thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w kategorii

Odkrywczo

Dystans całkowity:17830.95 km (w terenie 548.65 km; 3.08%)
Czas w ruchu:34:58
Średnia prędkość:20.71 km/h
Maksymalna prędkość:62.80 km/h
Suma podjazdów:15714 m
Liczba aktywności:299
Średnio na aktywność:59.64 km i 4h 59m
Więcej statystyk

Rowerem i pieszo na zamek Księcia Henryka (góra Grodna, 506 m) /Kross/

Poniedziałek, 12 listopada 2018
kilosy:18.26gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Odkrywczo, Nielicho


Ckniło mi się za staruszkiem Krossem, a że pogoda sucha a na drogach spokojnie, więc wybór był prosty.
Dziś to już chyba naprawdę był ostatni dzień złotej jesieni - 14*C w cieniu, a w słońcu chyba powyżej 20, bo chwilami aż przypiekało - także na wysokości 500+ i to na chwilę przed zachodem słońca - w połowie listopada, coś niesamowitego. :O
Po drodze minąłem 5 osób w krótkich spodenkach :D (licząc siebie), tudzież 5 na krótki rękawek (beze mnie ;p ). Szok!

Pogoda wzorowa, ruch mały jak nigdy (dzień świąteczno-powszedni ;) ), do pełni potrzebowałem tylko "bezhamulcowych" tras, ale długo na płaskim nie wytrzymałem i postanowiłem nawiedzić tytułowy zamek, który leży w cieniu (w przenośni, choć prawie i dosłownie) zamku i góry Chojnik.

Najpierw Cieplice i okolice. Muzeum Przyrodnicze dziś zamknięte, ale na dziedzińcu poznałem paru kolegów chętnych do ścigania na moim poziomie:

oraz taką jedną... :>

Co chwilę "przeszkadzały" (w jeździe) widoczki:


A w dolnej części tytułowej góry, pod opuszczonym ośrodkiem "Monte Cassino? (?) trafił się koteł - przylepa. Połowę tej wycieczki spędziłem na głaskaniu tegoż sierściucha :D


<3

Podjazd szedł na tyle łatwo, że postanowiłem sobie utrudnić życie i przebijać się lasem na przełaj. Było dużo gałęzi (w szprychach), liści (info dla Evity: oj, jak szurałem ;)) ) i skałek:



Niemal na samym szczycie rosło takie potężne drzewo...


No i szczyt z zameczkiem...



Na wieżę nie właziłem, bo wstęp płatny. ;p

Wlazłem/wjechałem głównie szlakiem żółtym (od Sosnówki) a złaziłem/osuwałem się szlakiem niebieskim, w kierunku Marczyc. Niestety, ostatnia wichura rzuciła mi wiele kłód pod nogi. ;p


A gdy byłem już prawie na dole, to drogę jeszcze kompletnie zatarasował mi pracujący "harvester', czyszczący pobojowisko - pół dnia mnie ta wycieczka ostatecznie wyszła. xD

Trzmielak (647 m) monocyklem, pieszo i autobusem ;)

Czwartek, 1 listopada 2018
kilosy:4.50gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo


Dowiedziałem się, że 1.XI. jeleniogórski MZK będzie woził za darmo...


Dużo nie myśląc, wziąłem małe mono i wrzuciłem do pierwszego lepszego autobusu jadącego w góry. Padło na Sobieszów, czyli u samych stóp Karkonoszy. Trochę słabo, bo straciłem sporo czasu na pięcie się w górę. Pięcie to wychodziło mi bardzo średnio - początkowo nie mogłem się przeskalować z mono 36", a jak się wkręciłem, to i tak było kiepsko, bo 20" to zdecydowanie za mało: za krótka rama (niewygodnie), za krótkie korby (zmniejszające siłę napędową) i za małe koło (straszna wrażliwość na nierówności).


Powyżej Sobieszowa nawiedziłem dolinę Wrzosówki i "odkryłem" sztuczny wodospad:


Następnie Jagniątków, jedyna górska dzielnica Jeleniej Góry... Tamże wbiłem się na zielony szlak. W zagłębieniu szlaku liści było po kolana - dedykacja dla Evity ;))


to w sumie też:


jednakowoż i to (już po zejściu ze szlaku, na przełaj, w stronę szczytu):


Ogólnie zbocze, początkowo w miarę równe, w górnych partiach okazało się usłane kamyczkami...






...na których to monocykl przydał mi się, jak Kukizowi Twitter. ;)))
Ani się o weń wesprzeć, ani podjechać, a tylko ciążył i zawadzał. ;p

Wybrałem górę "nijaką" i bez jakiejkolwiek ścieżki na szczyt kombinując, że nikogo tamże nie będzie, zwłaszcza w taki dzień...
A tymczasem trafiłem na dzikie zgrupowanie trialowców (na motórach), jazgoczących niemiłosiernie po tych skałach i prawie pionowych podjazdach... Nawet sobie zorganizowali parę szlaków z co mniejszych głazów...

Na szczycie zaczęło się chmurzyć, co skopało mi widok (w tle Śnieżka) - a mógł być fajny, wszak liście już nie zasłaniają. ;p


W partiach szczytowych, pośrodku niczego i z dala od szlaków zebrałem pół jednorazówki śmieci. :/

Później zejście - skakanie po głazach to był drobiazg - najgorsze okazało się przy dole, gdzie było dużo liści i nie szło wyhamować nóg. A pod liśćmi jeszcze różne niespodzianki - 2 gleby były. ;p

Ale to nie koniec przygód - zgubiłem mono :D które schowałem, chyba przed samym sobą, za jakimś głazem w połowie zbocza.
Szukanie nic nie dawało :D rowerek zgubił się, niczym tutejszy LabradoL:


i jeszcze masa innych błędów... ;p

Znalazł się po ponad pół godzinie (monocykl, nie Labradol), przez co spóźniłem się na autobus powrotny, a jeździ tamże tylko 1 na godzinę. ;]
Toteż pojeździłem jeszcze trochu po Jagniątkowie (asfaltami) - zdjęć nie wciepuję, bo trasy już znane z dawnych wypadów na mono w Karkonosze. Jakkolwiek okolica godna polecenia o każdej porze roku.

Ogólnie to raczej zmarnowałem ten dzień, prawie jak niektórzy podwójną kadencję. ;))


Zrobili mi dzień:
- jakiś Janusz wbił się na mszę z reklamówką Biedronki o_O
- jakaś Grażyna na przystanku hejtowała panującą bardzo ciepłą, prawie bezwietrzną i słoneczną pogodę (!!!).
Zrzędziła niemiłosiernie, że pogoda jest ostatnio "straszna" :OOO i nawet padło uzasadnienie: "bo nie wiadomo, jak się ubierać".
Absolutne mistrzostwo.
Domniemywam, że dla tej kobiety w całej historii i przyszłości Wszechświata nie ma ani jednego miejsca ni momentu, gdy pogoda była dobra...

Śródgórskie idylle (Przesieka i Zachełmie) /Hrgn/

Środa, 31 października 2018
kilosy:33.34gruntow(n)e:0.40
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo


Nareszcie nawiedziłem Zachełmie - ostatnia parafia w Karkonoszach, jaka mi została (tego skrawka, co jest na dole Kotliny, oczywiście nie liczę). Serpentynki niczego sobie, dało się zgrzać - 31 października! :D i to mimo krótkich spodenek i rozpiętej bluzy - pojechałbym bez bluzy, ale zjazdy po zachodzie słońca to już była zupełnie inna historia. ;)) A co do zachodu słońca, to na północnych stokach w wielu miejscach ono już teraz nie zachodzi, gdyż...wgl nie wschodzi - i to nawet na zamieszkanych obszarach! Górska "noc polarna"! Czaicie to - nie mieć słońca w oknach przez dobre 4 miesiące? :>

Widok z Zachełmia na Kotlinę:


Oczywiście bylo mi za mało, i zacząłem tułać się po zupełnie ubocznych uliczkach, gdzie nachylenia sięgały (na oko) 20% - Huragan z młynkiem teraz już to ogarnia. Wystarczy patyczek w łańcuch i cyk! młyneczek. ;]
I to pykanie ciśnienia (mózgu?) w uszach, sama przyjemność. ;)) Dzisiejsze powietrze było tak doskonałe, że nie potrzeba było niczego jeść ani pić. :) A widoki? Co chwilę potykałem się o własne oczy! ;))

Powyżej Zachełmia kończą robić nowe single tracki - ogółem ma być ich 73 km, z czego 40 km po zupełnie nowych trasach :>


A później legendarna Przesieka, z której parę lat temu atakowałem na mono Przełęcz Karkonoską. Ale nie tylko z tego jest znana. ;))
Widok na Walońskie Kamienie:


Później było tylko gorzej...

...i gorzej...

- zachciało mi się skrótów. ;p A jak wyjechałem na asfalt w końcu, to po chwili okazał się zamknięty - roboty drogowe, które ominąć można było tylko albo rzucając się w "przepaść", albo przejechać po domu, więc tym razem, wyjątkowo, musiałem zawrócić. ;p

Kolejny atak to już legendarna ul. Karkonoska w Przesiece - wylot na Przeł. Karkonoską.
Także i tu te Wasze drzewa nieźle narozrabiały po ostatnich wichurach - zamknęli tę drogę!

Ten przybytek to ośrodek wypoczynkowy dla dzieci - drzewo minęło budynek na grubość kory, a mogło dojść do tragedii... o_O
Co ciekawe, oficjalny objazd wiedzie przez podwórze. ;]

No i koniec drogi publicznej przy wymarłym w takim dniu OW Chybotek (660m n.p.m.). Na trzecim planie - Kotlina Jeleniog.:

Dalej jest szlaban dla samochodów i kończy się zabawa, a zaczyna się piekło. Podjazd jest tak straszny, że nawet duchy się go boją:


Zawróciłem z braku czasu - podobnie jak z rezygnacją chwilę później w Dolinie Podgórnej z ekspedycji do Wodospadu Podgórnej, w którym, jak każdej jesieni, zagnieździły się morsy. :) Ale jeszcze tam do nich zajrzę! ;p
Dolina Podgórnej - w dole wodospad, a na horyzoncie Śnieżka z widocznym śnieżkiem <3


Częściowo dałem się nabrać na ten wieczór - takie odczucie: jak nie ma słońca od dłuższego czasu, no to zaraz będzie ciemno, co nie?
A na dole słońce jeszcze było. ;)

I jeszcze takie coś z trasy: nowa podstawówka w Podgórzynie, z epickimi widokami - nie wyobrażam sobie być uczniem tamże: cały czas bym się gapił na góry (to po lewej to Chojnik):


- a i tak na lokalnych forach tradycyjnie popłynęła fala hejtu na tę budowę. Coś pięknego - jak się coś buduje, to wszystko się nie podoba, jak się nie buduje, to źle, że nic się dzieje. Podobnie jak są turyści to hejt, że zatkane miasto, a jak nie ma, to hejt, że turyści omijają to miasto i wgl to ono umiera. :D



Kończę październik przełomowo: nie dość, że uskuteczniłem wieloletni pomysł o przeprowadzeniu się w góry, to jeszcze już teraz mam życiowy rekord rocznego dystansu. :O

Wzgórze Krzywoustego, ale w słońcu i Bobrowy Jar w cieniu ;) /Kross/

Wtorek, 30 października 2018
kilosy:11.58gruntow(n)e:0.20
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo

Jak T-king mógł nie zapodać mi takiej dedykacji, to ja nie wiem. ;p

Dziś to samo, co wczoraj, ale w słońcu - i z widoczkami <3
Takie podjazdy na Krossie i na Dębicach to na luziku - mimo mokrych liści. ;p



Ogólnie trochę wiało: w nocy w Kotlinie dochodziło do 90km/h a na Śnieżce do 180 (!!!). Po poludniu było już lepiej, choć na wieży aż wyrywało mi aparat z rąk. :> Mimo to, zdjęcia się udały - wg T-kinga z wieży widać same drzewa, zobaczmy je zatem...

Widok na Zabobrze:


Widok na Centrum:


Widok na Nową Morsownię :D i przy okazji góry <3


Biedaczek, przeoczył parę domków i góry. :) Na rower z takim wzrokiem bym nie wsiadał...

Tymczasem za wzgórzem leci epicki szlak rowerowy ER-6, wiodący przełomem Bobru. Nawiedziłem, ale dalej nie rozumiem, jak rzeka może wypłynąć z Kotliny. :>
Szlak jest wysafaltowany, ale trudno nim jechać... bo co 100 metrów są jakieś atrakcje. ;]







Jakaś Katana czerpie wodę. ;))


A tu dedykacja dla 'Malarza':


Okolica ma ten dodatkowy plus, że wiedzie dołem północnego zbocza, co oznacza brak halnego wiatru w takie wietrzne dni, oraz bardzo mało słońca latem... i zero zimą! Już teraz, w połowie jesieni, panuje tam, swego rodzaju, "noc polarna". <3

Ostro kombinując udało mi się takze i powrócić w technice bezhamulcowej :) i to krążąc po mieście - a działo się...

Doskonały demot :D:D i to jeszcze nieszczęśnika z mojego dekanatu tak trafiło :>


Na targowisku Bronx, czy jak mu tam ;)))


Bardzo dziwne tabliczki. :O

I jeszcze ci od porcelany "Morsik" - reklama dźwignią handlu? ;)

Moje klimaty! ;))

HwDP (Huragan w Dolinie Piekielnej) ;)

Sobota, 27 października 2018
kilosy:36.40gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo


Konkretny tytuł, nie? ;) No ale to nie ja te nazwy wymyślałem. ;p

Po kolejnych zakupach do igloo...

;))

pojechałem trochę bardziej w góry niż ostatnio.
Przez Cieplice, z najlepszym dworcem jaki znam:

;p

zwykłą drogą z Cieplic do Sobieszowa ;))

gdzie strąbił mnie UPAiniec :D pewnie za nietrzymanie rąk na kierownicy... Sam se trzymaj ręce na takiej kierownicy!

W Sobieszowie zjechałem oczywiście z głównej drogi - pozdro dla entuzjastów walczenia o średnią, którzy wolą oglądać takie widoki:

/ładnie przycięli ;)) /
 
i takie:
/centrum Sobieszowa, 1 km do Chojnika, a tu wciąż z górki - niesamowite/


Ja tam wolę oglądać wszystko z najbardziej atrakcyjnej strony, co zazwyczaj nie idzie w parze z głównymi drogami, a wręcz przeciwnie...






Piekielna Dolina. Zakaz wjazdu i wejścia, bo dalej jest diabeł. ;pp


No i najlepsze na końcu trasy (asfaltowej) - kwintesencja Chojnika:

/jak można mieć prywatne grunty w takiej okolicy, to się w mojej pale nie mieści ;) /

i rzut oka za siebie. Huragan padł. ;))


Wg mapy na końcu drogi jest "Ranczo Wilka" ale niczego ani nikogo takiego nie widziałem. ;))

Byłem na Chojniku razy kilka (podstawówka, liceum, z rodzicami), ale zawsze w sezonie turystycznym. A teraz, późny październik, pochmurno - cepra z kulawą nogą nie było! :D
Tylko paru zamelinowało się w smażalni ryb przy podgórzyńskich stawach... z których spuszczono wodę :O

Pozdro dla zrozpaczonych czapli i żurawi...

A na sam koniec jeszcze, Królewna Śnieżka uchyliła woal...


Wrażenia niemal jak za pierwszym razem w górach, choć tym razem była to zaledwie 24 km wycieczka "wokół komina". A nawet dosłownie wokół komina - Celwiskozy...

Mieli za komuny wyczucie... szkoda jeszcze, że u stóp Chojnika nie posadowili tejże fabryki (a był to największy truciciel w rejonie), ech.. 

/wpis zawiera także 12 śmieciowych kilometrów ze środy/

Sobieszów pełen dedykacji ;) /Kross/

Piątek, 26 października 2018
kilosy:21.26gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Rozkręcam się, nie? ;))
Przejechałem ponad pół Jeleniej starym Krossem w technice bezhamulcowej - udało się, ale stresu było sporo. ;p W pierwszą stronę głównie DDRkami i chodnikami, najwolniej jak się da, w dodatku na ciśnieniu 1,2, żeby się zatrzymywać bez hamowania. :D
W drugą stronę już napompowałem koła (na Orlenie z widokiem na góry - tak to można pompować!) i zaszalałem asfaltami, i to nawet nie tak powoli. ;))

Udało się dojechać od Centrum przez Cieplice aż po większą połowę Sobieszowa, gdzie Zamek Chojnik na górze Chojnik jadł mi już z ręki. ;p
Tamże znalazło się sporo dedykacji:

Takie powitanie to ja rozumiem. ;p T-king, zawiodłeś mnie. ;p

Tamże zapoznałem taką jedną.Ostrzegano mnie, że Jeleniogórzanki urodą nie grzeszą, no i proszę:

Figurka Kunegundy straszącej na Zamku Ch. (widoczny? powyżej). A więc dedykacja dla... wiadomo kogo. ;p

Oraz nowa ulica Księżycowa, jedna z ostatnich, której 'Robert1973' jeszcze nie zdobył (oczywiście dedykacja!). I lepiej, żeby nie zdobywał jej po ciemku. Tzn. tabliczek i tak nie wypatrzy, bo jeszcze ich nie ma, za to jest byczy krawężnik:

Z drugiego końca przynajmniej jest widoczek na Zamek:

Głównego grzbietu Karkonoszy nie widać z powodu chmur, ale są na wyciągniecie płetwy. A tu wciąż tak płasko, niesamowite to jest.

I jeszcze taki tam żarcik na mieście - strzałka do przodu pokazuje Zamek Chojnik ;)


A w Centrum nawiedziłem jeszcze os. Skowronków (pagórkowate, więc na Huraganie, ale kontynuuję temat dedykacji - chodzi oczywiście o zasłużonego Skowronka :) Na zdjęciu ul. Dziecinna - chyba ze względu na widoki jak z bajki. ;)

Niestety, telefon nie ogarnia tematu a i chmury nie pomagają. :(

A tak ogólnie to ja tylko na zakupach byłem. ;]

Przedwyborczy 1‰ /Kross/

Niedziela, 21 października 2018
kilosy:44.94gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Nie to, żebym sobie chlapnął pod liczenie głosów - chodzi mi o 1 promil dystansu brakującego do założonego celu. ;)

Najbardziej mi się dzisiaj podobało śpiewanie w kościele frazy "prawo i sprawiedliwość" - z małych liter, jako wartości uniwersalne, więc ciszy wyborczej nie łamie. ;)))

Jedna z ostatnich wycieczek po lubuskim... dziś padło na Witków, Kartowice i okolice.

Wieża rycerska z XIV w. w Witkowie:

Tamże (folwark/postPGRowskie ruiny):



Koło Kartowic:

Pięknie, co nie? Jeszcze gdyby tylko tak wyciąć tę zieloną śmierć... ;)))

Widziałem dziś jedną siksę i jednego Sebę na letniaka. ;]

A teraz komisja wyborcza. Nocna zmiana - pozdro dla kumatych. ;))

Podgorska codziennosc ;) /12-13.X.2018, Hrgn/

Sobota, 13 października 2018
kilosy:41.80gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
Doszlo juz do tego, ze wciepuje pierwsza w zyciu zbiorowke z gorskiego pobytu - czyli jest asymilacja. ;)
Po prawdzie nie ma co tez czaskac wpisow na sile, gdy wiekszosc czasu zajmuje sie swoim igloo, czego zasadniczo nie lubie...
Ale - czyz mozna narzekac, gdy siedzac na parapecie i uszczelniajac okna drugim okiem mozna gapic sie na gory??
Mozna. Jesli sie zagapi i spadnie. ;))

Co ciekawe, to nikt, tak w realu jak i w netach, nie zapytal mnie, czy mam widok z mieszkania na gory... Mam, ale minimalny. :p
Swoja droga siedzac po poludniu w oknie autentycznie sie przegrzalem - w polowie pazdziernika, u stop gor! :>

Rowerem jezdzilem glownie uzytkowo po miescie i nie wspominam tego najlepiej. Mijani piesi i kierowcy tym bardziej. ;)))

Ciekawym odkryciem byla oaza plaskosci (potrzebna do jazdy bezhamulcowej Krossem) oraz wiejskosci, potrzebna by odpoczac od zgielku tak wielkiego (jak na mnie :p) miasta: oto ul. Nadbrzeżna - ponad 2 km ciszy, a wrecz wiochy (kury, traktóry!) wzdluz rzeki Kamienna, dla ktorej jest to chyba jedyna w zyciu okazja do wyciszenia - pare km w gore jest to dziki, gorski potok...

A rownolegle biegnie DK 3 oraz glowna arteria miasta, ktora na tym odcinku ma kilka razy sygnalizacje swietlna w pagorkowatym rejonie, brrr! ;)
Wlasnie ruszyl przetarg na odbudowe tej cichej uliczki, wiec Kross bedzie mial tu swoj nizinny azyl. ;)

Takie tam z dzielnicy Zabobrze:

po lewej Gora SzybowcowaSzybowcowa, po prawej Łysa Góra...

A wieczorem zaatakowalem gore Godzisz (506m), ktora jest o tyle fajna, ze dzika, bez szlakow, i mozna ja sobie odkryc. ;)

Po prawej Śnieżka a po lewej ruiny Celwiskozy. Rzec by mozna: takie tam kolo domu. :)

A tu slynna wycinka wzdluz torow - czasami 15 metrow oznacza forsowanie niezlego wzgorza...

/w tle Stare Miasto/
Drwale utrudzili sie tak bardzo, ze zostawili po sobie mnostwo puszek i innych smieci. :/ Oczywiscie ile moglem, to zabralem...

Koty, loszki i Jelenia Góra /Hrgn/

Wtorek, 9 października 2018
kilosy:115.30gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo

Klasyka ostatnich czasów, czyli kurs do Jeleniej, klasycznie pod wiatr, acz znośny. Chociaż już długie podjazdy pod wiatr i pod słońce trochę mnie sponiewierały - w październiku! O 5-6 po południu!
A już godzinę później telepałem się na zjazdach (50 km/h przy 12*C, bluza i krótkie spodenki). ;]

Klasycznie też podskakuje mi rower na uszkodzonej oponie (Kenda). Z nudów podczas jazdy policzyłem, ze każdy taki przelot do lub z Jeleniej, to ok. 55 OOO podskoków. :D
Trasa znów zmodyfikowana, coby się nie znudziła. Cóż z tego, jak pierwsze 45 km przez Bory Dlnśl. są niemodyfikowalne... ;]

W rejonie Nowogrodźca zauważyłem niezwykłą feminizację (proporcje K do M) wśród młodzieży szkolnej. Wróżę przyszłość tej okolicy. ;)
Tamże spotkałem świeżo zdekomponowanego kotka, jeszcze dłuższą chwilę nim miotało, a jednym okiem rzucił na drugą stronę drogi - dosłownie...
I pewnie zaraz znów dyżurna Grażyna od wyjaśniania wypadków, których nie zna i nie widziała, postawi akt oskarżenia, że to
"gupi kiełowca! pendzo tacy po wioskach, nikt im uciec nie zdoła! Pozabierać plawa jazdy, skonfiskować samochody i zapuszkować wariatuf i pijakuf!", więc co ja będę się wysilał tłumaczyć, że - jak to często bywa - zwierz biegł szybciej niż samochód, w dodatku znienacka, bo z krzaków prosto pod koła...
Z nowych parafii nawiedziłem niechcący Milików, choć miałem jechać z Nowogrodźca na Ocice (pozdro dla skrzyżowań bez drogowskazów ;p ), ale coś mnie teleportowało i - nadal nie wiedząc jak - nagle znalazłem się w Ocicach. xD Z tamże już prosta droga do Lwówka, przez kolejne nowo poznane parafie.
Przez te dziwne teleportacje, znajdywanie się i gubienie się (chyba mam zbyt starą mapę) znów dojechałem do Jeleniej po ciemachu, ale na szczęście na Sebę się nie nadziałem. ;)

Nie chce mi się wciepywać zdjęć. ;p

Gozdnica zniszczy każdego - druga awaria Krossa ;p

Piątek, 5 października 2018
kilosy:95.20gruntow(n)e:8.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Tym razem Gozdnica i przysiółek Dębówek - jeszcze do niedawna niezły administracyjny absurd. Otóż są to dwa domy, w tym jeden to leśniczówka, leżące przy samej granicy z:
- miasteczkiem Gozdnica;
- moim powiatem;
- województwem lubuskim,
ale po "tamtej" stronie (gm. Węgliniec, pow. zgorzelecki, woj. dolnośląskie).
Do najbliższych domów Gozdnicy jest ze 200 m, a do centrum miasteczka 1-2 km, natomiast po stronie dolnośląskiej są wielkie lasy, a do najbliższych zabudowań Kościelnej Wsi, której formalnie jest częścią, jest 5 km lasem i to na przełaj. :D
Nie tylko ludzie załatwiają wszystko w Gozdnicy, ale i media płyną z tegoż miasteczka, a nawet granica parafii ich obejmuje, pomimo różnych województw. Z Kościelną Wsią łączy ich wyłącznie granica na mapie. :D Kto tak mądrze wymyślił i po co??
Dopiero niedawno skończono z tym absurdem - przysiółek oddano do Gozdnicy i ogólnie lubuskiego, jednocześnie zabierając taki sam skrawek lubuskiego i przekazując go do dolnośląskiego. ;]


Po chwili miałem okazję zapoznać się bliżej z tym przysiółkiem na ziemi niczyjej. ;)
Mianowicie zaraz po minięciu ostatniego domu ;)) odkręciła mi się kiera w Krossie :OOO
Kombinowałem z pół godziny, nawet ciosałem tłuczeń z drogi, by wyszedł z nich imbus ;D;D ale ostatecznie się poddałem i musiałem się prosić o pomoc. :/
Szczęście, że mieszkańcy mieli imbusy i po chwili wróciłem w las. Doga dość niezwykła, bo pierwsze 5 km praktycznie bez żadnego zakrętu! Jaki paradoks - na takiej drodze bez zakrętów stracić możliwość skręcania. ;))

Była to druga awaria Krossa, przy czym pierwsza była identyczna, i też blisko miałem do wsparcia. A ileż to nocy się przejechało po odludziach... to by dopiero było... o_O

Awariastats:
1) 32.020,55 km (13 lat)
2) 57.838 km (19 lat i 17 dni ;))
No i jeszcze kapeć - jeden jedyny! przy 52.102 km (18 lat)
Dziękuję za uwagę. ;p

Kontynuuję relację, bo jestem jeszcze w lesie. ;))
Kolejny absurd zaserwowali kolejarze, którzy pismo urzędowe zamocowali do znaku w środku lasu :OOO

Nawet nie bardzo wiadomo, kto jest jego adresatem. ;]

Dalej przysiółek Rychlinek, z którego nawiedziłem tylko samotny dom w głębi lasu, z samotną staruszką krzątającą się po obejściu. Jest klimat! ;) Gdyby tak jeszcze chatka była z drewna i strzechą kryta...


Na drugim końcu lasu dopiero się dowiedziałem, na jakie niebezpieczeństwo się narażałem. ;)


W drodze powrotnej (asfaltowej) jechało jeszcze więcej pomyleńców, niż w pierwszą stronę - a to dziadek na "ukrainie" jadący lewą stroną, tj. centralnie na mnie, w towarzystwie TIRów mijających nas na żyletę, a to jakiś Janusz, który zajeżdża drogę i to jeszcze z przyczepą, aż muszę skakać po krawężnikach, i inni. A w sklepie, stojąc w kolejce bez kontaktu wzrokowego z rowerem, trafił się przede mną taki safanduła, że szło oszaleć. Kupował pół godziny, pół godziny płacił miedziakami, a na koniec jeszcze zaczął bajerować sprzedawczynię, choć mogłaby być jego wnuczką. o_O
Tak się wnerwiłem, że aż mi się ręce trzęsły, a od tego aż upuściłem telefon na beton. ;p A jak grzmotnął, to się jeszcze bardziej wnerwiłem, przez co drugi raz mi grzmotnął. xD

W piątej 69 km po Borach plus dopisuję 26 km z czwartku (cmentarz w Jeleninie).

PS. właśnie się dowiedziałem, że ktoś z BS mnie zdekonspirował na mojej dzielni (w Morsownii 1.2)...
Mam nadzieje, ze zdążę się wyprowadzić, zanim przeczytają całego mojego bloga. ;ppp