Kraksa, Karpacz, śniegi, Sosnówka i Sosnowiec ;) /Hrgn/
Piątek, 27 marca 2020
Kategoria Nielicho
kilosy: | 46.71 | gruntow(n)e: | 0.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
(Pato)geneza :>
Wybrałem drogę pustą, gładką i szeroką, kędy nowy asfalt wyścielono (ul. Nadbrzeżna w JG) i co?
I łubudu. :)
Szła sobie para, z pozoru normalni, przynajmniej jak na standardy JG ;) z piesełem typu owczarek.
Pieseł przy prawej krawędzi drogi, facet przy lewej, a pańcia prawie na środku. Upewniłem się, że mnie widzą i że pieseł nie jest na niewidzialnej smyczy, no i jadziem...
W skrytości ducha nawet liczyłem, że może się odsunie choć ze 3 centymetry...
Tymczasem pańcia dosłownie i bezpośrednio rzuciła się mi pod koła, coby ratować pieseła, któremu nic nie groziło, bo był mądrzejszy od niej. ;>
Było delikatnie z górki i z wiatrem, więc mogłem lecieć tak pod 25 km/h. ;p Gdybym miał, jak poniektórzy szosowcy, obsesję średniej, to pewnie bym tam leciał pod 40...
Czasu reakcji miałem poniżej mrugnięcia okiem - absolutnie nic nie dało się zrobić, a kombinować potrafię - już kiedyś wyskakiwałem z rowerem spod zderzaka lecącego z naprzeciwka blachosmroda, który wyprzedzał na trzeciego na drodze obudowanej wysokimi krawężnikami w czasie poniżej 1 sekundy...
Tak więc sprzedałem pańci niezłego gonga. ;] Akcja tak szybka, że aż nie zarejestrowałem, co się działo o_O
Ogólnie mnie rzuciło o glebę (asfalt) a pańcię odrzuciło na parę metrów, prawie potrącając pieseła, który to oczywiście chciał pomścić "atak" na pańcię. :>
Tyle dobrego, że facet okazał się rozgarnięty i uczciwy - spacyfikował pieska, przepraszał mnie i bynajmniej nie bronił tej swojej ciućmy pokręconej ;p a wręcz przeciwnie. Dobrze, że nie trafiłem na jakiegoś Sebixa. ;)
Pańcia nic a nic nie przepraszała, ale dawała oznaki życia w postaci przekleństw. xD
W sumie dobrze, że ją odrzuciło, bo byśmy jeszcze zainkasowali po mandacie za zgromadzenie się w trójkę w jednym miejscu. ;D;D
Od bólu, stresu i wnerwa nawet nie zwróciłem uwagi, kogo właściwie stuknąłem. :> Pamiętam tylko odczucie przy uderzeniu, że była jędrna. ;pp ;)
Przetarłem sobie jedną płetwę i dwa kolana, w tym jedno stłuczone - parę minut zbierałem się z gleby. o_O
Na szczęście w czachę nie oberwałem - a jechałem bez garnka na głowie, jak zawsze... :>
Cud, że pomykałem Huraganem a nie Krossem - za sponiewieranie mojej chromowanej kiery wyprułbym jej flaki, choćby nawet była z Pudzianem. ;ppp
A Huragana praktycznie nie szkoda - od tego on właśnie jest ;) sól, chlapa, miasto, rozjeżdżanie ludzi, zjazdy po lodzie z Przeł. Karkonoskiej itp. ;]
Pańcia musiała zainkasować niezłego gonga, bo Huraganowi aż wyrwało przednie koło z widełek. :> Oraz sensor od licznika. ;)
Po paru minutach poskładałem siebie i rower do kupy i upewniwszy się, że kolana zginają mi się w tą samą stronę co zawsze :D zaryzykowałem dalszą jazdę (nasza niesforna brygada już zdążyła pójść blokować kolejne drogi ;)) ).
I to wszystko prawie pod domem - "9 na 10 wypadków przytrafia się w domu" ;))
Ból był znośny, krwawienia niewielkie, a mnie tak bardzo nęcił pusty Karpacz, że nie odpuściłem. :> I to ten górny Karpacz, na 800+ ;>
Dojazd przez Sosnówkę - dolną, średnią, górną - fenomenalne klimaty, ze zwykłych pól po paru minutach przechodzimy w ciemny, górski bór, serpentyny, skałki i do tego jeszcze zaczął się pojawiać śnieżek. *-* Najlepsza nagroda za podjazd - im wyżej, tym więcej śniegu :)) Wiosna w górach jest najlepsza!
/marketingowo to teraz niezbyt ta nazwa ;) /
/w tle kaplica św. Anny, a za wzgórzem Karpacz/
/jeden z zaledwie kilku domków w Sosnówce Górnej :O /
/stara chatka pośrodku niczego, bardzo wysoko i wciąż ze śniegiem - tak trzeba żyć! ;] /
Dzięki śnieżkowi i cieniowi północnych zboczy dojechałem do Karpacza Grn. rześki (podjazd na letniaka!) acz i tak mokry. :/
W Górnym K. było OBŁĘDNIE!
Zupełnie co innego jak latem wśród tłumów ceprów! Bez badyli (liści) - zupełnie nowe perspektywy! Bez popołudniowego zachmurzenia (standard latem) - soczyste krajobrazy. Bez ceprów (trafiła się zaledwie 1 rodzinka) - relaks, cisza, spokój.. Zdjęcia można robić nawet na środku głównej drogi - abstrakcja w Karpaczu... O_O
Karpacz Górny, w tle Śnieżka a po prawo srogi podjazd pod Wang © Morsowy
Swoim zwyczajem chciałem nawiedzić każdy zakątek i chłonąć każdy widoczek, ale byłem w niedoczasie. :/
Szalony zjazd do Kotliny (prawie 500m w pionie, prawie w całości na terenie miasta :> ) - średnio 40-45 km/h, ino na serpentynach poniżej 35... a jeszcze przez całą trasę podziwiałem widoczki, także te za plecami. :D
I tak dużo bezpieczniej, niż lokalna, płaska droga w Jeleniej. ;))
Po drodze pamiętałem o karpaczańskim Sosnowcu (727m). Lubię "śródgórskie góry" oraz góry śródmiejskie, do tego rekomendacja użytkownika 'Lapec' ;) który klikał mi o Sosnowcu ze 3 razy, ale ani razu nie powiedział, dlaczego poleca, więc nie wiedziałem, na co zwracać uwagę. ;> W dodatku byłem w niedoczasie i nie miałem aparatu, więc zdjęcia niet. Sorry Winnetou. ;ppp
Już na dole, w Mysłakowicach, o zachodzie słońca, uświadomiłem sobie, że prawie nic jeszcze nie jadłem :D Autentycznie, słońce, śnieg, góry, adrenalina i endorfiny potrafią tak sycić, że dopiero za szarówki zgłodniałem! O_O
Tamże, w Polomarkecie, trafiła mnie się nie lada gratka dla dusigrosza - bożonarodzeniowe Mikołaje z czekolady w wyprzedaży po 0,24 PLN od łebka :OOO
Zakupiłem pół plecaka. ;D;D;D
Podjazdy: 595 m.
Wybrałem drogę pustą, gładką i szeroką, kędy nowy asfalt wyścielono (ul. Nadbrzeżna w JG) i co?
I łubudu. :)
Szła sobie para, z pozoru normalni, przynajmniej jak na standardy JG ;) z piesełem typu owczarek.
Pieseł przy prawej krawędzi drogi, facet przy lewej, a pańcia prawie na środku. Upewniłem się, że mnie widzą i że pieseł nie jest na niewidzialnej smyczy, no i jadziem...
W skrytości ducha nawet liczyłem, że może się odsunie choć ze 3 centymetry...
Tymczasem pańcia dosłownie i bezpośrednio rzuciła się mi pod koła, coby ratować pieseła, któremu nic nie groziło, bo był mądrzejszy od niej. ;>
Było delikatnie z górki i z wiatrem, więc mogłem lecieć tak pod 25 km/h. ;p Gdybym miał, jak poniektórzy szosowcy, obsesję średniej, to pewnie bym tam leciał pod 40...
Czasu reakcji miałem poniżej mrugnięcia okiem - absolutnie nic nie dało się zrobić, a kombinować potrafię - już kiedyś wyskakiwałem z rowerem spod zderzaka lecącego z naprzeciwka blachosmroda, który wyprzedzał na trzeciego na drodze obudowanej wysokimi krawężnikami w czasie poniżej 1 sekundy...
Tak więc sprzedałem pańci niezłego gonga. ;] Akcja tak szybka, że aż nie zarejestrowałem, co się działo o_O
Ogólnie mnie rzuciło o glebę (asfalt) a pańcię odrzuciło na parę metrów, prawie potrącając pieseła, który to oczywiście chciał pomścić "atak" na pańcię. :>
Tyle dobrego, że facet okazał się rozgarnięty i uczciwy - spacyfikował pieska, przepraszał mnie i bynajmniej nie bronił tej swojej ciućmy pokręconej ;p a wręcz przeciwnie. Dobrze, że nie trafiłem na jakiegoś Sebixa. ;)
Pańcia nic a nic nie przepraszała, ale dawała oznaki życia w postaci przekleństw. xD
W sumie dobrze, że ją odrzuciło, bo byśmy jeszcze zainkasowali po mandacie za zgromadzenie się w trójkę w jednym miejscu. ;D;D
Od bólu, stresu i wnerwa nawet nie zwróciłem uwagi, kogo właściwie stuknąłem. :> Pamiętam tylko odczucie przy uderzeniu, że była jędrna. ;pp ;)
Przetarłem sobie jedną płetwę i dwa kolana, w tym jedno stłuczone - parę minut zbierałem się z gleby. o_O
Na szczęście w czachę nie oberwałem - a jechałem bez garnka na głowie, jak zawsze... :>
Cud, że pomykałem Huraganem a nie Krossem - za sponiewieranie mojej chromowanej kiery wyprułbym jej flaki, choćby nawet była z Pudzianem. ;ppp
A Huragana praktycznie nie szkoda - od tego on właśnie jest ;) sól, chlapa, miasto, rozjeżdżanie ludzi, zjazdy po lodzie z Przeł. Karkonoskiej itp. ;]
Pańcia musiała zainkasować niezłego gonga, bo Huraganowi aż wyrwało przednie koło z widełek. :> Oraz sensor od licznika. ;)
Po paru minutach poskładałem siebie i rower do kupy i upewniwszy się, że kolana zginają mi się w tą samą stronę co zawsze :D zaryzykowałem dalszą jazdę (nasza niesforna brygada już zdążyła pójść blokować kolejne drogi ;)) ).
I to wszystko prawie pod domem - "9 na 10 wypadków przytrafia się w domu" ;))
Ból był znośny, krwawienia niewielkie, a mnie tak bardzo nęcił pusty Karpacz, że nie odpuściłem. :> I to ten górny Karpacz, na 800+ ;>
Dojazd przez Sosnówkę - dolną, średnią, górną - fenomenalne klimaty, ze zwykłych pól po paru minutach przechodzimy w ciemny, górski bór, serpentyny, skałki i do tego jeszcze zaczął się pojawiać śnieżek. *-* Najlepsza nagroda za podjazd - im wyżej, tym więcej śniegu :)) Wiosna w górach jest najlepsza!
/marketingowo to teraz niezbyt ta nazwa ;) /
/w tle kaplica św. Anny, a za wzgórzem Karpacz/
/jeden z zaledwie kilku domków w Sosnówce Górnej :O /
/stara chatka pośrodku niczego, bardzo wysoko i wciąż ze śniegiem - tak trzeba żyć! ;] /
Dzięki śnieżkowi i cieniowi północnych zboczy dojechałem do Karpacza Grn. rześki (podjazd na letniaka!) acz i tak mokry. :/
W Górnym K. było OBŁĘDNIE!
Zupełnie co innego jak latem wśród tłumów ceprów! Bez badyli (liści) - zupełnie nowe perspektywy! Bez popołudniowego zachmurzenia (standard latem) - soczyste krajobrazy. Bez ceprów (trafiła się zaledwie 1 rodzinka) - relaks, cisza, spokój.. Zdjęcia można robić nawet na środku głównej drogi - abstrakcja w Karpaczu... O_O
Karpacz Górny, w tle Śnieżka a po prawo srogi podjazd pod Wang © Morsowy
Swoim zwyczajem chciałem nawiedzić każdy zakątek i chłonąć każdy widoczek, ale byłem w niedoczasie. :/
Szalony zjazd do Kotliny (prawie 500m w pionie, prawie w całości na terenie miasta :> ) - średnio 40-45 km/h, ino na serpentynach poniżej 35... a jeszcze przez całą trasę podziwiałem widoczki, także te za plecami. :D
I tak dużo bezpieczniej, niż lokalna, płaska droga w Jeleniej. ;))
Po drodze pamiętałem o karpaczańskim Sosnowcu (727m). Lubię "śródgórskie góry" oraz góry śródmiejskie, do tego rekomendacja użytkownika 'Lapec' ;) który klikał mi o Sosnowcu ze 3 razy, ale ani razu nie powiedział, dlaczego poleca, więc nie wiedziałem, na co zwracać uwagę. ;> W dodatku byłem w niedoczasie i nie miałem aparatu, więc zdjęcia niet. Sorry Winnetou. ;ppp
Już na dole, w Mysłakowicach, o zachodzie słońca, uświadomiłem sobie, że prawie nic jeszcze nie jadłem :D Autentycznie, słońce, śnieg, góry, adrenalina i endorfiny potrafią tak sycić, że dopiero za szarówki zgłodniałem! O_O
Tamże, w Polomarkecie, trafiła mnie się nie lada gratka dla dusigrosza - bożonarodzeniowe Mikołaje z czekolady w wyprzedaży po 0,24 PLN od łebka :OOO
Zakupiłem pół plecaka. ;D;D;D
Podjazdy: 595 m.
Komentarze
Kuknąłem na Twą stronkę co tam ciekawego w JG leci a tu mega full pisanina, o nie -pomyślałem- czytać nie będę ale doczytałem do drugiego zdania i "mię wciągło";))) Thriller Ci wyszedł niezły.:)
nahtah - 18:40 poniedziałek, 30 marca 2020 | linkuj
Ruszyliśmy z ul. Obrońców Pokoju - 7km (w obie strony) ciężkiej walki!! :D
Jest taka opcja :DDD. Ktoś traci, ktoś zyskuje - życie :)))) Lapec - 10:51 poniedziałek, 30 marca 2020 | linkuj
Jest taka opcja :DDD. Ktoś traci, ktoś zyskuje - życie :)))) Lapec - 10:51 poniedziałek, 30 marca 2020 | linkuj
T. był w Sosnowcu, M. był na Sosnowcu, a mnie (rowerowo) coś dawno w Sosnowcu nie było xD. Polecałem sentymentalnie - zdobyłem go ... zimą. Bez aklimatyzacji i to jednego dnia!! :DDDD
Dzwon dobrze że ino tak się skończył :). Pańcia być może również coś z "tej przygody" zapamięta. Oby!! :)
Smacznych mikołajków :) => oby to były te z 2019r :D Lapec - 06:40 poniedziałek, 30 marca 2020 | linkuj
Dzwon dobrze że ino tak się skończył :). Pańcia być może również coś z "tej przygody" zapamięta. Oby!! :)
Smacznych mikołajków :) => oby to były te z 2019r :D Lapec - 06:40 poniedziałek, 30 marca 2020 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!