thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

Dogrywka

Niedziela, 14 sierpnia 2011
kilosy:7.41gruntow(n)e:0.50
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Standardowo
Po południu do kościoła i troszku po mieście. Razem z nocno-poranną szarżą: 106,96km.

Komentarze
Zabierają:)
np na zawody z cyklu mtb trophy
Nazywają ten drugi.. dawcą organów:)
lemuriza1972
- 18:34 środa, 17 sierpnia 2011 | linkuj
No to ja zaproponuję 2 wpisy POD RZĄD takiego jednego:
kolejne wypasione koło podczas zwykłej jazdy
tudzież:
awaria bez jazdy ;D
Niektórzy to chyba powinni zabierać ze sobą zapasowy rower. ;D
mors
- 15:39 środa, 17 sierpnia 2011 | linkuj
akurat dzisiaj kolega przysłał mi maila. Ukradli mu rower, wysłał mi linka do zdjęcia.. ale przy okazji jest fajny wpis.
Myślę, ze warto go przeczytać, w kontekście naszej dyskusji o rowerach

http://mtbkubak.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?424886
lemuriza1972
- 08:03 środa, 17 sierpnia 2011 | linkuj
Nie uznaję niewożenia dętek za występek, ale za pewnego rodzaju nonszalancję:)
uważam jednak, ze ryzyko trzeba minimalizować ( o ile się da w pewnych granicach)
Dlatego też zabieram ze sobą detki, pompkę, łyżki, imbusy, spinkę do łańcucha.
Dlatego też jezdzę w kasku i używam na zjazdach hamulców.
Dlatego też w góry jak idę zimą, biorę raki itd.
Nigdzie nie napisałam ze uprawianie tzw sportów ekstremalnych do których chyba mtb można zaliczyć, jest super odpowiedzialne:).
Ale prawda też jest taka, ze im wiecej jeździsz, tym wiecej umiesz. Im wiecej umiesz, tym ryzyko groźnych w konsekwencji upadków jest mniejsze.



lemuriza1972
- 19:47 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
Nie czuję się dręczonym. ;) Wręcz przeciwnie, ciekawie "posłuchać" doświadczonej pasjonatki, w dodatku dojrzałej. ;)))
Tylko cały czas nie rozumiem, dlaczego wyczynowe mtb (ryzyko od poturbowania aż po kalectwo) nie jest niedojrzałe, a niewożenie dętek (ryzyko wracania pieszo/pks/zadzwonionym samochodem) takimż wystepkiem jest? ;]
mors
- 19:17 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
Żle mnie zrozumiałeś:)
ta dojrzałość o której piszę.. do pewnych pasji... pewnych spraw, nie ma nic wspolnego z wiekiem. Nic. To raczej ciąg pewnych zdarzeń w życiu, to spotkania z pewnymi osobami... itp
Ja do gór dojrzałam tak późno.... tak jak i do wożenia dętek.
MTB nie jest do konca bezpieczne, ale ja mam takie motto zyciowe, autorem jest himalaista Simone Moro:
"Życie nie jest mierzone liczba oddechów, a liczbą momentów zapierających dech w piersiach".
ale pomimo tego dętki ze sobą wożę:)))
Pozdrawiam i nie dręczę Cię już więcej, ale jak kiedyś przebijesz w koncu tę dętkę i będziesz miał zapas przy sobie i pompke to pomyśl o mnie z wdzięcznością:))))
lemuriza1972
- 19:01 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
Aż poprawiłem wpis w swoim profilu. :)
Owszem, była ironia, ale nie powinna dotyczyć wyczynowców. ;)
O snobiźmie niczego nie insynuowałem, a już na pewno Tobie. ;)
Muszę powiedziec, że serce rośnie, jak czyta się (takie jak) Twoje historie, o wyrzeczeniach, poświęceniach.... Czuję się jak konformista ;) choć "zwykli" ludzie twierdzą odwrotnie. ;)
Jeszcze parę podobnych historii i wywalę $$ "na czarną godzinę" na jakiś konkretny rower (29er). ;D
I wierzę że maratony wciągają, wszak wystarczy spojrzeć jak narasta długość Twych komentarzy. ;)))
Tylko czemu w każdym wpisie piszesz o tej dojrzalości ciegiem? ;p
Żem 5 minut młodszy? ;) Bo obiektywnie patrząc, wyczynowy sport (mtb) nie jest bezpieczny - czyli odpowiedzialny... ;p
mors
- 18:41 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
Obruszyć to nie:), daleka jestem od obruszania się o takie "drobiazgi".
ale nie ukrywam, że odczułam coś na kształt ironii w stosunku do właścicieli wypasionych maszyn:).
Uwierz, dość dobrze już poznałam to srodowisko i w większości to są wspaniali ludzie, pasjonaci mtb.
Kupują drogie rowery, bo konczenie takich zawodów jak np Powerade Suzuki MTB Maraton na gorszym sprzęcie na dłuższą metę byłoby mało możliwe.
Rower niby sam nie jedzie.. ale....
widzisz ja swoją przygodę z rowerem zaczynałam od roweru za 350 zł.
Złapałam bakcyla rowerowego konkretnego. Przejechałam na tym rowerze wiele trudnych tras w górach ( ale po asfalcie).
Potem pojawiły sie marzenia o nowym rowerze, który umozliwiłby mi jakieś fajniejsze eskapady a jazda na nim byłaby przyjemniejsza.
Pojawił sie droższy rower crossowy...
ale potem znowu były marzenia o tym zeby miec taki rower, którym będzie można pokonywać trasy w górach w terenie.
I tak pojawił sie pierwszy góral.
Jak on sie pojawił to zamrzyłam o maratonie.
Przejechałam, złapałam bakcyla. Dwa sezony przejeździłam na moim góralu, ale maratony były cieżkie, rower wyeksopolatowany i co tu dużo mówić no z mocno średniej półki, a ja miałam plany rywalizacji na zawodach. I tak pojawił się kolejny.
To tak działa. Po prostu pasja się rozwija. I nie ma to nic wspolnego ze snobizmem. Uwierz.
To jest po prostu pasja.
Ja mój rower spłacałam rok.
Teraz kupiłam nowe koła, chociaż za ich cenę mogłabym mieć super wakacje, ale takiego dokonałam wyboru. Na super wakacje nie pojechałam.
Ludzie czasem oszczedzają każdy grosz na nowe opony itp.
Rozumiem Twoje przywiązanie do roweru ( ja jestem przywiązana do mojego pierwszego górala i wciaż na nim jeżdzę), ale uwierz gdybyś raz pokręcił na lepszym rowerku... pokochałbyś go również.
I znowu rozprawka:)
a co do dętek, to naprawdę to nie jest wielka waga. Pompka, dwie plastikowe łyżki i jedziesz.
jeżdzenie bez nich zawsze będzie dla mnie trochę mało odpowiedzialne.
Tak jak pisałam, ja też tak jeździłam.. i wiem, ze mądra nie byłam wtedy.
Dojrzałam.
lemuriza1972
- 18:16 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
W sumie dopiero teraz poczytałem Twoje relacje z rajdów (szacuneczek!), więc rozumiem, że mogłaś się trochę obruszyć. ;) Zwłaszcza z takimi rowerami. ;) Ale zdaje się że wszystko sobie powyjaśniliśmy. ;)
mors
- 17:44 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
wiesz.. ja mam niezły rower, ale mocno eksploatowany, naprawdę, ale takie cuda jeszcze mi sie nie zdarzyły.
Owszem dwa razy rozleciał mi sie hak od przerzutki ( raz wjechała we mnie pani),drugi raz wkrecił mi sie patyk na zjeździe.
Ale hak akurat własnie po to jest, zeby przy takich sytuacjach chronił przerzutkę.
Być może te historie, które opisujesz to po prostu były jakies wady materiałowe.. takie też sie zdarzają.
albo mocno wsyłuzony już osprzęt. po prostu. Wszystko kiedyś ma swój kres.
Pozdrawiam
lemuriza1972
- 17:27 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
Konkretna rozprawka. ;)
Być może spokornieję przed gwoździami, JEŚLI kiedyś mnie upokorzą. ;))
Jeździłem i po górach 100km od domu, i całą noc po ciemku, i sporo innych konkretnych akcji, i dopiero odkąd czytam wycieczki na BS zacząłem sie bać. ;)
Zwłaszcza historii zwykłych, turystyczno-użytkowych. Bo co do wyczynu (rajdy, akrobacje, itp.), to oczywiście żadne awarie nie powinny dziwić.
Natomiast wiele razy czytałem jak ludzie jadą po płaskiej równej drodze, turystycznym sprzętem średniej klasy (powiedzmy 15oo-25oo), i rowery im się wręcz rozpadają. Nie znajdę już, nicku też nie pamiętam, ale komuś na płaskim asfalcie strzeliły nagle szprychy, koło się zlożyło, i kierownik tegoż wylądował w rowie, przy 30km/h, bodajże. Albo dętki pekające bez powodu, rozregulowujące się przerzutki, i wiele innych. Przy ZWYKŁEJ jeździe. Nie wiem, czy da sie to inaczej wytłumaczyc niż wątłością materiałów.
Łączę życzenia bezkapciowatości. ;)))
mors
- 15:35 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
tak, na pewno masz rację , co do osprzętu. tego, ze walka z jego wagą na pewno nie podnosi jego trwałości.
Inna sprawa , że zazwyczaj kiedy ktoś kupuje rower droższy to z konkretnym przeznaczeniem czyli głownie: zawody.
a na zawodach warunków nie wybierasz, często są one naprawdę bardzo trudne.
Jeśli w ciągu roku twój rower przejedzie np kilka maratonów w b. cięzkich warunkach, zywotność tych częsci na pewno będzie krótsza.
Trzeba byłoby zrobić taką analizę i porównać jak zuzywa sie osprzęt tej samej klasy w rowerze, na którym ktoś startuje a w rowerze , który ktos kupił tylko i wyłącznie z pobudek snobistycznych.
Ale co do dętek to się już z Tobą nie zgadzam.
Po prostu miałeś dużo szczęscia do tej pory, że nic się nie stało. Nawet najbardziej pancerna opona i dętka ( a Twoje opony już wysłuzone będą bardziej podatne na takie historie) nie poradzi sobie z np kilku centymetrowym gwoździem.
Dlatego wożenie ze sobą pompki , dętek i narzędzi to po prostu wg mnie konieczność, taka sama jak zapasowe koło w samochodzie.
No chyba, że po prostu ktos wyjeżdza 5 km od domu.
tez kiedyś myślałam podobnie jak Ty, długo miałam szczęscie, przez kilka lat żadnych kapci, a potem... jeden za drugim.
No i dojrzałam do wożenia ze sobą dętki i pompki. To dużo nie waży. Pompka na ramę, dętkę mam przyklejona do sztycy.
Rzeczywiście powinnam temat rozpocząć nie pod tym wpisem.
Sorry.
lemuriza1972
- 20:21 poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | linkuj
Nie wiem czy we wszystkich tańszych, ale u mnie wszystko jest tak masywne, że de facto niezniszczalne. ;) W tych (pół)profesjonalnych na każdym kroku producenci (i większość klientów) walczą o każdy gram masy, i, jak wnioskuję z relacji wielu (pół)profesjonalistów, ma to wyraźne przełożenie na ich trwałość.
Może i "ich" rowery są lżejsze o parę kilo, ale ja oszczędzam kilogramy (tudzież kasę, czas i fatygę) na niewożonych kluczach, pompkach i dętkach.
Jeśli po 26kkm obie dętki są w świetnym stanie (no, z przedniej zaczęło minimalnie schodzić, przy 25kkm) - nigdy nie przebite!, to na tyle je to uwiarygadnia, że nie muszę się bać. No może jak wjadę w lesie we wnyki czy inne zasieki. ;)
PS. komentarz chyba raczej do roweru, a nie do tej wycieczki. ;)
mors
- 19:18 poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | linkuj
a ja jestem ciekawa co wspólnego ma niewożenie dętek z tym, ze nie masz roweru za kilka tysięcy?
To jakaś ciekawa teoria.
Czyzby w tanszych rowerach dętki sie nie przebijały?
Może sie czepiam, ale to taka lekka noszalancja. Tez tak kiedyś jeździłam. Do czasy. teraz bez dętki i pompki sie nie ruszam. Po prostu po to zeby uniknąć kłopotów.
A co robisz jak jednak tego kapcia złapiesz?
lemuriza1972
- 18:43 poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!