Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Gryżyce (przysiółek i kąpielisko)
Sobota, 9 sierpnia 2014
Kategoria Biednie, brudno i odludno, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 21.50 | gruntow(n)e: | 4.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Lokalna żwirownia, latem tłoczne kąpielisko interesowało mnie niewiele. Co innego zimą. ;)
Stwierdziłem tylko obecność kilkuset osób i prawie tyle samo samochodów, a rowerów... 4 sztuki.
Z czego dwie sztuki jechały z właścicielkami w bikini. :p Cóż, nawet lato ma swoje plusy. ;)
Tymczasem 2 km dalej znajduje się zapyziały przysiółek od którego żwirownia wzięła swą nazwę, jednak mało kto o nim słyszał, bo nijak nie jest on nikomu po drodze.
6 domów, z czego 2 postpegieerowskie bloczki zamieszkane metodą "na krzywy ryj" przez kilka patologicznych rodzin, a wokół kiła i mogiła, śmieci, krzaki, brak wodociągów i kanalizacji, najbliższy asfalt ok. 5km stąd, brud, smród (dosłownie i w przenośni) i ubóstwo.
Aż strach się zatrzymać na zrobienie zdjęcia. ;]
Oczywiście nie ma sklepu ani kościoła ;) ani jakiejkolwiek komunikacji publicznej.
Dwa kolejne domy są normalne, choć infrastrukturę mają oczywiście taką samą.
A kolejne dwa są po drugiej stronie Bobru i tworzą osobną "dzielnicę", ma nawet oficjalną nazwę (Grajówka). Niby 200m odległości, ale pomiędzy nimi jest tylko elektrownia z kładką na zaporze. A odległość drogowa to ponad 10 km. Dodatkowo, oba te domy nawet się "nie widzą". Ciekawe miejsca do życia. ;)

To jest przykład tych "normalnych" domów :) © mors
Opodal:

Motyw ;p © mors
a za ścianą:

Nowy "odwiert" kopalni żwiru © mors
i z powrotem:

W tle jest zamieszkany dom © mors

Nie zrobili im obiecywanej od lat drogi, ale chociaż dostali w końcu tabliczkę miejscowości. ;) (ta przystrzyżona trawa należy do elektrowni) © mors
A tymczasem kilometr dalej klasa wyzyskująca ;)

Rezydencja opodal nędzarzy © mors
I jeszcze takie tam, z innej parafii, ale pasujące do poprzednich:

Zamojskie wizytuje zielonogórskie ;) © mors

"ROLNICZA" (?) © mors
Było prawie 30*C w cieniu ale jakoś przeżyłem. Pewnie dlatego, że w obie strony było z wiatrem, co się rzadko zdarza w skali dnia, a tu w półtorej godziny... :O
Stwierdziłem tylko obecność kilkuset osób i prawie tyle samo samochodów, a rowerów... 4 sztuki.
Z czego dwie sztuki jechały z właścicielkami w bikini. :p Cóż, nawet lato ma swoje plusy. ;)
Tymczasem 2 km dalej znajduje się zapyziały przysiółek od którego żwirownia wzięła swą nazwę, jednak mało kto o nim słyszał, bo nijak nie jest on nikomu po drodze.
6 domów, z czego 2 postpegieerowskie bloczki zamieszkane metodą "na krzywy ryj" przez kilka patologicznych rodzin, a wokół kiła i mogiła, śmieci, krzaki, brak wodociągów i kanalizacji, najbliższy asfalt ok. 5km stąd, brud, smród (dosłownie i w przenośni) i ubóstwo.
Aż strach się zatrzymać na zrobienie zdjęcia. ;]
Oczywiście nie ma sklepu ani kościoła ;) ani jakiejkolwiek komunikacji publicznej.
Dwa kolejne domy są normalne, choć infrastrukturę mają oczywiście taką samą.
A kolejne dwa są po drugiej stronie Bobru i tworzą osobną "dzielnicę", ma nawet oficjalną nazwę (Grajówka). Niby 200m odległości, ale pomiędzy nimi jest tylko elektrownia z kładką na zaporze. A odległość drogowa to ponad 10 km. Dodatkowo, oba te domy nawet się "nie widzą". Ciekawe miejsca do życia. ;)

To jest przykład tych "normalnych" domów :) © mors
Opodal:

Motyw ;p © mors
a za ścianą:

Nowy "odwiert" kopalni żwiru © mors
i z powrotem:

W tle jest zamieszkany dom © mors

Nie zrobili im obiecywanej od lat drogi, ale chociaż dostali w końcu tabliczkę miejscowości. ;) (ta przystrzyżona trawa należy do elektrowni) © mors
A tymczasem kilometr dalej klasa wyzyskująca ;)

Rezydencja opodal nędzarzy © mors
I jeszcze takie tam, z innej parafii, ale pasujące do poprzednich:

Zamojskie wizytuje zielonogórskie ;) © mors

"ROLNICZA" (?) © mors
Było prawie 30*C w cieniu ale jakoś przeżyłem. Pewnie dlatego, że w obie strony było z wiatrem, co się rzadko zdarza w skali dnia, a tu w półtorej godziny... :O
drobnica 1-8.VIII.2014
Piątek, 8 sierpnia 2014
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 68.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Ora et labora ;)
Przydomek miły dla oka ;)

Skrobałbym ;) © mors
I jeszcze taki motyw (nie mogłem się zdecydować, która wersja lepsza):

Lans pod oborą cz-b © mors

Lans pod oborą; ) © mors
Ostatnie zdjęcie wygląda jak papierowe z lat 90-tych. Też fajnie. ;)
Przydomek miły dla oka ;)

Skrobałbym ;) © mors
I jeszcze taki motyw (nie mogłem się zdecydować, która wersja lepsza):

Lans pod oborą cz-b © mors

Lans pod oborą; ) © mors
Ostatnie zdjęcie wygląda jak papierowe z lat 90-tych. Też fajnie. ;)
Nad Kwisę /Hrgn/
Niedziela, 3 sierpnia 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 25.13 | gruntow(n)e: | 0.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
Od 31 do 33 Celsjuszów, myślałem, że ktoś kogoś ukatrupi. ;p

Katarakty na Kwisie © mors
Tamże (zarośnięta) plaża i ok. 15 samochodów plażowiczów...i ani jednego roweru! :/

Katarakty na Kwisie © mors
Tamże (zarośnięta) plaża i ok. 15 samochodów plażowiczów...i ani jednego roweru! :/
Test Huragana z nową osią
Czwartek, 31 lipca 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 21.63 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pojeździł i do domu. ;)
A później znów pojeździł i znów do domu. ;)
Rowerek jakoś tam leci, na swój sposób... ;)
Poprzednią ośkę zalała ulewa a później jeżdżąc na takowej na wpoły ją zatarło, a z resztą od początku była trochę niedorobiona.
5,4kkm przelatała... a ośka w starym Krossie po 39,3kkm jeździ jak prawie-nówka...
A później znów pojeździł i znów do domu. ;)
Rowerek jakoś tam leci, na swój sposób... ;)
Poprzednią ośkę zalała ulewa a później jeżdżąc na takowej na wpoły ją zatarło, a z resztą od początku była trochę niedorobiona.
5,4kkm przelatała... a ośka w starym Krossie po 39,3kkm jeździ jak prawie-nówka...
Buczek - ostatni przysiółek i Pstrąże - opuszczona baza
Środa, 30 lipca 2014
Kategoria Biednie, brudno i odludno, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 68.00 | gruntow(n)e: | 3.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Zabawne, ale 30. dnia miesiąca popełniłem pierwszą, normalną wycieczkę w lipcu (zwykły dystans i zwykły rower).
Chyba przesadnie poważnie podszedłem do tej odwróconej paraboli. ;)
Tym razem wykiwałem upał wstając o 5 a wyjeżdżając o 6 nad ranem. Miało być dalej i z pociągami, ale zgubiłem legitkę. ;p
Pierwszą połowę jechało się ciężko, bo spałem 3 godziny i się odzwyczaiłem od zwykłych rowerów (sic!).
Drugą połowę jechało się ciężko, bo było gorąco, duszno i pod wiatr. ;]
Ale i tak było fajnie. ;)
Buczek - przysiółek na końcu świata, daleko od szosy, bez asfaltowego dojazdu, na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego, zaiste "ziemia niczyja" i to jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie poligonu. Fantastyczne miejsce do życia... ;)
Jest to ostatnia (z 95) miejscowość w moim powiecie, jakiej jeszcze nie nawiedziłem - tam nigdy nie jest po drodze...
Realia okazały się nawet gorsze, niż przypuszczałem, normalnie wygwizdowie roku:

Buczek - malutki przysiółek na piaskach, ale jakiś folwark chyba miał © mors

Buczek - ścisłe centrum. Za rowerem jest główne skrzyżowanie z kałużą na całą szerokość drogi © mors

Pozioma jabłoń (z podpórką) © mors

Buczek - typowa zagroda © mors
/nieogrodzona zagroda to też zagroda? ;) /

Pożegnanie z Buczkiem... a w tle "widoczny" szczelnie zarośnięty dom © mors
Ruder zamieszkanych: 3, ruin opuszczonych: ok. 3, odpicowanych domków (letniskowych?): 3 (dane z pamięci).
Grubo było.
Ciągnąc trupistyczne klimaty (Leszno Górne, najbliższa normalna wieś):

Piękny egzemplarz ;) © mors
No i Pstrąże - słynna opuszczona poradziecka baza wraz ze sporym osiedlem. Poza tym, jest to najbliższy sąsiad tej przytulnej miejscowości xo powyżej...
Zaprawdę polecam wygooglowanie tematu i to każdemu, nie tylko entuzjastom opuszczoności. Spektakularne niszczejstwo...
Tylko jedno foto, bo straszyły mnie chmury tudzież lokalni "specjaliści" prowadzący tamże ostatnie "prace wykończeniowe". Sensu bardzo stricte.

Pstrąże - opuszczone osiedle (i baza wojskowa) © mors

Dojazd do Pstrąża - zlikwidowany most drogowy © mors
A na koniec, na równej, prostej drodze (remontują/przebudowują DW 297 na wielu odcinkach od granicy z dolnośląskiem aż prawie po Szprotawę) zagapiłem się i wpadłem do rowu. :D Mam nawet dowód:

Nagła zmiana trasy. ;) Tak mnie to zdziwiło, że aż musiałem uwiecznić ślady © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
Chyba przesadnie poważnie podszedłem do tej odwróconej paraboli. ;)
Tym razem wykiwałem upał wstając o 5 a wyjeżdżając o 6 nad ranem. Miało być dalej i z pociągami, ale zgubiłem legitkę. ;p
Pierwszą połowę jechało się ciężko, bo spałem 3 godziny i się odzwyczaiłem od zwykłych rowerów (sic!).
Drugą połowę jechało się ciężko, bo było gorąco, duszno i pod wiatr. ;]
Ale i tak było fajnie. ;)
Buczek - przysiółek na końcu świata, daleko od szosy, bez asfaltowego dojazdu, na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego, zaiste "ziemia niczyja" i to jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie poligonu. Fantastyczne miejsce do życia... ;)
Jest to ostatnia (z 95) miejscowość w moim powiecie, jakiej jeszcze nie nawiedziłem - tam nigdy nie jest po drodze...
Realia okazały się nawet gorsze, niż przypuszczałem, normalnie wygwizdowie roku:

Buczek - malutki przysiółek na piaskach, ale jakiś folwark chyba miał © mors

Buczek - ścisłe centrum. Za rowerem jest główne skrzyżowanie z kałużą na całą szerokość drogi © mors

Pozioma jabłoń (z podpórką) © mors

Buczek - typowa zagroda © mors
/nieogrodzona zagroda to też zagroda? ;) /

Pożegnanie z Buczkiem... a w tle "widoczny" szczelnie zarośnięty dom © mors
Ruder zamieszkanych: 3, ruin opuszczonych: ok. 3, odpicowanych domków (letniskowych?): 3 (dane z pamięci).
Grubo było.
Ciągnąc trupistyczne klimaty (Leszno Górne, najbliższa normalna wieś):

Piękny egzemplarz ;) © mors
No i Pstrąże - słynna opuszczona poradziecka baza wraz ze sporym osiedlem. Poza tym, jest to najbliższy sąsiad tej przytulnej miejscowości xo powyżej...
Zaprawdę polecam wygooglowanie tematu i to każdemu, nie tylko entuzjastom opuszczoności. Spektakularne niszczejstwo...
Tylko jedno foto, bo straszyły mnie chmury tudzież lokalni "specjaliści" prowadzący tamże ostatnie "prace wykończeniowe". Sensu bardzo stricte.

Pstrąże - opuszczone osiedle (i baza wojskowa) © mors

Dojazd do Pstrąża - zlikwidowany most drogowy © mors
A na koniec, na równej, prostej drodze (remontują/przebudowują DW 297 na wielu odcinkach od granicy z dolnośląskiem aż prawie po Szprotawę) zagapiłem się i wpadłem do rowu. :D Mam nawet dowód:

Nagła zmiana trasy. ;) Tak mnie to zdziwiło, że aż musiałem uwiecznić ślady © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
Tatrzańskie Kuźnice i podgubałowskie okolice - na jednym kole (Tatry i mono, sezon IV, odc. 8 z 8)
Wtorek, 22 lipca 2014
Kategoria Mono, Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 11.00 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Dzień, którego miało nie być, tzn. bynajmniej nie w Tatrach, ale tak wyszło.
Za to nie wyszło tego dnia słońce - padało bez końca, z przerwą na oberwanie chmury. ;]
Tym razem spałem, za przeproszeniem, w centrum Zakopca, w suterenie, w okolicy bardziej płaskiej niż moje własne, bez żadnych widoków, ale za to frajersko drogo. Tak wyszło. ;p
Na dobry początek rejon Krokwi i COŚ (Centralny Ośrodek Sportu):

Podjeżdżałbym © mors
Stylowy busik nie pasujący bardzo...

... oraz stylowy inaczej busik pasujący bardzo:

W rejonie COŚu mnogo trenujących sportsmenów. I sportsmenek. ;p Trochę pościgałem się tamże z biegaczkami przełajowemi. ;p Oczywiście ja na mono. ;p
Wżynające się w skraj Tatr boisko COŚu gwarantuje mecze na najwyższym poziomie. Przynajmniej tym nad poziomem morza.

.
Jeszcze bardziej mnie nurtuje pomysł niektórych ludzi, by mieszkać w cieniu Tatr, w ciemnym lesie, na północnym stoku, i to jeszcze bynajmniej nie w ciszy, a w hałaśliwej okolicy Krokwi i COŚu:



Też chodziłem z taką miną - ta koza mnie tylko naśladowała. ;D
Na wylocie z Zakopca właściwego do Kuźnic trafiam na ciekawego zawodnika. Albo idiotę - trudno ustalić.
Stał sobie w tymże lodowatem potoku tak długo, że nie miałem cierpliwości by go przeczekać. :O

I oto w strugach deszczu dojeżdżam do Kuźnic. Warto pogooglować, kto jeszcze nie zna.
W skrócie pisząc, to dawna górniczo-hutnicza osada (choć formalnie to niestety dzielnica Zakopca), w której wciąż mieszkają mieszkańcy (potomkowie pierwotnych mieszkańców ?) - praktycznie jedyne cywilne osiedle w głębi Tatr i Tatrzańskiego Parku Nar., do tego na godziwej wysokości ~1012 m. Ciekawe miejsce do życia - trudne, surowe warunki topograficzno-pogodowe i zarazem... plaga turystów, bo to dolna stacja wyciągu na Kasprowy, plus liczne sklepiki, busiki, a czasem nawet piechurzy...


Tamże:

Najprawdopodobniej najwyżej położony park (sztuczny) w PL - Kuźnice, ok. 1000 m © mors

Zwracają uwagę drzewa - niektóre nawet liściaste, ale z powyłamywanymi konarami - wymęczone niezliczonymi halnymi. Aż mi żal ich udręk. ;)
Nie wbijałem się w prawdziwe góry głównie z racji fatalnej pogody, co nie mniej szczypty adrenaliny nie zabrakło:

Trasa jak najbardziej przejechana na jednym kole. Po kilku godzinach na deszczu i tak byłem cały mokry, więc nie miałem nic do stracenia ;) © mors
Powrót busem ;p albowiem tak zaczęło lać, że nie widziałem nawet przedniego koła. ;)
A z centrum Zakopca - jazda w drugą stronę, ponawiedzać kolejne "zapomniane" zaułki na zboczach Gubałówki - albowiem w taką pogodę lepiej się oddalić o Tatr właściwych (Państwo Rodzice w owym czasie schodzili z Kasprowego - 5 godzin....).

Szklane Domy, jak w lekturze szkolnej ;)

i stopniowo w dzicz (Przysiółki Kotelnica i Ciągłówka)...


Nigdy nie kumam, jak takie skądinąd piękne podjazdy ogarnia się po lodzie albo w metrowych zaspach...
.
Widoki okolic. Końcówki osad często nie mają nawet utwardzonej nawierzchni, no i gdy parę tygodni później w jednym z poniższych domów wybuchł pożar, to wozy straży pożarnej nie zdołały tamże dojechać po stromym błocie, pomimo oczywiście terenowych podwozi i napędów samochodów - a to było tylko lato. Czyż to nie piękne?



Pod jednym z takich domostw zagaduje mnie góral, z tych autentycznych:
- o, to tera jest taka moda na takie rowery?
- jak to moda? - pyta zaniepokojony Mors.
- a bo już trzeciego takiego dzisiaj widzę!
- hm, niech zgadnę: pierwszy był w centrum a drugi w Kuźnicach?
- anoo... uh, heh (i inne takie dźwięki).
/To ilustracja uniwersalna - każden ma tendencję do robienia zasad z pojedynczego przypadku, i jak widać - zazwyczaj pochopnie, nawet jeśli byłby on pozornie potrójny/
Powrót oczywiście w deszczu, a jakże...
Za to nie wyszło tego dnia słońce - padało bez końca, z przerwą na oberwanie chmury. ;]
Tym razem spałem, za przeproszeniem, w centrum Zakopca, w suterenie, w okolicy bardziej płaskiej niż moje własne, bez żadnych widoków, ale za to frajersko drogo. Tak wyszło. ;p
Na dobry początek rejon Krokwi i COŚ (Centralny Ośrodek Sportu):

Podjeżdżałbym © mors
Stylowy busik nie pasujący bardzo...

... oraz stylowy inaczej busik pasujący bardzo:

W rejonie COŚu mnogo trenujących sportsmenów. I sportsmenek. ;p Trochę pościgałem się tamże z biegaczkami przełajowemi. ;p Oczywiście ja na mono. ;p
Wżynające się w skraj Tatr boisko COŚu gwarantuje mecze na najwyższym poziomie. Przynajmniej tym nad poziomem morza.

.
Jeszcze bardziej mnie nurtuje pomysł niektórych ludzi, by mieszkać w cieniu Tatr, w ciemnym lesie, na północnym stoku, i to jeszcze bynajmniej nie w ciszy, a w hałaśliwej okolicy Krokwi i COŚu:



Też chodziłem z taką miną - ta koza mnie tylko naśladowała. ;D
Na wylocie z Zakopca właściwego do Kuźnic trafiam na ciekawego zawodnika. Albo idiotę - trudno ustalić.
Stał sobie w tymże lodowatem potoku tak długo, że nie miałem cierpliwości by go przeczekać. :O

I oto w strugach deszczu dojeżdżam do Kuźnic. Warto pogooglować, kto jeszcze nie zna.
W skrócie pisząc, to dawna górniczo-hutnicza osada (choć formalnie to niestety dzielnica Zakopca), w której wciąż mieszkają mieszkańcy (potomkowie pierwotnych mieszkańców ?) - praktycznie jedyne cywilne osiedle w głębi Tatr i Tatrzańskiego Parku Nar., do tego na godziwej wysokości ~1012 m. Ciekawe miejsce do życia - trudne, surowe warunki topograficzno-pogodowe i zarazem... plaga turystów, bo to dolna stacja wyciągu na Kasprowy, plus liczne sklepiki, busiki, a czasem nawet piechurzy...


Tamże:

Najprawdopodobniej najwyżej położony park (sztuczny) w PL - Kuźnice, ok. 1000 m © mors

Zwracają uwagę drzewa - niektóre nawet liściaste, ale z powyłamywanymi konarami - wymęczone niezliczonymi halnymi. Aż mi żal ich udręk. ;)
Nie wbijałem się w prawdziwe góry głównie z racji fatalnej pogody, co nie mniej szczypty adrenaliny nie zabrakło:

Trasa jak najbardziej przejechana na jednym kole. Po kilku godzinach na deszczu i tak byłem cały mokry, więc nie miałem nic do stracenia ;) © mors
Powrót busem ;p albowiem tak zaczęło lać, że nie widziałem nawet przedniego koła. ;)
A z centrum Zakopca - jazda w drugą stronę, ponawiedzać kolejne "zapomniane" zaułki na zboczach Gubałówki - albowiem w taką pogodę lepiej się oddalić o Tatr właściwych (Państwo Rodzice w owym czasie schodzili z Kasprowego - 5 godzin....).

Szklane Domy, jak w lekturze szkolnej ;)

i stopniowo w dzicz (Przysiółki Kotelnica i Ciągłówka)...


Nigdy nie kumam, jak takie skądinąd piękne podjazdy ogarnia się po lodzie albo w metrowych zaspach...
.
Widoki okolic. Końcówki osad często nie mają nawet utwardzonej nawierzchni, no i gdy parę tygodni później w jednym z poniższych domów wybuchł pożar, to wozy straży pożarnej nie zdołały tamże dojechać po stromym błocie, pomimo oczywiście terenowych podwozi i napędów samochodów - a to było tylko lato. Czyż to nie piękne?



Pod jednym z takich domostw zagaduje mnie góral, z tych autentycznych:
- o, to tera jest taka moda na takie rowery?
- jak to moda? - pyta zaniepokojony Mors.
- a bo już trzeciego takiego dzisiaj widzę!
- hm, niech zgadnę: pierwszy był w centrum a drugi w Kuźnicach?
- anoo... uh, heh (i inne takie dźwięki).
/To ilustracja uniwersalna - każden ma tendencję do robienia zasad z pojedynczego przypadku, i jak widać - zazwyczaj pochopnie, nawet jeśli byłby on pozornie potrójny/
Powrót oczywiście w deszczu, a jakże...
KORONA NAJWYŻSZYCH POLSKICH PODJAZDÓW NA MONOCYKLU - zdobyta! Butorowy Wierch (1160) plus Gubałówka i okolice (Tatry i mono, cz. IV.7)
Poniedziałek, 21 lipca 2014
Kategoria Mono, Nielicho, Odkrywczo, Tatry i mono
kilosy: | 17.00 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Ponoć trzy drogi wiodąc na 1155m zajmują III miejsce co do wysokości w Polsce.
Jedną z nich jest droga do wyciągu pod samym szczytem Butorowego Wierchu.
Ostatnie 5m (w pionie) nie wiedzie już żadna droga, jest tylko ścieżka a później dzika trawa, co oczywiście nie ułatwia podjeżdżania na jednym kole. Tym nie mniej zaszczytowałem...

Butorowy zdobyty ;p © mors

Jedziemy dalej © mors

Monocykl na szczycie Butorowego Wierchu (1160 m npm) © mors
Wyżej już się nie da...
A po przeciwnej stronie szczytu - cisza, spokój, żadnych ludzi, a przez szczelinę lasu majaczy "zaginiona cywilizacja" - najwyższej położone prywatne domy w Polsce, o których już pisałem:

OBŁĘDNIE! Strefa wolna od turystów i od upałów. :) Już prawie zbierałem patyki na swój szałas. ;)
Tak więc jest komplecik: miejsce III (Butorowy - 1160), miejsce II (Przeł. Karkonoska/Schronisko Odrodzenie - 1198/1236) oraz miejsce I (droga na Morskie Oko - 1410) wszystkie swego czasu "odfajkowałem", oczywiście na tym samym mono. :))
Dalsza trasa również obfitowała w przeliczne wspaniałości, starczyłoby na 5 wpisów, toteż tylko w telegraficznym skrócie...
Niszczejący, opuszczony, słynny kompleks wypoczynkowy Salamandra, na zboczu Gubałówki, gdzie działki są niezwykle cenne zaś widoki - bezcenne:




Można włazić bez przeszkód. nawet załapałem się na jedną z ostatnich ulotek tegoż przybytku...
Tymczasem na zapomnianych, północnych zboczach Gubałówki...
Wszystkie domy tamże mnie rozbrajały - mieszkać tak wysoko (powyżej 1000m), na odludziu i to jeszcze na zacienionym zboczu, bez dobrego widoku na Tatry, a czasami zupełnie bez...

Masochista jakiś ;)
.


.
Najprawdopodobniej najwyżej położony zakład produkcyjny w PL (Nowe Bystre, ok. 1050 m). Widok mono spowodował (nie)małe, pozytywne zamieszanie wśród ludzi pracy. ;)

A tu przypadła mi do gustu nazwa. 2 lata wybierałem się tamże...

.
Wracamy do mainstreamu...

Co ja pacze?

Zszokował mnie orzech WŁOSKI na 1120 m npm. A w Izerach na tej wysokości ledwo rosną karłowate świerki...
Lepiej by było, jakbym przejął się tymi chmurami... a jeszcze 2 godz. wcześniej dostałem udaru słonecznego na podjeździe (masakrując bicyklistę ;p ). Ale "pognałem" dalej...
Zakątki słonecznej strony Gubałówki:



tamże (ciekawe, ile on narobił w życiu podjazdów...):

Następnie "pognałem" głównym grzbietem dalej i dalej... przez Furmanową, Wierch Grapa (koniec asfaltu tamże) i dalej, w terenie... sam nie wiedząc, gdzie i jak to się skończy. :)
Aż w końcu trafiłem na pokusę, by (próbować) zjechać w dół...




"taki tyci podjazd"... x3 :)))

W porywach chyba do 45 stopni kątowych = 100% (tg). :) Oczywiście nie zjechałem - problemem było nawet to zejść...

.
Samotne chatki na bezludnym zboczu... *-*


Koniec trasy na podwórku, mniam. ;)
.
Tymczasem coraz bliżej cywilizacji, są płyty i nachylenia już łagodnieją ;)))

Pierwsi ludzie na dole (mechanicy w warsztacie) nie dawali mi wiary, że to można zjechać na jednym kole. ;]
.
Na dole "w końcu" uczciwie lunęło... Jeszcze tylko słit focie...

cojapacze?!

... i reszta dnia spędzona na koczowaniu po przystankach, sklepach, barach w stanie pełnego przemoczenia i niezgorszego wyziębienia. :)
Dziękuję za uwagę. ;)
Jedną z nich jest droga do wyciągu pod samym szczytem Butorowego Wierchu.
Ostatnie 5m (w pionie) nie wiedzie już żadna droga, jest tylko ścieżka a później dzika trawa, co oczywiście nie ułatwia podjeżdżania na jednym kole. Tym nie mniej zaszczytowałem...

Butorowy zdobyty ;p © mors

Jedziemy dalej © mors

Monocykl na szczycie Butorowego Wierchu (1160 m npm) © mors
Wyżej już się nie da...
A po przeciwnej stronie szczytu - cisza, spokój, żadnych ludzi, a przez szczelinę lasu majaczy "zaginiona cywilizacja" - najwyższej położone prywatne domy w Polsce, o których już pisałem:

OBŁĘDNIE! Strefa wolna od turystów i od upałów. :) Już prawie zbierałem patyki na swój szałas. ;)
Tak więc jest komplecik: miejsce III (Butorowy - 1160), miejsce II (Przeł. Karkonoska/Schronisko Odrodzenie - 1198/1236) oraz miejsce I (droga na Morskie Oko - 1410) wszystkie swego czasu "odfajkowałem", oczywiście na tym samym mono. :))
Dalsza trasa również obfitowała w przeliczne wspaniałości, starczyłoby na 5 wpisów, toteż tylko w telegraficznym skrócie...
Niszczejący, opuszczony, słynny kompleks wypoczynkowy Salamandra, na zboczu Gubałówki, gdzie działki są niezwykle cenne zaś widoki - bezcenne:




Można włazić bez przeszkód. nawet załapałem się na jedną z ostatnich ulotek tegoż przybytku...
Tymczasem na zapomnianych, północnych zboczach Gubałówki...
Wszystkie domy tamże mnie rozbrajały - mieszkać tak wysoko (powyżej 1000m), na odludziu i to jeszcze na zacienionym zboczu, bez dobrego widoku na Tatry, a czasami zupełnie bez...

Masochista jakiś ;)
.


.
Najprawdopodobniej najwyżej położony zakład produkcyjny w PL (Nowe Bystre, ok. 1050 m). Widok mono spowodował (nie)małe, pozytywne zamieszanie wśród ludzi pracy. ;)

A tu przypadła mi do gustu nazwa. 2 lata wybierałem się tamże...

.
Wracamy do mainstreamu...

Co ja pacze?

Zszokował mnie orzech WŁOSKI na 1120 m npm. A w Izerach na tej wysokości ledwo rosną karłowate świerki...
Lepiej by było, jakbym przejął się tymi chmurami... a jeszcze 2 godz. wcześniej dostałem udaru słonecznego na podjeździe (masakrując bicyklistę ;p ). Ale "pognałem" dalej...
Zakątki słonecznej strony Gubałówki:



tamże (ciekawe, ile on narobił w życiu podjazdów...):

Następnie "pognałem" głównym grzbietem dalej i dalej... przez Furmanową, Wierch Grapa (koniec asfaltu tamże) i dalej, w terenie... sam nie wiedząc, gdzie i jak to się skończy. :)
Aż w końcu trafiłem na pokusę, by (próbować) zjechać w dół...




"taki tyci podjazd"... x3 :)))

W porywach chyba do 45 stopni kątowych = 100% (tg). :) Oczywiście nie zjechałem - problemem było nawet to zejść...

.
Samotne chatki na bezludnym zboczu... *-*


Koniec trasy na podwórku, mniam. ;)
.
Tymczasem coraz bliżej cywilizacji, są płyty i nachylenia już łagodnieją ;)))

Pierwsi ludzie na dole (mechanicy w warsztacie) nie dawali mi wiary, że to można zjechać na jednym kole. ;]
.
Na dole "w końcu" uczciwie lunęło... Jeszcze tylko słit focie...

cojapacze?!

... i reszta dnia spędzona na koczowaniu po przystankach, sklepach, barach w stanie pełnego przemoczenia i niezgorszego wyziębienia. :)
Dziękuję za uwagę. ;)
Najtrudniejsze podjazdy z rewelacyjną debiutantką, ze wsparciem elektrycznym i bez. I wesele. :) (Tatry, sezon 4, odc. 5)
Sobota, 19 lipca 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 20.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem wszystko inaczej niż zawsze: na dwukołowcu i to elektrycznym. Zasadniczo to obciach, ale raz w życiu można spróbować (i wybulić...). Od razu wyjaśniam, że wpisałem tylko (orientacyjny) przebieg na wyłączonej (na zjazdach, z dokręcaniem) oraz na rozładowanej baterii...
Co więcej, jazda nie solo, a z taką jedną, pragnącą zachować anonimowość Podjezdanną Hardcorowską (imię i nazwisko fikcyjne, jak już może ktoś się domyślił), co to wygrała internetowy casting na towarzyszenie mi na weselu ;p jak również na jazdę po górach. ;]
Jeździ Ona tak na poważnie od niedawna, nawet nigdy jeszcze po górach nie jeździła, więc początkowo myślałem, że wezmę mono i po pierwszym lepszym podjeździe będzie mieć dość. Tymczasem wszystko potoczyło się inaczej - nie miała dość, a ewentualne wypożyczenie MTB nie dałoby mi szans dotrzymania tempa tejże. A już na pewno bym się zgrzał, bo było słońce.
Więc z tym elektrykiem wyszło najlepiej jak mogło... gdyby nie bateria wyczerpana w trakcie podjazdu na Gubałówkę. ;]
Już w połowie całkowitego dystansu (~42km) chwilami odcinało mi prąd (sensu stricte ;) ) zaś całkiem napęd zamilkł między Suchem a Zębem, czyli do szczytu jeszcze miałem ~4km w poziomie i ~170m w pionie - na ~30kg rowerze i to z zaledwie 7 przerzutkami! (tył 7, przód 1)
Nie wierzyłem, że podjadę (w porywach powyżej 10%) ale jednak podjechałem i nawet nie byłem ostatni. :p
Tymczasem naszą debiutankę od razu postanowiłem przeczołgać po głębokiej wodzie ;) na dobry początek proponując legendarny Gliczarów, (najstromsza ogólnodostępna droga przelotowa w Polsce, maks. 24%), gdzie połowa zawodników na TdPAmatorów (vide:(o) na youtube) wprowadzała z buta, a tymczasem nasza debiutantka machnęła tenże odcinek w całości i to bez młynka z przodu! O_O
Wskutek czego przegrałem colę, lody i honor. :p;p
Były świetne filmiki, ale ocenzurowano :( no to chociaż zdjęcia:

Zasłużona radość na szczycie Gliczarowa - Tatry na drugim planie są tu kwestią drugoplanową ;) © mors

Radocha na wieść, ile zostało do szczytu :) © mors

Wjazd do Gliczarowa Górnego. Dodajmy, że zasłużony ;) © mors

Gliczarów - krytyczny odcinek. Wyraźnie widoczna heroiczna jak również skuteczna walka © mors

Szoko-zachwyt po pierwszej (i jedynej) zapaści :) © mors

Jeden jedyny raz ją złamało ;) (sorry za tego palucha ;p ) © mors
Ja się pytam, co to dalej będzie, jak ona tak zaczyna? o_O
No i podjazd na Gubałówkę:

Podjeżdżanie w Suchem ;)) © mors

Popijanie w Suchem ;) © mors

Wyjazd z Suchego ;) (nad plecami słynny kościół w Zębie - najwyżej położony w PL) © mors

Elektrykiem na Gubałówkę. Z prądem i bez © mors

Takie tam na Gubałówce ;p © mors
No i o. ;p
Na początku było przedzieranie się przez wielokilometrowy korek na Zakopiance, w stylu godnym nowojorskich kurierów. ;)
A w końcówce - o wiele trudniejsze przedzieranie się przez tłumy na gubałowskim deptaku - mnóstwo czasu i nerwów, a za chwilę wesele... ledwośmy się zdążyli wyrychtować. ;)
PS. na zjeździe nasza debiutanka wykręciła 75km/h (na Salamandrze, taka częściowo serpentyna..). O_O
PS.2: byłem ciekaw, co powie elektryczny rowerek na taki drastyczny podjazd, no i na najniższym przełożeniu trzeba było sporo jeszcze dociskać, oczywiście mniej niż na zwykłym rowerze, ale silniczek zamulał się wybitnie. ;]
Co więcej, jazda nie solo, a z taką jedną, pragnącą zachować anonimowość Podjezdanną Hardcorowską (imię i nazwisko fikcyjne, jak już może ktoś się domyślił), co to wygrała internetowy casting na towarzyszenie mi na weselu ;p jak również na jazdę po górach. ;]
Jeździ Ona tak na poważnie od niedawna, nawet nigdy jeszcze po górach nie jeździła, więc początkowo myślałem, że wezmę mono i po pierwszym lepszym podjeździe będzie mieć dość. Tymczasem wszystko potoczyło się inaczej - nie miała dość, a ewentualne wypożyczenie MTB nie dałoby mi szans dotrzymania tempa tejże. A już na pewno bym się zgrzał, bo było słońce.
Więc z tym elektrykiem wyszło najlepiej jak mogło... gdyby nie bateria wyczerpana w trakcie podjazdu na Gubałówkę. ;]
Już w połowie całkowitego dystansu (~42km) chwilami odcinało mi prąd (sensu stricte ;) ) zaś całkiem napęd zamilkł między Suchem a Zębem, czyli do szczytu jeszcze miałem ~4km w poziomie i ~170m w pionie - na ~30kg rowerze i to z zaledwie 7 przerzutkami! (tył 7, przód 1)
Nie wierzyłem, że podjadę (w porywach powyżej 10%) ale jednak podjechałem i nawet nie byłem ostatni. :p
Tymczasem naszą debiutankę od razu postanowiłem przeczołgać po głębokiej wodzie ;) na dobry początek proponując legendarny Gliczarów, (najstromsza ogólnodostępna droga przelotowa w Polsce, maks. 24%), gdzie połowa zawodników na TdPAmatorów (vide:(o) na youtube) wprowadzała z buta, a tymczasem nasza debiutantka machnęła tenże odcinek w całości i to bez młynka z przodu! O_O
Wskutek czego przegrałem colę, lody i honor. :p;p
Były świetne filmiki, ale ocenzurowano :( no to chociaż zdjęcia:

Zasłużona radość na szczycie Gliczarowa - Tatry na drugim planie są tu kwestią drugoplanową ;) © mors

Radocha na wieść, ile zostało do szczytu :) © mors

Wjazd do Gliczarowa Górnego. Dodajmy, że zasłużony ;) © mors

Gliczarów - krytyczny odcinek. Wyraźnie widoczna heroiczna jak również skuteczna walka © mors

Szoko-zachwyt po pierwszej (i jedynej) zapaści :) © mors

Jeden jedyny raz ją złamało ;) (sorry za tego palucha ;p ) © mors
Ja się pytam, co to dalej będzie, jak ona tak zaczyna? o_O
No i podjazd na Gubałówkę:

Podjeżdżanie w Suchem ;)) © mors

Popijanie w Suchem ;) © mors

Wyjazd z Suchego ;) (nad plecami słynny kościół w Zębie - najwyżej położony w PL) © mors

Elektrykiem na Gubałówkę. Z prądem i bez © mors

Takie tam na Gubałówce ;p © mors
No i o. ;p
Na początku było przedzieranie się przez wielokilometrowy korek na Zakopiance, w stylu godnym nowojorskich kurierów. ;)
A w końcówce - o wiele trudniejsze przedzieranie się przez tłumy na gubałowskim deptaku - mnóstwo czasu i nerwów, a za chwilę wesele... ledwośmy się zdążyli wyrychtować. ;)
PS. na zjeździe nasza debiutanka wykręciła 75km/h (na Salamandrze, taka częściowo serpentyna..). O_O
PS.2: byłem ciekaw, co powie elektryczny rowerek na taki drastyczny podjazd, no i na najniższym przełożeniu trzeba było sporo jeszcze dociskać, oczywiście mniej niż na zwykłym rowerze, ale silniczek zamulał się wybitnie. ;]
Górna granica cywilizacji - Butorowy Wierch i okolice (Tatry i... konwencjonalny dwukołowiec. Sezon IV, odc. 4)
Piątek, 18 lipca 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 8.00 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem postanowiłem przełamać MONOtematyczne przełamywanie konwencji za pomocą czegoś konwencjonalnego.
Czwarty sezon w Tatrach, kilkanaście odcinków na monocyklu, i w końcu pierwszy raz na zwykłym rowerze, co w moim przypadku jest zdecydowanie niekonwencjonalne. ;)
Rower nawet gorzej, niż zwykły: stary, dojechany góral od Górali u których mieszkałem - skapciałe opony, zgrzytający napęd i takie luzy na kołach, że niemożliwością było wyregulować hamulce tak, ażeby nie ocierały. Oj, nie ułatwia to stromych podjazdów...
Niedomagania roweru uniemożliwiły mi niestety miarodajne porównanie podjeżdżania na mtb i na mono po znanych sobie trasach.
Skądinąd i tak są to doznania nieporównywalne. ;]
Z nizinnego nawyku, jak podjazd był umiarkowany (centrum Kościeliska) to cisnąłem ostro na blacie, a jak było stromo (wjazd na Gubałówkę), to równie ostro na środkowej tarczy, co przy takim sprzęcie i znacznej przewlekłości podjazdu skończyło się opłakanie - nie zatrzymałem się, ale ostatni kilometr pełzłem "z jękiem, ze łzami", na młynku, ok. 5km/h. I cały czas lękliwie oglądałem się za siebie, czy nie dogania mnie jakiś szalony monocyklista. ;D;D Na szczęście nie dogonił ;) a ja zacząłem się napawać powszechnie niedocenianą górną granicą polskiego osadnictwa.
Na górnym końcu Salamandry zawsze 90% ludzi pobieża na Gubałowski deptak, 9% na szczyt Butorowego (bo jest tam tylko wyciąg krzesełkowy) i tylko naprawdę nieliczni zagłębiają się w "zapomniany świat" po przeciwnej stronie tegoż...

Olśniewająca rezydencja na zboczu Gubałówki *-* © mors

Spalona chałupa na zboczu Gubałówki © mors

Tamże © mors

Uczciwy podjazd (zbocza Gubałówki) © mors

Wczoraj pomykałem tamże na jednym kole © mors
Jadziem na Butorowy:

Najprawdopodobniej najwyżej położony zamieszkany dom w Polsce (Butorowy Wierch, dawny bar) © mors
1155m - mieszkałbym!
Do niedawna był tamże przybytek z jadłem i napitkiem, ponoć nawet z noclegami. Ktoś se odkupił i ma...

Widok ze szczytu Butorowego Wierchu (1160) © mors

Dawny ski-serwis, trzy palce poniżej szczytu Butorowego Wierchu (1160m) - najprawdopodobniej najwyżej położony budynek wśród terenów ogólnodostępnych w Polsce © mors
Oj, jak bym odkupował! Oj, jak bym mieszkał! ;)
Wyżej się już nie da, ale to jeszcze nie to - końcówka wyciągu krzesełkowego oznacza spory ruch i hałas w niebezpiecznie małej odległości.
Wracamy na rozstaje dróg i jedziemy, już zupełnie bez ludzi za Butorowy...

Dzika droga przez pół-dzike grzbiety © mors
i oto i one, znałem je tylko z bardzo dokładnych map i kilka lat myślałem o ich nawiedzeniu...

Chałupy za Butorowym Wierchem - najprawdopodobniej najwyżej położone zwykłe domy mieszkalne © mors
Opuszczone, ale zero dewastacji - dowód, jak niewiele ludzi zachodzi tamże..

Numer dwa © mors

... i numer jeden - zamieszkałbym! © mors

Tu i ówdzie znajdowały się jeszcze domowe sprzęty, tak w chałupach jak i obejściu, ale jakie, to nie zdradzę, musicie sobie sami odkryć. ;)

Ok. 1130m npm. Było pochmurno, ale zaczęły właśnie przebijać się pierwsze promienie słońca, które - pomimo środka lata - zupełnie nie grzały, a wręcz przeciwnie, było chłodno i rześko.
Rekord ciepła dla Zakopca to ponoć 30,8*C. Tutaj jesteśmy 300m wyżej, wiec teoretycznie na 30* nie ma najmniejszych szans choćby i w największe upały. :D Tak to można sobie pożyć...
Co ciekawe, akuratnie żem utrafił tamże na akcję aktualizacji map topograficznych Podhala:

Aktualizowałbym!
- więc oczywiście zacząłem molestować tychże topografów co a jak, ale byli mniej zorientowani ode mnie. xD
Kawałek poniżej (bez dojazdu!) znajdują się ostatnie zwyczajne, zamieszkane domy:

Pełen wypas - wyżej się już nie da, chyba że w lasach albo parkach narodowych © mors
Zero turystów, zero komerchy, zero cywilizacji i zero upałów! Też bym mieszkał! ;p

Też była pod wrażeniem ;) © mors

Palce lizać... albo nozdrza. ;)


Nie tylko ja doglądałem tych krów ;)

Widoczna na horyzoncie przecinka w lesie to widok na szczyt Butorowego. Jutro będę spozierał przez nią w drugą stronę i to razem z monocyklem. :)


Rachityczna jabłonka na zboczu Butorowego (ok. 1120) - owocowe drzewko kilkadziesiąt metrów poniżej górnej granicy drzew liściastych. Domniemywam, że najwyższej położona w Polsce :) © mors
Wyżej, niż niejedna góra, ot chociażby całe Izery...
Czwarty sezon w Tatrach, kilkanaście odcinków na monocyklu, i w końcu pierwszy raz na zwykłym rowerze, co w moim przypadku jest zdecydowanie niekonwencjonalne. ;)
Rower nawet gorzej, niż zwykły: stary, dojechany góral od Górali u których mieszkałem - skapciałe opony, zgrzytający napęd i takie luzy na kołach, że niemożliwością było wyregulować hamulce tak, ażeby nie ocierały. Oj, nie ułatwia to stromych podjazdów...
Niedomagania roweru uniemożliwiły mi niestety miarodajne porównanie podjeżdżania na mtb i na mono po znanych sobie trasach.
Skądinąd i tak są to doznania nieporównywalne. ;]
Z nizinnego nawyku, jak podjazd był umiarkowany (centrum Kościeliska) to cisnąłem ostro na blacie, a jak było stromo (wjazd na Gubałówkę), to równie ostro na środkowej tarczy, co przy takim sprzęcie i znacznej przewlekłości podjazdu skończyło się opłakanie - nie zatrzymałem się, ale ostatni kilometr pełzłem "z jękiem, ze łzami", na młynku, ok. 5km/h. I cały czas lękliwie oglądałem się za siebie, czy nie dogania mnie jakiś szalony monocyklista. ;D;D Na szczęście nie dogonił ;) a ja zacząłem się napawać powszechnie niedocenianą górną granicą polskiego osadnictwa.
Na górnym końcu Salamandry zawsze 90% ludzi pobieża na Gubałowski deptak, 9% na szczyt Butorowego (bo jest tam tylko wyciąg krzesełkowy) i tylko naprawdę nieliczni zagłębiają się w "zapomniany świat" po przeciwnej stronie tegoż...

Olśniewająca rezydencja na zboczu Gubałówki *-* © mors

Spalona chałupa na zboczu Gubałówki © mors

Tamże © mors

Uczciwy podjazd (zbocza Gubałówki) © mors

Wczoraj pomykałem tamże na jednym kole © mors
Jadziem na Butorowy:

Najprawdopodobniej najwyżej położony zamieszkany dom w Polsce (Butorowy Wierch, dawny bar) © mors
1155m - mieszkałbym!
Do niedawna był tamże przybytek z jadłem i napitkiem, ponoć nawet z noclegami. Ktoś se odkupił i ma...

Widok ze szczytu Butorowego Wierchu (1160) © mors

Dawny ski-serwis, trzy palce poniżej szczytu Butorowego Wierchu (1160m) - najprawdopodobniej najwyżej położony budynek wśród terenów ogólnodostępnych w Polsce © mors
Oj, jak bym odkupował! Oj, jak bym mieszkał! ;)
Wyżej się już nie da, ale to jeszcze nie to - końcówka wyciągu krzesełkowego oznacza spory ruch i hałas w niebezpiecznie małej odległości.
Wracamy na rozstaje dróg i jedziemy, już zupełnie bez ludzi za Butorowy...

Dzika droga przez pół-dzike grzbiety © mors
i oto i one, znałem je tylko z bardzo dokładnych map i kilka lat myślałem o ich nawiedzeniu...

Chałupy za Butorowym Wierchem - najprawdopodobniej najwyżej położone zwykłe domy mieszkalne © mors
Opuszczone, ale zero dewastacji - dowód, jak niewiele ludzi zachodzi tamże..

Numer dwa © mors

... i numer jeden - zamieszkałbym! © mors

Tu i ówdzie znajdowały się jeszcze domowe sprzęty, tak w chałupach jak i obejściu, ale jakie, to nie zdradzę, musicie sobie sami odkryć. ;)

Ok. 1130m npm. Było pochmurno, ale zaczęły właśnie przebijać się pierwsze promienie słońca, które - pomimo środka lata - zupełnie nie grzały, a wręcz przeciwnie, było chłodno i rześko.
Rekord ciepła dla Zakopca to ponoć 30,8*C. Tutaj jesteśmy 300m wyżej, wiec teoretycznie na 30* nie ma najmniejszych szans choćby i w największe upały. :D Tak to można sobie pożyć...
Co ciekawe, akuratnie żem utrafił tamże na akcję aktualizacji map topograficznych Podhala:

Aktualizowałbym!
- więc oczywiście zacząłem molestować tychże topografów co a jak, ale byli mniej zorientowani ode mnie. xD
Kawałek poniżej (bez dojazdu!) znajdują się ostatnie zwyczajne, zamieszkane domy:

Pełen wypas - wyżej się już nie da, chyba że w lasach albo parkach narodowych © mors
Zero turystów, zero komerchy, zero cywilizacji i zero upałów! Też bym mieszkał! ;p

Też była pod wrażeniem ;) © mors

Palce lizać... albo nozdrza. ;)


Nie tylko ja doglądałem tych krów ;)

Widoczna na horyzoncie przecinka w lesie to widok na szczyt Butorowego. Jutro będę spozierał przez nią w drugą stronę i to razem z monocyklem. :)


Rachityczna jabłonka na zboczu Butorowego (ok. 1120) - owocowe drzewko kilkadziesiąt metrów poniżej górnej granicy drzew liściastych. Domniemywam, że najwyższej położona w Polsce :) © mors
Wyżej, niż niejedna góra, ot chociażby całe Izery...
Tatry i mono - sezon 4, odc. 3 (deszczowa masakra)
Czwartek, 17 lipca 2014
Kategoria Mono, Nielicho, Tatry i mono
kilosy: | 7.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Cały dzień wytopiony i 7 km nalatane... "kuzorium", nawet jak na monocykl. :/
No ale obranej taktyki trzymałem się twardo - pogodne poranki cierpliwie przeczekuję w bazie i wyruszam przed południem, jak zaczyna siąpić.Gdy oddalę się od bazy i innych zadaszeń, to zaczyna lać na pełen kurek - ściana deszczu, że nawet kierownicy nie było widać. ;) A przy prędkości rzędu 10km/h każden daszek jest odległy o lata świetlne. A raczej lata deszczowe.
I tak pół dnia: 5 minut jazdy na sucho, 5 na mokro, godzina czekania na okienko pogodowe i od nowa...
Padało prawie każdego dnia tego pobytu, ale owego dnia to już naprawdę, do porzygu. ;]
Przynajmniej miałem motyw by zabunkrować się na poczcie i wysłać pocztówki komu trzeba.
A "pochwalę się", że z pięciu osób, które obiecywały mi "rewanż", otrzymałem aż dwie (pocztówki, nie osoby).... :p
Al(ouett)e za to jakie fajne!

Pocztówka z Dolomitów - w tym przypadku tył nawet ciekawszy od przodu ;) © mors
/przejazdy tylko wewnątrz Kościeliska, i to bez żadnych ścian 20%+ ani masakr na bicyklistach ;) / :(
No ale obranej taktyki trzymałem się twardo - pogodne poranki cierpliwie przeczekuję w bazie i wyruszam przed południem, jak zaczyna siąpić.Gdy oddalę się od bazy i innych zadaszeń, to zaczyna lać na pełen kurek - ściana deszczu, że nawet kierownicy nie było widać. ;) A przy prędkości rzędu 10km/h każden daszek jest odległy o lata świetlne. A raczej lata deszczowe.
I tak pół dnia: 5 minut jazdy na sucho, 5 na mokro, godzina czekania na okienko pogodowe i od nowa...
Padało prawie każdego dnia tego pobytu, ale owego dnia to już naprawdę, do porzygu. ;]
Przynajmniej miałem motyw by zabunkrować się na poczcie i wysłać pocztówki komu trzeba.
A "pochwalę się", że z pięciu osób, które obiecywały mi "rewanż", otrzymałem aż dwie (pocztówki, nie osoby).... :p
Al(ouett)e za to jakie fajne!

Pocztówka z Dolomitów - w tym przypadku tył nawet ciekawszy od przodu ;) © mors
/przejazdy tylko wewnątrz Kościeliska, i to bez żadnych ścian 20%+ ani masakr na bicyklistach ;) / :(