Taka tam życiówka
Wtorek, 18 września 2012
Kategoria Nielicho
kilosy: | 335.67 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
309,22km zajęło mi 24h i 52 min. :D plus jeszcze powrót z pociągu do domu (26,45 km - mam rozterki, czy to sumować, tym bardziej, że w pociągu zdrzemłem się jakieś pół godzinki..).
No ale przynajmniej się nie zamęczyłem, za wyjątkiem całonocnej walki z atakami senności... Ale po takiej nocy jakoś czułem się wyspany (!) - jak można się wyspać podczas jazdy? Fakt, że tętno utrzymywałem spoczynkowe ;) ale i tak niepojęte to dla mnie..
Mimo planu prymitywnego "trzepania kilometrów" oczywiście jak zawsze nie obeszło się bez turystyki (foty jutro).
Trasa miała wieźć przez Wrocław, Częstochowę do Dąbrowy Górn., albowiem są tam niesamowite BikeStatowicze. :)
Jednakże wiatr chciał inaczej i wywiał mnie na północny-wschód, do Wielkopolski a nawet do tzw. "kuj-pom"-u). Ostateczna meta w INOwrocławiu do którego skądinąd mam pewien sentyment ;).
Wiatr pomagał dopiero drugiego dnia, a pierwszego oraz w nocy, zupełnie wbrew prognozom, wiał z kierunków zmiennych i ogólnie siał zamęt. ;)
A pozornie łatwa, bo płaska Wielkopolska też potrafi zaskoczyć, zwłaszcza na pograniczu z lubuskim i z kuj-pom-em.
Na pewno jednak główną przyczyna tak "ekstremalnej" średniej było roztrenowanie od ostatniego roku (na rzecz mono).
Ponadto rower: jeśli (pseudo)kolarka jedzie z lekkiej górki i z lekkim wiatrem i nadal wyraźnie zwalnia, to chyba coś jest nie tak..
Może nazwa 'Huragan' oznacza, że do jazdy wymagany jest huragan (w plecy) ? ;)
PS. inspiracją była Kosma100 i Jej pomysł trzaśnięcia trójki z przodu na swoje 30 urodziny. ;p które to pod Poznaniem mi się trafiły, w niejakiej Łęczycy. ;]
Ale nadal nie obchodzę! ;p
/////////////////////////////////////////////////////////////////////////
No dobre, kończę opis i wrzucam foty... po 15 miesiącach :D
Na zachętę coś dla oka, choć ze środka (chronologia zdjęć niejednemu już zepsuła wpis ;) ):
Już za Kożuchowem (po 30 km - wstyd przyznać) wjeżdżam w nieznane:
Później New Salt City ;)) - miasto, które 10 lat temu sięgnęło dna... i w parę lat awansowało do lubuskiej czołówki przedsiębiorczości (fenomen wręcz).
Głównie dzięki powstaniu prężnej strefy przemysłowej, chociaż drobna działalność też wybuchnęła:
Tamże trafiam na pierwszy w życiu sygnalizator świetlny dla rowerów ;p i pierwszą idealnie gładką ddr:
Inny świat, mimo że jeszcze w lubuskim. ;)
Chociaż w centrum kicha - ddr wąskie, nierówne, na siłę wtłoczone w chodniki i kwietniki, czasem z nawet 40 cm krawężnikami...
Jadąc przepisowo straciłem mnóstwo czasu (ale to tylko w centrum).
Na pograniczu lubusko - wielkopolskim, we wsi Lubięcin stoją aż 3 zabytkowe wiatraki ;p
Nigdy nie widziałem takiego nagromadzenia na małym obszarze.
O, a tak byłem wyekwipowany (w dzień bodajże 23* w cieniu, w słońcu pewnie koło 30, a w nocy 8-9, co na dłuższą metę jednak wymaga długich rękawków... ;p ):
Do samego końca wahałem się, czy brać wiatrówkę i długie spodnie, ale jednak amplituda dobowa była zabójcza, a i znużenie nocne nie dodaje energii).
Ostatnie zdjęcie w słońcu pierwszego dnia...
Droga powiatowa Nowa Sól - Wolsztyn jest strasznie dzika jak na łącznik 2 województw, przez bodaj 50 km jest kilka wsi i jeden leśny bar, wyjątkowy z resztą...
Otóż skromne "szopy" i obejście, wszystko stare (bynajmniej nie retro), a w jadłospisie - 2 (DWIE) opcje (!): żurek i żurek z kiełbasą (:O)
Ponadto można se kupić bułkę, chleb i oranżadę. I TO WSZYSTKO :OOO
A sprzedawczyni, mimo że nic nie kupiłem, zagadałaby mnie na śmierć ;p co też pozwala się domyślać, jaki tam jest ruch. ;)
I nijak nie mogła przyjąć do wiadomości, że można jechać całą dobę rowerem bez spania. ;p
Koło Obry (miejscowości, nie rzeki) wjeżdżam na pierwszą w życiu asfaltową ddr (równoległej do drogi powiatowej) ;p mrok zapada, dzień roboczy, okolica odludna, a tam pełno ludu (biegusy, rolkarze, rowerzyści) - u mnie nie do pomyślenia...
Ciemności się robią, trochę cykor przed ogromem (jak na mnie) wyzwania zaczął się potęgować, więc próbuję nawiązać łączność z "nagraną" osobą z BS.
Co prawda nie jechałem jednak przez jej miejscowość (ze względu na wiatr, a raczej jego prognozy), ale zgodnie z umową dzwonię wieczorem (by odwołać "rezerwację" no i trochę pogadać ;p ). A tu cisza.
Później, już po powrocie dowiaduję się, że nie odbierała, "bo zapomniała zapisać mojego numeru, a obcych nie odbiera"...
Skądinąd, jak później zauważyłem na BS, wystawiła w ten i inne sposoby jeszcze kilka innych osób, czasem dużo drastyczniej...
A na przeciwnym "biegunie" ;) i dla kontrastu - bikestatsowa Skowronek (nie po gramatycznemu wyszło ;) ) - która znając mnie tylko wirtualnie a i to niewiele, zorganizowała pełen wyszynk i komitet powitalny, mimo że w godzinach pracy, nie mając ku temu za bardzo okoliczności... *-*
Wiatr chciał jednak inaczej, szkoda bardzo (i przy okazji wielkie podziękowania dla S. :) )....
Zabójczy kontrast 2 postaw, podejść do własnego słowa, honoru no i strudzonego wędrowca też. ;)
W Wolsztynie, tym od parowozów, zaraz po nastaniu ciemności temp. spadła tak gwałtownie, że aż nie zdążyłem się ubrać :) (musiałem na mieście, między garażami). :)
A później "niekończąca się noc" i walka z coraz większą sennością...
Droga na Poznań rewelacyjna - nie dość, że dobra ddr odseparowana rowem od ruchliwej przelotówki, to jeszcze na większości długości z własnym oświetleniem - czynnym w środku nocy, poza sezonem i to w dzień roboczy. :D
Warunki niby idealne, na oko ciągle delikatnie z górki, a prędkość i powieki opadają i opadają...
W pustym Poznaniu fajnie się jechało po głównych skrzyżowaniach bez samochodów, nawet chwilę odżyłem i ścigałem się z nocnym autobusem miejskim... i parę minut później padłem. ;p
W drugiej połowie nocy to już była parodia jazdy, spanie "na Cyklopa", straszne zamulanie (12 a nawet 10 km/h) i każden przystanek mój, a i to nad ranem okazywały się za daleko od siebie. ;p
Kiepsko to wyglądało, ale nie odpuszczałem i wraz z nastawaniem kolejnego, słonecznego dnia jednak powoli odżywałem, w pewnym sensie wyspany...
Zaczęły się też foty...
Tamże dopadł mnie kot (i nie odpuszczał dobre 10 minut), to se przynajmniej zagrzałem ręce. ;)
O Gnieźnie myślałem od zawsze, więc z radością nawiedziłem jakże historyczne centrum. Nieduże miasto z olbrzymią historią - bardzo odpowiada mi kameralny charakter jego centrum, zupełnie inna rozmowa niż przeludniony i przereklamowany Kraków czy inna Wa-wa. ;p
Polanie (i Polanki ;) ) szli do szkół i prac (a nierzadko jechali rowerami) a ja sobie odpoczywałem, napawając się duchem historii. ;p nawet zafundowałem sobie ciacho w restauracji na deptaku (takie fanaberie, nie podejrzewałem siebie o to, że kiedyś to zrobię ;p ).
Bardzo odżyłem, aż chciałem tam zostać ;) ale po wyjeździe pojawił się kolejny motywator - długo wyczekiwany wiatr, centralnie w plecy. :)
Średnio 25-30 km/h mając ok. 250 km / 20 godz. nalatane to jak dla mnie (i Huragana) abstrakcja. ;p
Ponadto po drodze telefoniczna relacja oczekującej (-emu?) Skowronkowi połączona z miłą rozmową, z której jakoś się zrobiło 11 minut. ;p
Jazda jak marzenie, aż szkoda było stawać na foty...
Nareszcie Inowrocław (297 km na budziku)... jedyna miejscowość, z której zapamiętałem czas odjazdu pociągu, więc w razie nie osiągnięcia byłoby kiepsko). Udało się osiągnąć z 30 minutowym zapasem czasu, więc wyluzowany sobie szukam dworca... szukam... dalej szukam...
aż wyjechałem za miasto. ;]
Wtedy dopiero zapytałem o drogę ( i to 3 ludzi, bo kiepsko nawigowali ;p ) - co się wiązało z PILNYM powrotem POD WIATR, mając 305 na budziku o_O
Było ciężko, zwłaszcza że nie piłem nic od kilku godzin, a tu jeszcze przypiekać zaczęło...
Zdążyłem na MINUTĘ przed odjazdem. :)
Zamulałem, przysypiałem, zamulałem... w końcu desant w Green Mountain ;) (45km od domu) i po chwili jazdy zrozumiałem, że na dziś mi wystarczy. ;p
Wyczekałem (zamulając) na pociąg do Nowogrodu Bobrzańskiego, gdzie na pustej stacyjce czekał na mnie kot. ;)
Do chaty 25km a mnie już po 3 czy 4 odcinało... ;]
Wracałem chyba ze 2 godziny, juz dawno po ciemachu, a po drodze miałem jeszcze trudną rozmowę SMS-ową (z Anglią - jakby ich nie stać na zadzwonienie ;p;p ), choć ledwo już składałem myśli (po polsku)...
Ale koniec końców szczęśliwie dojechałem. ;p
Życiówka jak życiówka ;) ludzie czaskają po 2-3 razy tyle i to w lepszym zdrowiu ze zdecydowanie lepszymi średnimi... o_O ale wpis uzupełniłem wyłącznie ze względu na nadobną Darię, co mi raz na pół roku wypominała. ;)
Dziękuję za uwagę. ;)
No ale przynajmniej się nie zamęczyłem, za wyjątkiem całonocnej walki z atakami senności... Ale po takiej nocy jakoś czułem się wyspany (!) - jak można się wyspać podczas jazdy? Fakt, że tętno utrzymywałem spoczynkowe ;) ale i tak niepojęte to dla mnie..
Mimo planu prymitywnego "trzepania kilometrów" oczywiście jak zawsze nie obeszło się bez turystyki (foty jutro).
Trasa miała wieźć przez Wrocław, Częstochowę do Dąbrowy Górn., albowiem są tam niesamowite BikeStatowicze. :)
Jednakże wiatr chciał inaczej i wywiał mnie na północny-wschód, do Wielkopolski a nawet do tzw. "kuj-pom"-u). Ostateczna meta w INOwrocławiu do którego skądinąd mam pewien sentyment ;).
Wiatr pomagał dopiero drugiego dnia, a pierwszego oraz w nocy, zupełnie wbrew prognozom, wiał z kierunków zmiennych i ogólnie siał zamęt. ;)
A pozornie łatwa, bo płaska Wielkopolska też potrafi zaskoczyć, zwłaszcza na pograniczu z lubuskim i z kuj-pom-em.
Na pewno jednak główną przyczyna tak "ekstremalnej" średniej było roztrenowanie od ostatniego roku (na rzecz mono).
Ponadto rower: jeśli (pseudo)kolarka jedzie z lekkiej górki i z lekkim wiatrem i nadal wyraźnie zwalnia, to chyba coś jest nie tak..
Może nazwa 'Huragan' oznacza, że do jazdy wymagany jest huragan (w plecy) ? ;)
PS. inspiracją była Kosma100 i Jej pomysł trzaśnięcia trójki z przodu na swoje 30 urodziny. ;p które to pod Poznaniem mi się trafiły, w niejakiej Łęczycy. ;]
Ale nadal nie obchodzę! ;p
/////////////////////////////////////////////////////////////////////////
No dobre, kończę opis i wrzucam foty... po 15 miesiącach :D
Na zachętę coś dla oka, choć ze środka (chronologia zdjęć niejednemu już zepsuła wpis ;) ):
Stroma, zabytkowa uliczka w Gnieźnie, Pani idąca rano do pracy i jej spotkanie z kotem. ;) Takie niby nic a cieszy ;)© mors
Już za Kożuchowem (po 30 km - wstyd przyznać) wjeżdżam w nieznane:
Wyjazd z Kożuchowa i wjazd w Nieznane© mors
Później New Salt City ;)) - miasto, które 10 lat temu sięgnęło dna... i w parę lat awansowało do lubuskiej czołówki przedsiębiorczości (fenomen wręcz).
Głównie dzięki powstaniu prężnej strefy przemysłowej, chociaż drobna działalność też wybuchnęła:
W zagłębiu figur ogrodowych (okolice Nowej Soli)© mors
Tamże trafiam na pierwszy w życiu sygnalizator świetlny dla rowerów ;p i pierwszą idealnie gładką ddr:
Idealnie gładka ścieżka rowerowa w Nowej soli (pierwsza moja taka w życiu)© mors
Inny świat, mimo że jeszcze w lubuskim. ;)
Chociaż w centrum kicha - ddr wąskie, nierówne, na siłę wtłoczone w chodniki i kwietniki, czasem z nawet 40 cm krawężnikami...
Jadąc przepisowo straciłem mnóstwo czasu (ale to tylko w centrum).
Na pograniczu lubusko - wielkopolskim, we wsi Lubięcin stoją aż 3 zabytkowe wiatraki ;p
Lubięcin, wiatrak 1© mors
Lubięcin, wiatrak 2© mors
Lubięcin, wiatrak 3© mors
Nigdy nie widziałem takiego nagromadzenia na małym obszarze.
O, a tak byłem wyekwipowany (w dzień bodajże 23* w cieniu, w słońcu pewnie koło 30, a w nocy 8-9, co na dłuższą metę jednak wymaga długich rękawków... ;p ):
Romet Huragan wyprawowy ;) cały mój dobytek na zimną noc i 25 godz. jazdy ;p© mors
Do samego końca wahałem się, czy brać wiatrówkę i długie spodnie, ale jednak amplituda dobowa była zabójcza, a i znużenie nocne nie dodaje energii).
Ostatnie zdjęcie w słońcu pierwszego dnia...
Gdzieś we wschodniej Wielkopolsce ;p nie pamiętam gdzie, ale wiem, że ładnie ;p© mors
Droga powiatowa Nowa Sól - Wolsztyn jest strasznie dzika jak na łącznik 2 województw, przez bodaj 50 km jest kilka wsi i jeden leśny bar, wyjątkowy z resztą...
Otóż skromne "szopy" i obejście, wszystko stare (bynajmniej nie retro), a w jadłospisie - 2 (DWIE) opcje (!): żurek i żurek z kiełbasą (:O)
Ponadto można se kupić bułkę, chleb i oranżadę. I TO WSZYSTKO :OOO
A sprzedawczyni, mimo że nic nie kupiłem, zagadałaby mnie na śmierć ;p co też pozwala się domyślać, jaki tam jest ruch. ;)
I nijak nie mogła przyjąć do wiadomości, że można jechać całą dobę rowerem bez spania. ;p
Koło Obry (miejscowości, nie rzeki) wjeżdżam na pierwszą w życiu asfaltową ddr (równoległej do drogi powiatowej) ;p mrok zapada, dzień roboczy, okolica odludna, a tam pełno ludu (biegusy, rolkarze, rowerzyści) - u mnie nie do pomyślenia...
Ciemności się robią, trochę cykor przed ogromem (jak na mnie) wyzwania zaczął się potęgować, więc próbuję nawiązać łączność z "nagraną" osobą z BS.
Co prawda nie jechałem jednak przez jej miejscowość (ze względu na wiatr, a raczej jego prognozy), ale zgodnie z umową dzwonię wieczorem (by odwołać "rezerwację" no i trochę pogadać ;p ). A tu cisza.
Później, już po powrocie dowiaduję się, że nie odbierała, "bo zapomniała zapisać mojego numeru, a obcych nie odbiera"...
Skądinąd, jak później zauważyłem na BS, wystawiła w ten i inne sposoby jeszcze kilka innych osób, czasem dużo drastyczniej...
A na przeciwnym "biegunie" ;) i dla kontrastu - bikestatsowa Skowronek (nie po gramatycznemu wyszło ;) ) - która znając mnie tylko wirtualnie a i to niewiele, zorganizowała pełen wyszynk i komitet powitalny, mimo że w godzinach pracy, nie mając ku temu za bardzo okoliczności... *-*
Wiatr chciał jednak inaczej, szkoda bardzo (i przy okazji wielkie podziękowania dla S. :) )....
Zabójczy kontrast 2 postaw, podejść do własnego słowa, honoru no i strudzonego wędrowca też. ;)
W Wolsztynie, tym od parowozów, zaraz po nastaniu ciemności temp. spadła tak gwałtownie, że aż nie zdążyłem się ubrać :) (musiałem na mieście, między garażami). :)
A później "niekończąca się noc" i walka z coraz większą sennością...
Droga na Poznań rewelacyjna - nie dość, że dobra ddr odseparowana rowem od ruchliwej przelotówki, to jeszcze na większości długości z własnym oświetleniem - czynnym w środku nocy, poza sezonem i to w dzień roboczy. :D
Warunki niby idealne, na oko ciągle delikatnie z górki, a prędkość i powieki opadają i opadają...
W pustym Poznaniu fajnie się jechało po głównych skrzyżowaniach bez samochodów, nawet chwilę odżyłem i ścigałem się z nocnym autobusem miejskim... i parę minut później padłem. ;p
W drugiej połowie nocy to już była parodia jazdy, spanie "na Cyklopa", straszne zamulanie (12 a nawet 10 km/h) i każden przystanek mój, a i to nad ranem okazywały się za daleko od siebie. ;p
Kiepsko to wyglądało, ale nie odpuszczałem i wraz z nastawaniem kolejnego, słonecznego dnia jednak powoli odżywałem, w pewnym sensie wyspany...
Zaczęły się też foty...
Ursus C-45. To były czasy© mors
Ursus C-45 - to się nazywa sztywniak!© mors
Tamże dopadł mnie kot (i nie odpuszczał dobre 10 minut), to se przynajmniej zagrzałem ręce. ;)
Pod Gnieznem też budują krzywe mosty ;)© mors
O Gnieźnie myślałem od zawsze, więc z radością nawiedziłem jakże historyczne centrum. Nieduże miasto z olbrzymią historią - bardzo odpowiada mi kameralny charakter jego centrum, zupełnie inna rozmowa niż przeludniony i przereklamowany Kraków czy inna Wa-wa. ;p
Huragan w centrum stołecznego Gniezna ;p© mors
Takie elewacje to tylko w Gnieźnie :)© mors
Gniezno - Huragan na audiencji u Chrobrego ;p© mors
Gniezno ;p© mors
Gniezno. Fajne buty ;))© mors
Gniezno. ;p© mors
Polanie (i Polanki ;) ) szli do szkół i prac (a nierzadko jechali rowerami) a ja sobie odpoczywałem, napawając się duchem historii. ;p nawet zafundowałem sobie ciacho w restauracji na deptaku (takie fanaberie, nie podejrzewałem siebie o to, że kiedyś to zrobię ;p ).
Bardzo odżyłem, aż chciałem tam zostać ;) ale po wyjeździe pojawił się kolejny motywator - długo wyczekiwany wiatr, centralnie w plecy. :)
Średnio 25-30 km/h mając ok. 250 km / 20 godz. nalatane to jak dla mnie (i Huragana) abstrakcja. ;p
Ponadto po drodze telefoniczna relacja oczekującej (-emu?) Skowronkowi połączona z miłą rozmową, z której jakoś się zrobiło 11 minut. ;p
Jazda jak marzenie, aż szkoda było stawać na foty...
Ursus C-451 (wypasiony, bo na gumach)© mors
Pomnik zbudowany dla zbudowanej drogi. Dla mnie zupełna nowość ;)© mors
Cóż za precyzja! Niespotykana w tej branży ;)© mors
Nie brakowało dziwnych nazw miejscowości© mors
Nareszcie Inowrocław (297 km na budziku)... jedyna miejscowość, z której zapamiętałem czas odjazdu pociągu, więc w razie nie osiągnięcia byłoby kiepsko). Udało się osiągnąć z 30 minutowym zapasem czasu, więc wyluzowany sobie szukam dworca... szukam... dalej szukam...
Inowrocław zdobyty... tylko na jedno zdjęcie miałem czas, a i to jeszcze w trakcie jazdy© mors
aż wyjechałem za miasto. ;]
Wtedy dopiero zapytałem o drogę ( i to 3 ludzi, bo kiepsko nawigowali ;p ) - co się wiązało z PILNYM powrotem POD WIATR, mając 305 na budziku o_O
Było ciężko, zwłaszcza że nie piłem nic od kilku godzin, a tu jeszcze przypiekać zaczęło...
Zdążyłem na MINUTĘ przed odjazdem. :)
Jadąc pociągiem... a gimnazjusze sobie siedzieli na siedzeniach... ja niby też, ale po 25 godz. jazdy ;p© mors
Zamulałem, przysypiałem, zamulałem... w końcu desant w Green Mountain ;) (45km od domu) i po chwili jazdy zrozumiałem, że na dziś mi wystarczy. ;p
Wyczekałem (zamulając) na pociąg do Nowogrodu Bobrzańskiego, gdzie na pustej stacyjce czekał na mnie kot. ;)
Do chaty 25km a mnie już po 3 czy 4 odcinało... ;]
Wracałem chyba ze 2 godziny, juz dawno po ciemachu, a po drodze miałem jeszcze trudną rozmowę SMS-ową (z Anglią - jakby ich nie stać na zadzwonienie ;p;p ), choć ledwo już składałem myśli (po polsku)...
Ale koniec końców szczęśliwie dojechałem. ;p
Życiówka jak życiówka ;) ludzie czaskają po 2-3 razy tyle i to w lepszym zdrowiu ze zdecydowanie lepszymi średnimi... o_O ale wpis uzupełniłem wyłącznie ze względu na nadobną Darię, co mi raz na pół roku wypominała. ;)
Dziękuję za uwagę. ;)
Komentarze
Ho ho ile zdjęć, ile tekstu:)) A z Gniezna pochodzi moja rodzinka - prababcia zajmowała się przemytem a pradziadek był celnikiem;) Jakbyś w przyszłym roku przelatywał w pobliżu Cze-wy to wpadnij, jakieś kanapki zawsze się znajdą;)
Skowronek - 13:35 środa, 11 grudnia 2013 | linkuj
To teraz byś porównał mój wypad do Gniezna, jeśli nie czytałeś (czerwiec br.), no i możesz rzucić okiem na maj i wyprawę do WPNu. W Puszczykowie, koło Łęczyczy, w której dopadły Cię urodziny stoi sobie Santa Maria Kolumba. :) Replika w skali 1:1. :)
romulus83 - 19:07 wtorek, 10 grudnia 2013 | linkuj
Czemu podczas etapu "spania na cyklopa" nie próbowałeś wspomóc się jakimiś specyfikami zawierającymi kofeinę?
Hipek - 09:19 wtorek, 10 grudnia 2013 | linkuj
Po uzupełnieniu wpisu wygląda to zdecydowanie lepiej..., jeszcze raz gratulacje
amiga - 09:08 wtorek, 10 grudnia 2013 | linkuj
Brawo Morsie:)
Choć szkoda, że jednak nie powiało z północy, bufet czekał... Lecz się nie zmarnował, wszystko zjedli, tylko doping zostawili;)
Podobno morsy potrafią spać pływając, nawet pod wodą... Skowronek - 19:49 środa, 19 września 2012 | linkuj
Choć szkoda, że jednak nie powiało z północy, bufet czekał... Lecz się nie zmarnował, wszystko zjedli, tylko doping zostawili;)
Podobno morsy potrafią spać pływając, nawet pod wodą... Skowronek - 19:49 środa, 19 września 2012 | linkuj
To teraz można życzyć Ci zamiennie stu lat lub tysiąca kilometrów ;-) I to właśnie czynię.
oelka - 18:57 środa, 19 września 2012 | linkuj
mors Jak byś obchodził to bym Ci pożyczyła wszystkiego najlepszego!
Szkoda, że wiatr nie wiał w kierunku Dąbrowy Górniczej :( :( :(
Gratuluję trzysetki ;-)
Pozdrawiam! kosma100 - 16:50 środa, 19 września 2012 | linkuj
Szkoda, że wiatr nie wiał w kierunku Dąbrowy Górniczej :( :( :(
Gratuluję trzysetki ;-)
Pozdrawiam! kosma100 - 16:50 środa, 19 września 2012 | linkuj
Wow. Gratulacje, ja cały czas szukam terminu, żeby machnąć 300, ale coś czarno to widzę w tym roku...
amiga - 13:16 środa, 19 września 2012 | linkuj
Ładnie sobie pojechałeś.
Lepiej nie myśl, co będziesz musiał zrobić, jak dożyjesz sześćdziesiątki ;)
Najlepszego :) Hipek - 09:35 środa, 19 września 2012 | linkuj
Lepiej nie myśl, co będziesz musiał zrobić, jak dożyjesz sześćdziesiątki ;)
Najlepszego :) Hipek - 09:35 środa, 19 września 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!