Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 421.57 km (w terenie 15.20 km; 3.61%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Suma podjazdów: | 2970 m |
Liczba aktywności: | 33 |
Średnio na aktywność: | 12.77 km |
Więcej statystyk |
Mono wraca z Karkonoszy (cz. 8 z 8, z podsumowaniem)
kilosy: | 12.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
W dniu wyjazdu oczywiście krystaliczne powietrze© mors
Chociaż narzekać nie mogę, większość z 8 dni była pogodna, a zarazem niezbyt gorąca, jak na środek lata (maks. bodajże 28*). Co i tak jest dużo za dużo na mono, nawet jadąc po płaskim...
Po górach oczywiście było ciężko i za gorąco, takoż i teraz, niby tylko Cieplice->centrum J.G. plus trochę po Legnicy i dojazd z PKP do Morsowni, czyli niemal płasko, ale z pełnym plecakiem, który grzeje plecy i mocno buja mono, więc na każdym metrze jest walka, zwłaszcza na wybojach...
Jadąc do centrum, oczywiście po mszy ;p obczajam:
Wnętrze tramwaju pod jeleniogórskim MZK© mors
we wspomnianym już wcześniej pamiątkowym wozie:
Pamiątkowy tramwaj pod jeleniogórskim MZK© mors
czyli coś z cyklu: za niemca opłacało się zbudować (tu: linie tramwajowe), a teraz nawet nie opyla się utrzymywać...
Już po 3 km jazdy każden przystanek mój... Na jednym z nich:
A ten typ mijał mnie codziennie kilka razy dziennie (biała kolarka, koła 26" i do tego amortyzowany widelec...)© mors
W końcu centrum (Jelenia Góra "właściwa"). Padam z gorąca, ale zwiedzam:
Reklama na rynku w Jeleniej Górze (linka z tych do przegryzienia zębami)© mors
Tramwaj - kram z pamiątkami na jeleniogórskim rynku© mors
Tamże nabyłem pamiątkowe widokówki formatu podwójnego, ze zdjęciami ze ścigu na Śnieżkę w zestawieniu z XIX w. rowerzystkami w sukniach. :) Jak ktoś zainteresowany to możemy negocjować. ;)
Ogólnie to w Jeleniej szukałem starego billboardu, com go kiedyś widział, a szło na nim wielkimi literami "MORSIK" :D (taka firma kiedyś tam była), ale nie odnalazłem. :(
PKS z Jeleniej do Legnicy leciał przez Przełęcz Widok, zwaną także przez niemców i Legniczan ;p jako "Kapella". Niby znaki, że stromy podjazd, a tu ciągle płasko. ;) Niby płasko, a z przełęczy pół kraju widać... 606 m, nieźle, jak na północ od Sudetów. Trzeba się tam w końcu wybrać rowerem. ;p
W Legnicy jak to w Legnicy. ;)
Jeździłem coś 40 minut, ale bez pomysłu. ;)
Pub KRYZYS w Legnicy - świetna reklama!© mors
Legnicki dworzec w trakcie remontu (lipiec 2013)© mors
Mitologizacja kontrowersyjnej postaci i to jeszcze za życia© mors
i takie tam. ;p
Później PKP do siebie i powrót na kole obrzeżami miasta - formalność, nie ma o czym pisać. ;p
PODSUMOWANIE 8 dni w Karkonoszach:
+ 2 fenomenalne rowerzystki :) z BS poznane w realu (na Okraju);
+ 2 krople deszczu (lipiec jest najbardziej deszczowy w roku, zwłaszcza na pogórzu i w górach);
+ 2 przełęcze machnięte na mono (Okraj w wyjątkowych okolicznościach a karkonoska wyjątkowa merytorycznie);
+ mnóstwo mniejszych i większych podjazdów (i zjazdów - na ostrym kole!);
+ 98 km na jednym kole (z czego ok. 7,4 w terenie i ok. 10 km dojazdówki na niżu);
+ kilkaset zdjęć...
- aż 2 zatrucia (?) = 2 zmarnowane/przemęczone dni :/
- brak filmików (własny skasowałem niechcący, a przypadkowo mijani fani nie wrzucili nic do y2b, wbrew zapewnieniom...);
- niedosyt zawsze pozostaje. ;)
Chciałbym jeszcze zawitać na mono do Szklarskiej, Karpacza i Świeradowa i zjeździć je szczegółowo, ale to tylko pitu-pitu, choć niektóre uliczki mają zabójczo strome.
Na pewno trzeba też machnąć Stóg Izerski (jeden z trudniejszych podjazdów w PL) i Gliczarów (24% między wioskami, ale to już w Tatrach)... ale to już tylko formalności.
Oba naj- asfaltowe podjazdy w Polsce zdobyte na monocyklu!
/najwyższy - MORSkie Oko w maju (1410m) i teraz najstromszy (Przeł. Karkonoska, 27%).
Zasadnicza misja wypełniona...
PS. najlepsza część wciąż jeszcze czeka na opracowanie...
Dzień regeneracyjno - (dez)organizacyjny (Karkonosze i mono, cz. 7/2013)
kilosy: | 5.00 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
/w programie było dotarcie na szczyt o wschodzie słońca, oczywiście na mono/
Wieczorem małe pitu-pitu na odmulenie (np. buszowanie w jagodowym wzgórzu z widokiem na mono, poniższą cmentarną kaplicę i Karkonosze na drugim planie...) ale wciąż czułem się "wyprztykany". Wyczerpany, w sensie...
A wyniszczyłem się tak oczywiście Przełączką Karkonoską z poprzedniego dnia - technika jazdy (walka z każdą muldą, z każdym metrem "ściany", przemnożone przez kilka tysięcy...) generowała nieprawdopodobny poziom zmęczenia.
Co ciekawe, w dniu wjazdu czułem się zmęczony, ale nie wyczerpany - wpływ endorfin, adrenalin, podjazdo-lin, mono-lin, przełęczo-lin, ekstremo-lin i paru innych auto-dopalaczy...
Muszę tam kiedyś wjechać zwykłym rowerem, żeby mieć porównanie...
Kaplica cmentarna (Jelenia Góra - Cieplice, oś. XX-lecia)© mors
Widok z osiedla XX-lecia (J.G. - Cieplice)© mors
Zabetonowane, zaasfaltowane© mors
Przynajmniej wpis wyszedł niedługi. ;p
NAJTRUDNIEJSZY PODJAZD PO NAJTRUDNIEJSZYM PODJEŹDZIE, czyli Przełęcz Karkonoska na monocyklu (cz. 2)
kilosy: | 0.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
.
Postanowiłem urozmaicić nogom wysiłek i polazłem połazić szlakiem pieszym, oczywiście beztrosko zostawiając monocykl jak najbardziej na widoku. W sumie to nawet chciałbym, żeby ktoś spróbował nim zjechać - byłoby jednego złodzieja mniej. ;)
Pomimo skatowania się, rozprężone i uwolnione nogi niosły mnie po półmetrowych niekiedy głazach jak jakiegoś płetwiastonogiego Apolla. ;)
Zaskakujące, wyprzedzałem prawie wszystkich i to bez takiej intencji.
No i dotarłem sobie w umiłowaną krainę granicy lasu (z braku w pobliżu północnej granicy może być i "górna", to prawie to samo). :)
Uwielbiam wymęczone, niepozorne, karłowate, rachityczne i zmutowane drzewka, zwłaszcza te pojedyncze sztuki wybijające się ponad ogół...
.
Rekordowy zjazd zjechany.... bez hamulców
Jedynym hamulcem jest tu "ostre koło", czyli spowalnianie nogami samoczynnie obracających się pedałów (na sztywno połączonych z kołem).
Tak więc im stromszy zjazd, tym ciężej... dodatkowo, nie warto przekraczać prędkości 12-14 km/h bo jak się straci kontrolę to pedała "poucinają" nogi...
Dwukołowcy na zjeździe sobie odpoczywają, a ja zafundowałem sobie kolejną masakrę. Bałem się, że nie wyhamuję albo że nabawię się zakwasów na parę tygodni (po zjeździe z "głupiego" Morskiego Oka przez trzy dni nie mogłem chodzić po schodach!), albowiem pracują tu te mięśnie nóg, które na co dzień nie pracują.
Jednak kilkudniowy trening po Karkonoszach zrobił swoje i tragedii nie było.
Swoje zrobił także własnej "konstrukcji" hamulec...
/to czarne na widełkach to opiłki startej opony, miałem je nawet w butach (opiłki, nie widełki) /
Pomagał sporo, a jeszcze więcej hałasował. ;)
Ale nie używałem go nazbyt wiele - na wypłaszczeniach (~10%) spowalniał za bardzo, a na zwyrodniałych ściankach chciałem sprawdzić siebie i sprzęt.
No i, o dziwo, da się zatrzymać nawet na 27% i to jeszcze z rezerwą bezpieczeństwa.
Jest na youtubach filmik, jak monocyklowy wymiatacz zjeżdża z 33%, ino że na hamulcu ręcznym. A komentatorzy go podziwiają, jak on to zrobił...
Zjazd poszedł o wiele lżej niż podjazd, trochę dzięki butelce, ale głównie dlatego, że na zjeździe muldy już zbytnio nie przeszkadzają.
Zrobiłem tylko trzy przerwy na zjeździe - dwie na małe "wywiady" z piechurami, a trzecią... na duży wywiad z pieszą turystką. Ale dużo starszą ode mnie. ;p
Zabawne, że rok wcześniej podjeżdżając i zjeżdżając Gubałówkę (maks. 16%) sądziłem, że jestem już blisko granic możliwości. ;D
Teraz, po zaliczeniu w obie strony 27% twierdzę, że jeszcze nie tak blisko. ;D;D
A już całkiem zabawna jest relacja (na bikestatsach) pewnego zawodnika, który podjeżdżał Karkonoską na normalnym, średniej klasy MTB i twierdził, że "dokonał rzeczy niemożliwej" (podjazd), oraz że "najgorsze przed nim" (odnośnie zjazdu).
Wzruszające wprost. Albo to może tylko ja się na tych rowerach nie znam...
A co do monocyklowego masakrowania szosowców, jakby nie było na szosie (asfaltowej drodze), to obrazowo porównując trochę tak, jak gdyby rowerem szosowym narobić wstydu BMX-om w skateparku. Abstrakcja...
Plany, epilog
Ponadto Stóg Izerski - bodaj jedyny konkurencyjny podjazd dla Karkonoskiej (krótszy, mniejsze maksima, ale większe średnie nachylenie).
No i oczywiście ulica Szkolna w Karpaczu (30%).
W autobusie i na dojeździe do bazy czułem, że żyję wyłącznie na endorfinach. I faktycznie, zasnąłem w trakcie lotu na łóżko (zazwyczaj zasypiam 1-2 godziny).
Spałem bodajże 13 godz. i kolejne kilka się rozbudzałem. Pytanie, czy to bardziej świadczy o stopniu trudności, czy raczej o mojej kondycji. ;]
Napisy końcowe
Legendą tego podjazdu są słynne "w branży" napisy na asfalcie. Np.:
Pozostawię to bez komentarza... ;) © mors
Doprawdy nie wiem, jak mogłem nie położyć obok monocykla... pewnie akurat NADCHODZIŁ jakiś szosowiec. ;D
.
Uznałem za stosowne popełnić kilka własnych napisków (stąd wspomniany korektor biurowy).
Fajnie by było, jakby ktoś z czytających je odnalazł, aczkolwiek są malutkie, bo ja to taki raczej skromny jestem (czemu każdy, kto to słyszy, wybucha śmiechem...). ;p
Pamiątka po pierwszym upadku © mors
Zostały na dole, w Przesiece ;) © mors
A to w punkcie, gdzie jest 27% © mors
Nowy napis na końcówce podjazdu © mors
.
Dziękuję za uwagę. ;)
NAJTRUDNIEJSZY PODJAZD PO NAJTRUDNIEJSZYM PODJEŹDZIE, czyli Przełęcz Karkonoska na monocyklu (cz. 1)
kilosy: | 15.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Treść i forma są adekwatne do wydarzeń, więc z góry ostrzegam wrażliwych na przechwałki. ;p
To nie miało prawa się udać... ale się udało!
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji "niewykonalnej" misji :) © mors
.
Ortodoks - masochista
BEZ KIEROWNICY (do skręcania i "rwania")
BEZ TRZYMANIA ZA SIODŁO (do stabilizacji i "rwania")
BEZ TRAWERSOWANIA (zygzakowania)
BEZ PRZERZUTEK (i łańcucha ;) )
BEZ HAMULCA RĘCZNEGO (tylko ostre koło, żadnych ułatwień, czysta forma)
BEZ STROJU PRO (chyba, że policzymy monocyklowy t-shirt ;) )
BEZ BUTÓW SPD (jak zawsze "adidasy" za 39pln :) )
BEZ DOSTATECZNEJ KONDYCJI (jazda głównie siłą woli, nie ma, że boli...)
BEZ 1 KOŁA (ekstremalnie stromo i to jeszcze po niezliczonych muldach!)
Podjazd wśród podjazdów
Legenda polskich podjazdów ( lektura obowiązkowa ;) ):
- najwyższy n.p.m. (pomijając nielegalne, przynajmniej dla bicyklistów ;) Morskie Oko);
- najtrudniejszy (ekstremalne nachylenie, znaczna długość i do tego fatalna nawierzchnia!);
- najwyższe przewyższenie (aczkolwiek ja akurat nie startowałem z samego dołu ;p).
Sporo odcinków ponad 20%, najlepszy 27%, chwilowo do 30%... Tak dla porównania: na serpentynach zazwyczaj jest +/- 10%, na legendarnym (przereklamowanym...) Orlinku w Karpaczu - 15%, zaś legenda warszawskich "podjazdów" (Agrykola) ma maks. 7%... w dodatku mają dobre nawierzchnie no i tak jakby są "nieco" krótsze...
Jadąc na Karkonoską miałem już "na sumieniu" Gubałówkę (z dwóch stron), Przeł. Okraj, MORSkie Oko tudzież sporo podjazdów bezimiennych, niedługich, acz częstokroć nawet bardziej od nich drastycznych. Oczywiście wszystko to na monocyklu. :)
Otóż wszystko to razem wzięte, to było nic (sic!).
Myślałem, że nie uda się wjechać a jeśli nawet, to będzie to potwornie trudne. Udało się... ale było o wiele gorzej niż myślałem.
Powstali z kolan
Start z przystanku Przesieka-Sklep, ok. 525m npm.
Uroki Przesieki i optymalne nachylenie drogi ułatwiają wybudzenie się:
Gospodaa pod (olbrzymimi) Lipami w Przesiece © mors
Przesieka. Kościół wewnątrz serpentyny - rewelacja! :D © mors
Przy ostatnim sklepie pierwszy dziś posiłek (bułka i batonik) i zakupy na najbliższe parę godzin, tzn... druga bułka i litr smolistego napoju wiodącego producenta. ;) Prowiant, z konieczności, wiozłem w rękach...
Ponadto CAŁYM moim ekwipunkiem była komórka i banknot 10 pln (bo najlżejszy :) ). A, i jeszcze jedna rzecz... korektor biurowy, ale o tym później...
Dla oszczędności masy nawet odkręciłem kapturek z wentyla (czekał schowany na ostatnim przystanku autobusowym :) ).
Żarty się skończyły, koniec cywilizacji (w tle koniec Przesieki, OW Chybotek, 660m), początek zwyrodniałego podjazdu © mors
.
Jeszcze w Przesiece widziałem sporo narodu na rowerach, od kolarek po freeridery, nierzadko całe zorganizowane grupy. To dobrze, będzie ciekawie...
Piechurów na Karkonoską wbija się niewielu, bo trasa mało rozpropagowana. Ale ci, którzy byli, dopełniali schematu, zupełnie tak jak na nizinach: im kto bardziej "pro", tym bardziej ma wszystkich w nosie. "Trzepacy" na "trzepackich" rowerach (widziałem tylko dwóch tamże) wykazywali ludzkie odruchy, zaś piesi wykazywali wręcz entuzjazm.
Na przykład ci, którzy opodal prawdopodobnie najstormszego odcinka siedzieli dużą grupą w lesie i zbierali jagody.
"Powstali z kolan" (sic!), "rzucili wszystko" i nuże mnie obfacać tudzież kamerować.
Szkoda tylko, że prosiłem usilnie (czego bardzo nie lubię) ażeby to zjutubili, no i oczywiście tak, tak odrzekli, tymczasem roczek mija, a youtube o niczym nie słyszało. :/ Z resztą to nie pierwszy raz, że ludki mi obiecują zdjęcia na @ i filmy na youtube, a później nic z tego nie mam. Szkoda, bo tak jakby było parę fajnych motywów... a może tylko tak mi się wydaje...
Pozostało mi tylko jedne zdjęcie z tamże:
Jeden z najstromszych odcinków w Polsce pokonany na jednym kole! (zdjęcie oszukuje, tam jest "prawie pionowo") © mors
Najpierw było krytycznie ciężko, a później... było już tylko gorzej
Legendarny, 27% odcinek poszedł opornie, ale jednak. Bo choć nachylenie ponad dwuipółkrotnie przekraczało nachylenie optymalne, to dzięki gładkiej nawierzchni dało się wypracować odpowiednią technikę jazdy i wystarczyło tylko ją powtarzać.
Schody, i to prawie dosłownie, zaczęły się powyżej skrzyżowania z Drogą Sudecką, gdzie nachylenie odpuściło niewiele, za to pojawiły się niezliczone muldy, najgorszy wróg monocyklisty (albowiem mniej widoczne od dziur). Nawet na płaskiej drodze byłyby uciążliwe, tutaj zaś stworzyły piekło. Ponadto piekły nogi i słońce (24* przy takim wysiłku to o wiele za wiele).
Wysiłek i trudność techniczna były nie do opisania, albowiem łączyć należało jazdę na wpół stojąco, na ugiętych nogach, ażeby niwelować nierówności, jednocześnie naskakując na pedała, bo tylko tak można było wygenerować odpowiednią siłę nacisku. Tymczasem każde naskoczenie generuje olbrzymią siłę skrętną, wszak siodełko nie było dociążone, a więc każde pół obrotu musiało być jednocześnie precyzyjnym skrętem w przeciwnym kierunku. W dodatku każdy ruch (=92 cm drogi) był inny, tak jak każda mulda jest inna i z inną pozycją pedałów zostawała najeżdżana.. Efekt przeciwskrętu i równowagi wywoływała głównie noga na przeciwległym pedale - tak, tak, cały czas należało jednocześnie z powyższym przyhamowywać! Do tego dodajmy maksymalne natężenie koncentracji, refleksu, precyzji i szybkośc, albowiem prędkości bywały krytycznie niskie i jakiekolwiek spowolnienie jazdy groziło utratą równowagi.
Brzmi pewnie skomplikowanie... ale w rzeczywistości było dużo gorzej. :D
Nieprawdopodobny był to koktajl...
Ale urwał!
W pewnym momencie coś mi się urwało w nodze. Nie wiem, czy to mięsień, ścięgno czy jakie inne żyjątko, nie znam się, ale wiem, że ponad pół godziny przeleżałem w rowie, masując nogę i polewając wodą ze strumyka.
Ból okazał się dokuczliwy jeszcze ponad przez tydzień, a zanikał przez wiele tygodni... były chwile zwątpienia co dalej?, a o dalszej walce zdecydowały motywujące sms-y od jednej z bikestatsowych Killerek Przeł. Karkonoskiej ;) oraz wspomnienie hasła wszystkich hardcorów na czas kryzysu (sukces, albo kalectwo!). :D
No i jakoś jechałem.
Taki tyci podjazd... na takim tyci rowerku © mors
/"Taki tyci podjazd" - jeden z legendarnych napisów na tym podjeździe/
Odtąd jednak przestałem się już zarzynać długimi odcinkami - przystawałem i odpoczywałem ile trzeba było. Nieortodoksyjnie, owszem, ale inaczej nie dałbym rady, a nawet mam podstawy by sądzić, że na takiej maszynie inaczej się nie dało.
Upadłem po trzykroć (por. Golgota ;) ), jednakże były to wyjątkowo delikatne upadki, albowiem asfalt jest tam niemalże... na wyciągnięcie ręki. :) Po każdym upadku oczywiście następowało "cofnięcie się z powrotem", i kombinowanie aż do skutku...
Zanikają drzewa i pojawiają się widoki. W połączeniu z górskim powietrzem zaczynałem o(d)żywać (i zwyciężać) © mors
Nie wiedzieli, co się dzieje
Przerwy wykorzystywałem m.in. do przyczajania się na kolejnych zawodników, w szczególności tych na kolarkach.
Po czym z dziką rozkoszą (za te kpiące uśmieszki na niżu) ich masakrowałem. O ile w ogóle jechali...
Chwila oddechu, więc jeszcze jadą... zawodnik po prawej tylko czeka, aż go ktoś zmasakruje © mors
Powróciło parę procent więcej i nasz dumny zawodnik już nie wie, co się dzieje. :D Toteż chwilę później został zmasakrowany. :D © mors
Wielu szosowców odstawiło tamże swego rodzaju biking-walking. Tychże to, uczciwie pisząc - deklasowałem. ;p
"Nie wiedzieli, co się dzieje" to jedno z moich najulubieńszych porzekadeł... i choć raz stanąłem po jego drugiej stronie. ;))
Końcówka podjazdu na Przeł. Karkonoską... widać "lekkie" umęczenie. A w tle widać szosowców z nurtu biking-walking ;p © mors
.
Powyższe oddaje jakąś małą namiastkę prawdziwego nastromienia...
Mokra ciżemka na środku drogi to woda z rury wydechowej podjeżdżającego samochodu (wysokie obroty, niska prędkość...).
Jeden z szosowców niby jechał tamże, ale maksymalnym trawersem, od trawy do trawy no i co chwilę oglądał się wstecz, czy nie jedzie samochód. A tu nadjeżdżało jedno koło...
Jego skonsternowane:
- prawa Twoja!
na zawsze w mej pamięci...
A jednak się kręci
No i żem se wjechał...
Takoż na Przełęcz (1198m):
Monocykl na Przełęczy Karkonoskiej (widok na Czechy) © mors
.
Jak i do końca asfaltu (w tle Przełęcz):
Monocykl i panorama ze schroniska Odrodzenie © mors
Panowie na zdjęciu okazali się być niemieckojęzycznymi Niemcami. W przeciwieństwie do mnie, tym nie mniej porozmawiali ze mną dłuższą chwilę, i to prawie bez rąk (ja po angielsku, a oni po niemiecku). Trudno orzec, z jakim skutkiem. ;)
.
Przeżyjmy to jeszcze raz. ;p
Monocykl w schronisku Odrodzenie i radość z realizacji "niewykonalnej" misji :) © mors
Monocykl powyżej kosodrzewiny © mor
Monocykl 880 metrów ponad Kotliną Jeleniogórską (w tle) © mors
0,88 km ponad Kotliną Jeleniogórską ;p © mors
Z tych 880 metrów pokonałem zdecydowaną większość, tj. ~710. Można by więcej, ale początek podjazdu był zbyt płaski. ;)
.
Na tyłach Odrodzenia nie brakuje syfu (rudery, szkła...) © mors
Takie tam w Odrodzeniu © mors
Mono w "Odrodzeniu". Na drugim planie zgrupowanie kolarsko-pieszo-kolarkie o zaostrzonym rygorze © mors
Dyscyplinę mieli paramilitarną... wycisk na podjeździe to wiadoma sprawa, ale potem, zamiast zwiedzania to "żołnierskie" omówienie jazdy, "musztra", w tył zwrot i z powrotem... to na pewno musiało być przyjemne...
Ale nie żałuję ich, ponieważ oczywiście nie zwracali na monocykl najmniejszej uwagi. ;p
.
Bez precedensu(?)
Przepytałem Google`a, youtube`a oraz obsługę Schroniska - nikt z nich o podobnej akcji jeszcze nie słyszał. :D
Wyśmienicie, przynajmniej nie jechałem na darmo. ;))
W swej (nie)skromności popełniłem stosowny wpis do księgi pamiątkowej tamże, a że całe były zapisane, to wepchłem się na pierwszą stronę ;p (księga koloru.. nie pamiętam już ;] jakby kto się tam nudził, to może se oblukać).
Mono pod Odrodzeniem. W tle przełęcz Karkonoska © mors
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ - WYSZŁA ZBYT DUŻA OBJĘTOŚĆ, SYSTEM ODRZUCAŁ WPIS...
"Magiczny Jagniątków" na 1 kole
kilosy: | 7.00 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Zdecydowanie najniższa średnia w życiu - 7 km dziergane przez 5 (pięć) godzin! xD
Wychodzi 1,4 km/h, oczywiście brutto. ;)
Główną przyczyną było zatrucie pokarmowe (?) co w połączeniu z gorącem zmasakrowało mnie po kilkuset metrach, dlatego traskę nakreśliłem taką krótką. Pozornie...
Pomimo niemocy i rozbicia, podjazdów bynajmniej nie unikałem, choć wiele z nich musiałem robić w kilku odcinkach przedzielanych długimi "zgonami"...
Fotorelacja tym razem od tyłu a i to niekonsekwentnie. ;p
Fenomenalna chałupa, skryta na końcu jednego z zaułków... *-*
"Magiczny Jagniątków" - i domek jak z bajki © mors
Bajeczny podjazd do domku z bajki © mors
"Magiczny Jagniątków"... coś jest na rzeczy. ;) © mors
Ciekawy Garbus w Jagniątkowie © mors
Pierwsza Winnica Karkonoska - praktyczne zastosowanie tamtejszego mikroklimatu © mors
Kolejny śmiały podjazd w Jagniątkowie. Początek chodnika, za znakiem drogowym, ma formę schodów... (patrz także: nachylenie pierwszego odcinka barierki) © mors
Takich malutkich znaczków pojawiło się tego roku kilka na szczególnie stromych podjazdach Karkonoszy ;p © mors
<a href="http://photo.bikestats.eu/zdjecie,450489,dziewiecsil-w-jagniatkowie.html" title="Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie"><img alt="Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie" width="450" height="600" src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,450489,20131223,dziewiecsil-w-jagniatkowie.jpg"/></a><br/><span>Dziewięćsił (?) w Jagniątkowie © mors</span>
Coś pięknego:
Potok Sopot (nie skacz!):
U podnóża potwora - początek czarnego szlaku na Petrovkę wygląda bardzo niewinnie, ale szybko się to przeradza w jeden z najtrudniejszych szlaków rowerowych w Polsce: 30% po telewizorach - poddałem się bez walki...Na szlaku ER-2:Szlak ER-2 trawersujący Karkonosze ponad Jagniątkowem prezentuje się tak:Niebieski szlak łączący górę Jagniątkowa z międzynarodowym rowerowym szlakiem ER-2. Tego odcinka oczywiście nie podjechałem. ;pKotlinka na pierwszym planie skrywa Jagniątków, a ta naw oddali - Jelenią Górę właściwą:Intrygujące coś w górnym Jagniątkowie (agro-igloo?):Wspaniały podjazd! Ale powodzenia zimą...Kolejne wspaniałości:Kupili mnie tą tabliczką. ;)Dziękuję za uwagę. ;p
Mono na Okraju, mors jak w raju ;) (Karkonosze i mono, cz. 4/2013)
kilosy: | 15.50 | gruntow(n)e: | 0.40 |
czasokres: | śr. km/h: |
Raj, nie Okraj. ;)
Merytorycznie sama jazda średnia, bo start z Przełęczy Kowarskiej (727m), więc tylko 319m podjazdu (i zjazdu - na ostrym kole!) a do tego zbyt MAŁE nachylenie - tam gdzie było łagodnie, One mi odjeżdżały na 50-100m (trochę dziwnie, ni w te ni we wte ;p) a tam gdzie się trochę stromiło (max 14%), to szanse się zrównywały.
Poza tym za ciepło, średnio 24*. ;p
Za to towarzysko - życiówka. ;)
Alouette, zwana dalej "a." ;) dała się zwerbować na wieść, że Lea dała się zwerbować.
Czy jakoś tak. ;)
Najważniejsze, że kierowca PKS wpasował się praktycznie idealnie z Ich przybyciem na Przełęcz Kowarską. ;)
A. musiała szybko wracać, więc poza pozowaniem do zdjęć i niedługą rozmową zdążyła tylko przysposobić sobie przełęczowego kota. ;)
Z Leą zaś zwiedziliśmy Malą Upę (po stronie CZECHOSŁOWACKIEJ), pojeździliśmy ;) na mono (polecam epickie, 100% naturalne i przeurocze filmiki z Leą na mono) i ogólnie tematów nie brakowało nam ani na chwilę.
Oprócz chęci opanowania jazdy na mono rzekła była, że i morsować by rada, czym już do reszty zyskuje status kobiety idealnej. :))
Generalnie z Nią to można przysłowiowe "konie kraść". A i żyrafy pewnie też. ;))
Ja wracam asfaltem, Lea szlakami, zapewne 2-3 razy szybciej (ostre koło vs. wolnobieg). Zjazd zajął mi 54 min. brutto, z przerwami na zdjęcia i... dokręcanie pedałów - od nauki jazdy "przód-tył"' odkręciły się prawie do końca - byłaby niezła niespodzianka na zjeździe... o_O
Na dole jeszcze miałem czas na skosztowanie tzw. Drogi Głodu - szutrowa i całkiem lekkostrawna.
Ciekawostki:
- mało kto wie, że pod P. Kowarską przebiega najdłuższy tunel kolejowy w Polsce
- Profil podjazdu
- przez cały podjazd wydawało mi się, że nachylenie jest o dobre parę % mniejsze niż było... później zrozumiałem, że to Ich wzrost zakłócał mi perspektywę i orientację :)
- przejechałem przez 25 lat ponad 38kkm i dopiero tego dnia pierwszy raz w życiu "karnąłem się" rowerem z amortyzatorem (Leo-wym, na Okraju)...
Zdjęcia:
/zajumane od Lei/
Ostatnie metry podjazdu - próbuję przyjąć aerodynamiczną postawę ;)
/od Lei/
Z A.:
/od Le-y/
Z Leą: :))
/Leowe, ręką A./
Dałbym to na główną, to by było 5x tyle wejść ;)
Alouette i kot z Przełęczy Okraj© mors
Specjalistka od kotów i zwierząt wszelakich© mors
"PRO" vs. prawdziwe wymiatarki ;)© mors
Tempo emeryta, blade nogi... ikona pozerstwa...
Lea i Alouette mimo spowalniającego mono-Morsa doganiają "CCC"© mors
Lea i Alouette na Przełęczy Kowarskiej (727m)© mors
Lea na przełęczy pozdrawia...kogo? Chyba Ojczyznę ;))© mors
Nauka na najwyższym poziomie ;) 1046 - bardzo możliwe, że to rekord Polski. I to żeby tylko© mors
Lea uczy się jeździć na mono :)© mors
/MALA UPA(rciucha). ;))
Mono i serpentyny pod Przełęczą Okraj© mors
Zjazd na mono z Przełęczy Okraj© mors
I na deser rzeczone filmiki :)
część 1
&feature=youtu.be
część 2
&feature=youtu.be
Niezapomniana wycieczka. :)
Chojnik i Jagniątków na 1 kole...
kilosy: | 13.00 | gruntow(n)e: | 2.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na serpentynie z Podgórzyna do Zachełmia dałem się zaskoczyć nachyleniu albo mnie coś przymuliło, bo wyprzedziła mnie Pani "w sile wieku" na trekingu, czym się trochę zdemotywowałem. ;p Strasznie mocna była, pewnie ktoś z BS. ;) Poza tym całą winę zwaliłem na słońce, chociaż upału raczej nie było. ;p
Przed Zachełmiem zjazd na Chojnik...
Niezły początek ;)© mors
Dojazd do Żelaznego Mostku gdzie odpuściłem sobie żółty szlak na szczyt (za stromy i kamienisty, prawdopodobnie) i postanowiłem "odkryć" gdzie wiedzie nieoznakowana droga trawersująca zbocze w miarę poziomo...
Droga po chwili stała się tylko ścieżką (skądinąd zgodnie z mapami...), a i ten status z czasem zaczęła tracić... za to zaczęło przybywać "telewizorów"...
Czary-mary pod Chojnikiem ;p© mors
Takie tam kamyki na trawersie w poprzek Chojnika ;)© mors
Przez powalone pnie przenosiłem, ale prawie wszystkie zwykłe kamienie udało się przejechać. Ba! popełniłem nawet niezły filmik z tego trawersu... ale się usunął. W sensie, że ja go, niechcący. Z lekka szkoda... ;]
Walka o każdy kamień ciągnie się w nieskończoność... w końcu wpadam na czerwony szlak, jakieś 200m od szczytu, ale nie mogę podjechać, mimo wielu prób. Nastromienie umiarkowane, nawierzchnia (terenowa) w miarę dobra, powinienem to podjechać, ale jakoś nie mogłem ruszyć z miejsca...
Wstyd, bo ludzie paczą. ;p "Pognałem" więc w dół, pocieszając się, że to była zbyt mainstreamowa gór(k)a. ;)
Dość szybko cywilizowany szlak mi się znudził i znów się uwikłałem w jakieś partyzanckie ścieżki.
Im niżej tym mniej telewizorów, ale za to miejscami nachylenie było od czapy. ;)
Zjazd monocyklem z Chojnika. Dawało rady aż do momentów zablokowania koła© mors
Zjazd z Chojnika, tu: spokojny ;)© mors
Śmieci pod Chojnikiem ;)© mors
Stamtąd przyjechałem :) (nieświadomy zakazu)© mors
Niewyhamowanie oznacza, przypomnijmy, rozpędzenie korb i pedałów do prędkości kruszącej piszczele no i oczywiście glebę. Dawało się wyhamować tak długo, dopóki opona trzymała przyczepność... a gdy jej zabrakło, to zdążyłem tylko zeskoczyć z roweru po czym skocznie i wesoło zaczęliśmy sobie spadać w dół. Rower skakał i odbijał się każdą swoją częścią, a ja raczej tylko nogami, ale za to w każdej możliwej pozycji i w kilku pozornie niemożliwych. ;)
Zakończenie było epickie, bo wylądowałem pionowo na nogach łapiąc w powietrzu pionowo wybity monocykl. O_O
20/20 punktów za styl, szkoda, że nikt nie nagrywał...
Na pociechę podobny filmik z Sieci, ino dużo bardziej płasko: ;p
Później lekki objazd Sobieszowa, bo nigdy tam nie byłem, i podjazd na Jagniątków. Asfaltowy, ale trochę przydługi, a nastromienie takie ni w te ni we wte. ;)
Życie pod zamkiem© mors
Za to osada (kiedyś samodzielna wieś, obecnie formalnie wcielona do Jeleniej Góry) bardzo przyjemna, większość domów ozdobna, ład i porządek, ogólnie klimat turystycznego kurorciku, rzadkość na pograniczu. ;)
Kościół w Jagniątkowie. Ładnie tu© mors
Znaki zodiaku na kościele?!?© mors
Większość J. omijam, ale wrócę tam parę dni później.
Tymczasem wbijam się wyższej. Kończy się asfalt i znęcam się po szutrze, walcząc o każdą piędź ziemi. ;) Na mijanych ludziach nie robi to najmniejszego wrażenia, pewnie co chwilę tam jadą monocykle. ;)
Trudna dla monocykli droga ponad Jagniątkowem (zbocza Sośnika) - skrót na Michałowice© mors
Muzeum w dawnej letniej rezydencji wybitnego polakożercy© mors
Odtąd znów wraca asfalt, ale jaki...
Makabryczny podjazd na Grzybowiec© mors
Jest ciężko, bo stromo i nierówno jednocześnie, a w dodatku słońce wciąż dokazuje, mimo 700m i w pół do szóstej po południu.
Garaż w lesie, pośrodku niczego (podjazd na Grzybowiec)© mors
Ostatnie metry podjazdu na Grzybowiec© mors
Już witał się z gąską... ;)© mors
Obiekt na szczycie, tutaj prawie nie widoczny, jest wręcz fenomenalny.
Rezydencja w stylu posępnej, niedostępnej, odizolowanej acz luksusowej twierdzy, najkrócej pisząc. Jest (była?) na sprzedaż, za 8mln (przecena z 16!), czyli tylko brać. ;)
Warto wygooglować sobie coś więcej. Także dlatego, że mało kto tam się zapuszcza, co łatwo stwierdzić po zupełnym braku śmieci po drodze. ;)
Tamże:
Ostoja puchacza wokół szczytu Grzybowca© mors
Później już tylko zjazd do górnego Jagniątkowa, na przystanek MZK (formalnie to wciąż Jelenia G. więc bilet do odległego centrum jest w ramach jednej strefy, no i za takie rowery nie żądają dopłat :) ), gdzie w ramach oczekiwania podziwiam nieco niedocenianą chałupę pewnego noblisty...
Słynny Dom, a raczej rezydencja, G. Hauptmanna© mors
Najważniejsze jest bogate wnętrze ;)© mors
tudzież, naprzeciwko:
Współczesna reinterpretacja© mors
Wysokości: Cieplice (360)-prawieChojnik (ok.550)-Sobieszów(350)-prawie twierdza na prawie szczycie Grzybowca(ok. 700)-przystanek MZK (ok. 580).
Razem 870m (zjazdy na ostrym kole liczę tak jak podjazdy), a z drobnicą i zaułkami pewnie ok. 900 m. Przy czym odcinki terenowe należałoby mnożyć x5 (dystans i przewyższenie)...
Było bardziej niż zacnie: i sielanka, i hardcor i "odkrywczość". Innowacyjnie prawdopodobnie też, bo raczej nikt tych tras na mono nie rzeźbił (google nic o tym nie wie).
A tymczasem najlepszy odcinek wciąż przed nami! :)
Balaton i Pałac na Wodzie, czyli Karkonosze i mono, cz. 2b/2013)
kilosy: | 16.00 | gruntow(n)e: | 2.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
I zawsze jakiś tam trening, bo 16km, w tym 2 w terenie i część po górkach, to wcale nie tak mało, jak na mono.
No i co kawałek widoki na Karki. :)
Trasa: z Cieplic przez cmentarz i skałki do Staniszowa, po drodze osiedle "niczyje", i takaż ulica (jak na foto), trochę ostrych szutrów (na miejskiej oponie...) a nawet dzikich polnych dróg (niewiele jest ciszy i zupełnych odludzi w Kotlinie Jeleniogórskiej), dalej Staniszów z jego nielichym pałacem, po drodze opuszczona jakaś baza z klasycznym, amerykańskim autobusem szkolnym i rajdowym Seicento (ale o co chodzi?), no i mamy Staw Balaton (chyba nikt się po tytule nie nabrał, że ten węgierski ;) ). Dalej przytulny jeleniogórski przysiółek Czarne i próby odnalezienia szlaku do Cieplic. Próby zakończone fiaskiem, piaskiem, zaroślami i komarami.
Później obrzeżami Jeleniej G. właściwej (m.in. dłuuuga ścieżka koło działek szczodrze wysadzana tłuczonym szkłem - na miejskiej oponie ;) ).
Jakieś zapyziałe jeleniogórskie osiedla, do których turyści nigdy nie zaglądają, a już na pewno nie na mono (jak zawsze, radochę miały tylko dzieci i żule ;p ) i żmudny powrót pofalowanym chodnikiem do Cieplic.
Złapałem "cug" i po tej wycieczce będzie już tylko lepiej. ;p
Widok z mojego okna... znów w suterenie (ale tanio)© mors
Cieplicki cmentarz© mors
Cieplicki cmentarz© mors
Nienazwane skałki na rogatkach pozornie płaskich Cieplic© mors
Skałki za Cieplickim cmentarzem© mors
Osiedle "niczyje" (na wschód od Cieplic), za to z widokami© mors
Ulica bez domów, bez nawierzchni i poza miejscowościami (J.G. Cieplice - Staniszów), ale za to już z nazwą :)© mors
"Dolny Śląsk krainą kontrastów" - sporo w tym prawdy (Pałac w Staniszowie)© mors
Pałac na Wodzie (nie dosłownie ;) ) w Staniszowie© mors
Staw Balaton. :) /pomiędzy Jelenią Górą-Czarne a Staniszowem© mors
Futurystyczny kościół w spokojnym, jeleniogórskim przysiółku Czarne© mors
Pamiątkowy tramwaj pod jeleniogórskim MZK© mors
Przymulanie po Cieplicach (Karkonosze i mono, cz. 2a/2013)
kilosy: | 4.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pogoda zamulała chmurami a ja zamulałem i chyba się zatrułem, więc wczesnym popołudniem pozwiedzałem tylko Cieplice, w bezpiecznej odległości od bazy. ;)
Ciekawostka w centrum Cieplic© mors
Na poczcie wysłałem pamiątkową kartkę komu trzeba... ;)
Podoba mi się klimat poczty w Cieplicach© mors
Obczaiłem fajne motywy:
Fajny motyw ;p© mors
i kościół z widokiem na Karki:
Kościół na osiedlu XX-lecia w Cieplicach© mors
tudzież poćwiczyłem całkiem niezłe podjazdy (na zdjęciu wyglądają oczywiście na złe, ale tak nie jest. Ponadto widać wspomniany wcześniej kościół i jego tło. ;p)
Cieplickie osiedle XX-lecia z ładnymi widokami i podjazdami© mors
Później będzie już tylko lepiej! ;p
Potrącił mnie samochód, i to na mono (nowość!), czyli Karkonosze i mono, cz. 1/2013
kilosy: | 11.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Wtargnięcie z podporządkowanej (100% jego winy) na rogatkach Jeleniej Góry (przysiółek Goduszyn, notabene opodal przysiółek ŁAPIGUZ :D ), facet 50-55 lat, w czerwonej Tigrze w I budzie, tablice SM (Mysłowice). Poleciałem na maskę, a że maska jest tam bardzo nisko, więc spada się na ziemie dość fajnie - jakby co, to polecam Wam niskie przody sportowych samochodów.
Najważniejsze, że mono całe. :) W sumie to nie wiem za bardzo, czemu nikomu nic się nie stało...
Foto zastępcze /z internetu/:
Plan sytuacyjny i oprawca:
Miejsce kolizji: skrzyżowanie z drogą wewnętrzną (wyjazd ze stadniny). Na drugim planie tablica "Jelenia Góra" (wjazd od strony Rybnicy© mors
Samochód winowajcy. Widać, ile wjechał na drogę zanim się zatrzymał© mors
Na początek idealnie płaska część wycieczki, poźniej będzie tylko lepiej...
Park Zdrojowy w jeleniogórskich Cieplicach© mors
Poranek w Żarach:
Stojak rowerowy w Żarach ;p© mors
Jeleniogórski przysiółek Goduszyn:
Niebezpieczny tunel w Jeleniej Górze - Goduszynie© mors
Cały czas coś jedzie, nie idzie się przebić, ale przynajmniej jest na co patrzeć ;)
Skrzyżowanie (pod Goduszynem) drogi Rybnica-Cieplice z międzynarodową drogą E65 - nie do przejścia ;)© mors
Kościół polskokatolicki pw. MB Nieustającej Pomocy w jelenigórskich cieplicach (brak 2 flag ;) )© mors
W centrum Cieplic (byłe miasto, dziś dzielnica Jeleniej Góry)... :)© mors
Wybór Cieplic jest bardzo dobry z punktu widzenia mono (dla pieszych pewnie też): nieduża dzielnica sporego miasta, jej centrum ma charakter kurortu (uzdrowisko), wszystkie sklepy (w tym rowerowy) są na miejscu, blisko siebie, oraz dobra sieć połączeń autobusowych - większość autobusów jadących w góry zatrzymuje się w Cieplicach. Na obrzeżach osiedla nagle lądujemy na polach lub w lesie, co kawałek widać góry, także w centrum Cieplic, no i nie ma takiego gwaru i tłumów jak w centrum Jeleniej. Zarazem blisko jest do głównych jeleniogórskich dworców (PKP i PKS).
Jako że to była niedziela, to do kościoła pojechałem - oczywiście na mono. :)