Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2014
Dystans całkowity: | 521.83 km (w terenie 17.30 km; 3.32%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 43.49 km |
Więcej statystyk |
lOdu mój lOdu, czemuś mnie opuścił? ;) (dpd i kościół 1-7.VI.14)
Sobota, 7 czerwca 2014
Kategoria Standardowo
kilosy: | 45.00 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Z kroniki parafialnej ;)
- niedziela, 1.VI: po powrocie (vide: poprzedni wpis) od razu przebranie, przemycie i do kościoła. ;p Krossowym, dlatego nie mogłem tego dopisać do tamtej wycieczki na Huraganie;
- poniedziałek, albo wtorek: buchnięto mi zapinanie od roweru, drugi raz w przeciągu trzech lat, w obu przypadkach w pracy, wewnątrz mojego budynku, 5 schodków i 5 metrów ode mnie!! O_O Podziw za odwagę... bo jak bym dorwał, to nie ręczę... Za pierwszym razem buchnięto mi także licznik, i to przez wyszarpanie (urywając sensor no i bez magnesu), stąd domniemanie, że były to kradzieże złośliwe... to i tak dużo lepiej, niż mieliby dewastować. ;]
Nawet wymyśliłem, co zrobię: będę zostawiał przy rowerze stare, zepsute zapinanie. ;D Złodziej się zdziwi, a i wpaść tym razem może...
- czwartek: 2 anegdotycznogenne autentyki. Dwoje urzędników stanowczo wzmacniało stereotyp/teorię o predyspozycjach umysłowych kobiet i mężczyzn. )
K.
Liczy na głos, ile to jest 1x6 (sic!). Liczy, z palcami i bez, i nie daje rady!
- hmmm... no... jeden... jeden?... no tak, jeden... albo nie, sześć... znaczy się nie, nie sześć, jeden!
Później jeszcze liczyła 2x25. Okazuje się, ze to daje 100.
M.
Klika na komputerze, zawiesza się i zapytuje głośno:
- jak się pisze "miejsce"?
No, ulżyło mi. ;) Nie mogłem dłużej tego w sobie nosić. ;)
- piątek: Krossowy przekroczył 39 kkm. :) Aktualny plan to wycelowanie z geo-jubileuszem na jego 15 urodziny (za 3 miesiące). :)
- sobota: początek fali upałów. Doszło do 29* w cieniu, a następne dni mają być jeszcze gorsze. Nic dziś nie jeździłem... :( bo się nie da, ale i na znak protestu. ;D
A oto jak sobie radzę: ;)
Moja karma na upały ;) © mors
- niedziela, 1.VI: po powrocie (vide: poprzedni wpis) od razu przebranie, przemycie i do kościoła. ;p Krossowym, dlatego nie mogłem tego dopisać do tamtej wycieczki na Huraganie;
- poniedziałek, albo wtorek: buchnięto mi zapinanie od roweru, drugi raz w przeciągu trzech lat, w obu przypadkach w pracy, wewnątrz mojego budynku, 5 schodków i 5 metrów ode mnie!! O_O Podziw za odwagę... bo jak bym dorwał, to nie ręczę... Za pierwszym razem buchnięto mi także licznik, i to przez wyszarpanie (urywając sensor no i bez magnesu), stąd domniemanie, że były to kradzieże złośliwe... to i tak dużo lepiej, niż mieliby dewastować. ;]
Nawet wymyśliłem, co zrobię: będę zostawiał przy rowerze stare, zepsute zapinanie. ;D Złodziej się zdziwi, a i wpaść tym razem może...
- czwartek: 2 anegdotycznogenne autentyki. Dwoje urzędników stanowczo wzmacniało stereotyp/teorię o predyspozycjach umysłowych kobiet i mężczyzn. )
K.
Liczy na głos, ile to jest 1x6 (sic!). Liczy, z palcami i bez, i nie daje rady!
- hmmm... no... jeden... jeden?... no tak, jeden... albo nie, sześć... znaczy się nie, nie sześć, jeden!
Później jeszcze liczyła 2x25. Okazuje się, ze to daje 100.
M.
Klika na komputerze, zawiesza się i zapytuje głośno:
- jak się pisze "miejsce"?
No, ulżyło mi. ;) Nie mogłem dłużej tego w sobie nosić. ;)
- piątek: Krossowy przekroczył 39 kkm. :) Aktualny plan to wycelowanie z geo-jubileuszem na jego 15 urodziny (za 3 miesiące). :)
- sobota: początek fali upałów. Doszło do 29* w cieniu, a następne dni mają być jeszcze gorsze. Nic dziś nie jeździłem... :( bo się nie da, ale i na znak protestu. ;D
A oto jak sobie radzę: ;)
Moja karma na upały ;) © mors
Teren huraganu i Huragan w terenie. ;) (Czerwieńsk, czerwce, czerwiec)
Niedziela, 1 czerwca 2014
Kategoria Nielicho, Odkrywczo
kilosy: | 121.86 | gruntow(n)e: | 6.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Po tygodniu wyposzczenia wypuściłem się z nadmiarem energii (30-34km/h pod wiatr, dla mnie abstrakcja), co oczywiście długo nie trwało. ;]
Zaliczyłem nową gminę i miasto (Czerwieńsk) i przede wszystkim nawiedziłem sporo (15) nowych parafii. ;) A to najważniejsze. ;]
Przy okazji penetracji Wałów Zielonogórskich "odkryłem" prywatną wioskę (?!):
Wracają dawne czasy ;) © mors
I faktycznie kawałek dalej droga zagrodzona stalowymi płotami, za nimi stawy, jeziora, park, pagórki, a w głębi zabudowania... Wieś-idylla, i to na wyłączność...
W Czerwieńsku zawsze mnie intrygował motyw kościoła w samym centrum miasteczka, na owalnym "rondzie", które wbrew pozorom nie jest rondem. ;)
Ponadto stoi tamże (w miasteczku, nie na rondzie) fajna mokolotywka. Oczywiście z dedykacją dla oelka ;)
Chwila jazdy od "ronda" w dowolnym kierunku i już jesteśmy poza miastem. ;]
Za Czerwieńskiem wbiłem się na wiochy, a z wioch... terenowymi "skrótami". W sam raz na (pseudo) kolarkę. ;)
Pośrodku niczego "odkryłem" pojedynczy dom - tak jak lubię! I żadnej utwardzonej drogi do niego. Bywało różnie, miejscami nawet tak:
Miejski samochodzik spotyka szosowy rower w błocie, w środku lasu.. cokolwiek kuriozalne. ;)
Spory odcinek wiódł u podnóża sporego wzgórza. Pacze na mape, a tam maks. 123 m npm. ;D śmiech na sali, no ale to efekt niskiego punktu odniesienia (dolina Odry opodal ujścia Bobru).
Dłużyło mi się w tym terenie (efekt obaw o przejezdność) no ale w końcu pojawiła się cywilizacja... ;)) /bodajże Szczawno/
Niezwykle rzadko spotyka się w lubuski(e)m bardzo stare domy. Przedwojenne (poniemieckie) jak najbardziej, ale zawsze jest to początek XX ewentualnie koniec XIX w. A tu o. Ciekawe, ile ma lat...
I jeszcze takie tam (parafia Pław):
Żuczek z pełną obsadą sunął niemal bezdźwięcznie :O no i ma "firmowe" nr rej. (998). :)
Dalej to tu, to tamże, z pagórkami i bez, aż zagapiwszy się na prezentowanego już ongiś gorylka:
Ochrona wiejskiego sklepu :D © mors
...źle skręciłem na skrzyżowaniu, skutkiem czego nadrobiłem parę półterenowych kilometrów, przez co ledwo zdążyłem do kościoła. ;p
Ale za to zaliczyłem NIECHCĄCY nową gminę (Bobrowice) i zestaw "dzikich", leśnych parafii. ;)
W jednym przysiółku widziałem dużą kolonię czerwców polskich o których dopiero niedawno się dowiedziałem co i jak. Kto by pomyślał... (bez foto, bo komórka bez makro ;p ).
Bobrowice:
Ścisłe centrum Bobrowic. ;) Do 1945 było to miasteczko, dziś jest średnią wsią (niecały 1k mieszk.) z siedzibą Urzędu tej zapyziałej ;) Gminy (pomarańczowy budynek za drzewkami).
Droga nie na kolarkę, ale swój urok ma... no i nie niszczeje...
Przemierzam zapyziałe odludzia drogami rozmaitemi (chwilami trudno było orzec, czy to asfalt, szuter, czy co tam), aż tu nagle... ;D;D
"Wejście na teren huraganowej powierzchni grozi utratą zdrowia i życia!" :D
I gdy już miałem "wyjść na ludzi"... to znów pojechałem odludziami, wzdłuż eleganckiego kanału Bobru (o którym nie wiedziałem) po bardzo nieeleganckich drogach (o których wiedziałem - masochizm ;] ).
Dziękuję za uwagę. ;p
Zaliczyłem nową gminę i miasto (Czerwieńsk) i przede wszystkim nawiedziłem sporo (15) nowych parafii. ;) A to najważniejsze. ;]
Przy okazji penetracji Wałów Zielonogórskich "odkryłem" prywatną wioskę (?!):
Wracają dawne czasy ;) © mors
I faktycznie kawałek dalej droga zagrodzona stalowymi płotami, za nimi stawy, jeziora, park, pagórki, a w głębi zabudowania... Wieś-idylla, i to na wyłączność...
W Czerwieńsku zawsze mnie intrygował motyw kościoła w samym centrum miasteczka, na owalnym "rondzie", które wbrew pozorom nie jest rondem. ;)
Ponadto stoi tamże (w miasteczku, nie na rondzie) fajna mokolotywka. Oczywiście z dedykacją dla oelka ;)
Chwila jazdy od "ronda" w dowolnym kierunku i już jesteśmy poza miastem. ;]
Za Czerwieńskiem wbiłem się na wiochy, a z wioch... terenowymi "skrótami". W sam raz na (pseudo) kolarkę. ;)
Pośrodku niczego "odkryłem" pojedynczy dom - tak jak lubię! I żadnej utwardzonej drogi do niego. Bywało różnie, miejscami nawet tak:
Miejski samochodzik spotyka szosowy rower w błocie, w środku lasu.. cokolwiek kuriozalne. ;)
Spory odcinek wiódł u podnóża sporego wzgórza. Pacze na mape, a tam maks. 123 m npm. ;D śmiech na sali, no ale to efekt niskiego punktu odniesienia (dolina Odry opodal ujścia Bobru).
Dłużyło mi się w tym terenie (efekt obaw o przejezdność) no ale w końcu pojawiła się cywilizacja... ;)) /bodajże Szczawno/
Niezwykle rzadko spotyka się w lubuski(e)m bardzo stare domy. Przedwojenne (poniemieckie) jak najbardziej, ale zawsze jest to początek XX ewentualnie koniec XIX w. A tu o. Ciekawe, ile ma lat...
I jeszcze takie tam (parafia Pław):
Żuczek z pełną obsadą sunął niemal bezdźwięcznie :O no i ma "firmowe" nr rej. (998). :)
Dalej to tu, to tamże, z pagórkami i bez, aż zagapiwszy się na prezentowanego już ongiś gorylka:
Ochrona wiejskiego sklepu :D © mors
...źle skręciłem na skrzyżowaniu, skutkiem czego nadrobiłem parę półterenowych kilometrów, przez co ledwo zdążyłem do kościoła. ;p
Ale za to zaliczyłem NIECHCĄCY nową gminę (Bobrowice) i zestaw "dzikich", leśnych parafii. ;)
W jednym przysiółku widziałem dużą kolonię czerwców polskich o których dopiero niedawno się dowiedziałem co i jak. Kto by pomyślał... (bez foto, bo komórka bez makro ;p ).
Bobrowice:
Ścisłe centrum Bobrowic. ;) Do 1945 było to miasteczko, dziś jest średnią wsią (niecały 1k mieszk.) z siedzibą Urzędu tej zapyziałej ;) Gminy (pomarańczowy budynek za drzewkami).
Droga nie na kolarkę, ale swój urok ma... no i nie niszczeje...
Przemierzam zapyziałe odludzia drogami rozmaitemi (chwilami trudno było orzec, czy to asfalt, szuter, czy co tam), aż tu nagle... ;D;D
"Wejście na teren huraganowej powierzchni grozi utratą zdrowia i życia!" :D
I gdy już miałem "wyjść na ludzi"... to znów pojechałem odludziami, wzdłuż eleganckiego kanału Bobru (o którym nie wiedziałem) po bardzo nieeleganckich drogach (o których wiedziałem - masochizm ;] ).
Dziękuję za uwagę. ;p