thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2018

Dystans całkowity:744.59 km (w terenie 4.50 km; 0.60%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:43.80 km
Więcej statystyk

Mekka Januszy z kraju i ze świata /36er/

Niedziela, 11 listopada 2018
kilosy:10.86gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho



Dziś nawiedziłem jeleniogórską giełdę, gdzie Janusze handlują szmelcem/śmieciami ściąganym z niemieckich wystawek, a czasami nawet się trafi jakiś lokalny rolnik z lokalnymi produktami...
Można tam dostać wszystko, oprócz monocykli, polskich opon i polskich rowerów. Czyli sam szmelc i badziew. ;ppp 

Handel w cieniu Karkonoszy... Janusze Januszom zgotowali ten los. ;))


Najbardziej na giełdzie spodobała mi się wywieszka "SMARTŁOCZE" :D
Oprócz naszych było tam mnóstwo Ukrów, sporo Cyganów, i trochę Szkopów i Pepików - co ciekawe, także w charakterze sprzedających - autentycznie widziałem szkopów handlujących używanym badziewiem łamane przez śmieciami. :O
Oczywiście ani jednego słowa po polskiemu się nie raczyli nauczyć # - # nawet podstawowych liczebników ("cwaj zloty"). I to jeszcze w Święto Niepodległości - no trzymajcie mnie! ;p

Obłowiłem się tak (oczywiście nie u szkopów!), że nie starczyło mi plecaka, i dostałem worek, który zarzuciłem sobie na plecy - no i odjazd!

Sam cień wygląda zacnie, a widoki dla postronnych na tyle wypalały gały, że wesołych i pozytywnych reakcji było 5x tyle, co zwykle. :)) To chyba dobrze, nie? ;p

7,9,10.XI.2018 /Hrgn/

Sobota, 10 listopada 2018
kilosy:29.70gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Fajnie tak dodawać wpisy z opóźnieniem, przynajmniej większość szczegółów ulatuje i mniej pisania mam. ;p

Jesień się robi, bo coraz mniej osób chodzi na letniaka... śródgórska kotlina w listopadzie! :D
Ja każdego dnia jeżdżę w krótkich spodenkach, a całkiem na letniaka chodzę tylko koło domu - trafiają się lepsi. ;p

Dziś, w wigilię Święta Niepodległości, wywiesiłem flagę na chałupie - oczywiście jako jedyny w tym igloo, i 1 z 3 na całej ulicy...
A na mieście, o ironio, innostranców było więcej niż zwykle, na szczęście tylko Słowianie ;p (ze wschodu i z południa). Oraz polskie cepry. ;))
No i jedną Ukrainkę to nawet dziś stuknąłem. W sensie potrąciłem rowerem. ;p
Nie moja wina, że machnęła ręką akurat jak do niej dojeżdżałem (od tyłu) ;p a ominąć nie mogłem, bo była barierkoza - przydatna, jak przydrożne drzewa. ;ppp
Najważniejsze, że Huraganowi nic się nie stało. ;p ;))

Obrazki z Zabobrza
1) budowa jednego z dwóch zupełnie nowych przystanków kolejowych (tuż przy DK3) w ramach tworzenia Jeleniogórskiej Kolei Aglomeracyjnej.

Łącznie będzie aż 7 stacji (licząc dworzec główny) w tymże mieście! :O Dla porównania, w sporo większej Zielonej Górze jest tylko sam dworzec. ;]
I dobrze, może choć kilka samochodów mniej będzie jeździć (i mi dokuczać ;p ).

2) bardzo ciekawa tablica:

- z przodu jest "de zero", ale komponuje się niczym jeden znany zwrot.
Co wiecej, to już trzeci znany w internetach samochód (a mogło być ich więcej) w przeciągu ostatnich 15 lat, który ma taką tablicę, mimo iż przepisy nie przewidują przekładania raz wydanych tablic na inne fury. :O

Wilk na monocyklu z Morsem w Cieplicach - czasy są ostateczne! :D

Piątek, 9 listopada 2018
kilosy:12.00gruntow(n)e:0.40
czasokres:śr. km/h:
Kategoria 36" Kolisko, Mono, Nielicho

Taka sytuacja...

Tak bardzo chciał pojeździć na zakazie dla dwukołowców, że aż dał się przekonać do mono. ;))
Długo myślałem, którym rowerem zrobię najbardziej mu na złość ;)) i wyszło mi na to, że...każdym. :D

Oczywiście daleko nie zajechał, a ściślej to w ogóle, ale i tak się cieszy. :D


Rozwalamy System. ;))


Więcej foto z Parku Zdrojowego:

/niektórzy to sobie jeżdżą, gdzie chcą ;p /


/czegoś takiego jeszcze nie widziałem - drzewo zapuszcza korzeń w siebie samo O_O /

Wilk nie tylko się przełamał i wsiadł na mono, ale i był świadkiem, jak podeszła do mnie grupa Januszy-kuracjuszy i zaczęli piać z zachwytu :D Gdybym im wygadał, że Wilkołak to hejter monocykli, to by go pewnie zlinczowali. ;))
I nieważne, że Wilk wrócił właśnie z Okraju, Modrego Sedla i Śnieżki - każdy myślał, że to ja jestem bohaterem, a Wilkołak stał z boku i tylko obgryzał paznokcie (w przenośni). ;D;D

I tak co 5 minut mam jakieś wywiady na mono - jak zobaczyliśmy się z Wilkiem na deptaku i On mi pomachał, to w pierwszej chwili myślałem, że to tylko kolejny kibic. ;D

Później pojechaliśmy pojeździć...

Wilkołak wygląda tu raczej jak ratlerek na BMXie. ;D;D;D

No i jeszcze mały filmik...


Sytuacje z dojazdu na spotkanie:
- ścigałem się z samochodem (szutrowa ul. Objazdowa wewn. strefy przemysłowej, kobieta w Megane II - jak było gładko to ona mnie wyprzedzała, a jak były duże dziury to ja ją ;] )
- mijana dziewczynka: "Pan placuje w cylku?" hehe ;p

Dystans podaję na oko, bo Wilkołak zresetował mi licznik. ;p

Ostatnia szarża w południowem lubuskiem ;) /Kross/

Czwartek, 8 listopada 2018
kilosy:134.30gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho

Mamy XXI w., a tu wciąż wiele tematów trzeba załatwiać osobiście... przynajmniej  System motywuje mnie do dystansów i dokręcenia do 10 kkm w tym roku. ;))

"Wycieczka" trwała od 7 nad ranem do 22giej. ;]
Rano planowałem przejechać 3/4 trasy pociągami, żeby nie dojechać wyplutym. ;)
Tymczasem, na "dzień dobry" pociąg spóźnił się 10 min., później wlókł się 30-40 km/h, bo - jak powiedział pan kanar - jest ślisko, bo na torach leżą mokre liście (?!?!?!?!?! żarty jakieś? całą jesień no i całą zimę będą tak jeździć?)
A później jeszcze czekaliśmy 20 min. na inny pociąg, choć sensu w tym nie widziałem, bo ów pociąg latał na tej samej trasie, ino w odwrotnym kierunku. :D
Najgorsze, że miałem mieć aż dwie przesiadki, na tak krótkiej trasie. Pierwsza z Kolei Dolnośląskich do Kolei Dlnśl., więc zaczekali: specjalnie dla mnie opóźnili pociąg na Wrocław aż o 40 minut! :>
Natomiast druga przesiadka opiewała na Przewozy Regionalne, które nie poczekały, a ja zostałem na lodzie. :>

Wiele się tym nie przejąłem i pojechałem rowerem (z Węglińca do Starej Morsownii jest bodajże 49 km), co wprawiło w osłupienie konduktora. xD Gdyby wiedział, że tego dnia przejadę kilkukrotnie więcej, a to i tak niewiele...
Aczkolwiek lekko nie było, jechałem po cywilnemu (jeansy), z plecakiem, starym góralem na zajechanych Dębicach ;) bo planowałem tylko jazdy po mieście i na pociąg. ;]

W Węglińcu dedykacja idealnie rowerowo-kolejowa, a więc oczywiście głównie dla "Oelka" i Michussa. ;p


W Starej Morsownii ogarnianie (zamykanie) tematów zajęło mi ponad 1,5 godziny i cyk! z powrotem.
Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na lubuskie...

... i wnet mroki spowiły ziemię. ;)
Całą trasę szarpałem się powyżej 20 km/h (no co, bez przerwy pod górkę ;p), by zdążyć na pociąg w Węglińcu o 17:02 i zabrakło mnie 2 minut - praktycznie tyle, co zmarnowałem na te 2 zdjęcia. ;]
Toteż postanowiłem już na spokojnie podjechać do Lubania. O ile czas do następnej "ciuchci" pozwalał na spokojną jazdę, to jednak samochodziarzom zaczęło odwalać za wszystkie czasy: pomimo długich prostych, małego ruchu i bdb przejrzystości powietrza, co chwilę ktoś mi gwałtownie hamował tuż za plecami, bo "nagle" zauważył, że ktoś jedzie z naprzeciwka, choć było to widać z paru kilometrów...
Jeden gamoń tak sobie nawet tak rozplanował manewr wyprzedzania, że hamował z wielkim piskiem i poślizgiem z łapaniem pobocza włącznie na centymetry od mojego tylnego koła (z Dębicą! ;p)...
To przelało czarę goryczy i zaniechałem pomysłu powrotu w całości rowerem (jednak co Dębice, to Dębice ;p ) i w Lubaniu wbiłem się na pociąg do Jeleniej - a mogło być 175 km. ;p

Jeleniogórzanin :) /2-6.XI.2018, Hrgn/

Wtorek, 6 listopada 2018
kilosy:56.40gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo, Nielicho

Pozdro dla T. ;p

Ta flaga to dodatkowy dowód - rozdają je w Jeleniej tylko dla stałych mieszkańców. :) Poza tym wiadomo, że w sklepie bym jej nie kupił, ale jak dają darmo, to biere. :) A jeszcze trochę, i zapas by się skończył i co ja bym wtedy powiesił? Huragana? ;))

Dziś byłem z misją w Piechowicach - pewna osoba z BS nie może zapomnieć kota, bezdomnego, lecz bezgranicznie ufnego. Podjąłem się zatem stwierdzenia, jak ten sierściuch się teraz miewa. Kota nie odnalazłem (załóżmy, że wygrzewa się na jakimś piecu...), za to nawiedziłem, po raz pierwszy, centrum Piechowic:

/listopadowe późne popołudnie dosłownie na metry od stóp Karkonoszy (w głębokim cieniu) i taka temperatura... O_O

M. Twain, żyjący w Teksasie, powiedział był kiedyś, że najgorsza zima jaką przeżył, to było lato w San Francisco. :D
Parafrazując klasyka - najgorętsza jesień, jaką przeżyłem, to ta w podgórskiej Kotlinie Jeleniogórskiej...

W taką pogodę w igloo mam ciepło i sucho, wbrew powszechnym przypuszczeniom:

 /dodaję te ciastka, dla politycznej beki. Rozpadały się jak K15 ;))/

O dziwo, w te parę zimniejszych dni, jakie się trafiły, przy lekkim grzaniu (prądem - maks. eko i 100% polski!) miałem jeszcze cieplej - kolejny paradoks: moje lubuskie igloo były bardzo zimne, a to podgórskie - jest bardzo ciepłe. ;]

Jeździło się po mieście, to i dedykacje wpadały:

/dla Evity/

W Jeleniej można znaleźć coś dla ducha jak i dla ciała... jednocześnie... ;))


Takie tam do lokalu wyborczego ;)) /Kross/

Poniedziałek, 5 listopada 2018
kilosy:150.20gruntow(n)e:0.00
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Wyjazd do Starej Morsownii w niedzielę o 13stej, powrót w poniedziałek o 9 nad ranem. ;)
Samego liczenia głosów i pobocznych procedur było na 1,5 godz, czyli wychodzi 100 zł na godzinę, nieźle. ;) (pozdro dla frajerni ;)) z porannej zmiany...). Ale jak doliczyć czas dojazdu, to wychodzi 7,5 na godzinę. ;]
Powrót (117 km) w całości na kołach (i jeszcze dokręcałem po bokach małe wycieczki).
Dojazd w większości pociągami, i to zatłoczonymi: co chwilę ktoś ocierał metalowe elementy torebek i plecaków o moje nowe, bezcenne (bo zrobione za darmo) chromy na kierownicy. O_O A pan konduktor był łaskaw położyć swoją tłustą łapę na moich chromach! Myślałem, że mu łapy połamię! ;p
A inny konduktor straszył mnie, że zrobi mi "wysiadkę" za niestawianie roweru tam, gdzie kazał. ;p

Cały powrót pod wiatr no i pod górkę. :> No i na śpiocha - parę mini-zgonów było. ;p
A w rejonie Olszyny jak zwykle ciężkie mgły, choć wszędzie indziej prawie wcale ich nie było, nawet w Kotlinie Jelen.
I to taka mgła pierwszego sortu - przenikająca wszystkie ubrania, buty, skórę, cokolwiek - chwilami było na granicy hipotermii. :D

Rybnica: na DDR przy ściance pod 20% ustawili zakaz przekraczania 40km/h :D


Całe 150 km udało się przeżyć bez hamowania. ;)

Trzmielak (647 m) monocyklem, pieszo i autobusem ;)

Czwartek, 1 listopada 2018
kilosy:4.50gruntow(n)e:0.30
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Karkonosze i mono, Mono, Nielicho, Odkrywczo


Dowiedziałem się, że 1.XI. jeleniogórski MZK będzie woził za darmo...


Dużo nie myśląc, wziąłem małe mono i wrzuciłem do pierwszego lepszego autobusu jadącego w góry. Padło na Sobieszów, czyli u samych stóp Karkonoszy. Trochę słabo, bo straciłem sporo czasu na pięcie się w górę. Pięcie to wychodziło mi bardzo średnio - początkowo nie mogłem się przeskalować z mono 36", a jak się wkręciłem, to i tak było kiepsko, bo 20" to zdecydowanie za mało: za krótka rama (niewygodnie), za krótkie korby (zmniejszające siłę napędową) i za małe koło (straszna wrażliwość na nierówności).


Powyżej Sobieszowa nawiedziłem dolinę Wrzosówki i "odkryłem" sztuczny wodospad:


Następnie Jagniątków, jedyna górska dzielnica Jeleniej Góry... Tamże wbiłem się na zielony szlak. W zagłębieniu szlaku liści było po kolana - dedykacja dla Evity ;))


to w sumie też:


jednakowoż i to (już po zejściu ze szlaku, na przełaj, w stronę szczytu):


Ogólnie zbocze, początkowo w miarę równe, w górnych partiach okazało się usłane kamyczkami...






...na których to monocykl przydał mi się, jak Kukizowi Twitter. ;)))
Ani się o weń wesprzeć, ani podjechać, a tylko ciążył i zawadzał. ;p

Wybrałem górę "nijaką" i bez jakiejkolwiek ścieżki na szczyt kombinując, że nikogo tamże nie będzie, zwłaszcza w taki dzień...
A tymczasem trafiłem na dzikie zgrupowanie trialowców (na motórach), jazgoczących niemiłosiernie po tych skałach i prawie pionowych podjazdach... Nawet sobie zorganizowali parę szlaków z co mniejszych głazów...

Na szczycie zaczęło się chmurzyć, co skopało mi widok (w tle Śnieżka) - a mógł być fajny, wszak liście już nie zasłaniają. ;p


W partiach szczytowych, pośrodku niczego i z dala od szlaków zebrałem pół jednorazówki śmieci. :/

Później zejście - skakanie po głazach to był drobiazg - najgorsze okazało się przy dole, gdzie było dużo liści i nie szło wyhamować nóg. A pod liśćmi jeszcze różne niespodzianki - 2 gleby były. ;p

Ale to nie koniec przygód - zgubiłem mono :D które schowałem, chyba przed samym sobą, za jakimś głazem w połowie zbocza.
Szukanie nic nie dawało :D rowerek zgubił się, niczym tutejszy LabradoL:


i jeszcze masa innych błędów... ;p

Znalazł się po ponad pół godzinie (monocykl, nie Labradol), przez co spóźniłem się na autobus powrotny, a jeździ tamże tylko 1 na godzinę. ;]
Toteż pojeździłem jeszcze trochu po Jagniątkowie (asfaltami) - zdjęć nie wciepuję, bo trasy już znane z dawnych wypadów na mono w Karkonosze. Jakkolwiek okolica godna polecenia o każdej porze roku.

Ogólnie to raczej zmarnowałem ten dzień, prawie jak niektórzy podwójną kadencję. ;))


Zrobili mi dzień:
- jakiś Janusz wbił się na mszę z reklamówką Biedronki o_O
- jakaś Grażyna na przystanku hejtowała panującą bardzo ciepłą, prawie bezwietrzną i słoneczną pogodę (!!!).
Zrzędziła niemiłosiernie, że pogoda jest ostatnio "straszna" :OOO i nawet padło uzasadnienie: "bo nie wiadomo, jak się ubierać".
Absolutne mistrzostwo.
Domniemywam, że dla tej kobiety w całej historii i przyszłości Wszechświata nie ma ani jednego miejsca ni momentu, gdy pogoda była dobra...