "nocy muzeów" wyszło naprawdę niewiele. ;))