Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Srogi wycisk w trasie do Jeleniej i akcja +18 tamże /Hrgn/
Piątek, 21 września 2018
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 117.90 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Kolejarze go nienawidzą...
Jedyne, co ostatnio kursuje między Moroswnią a Jelenią, to moje rowery. ;D
Ani blabla, ani PKP, ani PKS. :/ Tzn. jest pociąg, ale z objazdem przez Wrocław, co wychodzi niewiele szybciej, niż rowerem :O i o wiele drożej, więc dziękuję. ;p
A tym razem bardzo nie chciałem jechać rowerem, bo prognozy były masakryczne: 30*C w cieniu (w słońcu doszło nawet do 35.6!), cały czas aż do Lubania pod silny wiatr (ok. 30 km/h), pod słońce no i pod górkę: 230m wzwyż (licząc do Jeleniej).
Do tego pełny plecak na plecach, a jakby było mało atrakcji, to jeszcze trafiłem na odcinek ze świeżym, lepkim asfaltem, który spowolnił mnie z 14 do 11 km/h a i to z wysiłkiem. :D
I jeszcze zacząłem kombinować ze skrótami i objazdami, które po dobrych kliku kilometrach jazdy... nawet mnie cofnęły kawałek. ;]
A czas leci, słońce świeci (spiekłem się jak prosiak na ruszcie)...
Wg scenariusza, od Lubania miałem jechać na wschód, z wiatrem, przed nadciągającym z niemiec frontem ;)) ewentualnie, jakby front już nadciągnął, to wsiąść w pociąg do Jeleniej.
Front był ledwie na horyzoncie, więc uznałem, że zdążę - szkoda tylko, że nogi już się wyprztykały na walce z wiatrem, a zamiast zapowiadanego wiatru w plecy, dostałem przedburzową ciszę i duchotę. :D
Końcówka w całkowitych ciemnościach, z potężną, burzową chmurą już nad głową i do tego strome zjazdy 50km/h + ;]
Nawałnica (wiatr) pojawiła się dopiero 100 metrów przed końcem trasy - nic nie pomogła, za to napęd i ja najedliśmy się piachu i pyłu. ;]
Tyle dobrego, że lunęło, jak już byłem pod dachem - od minuty...
Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli zdjęcia z trasy:
- zawsze uważałem, że Osiecznica to wyjątkowo spokojna okolica...

- prywatny skansen w parafii Tomisław. No więc sławię. ;))

- "Seba" prawie bloga tu napisał ;D

Dostałem konkretny wycisk, jak rzadko kiedy. A zamiast spokoju, usłyszałem z pokoju...
Tylko dla czytelników 18+
... pod budynkiem jakieś pokrzykiwania i ogólnie pijackie klimaty.
Pod drzwiami zamelinowali się "Seba z Karyną": piwsko, papierosy, bekanie, bełkotanie i Britney Spears na youtubie w komórce...
Po chwili, przez pół-przeszklone drzwi, na wyświetlaczu komórki zobaczyłem kobiece majtki. Nie, nie Britney...
Tak - zrobili "to". 2 metry od chodnika i 4 od ulicy, w trakcie burzy, w świetle ulicznych latarni...
Myślałem, że w południowym lubuskim widziałem już wszelką degrengoladę, a jednak...
Oczywiście rano walały się po nich śmieci, łącznie z chusteczkami... -_-
Jedyne, co ostatnio kursuje między Moroswnią a Jelenią, to moje rowery. ;D
Ani blabla, ani PKP, ani PKS. :/ Tzn. jest pociąg, ale z objazdem przez Wrocław, co wychodzi niewiele szybciej, niż rowerem :O i o wiele drożej, więc dziękuję. ;p
A tym razem bardzo nie chciałem jechać rowerem, bo prognozy były masakryczne: 30*C w cieniu (w słońcu doszło nawet do 35.6!), cały czas aż do Lubania pod silny wiatr (ok. 30 km/h), pod słońce no i pod górkę: 230m wzwyż (licząc do Jeleniej).
Do tego pełny plecak na plecach, a jakby było mało atrakcji, to jeszcze trafiłem na odcinek ze świeżym, lepkim asfaltem, który spowolnił mnie z 14 do 11 km/h a i to z wysiłkiem. :D
I jeszcze zacząłem kombinować ze skrótami i objazdami, które po dobrych kliku kilometrach jazdy... nawet mnie cofnęły kawałek. ;]
A czas leci, słońce świeci (spiekłem się jak prosiak na ruszcie)...
Wg scenariusza, od Lubania miałem jechać na wschód, z wiatrem, przed nadciągającym z niemiec frontem ;)) ewentualnie, jakby front już nadciągnął, to wsiąść w pociąg do Jeleniej.
Front był ledwie na horyzoncie, więc uznałem, że zdążę - szkoda tylko, że nogi już się wyprztykały na walce z wiatrem, a zamiast zapowiadanego wiatru w plecy, dostałem przedburzową ciszę i duchotę. :D
Końcówka w całkowitych ciemnościach, z potężną, burzową chmurą już nad głową i do tego strome zjazdy 50km/h + ;]
Nawałnica (wiatr) pojawiła się dopiero 100 metrów przed końcem trasy - nic nie pomogła, za to napęd i ja najedliśmy się piachu i pyłu. ;]
Tyle dobrego, że lunęło, jak już byłem pod dachem - od minuty...
Wsi spokojna, wsi wesoła, czyli zdjęcia z trasy:
- zawsze uważałem, że Osiecznica to wyjątkowo spokojna okolica...

- prywatny skansen w parafii Tomisław. No więc sławię. ;))

- "Seba" prawie bloga tu napisał ;D

Dostałem konkretny wycisk, jak rzadko kiedy. A zamiast spokoju, usłyszałem z pokoju...
Tylko dla czytelników 18+
... pod budynkiem jakieś pokrzykiwania i ogólnie pijackie klimaty.
Pod drzwiami zamelinowali się "Seba z Karyną": piwsko, papierosy, bekanie, bełkotanie i Britney Spears na youtubie w komórce...
Po chwili, przez pół-przeszklone drzwi, na wyświetlaczu komórki zobaczyłem kobiece majtki. Nie, nie Britney...
Tak - zrobili "to". 2 metry od chodnika i 4 od ulicy, w trakcie burzy, w świetle ulicznych latarni...
Myślałem, że w południowym lubuskim widziałem już wszelką degrengoladę, a jednak...
Oczywiście rano walały się po nich śmieci, łącznie z chusteczkami... -_-
Rączy Mors powraca z Jeleniej /Kr/
Środa, 19 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 124.20 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Rano jeszcze troszku po mieście. Ten Zandberg to jednak był tego dnia, a nie w poprzednim wpisie. ;p

Wczesny Żuk, ksywa "Smutek":

Podgórska strefa przemysłowa...

W Goduszynie spotkałem coś niespotykanego. ;))

no to wbijam na ufg.pl, gdzie najłatwiej zidentyfikować pojazd. No i niby był w bazie, bo miał dane aktualnej polisy ubezpieczeniowej, natomiast markę i model określono jako "BRAK BRAK" <lol>
O 15:50 powrót do Morsownii. Pomimo gorąca (28*C) i jazdy pod głównie pod wiatr, jechało się bdb, nawet pod niezłe górki. :O
A po zachodzie słońca to wręcz jechało się jak nigdy - dojechałem godzinę przed przewidywanym czasem, zupełnie niezmęczony, pomimo plecaka na plecach i ciężkiego roweru z 19stką na karku. ;)) Jednak co Dębice, to Dębice. ;pp
Nawet popełniłem pod koniec 9-kilometrowy objazd 1-kilometrowego bruku - bo się nie najeździłem. Nawet myślałem, czy nie dojechać do morza. ;))
Na koniec sielski obrazek - prawie jak Milka w Alpach. ;) ;p

Misja zakończyła się pełnym sukcesem: ponad ćwierć kafla kilometrów, w tym sporo po mieście, górkach i pagórkach, bez ani jednego hamowania! :D

Wczesny Żuk, ksywa "Smutek":

Podgórska strefa przemysłowa...

W Goduszynie spotkałem coś niespotykanego. ;))

no to wbijam na ufg.pl, gdzie najłatwiej zidentyfikować pojazd. No i niby był w bazie, bo miał dane aktualnej polisy ubezpieczeniowej, natomiast markę i model określono jako "BRAK BRAK" <lol>
O 15:50 powrót do Morsownii. Pomimo gorąca (28*C) i jazdy pod głównie pod wiatr, jechało się bdb, nawet pod niezłe górki. :O
A po zachodzie słońca to wręcz jechało się jak nigdy - dojechałem godzinę przed przewidywanym czasem, zupełnie niezmęczony, pomimo plecaka na plecach i ciężkiego roweru z 19stką na karku. ;)) Jednak co Dębice, to Dębice. ;pp
Nawet popełniłem pod koniec 9-kilometrowy objazd 1-kilometrowego bruku - bo się nie najeździłem. Nawet myślałem, czy nie dojechać do morza. ;))
Na koniec sielski obrazek - prawie jak Milka w Alpach. ;) ;p

Misja zakończyła się pełnym sukcesem: ponad ćwierć kafla kilometrów, w tym sporo po mieście, górkach i pagórkach, bez ani jednego hamowania! :D
W przednoc (Krossem do Jeleniej bez hamowania :) )
Wtorek, 18 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 122.11 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Z okazji 19. urodzin Krossa postanowiłem zabrać go w góry :D i przy okazji ;)) siebie do Jeleniej, w interesach. ;p
Pomysł szalony, jeśli pamiętać, że przyświeca mi wizja 100 kkm na oryginalnych hamulcach. Tymczasem krótko przyświecał mi księżyc, a tak to po ciemachu (lampki tradycyjnie, włączam tylko w miastach i jak coś jedzie, czyli raz na 10-20 km). ;]
W dodatku, jak to bywa przy dużych ociepleniach - wiało z południa, czyli praktycznie cała trasa pod wiatr. ;]
A rowerek swoje waży - pozdro dla podjazdów. ;))
Start przed 20stą, meta (wyżej o 230 metrów) o 4:35, czyli praktycznie całość po ciemku.
W Nawojowie Łużyckim, między Lubaniem a Nowogrodźcem, wybiła północ i Krossowi strzeliła 19stka. A mi 36. ;p
Tym razem z N.Ł. spróbowałem objechać Lubań, odbijając na Nawojów Śląski i Uniegoszcz, a w praktyce zamieniłem drogę oświetloną na nieoświetloną i i tak wyjechałem w Lubaniu, ino kawałek dalej, ale to bez różnicy, bo po północy i tak był pusty. ;]
Dalej już normalnie, DK 30 aż do Jeleniej. No i pod koniec pagórki były już całkiem spore (zjazdy pod 50 km/h bez pedałowania), temp. spadła do 12* i do tego lekki wiatr czołowy, a ja oczywiście cienka bluza i na krótkie spodenki - kolana dostały w dupę. ;))
I nawet udało mi się przeżyć bez hamowania na szybkim wjeździe do miasta: z górki i na rondo xD krzyżujące DK 30 i E65 o_O
Dobrze, że było pusto...
Jazda nocna ma ten plus, że obyło się bez zdjęć, uff...
Pomysł szalony, jeśli pamiętać, że przyświeca mi wizja 100 kkm na oryginalnych hamulcach. Tymczasem krótko przyświecał mi księżyc, a tak to po ciemachu (lampki tradycyjnie, włączam tylko w miastach i jak coś jedzie, czyli raz na 10-20 km). ;]
W dodatku, jak to bywa przy dużych ociepleniach - wiało z południa, czyli praktycznie cała trasa pod wiatr. ;]
A rowerek swoje waży - pozdro dla podjazdów. ;))
Start przed 20stą, meta (wyżej o 230 metrów) o 4:35, czyli praktycznie całość po ciemku.
W Nawojowie Łużyckim, między Lubaniem a Nowogrodźcem, wybiła północ i Krossowi strzeliła 19stka. A mi 36. ;p
Tym razem z N.Ł. spróbowałem objechać Lubań, odbijając na Nawojów Śląski i Uniegoszcz, a w praktyce zamieniłem drogę oświetloną na nieoświetloną i i tak wyjechałem w Lubaniu, ino kawałek dalej, ale to bez różnicy, bo po północy i tak był pusty. ;]
Dalej już normalnie, DK 30 aż do Jeleniej. No i pod koniec pagórki były już całkiem spore (zjazdy pod 50 km/h bez pedałowania), temp. spadła do 12* i do tego lekki wiatr czołowy, a ja oczywiście cienka bluza i na krótkie spodenki - kolana dostały w dupę. ;))
I nawet udało mi się przeżyć bez hamowania na szybkim wjeździe do miasta: z górki i na rondo xD krzyżujące DK 30 i E65 o_O
Dobrze, że było pusto...
Jazda nocna ma ten plus, że obyło się bez zdjęć, uff...
19-stka Krossa w Jeleniej Górze
Wtorek, 18 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 24.64 | gruntow(n)e: | 0.70 |
czasokres: | śr. km/h: |
Po małym odespaniu wyruszyłem na miasto - najpierw w interesach, a wieczorem rekreacyjnie, świętując kolejny jubileusz wspólnego pożycia. ;p
Mimo iż Jelonka jest dość pagórkowata, to obyło się bez ani jednego hamowania :D choć bywało gorąco, np. lecąc z górki przed czerwonym światłem. ;p Ale zawsze zdążało się zazielenić, na ostatnią chwilę - a ile emocji - nie muszę jechać w góry właściwe. ;)
Te miasto ma chyba największe zróżnicowanie w kraju - tam nie idzie się nudzić! Dużo biedy i patologii, ale i dużo dobrobytu i turystów, są tereny całkiem płaskie, są i całkiem górzyste, skaliste i strome. Najniższy punkt to 347 m a najwyższy to... 1416 (grzbiet Karkonoszy) - chyba największa różnica w kraju ;>
Jest i przemysł, i rolnictwo - tak, na mieście. Zdjęcie poniżej zrobiłem 50 m od głównej arterii miasta (ul. Wolności)...


O myjni rowerowej nawet nie słyszałem...

Postindustrialnie - nawet Matiz jest wybitnie zniszczony...

Na rynku spotkałem Adriana. Tzn. Zandberga, nie Dudę. ;)
Lewag wśród lewagów :) jak musiał podać prawicę, to aż go skręcało ;D

a razem z nim aż jedna (1) przedstawicielka partii Razem. ;[
Romantyczne zakończenie dnia...

Ten ważny dzień Kross zakończył przebiegiem całkowitym 57 424,66 km.
Nie jest to szybki rower, tymczasem szybka była pewna Grażyna, która właśnie pobiła rekord świata - 294 km/h. Równie rozbrajająca jest średnia: na dystansie 5,6 km wyniosła 293 km/h ;D;D;D:D
Mimo iż Jelonka jest dość pagórkowata, to obyło się bez ani jednego hamowania :D choć bywało gorąco, np. lecąc z górki przed czerwonym światłem. ;p Ale zawsze zdążało się zazielenić, na ostatnią chwilę - a ile emocji - nie muszę jechać w góry właściwe. ;)
Te miasto ma chyba największe zróżnicowanie w kraju - tam nie idzie się nudzić! Dużo biedy i patologii, ale i dużo dobrobytu i turystów, są tereny całkiem płaskie, są i całkiem górzyste, skaliste i strome. Najniższy punkt to 347 m a najwyższy to... 1416 (grzbiet Karkonoszy) - chyba największa różnica w kraju ;>
Jest i przemysł, i rolnictwo - tak, na mieście. Zdjęcie poniżej zrobiłem 50 m od głównej arterii miasta (ul. Wolności)...


O myjni rowerowej nawet nie słyszałem...

Postindustrialnie - nawet Matiz jest wybitnie zniszczony...

Na rynku spotkałem Adriana. Tzn. Zandberga, nie Dudę. ;)
Lewag wśród lewagów :) jak musiał podać prawicę, to aż go skręcało ;D

a razem z nim aż jedna (1) przedstawicielka partii Razem. ;[
Romantyczne zakończenie dnia...

Ten ważny dzień Kross zakończył przebiegiem całkowitym 57 424,66 km.
Nie jest to szybki rower, tymczasem szybka była pewna Grażyna, która właśnie pobiła rekord świata - 294 km/h. Równie rozbrajająca jest średnia: na dystansie 5,6 km wyniosła 293 km/h ;D;D;D:D
250 pod wiatr, noc druga /Hrgn/
Czwartek, 13 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 133.14 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |

Prognozy zapowiadały deszcze od rana, toteż obudziłem się o 3:30... bez budzika! :OO Szok, bo normalnie to bym nawet z budzikiem o tej porze nie wstał. ;]
No i faktycznie, choć o 3:30 niebo było gwieździste, to gdy godzinę później zdobyłem pierwsze większe wzgórze, za plecami podziwiałem kotłujące się nad Kotliną Jeleniogórską deszczowe chmury. Chmury doganiały mnie jak Jaki Trzaskowskiego ;) ale nie zdążyły. ;p
Pierwsze 35 km po DK 30, na zachód - teoretycznie z wiatrem, ale jeszcze go nie było. :) Za to gdy przed Lubaniem odbiłem na północ, to i owszem, wiater się obudził, ale już północny, i nie odpuszczał do samego końca. :D
Ale to nic nie szkodzi - jadąc wolniej, dokładniej się zwiedza. ;p A chciałem odkryć po drodze trochu nieodkrytych parafii, ale co tylko do jakiejś wjechałem, to odkrywałem, że już ją kiedyś odkryłem. ;)
Dopiero gdy w Radostowie Średnim pomyliłem skrzyżowania - trafiłem na zupełnie nową drogę.
A raczej na zupełnie starą. ;]
Była tak zniszczona, że aż jakiemuś Januszowi odpadł znaczek z Vieśwagena:

Skakałem po nim, niczym Koniu na KODziarskich zadymach ;D;D
po czym wyrzuciłem do najbliższego śmietnika
Tak trafiłem do Mściszowa. Tamże, koło sklepiku, nielicha ruina:

oraz mega przyjacielski piesek, całkiem podobny do Trollkingowej Kropy. :>
Dalej Gościszów - schludny, acz z wyjątkiem:

I miasteczko Nowogrodziec, w które wjeżdża się z górki, no i musiałem hamować. :( ;pp
Później alternatywną, boczną drogą przebijałem się na północ, nawiedzając aż 3 nowe parafie: Parzyce, Kierżno i Osieczów.
Fajne okolice: cisza, spokój, zero ruchu, czasem jakiś fajny motyw...

... słynny Zamek Kliczków...

i później już tylko Bory Dlnśl., gdzie klasycznie zboczyłem do sielankowej Ławszowej (schludna osada z charakterem, w malowniczej kotlince pośrodku niczego, tj. Borów Dlnśl.). Osada na końcu świata, a trzeci sklep własnie otworzyli. :>
Tamże sfociłem pomnik bobrów widoczny na pierwszym, witającym, zdjęciu - tak się kończy izolacja. ;))
250 pod wiatr, noc pierwsza /Hrgn/
Środa, 12 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 122.40 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Znów musiałem (i chciałem) skoczyć do Jeleniej.
Powrót Huragana
Z planowanego wyjazdu po południu, zrobiła się... północ. ;D
Głównie przez to, że żal mi było narażać Krossa na jazdę po górkach i dużym (jak na mnie ;p ) mieście (hamowanie!).
Jak trwoga, to na Huragana. ;) Stał sobie chyba 2 miesiące, bo nie mogłem opanować tematu odmanetkowania kierownicy. Wszystko leżało rozkręcone na atomy, a ja już nic z tego nie pamiętałem. :D
Ale, pomimo wyrwania z ramy tulejek (od mocowania prowadnic) ostatecznie jednak udało mi się zamontować tamże obie manetki. :O I nawet działają, z czego jestem z siebie niezwykle dumny. ;p
Tzn. tylna działa, bo przednia jest już tylko dla picu a ściślej, to robi za podkładkę dla śruby przechodzącej przez ramę. :D
Tak, zrezygnowałem z jednej przedniej tarczy. I to tej największej (48T). ;p
Prognozy zapowiadały zmianę pogody tak, że (powszechna pisownia "także" w takich sytuacjach doprowadza mnie do szaleństwa ;p ) w obie strony miało być pod wiatr. I uwierzyłem im. No i tak było. :) Jak dla mnie, to już grubo, ale nie żałuję. ;>
Noc bez samochodów
Poza wiatrem było nieźle: pierwsze 45 km to Bory Dlnśl. (w tym 23 km świeżo po remoncie) - minęły mnie bodajże 2 blachosmrody. :D I tylko wtedy włączyłem światła - noc była widna od samych gwiazd.
Później Bolesławiec, gdzie zawsze muszę się zamotać ;p a następne 23 do Lwówka również świeżo po remoncie, a nawet w trakcie, bo były znaki objazdów, i tylko 3 lokalsów jechało. Znaki znakami, ale trasa (po półtora roku...) jest już przejezdna - wykańczają tylko ostatni most, którego z daleka nie widziałem, bo ciemno, a z uwagi na spore zjazdy, za każdym razem bałem się, że wpadnę do rzeki na pełnej k...orbie. ;D;D Albo "chociaż" wpadnę na jakieś koparki lub inne niespodzianki - wszak miały prawo stać na zamkniętej drodze...
Wjeżdżając w Pogórze coraz ciężej było jechać bez lampek - zjazdy podchodziły pod 50 km/h. ;]
Zabójcza amplituda i umierający Wleń
Parę razy musiałem zaświecić, aż w końcu, w okolicach Wlenia, zaświeciło słońce...
Pojechałem przez Wleń, bo nigdy w życiu tamże nie byłem (miasteczko w górskiej kotlinie, tranzytowo patrząc, to pośrodku niczego).
Poza tym nie chciałem, żeby było mi za łatwo. ;p
Lubię zapyziałe osady, ale Wleń to już jest przegięcie :D



Na wzgórzu, na prawo od ratusza, widoczna jest w świetle wschodzącego słońca wieża zamku - pono najstarszy w Polsce (?!?).
Pomimo 6:30 na Rynku już plątali się żule. Natomiast normalnych mieszkańców nie stwierdzono wcale... o_O
Później, lokalnymi dróżkami przez dzikie doliny i odludne wioseczki kierowałem się na Jelenią.
W owych cienistych dolinach tworzyły się piękne oazy zimna i wilgoci - w jednej takiej głębokiej, mglistej dolince, temperatura wyzerowała się do 9,9*C i to już sporo po wschodzie słońca! A lokalsi i tak łazili na letniaka. :O
9,9*C (a ja oczywiście na krótkie spodenki plus cienka bluza) w dniu, w którym po południe podchodziło pod 30* w cieniu, a w słońcu, przy czystym niebie, to i pewnie pod 40*, czujecie ten klimat, Misiaczki? :D
Jak na głównych drogach Huragan leciał na luziku, tak na lokalnych była już walka, aż w końcu przyszła Kryska na Matyska - na tym podjeździe szczelał mi nowiutki łańcuch na nowiutkich zębatkach, czujecie to?

Tym razem wprowadzałem (brak młynka ;p ) - ale to był jedyny wyjątek. ;p
Warto było się szarpać:




No i w końcu Jelenia - tutaj na tle Karków:

W Jeleniej kilka godzin spędziłem na "interesach", łażąc z buta ponad 10 km, a wieczorem jeszcze troszku pojeździłem, głównie Cieplice i okolice.
I wcale nie chciało mi się spać :O nawet chciałem od razu wracać z powrotem do Morsownii. Położyłem się tylko z rozsądku...
(c.d.n.)
Powrót Huragana
Z planowanego wyjazdu po południu, zrobiła się... północ. ;D
Głównie przez to, że żal mi było narażać Krossa na jazdę po górkach i dużym (jak na mnie ;p ) mieście (hamowanie!).
Jak trwoga, to na Huragana. ;) Stał sobie chyba 2 miesiące, bo nie mogłem opanować tematu odmanetkowania kierownicy. Wszystko leżało rozkręcone na atomy, a ja już nic z tego nie pamiętałem. :D
Ale, pomimo wyrwania z ramy tulejek (od mocowania prowadnic) ostatecznie jednak udało mi się zamontować tamże obie manetki. :O I nawet działają, z czego jestem z siebie niezwykle dumny. ;p
Tzn. tylna działa, bo przednia jest już tylko dla picu a ściślej, to robi za podkładkę dla śruby przechodzącej przez ramę. :D
Tak, zrezygnowałem z jednej przedniej tarczy. I to tej największej (48T). ;p
Prognozy zapowiadały zmianę pogody tak, że (powszechna pisownia "także" w takich sytuacjach doprowadza mnie do szaleństwa ;p ) w obie strony miało być pod wiatr. I uwierzyłem im. No i tak było. :) Jak dla mnie, to już grubo, ale nie żałuję. ;>
Noc bez samochodów
Poza wiatrem było nieźle: pierwsze 45 km to Bory Dlnśl. (w tym 23 km świeżo po remoncie) - minęły mnie bodajże 2 blachosmrody. :D I tylko wtedy włączyłem światła - noc była widna od samych gwiazd.
Później Bolesławiec, gdzie zawsze muszę się zamotać ;p a następne 23 do Lwówka również świeżo po remoncie, a nawet w trakcie, bo były znaki objazdów, i tylko 3 lokalsów jechało. Znaki znakami, ale trasa (po półtora roku...) jest już przejezdna - wykańczają tylko ostatni most, którego z daleka nie widziałem, bo ciemno, a z uwagi na spore zjazdy, za każdym razem bałem się, że wpadnę do rzeki na pełnej k...orbie. ;D;D Albo "chociaż" wpadnę na jakieś koparki lub inne niespodzianki - wszak miały prawo stać na zamkniętej drodze...
Wjeżdżając w Pogórze coraz ciężej było jechać bez lampek - zjazdy podchodziły pod 50 km/h. ;]
Zabójcza amplituda i umierający Wleń
Parę razy musiałem zaświecić, aż w końcu, w okolicach Wlenia, zaświeciło słońce...
Pojechałem przez Wleń, bo nigdy w życiu tamże nie byłem (miasteczko w górskiej kotlinie, tranzytowo patrząc, to pośrodku niczego).
Poza tym nie chciałem, żeby było mi za łatwo. ;p
Lubię zapyziałe osady, ale Wleń to już jest przegięcie :D



Na wzgórzu, na prawo od ratusza, widoczna jest w świetle wschodzącego słońca wieża zamku - pono najstarszy w Polsce (?!?).
Pomimo 6:30 na Rynku już plątali się żule. Natomiast normalnych mieszkańców nie stwierdzono wcale... o_O
Później, lokalnymi dróżkami przez dzikie doliny i odludne wioseczki kierowałem się na Jelenią.
W owych cienistych dolinach tworzyły się piękne oazy zimna i wilgoci - w jednej takiej głębokiej, mglistej dolince, temperatura wyzerowała się do 9,9*C i to już sporo po wschodzie słońca! A lokalsi i tak łazili na letniaka. :O
9,9*C (a ja oczywiście na krótkie spodenki plus cienka bluza) w dniu, w którym po południe podchodziło pod 30* w cieniu, a w słońcu, przy czystym niebie, to i pewnie pod 40*, czujecie ten klimat, Misiaczki? :D
Jak na głównych drogach Huragan leciał na luziku, tak na lokalnych była już walka, aż w końcu przyszła Kryska na Matyska - na tym podjeździe szczelał mi nowiutki łańcuch na nowiutkich zębatkach, czujecie to?

Tym razem wprowadzałem (brak młynka ;p ) - ale to był jedyny wyjątek. ;p
Warto było się szarpać:




No i w końcu Jelenia - tutaj na tle Karków:

W Jeleniej kilka godzin spędziłem na "interesach", łażąc z buta ponad 10 km, a wieczorem jeszcze troszku pojeździłem, głównie Cieplice i okolice.
I wcale nie chciało mi się spać :O nawet chciałem od razu wracać z powrotem do Morsownii. Położyłem się tylko z rozsądku...
(c.d.n.)
48h bez roweru, ale za to w J. Górze, taka tam sobota i niedziela w Kożuchowie /Kr/
Niedziela, 9 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 99.22 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
W czwartek i piątek "bawiłem" w "interesach" w Jeleniej Górze. Oj, działo się! ;p
Bez roweru tyle czasu nie było łatwo - nałóg męczył, poza tym te nawyki: chodziłem po DDRach xD a w każdym sklepie łypałem przez okno, czy mój rower (którego nie miałem) jeszcze stoi. ;D;D;D
Tak się kończą takie nagłe rewolucje. ;)
Sporo łażenia, także turystycznie. Parafrazując klasyka: "miasto wspaniałe, tylko mieszkańcy k...." znaczy się wyjątkowo niewdzięczni. ;)
Tyle hejtu nt. własnego miasta nie spotka się chyba nigdzie indziej. Potwierdzają to statystyki: przez ostatnie 20 lat ubyło 14 z 94k ludzi, a w rzeczywistości jeszcze więcej (wiele zmian zamieszkania się nie zgłasza...). I to w mieście u stóp Karkonoszy z bezrobociem, które zeszło do poziomu japońskiego: 3% !!! - czyli w praktyce jest ujemne. :)

W sobotę pokręciłem się tu i tamże, nie ma o czym klikać.
A w niedzielę konkretniejsza trasa, tym razem Kożuchów i okolice.
Wpadły niczego sobie scenki, oczywiście z dedykacją dla naszego konesera wiejskiego życia i apologety tradycji polskich wsi. ;)))
- tylko czekać na atak feministek (kobita pracuje, a chłop leży z winiaczami). :) Piękna scenka ;) jedyne, co mnie nie pasowało, to plastikowe wiaderko przy "studni". :)

- remiza na drugim końcu Stypułowa też dała radę. W roli kierownicy - koło 28" ze starego roweru :> a w roli tylnych kół - koła od Skarpety :>:>

- a tymczasem Kross, jak to typowy 19-latek, podbijał do pani strażaczki. Siłą go musiałem zaganiać do domu!

Ewentualni Janusze tu zaglądający zwrócili pewnie uwagę, jaki "skarb" przymocowano do tylnej ściany "samochodu pożarniczego" - tak, tak, to tylne lampy od Passata "bepiątki po lifcie"! Jutro pewnie już ich nie będzie. ;p
Bez roweru tyle czasu nie było łatwo - nałóg męczył, poza tym te nawyki: chodziłem po DDRach xD a w każdym sklepie łypałem przez okno, czy mój rower (którego nie miałem) jeszcze stoi. ;D;D;D
Tak się kończą takie nagłe rewolucje. ;)
Sporo łażenia, także turystycznie. Parafrazując klasyka: "miasto wspaniałe, tylko mieszkańcy k...." znaczy się wyjątkowo niewdzięczni. ;)
Tyle hejtu nt. własnego miasta nie spotka się chyba nigdzie indziej. Potwierdzają to statystyki: przez ostatnie 20 lat ubyło 14 z 94k ludzi, a w rzeczywistości jeszcze więcej (wiele zmian zamieszkania się nie zgłasza...). I to w mieście u stóp Karkonoszy z bezrobociem, które zeszło do poziomu japońskiego: 3% !!! - czyli w praktyce jest ujemne. :)

W sobotę pokręciłem się tu i tamże, nie ma o czym klikać.
A w niedzielę konkretniejsza trasa, tym razem Kożuchów i okolice.
Wpadły niczego sobie scenki, oczywiście z dedykacją dla naszego konesera wiejskiego życia i apologety tradycji polskich wsi. ;)))
- tylko czekać na atak feministek (kobita pracuje, a chłop leży z winiaczami). :) Piękna scenka ;) jedyne, co mnie nie pasowało, to plastikowe wiaderko przy "studni". :)

- remiza na drugim końcu Stypułowa też dała radę. W roli kierownicy - koło 28" ze starego roweru :> a w roli tylnych kół - koła od Skarpety :>:>

- a tymczasem Kross, jak to typowy 19-latek, podbijał do pani strażaczki. Siłą go musiałem zaganiać do domu!

Ewentualni Janusze tu zaglądający zwrócili pewnie uwagę, jaki "skarb" przymocowano do tylnej ściany "samochodu pożarniczego" - tak, tak, to tylne lampy od Passata "bepiątki po lifcie"! Jutro pewnie już ich nie będzie. ;p
Pociąg do Jeleniej Góry /Kr/
Środa, 5 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 53.27 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
... mi zwiał sprzed nosa. ;p
Pozostał mi jedynie pociąg "metafizyczny". ;)
Pojechałem jeszcze do Iłowej, skąd kiedyś latały pociągi do JG, ale już nie latają...
Praktycznie jedyną możliwością dostania się koleją do JG jest teraz trasa... przez Wrocław. :O Średnio 5 godzin - przy minimalnym czasie oczekiwania na przesiadkę. :(
Tyle dobrego, że wpadło troszku kilometrów tudzież parę zdjęć....
- mostek dla pieszych nad drogą o ruchu w porywach do minimalnego...

- Nowa droga do nowej strefy gosp. koło Iłowej. Nieoznakowana niespodzianka, zwłaszcza dla rowerowych batmanów. ;))

- ruskim będzie teraz lepiej iść rabotać w polu. ;)))

Pozostał mi jedynie pociąg "metafizyczny". ;)
Pojechałem jeszcze do Iłowej, skąd kiedyś latały pociągi do JG, ale już nie latają...
Praktycznie jedyną możliwością dostania się koleją do JG jest teraz trasa... przez Wrocław. :O Średnio 5 godzin - przy minimalnym czasie oczekiwania na przesiadkę. :(
Tyle dobrego, że wpadło troszku kilometrów tudzież parę zdjęć....
- mostek dla pieszych nad drogą o ruchu w porywach do minimalnego...

- Nowa droga do nowej strefy gosp. koło Iłowej. Nieoznakowana niespodzianka, zwłaszcza dla rowerowych batmanów. ;))

- ruskim będzie teraz lepiej iść rabotać w polu. ;)))

Dąb Władek, 57 kkm na Krossie i zaległy filmik z Gliczarowskiej ściany płaczu /Kr/
Wtorek, 4 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 42.82 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
57% celu wykonane...
Bruk między Gorzupią a przysiółkiem z elektrownią nad Bobrem:

Dąb Władek. Zaskakująco zdrowy jak na jego rozmiary:


Ten drugi w tle też konkretny, ale zbyt blisko drogi i mu docinają. ;)

Widać tu także jeden z lepszych podjazdów w okolicy , który skojarzył mi się trochę z legendarnym podjazdem między Gliczarowem Dolnym a Górnym...

... co zainspirowało mnie do wciepania, po 4 latach, zaległego filmiku, który lepiej niż zdjęcia i liczby obrazuje te 23/24%:
No i przeżyjmy to jeszcze raz:
- tak czołgają się zawodnicy na TDPA, na ultralekkich szosach za kupę szmalu:
- a tak się bawimy na monocyklu za 300 zł, bez kierownicy, przerzutek i innych bzdetów ;p
Ponad 3x bardziej stromo niż na, za przeproszeniem, Agrykoli, a mono wcale jeszcze nie miało dosyć. ;ppp
Bruk między Gorzupią a przysiółkiem z elektrownią nad Bobrem:

Dąb Władek. Zaskakująco zdrowy jak na jego rozmiary:


Ten drugi w tle też konkretny, ale zbyt blisko drogi i mu docinają. ;)

Widać tu także jeden z lepszych podjazdów w okolicy , który skojarzył mi się trochę z legendarnym podjazdem między Gliczarowem Dolnym a Górnym...

... co zainspirowało mnie do wciepania, po 4 latach, zaległego filmiku, który lepiej niż zdjęcia i liczby obrazuje te 23/24%:
No i przeżyjmy to jeszcze raz:
- tak czołgają się zawodnicy na TDPA, na ultralekkich szosach za kupę szmalu:
- a tak się bawimy na monocyklu za 300 zł, bez kierownicy, przerzutek i innych bzdetów ;p
Ponad 3x bardziej stromo niż na, za przeproszeniem, Agrykoli, a mono wcale jeszcze nie miało dosyć. ;ppp
Żar wrześniowych Żar /Kr/
Poniedziałek, 3 września 2018
Kategoria Nielicho
kilosy: | 43.72 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Wiało mocno, ale nie wiadomo skąd i dokąd. :> Za to w drodze powrotnej sytuacja się wyklarowała: wiało głównie w mordę. :)
W dodatku przywaliło Celsjuszem - jeszcze o zachodzie słońca było 25* i dość duszno - pomimo wiatru. :O
Dość blisko mojego igloo powstał ostatnio chyba pierwszy muralek w mojej okolicy. I to na zwykłych garażach. Wielka rzadkość na Zachodzie. ;)))

Swojskie klimaty. ;)) Choć oczywiście wolałbym morsy. ;))
Pocztówki z Żar:
- najnowsze dzieło drogowców (wylot na Zieloną Górę):

- takie tam w parku:

W tej żółtej skrzyneczce punkt wymiany książek - chyba pierwszy w okolicy i ogólnie wielka rzadkość na Ziemiach Odzyskanych. ;)))
Te drzewa przy samej krajówce to już naprawdę, duże przegięcie...

Są od północy, więc nawet cienia nie dajO ;p
Znów udało się przeżyć bez ani jednego hamowania. :)