Mono. Nie ma wuja we wsi, w przenośni... i dosłownie ;D
Piątek, 20 stycznia 2012
Kategoria Mono
kilosy: | 2.91 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
To straszne, jak podupadła mi kondycja po dwóch dniach obżarstwa i nicnierobienia szkolenia.
Po powrocie rzuciłem się na mono, mimo dżdżu i dochodzącej północy.
O ile błędnik jeszcze nie wyszedł z wprawy, to wydolnościowo tragedia - zadyszka po 200m! :D
Mimo wiatru, dżdżu i +1*C musiałem się porozpinać. I akurat podczas rozpinania gibłem sie i fikłem, na pysk, bez mała.
Wiele razy upadałem na mono, to oczywistość, ale zawsze spadałem na nogi (czasem wykręcone ;D ) a nawet w 80% przypadków potrafię złapać jeszcze siodło, żebym nie niszczyło się.
Tym razem wylądowałem rękami w błocie, a ryjem niemalże.
Ledwom wstał, jakem posłyszał samochód, więc poczekałem coby go przeczekać. ;)
A to, niespodziewanie, jechał mój własny wujek - lepiej nie mógł trafić!
Wyjechał z (naszej wspólnej) wsi, i odtąd - jak w tytule! ;D;D:D
W przenośni też, bo popełniłem największy jak dotąd dystans, oraz pierwszy raz podjechałem ścieżką 25cm x 27m z nierównych betonowych płyt, i to pod górkę.
I po raz pierwszy minął mnie przypadkowy ludź, w półmroku, ale przecież kształty widać. A mój jakby troszkę nietypowy...Ludź jechał rowerem tak jak ja, tzn. środkiem, a nie na mono. ;] Nie wiem czy od pijaństwa czy z arogancji (pewnie jedno i drugie), ale to ja mu musiałem (w miarę możliwości) ustępować na bok!
Minął mnie i se pojechał... dziwne, ja bym chyba z roweru spadł na jego miejscu...
Po powrocie rzuciłem się na mono, mimo dżdżu i dochodzącej północy.
O ile błędnik jeszcze nie wyszedł z wprawy, to wydolnościowo tragedia - zadyszka po 200m! :D
Mimo wiatru, dżdżu i +1*C musiałem się porozpinać. I akurat podczas rozpinania gibłem sie i fikłem, na pysk, bez mała.
Wiele razy upadałem na mono, to oczywistość, ale zawsze spadałem na nogi (czasem wykręcone ;D ) a nawet w 80% przypadków potrafię złapać jeszcze siodło, żebym nie niszczyło się.
Tym razem wylądowałem rękami w błocie, a ryjem niemalże.
Ledwom wstał, jakem posłyszał samochód, więc poczekałem coby go przeczekać. ;)
A to, niespodziewanie, jechał mój własny wujek - lepiej nie mógł trafić!
Wyjechał z (naszej wspólnej) wsi, i odtąd - jak w tytule! ;D;D:D
W przenośni też, bo popełniłem największy jak dotąd dystans, oraz pierwszy raz podjechałem ścieżką 25cm x 27m z nierównych betonowych płyt, i to pod górkę.
I po raz pierwszy minął mnie przypadkowy ludź, w półmroku, ale przecież kształty widać. A mój jakby troszkę nietypowy...Ludź jechał rowerem tak jak ja, tzn. środkiem, a nie na mono. ;] Nie wiem czy od pijaństwa czy z arogancji (pewnie jedno i drugie), ale to ja mu musiałem (w miarę możliwości) ustępować na bok!
Minął mnie i se pojechał... dziwne, ja bym chyba z roweru spadł na jego miejscu...
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!