thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2018

Dystans całkowity:841.21 km (w terenie 16.40 km; 1.95%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:40.06 km
Więcej statystyk

58 kkm na Krossie

Sobota, 20 października 2018
kilosy:69.10gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
100 kkm na oryginalnych hamulcach jest moją inspiracją, dziś przekroczyłem 58 kkm, czyli do celu zostało 42%.

Takie tam wieczorem, sprawdzić, czy skończyli remont DW 297 we Wrociszowie (przed Nową Solą). Skończyli, wszak wybory... ;)
Dojazd za widnego i nawet trochę z wiatrem, trochę ze słońcem, a powrót dokładnie odwrotny ;]
Tzn. bez wiatru, zgodnie z prognozami, ale za to z mżawką, której na 94% miało nie być. ;]

Nareszcie rozbierają linię kolejową nr 371, nieczynną od ponad 20 lat... i przez tyle lat szyny niepotrzebnie sterczały w kilku miejscach drogi, paranoja...

Po śladzie tej linii ma być utworzona wielka DDRka. Ale to już nie za moich czasów...

A na koniec dedykacja dla T-kinga. ;p

Zwracam uwagę, jak wiele firm i instytucji się w to zaangażowało...

Niniejszym była to 1000. wycieczka w kategorii "Nielicho". ;))

Ciekawostka: po tym wpisie mam równe 57 000,00 km na BS - co do 10 metrów. O tyle ciekawe, że wyszło tak zupełnym przypadkiem. :O

18 przełożeń i tylko jedna przerzutka :) (tuning Huragana)

Czwartek, 18 października 2018
kilosy:18.20gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Huraganowi stuknęło 20 040 km i przyszedł czas na wymianę korby. Do tej pory popylał na fabrycznej: 2 tarcze (38 i 48T), no a z tyłu 6 rzędowy wolnobieg. :) Całe 12 biegów do dyspozycji. ;]
W związku z przePROwadzką w góry (prawie) uznałem, że bez młynka się nie obędzie i szukałem korby tak około 42/30T, ale wybór dwurzędówek okazuje się być bardzo mały, praktycznie tylko szosowe typu 52/30 i ewent. terenowe typu 34/24, toteż ostatecznie stanęło na przebudowie roweru na klasyczną, MTBowską korbę 48/38/28. Najlepsze jest to, że wyciepałem przednią przerzutkę i zakładać jej nie zamierzam. :D Na nizinach będę rzadko, a jak już, to na 48T, po Jeleniej i innych pagórkach na 38T a w prawdziwych górach na 28T. Przy tak wyraźnie rozgraniczonych strefach geograficznych, to będą średnio dwie zmiany biegów z przodu dziennie, co bez trudu można wykonać ręcznie/płetwnie. :D
No i w dalszym ciągu jeżdżę tylko z jednym hamulcem. ;p Jak widać, rower objechał pół świata (20kkm) i jakoś żyję. ;p Choć teraz będzie ciężej...

Niestety, dodatkowa tarcza to większa masa, więc chyba powrócę do oryginalnego siodła kolarskiego od Rometa (aktualne jest żelowe). ;p

Rzecz ciekawa - do serwisu dojechałem normalnie (tzn. jak na Huragana ;p ) a odebrałem rower z kapciem :> oczywiście serwisant mi godo, że to ni un. :> A nie było to żadne rozszczelnienie - dziura, jak w budżecie Nowoczesnej!
Policzyli mi za dętkę, ale wymiana niby gratis. ;>

No i jeszcze zaległa anegdota z mojego nowego igloo: mój sąsiad wraz z jego funflem Grekiem (obaj 70+) są zachwyceni moim Huraganem :D
Niech ktoś poda Katanie szklankę wody i czytajcie dalej. :)
Rozpływali się w zachwytach nie tylko mi to mówiąc, co można by poczytać jako niekoniecznie autentyczną grzeczność, ale także zupełnie na osobności, gdy nie wiedzieli, że ich słyszę. :D:D
I co miałem robić? Udawać Greka? ;))









Dystans z dni: 16-18.X.2018

Mors-kie oko Krossa tuczy (serwis)

Środa, 17 października 2018
kilosy:47.40gruntow(n)e:2.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Pomyślałem, że trzeba podpicować Krossa przed przeprowadzką do Jeleniej, żeby nie było wstydu w przypadku spotkania pewnej jeleniogórskiej Olimpijki jeżdżącej rowerami tejże marki. :)

Mianowicie miałem luzy na korbie - dokręcanie na nic się nie zdało, wymiany wymagał wkład suportu, nieźle sponiewierany przez solne kąpiele - słabo już się kręcił i zgrzytał.
Całe dzisiejsze serwisowanie obserwowałem z bliska, pacząc serwisantowi po rękach i tłumacząc, co źle robi. :D
A zabawy było chyba na godzinę, bo nie szło ściągnąć korb (uszkodzony gwint, dziwna sprawa), więc pozostało wybijanie ich radzieckim czujnikiem (młotem). A i to nie szło, dopiero jak zawołali większego osiłka, to poszło, ale przetarcia doznał spód (mufa), a całym rowerem miotało, jak szatan przysłowiową lawetą. Wolałbym tego nie widzieć... :(((
SuportStats:
I (oryginalny, łożyska kulkowe): 21 kkm, ok. 11 lat
II (zamiennik, łożyska maszynowe): 37 kkm, ok. 8 lat

Ponadto wzięliśmy się za przednią piastę, która od dawna ma luzy... na które nie było rady. :>
Raz była wymieniana oś i 2 czy 3 razy dokręcana, a luz błyskawicznie się odradzał. ;>
Tym razem piasta została wyregulowana za mocno - koło nie ma luzu, ale kręci się z lekkim oporem, i teoretycznie jak się wyrobi, to będzie w sam raz. Ponoć tak się robi, ale pierwsze słyszę...

Przebieg Krossa do serwisu: 57.925,34 km.
Rower jeździ teraz jak ta lala: na prostej jedzie na wprost, na zakrętach skręca dokładnie tak, jak chcę, a na wybojach miota nim o połowę mniej, no i trochę łatwiej się pedałuje, pomimo ściśniętej piasty. K78 może mi tylko zazdrościć. ;))

Powrót na dwa rowery (Huragan wleczony, bo lżejszy), gdyż oba były robione.

Wpis obejmuje przebiegi użytkowe w dn. 15-17.X.2018.

Foto na dziś - wojskowe motóry, rzadki widok:

/literki UK nie mają nic wspólnego z Ukrainą ani z Unitedowanym Kingdomem. U - pojazd wojskowy, K - motór bądź traktór wojskowy/

Przeminęło z wiatrem (powrót z Jeleniej z halnym w plecy) /Hrgn/

Niedziela, 14 października 2018
kilosy:118.10gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
No nareszcie dłuższa trasa zgrała się z wiatrem, i to nielichym, bo fenowym ("halnym").
A jak fen, to i skrajnie suche powietrze i abstrakcyjne temperatury: startując o 10 nad ranem z Jeleniej w połowie października spodziewać się można prędzej przymrozków niż "przyupałów", a były 22*C w cieniu! :OOO
Później przekroczyło nawet 25 w cieniu i 30 w słońcu!!! Co przy srogich podjazdach Pogórza dało mi nieźle popalić, pomimo jazdy na letniaka, oczywiście.


Takie sceny tylko w Jeleniej...


Wyjazd z miasta jak zwykle ciężki - patrząc cały czas za siebie...


To też na mieście. 100 metrów od międzynarodowej drogi E65. :)


Relikt na bazarku...


Krajobraz, jak po przejściu Huraganu ;)))

Żeby nie było za łatwo z tym wiatrem, to pojechałem trasą najbardziej pagórkowatą (na północ od Lubomierza)

/Tamże nakręcali "Sami swoi" tudzież parę innych filmów/

- droga tamże wiedzie na przełaj przez serię konkretnych wzgórz (grzbietów), bez żadnego trawersowania bokami i tego typu ściemy.
Na najostrzejszym podjeździe było ciężko nawet na najniższym przełożeniu (38:26 - brak młynka :/ ) i to mimo wiatru w plecy. 

Emerytki na stromiźnie.


Typowy widok...


Dla Evity - ruiny (fragment) klasztoru Magdalenek w Nowogrodźcu. ;)

Dla 'oelka' - mokolotywka w Zebrzydowej:


Tamże, na stacji, odwiedziłem najstarszy bluszcz w PL: 150 lat. Nie widziałem go już parę lat, ale nic się nie zmienił. ;)


Ot, pnącze. ;)
Bydle praktycznie nie jest reklamowane, a nawet na miejscu nie ma jakiejkolwiek tabliczki info, ani drogowskazu. :/

No i jeszcze dedykacja dla mnie samego ;p

NRD-owski konkurent Żuka. Wielka rzadkość na wschodzie (względem NRD). ;)

A gdy w końcu doczłapałem do nizin, to ostatnie ~60 km było relaksem. Czasami wyjazd po bułki bardziej mnie zmęczył niż dzisiejsze 118 km. ;]

A jeśli dobrze pamiętacie, to Huragan nie ma już przedniej przerzutki, co nie znaczy, że cały czas jeżdżę na tarczy 38T - otóż biegi zmieniam sobie ręcznie. :D Po górach na 38T, a na nizinach przestawiam na 48T i tak już do domu. Przy takiej trasie, z wyraźnie wydzielonymi częściami płaskimi i górzystymi, taki patent ma sens - zyskuję na wadze roweru, praktycznie nic nie tracąc. ;p

Niniejszym był to 999. wpis w kategorii "Nielicho" ;) jak również przekroczyłem 2O OOO km na Huraganie. I wciąż jest na chodzie. ;p

Na koniec wrzucam powitanie. ;)

Podgorska codziennosc ;) /12-13.X.2018, Hrgn/

Sobota, 13 października 2018
kilosy:41.80gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo, Standardowo
Doszlo juz do tego, ze wciepuje pierwsza w zyciu zbiorowke z gorskiego pobytu - czyli jest asymilacja. ;)
Po prawdzie nie ma co tez czaskac wpisow na sile, gdy wiekszosc czasu zajmuje sie swoim igloo, czego zasadniczo nie lubie...
Ale - czyz mozna narzekac, gdy siedzac na parapecie i uszczelniajac okna drugim okiem mozna gapic sie na gory??
Mozna. Jesli sie zagapi i spadnie. ;))

Co ciekawe, to nikt, tak w realu jak i w netach, nie zapytal mnie, czy mam widok z mieszkania na gory... Mam, ale minimalny. :p
Swoja droga siedzac po poludniu w oknie autentycznie sie przegrzalem - w polowie pazdziernika, u stop gor! :>

Rowerem jezdzilem glownie uzytkowo po miescie i nie wspominam tego najlepiej. Mijani piesi i kierowcy tym bardziej. ;)))

Ciekawym odkryciem byla oaza plaskosci (potrzebna do jazdy bezhamulcowej Krossem) oraz wiejskosci, potrzebna by odpoczac od zgielku tak wielkiego (jak na mnie :p) miasta: oto ul. Nadbrzeżna - ponad 2 km ciszy, a wrecz wiochy (kury, traktóry!) wzdluz rzeki Kamienna, dla ktorej jest to chyba jedyna w zyciu okazja do wyciszenia - pare km w gore jest to dziki, gorski potok...

A rownolegle biegnie DK 3 oraz glowna arteria miasta, ktora na tym odcinku ma kilka razy sygnalizacje swietlna w pagorkowatym rejonie, brrr! ;)
Wlasnie ruszyl przetarg na odbudowe tej cichej uliczki, wiec Kross bedzie mial tu swoj nizinny azyl. ;)

Takie tam z dzielnicy Zabobrze:

po lewej Gora SzybowcowaSzybowcowa, po prawej Łysa Góra...

A wieczorem zaatakowalem gore Godzisz (506m), ktora jest o tyle fajna, ze dzika, bez szlakow, i mozna ja sobie odkryc. ;)

Po prawej Śnieżka a po lewej ruiny Celwiskozy. Rzec by mozna: takie tam kolo domu. :)

A tu slynna wycinka wzdluz torow - czasami 15 metrow oznacza forsowanie niezlego wzgorza...

/w tle Stare Miasto/
Drwale utrudzili sie tak bardzo, ze zostawili po sobie mnostwo puszek i innych smieci. :/ Oczywiscie ile moglem, to zabralem...

Tym razem sie poddalem (PKP/Hrgn)

Czwartek, 11 października 2018
kilosy:20.80gruntow(n)e:0.60
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Znow wialo z poludnia, i to "halnym", wiec na pogorzu, na podjazdach, bym sie zajechal na cacy. Tak wiec z gory sie poddalem i wsiadlem w pociag. :/ Ale, coby nie bylo za latwo, to pojechalem do dalszej stacji, w Malomicach (13 km pod wiatr), na co przeznaczylem 1,5 godziny ;D a ze uwinalem sie raptem w jedna godzine ;] to jeszcze sobie poplazowalem nad zalewem w Malomicach. Slonce grzalo, az pieklo, a w cieniu bylo 25*C :0 w drugiej dekadzie pazdziernika!


Nad zalewem w Małomicach. Zaraz go uduszą... o_O

W pociagu malo kto mowil po polsku :0 ukry plus rumunki... Nie tak to sobie wyobrazalem, gdy PIS obejmowal wladze. ;))

Po wyladowaniu w Jeleniej pojechalem jeszcze do sklepow, jak zwykle gubiac sie na Zabobrzu (po ciemku). :p

Wieczor byl niesamowity: cieply, fenowy wiatr dawal 18*C sporo po zachodzie slonca. :0

Nagły powrót z Jeleniej /Hrgn/

Środa, 10 października 2018
kilosy:30.50gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo

O 6:30 nad ranem dzwoni telefon ze starej Morosownii:
- morsie ;) przyszło zawiadomienie, że dziś o 14stej masz szkolenie dla członków komisji wyborczych!
- o, rychło w czas... A kiedy przyszło? ;>
- w poniedziałek...

No i cały misterny plan na środę, a nawet na cały tydzień, poszedł się paść. ;]
Rzuciłem wszystko i pojechałem, częściowo pociągami (do Konina Ż.), częściowo na rowerze, i jeszcze prawie 3 godziny zapasu miałem :O

A poranek był epicki: na mieście (w Kotlinie) mgły i przedsmak smogu ;) a wyjeżdżając z Kotliny, na grzbietach okolicznych wzgórz powietrze krystaliczne tak bardzo, że w promieniach wschodzącego słońca widać było tysiące szczegółów na odległych o 20 km Karkonoszach. *-* <3 A w dole wielka misa białej zawiesiny, skrywająca Jelenią Górę....

W pociągach były niezłe klimaty: najpierw taka jedna, zdawałoby się całkiem normalna, zaczęła głośno opowiadać przez telefon swojej mamie szczegóły rozstania ze swoim partnerem. o_O Szczegóły zdecydowanie przykre, a ona mówiła to takim samym neutralnym tonem, jak chwilę wcześniej o pogodzie. O_O
A później jakaś MAKOLĄGWA przywaliła się do mojego Huragana :D Otóż szynobus był malutki (jednoczonowy), więc postawiłem swój sprzęt Z BOKU, koło WuCeta, a ta MAKOLĄGWA zaczęła się ciskać, że "ten rower to powinien stać gdzieś Z BOKU!"
xD

Szkolenie komisji trwało ponad 1,5 godziny, bo od razu ustalaliśmy wyniki, haha. ;p

Później jeszcze tu i tamże i tak zgubiłem okulary pociemniane. ;]

Wszystko na łapu-capu, więc nie było kiedy robić zdjęć. I dobrze. ;p

Koty, loszki i Jelenia Góra /Hrgn/

Wtorek, 9 października 2018
kilosy:115.30gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo

Klasyka ostatnich czasów, czyli kurs do Jeleniej, klasycznie pod wiatr, acz znośny. Chociaż już długie podjazdy pod wiatr i pod słońce trochę mnie sponiewierały - w październiku! O 5-6 po południu!
A już godzinę później telepałem się na zjazdach (50 km/h przy 12*C, bluza i krótkie spodenki). ;]

Klasycznie też podskakuje mi rower na uszkodzonej oponie (Kenda). Z nudów podczas jazdy policzyłem, ze każdy taki przelot do lub z Jeleniej, to ok. 55 OOO podskoków. :D
Trasa znów zmodyfikowana, coby się nie znudziła. Cóż z tego, jak pierwsze 45 km przez Bory Dlnśl. są niemodyfikowalne... ;]

W rejonie Nowogrodźca zauważyłem niezwykłą feminizację (proporcje K do M) wśród młodzieży szkolnej. Wróżę przyszłość tej okolicy. ;)
Tamże spotkałem świeżo zdekomponowanego kotka, jeszcze dłuższą chwilę nim miotało, a jednym okiem rzucił na drugą stronę drogi - dosłownie...
I pewnie zaraz znów dyżurna Grażyna od wyjaśniania wypadków, których nie zna i nie widziała, postawi akt oskarżenia, że to
"gupi kiełowca! pendzo tacy po wioskach, nikt im uciec nie zdoła! Pozabierać plawa jazdy, skonfiskować samochody i zapuszkować wariatuf i pijakuf!", więc co ja będę się wysilał tłumaczyć, że - jak to często bywa - zwierz biegł szybciej niż samochód, w dodatku znienacka, bo z krzaków prosto pod koła...
Z nowych parafii nawiedziłem niechcący Milików, choć miałem jechać z Nowogrodźca na Ocice (pozdro dla skrzyżowań bez drogowskazów ;p ), ale coś mnie teleportowało i - nadal nie wiedząc jak - nagle znalazłem się w Ocicach. xD Z tamże już prosta droga do Lwówka, przez kolejne nowo poznane parafie.
Przez te dziwne teleportacje, znajdywanie się i gubienie się (chyba mam zbyt starą mapę) znów dojechałem do Jeleniej po ciemachu, ale na szczęście na Sebę się nie nadziałem. ;)

Nie chce mi się wciepywać zdjęć. ;p

6-8.X.2018 /Kr/

Poniedziałek, 8 października 2018
kilosy:32.40gruntow(n)e:1.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Głównie użytkowo...

Jakkolwiek "moje" traktorzystki wciąż widuję na traktorach, to teraz jaram się ultra-traktorzystką: 700+ na zabytkowym ciapku! :O <3 ;)

;p

Gozdnica zniszczy każdego - druga awaria Krossa ;p

Piątek, 5 października 2018
kilosy:95.20gruntow(n)e:8.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
Tym razem Gozdnica i przysiółek Dębówek - jeszcze do niedawna niezły administracyjny absurd. Otóż są to dwa domy, w tym jeden to leśniczówka, leżące przy samej granicy z:
- miasteczkiem Gozdnica;
- moim powiatem;
- województwem lubuskim,
ale po "tamtej" stronie (gm. Węgliniec, pow. zgorzelecki, woj. dolnośląskie).
Do najbliższych domów Gozdnicy jest ze 200 m, a do centrum miasteczka 1-2 km, natomiast po stronie dolnośląskiej są wielkie lasy, a do najbliższych zabudowań Kościelnej Wsi, której formalnie jest częścią, jest 5 km lasem i to na przełaj. :D
Nie tylko ludzie załatwiają wszystko w Gozdnicy, ale i media płyną z tegoż miasteczka, a nawet granica parafii ich obejmuje, pomimo różnych województw. Z Kościelną Wsią łączy ich wyłącznie granica na mapie. :D Kto tak mądrze wymyślił i po co??
Dopiero niedawno skończono z tym absurdem - przysiółek oddano do Gozdnicy i ogólnie lubuskiego, jednocześnie zabierając taki sam skrawek lubuskiego i przekazując go do dolnośląskiego. ;]


Po chwili miałem okazję zapoznać się bliżej z tym przysiółkiem na ziemi niczyjej. ;)
Mianowicie zaraz po minięciu ostatniego domu ;)) odkręciła mi się kiera w Krossie :OOO
Kombinowałem z pół godziny, nawet ciosałem tłuczeń z drogi, by wyszedł z nich imbus ;D;D ale ostatecznie się poddałem i musiałem się prosić o pomoc. :/
Szczęście, że mieszkańcy mieli imbusy i po chwili wróciłem w las. Doga dość niezwykła, bo pierwsze 5 km praktycznie bez żadnego zakrętu! Jaki paradoks - na takiej drodze bez zakrętów stracić możliwość skręcania. ;))

Była to druga awaria Krossa, przy czym pierwsza była identyczna, i też blisko miałem do wsparcia. A ileż to nocy się przejechało po odludziach... to by dopiero było... o_O

Awariastats:
1) 32.020,55 km (13 lat)
2) 57.838 km (19 lat i 17 dni ;))
No i jeszcze kapeć - jeden jedyny! przy 52.102 km (18 lat)
Dziękuję za uwagę. ;p

Kontynuuję relację, bo jestem jeszcze w lesie. ;))
Kolejny absurd zaserwowali kolejarze, którzy pismo urzędowe zamocowali do znaku w środku lasu :OOO

Nawet nie bardzo wiadomo, kto jest jego adresatem. ;]

Dalej przysiółek Rychlinek, z którego nawiedziłem tylko samotny dom w głębi lasu, z samotną staruszką krzątającą się po obejściu. Jest klimat! ;) Gdyby tak jeszcze chatka była z drewna i strzechą kryta...


Na drugim końcu lasu dopiero się dowiedziałem, na jakie niebezpieczeństwo się narażałem. ;)


W drodze powrotnej (asfaltowej) jechało jeszcze więcej pomyleńców, niż w pierwszą stronę - a to dziadek na "ukrainie" jadący lewą stroną, tj. centralnie na mnie, w towarzystwie TIRów mijających nas na żyletę, a to jakiś Janusz, który zajeżdża drogę i to jeszcze z przyczepą, aż muszę skakać po krawężnikach, i inni. A w sklepie, stojąc w kolejce bez kontaktu wzrokowego z rowerem, trafił się przede mną taki safanduła, że szło oszaleć. Kupował pół godziny, pół godziny płacił miedziakami, a na koniec jeszcze zaczął bajerować sprzedawczynię, choć mogłaby być jego wnuczką. o_O
Tak się wnerwiłem, że aż mi się ręce trzęsły, a od tego aż upuściłem telefon na beton. ;p A jak grzmotnął, to się jeszcze bardziej wnerwiłem, przez co drugi raz mi grzmotnął. xD

W piątej 69 km po Borach plus dopisuję 26 km z czwartku (cmentarz w Jeleninie).

PS. właśnie się dowiedziałem, że ktoś z BS mnie zdekonspirował na mojej dzielni (w Morsownii 1.2)...
Mam nadzieje, ze zdążę się wyprowadzić, zanim przeczytają całego mojego bloga. ;ppp