thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Nielicho

Dystans całkowity:52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%)
Czas w ruchu:56:42
Średnia prędkość:21.23 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:38842 m
Suma kalorii:1625 kcal
Liczba aktywności:1381
Średnio na aktywność:37.79 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Przedwyborczy 1‰ /Kross/

Niedziela, 21 października 2018
kilosy:44.94gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Nie to, żebym sobie chlapnął pod liczenie głosów - chodzi mi o 1 promil dystansu brakującego do założonego celu. ;)

Najbardziej mi się dzisiaj podobało śpiewanie w kościele frazy "prawo i sprawiedliwość" - z małych liter, jako wartości uniwersalne, więc ciszy wyborczej nie łamie. ;)))

Jedna z ostatnich wycieczek po lubuskim... dziś padło na Witków, Kartowice i okolice.

Wieża rycerska z XIV w. w Witkowie:

Tamże (folwark/postPGRowskie ruiny):



Koło Kartowic:

Pięknie, co nie? Jeszcze gdyby tylko tak wyciąć tę zieloną śmierć... ;)))

Widziałem dziś jedną siksę i jednego Sebę na letniaka. ;]

A teraz komisja wyborcza. Nocna zmiana - pozdro dla kumatych. ;))

58 kkm na Krossie

Sobota, 20 października 2018
kilosy:69.10gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
100 kkm na oryginalnych hamulcach jest moją inspiracją, dziś przekroczyłem 58 kkm, czyli do celu zostało 42%.

Takie tam wieczorem, sprawdzić, czy skończyli remont DW 297 we Wrociszowie (przed Nową Solą). Skończyli, wszak wybory... ;)
Dojazd za widnego i nawet trochę z wiatrem, trochę ze słońcem, a powrót dokładnie odwrotny ;]
Tzn. bez wiatru, zgodnie z prognozami, ale za to z mżawką, której na 94% miało nie być. ;]

Nareszcie rozbierają linię kolejową nr 371, nieczynną od ponad 20 lat... i przez tyle lat szyny niepotrzebnie sterczały w kilku miejscach drogi, paranoja...

Po śladzie tej linii ma być utworzona wielka DDRka. Ale to już nie za moich czasów...

A na koniec dedykacja dla T-kinga. ;p

Zwracam uwagę, jak wiele firm i instytucji się w to zaangażowało...

Niniejszym była to 1000. wycieczka w kategorii "Nielicho". ;))

Ciekawostka: po tym wpisie mam równe 57 000,00 km na BS - co do 10 metrów. O tyle ciekawe, że wyszło tak zupełnym przypadkiem. :O

Przeminęło z wiatrem (powrót z Jeleniej z halnym w plecy) /Hrgn/

Niedziela, 14 października 2018
kilosy:118.10gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
No nareszcie dłuższa trasa zgrała się z wiatrem, i to nielichym, bo fenowym ("halnym").
A jak fen, to i skrajnie suche powietrze i abstrakcyjne temperatury: startując o 10 nad ranem z Jeleniej w połowie października spodziewać się można prędzej przymrozków niż "przyupałów", a były 22*C w cieniu! :OOO
Później przekroczyło nawet 25 w cieniu i 30 w słońcu!!! Co przy srogich podjazdach Pogórza dało mi nieźle popalić, pomimo jazdy na letniaka, oczywiście.


Takie sceny tylko w Jeleniej...


Wyjazd z miasta jak zwykle ciężki - patrząc cały czas za siebie...


To też na mieście. 100 metrów od międzynarodowej drogi E65. :)


Relikt na bazarku...


Krajobraz, jak po przejściu Huraganu ;)))

Żeby nie było za łatwo z tym wiatrem, to pojechałem trasą najbardziej pagórkowatą (na północ od Lubomierza)

/Tamże nakręcali "Sami swoi" tudzież parę innych filmów/

- droga tamże wiedzie na przełaj przez serię konkretnych wzgórz (grzbietów), bez żadnego trawersowania bokami i tego typu ściemy.
Na najostrzejszym podjeździe było ciężko nawet na najniższym przełożeniu (38:26 - brak młynka :/ ) i to mimo wiatru w plecy. 

Emerytki na stromiźnie.


Typowy widok...


Dla Evity - ruiny (fragment) klasztoru Magdalenek w Nowogrodźcu. ;)

Dla 'oelka' - mokolotywka w Zebrzydowej:


Tamże, na stacji, odwiedziłem najstarszy bluszcz w PL: 150 lat. Nie widziałem go już parę lat, ale nic się nie zmienił. ;)


Ot, pnącze. ;)
Bydle praktycznie nie jest reklamowane, a nawet na miejscu nie ma jakiejkolwiek tabliczki info, ani drogowskazu. :/

No i jeszcze dedykacja dla mnie samego ;p

NRD-owski konkurent Żuka. Wielka rzadkość na wschodzie (względem NRD). ;)

A gdy w końcu doczłapałem do nizin, to ostatnie ~60 km było relaksem. Czasami wyjazd po bułki bardziej mnie zmęczył niż dzisiejsze 118 km. ;]

A jeśli dobrze pamiętacie, to Huragan nie ma już przedniej przerzutki, co nie znaczy, że cały czas jeżdżę na tarczy 38T - otóż biegi zmieniam sobie ręcznie. :D Po górach na 38T, a na nizinach przestawiam na 48T i tak już do domu. Przy takiej trasie, z wyraźnie wydzielonymi częściami płaskimi i górzystymi, taki patent ma sens - zyskuję na wadze roweru, praktycznie nic nie tracąc. ;p

Niniejszym był to 999. wpis w kategorii "Nielicho" ;) jak również przekroczyłem 2O OOO km na Huraganie. I wciąż jest na chodzie. ;p

Na koniec wrzucam powitanie. ;)

Podgorska codziennosc ;) /12-13.X.2018, Hrgn/

Sobota, 13 października 2018
kilosy:41.80gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
Doszlo juz do tego, ze wciepuje pierwsza w zyciu zbiorowke z gorskiego pobytu - czyli jest asymilacja. ;)
Po prawdzie nie ma co tez czaskac wpisow na sile, gdy wiekszosc czasu zajmuje sie swoim igloo, czego zasadniczo nie lubie...
Ale - czyz mozna narzekac, gdy siedzac na parapecie i uszczelniajac okna drugim okiem mozna gapic sie na gory??
Mozna. Jesli sie zagapi i spadnie. ;))

Co ciekawe, to nikt, tak w realu jak i w netach, nie zapytal mnie, czy mam widok z mieszkania na gory... Mam, ale minimalny. :p
Swoja droga siedzac po poludniu w oknie autentycznie sie przegrzalem - w polowie pazdziernika, u stop gor! :>

Rowerem jezdzilem glownie uzytkowo po miescie i nie wspominam tego najlepiej. Mijani piesi i kierowcy tym bardziej. ;)))

Ciekawym odkryciem byla oaza plaskosci (potrzebna do jazdy bezhamulcowej Krossem) oraz wiejskosci, potrzebna by odpoczac od zgielku tak wielkiego (jak na mnie :p) miasta: oto ul. Nadbrzeżna - ponad 2 km ciszy, a wrecz wiochy (kury, traktóry!) wzdluz rzeki Kamienna, dla ktorej jest to chyba jedyna w zyciu okazja do wyciszenia - pare km w gore jest to dziki, gorski potok...

A rownolegle biegnie DK 3 oraz glowna arteria miasta, ktora na tym odcinku ma kilka razy sygnalizacje swietlna w pagorkowatym rejonie, brrr! ;)
Wlasnie ruszyl przetarg na odbudowe tej cichej uliczki, wiec Kross bedzie mial tu swoj nizinny azyl. ;)

Takie tam z dzielnicy Zabobrze:

po lewej Gora SzybowcowaSzybowcowa, po prawej Łysa Góra...

A wieczorem zaatakowalem gore Godzisz (506m), ktora jest o tyle fajna, ze dzika, bez szlakow, i mozna ja sobie odkryc. ;)

Po prawej Śnieżka a po lewej ruiny Celwiskozy. Rzec by mozna: takie tam kolo domu. :)

A tu slynna wycinka wzdluz torow - czasami 15 metrow oznacza forsowanie niezlego wzgorza...

/w tle Stare Miasto/
Drwale utrudzili sie tak bardzo, ze zostawili po sobie mnostwo puszek i innych smieci. :/ Oczywiscie ile moglem, to zabralem...

Koty, loszki i Jelenia Góra /Hrgn/

Wtorek, 9 października 2018
kilosy:115.30gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo

Klasyka ostatnich czasów, czyli kurs do Jeleniej, klasycznie pod wiatr, acz znośny. Chociaż już długie podjazdy pod wiatr i pod słońce trochę mnie sponiewierały - w październiku! O 5-6 po południu!
A już godzinę później telepałem się na zjazdach (50 km/h przy 12*C, bluza i krótkie spodenki). ;]

Klasycznie też podskakuje mi rower na uszkodzonej oponie (Kenda). Z nudów podczas jazdy policzyłem, ze każdy taki przelot do lub z Jeleniej, to ok. 55 OOO podskoków. :D
Trasa znów zmodyfikowana, coby się nie znudziła. Cóż z tego, jak pierwsze 45 km przez Bory Dlnśl. są niemodyfikowalne... ;]

W rejonie Nowogrodźca zauważyłem niezwykłą feminizację (proporcje K do M) wśród młodzieży szkolnej. Wróżę przyszłość tej okolicy. ;)
Tamże spotkałem świeżo zdekomponowanego kotka, jeszcze dłuższą chwilę nim miotało, a jednym okiem rzucił na drugą stronę drogi - dosłownie...
I pewnie zaraz znów dyżurna Grażyna od wyjaśniania wypadków, których nie zna i nie widziała, postawi akt oskarżenia, że to
"gupi kiełowca! pendzo tacy po wioskach, nikt im uciec nie zdoła! Pozabierać plawa jazdy, skonfiskować samochody i zapuszkować wariatuf i pijakuf!", więc co ja będę się wysilał tłumaczyć, że - jak to często bywa - zwierz biegł szybciej niż samochód, w dodatku znienacka, bo z krzaków prosto pod koła...
Z nowych parafii nawiedziłem niechcący Milików, choć miałem jechać z Nowogrodźca na Ocice (pozdro dla skrzyżowań bez drogowskazów ;p ), ale coś mnie teleportowało i - nadal nie wiedząc jak - nagle znalazłem się w Ocicach. xD Z tamże już prosta droga do Lwówka, przez kolejne nowo poznane parafie.
Przez te dziwne teleportacje, znajdywanie się i gubienie się (chyba mam zbyt starą mapę) znów dojechałem do Jeleniej po ciemachu, ale na szczęście na Sebę się nie nadziałem. ;)

Nie chce mi się wciepywać zdjęć. ;p

Gozdnica zniszczy każdego - druga awaria Krossa ;p

Piątek, 5 października 2018
kilosy:95.20gruntow(n)e:8.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Tym razem Gozdnica i przysiółek Dębówek - jeszcze do niedawna niezły administracyjny absurd. Otóż są to dwa domy, w tym jeden to leśniczówka, leżące przy samej granicy z:
- miasteczkiem Gozdnica;
- moim powiatem;
- województwem lubuskim,
ale po "tamtej" stronie (gm. Węgliniec, pow. zgorzelecki, woj. dolnośląskie).
Do najbliższych domów Gozdnicy jest ze 200 m, a do centrum miasteczka 1-2 km, natomiast po stronie dolnośląskiej są wielkie lasy, a do najbliższych zabudowań Kościelnej Wsi, której formalnie jest częścią, jest 5 km lasem i to na przełaj. :D
Nie tylko ludzie załatwiają wszystko w Gozdnicy, ale i media płyną z tegoż miasteczka, a nawet granica parafii ich obejmuje, pomimo różnych województw. Z Kościelną Wsią łączy ich wyłącznie granica na mapie. :D Kto tak mądrze wymyślił i po co??
Dopiero niedawno skończono z tym absurdem - przysiółek oddano do Gozdnicy i ogólnie lubuskiego, jednocześnie zabierając taki sam skrawek lubuskiego i przekazując go do dolnośląskiego. ;]


Po chwili miałem okazję zapoznać się bliżej z tym przysiółkiem na ziemi niczyjej. ;)
Mianowicie zaraz po minięciu ostatniego domu ;)) odkręciła mi się kiera w Krossie :OOO
Kombinowałem z pół godziny, nawet ciosałem tłuczeń z drogi, by wyszedł z nich imbus ;D;D ale ostatecznie się poddałem i musiałem się prosić o pomoc. :/
Szczęście, że mieszkańcy mieli imbusy i po chwili wróciłem w las. Doga dość niezwykła, bo pierwsze 5 km praktycznie bez żadnego zakrętu! Jaki paradoks - na takiej drodze bez zakrętów stracić możliwość skręcania. ;))

Była to druga awaria Krossa, przy czym pierwsza była identyczna, i też blisko miałem do wsparcia. A ileż to nocy się przejechało po odludziach... to by dopiero było... o_O

Awariastats:
1) 32.020,55 km (13 lat)
2) 57.838 km (19 lat i 17 dni ;))
No i jeszcze kapeć - jeden jedyny! przy 52.102 km (18 lat)
Dziękuję za uwagę. ;p

Kontynuuję relację, bo jestem jeszcze w lesie. ;))
Kolejny absurd zaserwowali kolejarze, którzy pismo urzędowe zamocowali do znaku w środku lasu :OOO

Nawet nie bardzo wiadomo, kto jest jego adresatem. ;]

Dalej przysiółek Rychlinek, z którego nawiedziłem tylko samotny dom w głębi lasu, z samotną staruszką krzątającą się po obejściu. Jest klimat! ;) Gdyby tak jeszcze chatka była z drewna i strzechą kryta...


Na drugim końcu lasu dopiero się dowiedziałem, na jakie niebezpieczeństwo się narażałem. ;)


W drodze powrotnej (asfaltowej) jechało jeszcze więcej pomyleńców, niż w pierwszą stronę - a to dziadek na "ukrainie" jadący lewą stroną, tj. centralnie na mnie, w towarzystwie TIRów mijających nas na żyletę, a to jakiś Janusz, który zajeżdża drogę i to jeszcze z przyczepą, aż muszę skakać po krawężnikach, i inni. A w sklepie, stojąc w kolejce bez kontaktu wzrokowego z rowerem, trafił się przede mną taki safanduła, że szło oszaleć. Kupował pół godziny, pół godziny płacił miedziakami, a na koniec jeszcze zaczął bajerować sprzedawczynię, choć mogłaby być jego wnuczką. o_O
Tak się wnerwiłem, że aż mi się ręce trzęsły, a od tego aż upuściłem telefon na beton. ;p A jak grzmotnął, to się jeszcze bardziej wnerwiłem, przez co drugi raz mi grzmotnął. xD

W piątej 69 km po Borach plus dopisuję 26 km z czwartku (cmentarz w Jeleninie).

PS. właśnie się dowiedziałem, że ktoś z BS mnie zdekonspirował na mojej dzielni (w Morsownii 1.2)...
Mam nadzieje, ze zdążę się wyprowadzić, zanim przeczytają całego mojego bloga. ;ppp

W Krainie Wygasłych Wulkanów (powrót z Jeleniej) /Hrgn/

Niedziela, 30 września 2018
kilosy:109.50gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo


Ahoj, cepry, tam na dole! ;))

W dzisiejszym odcinku wstałem o 8 nad ranem i zapoznałem się z najbliższym kościołem. Od środka. ;) Doliczyłem się ok. 4 osób w podobnym wieku i 2 osoby wyraźnie młodsze... o_O
Budowa nowego kościoła trwa już 19 lat (przez ten czas Jeleniej ubyło 15k mieszkańców!) i jest już tak stara, że niedługo będzie wymagała remontu ;D


Mam też kolejnego "kolegę" 60+ ;) gość okazał się być Grekiem (ale urodzonym w PL) i podejrzewał mnie, że ja też jestem Grekiem. :O Oczywiście wyprowadziłem go z błędu - przecież... nie będę udawał Greka, hehe. Może to stąd wzięło się to porzekadło? ;))

Temperatura rano wynosiła ok. 0* - miejscami był jeszcze szron, choć w południe, tak sobotnie jak i niedzielne, było wręcz gorąco. :O Zwłaszcza na podjazdach, z plecakiem na plecach. ;)

Póżniej wizyta na corocznym Jeleniogórskim Jarmarku Staroci i Osobliwości. Z dedykacją dla K78, Evity oraz Huragana. ;D ;p
Wystawiało się aż 300 wystawców, także zagramanicznych. :O Aż się nie mieścili na Rynku i koczowali na chodnikach zwykłych ulic. :>
Spokojnie bym im opylił Huragana, może by stykło na bilet powrotny do Morsownii. ;))
Ale wróciłem jednak rowerem, bo wolę przejeżdżać przez Wleń niż przez Wrocław. ;]
W dalszym ciągu poszukuję wjazdu/wyjazdu z Jeleniej, dającego się sforsować w technice bezhamulcowej, ale to raczej niemożliwe. :(( Za to kolejna modyfikacja trasy powrotnej znów obfitowała w nader zacne motywy.
Z DK 30 skręciłem na Siedlęcin, gdzie po niepozornym podjeździe nastąpił 3-kilometrowy karkołomny zjazd: nie dość, że stromy i kręty, to jeszcze po dużych dziurach. Chwilami aż zakrywałem sobie oczy ze strachu. ;D:D ;))
Tamże, na końcu zjazdu, idiotyczny most na Bobrze:


Następnie trochu spokoju, aż znów trafiłem do Wlenia. Poza rynkiem tam niemal nic nie ma. Ale te wyjątki dają radę:



Z(e) Wlenia wyjechałem w Nieznane - na północny-wschód, czyli w Krainę Wygasłych Wulkanów.
Po drodze "odkryłem" niezwykłą parafię: Bystrzyca. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem i chyba nie ma takiej drugiej: w całości położona na stoku dużego wzgórza o niezwykle urozmaiconej topografii - praktycznie każdy dom jest niezwykle położony: a to w kotlince, a to w wąwozie, a to na wzgórzu, a to na skarpie... Na niewielkiej przestrzeni mamy olbrzymie bogactwo krajobrazów ale i architektury - praktycznie wszystkie domy stare, często szachulcowe, czasem nawet przysłupowe, a klimatu dopełnia duża izolacja oraz zalesienie osady, dzięki czemu jest skryta, tajemnicza, i jeszcze bardziej na wpół wymarła...


Na końcu (szczycie) wsi jest niezły widok na Karkonosze, ale prawie wszyscy wolą żyć niżej, skryci przed słońcem i widokami w dolinkach i wśród gęstych drzew...


Czas tamże się zatrzymał na latach 90, a nawet 80tych - Nysa i Maluch! <3


Jest tam także drugie najstarsze drzewo w Polsce :O mianowicie Cis z 1202 r. - nigdy o nim nie słyszałem...
Ale go nie znalazłem - może poszedł na opał? ;))

Jest tamże i ciekawy pałac, w mocnej ruinie i mocno przerośnięty lasem, co doskonale komponuje się z całością wsi. W owym dworze, niby na końcu świata, urodził się późniejszy konstruktor rakiet V-2 dla III Rzeszy, zaś po wojnie był współautorem sukcesu pierwszego lądowania amerykańców na Księżycu. :O Można się wybić? ;)


Za Bystrzycą konkretny zjazd i widoczki na Fuji-jamę Zachodu:




Później parafia Sobota, gdzie udało mi się obejść zakaz handlu w niedzielę ;)) i powolne wydostawanie się na niziny, choć podjazdy przed Bolcem wciąż mnie zaskakują. Widoczki zresztą też: Królewna Śnieżka i 7 Karków z odległości ok. 50 km (słaby aparat, na oko dużo lepiej):


Widoczki, słońce i prawie pusta, jeszcze nie otwarta droga - poezja!
W Bolcu, o zachodzie słońca, widziałem jeszcze ludzi na letniaka, a nawet kobiety. ;))
A już 2 godziny później, pod Morsownią, wyzerowało się do 7*C :O

Teoretycznie w obie strony miałem mieć z wiatrem, a wyszło po godzinie, może półtorej. ;]

Niniejszym kończę historyczny (jak na mnie) miesiąc - 1611 km, czym przebiłem dotychczasowy swój miesięczny rekord niemal o 50%! :O tudzież objechałem takich zawodników, jak K78 czy nawet T-king (symbolicznie, acz spontanicznie). Szok i niedowierzanie! :O

Ale urwał! (rowerem i pieszo do Jeleniej Góry) /Hrgn/

Sobota, 29 września 2018
kilosy:120.00gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho


W czwartek zrobiłem Huraganowi ostateczne rozstanie z przednią przerzutką. :) Ostatnio jeździł bez manetki i linek, ale z przerzutką na ramie. :) A żeby ją usunąć, trzeba rozpiąć łańcuch, co zainspirowało mnie, do zabawy w częste przekładanie łańcucha (choć aktualny miał dopiero 477 km). Rower łącznie, od nowości, stracił już chyba cały kilogram na tych uwsteczniających tuningach - w górach kilogram w te czy we wte to dużo. ;pp

W piątek wyjazd krótko po 11stej, aż tu nagle, w lesie, po 4,5 km - sru! Zerwał się łańcuch. Ukruszył się pin przy sPINce :O
2 km przejechałem systemem rowerka biegowego (jak to liczyć?) a resztę prowadziłem z buta, w słońcu i z pełnym plecakiem na plerach. :/
Szczęście w nieszczęściu, że do serwisu tylko 4 km - mogło być duuużo gorzej... o_O
I załapałem się na godziny robocze (sobota!), i że przyjęli reklamację nie dość, że bez paragonu, to jeszcze gratis, poza nowym łańcuchem, wymienili mi go od ręki, a i za nową spinkę nie musiałem płacić. :D
Ale półtorej godziny zmarnowane, plus nerwy i męczące człapanie. ;p Koniec dojazdu wieczorem, już w ciemnościach, czyli najgorsza pora: duże wzgórza po ciemku, a brum-brum jeszcze nie poszły spać. ;p
Poza tym, to przez to opóźnienie minęły mnie "happy hours" ;) czyli jazda z wiatrem. Wg prognoz miałem mieć z wiatrem do ok. 18stej, a tymczasem wyszło do ok. 14stej. ;]

Tym razem, przez ten zerwany łańcuch, miałem uraz do trasy przez Świętoszów, mimo braku TIRów na tej drodze, i poleciałem przez Szprotawę i Bolesławiec (pozdro dla ekipy z Bolca ;) ), odnawiając swój uraz do TIRów i szkiełek na DDRkach. ;]
Jak zwykle w centrum Bolca dostać można pi^%$#olca. :)) Otóż na znakach pionowych nakaz jazdy tylko w przód, a na poziomych - też prosta strzałka, ale w odwrotnym kierunku. :D Na dokładkę sygnalizacja świetlna, której w feralnym miejscu nie widać, bo zasłania ją... wiadukt kolejowy. :D Mogli go nie zauważyć. ;))

Za Bolcem natomiast wciąż nie otwarta a już wyremontowana droga wojewódzka aż do Lwówka - zero tranzytu, tylko parę lokalsów po nowym asfalcie przez 23 km. <3 Pewnie czekają z otwarciem na wybory. :)
Chociaż nie, jeszcze nie skończyli...

jeszcze sadzonki drzew czekają. ;ppp

W Lwówku odpoczynek pod słynnymi skałkami w promieniach zachodzącego słońca <3


Później sławna (i lekko psychodeliczna) Pławna z licznymi, ciekawymi motywami, jak np. Jeleń z pierwszego zdjęcia.

Za Pławną przekombinowałem - chciałem się kopsnąć nad zaporę Pilichowicką, ale skręciłem za wcześnie i nadziałem się na taką ściankę, że aż mi łańcuch spadł z największej zębatki. Tyle dobrego, że się nie zerwał...
Po kolejnych kluczeniach lokalnymi, górzystymi asfaltami (pomimo zapadającego mroku) wylądowałem we Wleniu, choć przy pierwszej wizycie tamże obiecywałem sobie, że "nigdy więcej Wlenia!" ;) 
Co ciekawe, jeszcze we Pławnej pławiłem się w słońcu, w którym temp. przekraczała 20*, a parę km dalej, w mrocznych dolinach i kotlinach przed Wleniem był taki mrok i ziąb, że aż mi gębę skręcało na zjazdach :O o tyle ciekawe, że końcówka, już w nocy ale bez głębokich kotlin, była cieplejsza. :>
Do nowego igloo dojechałem coś koło 20stej, przy +7*. :)

Dwa kółeczka wokół Ziemi /Kr, 23-26.IX,2018/

Środa, 26 września 2018
kilosy:103.14gruntow(n)e:4.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo
Tak sobie liczyłem i liczyłem i mnie wyszło, że odkąd liczę każden kilometr, tj. odkąd mam Krossa, do dziś przejechałem wszystkimi rowerami, łącznie z wypożyczanymi, równe 8O.OOO km, czyli dwa kółeczka wokół Ziemi - choć nie wszystko na dwóch kółkach ;) (mono - ok. 3% całego przebiegu).
Co ciekawe, 80 klocków nie pękło w miejscu, w którym zaczynałem, stąd wniosek, że Ziemia nie jest okrągła. ;p
W dodatku jubileusz wypadł koło śmietnika, więc jeśli tam jest koniec i początek Ziemi, to ja nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. :D
Te dwa kółeczka zajęły mi 19 lat i 8 dni. ;p
A wcześniej, do 17 r.ż. był składak, oczywiście Romet, i tysiące "wycieczek" po własnym podwórku "tak, żebyś słyszał, jak będę cię wołała!" ;)) Oczywiście z latami granicę tę sukcesywnie naciągałem. ;)) Ale i tak przebiegi z dzieciństwa były choć liczne, to  symboliczne... :/


Tymczasem po 1-dniowej jesieni ;) mamy przedzimie. ;) W poniedziałek załapałem się na deszcz z gradem, który zbił temp. do zaledwie +8 i to w najcieplejszej części dnia (wczesne popołudnie). Nieźle, chociaż w takim Zakopcu mieli w owym czasie +4 i śnieg, a na Gubałówce (teoretycznie wciąż Zakopiec) to nawet +2 i oczywiście nocami poniżej zera - pozdro dla rosnących nawet na szczycie jabłek i orzechów włoskich (sic!). ;)

Mała galeryjka z ostatnich trzech dni - wszystko z parafii Bukowina Bobrzańska:
Kościół gotycki z XIII w. przebudowany na neogotycki. Drewniana wieża to wielka rzadkość na Zachodzie. ;) Ta pochodzi z 1856 r.:

Natomiast siłownia plenerowa jest neopisowska. ;))

Zabawy filtrem kolorów...




Cenne znalezisko - wczesna Warszawa! Gratka dla majsterkowiczów. ;))


Rozpadek...


Ścieli, ale odrosło. I to na murze, podczas upalnego i suchego lata... O_O



Ciekawostka na marginesie: w gminie Iłowa wyborów do rady gminy nie budu, bo na 15 możliwych miejsc zgłosiło się... 15 kandydatów. :O Niedługo to chyba będą brali Ukraińców z łapanki ;D a już na pewno do komisji wyborczych...
https://zary-zagan.regionalna.pl/ps-277671-nie-chc...

18. Jeleniogórska Parada Rowerów i powrót do Morsownii /Hrgn/

Sobota, 22 września 2018
kilosy:95.20gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Pierwszy raz się dałem uwikłać w jakąś masową imprezę rowerową, no ale mnie przekupili darmową koszulką. ;pp Fajna jest.
Bo darmowa. ;p
Tzn. raz w życiu już się uwikłałem, ale w Londku i niechcący. ;)
Ciekawe, że w Londku, przy wilgotniejszym klimacie, świszczących łańcuchów nie słyszałem, a tutaj - aż zagłuszały huraganowy wiatr. ;]
A właśnie - co do Huragana, to ta medialna impreza zmotywowała mnie do ogarnięcia tematu kierownicy, która po odmanetkowaniu wyglądała dość opłakanie, zwłaszcza przy porwanej owijce...
Zostawiłem 4 zl w lumpeksie, a jeszcze wytargowałem gumki-recepturki (co za głupia nazwa) do montażu no i cyk! Jedyna taka kiera...


Kolekcja jesień-zima 2018 ;p

Pozdro dla fanów Huragana. ;pp

Parada jak to parada - tempo było nawet niczego sobie (16-18) ;D aż nie wiem, jak małe dzieci dawały radę na małych MTB. ;p
Oczywiście, jak to przy nagłej zmianie pogody, część ludzi nie zmieniła ubioru (na letniaka) a część zmieniła o dwie pory roku w przód (widziałem kilka kominiarek ;D ).
Co ciekawe, było tamże kilka osób Bikestat-ecznych z rejonu Bolesławca, ale ich nie rozpoznałem. :( A poziomka 'nataha' to nawet przejeżdżała koło mnie. :/
Za to poznałem swojego sąsiada z Morsownii, który mnie nie poznał, i nawet nie miał pojęcia o moim istnieniu, choć zna całą moją rodzinę. :D
Nawet o moich monocyklach nic nie wiedział i nie słyszał - choć mam je już 6 lat i często trenowałem pod jego domem. xD
Ponadto, na trasie, po tematach rozmów rozpoznała nas kolejna osoba z Morsownii (kobieta w wieku "dojrzałym") - niezła ekipa, jak na 115 km odległości.
Obecny na imprezie prezydent Jeleniej zapewniał, że już w przyszłym roku główna DDR zostanie dociągnięta do Zabobrza na północy i do Sobieszowa na południu (czyli wszystkie główne dzielnice Jeleniej). Szkoda tylko, że to już poza jego odpowiedzialnością, bo w nadchodzących wyborach na prezydenta nie startuje. Ale obiecać coś może, w końcu 1300 osób słucha. ;))

Jedyne, co mi się wyraźnie nie podobało w tej paradzie, to konieczność hamowania, niekiedy nawet na trasie (np. przy zwężeniach drogi). ;pp







Załapałem się na kilka zdjęć w mediach ;p raz nawet na indywidualne ;pp ale nie zapodam, bom za skromny. ;pp
Za to tutaj Huragan załapał się do TV w charakterze mistrza drugiego planu:
"kocham ten rower" :D
- co stawia tę dziewczynkę w dość nieciekawym świetle - ludzie mogą pomyśleć, że jej kochany łowełek to ten Huragan z tyłu. ;D

Meta imprezy była w bazie wyścigu Maja Trophy, pono najbardziej prestiżowy w PL (?). Poszwendałem się po "miasteczku rowerowym", ale z darmowych rzeczy załapałem się tylko na okruch batona energetycznego, więc kiepsko. ;))

1300 ludzi walczyło z chłodnym wiatrem, a tymczasem pod namiotem Krossa jakaś Grażyna "jeździła" sobie na trenażerze. ;p;p


Muszę przyznać, że na żywo jest ładniejsza niż w mediach. :O <3 ;)
Szkoda, że była zajęta, to bym pokazał jej swoje nowe futro. :) Tzn. huraganowe.

Nie czekając na Maję i wyścig ruszyłem do domu, najpierw walcząc z wiatrem, a później z chłodem i ciemnościami - większość trasy na granicy hipotermii. :D Dojechałem coś przed 23 na tyle wychłodzony, że nawet ciepły prysznic mi nie pomógł. :D

Na zakończenie jeszcze motyw z Jeleniej - tak, to Łada Samara. Ukraińcy trzymają się mocno...



No i tym sposobem pobiłem już teraz swój życiowy rekord miesięcznego dystansu tudzież wyprzedziłem takich zawodników, jak K78 i T-king. Abstrakcja jakaś. ;p Na upartego mógłbym się nawet szarpać o miejsce w TOP10 września, ale ja nie z takich. ;pp