thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Karpacz w nocy i wschód słońca pod Śnieżką /Hrgn/

Piątek, 26 lipca 2019
kilosy:64.72gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Pierwszy raz widziałem własne "mięso"...


Zanokcica, bez tragedii. Przez tydzień kombinowałem z metodami domowymi i ludowymi, niestety bezskutecznie. :/
Ropy miałem już więcej niż Kuwejt, więc nie zwlekając już więcej, pojechałem do chirurga prywatnego (!), który zrobił mi niemałą skrobankę, tudzież zrobił błąd w dokumentacji "nie rozpoznany". ;pp
I jeszcze wrobił mnie w zakup specjalnych tabletek przeciwbólowych, a nie boli nic. Aż się tym niepokoję. ;)
Całą trasę do domu prowadziłem rower, jak cepry pod Karkonoską ;) czyli z ledwością. ;p


Wycieczka do Karpacza była dość wybitna.
Już w Kotlinie masę wrażeń dostarczyły mi Karkonosze lekko podświetlone wschodzącym księżycem. 
Później Miłków i przejazd koło pola kempingowego, na którym równo 20 lat temu w podobną noc zasypiałem w Skodzie Favorit (bo nie chciałem z rodzicami w jednym, małym namiocie). ;p Jak ja wtedy marzyłem, by mieć w takim miejscu rower... :)
I cyk! Karpacz, o 02:20 w nocy - był już pięknie pusty, mimo środku sezonu turystycznego, więc można było nieźle dokazywać po mieście, oczywiście głównie na podjazdach, ale i zjazdów parę wpadło. ;)
Obleciałem Skalne Osiedle, Wilczą Porębę, K. dolny, średni i oczywiście Górny. I to nie główną, miejską serpentyną, a tymi małymi uliczkami (ul. Liniowa, Pusta, Kamienna), które ścinają serpentynę na przełaj, zapewniając nachylenia po 20% i więcej.
Tak, tak: jestem uzależniony od stromych podjazdów. :)

Zaliczyłem też (nareszcie!) słynną anomalię grawitacyjną, ale ja tam żadnego nachylenia nie widziałem. W ogóle nie widzę żadnych nachyleń poniżej 5%. :) Tak czy owak, rower odjeżdżał sam, niechby i na poziomej drodze... :>

Wschód słońca trafił się nieźle, bo w rejonie Świątyni Wang:

Którą odwiedziłem grubo przed otwarciem kas, czyli za darmoszkę. ^-^

Pod Wangiem kolejny podjazd 20% i to po kostce, ale to jeszcze weszło lekko.
Schody zaczęły się powyżej Wangu - nachylenie podobne, ale po byczej kostce (kamolach) - to już mnie zniszczyło. ;p
Dojechałem tylko do pierwszego wypłaszczenia (Rówienka, 960 m) i - niespodziewanie dla samego siebie - zjechałem w bok, czarnym szlakiem, do Borowic. Tak, tak, większość zjechałem, sprowadzałem może z kilometr. Po prostu miałem już dość. ;p

Komentarze
Już się bałem że wypadek, a to "tylko" jakieś zakażenie. Oby się teraz szybciej goiło.
barklu
- 18:34 wtorek, 30 lipca 2019 | linkuj
No i cóżeś najlepszego wyinnowacyjował?
Hipek
- 07:48 poniedziałek, 29 lipca 2019 | linkuj
Fakt! Widok przyprawia o ciarki.Brrrr!
nahtah
- 19:15 niedziela, 28 lipca 2019 | linkuj
Ałaaaa
Lapec
- 06:31 niedziela, 28 lipca 2019 | linkuj
O cholera :/ Szybkiej rekonwalescencji życzę...

Aż się boję zapytać, co się stało.
Trollking
- 21:40 sobota, 27 lipca 2019 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!