Wpisy archiwalne w kategorii
Nielicho
Dystans całkowity: | 52193.91 km (w terenie 1394.82 km; 2.67%) |
Czas w ruchu: | 56:42 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 38842 m |
Suma kalorii: | 1625 kcal |
Liczba aktywności: | 1381 |
Średnio na aktywność: | 37.79 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
"Mam problem, ciągle lata mi nóżka" - czyli takie tam z serwisu /Hrgn/
Środa, 20 lipca 2016
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 35.20 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Jako że zrobiło się ciepło i słonecznie, to nagle pojawiły się w serwisie kobiety. Widocznie lubią się pocić. ;)
I choć oczywiście przychodzą same rowerowe "lajkoniki", to jednak jest ciekawiej. ;p
Raz nawet udało mi się błysnąć:
Lajkonik: "mam problem, ciągle lata mi nóżka"
Mors: "to się nazywa Zespół Niespokojnych Nóg".
Lajkonik: xD
A w drodze powrotnej tym razem wujek ze mną jednak pojechał. Ale wziął i wyrychtował tym razem swoją najlepszą szosę, ponoć zawodniczą - przeciwko mojemu chińskiemu, stalowemu, przełajowemu Huraganu. ;p No i znów na podjazdach zostawał na dole. ;p
I choć oczywiście przychodzą same rowerowe "lajkoniki", to jednak jest ciekawiej. ;p
Raz nawet udało mi się błysnąć:
Lajkonik: "mam problem, ciągle lata mi nóżka"
Mors: "to się nazywa Zespół Niespokojnych Nóg".
Lajkonik: xD
A w drodze powrotnej tym razem wujek ze mną jednak pojechał. Ale wziął i wyrychtował tym razem swoją najlepszą szosę, ponoć zawodniczą - przeciwko mojemu chińskiemu, stalowemu, przełajowemu Huraganu. ;p No i znów na podjazdach zostawał na dole. ;p
asystent mechanika 3 ;) /Hrgn/
Wtorek, 19 lipca 2016
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 35.60 | gruntow(n)e: | 0.15 |
czasokres: | śr. km/h: |
Miałem tylko dwa marzenia w dziedzinie przyodziewków i właśnie jedno z nich się spełniło:

Haha, mróz w środku lata, sk.....! ;)) © mors
a te drugie marzenie to koszulka kolarska Dębicy (oczywiście nie chodzi mi o miasto ;)
Dziś ogólnie podobnie jak poprzednio: troszku się nauczyłem, coś tam wujkowi pomogłem, coś tam mu popsułem ;) ale jak widać - opłacało się. ;p

Haha, mróz w środku lata, sk.....! ;)) © mors
a te drugie marzenie to koszulka kolarska Dębicy (oczywiście nie chodzi mi o miasto ;)
Dziś ogólnie podobnie jak poprzednio: troszku się nauczyłem, coś tam wujkowi pomogłem, coś tam mu popsułem ;) ale jak widać - opłacało się. ;p
asystent mechanika 2 ;) /Hrgn/
Poniedziałek, 18 lipca 2016
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 46.80 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Podobnie jak w piątek, że się tak streszczę. ;p
Chociaż tym razem wujek nie chciał ze mną jechać do Morsownii (a jeździł prawie codziennie). Ciekawe, czemu... ;))
Takie tam po drodze:

Ponadto dopisałem w tym wpisie 2 ultra(krótkie) wycieczki w niedzielę: 5,2km do kościoła i 5,6 na spęd rodzinny. Jeszcze 2 czy 3 lata temu zrobiłbym z tego 3 osobne wpisy. ;]
Chociaż tym razem wujek nie chciał ze mną jechać do Morsownii (a jeździł prawie codziennie). Ciekawe, czemu... ;))
Takie tam po drodze:

Ponadto dopisałem w tym wpisie 2 ultra(krótkie) wycieczki w niedzielę: 5,2km do kościoła i 5,6 na spęd rodzinny. Jeszcze 2 czy 3 lata temu zrobiłbym z tego 3 osobne wpisy. ;]
Towarzyski Mamut (36") ;)
Sobota, 16 lipca 2016
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho
kilosy: | 14.82 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem pojechałem na wielkim kole do takiego jednego sklepu tudzież do takich jednych, gdzie się przewija mnóstwo dzieci własnych i "podrzuconych", którym oczywiście trzeba było demonstrować jazdę na mono. Chyba wszystkie dzieci były niższe od tego rowerka, zabawny widok...
Zostawione samopas bawiły się trąbką przy mono i nawet mi ją zepsuły ;] (nie wiem, o co chodzi, nie wygląda na uszkodzoną a nie działa...).
W drodze powrotnej poszlajałem się troszku po polu (piaski, podjazdy, nierówności) i po drodze krajowej dla przeciwwagi (w wakacyjny wieczór da się przeżyć). Oba wyzwania poszły bezbłędnie, za to zaliczyłem mocną glebę 400m od domu, na pustym, płaskim odcinku. ;] Tzn. ja wylądowałem na nogach, ale rozpędzone pod 20stkę mono na siodle szlifowało asfalt aż szły iskry. ;)))
I wyjeżdżając z gościny - druga porażka, nie mogłem ruszyć - za duża presja, za dużo oczu. ;p
/wpis bez foto - podziękujcie zepsutemu Bluetoothu ;p /
Zostawione samopas bawiły się trąbką przy mono i nawet mi ją zepsuły ;] (nie wiem, o co chodzi, nie wygląda na uszkodzoną a nie działa...).
W drodze powrotnej poszlajałem się troszku po polu (piaski, podjazdy, nierówności) i po drodze krajowej dla przeciwwagi (w wakacyjny wieczór da się przeżyć). Oba wyzwania poszły bezbłędnie, za to zaliczyłem mocną glebę 400m od domu, na pustym, płaskim odcinku. ;] Tzn. ja wylądowałem na nogach, ale rozpędzone pod 20stkę mono na siodle szlifowało asfalt aż szły iskry. ;)))
I wyjeżdżając z gościny - druga porażka, nie mogłem ruszyć - za duża presja, za dużo oczu. ;p
/wpis bez foto - podziękujcie zepsutemu Bluetoothu ;p /
Asystent mechanika rowerowego ;) /Hrgn/
Piątek, 15 lipca 2016
Kategoria Nielicho
kilosy: | 35.20 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: | 0:00 |
Życie pisze zaskakujące scenariusze: w nieciekawych okolicznościach prawie 30 lat temu straciłem kontakt z wujkiem, po którym jednak "dziedziczę" cyklozę. Szkoda było - wspólna pasja a realizowana oddzielnie. Ba, z racji niedużej odległości nieraz nawet się mijaliśmy na trasie...
Rok temu, w okolicznościach zdecydowanie tragicznych doszło jednak do reaktywowania "stosunków dyplomatycznych" i od tego czasu troszku razem przejechaliśmy, sporo przegadaliśmy (90% o rowerach i okolicach, to rozumiem :> ) aż dziś zostałem (dorywczym) asystentem rzeczonego w charakterze mechanika rowerowego. :))
Przeżyłem parę horrorów, czym ten naród się przemieszcza 0_0 ale ogólnie, o ile nie ma presji czasowej, to dość przyjemne zajęcie.
Kto wie, może jak się wyrobię i podciągnę z islandzkiego ;) to rzucę wszystko i.. ;)
Póki co Islandię mamy w pogodzie, wczoraj 12-14 i lało non stop, a dziś wiało równie mocno, ale lało już tylko trochę a w porywach dochodziło do 16* - co uratowało mi honor, bo tym razem mogłem przycisnąć i nie skompromitowałem się przed wujem tak jak ostatnio, gdy wyprzedzał mnie pod górkę pedałując tylko lewą nogą. xD Chyba miałem swój dzień, bo na podjazdach pod silny wiatr czołowy nawet go zostawiałem - weterana niezliczonych wyścigów w dodatku na sprzęcie n razy lepszym... :>
A propos sprzętu - karnąłem się dziś rowerkiem, który przy 1 atm. w oponach toczył się lżej, niźli mój Huragan na ciśnieniu maks. dopuszczalnym... aż się prawie złamał mój upór antytechnologiczny. ;)
Rok temu, w okolicznościach zdecydowanie tragicznych doszło jednak do reaktywowania "stosunków dyplomatycznych" i od tego czasu troszku razem przejechaliśmy, sporo przegadaliśmy (90% o rowerach i okolicach, to rozumiem :> ) aż dziś zostałem (dorywczym) asystentem rzeczonego w charakterze mechanika rowerowego. :))
Przeżyłem parę horrorów, czym ten naród się przemieszcza 0_0 ale ogólnie, o ile nie ma presji czasowej, to dość przyjemne zajęcie.
Kto wie, może jak się wyrobię i podciągnę z islandzkiego ;) to rzucę wszystko i.. ;)
Póki co Islandię mamy w pogodzie, wczoraj 12-14 i lało non stop, a dziś wiało równie mocno, ale lało już tylko trochę a w porywach dochodziło do 16* - co uratowało mi honor, bo tym razem mogłem przycisnąć i nie skompromitowałem się przed wujem tak jak ostatnio, gdy wyprzedzał mnie pod górkę pedałując tylko lewą nogą. xD Chyba miałem swój dzień, bo na podjazdach pod silny wiatr czołowy nawet go zostawiałem - weterana niezliczonych wyścigów w dodatku na sprzęcie n razy lepszym... :>
A propos sprzętu - karnąłem się dziś rowerkiem, który przy 1 atm. w oponach toczył się lżej, niźli mój Huragan na ciśnieniu maks. dopuszczalnym... aż się prawie złamał mój upór antytechnologiczny. ;)
Ucieczka w Bory Dlnśl.
Niedziela, 10 lipca 2016
Kategoria Nielicho
kilosy: | 51.22 | gruntow(n)e: | 4.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Ucieczka przed upałami, choć nie tylko. ;)
Mimo że dochodziło w słońcu do 35*C to dało się przeżyć, bo tego słońca niewiele widziałem (lasy, trochu chmur) plus spory wiater.
Tylko na piaszczystych odcinakach 2 razy wyzionąłem ducha. ;p
Oczywiście nie mniej ważna była prędkość: w cieniu do 20km/h a w słońcu do 15. :D A w terenie poniżej 10. T-king, wybacz te drastyczne szczegóły. ;]
W Iłowej wciąż droga wojewódzka rozkopana, praktycznie bez zmian od 1,5 m-ca. Już nie wspominając o pobliskiej "autostradzie "Betonowe Schody" rodem z III Rzeszy - nie tylko nitka południowa nie jest robiona, ale w najbliższej perspektywie nie jest nawet planowana, co nie przeszkadzało zamknąć ją od dłuższego już czasu i cały ruch, w obu kierunkach, puszczać nitką północną. Kraina wiecznego remontu...
Byłem mile zaskoczony, że przeżyłem tą pogodę, aż tu pod koniec niemiła niespodzianka - zarwany mostek na Czernej i musiałem hamować i to na zjeździe. ;p I cały dzień zepsuty. ;)
/dobrze jednak, że nie odkręciłem obu hamulców jednocześnie.../
Takie tam obrazki:

Stare i nowe znaki dla czołgów. Jak widać, teraz czołgi mają już gąsienice a nawet antenkę. :) © mors
Niezły kontrast. Te stare to projektował chyba Szarik z Czterech Pancernych, a te nowe to ewidentnie jakiś pasjonat.

Droga ewakuacji medycznej :) chyba zamiast Pavulonu ;)) © mors
Znak jest na środku i w obie strony identyczny, więc chyba jadąc w kierunku "do mnie" trzeba jechać po prawej, czyli po mojej lewej.. ;]
PS. Wpis zawiera poranny dojazd do kościoła. Dyst. całk. roweru: 49.830.
Mimo że dochodziło w słońcu do 35*C to dało się przeżyć, bo tego słońca niewiele widziałem (lasy, trochu chmur) plus spory wiater.
Tylko na piaszczystych odcinakach 2 razy wyzionąłem ducha. ;p
Oczywiście nie mniej ważna była prędkość: w cieniu do 20km/h a w słońcu do 15. :D A w terenie poniżej 10. T-king, wybacz te drastyczne szczegóły. ;]
W Iłowej wciąż droga wojewódzka rozkopana, praktycznie bez zmian od 1,5 m-ca. Już nie wspominając o pobliskiej "autostradzie "Betonowe Schody" rodem z III Rzeszy - nie tylko nitka południowa nie jest robiona, ale w najbliższej perspektywie nie jest nawet planowana, co nie przeszkadzało zamknąć ją od dłuższego już czasu i cały ruch, w obu kierunkach, puszczać nitką północną. Kraina wiecznego remontu...
Byłem mile zaskoczony, że przeżyłem tą pogodę, aż tu pod koniec niemiła niespodzianka - zarwany mostek na Czernej i musiałem hamować i to na zjeździe. ;p I cały dzień zepsuty. ;)
/dobrze jednak, że nie odkręciłem obu hamulców jednocześnie.../
Takie tam obrazki:

Stare i nowe znaki dla czołgów. Jak widać, teraz czołgi mają już gąsienice a nawet antenkę. :) © mors
Niezły kontrast. Te stare to projektował chyba Szarik z Czterech Pancernych, a te nowe to ewidentnie jakiś pasjonat.

Droga ewakuacji medycznej :) chyba zamiast Pavulonu ;)) © mors
Znak jest na środku i w obie strony identyczny, więc chyba jadąc w kierunku "do mnie" trzeba jechać po prawej, czyli po mojej lewej.. ;]
PS. Wpis zawiera poranny dojazd do kościoła. Dyst. całk. roweru: 49.830.
Codzienność plus renowacje Krossa. Czyli codzienność. ;) /6-8.VII.16/
Piątek, 8 lipca 2016
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 44.32 | gruntow(n)e: | 1.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Tym razem sukces był niepełny...

Galeria porównawcza z renowacji Krossa (17 lat w soli, to boli) © mors
...albowiem zniszczenia były zbyt duże... :(
Celowo daję tak małe zdjęcia, bo sceny są zbyt drastyczne (przed) i niezbyt satysfakcjonujące - po.
Dziwne, że tak strasznie zardzewiała... Tutaj są tylko ujęcia od spodu kiery, bo stronę wierzchnią raz na ~5 lat odnawiałem, bo nie szło patrzeć. A strony spodniej udawałem, że nie widzę. ;)
Czyszczenie głównie piaskiem plus dopieszczanie mleczkiem do chromów. Pomimo staranności naleciało mi wszędzie pełno piachu i z niektórych zakamarków nie zdołałem go wyciągnąć, grrr! No i kolejna godzina wytopiona nadaremno... ;p
Co do wycieczki: w środę i czwartek tylko użytkowo, w piątek troszku więcej.
Krowa przydomowa. Jeszcze takiej kosiarki przed domem nie widziałem. A przynajmniej od ostatnich 25 lat...

Stwierdziłem, że GDDKiA publikuje nieprawdę, bo obwodnica Szprotawy miała być rzekomo odremontowana, a figę. ;p
/droga zbudowana ~10 lat temu od zera, remontowana chyba po 3 czy 4 latach metodą sterczących łat w liczbie tysiąc na kilometr, grrr... ;p /
Wiele samochodów tego nie wytrzymało ;)))

remontowałbym!! Znając moje tempo i drobiazgowość - to kończyłbym przy sztuczny świetle, bo by się Słońce zdążyło wypalić. ;D
A tu zajawka, co będzie w następnym odcinku:

Hamulce w renowacji a rower wciąż jedzie... Zresztą - i tak ich nie używałem ;) © mors
A! I jeszcze mordercy na DK: najpierw TIRowiec wyprzedza drugiego TIRa waląc centralnie na mnie z miną godną Banderowca (kierowca podejrzewany o bycie Ukraińcem) ale to drobiazg, ucieczka na pobocze na góralu to nie problem. Lepszy był następny zawodnik, w małym mobilku, który jak w końcu zajarzył, że wali centralnie na mnie, to dał ostro po... klaksonie! Pogonił mnie z mojego pasa ruchu, czyż to nie piękne? Miał szczęście, że jechałem Krossem, bo na Huraganie bym mu zrobił na złość i nie ustąpił...
Dyst. całk.: 49.779,0.

Galeria porównawcza z renowacji Krossa (17 lat w soli, to boli) © mors
...albowiem zniszczenia były zbyt duże... :(
Celowo daję tak małe zdjęcia, bo sceny są zbyt drastyczne (przed) i niezbyt satysfakcjonujące - po.
Dziwne, że tak strasznie zardzewiała... Tutaj są tylko ujęcia od spodu kiery, bo stronę wierzchnią raz na ~5 lat odnawiałem, bo nie szło patrzeć. A strony spodniej udawałem, że nie widzę. ;)
Czyszczenie głównie piaskiem plus dopieszczanie mleczkiem do chromów. Pomimo staranności naleciało mi wszędzie pełno piachu i z niektórych zakamarków nie zdołałem go wyciągnąć, grrr! No i kolejna godzina wytopiona nadaremno... ;p
Co do wycieczki: w środę i czwartek tylko użytkowo, w piątek troszku więcej.
Krowa przydomowa. Jeszcze takiej kosiarki przed domem nie widziałem. A przynajmniej od ostatnich 25 lat...

Stwierdziłem, że GDDKiA publikuje nieprawdę, bo obwodnica Szprotawy miała być rzekomo odremontowana, a figę. ;p
/droga zbudowana ~10 lat temu od zera, remontowana chyba po 3 czy 4 latach metodą sterczących łat w liczbie tysiąc na kilometr, grrr... ;p /
Wiele samochodów tego nie wytrzymało ;)))

remontowałbym!! Znając moje tempo i drobiazgowość - to kończyłbym przy sztuczny świetle, bo by się Słońce zdążyło wypalić. ;D
A tu zajawka, co będzie w następnym odcinku:

Hamulce w renowacji a rower wciąż jedzie... Zresztą - i tak ich nie używałem ;) © mors
A! I jeszcze mordercy na DK: najpierw TIRowiec wyprzedza drugiego TIRa waląc centralnie na mnie z miną godną Banderowca (kierowca podejrzewany o bycie Ukraińcem) ale to drobiazg, ucieczka na pobocze na góralu to nie problem. Lepszy był następny zawodnik, w małym mobilku, który jak w końcu zajarzył, że wali centralnie na mnie, to dał ostro po... klaksonie! Pogonił mnie z mojego pasa ruchu, czyż to nie piękne? Miał szczęście, że jechałem Krossem, bo na Huraganie bym mu zrobił na złość i nie ustąpił...
Dyst. całk.: 49.779,0.
Jak zrobić landrynki ze starych nakrętek? /dalsze renowacje Krossa/
Poniedziałek, 4 lipca 2016
Kategoria Nielicho, Standardowo
kilosy: | 28.52 | gruntow(n)e: | 0.50 |
czasokres: | śr. km/h: |
Na 100kkm to chyba zgłoszę swojego górala do listy światowego dziwactwa dziedzictwa UNESCO ;) a póki co wdrażam nową strategię, mającą na celu uszanowanie wieku i dorobku roweru. ;p
Czyli: koniec z jazdą po soli (na tym rowerze, nie że w ogóle... ), w błocie, w ulewach, w pustynnych burzach no i w upałach (to ostatnie to bardziej dla mojego dobra - żeby się mniej męczyć).
Dziś akurat stał się cud: środek lata, a tu bez upałów, bez burz i deszczy a nawet bez duchoty. O_O
Miałem kopsnąć się gdzieś dalej, ale nie wziąłem kasiory na żarcie i tylko dojechałem do lasu - na obiadokolację z jagód. ;p
Przez ostatnie parę dni bez jazdy co nieco się w rowerze zmieniło. Mała rzecz, a cieszy:

Renowacja nakrętki przedniej osi (prawie 50kkm i 17 lat... i zim...) © mors
Jak widać rdzy nie było wiele, bo większość nakrętek często-gęsto smaruję (najczęściej w spreju, bo szybciej). Obfitość łatwo poznać po ilości syfu jaki się poprzylepiał... no ale przynajmniej nie ma poważnej rdzy - po kilku zimach odkręcają się normalnie.
Ale to jeszcze nic! Nakrętki tylnej osi miały już tak bardzo zajechane łby (z uwagi na zły dostęp często kombinowało się z odkręcaniem czym popadnie...) - że aż musiałem je parę tygodni temu wymienić na nowe (sic!), co zresztą widać parę wpisów wcześniej (zdjęcia z renowacji osłony przerzutki). Nowożytne nakrętki mają pełne, obłe łby kryjące oś, ale wyglądały dość tandetnie no i przede wszystkiem nie były z epoki, co nie dawało mi spokoju. ;p Na szczęście nie wyciepałem tych starych i wytrenowawszy się na tych przednich - wziąłem się i za te Frankensteiny...

Renowacja nakrętki tylnej osi (prawie 50kkm i 17 lat... i zim...) © mors
Tu już było ostre rzeźbienie ruską szlifierką, papiery ścierne nie miały już sensu. Oczywiście po szlifierce nastąpiła "papierkowa robota" - najpierw 100, potem 160 i na koniec 600. Zdjęcia nie oddają tego idealnie, ale siląc się na benedyktyńską cierpliwość i zegarmistrzowską precyzję odtworzyłem wszystkie możliwe krzywizny i przejścia płaszczyzn nieomal do stanu fabrycznego. Za to estetyka jest zdecydowanie powyżej stanu fabrycznego - dość powiedzieć, że jak teraz jadę, do się gapię na wszystkie cztery "landrynki". :) W ostrym słońcu potrafią wręcz oślepiać!
Oczywiście na każdą nakrętkę poszła konserwacja najlepsza jak umiałem:od wewnątrz wysmarowane smarem a z zewnątrz, zbryzgane lakierem bezbarwnym (w celach estetyczno - antykorozyjnych). Także i tu z dochowaniem możliwie maksymalnej staranności - dwie warstwy lakieru w przewidzianym przez producenta odstępie czasu tudzież odległości bryzgania.
Ciekawe, jak będą wyglądały za następne 17 lat. Najlepiej gdybym mógł je widzieć w dwóch wersjach: jeżdżone zimą i niejeżdżone...
PS. ostre szlifowanie cieszy, bo to przecież spadek masy (nadrobionej później lakierem...) ;) ale i rodzi pewien problem - teraz nakrętki są niewymiarowe i jakikolwiek klucz do nich nie pasuje. ;] Ale i na to jest sposób: owinąć nakrętkę ręczniczkiem kuchennym - co ma dodatkową, wielce pożądaną zaletę - nie uszkadza się lakier! :))
Dyst. całk.: 49.734,7
Czyli: koniec z jazdą po soli (na tym rowerze, nie że w ogóle... ), w błocie, w ulewach, w pustynnych burzach no i w upałach (to ostatnie to bardziej dla mojego dobra - żeby się mniej męczyć).
Dziś akurat stał się cud: środek lata, a tu bez upałów, bez burz i deszczy a nawet bez duchoty. O_O
Miałem kopsnąć się gdzieś dalej, ale nie wziąłem kasiory na żarcie i tylko dojechałem do lasu - na obiadokolację z jagód. ;p
Przez ostatnie parę dni bez jazdy co nieco się w rowerze zmieniło. Mała rzecz, a cieszy:

Renowacja nakrętki przedniej osi (prawie 50kkm i 17 lat... i zim...) © mors
Jak widać rdzy nie było wiele, bo większość nakrętek często-gęsto smaruję (najczęściej w spreju, bo szybciej). Obfitość łatwo poznać po ilości syfu jaki się poprzylepiał... no ale przynajmniej nie ma poważnej rdzy - po kilku zimach odkręcają się normalnie.
Ale to jeszcze nic! Nakrętki tylnej osi miały już tak bardzo zajechane łby (z uwagi na zły dostęp często kombinowało się z odkręcaniem czym popadnie...) - że aż musiałem je parę tygodni temu wymienić na nowe (sic!), co zresztą widać parę wpisów wcześniej (zdjęcia z renowacji osłony przerzutki). Nowożytne nakrętki mają pełne, obłe łby kryjące oś, ale wyglądały dość tandetnie no i przede wszystkiem nie były z epoki, co nie dawało mi spokoju. ;p Na szczęście nie wyciepałem tych starych i wytrenowawszy się na tych przednich - wziąłem się i za te Frankensteiny...

Renowacja nakrętki tylnej osi (prawie 50kkm i 17 lat... i zim...) © mors
Tu już było ostre rzeźbienie ruską szlifierką, papiery ścierne nie miały już sensu. Oczywiście po szlifierce nastąpiła "papierkowa robota" - najpierw 100, potem 160 i na koniec 600. Zdjęcia nie oddają tego idealnie, ale siląc się na benedyktyńską cierpliwość i zegarmistrzowską precyzję odtworzyłem wszystkie możliwe krzywizny i przejścia płaszczyzn nieomal do stanu fabrycznego. Za to estetyka jest zdecydowanie powyżej stanu fabrycznego - dość powiedzieć, że jak teraz jadę, do się gapię na wszystkie cztery "landrynki". :) W ostrym słońcu potrafią wręcz oślepiać!
Oczywiście na każdą nakrętkę poszła konserwacja najlepsza jak umiałem:od wewnątrz wysmarowane smarem a z zewnątrz, zbryzgane lakierem bezbarwnym (w celach estetyczno - antykorozyjnych). Także i tu z dochowaniem możliwie maksymalnej staranności - dwie warstwy lakieru w przewidzianym przez producenta odstępie czasu tudzież odległości bryzgania.
Ciekawe, jak będą wyglądały za następne 17 lat. Najlepiej gdybym mógł je widzieć w dwóch wersjach: jeżdżone zimą i niejeżdżone...
PS. ostre szlifowanie cieszy, bo to przecież spadek masy (nadrobionej później lakierem...) ;) ale i rodzi pewien problem - teraz nakrętki są niewymiarowe i jakikolwiek klucz do nich nie pasuje. ;] Ale i na to jest sposób: owinąć nakrętkę ręczniczkiem kuchennym - co ma dodatkową, wielce pożądaną zaletę - nie uszkadza się lakier! :))
Dyst. całk.: 49.734,7
Kożuchów i końcówa czerwca /Hrgn/
Czwartek, 30 czerwca 2016
Kategoria Standardowo, Nielicho
kilosy: | 68.50 | gruntow(n)e: | 0.10 |
czasokres: | śr. km/h: |
Miałem dylemat egzystencjalny, czy w czerwcu przebijać wynik z maja i kontynuować przedwcześnie rozpoczęty wzrost na wykresie rocznym czy zignorować ten majowy wyskok ponad normę i udawać, że "Polacy, nic się nie stało". ;) Wszak minimum powinno być w lipcu...
Ale trafiło się pod wieczór idealne okienko pogodowe, a w tego burzliwego lata niepodobna tego nie docenić...
W Kożuchowie stwierdziłem, że nic się nie zmieniło, nawet to, co miało się zmienić. :)

Makieta Kożuchowa i Huragan a'la ostre koło (bez hamulca i bez licznika) © mors
Wciąż jeszcze nie mam nowego licznika (dystanse z map) i nie bardzo za nim tęsknię - nie dość, że rower lżejszy :) to jeszcze mniej stresujący - nie dobija mnie nic i nie stresuje (średnia prędkość). ;p Ponadto przednie widełki cieszą oko czystą formą (bez sensorka no i oczywiście bez hamulców ;p
).
Na szczęście "odkryłem" parę nowych zakątków, więc wyjazd wartościowy. ;)
Wpadło też kilka ładnych podjazdów na skraju Wzgórz Dalkowskich, w tym najbardziej znany podjazd na Cisów (najdłuższy, najstromsze 100m i największe przewyższenie w rejonie W.D.), który niejednego już zaskoczył. ;p Pomimo świecącego słońca wjechany na blacie ze sporym zapasem. ;p
Cała trasa o suchym pysku - przed wyjazdem też nic nie piłem, bo myślałem, że kupię se na wioskach, a tu wszystko pozamykane. o_O Za każdym razem myślałem "Polacy, nic się nie stało" aż w końcu dojechałem do domu, choć pod koniec musiałem zwolnić do poziomu oddechu spoczynkowego. Czyli tak gdzieś o 1,5km/h. :D
Drugi raz w życiu jechałem ze słuchawkami na uszach, pierwszy raz od 9 m-cy. ;] Sam nie wiem, czemu tak rzadko, bo na lokalnych, obmierzłych trasach to dobre rozwiązanie. Tym razem leciała radiowa Jedynka, gdzie prawie cały czas lecą "pogadanki". A tematy lekkie nie były: polityka i religia. :) Ale to i tak o wiele lżej dla mózgu niż jak pozwalam mu na samorzutną gonitwę myśli. :D
Śr: 13 km
Czw: 8 użytkowo +47,5 kożuchowo
Ale trafiło się pod wieczór idealne okienko pogodowe, a w tego burzliwego lata niepodobna tego nie docenić...
W Kożuchowie stwierdziłem, że nic się nie zmieniło, nawet to, co miało się zmienić. :)

Makieta Kożuchowa i Huragan a'la ostre koło (bez hamulca i bez licznika) © mors
Wciąż jeszcze nie mam nowego licznika (dystanse z map) i nie bardzo za nim tęsknię - nie dość, że rower lżejszy :) to jeszcze mniej stresujący - nie dobija mnie nic i nie stresuje (średnia prędkość). ;p Ponadto przednie widełki cieszą oko czystą formą (bez sensorka no i oczywiście bez hamulców ;p
).
Na szczęście "odkryłem" parę nowych zakątków, więc wyjazd wartościowy. ;)
Wpadło też kilka ładnych podjazdów na skraju Wzgórz Dalkowskich, w tym najbardziej znany podjazd na Cisów (najdłuższy, najstromsze 100m i największe przewyższenie w rejonie W.D.), który niejednego już zaskoczył. ;p Pomimo świecącego słońca wjechany na blacie ze sporym zapasem. ;p
Cała trasa o suchym pysku - przed wyjazdem też nic nie piłem, bo myślałem, że kupię se na wioskach, a tu wszystko pozamykane. o_O Za każdym razem myślałem "Polacy, nic się nie stało" aż w końcu dojechałem do domu, choć pod koniec musiałem zwolnić do poziomu oddechu spoczynkowego. Czyli tak gdzieś o 1,5km/h. :D
Drugi raz w życiu jechałem ze słuchawkami na uszach, pierwszy raz od 9 m-cy. ;] Sam nie wiem, czemu tak rzadko, bo na lokalnych, obmierzłych trasach to dobre rozwiązanie. Tym razem leciała radiowa Jedynka, gdzie prawie cały czas lecą "pogadanki". A tematy lekkie nie były: polityka i religia. :) Ale to i tak o wiele lżej dla mózgu niż jak pozwalam mu na samorzutną gonitwę myśli. :D
Śr: 13 km
Czw: 8 użytkowo +47,5 kożuchowo
Upały, nawałnice i renowacje Krossa (25-27.VI.2016)
Poniedziałek, 27 czerwca 2016
Kategoria Nielicho
kilosy: | 45.12 | gruntow(n)e: | 0.90 |
czasokres: | śr. km/h: |
W sobotę w pogodzie było wszystko, oprócz śniegu i deszczu meteorytów. ;) Nawet gradobicie było. :)
Późnym wieczorem stał się cud - przez godzinę nie lało, nie wiało, nie błyskało i nie paliło, toteż udało się jednak troszku przewietrzyć.Pozbierałem z dróg połamane gałęzie i zaskoczyłem się bocianem żerującym grubo po 20stej.
Zaskoczyła mnie też GDDKiA - wyczyścili do gołej ziemi rowy w miejscach gdzie ostatnio były wypadki (masakra, praktycznie co pińcet metrów...) o co ostatnio apelowałem na tym blogu - czyżby mnie czytali? ;)
Tymczasem coraz bardziej streszczam się z renowacją Krossa, by zdążyć na 50kkm (na dziś mamy 49.706). Oto owoce prac trzech popołudni:

Jarzemko siodełka po 17 latach (i zimach!) przed i po renowacji (mimo dołożenia wszelkich starań porysowało się trochę podczas montażu części) © mors

Odnowiona jarzemko, strona B. Była rdza, a jest lustro. ;) © mors
Co prawda siodełko właściwe miejscami już w strzępach, a i jarzemko pod ręką miałem w ładnym stanie, ale to nie ważne: ma być oryginał, AD 1999. Inaczej nie przyjmą mi go do muzeum. ;)
Klimat retro był moją inspiracją, użyta farba w moim odczuciu dobrze oddaje wiek podzespołów swą barwą, natomiast jakościowo wyszło zbyt dobrze. ;]
Czyszczony był nawet gwint śruby i nakrętki, części wewnętrzne (niewidoczne) jarzemka a malowanie części niedemontowalnej bez zapaćkania siodełka o mało mnie nie wykończyło psychicznie. ;]
jarzemko potraktowane farbą antykorozyjną a po wyschnięciu, razem z śrubą i nakrętką - lakierem bezbarwnym. Ponadto śruba nasmarowana. Kilka godzin zabawy a przy montażu (na wcisk) i tak się wszystko porysowało. ;p
Drugi temat:

Osłona przerzutki po 17 latach (i zimach!) przed i po renowacji © mors
Niezła masakra... nie tylko sól tu szalała, ale i widoczne są uszkodzenia mechaniczne (głównie przytarcia o krawężniki).
Podobnie jak z jarzemkiem, najpierw kombinowałem z ręcznym wypiaskowaniem, z nikłymi efektami.
Zwłaszcza resztki farby nie chciały zejść, toteż poszedłem na całość, i odpaliłem ruską szlifierkę. Farba zeszła, a wraz z nią trochę żelaza - pojawiły się szczerby. No to znów piasek. ;p Ostatecznie jednak lepszy okazał się papier ścierny, ale szczerby były wciąż widoczne. ;p
Na szczęście ta farba jest gruba i elastyczna i wszystko ładnie kryje.
Jest to "srebrno-szary młotkowy" i efekt obijania młotkiem jest co najmniej ciekawy. Trochę awangardowy, a trochę "patynowy", co było moją inspiracją. ;] Tym razem bez lakieru bezbarwnego, efekt jest wystarczająco efektowny i efektywny.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na srebrne części przerzutki (stal chro-mo?) - one tak wyglądają od nowości, przelały się po nich hektolitry solanki, nigdy nie były odnawiane ani konserwowane i wciąż wyglądają jak nowe! Nie można by tak całego roweru zrobić?
Producentów preparatów nie podaję, bo jednak za dużo osób tu zagląda, bym reklamował za darmo. ;p
A w niedzielę kopsłem się nad Kwisę, na "katarakty", tamże mała plaża i punkt wysiadkowy kajakarzy (blisko ujścia do Bobru). Było już to nieraz na blogu, ale tym razem zaskoczyło mnie coś: więcej Czechów niż Polaków (licząc samochodami 4:3). To jednak w te stronę też można jechać? Bo już myślałem, że wyłącznie nasi w tamtą potrafią...
Tzn. pojedyncze okazy Pepików widywało się i w górach i nad Bałtykiem, ale grupowej wycieczki w nizinnym lesie i to ~120 km od granicy to zdecydowanie nigdy. Ogólnie jakoś więcej Knedlików ostatnio widuję - z dala od większych atrakcji turystycznych. Jeszcze rozumiem DW 297 (południe-północ) ale żeby po DK12 (wsch-zach), to nie mam pojęcia, po co.
A w poniedziałek tylko użytkowo, mimo uspokojonej pogody (czasobrak ;p ).
Późnym wieczorem stał się cud - przez godzinę nie lało, nie wiało, nie błyskało i nie paliło, toteż udało się jednak troszku przewietrzyć.Pozbierałem z dróg połamane gałęzie i zaskoczyłem się bocianem żerującym grubo po 20stej.
Zaskoczyła mnie też GDDKiA - wyczyścili do gołej ziemi rowy w miejscach gdzie ostatnio były wypadki (masakra, praktycznie co pińcet metrów...) o co ostatnio apelowałem na tym blogu - czyżby mnie czytali? ;)
Tymczasem coraz bardziej streszczam się z renowacją Krossa, by zdążyć na 50kkm (na dziś mamy 49.706). Oto owoce prac trzech popołudni:

Jarzemko siodełka po 17 latach (i zimach!) przed i po renowacji (mimo dołożenia wszelkich starań porysowało się trochę podczas montażu części) © mors

Odnowiona jarzemko, strona B. Była rdza, a jest lustro. ;) © mors
Co prawda siodełko właściwe miejscami już w strzępach, a i jarzemko pod ręką miałem w ładnym stanie, ale to nie ważne: ma być oryginał, AD 1999. Inaczej nie przyjmą mi go do muzeum. ;)
Klimat retro był moją inspiracją, użyta farba w moim odczuciu dobrze oddaje wiek podzespołów swą barwą, natomiast jakościowo wyszło zbyt dobrze. ;]
Czyszczony był nawet gwint śruby i nakrętki, części wewnętrzne (niewidoczne) jarzemka a malowanie części niedemontowalnej bez zapaćkania siodełka o mało mnie nie wykończyło psychicznie. ;]
jarzemko potraktowane farbą antykorozyjną a po wyschnięciu, razem z śrubą i nakrętką - lakierem bezbarwnym. Ponadto śruba nasmarowana. Kilka godzin zabawy a przy montażu (na wcisk) i tak się wszystko porysowało. ;p
Drugi temat:

Osłona przerzutki po 17 latach (i zimach!) przed i po renowacji © mors
Niezła masakra... nie tylko sól tu szalała, ale i widoczne są uszkodzenia mechaniczne (głównie przytarcia o krawężniki).
Podobnie jak z jarzemkiem, najpierw kombinowałem z ręcznym wypiaskowaniem, z nikłymi efektami.
Zwłaszcza resztki farby nie chciały zejść, toteż poszedłem na całość, i odpaliłem ruską szlifierkę. Farba zeszła, a wraz z nią trochę żelaza - pojawiły się szczerby. No to znów piasek. ;p Ostatecznie jednak lepszy okazał się papier ścierny, ale szczerby były wciąż widoczne. ;p
Na szczęście ta farba jest gruba i elastyczna i wszystko ładnie kryje.
Jest to "srebrno-szary młotkowy" i efekt obijania młotkiem jest co najmniej ciekawy. Trochę awangardowy, a trochę "patynowy", co było moją inspiracją. ;] Tym razem bez lakieru bezbarwnego, efekt jest wystarczająco efektowny i efektywny.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na srebrne części przerzutki (stal chro-mo?) - one tak wyglądają od nowości, przelały się po nich hektolitry solanki, nigdy nie były odnawiane ani konserwowane i wciąż wyglądają jak nowe! Nie można by tak całego roweru zrobić?
Producentów preparatów nie podaję, bo jednak za dużo osób tu zagląda, bym reklamował za darmo. ;p
A w niedzielę kopsłem się nad Kwisę, na "katarakty", tamże mała plaża i punkt wysiadkowy kajakarzy (blisko ujścia do Bobru). Było już to nieraz na blogu, ale tym razem zaskoczyło mnie coś: więcej Czechów niż Polaków (licząc samochodami 4:3). To jednak w te stronę też można jechać? Bo już myślałem, że wyłącznie nasi w tamtą potrafią...
Tzn. pojedyncze okazy Pepików widywało się i w górach i nad Bałtykiem, ale grupowej wycieczki w nizinnym lesie i to ~120 km od granicy to zdecydowanie nigdy. Ogólnie jakoś więcej Knedlików ostatnio widuję - z dala od większych atrakcji turystycznych. Jeszcze rozumiem DW 297 (południe-północ) ale żeby po DK12 (wsch-zach), to nie mam pojęcia, po co.
A w poniedziałek tylko użytkowo, mimo uspokojonej pogody (czasobrak ;p ).