Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Kółko 36" i MORSkie opowieści (prolog)
Środa, 5 sierpnia 2020
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 5.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
(Pato)geneza ;)
Pomyślałem sobie, że skręconą stopę zrehabilituję sobie w chłodnej, słonej wodzie morskiej. ;>
Poza tym fajniej leżeć na plaży niż w domu. ;)
Najpierw dojazd na autobus przez prawie całe centrum miasta - na kole, z plecakiem tak pełnym, że się nie domykał. Tym nie mniej rowerek pomykał. ;)
W pierwszym autobusie, do Wro, kierowca był mega luzakiem, jarał się, czaskał zdjęcia a nawet próbował się "karnąć" - aż ledwo zdążył na własny autobus. ;)))
Natomiast kierowca drugiego autobusu (z Wro nad morze), choć tego samego przewoźnika, okazał się bucem i zaczął na mnie sapać, że nie czytam regulaminów, że rowerów nie zabiera, że nie ma miejsca (choć trochę było) i że to wgl nie jest bagaż. xDD
Bardziej bagaż, niż z niego kierowca. ;pp
Krwi mi napsuł, ale rowerek przewiózł - świetna obsługa. ;]
We Wro miałem 2 godziny do przesiadki, to z nudów jeździłem po tym ich głupim podziemnym dworcu (głupi głównie dlatego, że manewrujące autobusy kopcą w podziemnej hali). :/ Było koło północy, więc pusto, to nawet trochę poszalałem...
Masakra, na dworcu nie tylko, że Ukraińcy przeważali wśród pasażerów, to także reklamy i informacje były głównie po rusku/ukraińsku. o_O
Fajna to była odmiana, jeździć po idealnie gładkim - bezstresowo. Natomiast show zbytnio nie zrobiłem - tzn. jeszcze nie tym razem... (szykujcie popcorn!) :)
Pomyślałem sobie, że skręconą stopę zrehabilituję sobie w chłodnej, słonej wodzie morskiej. ;>
Poza tym fajniej leżeć na plaży niż w domu. ;)
Najpierw dojazd na autobus przez prawie całe centrum miasta - na kole, z plecakiem tak pełnym, że się nie domykał. Tym nie mniej rowerek pomykał. ;)
W pierwszym autobusie, do Wro, kierowca był mega luzakiem, jarał się, czaskał zdjęcia a nawet próbował się "karnąć" - aż ledwo zdążył na własny autobus. ;)))
Natomiast kierowca drugiego autobusu (z Wro nad morze), choć tego samego przewoźnika, okazał się bucem i zaczął na mnie sapać, że nie czytam regulaminów, że rowerów nie zabiera, że nie ma miejsca (choć trochę było) i że to wgl nie jest bagaż. xDD
Bardziej bagaż, niż z niego kierowca. ;pp
Krwi mi napsuł, ale rowerek przewiózł - świetna obsługa. ;]
We Wro miałem 2 godziny do przesiadki, to z nudów jeździłem po tym ich głupim podziemnym dworcu (głupi głównie dlatego, że manewrujące autobusy kopcą w podziemnej hali). :/ Było koło północy, więc pusto, to nawet trochę poszalałem...
Masakra, na dworcu nie tylko, że Ukraińcy przeważali wśród pasażerów, to także reklamy i informacje były głównie po rusku/ukraińsku. o_O
Fajna to była odmiana, jeździć po idealnie gładkim - bezstresowo. Natomiast show zbytnio nie zrobiłem - tzn. jeszcze nie tym razem... (szykujcie popcorn!) :)
A jednak się kręci! /powrót Wielkiego Koła po kontuzji/
Sobota, 1 sierpnia 2020
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho, Standardowo
kilosy: | 10.00 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
To nie ja! xDD Aczkolwiek wielce szanuję i się inspiruję. :D
Zaledwie 5 dni po skręceniu stopy powróciłem na Wielkie Koło, przez które przecież cierpię - syndrom sztokholmski?? :D:D
Opuchlizna trochę zeszła, ból trochę zelżał - chodzić jeszcze ciężko, ale zwykłym rowerem jeździłem już od pierwszego dnia po kraksie. :) Dużo łatwiej niż chodzić. ;>
Na mono aż tak łatwo nie jest, tym bardziej, jak się pchać w tłum ;] klasycznie, przy dobrej pogodzie na cieplickiej giełdzie szalały tłumy tuptusiów i samochodów. O ile "lajków" zebrałem sporo, o tyle co do ułatwiania mi przejazdu, to już nie było zbytnio chętnych. ;] Wiele ryzykowałem, ale jednak obróciłem w obie strony bezhamulcowo i bezzsiadaniowo. A nawet bezśniadaniowo. :D;D
Ba, jeszcze przejechałem dobre 100 m przez plac budowy, zupełnym przełajem. :D
Na giełdzie tradycyjnie, były poniemieckie śmieci z wystawek i polska drożyzna od rolników. Np. kalarepy po 3,50, podczas gdy w sklepach chodzą od 2 do 3 ziko... :/
xDD
No i jeszcze murzyn był, ale akurat nie miałem aparatu w jakiejkolwiek formie...
;)
Tym razem w drodze powrotnej wcinałem ogórki małosolne - oczywiście w czasie jazdy. :))
Śnieżka, Wielkie Koło i... SOR xD
Wtorek, 28 lipca 2020
Kategoria 36" Kolisko, Karkonosze i mono, Mono, Nielicho
kilosy: | 4.00 | gruntow(n)e: | 1.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
"Sukces, albo kalectwo!".
(Anonimowy Hardcor)
Tym razem było bliżej tego drugiego :>
To od początku nie był mój dzień. W sumie takim sprzętem na taką trasę to nie miało prawa się udać. ;]
No i się nie udawało - z 90% trasy z buta ;p Na szczęście po drodze jest kilka wypłaszczeń a nawet zjazdów, więc pomyślałem sobie: show must go on! ;p
Ale po tym, jak omijając tuptusiów po zewnętrznej złapałem pobocze i spadłem z rowerem do rowu - zacząłem myśleć show must go home ;D:D
Nawet jedna turystka (10/10 ;p ) zaproponowała mi bandażowanie, a ja oczywiście że nic mi nie jest xDD i że rozchodzę. GUPEK. ;]
Było coraz gorzej, ale tak bardzo chciałem pojeździć po Równi pod Śnieżką... Tudzież powyżej górnej granicy badyli. ;pp
Dojazd. Pierwszy raz widziałem koło zapasowe wewnątrz autobusu :O a kierowca pierwszy raz widział moje koło wewn. tegoż autobusu. ;]
Karłowate badyle i relikty epoki lodowcowej *-*
Załapał się jeden z ostatnich Starów (zanim Szkopy zlikwidowali tę polską markę ;ppp )
Gdybym miał mono z hamulcem ręcznym, to bym zjechał nawet takie odcinki ;p
Przesiadywałbym... *-*
W miarę płaskie odcinki jechałem, ku uciesze swojej i gawiedzi ;) i nawet łatwo się jechało po takich kamolach :> tym nie mniej jedną glebę zaliczyłem, ostatecznie dobijając sobie stopę. :/
Odtąd "czołgałem się na czworakach" - dobrnąłem tylko do Domu Śląskiego (1400 m):
Tamże wycof na Kopę i wyciąg... :/
/prawdopodobnie to polski samochód (Lublin) na najwyższym poziomie na świecie... w sensie, że 1370 m) ;) /
Wybuliłem 25 zł za zjazd, wokół prawie same niemce (burżuje!), no ale z plusów: nie skroili mnie za bilet za bagaż (15 zł) no i wjazd na teren Kark. Park. nar. miałem za darmo (-8 zł) - to już razem 23, czyli prawie się zbilansowało. ;D
/no i przerwa od rowerów... może wreszcie nadrobię swoje i znajomych BS-y ;> /
Co ciekawe, w ten wyjątkowo upalny dzień (jak na tegoroczne lato ;p ), gdy na nizinach dochodziło do 33* w cieniu, a w Jeleniej do 30, to na Równi pod Śnieżką było wręcz chłodnawo! :OOO Tzn. słońce coś tam z lekka przypiekało, ale przeważały chmury, no i ten wiater! :O Przewracał bardziej, niż brukowana nawierzchnia (tak, jeździłem na jednym kole po bruku, walcząc z wiatrem i o jednej sprawnej stopie :D ).
Już nawet w Górnym Karpaczu było upalnie i bezwietrznie :O a im niżej, tym gorzej. :/
W Jeleniej upał jeszcze bardziej dobił moją opuchliznę na "płetwie", tym nie mniej udało mi się przejechać bez zsiadania z koliska całe 1,5 km od dworca do igloo. o_O Zawsze to lepiej, niż iść jak zwierzę na piechotę... ;p
A później SOR i ponad 6 godzin(!) czekania w kolejce xD Na moje "nieszczęście" byłem najmniej rozwalony tego dnia, i ciągle jacyś "kaskaderzy" wygryzali mnie z kolejki. ;]
Co ciekawe, zupełnie nietypowo dla szpitali, przeważali średnio-młodzi (w podobnym wieku) turyści, a co dziwniejsze - głównie loszki. :O Więc nie było tak źle. ;)
Prześwietlenie nie wykazało złamania, więc tylko skręcenie, ale spuchłem jak przysłowiowa foka. ;))
(Anonimowy Hardcor)
Tym razem było bliżej tego drugiego :>
To od początku nie był mój dzień. W sumie takim sprzętem na taką trasę to nie miało prawa się udać. ;]
No i się nie udawało - z 90% trasy z buta ;p Na szczęście po drodze jest kilka wypłaszczeń a nawet zjazdów, więc pomyślałem sobie: show must go on! ;p
Ale po tym, jak omijając tuptusiów po zewnętrznej złapałem pobocze i spadłem z rowerem do rowu - zacząłem myśleć show must go home ;D:D
Nawet jedna turystka (10/10 ;p ) zaproponowała mi bandażowanie, a ja oczywiście że nic mi nie jest xDD i że rozchodzę. GUPEK. ;]
Było coraz gorzej, ale tak bardzo chciałem pojeździć po Równi pod Śnieżką... Tudzież powyżej górnej granicy badyli. ;pp
Dojazd. Pierwszy raz widziałem koło zapasowe wewnątrz autobusu :O a kierowca pierwszy raz widział moje koło wewn. tegoż autobusu. ;]
Karłowate badyle i relikty epoki lodowcowej *-*
Załapał się jeden z ostatnich Starów (zanim Szkopy zlikwidowali tę polską markę ;ppp )
Gdybym miał mono z hamulcem ręcznym, to bym zjechał nawet takie odcinki ;p
Przesiadywałbym... *-*
W miarę płaskie odcinki jechałem, ku uciesze swojej i gawiedzi ;) i nawet łatwo się jechało po takich kamolach :> tym nie mniej jedną glebę zaliczyłem, ostatecznie dobijając sobie stopę. :/
Odtąd "czołgałem się na czworakach" - dobrnąłem tylko do Domu Śląskiego (1400 m):
Tamże wycof na Kopę i wyciąg... :/
/prawdopodobnie to polski samochód (Lublin) na najwyższym poziomie na świecie... w sensie, że 1370 m) ;) /
Wybuliłem 25 zł za zjazd, wokół prawie same niemce (burżuje!), no ale z plusów: nie skroili mnie za bilet za bagaż (15 zł) no i wjazd na teren Kark. Park. nar. miałem za darmo (-8 zł) - to już razem 23, czyli prawie się zbilansowało. ;D
/no i przerwa od rowerów... może wreszcie nadrobię swoje i znajomych BS-y ;> /
Co ciekawe, w ten wyjątkowo upalny dzień (jak na tegoroczne lato ;p ), gdy na nizinach dochodziło do 33* w cieniu, a w Jeleniej do 30, to na Równi pod Śnieżką było wręcz chłodnawo! :OOO Tzn. słońce coś tam z lekka przypiekało, ale przeważały chmury, no i ten wiater! :O Przewracał bardziej, niż brukowana nawierzchnia (tak, jeździłem na jednym kole po bruku, walcząc z wiatrem i o jednej sprawnej stopie :D ).
Już nawet w Górnym Karpaczu było upalnie i bezwietrznie :O a im niżej, tym gorzej. :/
W Jeleniej upał jeszcze bardziej dobił moją opuchliznę na "płetwie", tym nie mniej udało mi się przejechać bez zsiadania z koliska całe 1,5 km od dworca do igloo. o_O Zawsze to lepiej, niż iść jak zwierzę na piechotę... ;p
A później SOR i ponad 6 godzin(!) czekania w kolejce xD Na moje "nieszczęście" byłem najmniej rozwalony tego dnia, i ciągle jacyś "kaskaderzy" wygryzali mnie z kolejki. ;]
Co ciekawe, zupełnie nietypowo dla szpitali, przeważali średnio-młodzi (w podobnym wieku) turyści, a co dziwniejsze - głównie loszki. :O Więc nie było tak źle. ;)
Prześwietlenie nie wykazało złamania, więc tylko skręcenie, ale spuchłem jak przysłowiowa foka. ;))
Tour de Góry Izerskie :) /Hrgn/
Poniedziałek, 27 lipca 2020
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 88.79 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem zaszalałem, i pojechałem z rowerem pociągiem - i to jeszcze zagraMAnicę! :O Po raz pierwszy w życiu. ;>
Oczywiście na jednym, polskim bilecie. ;p
Na "dobry" początek na stacji koło własnego domu pomyliłem pociągi i wsiadłem do tego jadącego do Wro, brrr! W ostatniej chwili się skapłem, gdy ten właściwy już nadjeżdżał. :>
Zacna to linia, bo:
- najwyższa w PL (maks. 886m),
- przebiegajaca przez kilka górskich tuneli,
- obezwładniajace widoki ze Szklar. Por. na całe pasmo Karkonoszy,
- ekstremalne (jak na kolej) nachylenia - do 58 promili (rekord Czech!).
Jak na co dzień obserwuję pociągi do Szklar. Por. - tak wiecznie widzę je pustawe, a tym razem oczywiście pełny ;] z czego połowa to polska młodzież, a druga połowa - niewiele cichsi niemieccy emeryci. xDD
"Nasi" wysiedli w Szklar. Por. Górnej i w Jakuszycach, a niemaszki dalej wgłąb Czech ;] Za jakie grzechy?? ;p
Był też "Janusz z Grażyną na wakacjach" - jadąc do Harrachova zapytał mnie, czy dobrze jedzie do Harrachova, choć na wyświetlaczach non-stop info ze stacjami pośrednimi. A gdy zatrzymaliśmy się w H. i na widoku miał naćkane tablic z nazwą stacji prawie jak w Kato-Piotro ;)) to ten se siedzi i czeka na zaproszenie. xDD
Ani tablic na dworcu nie czyta, ani wyświetlaczy w pociągu - najlepiej truć komuś doopę. ;>
A jego Grażyna to już wgl się niczym nie przejmowała - tak bardzo ufała swojemu mężowi. xDD
Jak oni tyle lat przeżyli...
Wysiadłem w parafii Tanvald, gdzie trudno nie władować się w godne podjazdy:
Ja się władowałem w osiedle 10-piętrowych bloków (w 6-tysięcznym miasteczku! :O ), mieszczące się na tak jakby przełęczy (pacz tu), zjeżdżając je wszerz i wzdłuż, w dodatku w pełnym słońcu, przez co się umęczyłem nie wyjechawszy nawet z tej malej mieściny. xDD
Zaskoczyły mnie podjazdy tamże - były wszędzie, jak okiem sięgnąć.
Oto miarodajny przykład, jak tam się żyje, na przykładzie lokalnej maminki:
Aż się jej z butów dymiło ;D;D
Po 50 minutach błąkania się i kilkukrotnym zagotowaniu się... trafiłem do punktu wyjścia ;D;D tak słabo to jeszcze się nigdy nie nawigowałem. ;]
No ale oczywiście nawi w telefonie jest dla słabych ;) (a już na pewno dla mających internet :> ), a papierową mapę to miałem, ale kolejową i na pół Czech xDD
Poza tym oznakowania tam mają fatalne ;p pewnie wychodzą z założenia, że tak mały kraj to się zna na pamięć ;D ;p
Po trafieniu na "własne ślady" zmieniłem plany na Tour de Izery. :)
W parafii Desna - praktycznie niespotykany w PL przypadek wersji sportowej jednego z najbardziej przymulonych samochodów :D
Normalnie absurd na resorach ;D:D
Do tego pełno ichnich ciężarówek marki Praga, konstrukcyjnie z lat 50-tych...
Zacofanie jak na jakiejś Ukrainie normalnie. ;pp
W pełnym słońcu wspinam się na 700+ i dla ochłody robię przerwę pod wioskową tablicą ogłoszeń, licząc, że ponabijam się z napisów. :) Wyszło nieco inaczej...
No żesz ty! xDD
/coś jakby dedykacja ;p /
Koniec cywilizacji na 700+ nawet sielski:
/każde wzgórze zabudowane - bezhamulcowo bym tam nie przeżył.../
I kawałek dalej fajny zbiornik śródgórski:
Niestety - w całości niedostępny do rekreacji - ujęcie wody pitnej. :/
Odtąd, nietypowo, jadziem przez dobrych kilka kilometrów praktycznie po płaskim, mimo wysokości oscylujących wokół 800m - chyba jedyna taka trasa w całych Sudetach! :O
Do tego jest równo, szeroko, a jednak bardzo pusto. Co ciekawe, trasa jest zamknięta przez prawie pół roku rocznie...
Niesamowite, że na 700+ były jeszcze relikty rolnictwa, a kawałek dalej, na 800+, miejscami są karłowate, rachityczne badyle :O
To akurat zapewne bardziej zasługa torfowiska niż wysokości, aczkolwiek jest na tej wysokości i kosodrzewina, w dodatku w ciekawej mutacji "drzewiejącej":
Za to szanuję Izery - za letnie przymrozki i za karłowate badyle, mimo takiej skromnej wysokości. :)
W dodatku są niemal bezludne, a niebo tutaj należy do najciemniejszych w środkowej Europie. ;>
Po dłuższym "płaskim podjeździe" nastąpił zjazd... 13 km bez przerwy. ;]
Jako że nie znałem trasy, to nie szalałem: na prostych do 50 km/h, a na najciaśniejszych serpentynach schodziłem nawet poniżej 30 - stary się robię. ;]
Niesamowite, że po paru minutach "teleportujemy" się w zwykły, ciemny las, a po kolejnych paru - jedziemy wśród pól i ogrodów. :OO
Zjazd kończy się w parafii Hejnice:
Tamże znów zgubienie drogi (malutkie drogowskazy na szybkich zjazdach, pff!) a po odnalezieniu się - znów podjazdy, a jakże:
To zatytułowałem "beCZka" ;)
Dodam jeszcze, że opodal leży parafia Peklo. ;> Nawet była figurka diabła przy drodze, co potwierdza starą prawdę, że za granicą jest diabeł ;p. ;pp
Później znów zjazd i znów gubienie trasy - te Pepiki stawiają tabliczkę z przekreśloną nazwą miejscowości jak się opuszcza poszczególne (odosobnione) dzielnice, co strasznie zmyla. ;]
Jakimś cudem jednak doturlałem się do macierzy. ;]
A łatwo nie było, bo poza problemami z nawigacją, słońcem i podjazdami, byłem jeszcze mocno objuczony jadłem i napitkiem - targałem zapasy z Polski, bo przecież w CZ niczego nie kupię. ;ppp
Dalej przez zapyziałe dzielnice Świeradowa (czyli tak jak lubię! :) i powrót nie w kierunku Szklarskiej, a Pogórzem na północ od Grzbietu Kamienickiego.
W większości było raczej płasko i raczej bez widoków, ale podobało mi się, bo było bardzo pusto i cicho, oraz jara mnie fakt, że to lokalny skraj cywilizacji po drugiej stronie tego Grzbietu nie ma już nic, a dalej już tylko Izery, czyli też nic ;) (kolejny przypadek, że osadnicy preferowali północne zbocza, ciekawe...).
Zaskoczył mnie jeno podjazd koło Rębiszowa i sporo samochodów zaparkowanych "bez powodu" pod lasem. Coś mnie tknęło by to sprawdzić i niespodzianka - kolejny tego dnia śródgórski zbiornik:
Tym razem pokopalniany. Wstęp wzbroniony, ale tylko teoretycznie. ;)
Powrót do Jeleniej jeszcze w słońcu, z 1202 m podjazdów na budziku.
To tak w największym skrócie. ;)
Oczywiście na jednym, polskim bilecie. ;p
Na "dobry" początek na stacji koło własnego domu pomyliłem pociągi i wsiadłem do tego jadącego do Wro, brrr! W ostatniej chwili się skapłem, gdy ten właściwy już nadjeżdżał. :>
Zacna to linia, bo:
- najwyższa w PL (maks. 886m),
- przebiegajaca przez kilka górskich tuneli,
- obezwładniajace widoki ze Szklar. Por. na całe pasmo Karkonoszy,
- ekstremalne (jak na kolej) nachylenia - do 58 promili (rekord Czech!).
Jak na co dzień obserwuję pociągi do Szklar. Por. - tak wiecznie widzę je pustawe, a tym razem oczywiście pełny ;] z czego połowa to polska młodzież, a druga połowa - niewiele cichsi niemieccy emeryci. xDD
"Nasi" wysiedli w Szklar. Por. Górnej i w Jakuszycach, a niemaszki dalej wgłąb Czech ;] Za jakie grzechy?? ;p
Był też "Janusz z Grażyną na wakacjach" - jadąc do Harrachova zapytał mnie, czy dobrze jedzie do Harrachova, choć na wyświetlaczach non-stop info ze stacjami pośrednimi. A gdy zatrzymaliśmy się w H. i na widoku miał naćkane tablic z nazwą stacji prawie jak w Kato-Piotro ;)) to ten se siedzi i czeka na zaproszenie. xDD
Ani tablic na dworcu nie czyta, ani wyświetlaczy w pociągu - najlepiej truć komuś doopę. ;>
A jego Grażyna to już wgl się niczym nie przejmowała - tak bardzo ufała swojemu mężowi. xDD
Jak oni tyle lat przeżyli...
Wysiadłem w parafii Tanvald, gdzie trudno nie władować się w godne podjazdy:
Ja się władowałem w osiedle 10-piętrowych bloków (w 6-tysięcznym miasteczku! :O ), mieszczące się na tak jakby przełęczy (pacz tu), zjeżdżając je wszerz i wzdłuż, w dodatku w pełnym słońcu, przez co się umęczyłem nie wyjechawszy nawet z tej malej mieściny. xDD
Zaskoczyły mnie podjazdy tamże - były wszędzie, jak okiem sięgnąć.
Oto miarodajny przykład, jak tam się żyje, na przykładzie lokalnej maminki:
Aż się jej z butów dymiło ;D;D
Po 50 minutach błąkania się i kilkukrotnym zagotowaniu się... trafiłem do punktu wyjścia ;D;D tak słabo to jeszcze się nigdy nie nawigowałem. ;]
No ale oczywiście nawi w telefonie jest dla słabych ;) (a już na pewno dla mających internet :> ), a papierową mapę to miałem, ale kolejową i na pół Czech xDD
Poza tym oznakowania tam mają fatalne ;p pewnie wychodzą z założenia, że tak mały kraj to się zna na pamięć ;D ;p
Po trafieniu na "własne ślady" zmieniłem plany na Tour de Izery. :)
W parafii Desna - praktycznie niespotykany w PL przypadek wersji sportowej jednego z najbardziej przymulonych samochodów :D
Normalnie absurd na resorach ;D:D
Do tego pełno ichnich ciężarówek marki Praga, konstrukcyjnie z lat 50-tych...
Zacofanie jak na jakiejś Ukrainie normalnie. ;pp
W pełnym słońcu wspinam się na 700+ i dla ochłody robię przerwę pod wioskową tablicą ogłoszeń, licząc, że ponabijam się z napisów. :) Wyszło nieco inaczej...
No żesz ty! xDD
/coś jakby dedykacja ;p /
Koniec cywilizacji na 700+ nawet sielski:
/każde wzgórze zabudowane - bezhamulcowo bym tam nie przeżył.../
I kawałek dalej fajny zbiornik śródgórski:
Niestety - w całości niedostępny do rekreacji - ujęcie wody pitnej. :/
Odtąd, nietypowo, jadziem przez dobrych kilka kilometrów praktycznie po płaskim, mimo wysokości oscylujących wokół 800m - chyba jedyna taka trasa w całych Sudetach! :O
Do tego jest równo, szeroko, a jednak bardzo pusto. Co ciekawe, trasa jest zamknięta przez prawie pół roku rocznie...
Niesamowite, że na 700+ były jeszcze relikty rolnictwa, a kawałek dalej, na 800+, miejscami są karłowate, rachityczne badyle :O
To akurat zapewne bardziej zasługa torfowiska niż wysokości, aczkolwiek jest na tej wysokości i kosodrzewina, w dodatku w ciekawej mutacji "drzewiejącej":
Za to szanuję Izery - za letnie przymrozki i za karłowate badyle, mimo takiej skromnej wysokości. :)
W dodatku są niemal bezludne, a niebo tutaj należy do najciemniejszych w środkowej Europie. ;>
Po dłuższym "płaskim podjeździe" nastąpił zjazd... 13 km bez przerwy. ;]
Jako że nie znałem trasy, to nie szalałem: na prostych do 50 km/h, a na najciaśniejszych serpentynach schodziłem nawet poniżej 30 - stary się robię. ;]
Niesamowite, że po paru minutach "teleportujemy" się w zwykły, ciemny las, a po kolejnych paru - jedziemy wśród pól i ogrodów. :OO
Zjazd kończy się w parafii Hejnice:
Tamże znów zgubienie drogi (malutkie drogowskazy na szybkich zjazdach, pff!) a po odnalezieniu się - znów podjazdy, a jakże:
To zatytułowałem "beCZka" ;)
Dodam jeszcze, że opodal leży parafia Peklo. ;> Nawet była figurka diabła przy drodze, co potwierdza starą prawdę, że za granicą jest diabeł ;p. ;pp
Później znów zjazd i znów gubienie trasy - te Pepiki stawiają tabliczkę z przekreśloną nazwą miejscowości jak się opuszcza poszczególne (odosobnione) dzielnice, co strasznie zmyla. ;]
Jakimś cudem jednak doturlałem się do macierzy. ;]
A łatwo nie było, bo poza problemami z nawigacją, słońcem i podjazdami, byłem jeszcze mocno objuczony jadłem i napitkiem - targałem zapasy z Polski, bo przecież w CZ niczego nie kupię. ;ppp
Dalej przez zapyziałe dzielnice Świeradowa (czyli tak jak lubię! :) i powrót nie w kierunku Szklarskiej, a Pogórzem na północ od Grzbietu Kamienickiego.
W większości było raczej płasko i raczej bez widoków, ale podobało mi się, bo było bardzo pusto i cicho, oraz jara mnie fakt, że to lokalny skraj cywilizacji po drugiej stronie tego Grzbietu nie ma już nic, a dalej już tylko Izery, czyli też nic ;) (kolejny przypadek, że osadnicy preferowali północne zbocza, ciekawe...).
Zaskoczył mnie jeno podjazd koło Rębiszowa i sporo samochodów zaparkowanych "bez powodu" pod lasem. Coś mnie tknęło by to sprawdzić i niespodzianka - kolejny tego dnia śródgórski zbiornik:
Tym razem pokopalniany. Wstęp wzbroniony, ale tylko teoretycznie. ;)
Powrót do Jeleniej jeszcze w słońcu, z 1202 m podjazdów na budziku.
To tak w największym skrócie. ;)
Wielkie Koło w wielkim tłumie (giełda w Cieplicach)
Niedziela, 26 lipca 2020
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho, Standardowo
kilosy: | 10.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Takie tam zakupy. ;)
W drodze powrotnej na ten przykład, w trakcie jazdy zdejmuję plecak, wyciągam woreczek z czereśniami i je spożywam. :) Całkiem swobodnie. :>
Na giełdę zajechało chyba z tysiąc blachosmrodów, 10 pierdziskuterów i zaledwie 10 rowerów... no, 10,5 roweru. ;)) Pomimo idealnej pogody... :/
Masakra, całe łąki zawalone puszkami, bo się na parkingach nie mieszczą. :/
Tzn. mnie ta pogoda zmęczyła, bo na mono 22* (przed południem) plus słońce to już za wiele. ;p A jeszcze bardziej męczą mnie zagajenia i zapytania - w kółko (nomen omen) to samo: gdzie drugie koło??
Drugie koło Ci ukradli! itp.
A dobił mnie kolejny mądrala który mnie POINFORMOWAŁ, że na płaskim to może fajne, ale pod górę nie wjadę... NO CHYBA TY! ;ppp
Koliska oczywiście nigdzie nie przypinałem, jak zwykle. :) Ponad pół godziny łaziłem po giełdzie i jak wróciłem, to oczywiście grzecznie czekało. Nawet najbardziej zuchwali złodzieje bali się doń podchodzić. ;D;D
W sercu Doliny Pałaców i Ogrodów /Kross/
Sobota, 25 lipca 2020
Kategoria Nielicho
kilosy: | 38.50 | gruntow(n)e: | 1.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
Pogoda coraz gorsza na rower - dochodzi już do 25*C w cieniu! ;p
W piątek jazda do południa, w południe prace w piwnicy :D tudzież inne w cieniu: wyczyściłem rynnę (pół metra szlamu!) i (s)kosiłem trawę - nawiasik dlatego, że przed samym końcem urwałem nóż :O w sensie pękła jego oś. Sam nóż wyskoczył tuż obok kosiarki, zaś nakrętka mocująca, która przecież kręci się "w miejscu", poleciała chyba ze 50 metrów, na środek ulicy o_O
aaale urwał! ;) dobrze, że nie komuś nogę. :>
Wpadło raptem 17 km. ;p
W sobotę było bajorko:
Później jeden z łabędzi zaatakował karka 2x2m (na tle Karków!) płynącego na pontonie. Ależ miałem bekę! ;D
Następnie pałacyk w Łomnicy...
...und...
… und przewaga liczebna sił wroga (niemieccy emeryci!), więc uciekałem z krzykiem. ;p ;)
W drodze powrotnej z karkonoskich chmur dosięgnęły mnie całe 2 krople deszczu. ;]
Tym razem wpadło 21 km... a ja się ujechałem. :D Raz, że gorąco ;p a dwa, że Kross ze sakwami waży chyba 2x tyle, co sam Huragan. o_O
Ostatnio wycieczki trzaskam na 2-kołowcach, a zakupy (wieczorami) głównie na mono :) ale to już będą osobne wpisy. ;p
W piątek jazda do południa, w południe prace w piwnicy :D tudzież inne w cieniu: wyczyściłem rynnę (pół metra szlamu!) i (s)kosiłem trawę - nawiasik dlatego, że przed samym końcem urwałem nóż :O w sensie pękła jego oś. Sam nóż wyskoczył tuż obok kosiarki, zaś nakrętka mocująca, która przecież kręci się "w miejscu", poleciała chyba ze 50 metrów, na środek ulicy o_O
aaale urwał! ;) dobrze, że nie komuś nogę. :>
Wpadło raptem 17 km. ;p
W sobotę było bajorko:
Później jeden z łabędzi zaatakował karka 2x2m (na tle Karków!) płynącego na pontonie. Ależ miałem bekę! ;D
Następnie pałacyk w Łomnicy...
...und...
… und przewaga liczebna sił wroga (niemieccy emeryci!), więc uciekałem z krzykiem. ;p ;)
W drodze powrotnej z karkonoskich chmur dosięgnęły mnie całe 2 krople deszczu. ;]
Tym razem wpadło 21 km... a ja się ujechałem. :D Raz, że gorąco ;p a dwa, że Kross ze sakwami waży chyba 2x tyle, co sam Huragan. o_O
Ostatnio wycieczki trzaskam na 2-kołowcach, a zakupy (wieczorami) głównie na mono :) ale to już będą osobne wpisy. ;p
Wielkie Koło i małe anegdotki wokół niego ;)
Sobota, 25 lipca 2020
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho, Standardowo
kilosy: | 12.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Przejazdy "po bułki", po mieście :) z dni, a raczej wieczorów, od 22 do 25 lipca.
Dziś pod sklepem spotkałem taką jedną z pracy - też przyjechała po drobną spożywkę... ino że amerykańską gablotą z 5 litrowym V8 pod maską - a ja na 1 kole. ;> Niezły kontrast...
A i tak więcej ludzi gapiło się na mnie i mój wehikuł ;p w dodatku jestem prawie 200k PLN do przodu. ;))
"Wywiadów", zagajeń i dyskusji o Wielkim Kole zaliczyłem już tyle, że większości nawet nie pamiętam. ;]
Ale niektóre zasługują na pamięć i wyróżnienie:
- z księdzem mijanym na mieście ;]
- kolejna Grażyna wmawiała mi, że "kiedyś to tylko takie były!" xD ech, nie ma to jak głos eksperta... o_O
- "rozmowa"... z głuchoniemym (sic!). Oczywiście na migi. W sumie to nawet lepiej się "dogadałem", niż z większością "normalnych" ludzi... ;>
Rekonesans w Karpaczu ;> /Hrgn/
Środa, 22 lipca 2020
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 48.85 | gruntow(n)e: | 0.30 |
czasokres: | śr. km/h: |
/wpis wciepuję z półrocznym opóźnieniem :D skukiem czego nie mogę dokopać się do zdjęć z tej hecy, a szkoda... ;p /
Pojechałem coś sprawdzić w Karpaczu - w ramach przygotowań do czegoś grubszego. ;>
Ostatecznie, po powrocie do Jeleniej, dowiedziałem się, że pojechałem niepotrzebnie :D no ale com zobaczył, to moje. :))
Najpierw nawiedziłem bajorko, gdzie tradycyjnie nie znalazłem miejsca dla siebie, w szczególności na "mojej" plaży. ;]
A później Karpacz, choć do końca nie wiedziałem, od której strony go atakować. ;]
Wyszło klasycznie, od Miłkowa, w którym szaleje barszcz Sosnowskiego i ostatnio zaczyna już podchodzić pod dolną granicę Karpacza... ;> Strach wyjść w krzaki za potrzebą... ;)
Podjazdy: 713m. Wchodziły jak po maśle, dzięki znośnym temperaturom (23 na dole i 20 na górze).
Większość jechałem przez przysiółek Płóczki, bo bardziej stromo (16-18%) :) ale na głównej drodze w Karpaczu Górnym przy zaledwie 6% dogoniłem swoją pato-kolarką jakiegoś niby PRO-sa: wypasiona Merida, wdzianko nowiutkie i świeżutkie pod kolor roweru, a zawodnik... ledwo jechał prosto, tak mu było ciężko i wolno. o_O Objechałem go, aż wiatr (huragan?) świstał. ;p
Żeby było śmieszniej, wpadłem do sklepiku, wypadłem, a gość dopiero mnie mija. No to drugi raz go zmasakrowałem. ;p Kolarką za 1200 zł. ;p
Pojechałem coś sprawdzić w Karpaczu - w ramach przygotowań do czegoś grubszego. ;>
Ostatecznie, po powrocie do Jeleniej, dowiedziałem się, że pojechałem niepotrzebnie :D no ale com zobaczył, to moje. :))
Najpierw nawiedziłem bajorko, gdzie tradycyjnie nie znalazłem miejsca dla siebie, w szczególności na "mojej" plaży. ;]
A później Karpacz, choć do końca nie wiedziałem, od której strony go atakować. ;]
Wyszło klasycznie, od Miłkowa, w którym szaleje barszcz Sosnowskiego i ostatnio zaczyna już podchodzić pod dolną granicę Karpacza... ;> Strach wyjść w krzaki za potrzebą... ;)
Podjazdy: 713m. Wchodziły jak po maśle, dzięki znośnym temperaturom (23 na dole i 20 na górze).
Większość jechałem przez przysiółek Płóczki, bo bardziej stromo (16-18%) :) ale na głównej drodze w Karpaczu Górnym przy zaledwie 6% dogoniłem swoją pato-kolarką jakiegoś niby PRO-sa: wypasiona Merida, wdzianko nowiutkie i świeżutkie pod kolor roweru, a zawodnik... ledwo jechał prosto, tak mu było ciężko i wolno. o_O Objechałem go, aż wiatr (huragan?) świstał. ;p
Żeby było śmieszniej, wpadłem do sklepiku, wypadłem, a gość dopiero mnie mija. No to drugi raz go zmasakrowałem. ;p Kolarką za 1200 zł. ;p
Wy też uważacie, że 36" to małe koło? ;D;D
Wtorek, 21 lipca 2020
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho, Standardowo
kilosy: | 18.50 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
To i owo, śród-deszczowo... (18-21.VII.2020).
Głównie zakupy (tak, na monocyklu!) i wokół komina.
Kiedyś, w Starej Morsownii, rozwalił mnie gość pytaniem, czy to duże koło..
- Panie, a to jest kupne czy zrobione ze zwykłego roweru?
- Panie, a widział Pan taki rozmiar kół?
- yyy, ale w sensie że takie duże, czy że takie małe?
Dodam jeszcze, że gość stał obok mojego mono ze swoim
W niedzielę rekord głupoty wyrównał jakiś Janusz w Jeleniej, który kłócił się z drugim Januszem, czy to koło jest małe czy duże. o_O
Natomiast we wtorek miało miejsce ciekawe i wartościowe spotkanie - mocno nietypowe jak na to miasto. ;]
Mianowicie zgadałem się z istnym Duchem Gór - starszy Pan ma 50 lat doświadczenia w pracy w górach (sic!) jako GOPRowiec. :O
Aktualnie jest red. nacz. kwartalnika "Ratownictwo Górskie" :O
https://ratownictwogorskie.eu/redakcja/
A tutaj jego pełniejsze "górskie CV" :OOO
W Karkach widział już wszystko, za wyjątkiem mnie i monocykli, pff.. ;p
I sprzedał mi m.in. takiego niusa, którego chyba wolałbym nie wiedzieć...
gość zrobił 150 km po górach na kółeczku 24"!!!
Gdzie moje rekordy to 50 km na Wielkim Kole po płaskim i 44 km na mono 24" po górach... o_O
Żeby było śmieszniej, to gość chyba nic nie trenował, albo tylko nocami, bo żaden znany mi jeleniogórzanin nie zna drugiego monocyklisty poza mną. ;>
PS. dostałem na niego namiary... :>
250. MIESIĘCZNICA KROSSA! :)))
Sobota, 18 lipca 2020
Kategoria Nielicho
kilosy: | 27.16 | gruntow(n)e: | 0.20 |
czasokres: | śr. km/h: |
No i wypełniły się dni i padł piękny jubileusz. :)
Pogoda nie była jednakże zbyt piękna, toteż tylko jazdy wokół komina.
Ale udało się dokręcić do 64.505 km co daje średnią.. 258 km/miesiąc (?!) ;]
Może nie jeżdżę dużo, ale za to jak długo! ;p
Niesamowite, jak bardzo ludzie na bike STATS mają wywalone na statystyki swoich rowerów - przebiegi to jeszcze w miarę, ale glównie własne, nie rowerów, zaś wiek swoich rowerów to już mało kto zna. Ja znam wiek swoich lepiej, niż wiek swojej rodziny. xD
Dzielny rower przywiózł mi dziś 2 sakwy żarełka, więc nie mogę narzekać. :)
A nie, jednak mogę :) bo musiałem dziś hamować, i to na płaskim. ;]
Trafiłem na ciekawy koncert: więcej grajków na scenie, niż uczestników pod sceną. ;]
A całość z widokiem na dekadencką, postindustrialną degrengoladę...
A za ruinami - panorama Karkonoszy, ech...
I jeszcze kącik zabójczych badyli (grzmotnęło o chodnik, ale nikt nie zginął):
A mógł zginąć jakiś niewinny Kross… ;p
Do zobaczenia na 500. miesięcznicy. ;p
Pogoda nie była jednakże zbyt piękna, toteż tylko jazdy wokół komina.
Ale udało się dokręcić do 64.505 km co daje średnią.. 258 km/miesiąc (?!) ;]
Może nie jeżdżę dużo, ale za to jak długo! ;p
Niesamowite, jak bardzo ludzie na bike STATS mają wywalone na statystyki swoich rowerów - przebiegi to jeszcze w miarę, ale glównie własne, nie rowerów, zaś wiek swoich rowerów to już mało kto zna. Ja znam wiek swoich lepiej, niż wiek swojej rodziny. xD
Dzielny rower przywiózł mi dziś 2 sakwy żarełka, więc nie mogę narzekać. :)
A nie, jednak mogę :) bo musiałem dziś hamować, i to na płaskim. ;]
Trafiłem na ciekawy koncert: więcej grajków na scenie, niż uczestników pod sceną. ;]
A całość z widokiem na dekadencką, postindustrialną degrengoladę...
A za ruinami - panorama Karkonoszy, ech...
I jeszcze kącik zabójczych badyli (grzmotnęło o chodnik, ale nikt nie zginął):
A mógł zginąć jakiś niewinny Kross… ;p
Do zobaczenia na 500. miesięcznicy. ;p