drobnica 1-8.VIII.2014
Piątek, 8 sierpnia 2014
Kategoria Standardowo, Nielicho
| kilosy: | 68.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Ora et labora ;)
Przydomek miły dla oka ;)

Skrobałbym ;) © mors
I jeszcze taki motyw (nie mogłem się zdecydować, która wersja lepsza):

Lans pod oborą cz-b © mors

Lans pod oborą; ) © mors
Ostatnie zdjęcie wygląda jak papierowe z lat 90-tych. Też fajnie. ;)
Przydomek miły dla oka ;)

Skrobałbym ;) © mors
I jeszcze taki motyw (nie mogłem się zdecydować, która wersja lepsza):

Lans pod oborą cz-b © mors

Lans pod oborą; ) © mors
Ostatnie zdjęcie wygląda jak papierowe z lat 90-tych. Też fajnie. ;)
Nad Kwisę /Hrgn/
Niedziela, 3 sierpnia 2014
Kategoria Nielicho
| kilosy: | 25.13 | gruntow(n)e: | 0.30 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Od 31 do 33 Celsjuszów, myślałem, że ktoś kogoś ukatrupi. ;p

Katarakty na Kwisie © mors
Tamże (zarośnięta) plaża i ok. 15 samochodów plażowiczów...i ani jednego roweru! :/

Katarakty na Kwisie © mors
Tamże (zarośnięta) plaża i ok. 15 samochodów plażowiczów...i ani jednego roweru! :/
Test Huragana z nową osią
Czwartek, 31 lipca 2014
Kategoria Nielicho
| kilosy: | 21.63 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Pojeździł i do domu. ;)
A później znów pojeździł i znów do domu. ;)
Rowerek jakoś tam leci, na swój sposób... ;)
Poprzednią ośkę zalała ulewa a później jeżdżąc na takowej na wpoły ją zatarło, a z resztą od początku była trochę niedorobiona.
5,4kkm przelatała... a ośka w starym Krossie po 39,3kkm jeździ jak prawie-nówka...
A później znów pojeździł i znów do domu. ;)
Rowerek jakoś tam leci, na swój sposób... ;)
Poprzednią ośkę zalała ulewa a później jeżdżąc na takowej na wpoły ją zatarło, a z resztą od początku była trochę niedorobiona.
5,4kkm przelatała... a ośka w starym Krossie po 39,3kkm jeździ jak prawie-nówka...
Buczek - ostatni przysiółek i Pstrąże - opuszczona baza
Środa, 30 lipca 2014
Kategoria Biednie, brudno i odludno, Nielicho, Odkrywczo
| kilosy: | 68.00 | gruntow(n)e: | 3.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Zabawne, ale 30. dnia miesiąca popełniłem pierwszą, normalną wycieczkę w lipcu (zwykły dystans i zwykły rower).
Chyba przesadnie poważnie podszedłem do tej odwróconej paraboli. ;)
Tym razem wykiwałem upał wstając o 5 a wyjeżdżając o 6 nad ranem. Miało być dalej i z pociągami, ale zgubiłem legitkę. ;p
Pierwszą połowę jechało się ciężko, bo spałem 3 godziny i się odzwyczaiłem od zwykłych rowerów (sic!).
Drugą połowę jechało się ciężko, bo było gorąco, duszno i pod wiatr. ;]
Ale i tak było fajnie. ;)
Buczek - przysiółek na końcu świata, daleko od szosy, bez asfaltowego dojazdu, na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego, zaiste "ziemia niczyja" i to jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie poligonu. Fantastyczne miejsce do życia... ;)
Jest to ostatnia (z 95) miejscowość w moim powiecie, jakiej jeszcze nie nawiedziłem - tam nigdy nie jest po drodze...
Realia okazały się nawet gorsze, niż przypuszczałem, normalnie wygwizdowie roku:

Buczek - malutki przysiółek na piaskach, ale jakiś folwark chyba miał © mors

Buczek - ścisłe centrum. Za rowerem jest główne skrzyżowanie z kałużą na całą szerokość drogi © mors

Pozioma jabłoń (z podpórką) © mors

Buczek - typowa zagroda © mors
/nieogrodzona zagroda to też zagroda? ;) /

Pożegnanie z Buczkiem... a w tle "widoczny" szczelnie zarośnięty dom © mors
Ruder zamieszkanych: 3, ruin opuszczonych: ok. 3, odpicowanych domków (letniskowych?): 3 (dane z pamięci).
Grubo było.
Ciągnąc trupistyczne klimaty (Leszno Górne, najbliższa normalna wieś):

Piękny egzemplarz ;) © mors
No i Pstrąże - słynna opuszczona poradziecka baza wraz ze sporym osiedlem. Poza tym, jest to najbliższy sąsiad tej przytulnej miejscowości xo powyżej...
Zaprawdę polecam wygooglowanie tematu i to każdemu, nie tylko entuzjastom opuszczoności. Spektakularne niszczejstwo...
Tylko jedno foto, bo straszyły mnie chmury tudzież lokalni "specjaliści" prowadzący tamże ostatnie "prace wykończeniowe". Sensu bardzo stricte.

Pstrąże - opuszczone osiedle (i baza wojskowa) © mors

Dojazd do Pstrąża - zlikwidowany most drogowy © mors
A na koniec, na równej, prostej drodze (remontują/przebudowują DW 297 na wielu odcinkach od granicy z dolnośląskiem aż prawie po Szprotawę) zagapiłem się i wpadłem do rowu. :D Mam nawet dowód:

Nagła zmiana trasy. ;) Tak mnie to zdziwiło, że aż musiałem uwiecznić ślady © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
Chyba przesadnie poważnie podszedłem do tej odwróconej paraboli. ;)
Tym razem wykiwałem upał wstając o 5 a wyjeżdżając o 6 nad ranem. Miało być dalej i z pociągami, ale zgubiłem legitkę. ;p
Pierwszą połowę jechało się ciężko, bo spałem 3 godziny i się odzwyczaiłem od zwykłych rowerów (sic!).
Drugą połowę jechało się ciężko, bo było gorąco, duszno i pod wiatr. ;]
Ale i tak było fajnie. ;)
Buczek - przysiółek na końcu świata, daleko od szosy, bez asfaltowego dojazdu, na pograniczu lubuskiego i dolnośląskiego, zaiste "ziemia niczyja" i to jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie poligonu. Fantastyczne miejsce do życia... ;)
Jest to ostatnia (z 95) miejscowość w moim powiecie, jakiej jeszcze nie nawiedziłem - tam nigdy nie jest po drodze...
Realia okazały się nawet gorsze, niż przypuszczałem, normalnie wygwizdowie roku:

Buczek - malutki przysiółek na piaskach, ale jakiś folwark chyba miał © mors

Buczek - ścisłe centrum. Za rowerem jest główne skrzyżowanie z kałużą na całą szerokość drogi © mors

Pozioma jabłoń (z podpórką) © mors

Buczek - typowa zagroda © mors
/nieogrodzona zagroda to też zagroda? ;) /

Pożegnanie z Buczkiem... a w tle "widoczny" szczelnie zarośnięty dom © mors
Ruder zamieszkanych: 3, ruin opuszczonych: ok. 3, odpicowanych domków (letniskowych?): 3 (dane z pamięci).
Grubo było.
Ciągnąc trupistyczne klimaty (Leszno Górne, najbliższa normalna wieś):

Piękny egzemplarz ;) © mors
No i Pstrąże - słynna opuszczona poradziecka baza wraz ze sporym osiedlem. Poza tym, jest to najbliższy sąsiad tej przytulnej miejscowości xo powyżej...
Zaprawdę polecam wygooglowanie tematu i to każdemu, nie tylko entuzjastom opuszczoności. Spektakularne niszczejstwo...
Tylko jedno foto, bo straszyły mnie chmury tudzież lokalni "specjaliści" prowadzący tamże ostatnie "prace wykończeniowe". Sensu bardzo stricte.

Pstrąże - opuszczone osiedle (i baza wojskowa) © mors

Dojazd do Pstrąża - zlikwidowany most drogowy © mors
A na koniec, na równej, prostej drodze (remontują/przebudowują DW 297 na wielu odcinkach od granicy z dolnośląskiem aż prawie po Szprotawę) zagapiłem się i wpadłem do rowu. :D Mam nawet dowód:

Nagła zmiana trasy. ;) Tak mnie to zdziwiło, że aż musiałem uwiecznić ślady © mors
Dziękuję za uwagę. ;)
drobnica 28-29.VII.2014
Wtorek, 29 lipca 2014
Kategoria Standardowo
| kilosy: | 19.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Zakupy, papierówki, koło od Huragana...
do kościoła :p
Niedziela, 27 lipca 2014
Kategoria Standardowo
| kilosy: | 4.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Fragment kazania:
"(...) biblijny bogacz, który miał domy, spichlerze, samochody..."
;)
"(...) biblijny bogacz, który miał domy, spichlerze, samochody..."
;)
Wożę se rowerem zakupy i urlop jakoś leci... ;)
Sobota, 26 lipca 2014
Kategoria Standardowo
| kilosy: | 10.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Powrót do zwykłości, po dłuższej przerwie
Piątek, 25 lipca 2014
Kategoria Standardowo
| kilosy: | 22.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Zwykły rower, zwykłe okolice, zwykła jazda... ale i tak było fajnie. Taka odmiana po Tatrach i monocyklach, coś nowego, rzec by można. ;)
A wieczorne słońce, po 48 h ulewy, zachowało się bardzo elegancko - nic nie przypiekało, za to malowniczo ścierało się z wieczornymi mgłami i oparami...
Po 10 dniach nieobecności wpadłem obczaić postępy w remoncie DW 295... patrząc po postępach prac odniesłem wrażenie, że nie było mnie jeden dzień... ;]
A wieczorne słońce, po 48 h ulewy, zachowało się bardzo elegancko - nic nie przypiekało, za to malowniczo ścierało się z wieczornymi mgłami i oparami...
Po 10 dniach nieobecności wpadłem obczaić postępy w remoncie DW 295... patrząc po postępach prac odniesłem wrażenie, że nie było mnie jeden dzień... ;]
Noc z młodymi latynoskami ;)) czyli Tatry i mono, sezon IV - epilog
Środa, 23 lipca 2014
Kategoria Mono, Tatry i mono
| kilosy: | 2.50 | gruntow(n)e: | 0.00 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Wpisy z monocyklem w Tatrach nie obchodzą prawie nikogo, a i mi się nie chce wrzucać po 30 zdjęć na odcinek, toteż przejdę do podsumowania i nieco frywolnego zakończenia, pewnie wzbudzi większe zainteresowanie niż tatrzańsko-rowerowe widoki. ;p
Powrót pociągiem z Zakopca nie zapowiadał niczego ciekawego, ale chwilę po północy, w Krakowie, dosiadła się ekipa egzotycznych podróżniczek no i wszystkie miały numery siedzeń w moim przedziale. ;p Pewnie wracały od Wax-a. ;))
Nie wiem, jakim językiem nadawały, ale którymś latynoskim, co z resztą widać po zdjęciach.
Miały bagaż transkontynentalny ;) więc mój nieforemny monocykl na górnej półce okrutnie im przeszkadzał... ;]
Bardzo szybko wszystkie zapadły w sen głęboki, wierzgając się i przewracając na wszystkie strony.... ;p;p
Nie przespałem ani minuty, ale bynajmniej nie narzekam. ;p
Rano się trochę rozczarowałem, bo w półmroku wyglądały na znacznie starsze i ładniejsze. ;p

Ta pod oknem to Polka - zwraca uwagę porównanie grubości przyodziewku tejże i latynosek... O_O © mors

Młode cudzoziemki, całą noc wierzgały się przez sen po przedziale ;p © mors
Lipiec a one dogrzewają się. xD
Później przesiadka w Poznaniu (i monocyklowe zaliczenie tegoż) no i ostatecznie przejazd z PKS do Morsownii nakołach kole.
Podsumowanie:
- Pierwszy raz w Tatrach na konwencjonalnym rowerze :)
- pierwszy raz w Tatrach (i w ogóle) na rowerze elektrycznym (do czasu... ;) )
- maks. wysokość na mono: 1160 (Butorowy, włącznie ze szczytem bez drogi) - trzeci wynik, jak dotąd...
- podjechana kolejna legenda polskich podjazdów (Gliczarów, 24%), drugi wynik, jak dotąd...
- przejechane: 92,5 km (oczywiście nie liczę dystansu na prąd), z czego na mono 64,5 (59 w Tatrach plus 5,5 na nizinne dojazdy)
- no i oczywiście mnóstwo doznań i osiągnięć cennych, a niemierzalnych.
Oczywiście, pozostał spory niedosyt. Co do statystyk, to najbardziej doskwiera mi brak wiedzy o łącznych przewyższeniach, a trochę ich było. ;)
Powrót pociągiem z Zakopca nie zapowiadał niczego ciekawego, ale chwilę po północy, w Krakowie, dosiadła się ekipa egzotycznych podróżniczek no i wszystkie miały numery siedzeń w moim przedziale. ;p Pewnie wracały od Wax-a. ;))
Nie wiem, jakim językiem nadawały, ale którymś latynoskim, co z resztą widać po zdjęciach.
Miały bagaż transkontynentalny ;) więc mój nieforemny monocykl na górnej półce okrutnie im przeszkadzał... ;]
Bardzo szybko wszystkie zapadły w sen głęboki, wierzgając się i przewracając na wszystkie strony.... ;p;p
Nie przespałem ani minuty, ale bynajmniej nie narzekam. ;p
Rano się trochę rozczarowałem, bo w półmroku wyglądały na znacznie starsze i ładniejsze. ;p

Ta pod oknem to Polka - zwraca uwagę porównanie grubości przyodziewku tejże i latynosek... O_O © mors

Młode cudzoziemki, całą noc wierzgały się przez sen po przedziale ;p © mors
Lipiec a one dogrzewają się. xD
Później przesiadka w Poznaniu (i monocyklowe zaliczenie tegoż) no i ostatecznie przejazd z PKS do Morsownii na
Podsumowanie:
- Pierwszy raz w Tatrach na konwencjonalnym rowerze :)
- pierwszy raz w Tatrach (i w ogóle) na rowerze elektrycznym (do czasu... ;) )
- maks. wysokość na mono: 1160 (Butorowy, włącznie ze szczytem bez drogi) - trzeci wynik, jak dotąd...
- podjechana kolejna legenda polskich podjazdów (Gliczarów, 24%), drugi wynik, jak dotąd...
- przejechane: 92,5 km (oczywiście nie liczę dystansu na prąd), z czego na mono 64,5 (59 w Tatrach plus 5,5 na nizinne dojazdy)
- no i oczywiście mnóstwo doznań i osiągnięć cennych, a niemierzalnych.
Oczywiście, pozostał spory niedosyt. Co do statystyk, to najbardziej doskwiera mi brak wiedzy o łącznych przewyższeniach, a trochę ich było. ;)
Tatrzańskie Kuźnice i podgubałowskie okolice - na jednym kole (Tatry i mono, sezon IV, odc. 8 z 8)
Wtorek, 22 lipca 2014
Kategoria Mono, Nielicho, Odkrywczo
| kilosy: | 11.00 | gruntow(n)e: | 0.10 |
| czasokres: | śr. km/h: |
Dzień, którego miało nie być, tzn. bynajmniej nie w Tatrach, ale tak wyszło.
Za to nie wyszło tego dnia słońce - padało bez końca, z przerwą na oberwanie chmury. ;]
Tym razem spałem, za przeproszeniem, w centrum Zakopca, w suterenie, w okolicy bardziej płaskiej niż moje własne, bez żadnych widoków, ale za to frajersko drogo. Tak wyszło. ;p
Na dobry początek rejon Krokwi i COŚ (Centralny Ośrodek Sportu):

Podjeżdżałbym © mors
Stylowy busik nie pasujący bardzo...

... oraz stylowy inaczej busik pasujący bardzo:

W rejonie COŚu mnogo trenujących sportsmenów. I sportsmenek. ;p Trochę pościgałem się tamże z biegaczkami przełajowemi. ;p Oczywiście ja na mono. ;p
Wżynające się w skraj Tatr boisko COŚu gwarantuje mecze na najwyższym poziomie. Przynajmniej tym nad poziomem morza.

.
Jeszcze bardziej mnie nurtuje pomysł niektórych ludzi, by mieszkać w cieniu Tatr, w ciemnym lesie, na północnym stoku, i to jeszcze bynajmniej nie w ciszy, a w hałaśliwej okolicy Krokwi i COŚu:



Też chodziłem z taką miną - ta koza mnie tylko naśladowała. ;D
Na wylocie z Zakopca właściwego do Kuźnic trafiam na ciekawego zawodnika. Albo idiotę - trudno ustalić.
Stał sobie w tymże lodowatem potoku tak długo, że nie miałem cierpliwości by go przeczekać. :O

I oto w strugach deszczu dojeżdżam do Kuźnic. Warto pogooglować, kto jeszcze nie zna.
W skrócie pisząc, to dawna górniczo-hutnicza osada (choć formalnie to niestety dzielnica Zakopca), w której wciąż mieszkają mieszkańcy (potomkowie pierwotnych mieszkańców ?) - praktycznie jedyne cywilne osiedle w głębi Tatr i Tatrzańskiego Parku Nar., do tego na godziwej wysokości ~1012 m. Ciekawe miejsce do życia - trudne, surowe warunki topograficzno-pogodowe i zarazem... plaga turystów, bo to dolna stacja wyciągu na Kasprowy, plus liczne sklepiki, busiki, a czasem nawet piechurzy...


Tamże:

Najprawdopodobniej najwyżej położony park (sztuczny) w PL - Kuźnice, ok. 1000 m © mors

Zwracają uwagę drzewa - niektóre nawet liściaste, ale z powyłamywanymi konarami - wymęczone niezliczonymi halnymi. Aż mi żal ich udręk. ;)
Nie wbijałem się w prawdziwe góry głównie z racji fatalnej pogody, co nie mniej szczypty adrenaliny nie zabrakło:

Trasa jak najbardziej przejechana na jednym kole. Po kilku godzinach na deszczu i tak byłem cały mokry, więc nie miałem nic do stracenia ;) © mors
Powrót busem ;p albowiem tak zaczęło lać, że nie widziałem nawet przedniego koła. ;)
A z centrum Zakopca - jazda w drugą stronę, ponawiedzać kolejne "zapomniane" zaułki na zboczach Gubałówki - albowiem w taką pogodę lepiej się oddalić o Tatr właściwych (Państwo Rodzice w owym czasie schodzili z Kasprowego - 5 godzin....).

Szklane Domy, jak w lekturze szkolnej ;)

i stopniowo w dzicz (Przysiółki Kotelnica i Ciągłówka)...


Nigdy nie kumam, jak takie skądinąd piękne podjazdy ogarnia się po lodzie albo w metrowych zaspach...
.
Widoki okolic. Końcówki osad często nie mają nawet utwardzonej nawierzchni, no i gdy parę tygodni później w jednym z poniższych domów wybuchł pożar, to wozy straży pożarnej nie zdołały tamże dojechać po stromym błocie, pomimo oczywiście terenowych podwozi i napędów samochodów - a to było tylko lato. Czyż to nie piękne?



Pod jednym z takich domostw zagaduje mnie góral, z tych autentycznych:
- o, to tera jest taka moda na takie rowery?
- jak to moda? - pyta zaniepokojony Mors.
- a bo już trzeciego takiego dzisiaj widzę!
- hm, niech zgadnę: pierwszy był w centrum a drugi w Kuźnicach?
- anoo... uh, heh (i inne takie dźwięki).
/To ilustracja uniwersalna - każden ma tendencję do robienia zasad z pojedynczego przypadku, i jak widać - zazwyczaj pochopnie, nawet jeśli byłby on pozornie potrójny/
Powrót oczywiście w deszczu, a jakże...
Za to nie wyszło tego dnia słońce - padało bez końca, z przerwą na oberwanie chmury. ;]
Tym razem spałem, za przeproszeniem, w centrum Zakopca, w suterenie, w okolicy bardziej płaskiej niż moje własne, bez żadnych widoków, ale za to frajersko drogo. Tak wyszło. ;p
Na dobry początek rejon Krokwi i COŚ (Centralny Ośrodek Sportu):

Podjeżdżałbym © mors
Stylowy busik nie pasujący bardzo...

... oraz stylowy inaczej busik pasujący bardzo:

W rejonie COŚu mnogo trenujących sportsmenów. I sportsmenek. ;p Trochę pościgałem się tamże z biegaczkami przełajowemi. ;p Oczywiście ja na mono. ;p
Wżynające się w skraj Tatr boisko COŚu gwarantuje mecze na najwyższym poziomie. Przynajmniej tym nad poziomem morza.

.
Jeszcze bardziej mnie nurtuje pomysł niektórych ludzi, by mieszkać w cieniu Tatr, w ciemnym lesie, na północnym stoku, i to jeszcze bynajmniej nie w ciszy, a w hałaśliwej okolicy Krokwi i COŚu:



Też chodziłem z taką miną - ta koza mnie tylko naśladowała. ;D
Na wylocie z Zakopca właściwego do Kuźnic trafiam na ciekawego zawodnika. Albo idiotę - trudno ustalić.
Stał sobie w tymże lodowatem potoku tak długo, że nie miałem cierpliwości by go przeczekać. :O

I oto w strugach deszczu dojeżdżam do Kuźnic. Warto pogooglować, kto jeszcze nie zna.
W skrócie pisząc, to dawna górniczo-hutnicza osada (choć formalnie to niestety dzielnica Zakopca), w której wciąż mieszkają mieszkańcy (potomkowie pierwotnych mieszkańców ?) - praktycznie jedyne cywilne osiedle w głębi Tatr i Tatrzańskiego Parku Nar., do tego na godziwej wysokości ~1012 m. Ciekawe miejsce do życia - trudne, surowe warunki topograficzno-pogodowe i zarazem... plaga turystów, bo to dolna stacja wyciągu na Kasprowy, plus liczne sklepiki, busiki, a czasem nawet piechurzy...


Tamże:

Najprawdopodobniej najwyżej położony park (sztuczny) w PL - Kuźnice, ok. 1000 m © mors

Zwracają uwagę drzewa - niektóre nawet liściaste, ale z powyłamywanymi konarami - wymęczone niezliczonymi halnymi. Aż mi żal ich udręk. ;)
Nie wbijałem się w prawdziwe góry głównie z racji fatalnej pogody, co nie mniej szczypty adrenaliny nie zabrakło:

Trasa jak najbardziej przejechana na jednym kole. Po kilku godzinach na deszczu i tak byłem cały mokry, więc nie miałem nic do stracenia ;) © mors
Powrót busem ;p albowiem tak zaczęło lać, że nie widziałem nawet przedniego koła. ;)
A z centrum Zakopca - jazda w drugą stronę, ponawiedzać kolejne "zapomniane" zaułki na zboczach Gubałówki - albowiem w taką pogodę lepiej się oddalić o Tatr właściwych (Państwo Rodzice w owym czasie schodzili z Kasprowego - 5 godzin....).

Szklane Domy, jak w lekturze szkolnej ;)

i stopniowo w dzicz (Przysiółki Kotelnica i Ciągłówka)...


Nigdy nie kumam, jak takie skądinąd piękne podjazdy ogarnia się po lodzie albo w metrowych zaspach...
.
Widoki okolic. Końcówki osad często nie mają nawet utwardzonej nawierzchni, no i gdy parę tygodni później w jednym z poniższych domów wybuchł pożar, to wozy straży pożarnej nie zdołały tamże dojechać po stromym błocie, pomimo oczywiście terenowych podwozi i napędów samochodów - a to było tylko lato. Czyż to nie piękne?



Pod jednym z takich domostw zagaduje mnie góral, z tych autentycznych:
- o, to tera jest taka moda na takie rowery?
- jak to moda? - pyta zaniepokojony Mors.
- a bo już trzeciego takiego dzisiaj widzę!
- hm, niech zgadnę: pierwszy był w centrum a drugi w Kuźnicach?
- anoo... uh, heh (i inne takie dźwięki).
/To ilustracja uniwersalna - każden ma tendencję do robienia zasad z pojedynczego przypadku, i jak widać - zazwyczaj pochopnie, nawet jeśli byłby on pozornie potrójny/
Powrót oczywiście w deszczu, a jakże...

















