thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Sosnówka, śnieżyce i rowerowa margaryna ;) /10-11.I.2019, Hrgn/

Piątek, 11 stycznia 2019
kilosy:32.00gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo


No i mam to, czego chciałem - śniegu dużo nawet na mieście, poza miastem jeszcze więcej - wszędzie ładnie i schludnie, w nocy jasno, samochody jeżdżą ciszej (wolniej plus izolacja akustyczna ośnieżonych przedmiotów). Tak mogłoby być cały rok. :)
Trochę gorzej z przejezdnością dróg - tylko te główne w Jeleniej są czyste, a w góry nawet nie ma co się pchać - na podjeździe na Karkonoską to pewnie lawiny już schodzą. ;]
Do tego bardzo wysoka temp odczuwalna - dziś jeździłem w szmacianych rękawiczkach przy -2 (pozdro dla Hajnówki ;)) ) i było znośnie, a wczoraj przy 0 było w sam raz.

W czwartek znów jakiś Janusz pod galerią - naprawiał rower wiszącymi tam kluczami oraz własną... siekierą :D


W piątek pierwszy raz w tym roku widać było z okna mojego igloo ośnieżone góry <3
Ale zanim dojechałem, to już naszły chmury no i spadł kolejny śnieg, a jakże. :)

W Podgórzynie dziobią śnieg. :O Zamiast trenować Karkonoską. ;))


Widok na Sosnówkę. Wzgórze na środku to góra Chojnik (i zamek, tylko słabo widać ;p ). Chwilę wcześniej przejechała tędy na miejskim rowerze dziarska emerytka i nic nie panikowała. ;)


Widok na Zbiornik Sosnówka - na środku część niezamarznięta, w której skumulowały się setki (tysiące?) kaczek i innego ptactwa:


W centrum Sosnówki: po prawej piękny dom przysłupowy, a na wprost góra i zamek Grodna, no i krzyż. ;)


Piątek na mieście - California w śniegu. ;)


Kupiłem pierwsze w życiu (!) smarowidło /masło/margaryna/ oczywiście głównie z powodu... przeceny. ;D
Ale obrazek też swoje zrobił ;) po takiej kostce to Karkonoska pewnie idzie jak po maśle. ;))

7-9.I.2019 /Hrgn/

Środa, 9 stycznia 2019
kilosy:39.00gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo

Widok tego Janusza w galerii handlowej wręcz mnie wzruszył, bo wróciły wspomnienia, jak to parę lat temu robiłem 200+ zimą i chciałem na koniec wrócić pociągiem z Poznania, ale po wbiciu się na domniemany dworzec, wylądowałem w galerii handlowej. xD
Wokół pańcie w norkach, brylanty Swarovskiego i te klimaty, a ja z ubłoconym rowerem, wymęczony, rozchełstany, usmarkany ;) błąkałem się tak, że wszyscy się gapili z politowaniem, aż w końcu, uprzejmie acz stanowczo, wyprosił mnie zaalarmowany na tę okoliczność ochroniarz. ;D;D Kiedyś kurła to było...

Cięgiem śnieży, czasem siąpi, praktycznie każdego dnia w tym roku a i w najbliższym czasie ma być jeszcze więcej śniegu i chlapy..
Cieszę się, że w końcu postawiłem na tylko jeden rower zimą (solanka!), szkoda tylko, że o 19 zim za późno. ;))
W poniedziałek nawet próbowałem atakować Karkonoską, ale dojechałem tylko do samych stóp gór (Podgórzyn) i deszcz mnie w(y)kurzył. ;p

Trwają kontrowersyjne prace nad kierą Huragana - uchylam rąbka tajemnicy ;)


Czekając na światłach... czyżby relikty działalności T-kinga w Jeleniej? ;)

Morsowisko (Wodospad Podgórnej) /Hrgn/

Niedziela, 6 stycznia 2019
kilosy:28.00gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo

/górny koniec Podgórzyna - popularne gniazdowisko morsów przyjezdnych, z uwagi na bliskość tytułowego Morsowiska/

Dojazd tamże - to nie droga, tylko szlak i pod śniegiem są kamienie, ale jechało się swobodnie, nawet na młynek nie zrzucałem (przełożenie 2-2) ;p


Tamże na mapie:


No i tamże w terenie:


Kolejne pseudo :) morsy się dziś trafiły ;p czemu oni wszyscy robią wszystko na odwrót??
Zamiast pływać/poruszać się, to stoją w miejscu, a zamiast zanurzyć się po szyję, to zanurzają się po pierś, z rękami za głową niczym jacyś skazańcy. xDD Płetwy opadają. ;p

Ogólnie to pojechałem w góry, bo w Kotlinie już nie bardzo jest się po czym ślizgać :)

/koniec Podgórzyna i początek Przesieki/


/w Przesiece nie jeździ się w przód i w tył, tylko w górę bądź w dół :)) /


/najnowszy wyręb - pewnie kolejny domek letniskowy będzie.../


PS. Janusze z Podgórzyna:
- w taką pogodę na rower? /no dramat był, -2*, i to żeby lokalsi tak histeryzowali??/
- rowerem po śniegu i to jeszcze kolarką?? /hehe ;p/

Oprócz tamże, pozwiedzałem trochę tej malowniczej Przesieki tudzież poszwendałem się po Jeleniej..

Vauxhall Chevette - wielka rzadkość w PL, choć wóz był niby dostępny za komuny w Pewexach, ale osobiście pierwszy raz widzę ten model. :>

Plucha od ucha do ucha /2-5.I.2019, Hrgn/

Sobota, 5 stycznia 2019
kilosy:15.00gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Standardowo

Szkoda, że zdjęcie wyszło poruszone, bo ten jegomość miał na głowie wytatuowane chyba wszystko, łącznie z alfabetem chińskim przełożonym na egipskie hieroglify, oraz trylogią Sienkiewicza, i to zapisaną Brajlem, w dodatku po retoromańsku. ;))
Ale te kolejki to jednak egalitarne są. Albo "demokratyczne", jak by to powiedzieli zupełnie nierozumiejący tego pojęcia KODziarze. :) Podobnie jest ze śniegiem:

Żelastwo za pół bańki chlupie się w solance. :)
I trochę się w tym kopał, a Huragan, choć 400x tańszy, nawet w takich warunkach jeździł swobodnie ;p







Ale co sobie pordzewiał, to jego... :/


Światowy rekord rocznego dystansu na rowerze należy aktualnie do... 24-letniej dziewczyny :OOO
http://lessonsinbadassery.com/amanda-coker-cycling...
Pamiętajcie wszystkie mile przemnożyć przez 1,6 (mila:kilometr). Wychodzi średnia ponad 30 na dystansie 160 000 km :(w 423 doby). D:D



Powstaje nowy polski producent elektrobusów, w dodatku wozy mają być w 100% polskie, czego konkurenci nie zdołali osiągnąć, mimo kilku lat działania w branży...
http://www.geekweek.pl/news/2018-12-22/rafako-e-bu...
Dobra zmiana! ;p


A tutaj "ogłupiony przez zimę" rowerzysta - i to nasz, z BS! ;D;D
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/uwaga-zima-o...
;D;D;D
/chyba się nie obrazi.. ;p /

"Odrodzenie" (1236m) - Przeł. Karkonoska (1198) - Kotl. Jeleniog. (347) - lód, noc, totalna ekstrema na jednym hamulcu Hrgn

Wtorek, 1 stycznia 2019
kilosy:21.00gruntow(n)e:5.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
No i jak tam cepry, co tam w telewizji tej nocy leciało? ;D ;p
Huragan tymczasem leciał z Odrodzenia pełne 890 metrów (w pionie) ciągłego zjazdu, z czego większość po ekstremalnie stromych ścianach, w śniegu, lodzie i gołoledzi. xD Absolutnie najtrudniejszy zjazd w życiu, trudniejszy nawet, niż zjazd tamże na mono! Ale nie odpuszczałem - całość zjechałem co do metra, bez bikewalkingu. :>
Gdy nachylenia dochodziły do 25%, było naprawdę strasznie - u góry był to głęboki śnieg mocno zryty racicami ceprów - aż mnie głowa bolała od milionów wstrząsów, a miotało mną jak całym piekłem.
W środkowej części śniegu było mniej, za to był zlodowaciały - mniej trzęsło, za to wyhamować niepodobna: hamulec wciśnięty do końca, butem hamuję jak tylko mogę, a rower i tak rozpędza się w czarną "przepaść". xD A te ekstremalne odcinki to mają po dobre kilkaset metrów, więc całe życie przeleciało mi między oczami tak ze 50 razy...
Poniżej Drogi Sudeckiej mamy kolejne 25%, tym razem z dominującą szklanką - tego było już za wiele nawet dla mnie ;] na szczęście jest w tym miejscu alternatywa - odbiłem na wschód, na Borowice. Przewyższenia te same, szklanka taka sama, ale nachylenie znacznie mniejsze - udało się zaliczyć tylko jedną glebę w lodowych koleinach...
Później nie było wcale lepiej - lód niby ustępował, człek się rozpędzał, a tu znów plamy i rynny lodu - nagle koło się blokuje, rower leci bokiem - chwilami aż mi było słabo ze strachu. xD
Koniec końców jakoś dojechałem do Borowic, a stamtąd założyłem w ciemno (dosłownie w ciemno), że asfalt jest już czysty, i sru! 4 paki przez nocne serpentyny...
Jak widać po literkach - żyję. Nawet łap sobie nie połamałem. ;)

Pogoda niesamowita - na górze, w środku styczniowej nocy minimalnie powyżej 0*C O_O a w kotlinie ok. 5-6 na plusie. :O

W samym schronisku też było niesamowicie - na górze była niby jakaś zamknięta impreza, choć jak najbardziej otwarta. ;)
Na dole kręcili się różni tacy, i gdy usiadłem na chwilę zjeść i wypić coś zimnego ;) przykolegował się koleś, będący tamże "z wolnej stopy", tak jak ja. Gadka-szmatka, i zaczął się dzielić swoimi posiłkami oraz alko ;] twierdząc, że wszystko to dostał. :O
Jeszcze bardziej się zdziwiłem, jak po chwili zaczęli przychodzić różni tacy, i przynosić mu, a później nam, kolejne porcje jadła i napitku, tak alko jak i bezalko. :OOOOOOOOO
Do teraz nie wiem, o co tu chodziło - mi raczej nigdy nic darmo nie daje, a koleś twierdzi, że po prostu potrafi dobrze zagadać i to wystarczy. :OOOO
Cały stół nam zastawili, i kelnerzy i i jacyś inni - nie wiem kto, za co, po co... xD
Nie szło tego przejeść, a tym bardziej wypić, w dodatku nikt nie pytał o pieniążki - no normalnie jakiś sen!
Do tego przychodzili różni kolesie i kolesie kolesiów, wszyscy padali z nóg na widok Huragana tamże oraz mojej wizji powrotu na tymże do Kotliny. :) ;p
Jeden koleś nawet okazał się być ze Starej Morsownii. :O
 A taka jedna z potańcówki usilnie zapraszała nas na imprezę - mimo że tłumaczyliśmy, że my to tylko wolne elektrony. ;]
Gdyby nie foty, to bym sam sobie nie wierzył, że tam byłem...

Dowód w sprawie - Huragan oparty jest o stół na tarasie pewnego schroniska, a napis na ścianie wyczerpuje temat:


Blisko górnej granicy lasu mamy już karłowate drzewka, które uwielbiam:


Ileż one muszą w życiu znosić.... prawie jak mój Huragan. ;)


Małe odwiedziny po drugiej stronie Karkonoszy (CZ). Diabła nie było, albo go zasypało.


Stołu nie fociłem, bo głupio mi było. Sfociłem natomiast imprezę w "Odrodzeniu" na dowód, że i tam dotarłem...


Długo by opowiadać..
Jedno foto ze zjazdu. Był tak bardzo meczący, że aż musiałem robić przerwy (tak, na zjeździe!!!)


Czy są pytania? :)) 

Zakończenie roku z przytupem (Przeł. Kark. i Schronisko "Odrodzenie") plus podsumowanie 2018 /Hrgn/

Poniedziałek, 31 grudnia 2018
kilosy:71.89gruntow(n)e:2.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Sobota, 29. grudnia 2018

Tym razem nietypowa sytuacja - NIE atakowałem Przełęczy Karkonoskiej. :)
Chociaż trochę jednak atakowałem, bo dojechałem do tramwaju w Podgórzynie (nazwijmy to: baza pierwsza ;) ). Tamże zaczęło się robić już szaro, a ewentualny zjazd z Karkonoskiej po ciemachu na jednym hamulcu i po lodzie, to byłaby lekka przesada, nawet jak na moje standardy. ;))
Z Podgórzyna pojechałem nietypowo, bo ulicą Nową...

... trawersującą dolną część Karkonoszy. Ulica kończy się szybko i zamienia w leśną/ górską dróżkę/szlak, ale oczywiście nie odpuściłem i jechałem dalej. Tzn. dopóki dało się jechać. ;] Było sporo prowadzenia, bo było błoto, stromizny i wyręby leśne...
Jak widać, nie marnowałem czasu:

;)

Trasa wiodła powyżej zbiornika Sosnówka, tamże były najstraszliwsze wiatrołomy...

Tyle dobrego, że widoczek się odsłonił. ;)
Dalsze zdjęcia nie miały już sensu, z uwagi na szarugę, ale widoczki były takie, że i tak wypalały oczy. O_O
Tak trafiłem do dolinki o nazwie Zimna Dolina :> Była tyleż zimna, co mroczna, bo w zagłębieniu, u samiutkich stóp gór, przy północnym zboczu. Mroczniej się już nie da. ;))
Następnie wyjechałem w połowie Czerwonej Doliny, kędy wiedzie droga (asfaltowa) z Sosnówki właściwej do skrytego w czeluściach gór przysiółka Czerwoniak. Droga tamże to jeden z bardziej stromych podjazdów w PL - po ciemku dałem sobie spokój, ale napewno będę ją jeszcze nieraz atakował. :)
Z Sosnówki pojechałem po raz pierwszy bezpośrednio na północ, tj. do Jeleniej przez Staniszów. Trasa o wiele ciekawsza niż przez Podgórzyn i Cieplice, bo wiedzie południowym zboczem, a więc "twarzą w twarz" z Karkonoszami, w dodatku z dużo lepszą panoramą, niźli z samego dołu. Mało co już było widać, ale widoki i tak zwalały z roweru. O_O
Później Staniszów - słynny Pałac na Wodzie i te sprawy, no i tak dobiłem do Jeleniej, prawie na sucho nawet się udało.
Wpadło 32,08 km.

Niedziela, 30. grudnia 2018
Niemal cały dzień padało, dystans tylko na zakupy (3,7 km).

Poniedziałek, 31. grudnia 2018
Za dnia niespodzianka - słońce O_O do tego aż +4*C

;))

Jednakże dystanse tylko użytkowe po mieście (20,11 km). Ale w Jeleniej nawet stanie na czerwonym bywa przyjemne - gdy się dla zabicia czasu ogląda ośnieżone Karkonosze. <3

Natomiast wieczorem, jakoś 21:50, wyruszyłem na Przełęcz, oczywiście celując z dotarciem na przełom Starego i Nowego Roku.
Nie jechało się za lekko, bo tym razem wziąłem plecak i trochę jadła i napitku, z uwagi na kilkugodzinną perspektywę..
Pomimo paru dni odwilży, już w górnej części Przesieki pojawił się śnieg (świeży), co nie wróżyło najlepiej, ale nie spękałem. ;)
Ostatnia odprawa z morsem spod O.W. Chybotek:


No i cóż - padał marznący deszcz, na drodze była taka szklanka, że jeszcze przed pierwszą poważną ścianką przyczepność spadła do zera. Odtąd prowadziłem, chociaż wyżej lód przeszedł w śnieg, i na "WYPŁASZCZENIACH" rzędu 10% (por. słynna Agrykola w Warszawce ma maks. 6% - a na tej trasie 10% ludzie nazywają strefą relaksu :)) ) - otóż na takich ŁAGODNYCH nachyleniach dawało się jechać, ku mojemu niemałemu zdziwieniu:


Jeszcze bardziej zdziwiony był mijający mnie narciarz...
- o Ty zuchu! Na takim rowerze?? Jakie Ty musisz mieć opony??
- a takie tam zwykłe, miejskie, z białym opasaniem :)
- ............. O_O
:)

Później waruny się pogorszyły - znów zrobiło się >20% no i śniegu wciąż przybywało. W paru miejscach widziałem ślady zakopanych ciężkozbrojnych samochodów terenowych, więc wiedz, że coś się dzieje.
Przez tak trudne waruny nie zdążyłem dotrzeć na Przełęcz przed północą - aczkolwiek widoki i tak miałem na pół kraju a i od strony czeskiej też częściowo. Na Przełęcz dotarłem, jak już się wszyscy wyprztykali. ;]
Honorowo, ostatnie metry podjazdu na Przełęcz jak i do "Odrodzenia" wjechałem jak człowiek, tj. na kołach. ;p
Chwila po stronie czeskiej (hotelowy basen):

Połowa gości tamże to byli nasi, patrząc po tablicach rejestracyjnych (a może tylko wykorzystali legalny i łagodniejszy podjazd?).
Mijana młodzież też była skonsternowana na mój widok, ale najlepsza była jedna loszka:
- i to bez błotników jedzie!!!
xD

Widoczki na Kotlinę własnie się kończyły, bo nadleciały chmury (z wiatrem i śniegiem). Dla orientacji - foto archiwalne:
https://polska-org.pl/6429110,foto.html
Macie pytania? ;p





Najważniejsze, że byłem ostatnim atakującym Przełęcz w 2018 i zarazem pierwszym atakującym w 2019. :)))
Powiem więcej - bardzo prawdopodobne, że tej nocy Huragan był rowerem na najwyższym poziomie w całej Polsce. ;ppp



No i podsumowanko minionego roku by się zdało...
Cóż, chyba jedyne, co się nie zmieniło... to liczba wpisów na BS (202) - to już 5. rok z rzędu. :) /dzięki kreatywnym zbiorówkom ;p /
Padł rekord mojego rocznego dystansu (9761 km, rekord poprawiony o prawie 1500 km) tudzież rekord dystansu miesięcznego (1610 km we wrześniu, rekord pobity o ponad 50%!).
Latem miałem najlepsze wczasy w życiu, no i główne wydarzenie roku, a nawet życia - wiadomo: przeprowadzka w wymarzone góry (no prawie, bo 10 km do podnóża) i pierwsze naprawdę własne lokum. Ciasne, ale własne. ;)
Pomyśleć, że rok temu w podsumowaniu pisałem o najgorszym roku życia (i zaiste, tak właśnie było...).
Więcej sukcesów nie pamiętam, a o problemach szkoda strzępić klawiatury...

Statystyki przebiegów moich rowerów na 31.XII.2018:
        0,00 - zabytkowy ZZR Maraton (w dalszym ciągu nieżywy) :((
        0,08 - mono 16er (bez zmian ;) )
        4,50 - nowo zakupiony monocykl zastępczy (20")
       15,65 - mono Żyrafa (bez zmian...)
       19,00 - nowy-stary Kross (+ ok. 288 km poprzedniego właść.) - bez zmian, zgodnie z planem :)
       64,00 - stary Kross "damka" (nie używam go od lat, oddałem tacie) - u mnie bez zmian;
     216,00 - wszelkie niemoje - bez zmian, o ile dobrze pamiętam;
  1 149,06 - mono 24", pogromca Tatr i Karkonoszy - w dalszym ciągu spalony, nawet go nie zabierałem ze sobą... :/
 1 422,23 - mono "Mamut" 36er - przybyło: 337,04 km;
21 172,90 - Romet Huragan - przybyło 7 431,93 km;
58 477,88 - Kross Grand Adventure 1999 - przybyło 4 078,88 km.. i za wiele już nie przybędzie, po opuszczeniu nizin i odpuszczeniu zim..

Dziękuję za uwagę. ;p

Zbiorówka z ataków na Przeł. Karkonoską :) /27-28.XII, Hrgn/

Czwartek, 27 grudnia 2018
kilosy:88.30gruntow(n)e:2.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Przełęcz Karkonoska jest moją inspiracją, wjeżdżam ją coraz wyżej, lecz do celu pozostała wciąż ta gorsza połowa. ;p

To dopiero trzeba być starym wygą, żeby potraktować zbiorczo królową polskich podjazdów... :D ;) ;p
Ataki były, są i będą - tym razem mocna odwilż narobiła mi nadziei (i bulu).

W czwartek temp. w kotlinie dochodziła do 8*C, co po kilku dniach deszczu dawało nadzieję na przejezdne wyższe partie Karkonoszy...
Tymczasem już w górnej Przesiece w zacienieniach wciąż jeszcze był śnieg, a powyżej szlabanu dominował lód, z cienkimi paskami asfaltu dzięki jadącym samochodom (bodajże 2 na dzień). Z tym, że pasków asfaltów było coraz mniej i były coraz rzadsze...
Technika jazdy mogła być tylko jedna - odcinki bez asfaltu brać rozpędem. Tylko jak się rozpędzić przy nachyleniu 10-15%? :)
Walczyłem jak zwykle do końca, no i ujechałem... tak z 50 m wyżej niż za najlepszym dotąd razem. ;p

Foto: to zdjęcie z podjazdu zrobiłem specjalnie 27.XII - właśnie tego dnia była 11. już rocznica likwidacji przejść granicznych ze Strefą Schengen. A znak w Podgórzynie dalej sobie stoi...


Korzystając ze słońca (zapomniałem już, jak wygląda) oraz jednego z najkrótszych dni w roku (a więc i dni najniższego słońca) oglądałem, jak wiele domów w Przesiece (i w innych parafiach leżących na północnych stokach) znajduje się w cieniu nawet w momencie dobowego szczytowania słońca (12-13). O_O Namiastka nocy polarnej...

Pozdro dla wilgoci, tym bardziej, że obok płynie potok. ;]

No i dotąd sobie dojechałem:

Te drzewo to nie moja sprawka. ;p
A na zjeździe w Przesiece na serpentynach leciałem 35-40 km/h - bez śniegu, ale z wodą i piachem (biedny rower i moja kurtka). No i udało mi się wyprzedzić zamulającego dziadka w samochodzie między jednym a drugim zakrętem. ;]


W piątek kolejny dzień odwilży, ale już nie takiej, i na interesujących mnie wysokościach 700+ temp. minimalnie przekraczała 0*, to i śniegu niewiele ubyło od wczoraj...
Tym razem wjechałem kolejne 50 m dalej niż dotąd xD, orientacyjnie na wysokość 730m. 
No i po raz pierwszy pokonałem to w całości, bez przerw na słit focie, które i tak mało kogo tutaj obchodziły. ;pp
Ale-ale - mimo trafienia na dłuższy odcinek lodu, wcale się nie poddałem, bo dalej znów były skrawki asfaltu i to na jednej z lepszych ścianek, gdzie dochodzi do 23-24% (zaraz poniżej skrzyżowania z Drogą Sudecką. Po przeprowadzeniu kilkudziesięciu metrów zaatakowałem ową ściankę i się udało :> mimo że asfalt nie był czysty - mokra ściółka, mokry śnieg i patyki. Koło co chwilę buksowało, ale nie odpuszczałem. Przeciwnie - przeszkody brałem rozpędem (tak ze 7 km/h, zamiast 5 ;] ), aż przechodzący wołali pod nosem "jprdl" ;))

Tak dotarłem na 767 m, gdzie, za skrzyżowaniem, zaczyna się jeszcze lepsza jazda, bo do 26% i to po zniszczonym asfalcie.
Coś tam nawet ujechałem, ale jak zaczęło być powyżej 20% to wystarczyła mokra ściółka, by koło grzęzło w miejscu.

Tymczasem przejechał ktoś tamtędy samochodem (Nissan Patrol po tuningu) - trzeba to jednak niektórym samochodom przyznać, że potrafią naprawdę wiele...
Trafił się jakiś Iceman, który trenował (z)bieganie):

Ledwo wyrobił przed Huraganem. ;]
W sumie ja też byłem podobnie ubrany...

:) ;p

Żeby było ciekawiej, to tym razem zjeżdżałem w bok, tzn. na wschód, legendarną Drogą Sudecką (niemce zaczęli robić konkretną trasę trawersującą Karkonosze w połowie wysokości, dociągnęli do podjazdu na Karkonoską, a dalej już nie było komu kontynuować dzieła...). Droga ta jest dłuższa, ale mniej stroma, dzięki czemu zjechałem nią ZUPEŁNIE BEZ HAMOWANIA :) dopóki był śnieg, a był prawie do samych Borowic.
Specjalnie omijałem wyjeżdżone ślady i wjeżdżałem w najgłębszą breję/śnieg/lód, tak do 15 cm. :)
No i raz trafiłem pod śniegiem na rynnę lodową i sru! Poleciałem telemarkiem po mokrym śniegu. :)
Tu wyjaśnienie dla panikar i panikarzy: upadek na śnieg przy 15 km/h naprawdę nie zabija. W gipsie też nie skończyłem, ani nawet nie mam żadnego siniaka ani zadrapania, takoż rower. Chociaż jak znam życie, to niektórych i tak nie przekonam. ;p
Krzywdy żadnej nie doznałem, natomiast nieźle się zmoczyłem - śnieg i woda w butach, szmaciane rękawiczki całe mokre, a czego nie zmoczyła gleba, to dopełnił deszcz, który jak na zawołanie właśnie lunął (do tej pory tylko uporczywie mżyło). Prawdziwe z deszczu pod rynnę.;]
No i taki cały mokry i w ulewie kontynuowałem zjazd, średnio 35-40 km/h (prawie bez hamowania, tylko trochę na najostrzejszych zakrętach). :) Najciekawsze, że WCALE nie było mi zimno, nawet w dłonie, które są moją piętą. ;)) Po prostu tak duży miałem zapas ciepła z przegrzania się podczas podjazdu - i to mimo, że podjeżdżałem cały porozpinany, nogawki podwinięte, skarpetki piętówki...
Zimno dopiero zacząłem czuć... na dole, jadąc po płaskim te 20-24 km/h - cały czas w deszczu. ;]

Przeczołgało mnie niewąsko, ale wieczorem jeszcze trochę pojeździłem.. i złapałem kapcia ;p pierwszego w tym rejonie. Szczęście w nieszczęściu, że koło domu. ;p

Mokre Święta /Hrgn/

Środa, 26 grudnia 2018
kilosy:85.12gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho

W Wigilię się nabrałem, że skoro mamy drugi dzień odwilży (w sobotę nawet 6-7* C), to uda się machnąć chociaż pół P. Karkonoskiej...
Tymczasem było tak, jak ostatnio, a nawet gorzej: od początku Przesieki breja, a w górnej połowie zlodowaciały i mokry śnieg.
(Dziurawa Skała)

/takie tam na wsi/

(fragment wielkiej tablicy z info o Przesiece - najlepsze debestofy ;)


To się jechało dość łatwo, ale zaraz powyżej końca Przesieki był już niewyjeżdżony, świeży śnieg w odmianie tyleż grząskiej, co śliskiej... nawet do szlabanu nie dojechałem. ;p


W sumie, to jeśli dobrze policzyć, to skoro O.W. Chybotek jest na wysokości 660 m, a ja ujechałem ze 6 m wyżej, to jak byk wychodzi, że podjazd na Karkonoską to dzieło szatana. ;p

Zjazd pod wiatr blisko 0*C, z lekka popaduje śniego-mżawka, a ja w skarpetach-piętówkach. Tzn. grubych, zimowych, ale piętówkach. :D
Moje kostki przypominały kostki lodu. :D

Dla oszczędności hamulców zjeżdżałem po zaśnieżonych i oblodzonych serpentynach slalomem - od lewej do prawej. :) Tylko turyści piesi i samochodowi trochę mi w tym przeszkadzali, a było ich w taki dzień sporo...

A tak poza tym, to samochody ceprów miały duży problem ruszyć, gdy się zatrzymywały na mijankach, tudzież podjeżdżając stromo do posesji, a Huragan ruszał bez problemów. ;pp
Wpadło 35 km.

W I Dzień Świąt znów lało, a chwilami waliło śniegiem - cóż, skoro natychmiast topniał..
Wymęczyłem tylko 10 km. Wzgórze Wandy (co nie chciała Niemca? :) ) i okolice. Bez zdjęć, bo ledwo co aparat widziałem. ;]

II Dzień Świąt prawie nie padało - szok i niedowierzanie. W dodatku w całej Kotlinie stopniał śnieg - aż zapomniałem, jak wyglądają odwilże. ;]
Czem prędzej opuściłem miasto i popełniłem pętlę przez Łomnicę, Mysłakowice, Miłków, Sosnówkę i Podgórzyn, zbaczając tu i ówdzie na co ciekawsze zakątki i ujęcia.
Kunie w Sosnówce. Na wprost - zbiornik Sosnówka, po prawej - wzgórze i zamek Grodna:


Swetru, to ty??

Ufne były, tak, jak lubię. ;)

Czy w każdej, nawet podgórskiej miejscowości musi być syf, badziewie i dziadostwo?
/Mysłakowice/


Tamże - zrujnowana stacja PKP - na linii do Karpacza, jednego z najpopularniejszych polskich kurortów - żenująca niegospodarność. :/

Niby samorząd województwa walczy o przejęcie tej (i 6 innych) linii od PKP celem jej reaktywowania, choć można zwątpić w realizację - miejscami rosną już spore drzewka na torach, a nawet w ramach remontu drogi do Miłkowic zalano tory asfaltem na cacy...
Tym razem wpadło aż 40 km. ;)

Wrota Czasu, trochę górek i trochę lasu /Hrgn/

Niedziela, 23 grudnia 2018
kilosy:25.23gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
W sobotę lało praktycznie cały czas, przerwy były tak krótkie, że ledwo zdążałem nałożyć kurtkę. :)
No i tego dnia nawet nie wsiadłem na rower, pierwszy raz od kilku miesięcy. No ale nie samym czyszczeniem napędu człowiek żyje. ;)
Przypłaciłem to kacem moralnym i bezsennością. :/

W niedzielę było już dużo lepiej, bo lało prawie cały czas. ;]
Nawiedziłem jak zwykle giełdę. Tu chyba wyprzedaż sprzętu z WOT. ;)))


Z powodu słabej pogody ludzi było mniej niż zwykle, ale nie brakowało i Januszy, trzymających na deszczu elektronikę i książki, a po błocie walały się używane opony schwalbe i inne śmieci. :))

I trafiłem na ciekawą sytuację, jak Czesi w Polsce handlowali z Niemcami, choć czuję po kościach, że przy okazji omawiali rewizję granic trójpogranicza. ;ppp

Popełniłem także klasycznie rozumianą wycieczkę - najpierw Wzgórze Kościuszki, gdzie wczoraj otwarto nową atrakcję turystyczną Jeleniej Góry:
https://www.nj24.pl/article/przekroczylismy-wrota-...
aż 4 km korytarzy pod wzgórzem niemal w centrum miasta, to robi wrażenie, nie mniejsze niż ich zawartość.
Na mnie jednak największe wrażenie zrobiła cena ;)) 15 zł, a jak ktoś nie jest Jeleniogórzaninem ;pp to nawet 19.hahaha :D:D
Tak więc zwiedziłem te podziemia tylko od góry ;) za to za darmo. ;p

Ruiny szubienicy miejskiej (była to budowla typu rotunda):

Tamże widoczek na Zabobrze i pasmo Łysej Góry (kierunek północ):


Pojeździłem sporo po Wzgórzu - daje radę. ;)
A później wywiało mnie (prawie dosłownie) do kolejnej wioski w granicach miasta, czyli os. Czarne, którego praktycznie nie znałem. Klimacik fajny: schludnie, spokojnie, a miejscami relikty wioskowości, typu kurki i koniki... na tle Karkonoszy. <3

Ciekawe położenie hotelu - pod płd.-zach. ścianką, żeby się odgrodzić od widoku zachodów słońca i panoramy Karkonoszy. xD


To też jest Jelenia Góra...  :O :)


Południowe rubieże miasta, czyli widok z os. Czarne na Czarny Grzbiet:


No i najlepsze na koniec: sterty wyciętych przydrożnych drzew na tle Karkonoszy! :))) <3
#wpis bez kontrowersji, to wpis stracony :)


Powrót w ulewie, do tego chciałem wracać asfaltową DDR wzdłuż drogi Jelenia-Karpacz, ale nie szło się przebić na drugą stronę ulicy  - snoby i inne takie waliły na Święta do Karpacza w ilości 200 wozów na minutę ;) a w przeciwnym kierunku może półtora sztuki...

Wróciłem totalnie mokry, ale przy 4-5*C na plusie trudno mówić o chłodzie. :)) ;p

Wodospad Szklarki przy użyciu kolarki i inne takie (dużo foto, trudne waruny :) )

Piątek, 21 grudnia 2018
kilosy:71.74gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
No i jak tam, cepry ;) jaką zrobiliście dziś ŁADNĄ trasę swoimi drogocennymi kolareczkami? ;))

Huragan pozdrawia ;p

Szlak pełen mokrego śniegu i śniegu zlodowaciałego. Przejechane za wyjątkiem krótkiego stromego odcinka. ;p


Specjalnie odczekałem z wjazdem do Kark. Parku Nar. do po 15 grudnia (od 15.XI. do 15.XII. jest wjazd za darmo) żeby nie plątali mi się Janusze, którym szkoda było 8 ziko na bilet wstępu. :) No przykro mi, ale aktualnie jest to najdroższy park w PL (droższy od Tatr - ktoś nieźle odleciał) i nawet za tak króciutki odcinek jak z DK3 do wodospadu Szklarki trzeba bulić jak za cały dzień. Tzn. kto musi, to musi:

A reszta w domu się dusi, hahaha ;p

A tak poza tym, to oprócz mnie była na szlaku tylko jedna osoba (3x więcej handlarzy badziewiem niż turystów :) ), i to Czeszka, bo wszyscy Polacy stoją teraz w kolejkach w Biedrach, hahaha. Co kto woli... :)

Pamiętam z wycieczek w dzieciństwie, co tam się odwalało - samochód na samochodzie, a na szlaku tłok, jak pod kasą Biedy w przedświątecznym amoku. :)
No i ten wodospad w 1994 wyglądał na 2 razy wyższy. ;))

Ponadto w programie/pogromie:
Już od Piechowic zaczął się deszcz - jak zwykle, w kotlinie pogoda w miarę, a w górach ciemne chmury i deszcz/śnieg...
W dodatku cała trasa do wodospadu (równo 20 km) cały czas pod wiatr, więc było niewąsko, ale się nie poddałem. ;p
Poddał się natomiast Seba z firmy kurierskiej, który chciał przyoszczędzić ze 50 metrów (!) drogi i do Szklarskiej Poręby Dolnej chciał pojechać tym pierwszym wjazdem, co jest zamknięty i nieodśnieżany. Dużym furgonem pod oblodzoną ściankę 15% jak nie lepiej :) No istny Janusz to był, bo co mu się koła dokopały do asfaltu, to wjeżdżały na nowy lód i wóz znów się staczał każdorazowo waląc w ten głaz co jest widoczny za nim. xD

Koleś umiał wyłącznie pałować gazem i machać kierą o_O dopiero go oświeciłem, że trzeba spod kół usunąć to co śliskie :O a i tak większość roboty za niego odwaliłem, bo nie o(d)garniał :D
Przemoczywszy sobie buty i rękawiczki ruszyłem dalej :)

To jest wjazd do Szkl. Poręby Dolnej - wjazd od dołu. Na dzień dobry ściany lodu <3 i ścianka na kilkanaście procent przez kilkaset metrów. :)

Jedyna taka krajówka (DK3) - TIRy cisną się wśród skał, wąwozów, kaskad i potoków. A latem tysiące turystów...

Ciężko byłoby ją poszerzyć. ;)) 

A tu widok na koniec Piechowic. Górna część widocznego wzgórza to dolna część Szkl. Por. Dolnej. O_O


Na PKP w P(i)echowicach coś zaczęło mi z lekka miotać Huraganem... a to był żywy lód ;]


Na chwilę wyjrzało słońce... jak dla kogo - mieszkający na północnych zboczach zimą nie widzą go WCALE:


W tymże miasteczku stoi fabryka tak blisko gór, jak tylko się dało :/


Oraz mieszka taki jeden, co całą zimę "jeździ" na trenażerze, obojętnie odwilż-nieodwilż, I WPISUJE TAKIE DYSTANSE NA BS O_O
bez komentarza...

Dalej był Sobieszów, gdzie takiego jednego "kolaża" uczono gramatyki i ortografii ;))

Po prawej szkoła specjalna społeczna ;) a po lewej niby wrak spróchniałego drzewa, ale wciąż żywy O_O (ta gałązka z prawej strony).

Później pojechałem jeszcze zaliczyć Karkonoską - i poniekąd ją zaliczyłem ;))

Znaczy się w Przesiece byłem. Takie tam podjazdy:


Na dole kaskady, na szczycie wzgórza domek O_O


Dalej (wyżej) nie jechałem, bo się strułem z lekka - prawdopodobnie "oscypkiem" spod Szklarki. ;p
Poza tym zaczął wzmagać się "halny" w twarz, co podwajało wysiłek włożony w podjazdy, a na zdjęciach i tak nie byłoby tego widać, więc po co? :)

Ale najgorsze było dopiero przede mną - zjazd do Kotliny po drodze, którą płynęły potoki solanki z piaskiem - biedny rower...
Oczywiście bez błotników, więc szybko zacząłem wyglądać tak:

MTB - Mokro Trochę Było. ;) I tak zjeżdżałem 30-40 km/h (lekko na hamulcach). Rześko było. ;]
Na zdjęciu jestem w mokrych onucach ;)) bo wyjazd był w góry, ale po powrocie do Kotliny się przebrałem na miasto i jeździłem w piętówkach, tak jak wczoraj. :)

Nawiedziłem jeszcze tylko nowy zakątek Cieplic, gdzie z dala od miasta i z pełną panoramą Karkonoszy buduje się m.in. taki przybytek:

Dziś to jeszcze HDi Kamieni Kupa (sic!) a już za rok będzie tam mieszkać Maja Włoszczowska (na bilbordzie pierwsza z prawej) - sama się pochwaliła i nieskromnie reklamuje ten przybytek, że można mieć fajne sąsiedztwo. :)
PS. oprócz zwykłych bajerów ma tam być wewnętrzny warsztat rowerowy. :>



Do dystansu dopisałem użytkowe 3 km dzisiaj i 4,5 wczoraj.