thewheel

Głos spod lodu ;)tutaj klika:

mors z przerębla w: Nowa Morsownia ;p
kilosy od 2011:75007.00
w tym teren:2053.70
kapcie w Krossie od 1999: 1

Wykres rokroczny, sińce od 2011:

Wykres roczny blog rowerowy mors.bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015 (chyba niedokończony) button stats bikestats.pl 2014 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2013 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl 2012 (chyba niedokończony): button stats bikestats.pl

Moje dziwolągi:

Jeszcze nieusunięci ;))

Kto szuka, ten znajdzie ;)

Zamrażarka pełna wpisów i komentów:

Linki, harpuny:

1250 mrozokilometrów po Borach Dolnośląskich

Sobota, 17 grudnia 2016
kilosy:249.63gruntow(n)e:1.20
czasokres:śr. km/h:
Kategoria Nielicho
Takie tam na mrozie... ;) do -8*C :)
Średnio powiedzmy -5, czyli 1250 mrozokilometrów (rekord życiowy :) ).
Prawie 200 km na mrozie, ok. 170 po ciemachu.
Oczywiście stylem "na Morsa" ;) czyli bez ciepłego jedzenia i picia, w letnich adidasach, bez kurtki (tylko bluza), no i oczywiście bez bajerów typu dętki, narzędzia czy łatki w spreju. No i bez map i GPSów. :)
20h brutto. ;] Od 13:30 w piątek (przy +4,5) do 9:30 w sobotę (-2,2 - zdążyłem przed odwilżą! :) ).

No i na starym góralu (z rwącą się oponą). Szosowcy mogą, a nawet powinni, przemnożyć ten dystans x 1,5. ;p


Nikt nie pytał o to Mielno. ;p Oczywiście to nie to nad morzem, z pomnikiem morsa na deptaku. ;) To Mielno koło Żar, a prawie cała wycieczka to pętanie się po Borach Dolnośląskich, od niemieckiej granicy po Przedgórze Sudeckie. Pojechałbym całkiem w góry, ale to by się wiązało z ryzykiem użycia hamulców - tak, tak: przez całe 250 km ani razu nie użyłem hamulców. Ani przez ostatnie 500 km. :))
Jazda po Borach ma ten plus, że tam prawie nikt nie mieszka, a więc i nie jeździ, zwłaszcza w nocy (minąłem 50x tyle saren co samochodów), co oznacza bezpieczeństwo, spokój i jazdę bez świateł (tylko w świetle księżyca). 

A oto ta wspominana często opona:
W takim stanie już od 13kkm :)
W takim stanie już od 13kkm :) © mors
Na takiej oponie na 250 kilometrową wycieczkę po lesie :)
Na takiej oponie na 250 kilometrową wycieczkę po lesie :) © mors

Moje zaufanie do tych opon jest bezgraniczne i nigdy, od 17 lat,  tego nie żałowałem.

Zdjęcie z wycieczki tylko jedno, bo za dnia (w pt i sb) byłem w swoich okolicach, a na obczyźnie - po ciemku. Przynajmniej rower się załapał. szkoda, że bez szronu. ;)
Archaiczne drogowskazy
Archaiczne drogowskazy © mors

Parę słów o mrozie, bo co tu się wyprawiało, to przechodzi ludzkie pojęcie. ;) Ostatnio już nie wiem, czy to moje odczucia są tak zmienne, czy wilgotność, czy co... bywały okresy, że przy -6 w ogóle nie czułem chłodu, nawet na zjazdach czy dłuższych postojach, A były i takie okresy, że nawet przy głupich -2 nie szło się dogrzać żadnym sposobem. :O

Taki dystans bez map i GPS, wszystko z głowy. :) Ale nie dziwota, zaledwie 2 nowe osady wpadły, reszta dobrze znana.

Ciekawostka: trafiło mi się być pierwszym klientem nowo otwartego sklepu cukierniczego w Iłowej. Dostałem... wiązankę kwiatów ;] Oczywiście nie przyjąłem (rower, odległość). ;p

Komentarze
@andale: no co Ty, nie przeczytałeś tak wartościowej rozkminy? ;)

Gorsze odczuwanie zimna drugiego wieczoru to także efekt większego wyczerpania organizmu i większej senności.
A w sakwie jadło i napitek - zwłaszcza w środku wielkiego lasu ciężko coś kupić między godz. 23 a 6. ;p Ponadto wyruszając w dzień na plusie musiałem zabrać czapkę i kominiarkę na nocne mrozy. ;p
Na co dzień też z nią jeżdżę - a to zakupy, a to puszki... ;p

@Wilk: a czy ja gdzieś pisałem, że zimna dieta daje więcej energii? Oszczędza czas i pieniądze (no i odciąża bagaż) to są główne zalety. Plus te, których dowodziła Aleksandra. ;)
Zapominasz caly czas o aspekcie wytrenowania - tak jak można wytrenować mięśnie, pamięć, odporność czy silną wolę tak i można wytrenować żołądek, czego dowodem są żule pijący denaturat czy choćby nasi przodkowie, nie znający higieny, jedzący brudne jedzenie brudnymi rękami. Żołądki współczesnych ludzi są na poziomie "francuski piesek". ;)

A nawet jeśli mimo wytrenowania zimna dieta będzie minimalnie mniej efektywna, to i cóż z tego? Zjesz odrobinę więcej, a zyskasz sporo...
mors
- 16:18 niedziela, 25 grudnia 2016 | linkuj
Dużo komentarzy, więc może powtórzę czyjeś spekulacje lub poprę jakąś definicję. Podczas bicia mojej zyciówki zapadły 2 wieczory. Pierwszego było -5 i jechało się cieplutko, drugiego były -2 i przemarzałem. Winna była duża wilgotność powietrza - tzw. mgła :-)
Ciekawi mnie, co wozisz w tej torebeczce na ramie, skoro Ty tak na lekko :-D
andale
- 15:14 niedziela, 25 grudnia 2016 | linkuj
Ja nie mam takiego systemu jazdy wyprawowej, w czasie dnia nie staję na dłuższe i ciepłe posiłki, szczególnie jak pada. Wtedy jadę żeby jak najszybciej dojechać, a posiłek obiadowy (ciepły) niemal zawsze gotuję będąc już na biwaku. I wielu ludzi preferuje ten system, szczególnie tych jadących spore dystanse. Po dużym posiłku zawsze jest faza gorszej jazdy, a na mniejszy to szkoda czasu bawiąc się w ogniska, czy nawet sporo szybsze kuchenki. A jak dojeżdżam na biwak - to wtedy jem duży, główny posiłek dnia i mogę go spokojnie przetrawić, bo już nie muszę nigdzie jechać.

Teorie o rozgrzewaniu się - już pisałem, ze wystarczy mieć ciepłą kurtkę postojową i rozwiązuje to sytuację całkowicie, mając odpowiednią kurtkę to i odpoczywając na powietrzu przy -20''C nie marzniemy, nie tracąc czasu na bujanie się z ogniskiem.

Rozumiem, że lubisz te ogniska, pasują do twojego stylu, są nieodłącznym elementem Twoich wyjazdów - ale nie wmawiaj ludziom, że to coś bez czego prawdziwy turysta nie istnieje oraz że jest to wydajniejsze niż maszynki. Byłem wiele razy przeczesany przez pogodę, we wszelakich sytuacjach i spokojnie bez ognisk się obchodzę.
wilk
- 14:43 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
Wilku, kiedy jedziesz/idziesz już ileś tam godzin, zwykle co jakiś czas zatrzymujesz się na poważniejszy posiłek. Jak jest mokro i zimno, wieje wiatr, a człowiek jest na maksa przemoczony, to poza asfaltem, gdzie są stacje benzynowe, knajpy, itp., o niebo lepiej jest zatrzymać się przy ognisku niż "na zimno". Ognisko rozpala się momentalnie - o wiele przyspiesza ten proces, wybranie miejsca na odpoczynek tam, gdzie jest drewno pod ręką. Takich miejsc jest full. Mając ogień nie dość, że można się ogrzać i podeschnąć (tak, nawet jak pada deszcz!), ale można szybko ugotować sobie ciepłe jedzenie i picie. Moc i wydajność ogniska oraz pokłady paliwa są nieporównywalnie większe niż w przypadku jakiejkolwiek kuchenki (tym bardziej jak jest zimno i wietrznie), przy której zdążysz zmarznąć, zanim coś ugotujesz. Tym bardziej, jak nie jest się samemu. Z takiego odpoczynku ruszasz rozgrzany, podsuszony, najedzony i zregenerowany do dalszej drogi.

Gdyby nie ogień, takiego wyjazdu jak np. ten nie zaryzykowałbym.
garmin
- 14:00 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
Ja z tezą o rozpalaniu ognisk w mokrych warunkach nie polemizuję, osoba znająca się na tym jest w stanie takie ognisko rozpalić nawet jak pada. Ale teorie o suszeniu mokrych rzeczy na ognisku w czasie padającego deszczu to są bajki wyssane z palca.

Głównym argumentem za używaniem ognisk - jest po prostu to, że dana osoba lubi, lubi ten klimat itd. I to przebija n-razy z Twoich wypowiedzi. Natomiast próby udowadniania, że jest to skuteczniejsze czy wygodniejsze od maszynek - to jest skazane na niepowodzenie, kurna chata nie wyprze centralnego ogrzewania. Ilu ludzi dojeżdżając na biwak w deszczowych warunkach będzie chciało siedzieć na deszczu przy ognisku, jak może siedzieć na sucho w namiocie, gotując jedzenie w przedsionku? Ja dojeżdżam najczęściej na biwak solidnie zmęczony całym dniem jazdy i chrzanienie się z ogniskiem, zbieranie chrustu - to ostatnia rzecz na którą mam ochotę. Rozkładam namiot, zdejmuję mokre rzeczy, wskakuję do ciepłego śpiwora - i ma pełen komfort, zamiast siedzieć na dworze w mokrych ciuchach marznąc przy ognisku. (bo teorie, że w mokrych ciuchach rozgrzejesz się przy ognisku to miedzy bajki można włożyć, nie ma to porównania z wejściem w suchych rzeczach do śpiwora).
wilk
- 13:00 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
Morsie - w 2-3 zdaniach to się nie da. Ale wpisz do wyszukiwarki po obrazach np. "bushcraft start fire in the rain" i dostaniesz full odnośników. Zaglądaj na amerykańskie strony bo w Polsce temat jest tak samo "dobrze znany" jak chociażby ''bikepacking'', co zresztą dobrze widać po wypowiedziach Wilka.

Tutaj masz przykładową fotorelację z jednej z wycieczek. Sporo wtedy padało, ponad połowę wycieczki (zdjęć jak pada jest mało bo szkoda mi wtedy aparatu, a i tematów do fotografowania w gęstej mgle lub deszczu jest niewiele). Ale jak popatrzysz pod koniec relacji to znajdziesz zdjęcia kilku ognisk. Część z nich było palone akurat w trakcie kilkudniowych opadów (wszystko mokre). Na niektórych zdjęciach dobrze widać przygotowanie drewna.
garmin
- 12:32 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
@Mors
Twoje przykłady niczego nie udowadniają, czego one mają dowodzić? To są przykłady osób stosujących zimną dietę. I co z tego wynika? Ja się pytam czy masz gdzieś dowody na to, że jest to dieta bardziej wydajna od ciepłej? Czy ja gdzieś twierdzę, że takiej diety stosować nie można?

Nie - ja twierdzę jedynie, że jest to dieta mniej wydajna, niż jedzenie na ciepło. I to owa większa wydajność energetyczna ciepłego jedzenia jest faktem z którym polemizujesz. Bo to jak organizm szybko trawi zimne i ciepłe pokarmy oraz ile na to zużywa kalorii zwyczajnie da się obliczyć i zmierzyć, bo współczesna nauka to umożliwia. I podważając większą skuteczność ciepłej diety - podważasz to co nauka nam mówi o diecie.
wilk
- 12:28 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
@garmin: jak nie masz tego na taśmach, to może opisz nam to w 2-3 zdaniach.

@Wilk: dlaczego Ty dyskutujesz z faktami?? I jeszcze nazywasz je ''wiarą''...
To tak żenujące, jak gdybym ja Ci wmawiał, że nie można przez 10 dni spać po 3 godz. dziennie, albo że można jechać powyżej 48h non-stop...
Cały czas najwyraźniej nie rozumiesz słowa ''teoria'' i ''wiara''. Pokazuję 3 przypadki PRAKTYKI zimnej diety, a w zamian Ty mi proponujesz cytaty z dietetyków, którzy albo teoretyzują, albo odnoszą się tylko do warunków domowych, a nie o nich tutaj rozmawiamy.
Wszystkie dowody empiryczne nazywasz ''teorią'' - płetwy opadają, najdelikatniej ujmując.

A na rowerze jeżdżę zimą na zimnej diecie dopiero trzeci sezon, wcześniej było podjadanie na Orlenach. No i mam porównanie -jeszcze raz powtarzam: brak różnicy! No ale to tylko moja teoria... ;))

Gdybym kiedyś mógł się przeprawiać przez Antarktydę albo chociażby Grenlandię, to również nie zabierałbym garów i niczego do grzania. :)
mors
- 11:59 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
@Mors
Na diecie zimnej to może jesteś od 3 miesięcy jeśli chodzi o jedzenie w ogóle. Ale na wyjazdach rowerowych, tych bardziej wymagających - praktykujesz to już od dawna, przy każdym wyjeździe to podkreślając, tak więc nie opowiadaj o tych 3 miesiącach. I przy takiej diecie dużo łatwiej o odcięcie na trasie, o osłabnięcie itd, szczególnie przy tak niskiej wadze jak Twoja, ocierającej się o niedożywienie.

Zacytowałem zdania fachowców, ludzi co się zajmują dietą zawodowo. Możesz dalej płynąć w swoje fantastyczne teorie, możesz uznać to co mówią zawodowcy od odżywiania. Nie jesteś wykształcony w kierunku oceny jakości odżywiania się, więc Twoje zdanie nie jest równe zdaniu fachowca. Mi się już dalej dyskutować w tej mierze z Tobą nie chce, z wiarą nie ma dyskusji, można wierzyć lub nie.

@Pablo
Nie opowiadaj że w takim przypadku przeczekiwania rozpalanie ogniska to jedyne rozwiązanie. Dobrze przygotowany turysta zawsze ma przy sobie dodatkowe warstwy cieplne na takie chwile, w razie potrzeby zakłada się to pod kurtkę - i problem marznięcia rozwiązany. Z ogniem różnie bywa, nie zawsze trafi się miejsce, gdzie jest opał, w górach często są wiatry, które uniemożliwią rozpalenie ognia, a nawet jeśli się uda to na silnym wietrze wiele ten ogień nie da, do tego w wielu miejscach są zakazy palenia ognisk. A dodatkowe polary, czy cienka kurtka puchowa zadziałają w każdej okazji.
wilk
- 10:28 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
@ gustav
Jakoś nigdy mi nie przyszło do głowy aby kręcić filmik, kiedy podczas ulewy trzeba "walczyć o ogień", ale poszukaj w sieci, pewnie i to znajdziesz, bo jest mnóstwo filmików instruktażowych dla ludzi, którzy chcieliby się nauczyć posługiwania ogniskiem. Hasło "bushcracft" może być pomocne przy szukaniu w sieci. Mnie się wielokrotnie zdarzało, najczęściej po prostu wieczorem na biwaku oraz podczas przeczekiwania burzy w górach, kiedy nie można było iść dalej grzbietem ze względów bezpieczeństwa i trzeba było zbiec po stoku do granicy lasu i tam czekać, aż będzie to możliwe. Rozstawianie wtedy namiotów jest mało sensowne. Leje wtedy na maksa, wieje silny wiatr, jest bardzo zimno, czasem dodatkowo wali gradem. I kiedy w takich warunkach, razem z prowadzoną przeze mnie grupą (mam licencję przewodnicką), trzeba przeczekać np. dwie-trzy godziny, to jedyna szansa, aby ludzie nie padli z zimna i przemoczenia jest właśnie zapalenie ognia. Oprócz względów bezpieczeństwa (ciepło) ma to też istotny aspekt psychologiczny - ludzie mają zajęcie (zbieranie drewna, pomoc, wspólne działanie, itp.), rozgrzewają się zanim zapłonie ogień (zbieranie drewna w takich warunkach wymaga trochę ruchu), no a po pewnym czasie jest im ciepło, mogą się ogrzać i podsuszyć, napić/zjeść coś gorącego i wiedzą, że dzięki temu są bezpieczni i nic im nie grozi. Zresztą podobnie jest zimą, jak się wędruje przy dużym śniegu ("na chłopa"), jak jest zamieć, itp. Wtedy też znacznie lepiej się to przetrwa przy ogniu niż bez. Różnica jest kolosalna, wiec ogień warto wtedy rozpalić.

Rozpalanie ognia niemal w dowolnych warunkach to nie jest wbrew pozorom wielka sztuka, wystarczy trzymać się pewnych wypróbowanych zasad, wiedzieć jakiego drewna użyć, mieć w tym wprawę. itp. Nawet drewno, które leży w wodzie dłuższy czas może być w środku suche. Uwierzysz, że da się palić drewnem wyjętym ze strumienia? Pewnie nie uwierzysz, ale tak po prostu jest. Wymaga to trochę więcej czasu i wysiłku, ale da się to zrobić. Bardziej przeszkadza silny wiatr.
garmin
- 00:51 piątek, 23 grudnia 2016 | linkuj
@Katana: pod lód z nim! :))

@Wilk: znów lewitujesz nad faktami. Tłumaczyłem, że na zimnej diecie jadę od ok. 3 miesięcy (a wcześniej, przez kilka miesięcy stopniowo ją wdrażałem).
Natomiast moja kondycja jest równie opłakana teraz, jak i rok temu, dwa, czy cztery.
Pisząc prościej, dowodzę braku wpływu zimnej diety na kondycję. Nadążasz? :)

A Ludy Północy - wiadomo, że muszą mieć krzepę i odporność i ją mają, mimo takiej diety.
Aleksandra Lodowa z kolei jest dowodem na wpływ zimnej diety na witalność i "zamrożoną" młodość. Argumentów na pęczki, a Ty się pytasz ocb?? ;]
mors
- 23:14 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Bez żadnego hejtu i negatywów - chciałbym zobaczyć na żywo / na amatorsko nakręconym filmiku - jak się rozpala ognisko podczas ulewy i jak się potem suszy cokolwiek :)
gustav
- 21:24 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Ale czego Morsie ma dowodzić przykład Twój, Lodowej Aleksandry i Ludów Północy?
Przecież dietetycy nie twierdzą, że się na takiej diecie nie da funkcjonować, tylko że jest to dieta mniej wydajna niż jedzenie na ciepło.

Ciepłe jedzenie się szybciej i lepiej przyswaja i daje więcej kalorii - to są fakty. Oczywiście, że się da jechać i na samym zimnym jedzeniu - tylko taki sposób odżywiania jest mniej wydajny. I jesteś 100% potwierdzeniem tego prawidła, a nie zaprzeczeniem. Bo jak na tyle jeżdżącą osobą masz bardzo niskie średnie, Twój organizm nie radzi sobie z większym wysiłkiem energetycznym, jakiego wymaga szybka jazda, bo kalorii przy jeździe tempem 30km/h palisz dużo więcej niż przy Twoich 20km/h. I z Twoją dietą już nie jesteś w stanie powyżej pewnego poziomu wydajności wskoczyć.

Pablo - nie oczekuj, że ludzie uwierzą w taki absurd jak suszenie rzeczy na ognisku podczas deszczu, tylko się ośmieszasz swoimi teoriami. Już pomijając fakt że suszenie rzeczy na ogniu nawet jak jest sucho to nieporozumienie, bo cuchnąć będą po tym długi czas. Swego czasu twierdziłeś, że na ognisku zagotujesz szybciej wodę niż na maszynce gazowej; ale przyciśnięty do muru odmówiłeś sprawdzenia tego empirycznie ;). I takiej samej klasy to jest teoria
wilk
- 19:05 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Co ty Morsie....u mnie taka jedna w rodzinie nie może zrozumieć że dzieciaka przegrzewa i tak często jej choruje. Mówiłam jej wiele razy że źle małego ubiera, a ona dalej swoje - "bo jej zimno".
Mój syn no nigdy nie nosił rajstop pod spodniami. Dziadkowie biadolili że będzie miał stawy chore itd ....i wyszło że antybiotyk ostatnio brał jakieś 6 lat temu.... ma super mega odporność. Aż sama jestem w lekkim szoku
Katana1978
- 18:35 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
A jak takie przepocone dziecko się później pochoruje, to następnym razem... ubiorą je jeszcze cieplej. ;D
mors
- 17:40 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Dla Wilka najwyraźniej "fakty" i "teorie" mają zupełnie inne znaczenia:
fakty - coś, w co mogę uwierzyć
teorie - coś, w co nie mogę uwierzyć
:D
mors
- 17:36 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
@ mors
Z tym przekonaniem o ubieraniu się grubo to w narodzie jest mocno zakorzenione.

Ja na wycieczki ubieram dzieci tak, aby gdy stoją w miejscu lekko zmarzły, a kiedy się ruszają, aby nie było im zbyt gorąco i aby nie były spocone.

Widuję jak ludzie ubierają dzieci to ludzkie pojęcie przechodzi. Nie ma szans zrobić kroku, aby nie zlać się potem. Kiedyś widziałem jak jedna rodzinka przyszła z dziećmi do schroniska, dzieci ledwo się wtoczyły, tyle miały na sobie ciężkich, grubych i ciepłych ubrań. Buchało od nich jak z pieca. Buzie aż czerwone, włosy mokre od potu, brak oddechu. Myślę, że do końca życia zniechęcą się do chodzenia po górach.
garmin
- 17:36 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Wilku, nie "teorie Pabla" tylko twarda, wieloletnia praktyka, przekazywana w środowisku z pokolenia na pokolenie. Wielu ludzi, którzy tak jak Ty nie było sobie w stanie tego wyobrazić, po spróbowaniu, nie wyobrażają sobie inaczej. Zmienili całkowicie podejście do tematu. Sprawdzone w praktyce. W zorganizowanych przeze mnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat wyjazdach (pieszych, rowerowych, narciarskich) wzięło udział sporo ludzi.
garmin
- 17:31 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
I zauważ jeszcze, że ci dietetycy mądrowali się przecież nie w kontekście polarnictwa czy aktywności na mrozie, a raczej w sytuacjach domowych z temp. pokojową.
Jak na mrozie oddychasz, to siłą rzeczy schładzasz też i żołądek, a schłodzony żołądek to już zupełnie inna historia..
mors
- 17:15 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Nie fantazje i teorie, tylko praktyka (moja, Aleksandry Lodowej i dzikusów). Trzy niezależne od siebie grupy, bynajmniej nie jakiś wyjątek.
Aleksandra Lodowa a tym bardziej wspomniani dzikusi żyli tak po kilkadziesiąt lat - mało?
A moja wycieczka na 20 godz. to też spore obciążenie (jak na moje możliwości) i jakoś nie czułem żadnej różnicy względem dawnych czasów, gdy na co drugim Orlenie wciągałem hot-doga. Jak to wytłumaczysz?
Tzn. różnica była - w czasie i w pieniądzach. :)

To trochę coś jak z morsowaniem: jak się od dziecka tłucze każdemu do głów pozornie logiczną zasadę, że na zimę trzeba się ubierać ciepło, to później ludziska są przekonani, że rozebranie się na mrozie i pływanie w lodowatej wodzie to jakiś absurd, a że praktyka dowodzi czegoś zupełnie innego, to już ich zazwyczaj nie przekonuje...
mors
- 17:10 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Teorie o tym, że ciepłe jedzenie to głupi nawyk - to jest zwykła dziecinada. Tłumaczyłem jakie są przewagi ciepłego jedzenia nad zimnym, to nie jest wiedza tajemna, tylko coś co każdy dietetyk Ci powie. Kwestionowanie tego to jak udowadnianie, że rower górski jest szybszy od szosowego, bo widziałem kogoś kto na góralu wyprzedził szosowca.

A jak to się taka dieta odbija na ludach Dalekiej Północy - to by było widać dopiero jakby się porównało zdrowie tamtych ludzi z nami. Ci który chcą podnieść wydolność swojego organizmu jedzą ciepłe jedzenie (jak zawodowi kolarze, którzy mają specjalnie układane diety by podnieść wydolność); podobnie jak polarnicy. Dużo wygodniej by im było wziąć jedynie zimne jedzenie, ale ciągną dużo cięższe jedzenie do podgrzewania, ciągną litry benzyny, ciągną ze dwie kuchenki by zawsze zapas mieć.

Możne te wszystkie poważne argumenty i doświadczenia fachowców ignorować, można robić komedię i dalej próbować udowadniać, że Ziemia jest płaska.

Dopóki piszesz, że Tobie takie jedzenie pasuje, to do zaakceptowania, ale jak próbujesz udowadniać, że opinie zawodowych dietetyków są jedynie głupimi nawykami - to już odpływasz w świecie fantazji,
wilk
- 16:56 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Coś jak ogrzewanie się w przeręblu. :)

I cóż po mądrościach dietetyków czy praktyce entuzjastów ognisk, skoro ludy Dalekiej Płn. żyją jak żyją i dobrze się mają. Także na sobie to praktykuję - będzie ze 3 miesiące, jak praktycznie całkowicie zaprzestałem jeść i pić ciepłe rzeczy (tylko wybitnie tłuste lekko podgrzewam, ale tłuste jem sporadycznie). Skutków ubocznych jakoś nie stwierdziłem, a przy takich 20 godz. na rowerze (z czego 17,5 na mrozie) na pewno by się objawiły.

Ciepłe posiłki to tylko głupi nawyk, infantylne przyzwyczajenie z dzieciństwa (nie wykluczam, że dzieciom to potrzebne, choć jak patrzę na dzikusów z tundry to mam wątpliwości...). Wielkopańska fanaberia, na którą marnuje się tylko czas i pieniądze.

A przytaczany przeze mnie niedawno przykład Aleksandry Zajączkowej (vel. Lodowej) pokazuje, że już dawno znano zalety zimnej diety. I w moim przypadku sprawdzają się one, i to aż nadto. ;)
mors
- 16:42 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Na to czekałem! Najsłynniejsza z teorii Pabla, sam "creme de la creme" :))

Czyli suszenie rzeczy przy ognisku podczas padającego deszczu, wiedza tajemna dostępna jedynie Duchom Ognia z czarnym pasem i dziewiątym stopniem wtajemniczenia, nawet sam Mistrz Yoda jest na to za cienki ;))
wilk
- 14:28 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Jak leje to ognisko daje jeszcze więcej niż jak jest sucho - ciepło (!) -> sucho (!).

Ogień da się spokojowo rozpalić nawet jak nieprzerwanie leje od kilku dni. Wielokrotnie sprawdzone :-) Poza tym, zdecydowanie lepiej się siedzi przy ognisku niż przy kuchence, nawet jak pada deszcz. Dla purystów - można przy ognisku rozwiesić tarp/plandekę, itp. - na głowę nie pada, a grzeje. Ja to robię tylko na wyjazdach z dziećmi i to jak naprawdę leje na maksa. Wbrew pozorom, przy niezbyt intensywnym deszczu, ognisko na tyle szybko suszy wszystko, że nie jest to takie dotkliwe. Siedzenie w namiocie, "przy kuchence", albo w śpiworze ... jak ktoś lubi to niech siedzi. Szczególnie w mokrych po całym dniu jazdy ciuchach, albo jak śpiwór i namiot są mokre po którymś z rzędu dniu jazdy na mokro. Nic przyjemnego. Nie bez powodu, pomimo, że niemal zawsze awaryjnie mam ze sobą kuchenkę, niemal jej nie używam, bo niemal zawsze gotuję na ogniu.

Poza tym ... ognisko to dla mnie przyjemność, jeden z celów wyjścia w teren. Szczególnie jak się to robi w grupie, a ja najczęściej w drodze jestem właśnie w grupie.
garmin
- 14:15 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Tyle, że ludy Dalekiej Północy robią tak bo innego wyjścia nie mają. I jak nie mam wyjścia to też jestem w stanie się obejść bez ciepłego pożywienia i odpoczynków w cieple, ale jak mam okazję zjęść i odpocząć na cipelo - to tak robię, a nie tworzę zagadnienie z jazdą na ciepło. Ale nie tworzę wokół tego zagadnienia, zimne jedzenie jest po prostu mniej efektywne i bardziej obciąża żołądek, dłużej się przyswaja i trawi.

Z wypowiedzi dietetyków:

"Podczas trawienia nasz organizm będzie dążył do wyrównania temperatur, czyli ogrzania jedzenia do temperatury, a do tego potrzebna jest energia. Aby ją wyprodukować, nasze ciało musi spalić zmagazynowane kalorie. Tak więc to samo danie, ale podane na zimno, dostarczy nam mniej kalorii niż gorące. Z drugiej strony ciepły posiłek dostarcza nam nie tylko kalorii zawartych w produktach, z których został przyrządzony, ale i ciepła (czyli energii). Jest też bardziej sycący, co oznacza, że szybciej zaspokoi nasz głód. Ciepłe potrawy - szczególnie napoje i zupy są też polecane w okresie jesienno- zimowym. Działają rozgrzewająco i dodają nam bardzo potrzebnej w tym czasie energii"

"Zazwyczaj nie przywiązujemy szczególnej wagi do temperatury spożywanych posiłków. Temperatura i skład posiłku wpływają znacząco na smak potraw i uczucie sytości (szybkość opróżniania żołądka). Potrawy są bardziej atrakcyjne smakowo, gdy są gorące i bogate w tłuszcz. To właśnie obróbka termiczna wydobywa z dania cały jego aromat i pobudza żołądek do wydzielania soków trawiennych. Największe atrakcje smakowe zapewni temperatura pokojowa posiłku. Temperatura ciepłych potraw najkorzystniejsza dla naszego żołądka i układu trawiennego to przedział 65-70°C, a dla zup 75°C (daje uczucie sytości)."

"Z kolei spożywając potrawy o niskiej temperaturze, zmuszamy organizm do wysiłku, a mianowicie do ogrzania tego, co zjedliśmy. Istnieje obecnie moda na spożywanie zimnych posiłków wśród osób walczących ze zbędnymi kilogramami. Nie zapominajmy jednak, że to ciepły posiłek ma większą siłę sycącą niż zimny. Jeśli zatem w naszej diecie ubogoenergetycznej znajduje się za dużo zimnych potraw, wówczas może nam doskwierać uczucie niedosytu, co może skutkować zjadaniem większej ilości kalorii. Najzdrowsze zatem wydaje się pomijanie ekstremalnie gorących i ekstremalnie zimnych posiłków."

A zimny posiłek na mrozie ewidentnie jest posiłkiem ekstremalnie zimnym ;))
wilk
- 12:47 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Tylko co, jak będzie lało?
Jedni wolą Orleny, drudzy ogniska, trzeci turystyczne butle gazowe... a czy nie lepiej uniezależnić się od dogrzewań, podgrzewań itp.?
I żeby mi nikt nie powiedział, że nie jesteśmy zwierzętami, by się do nich porównywać - otóż niektóre ludy Dalekiej Północy również na co dzień żrą na zimno i sporadycznie rozpalają ogniska, chociażby z braku opału (w tundrze). Można? Można. :)
mors
- 12:22 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Morsie ... pisząc o wkładkach miałem na myśli zwykłe filcowe wkładki za grosze. Najlepiej dwie, bo dwie cienkie będą lepiej izolowały niż jedna gruba, poza tym łatwiej jest regulować grubość w zależności od ilości skarpet albo zamieniać miejscami, gdy jedna zawilgotnieje, itp.. "Vapor barrier socks" były celowo w "" bo - jak napisałem - może to być torebka foliowa po zakupach z marketu.

A ognisko ... to jest po prostu "styl bycia". Jedni lubią asfalt, lycrę i stacje benzynowe inni las i ognisko. Przyjemniej się spędza długie zimowe wieczory przy ogniu. Ogień daje światło, ciepło, pozwala podsuszyć przepocone ciuchy, zagotować nieograniczone ilości wody ze śniegu i żarcia. Przy ogniu można spędzić noc bez śpiwora i namiotu, itp. Co ważne - paliwo w nieograniczonych ilościach jest na miejscu :-)
garmin
- 10:32 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
@gustav: przecie Ty sam jeszcze młodzież. ;]
Też ich nie ogarniam, chyba że idą tylko jedną ulicę. ;) No i tych starszych ludzi na wioskach, co jeżdżą bez czapek i rękawic nie ogarniam. Ogólnie odnoszę wrażenie, że połowa społeczeństwa (a raczej facetów ;) ) jest bardziej mrozoodporna ode mnie, zaś co do kondycji - to grubo ponad 99% jest mocniejszych ode mnie. :/
Z tego spekuluję, że gdyby zimowe ultra na rowerze było powszechną aktywnością w narodzie, to dystanse rzędu 1000 km na mrozie byłyby na BS na porządku dziennym. O_O

@garmin: pisząc o kosmicznych technologiach miałem na myśli:
"na spód min. dwie ciepłe wkładki, zabezpieczenie się przed wchłanianiem potu w skarpety (np. skarpeta "vapor barrier socks" jak kogoś stać"
oraz
"bardzo gruba podeszwa izolowana wkładkami, w środku buta ocieplany but wewnętrzny do tego cały obłożony warstwą aluminium, żeby lepiej trzymać ciepło"

Proponuję Wam ten materiał, który jest na spodzie wahadłowców kosmicznych, ponoć najlepsza izolacja we wszechświecie. ;)
A ognisko (i ciepłe żarcie) nie jest kosmiczne, ale jest dowodem na złe ubranie się. Przykład zwierząt pokazuje, że można żyć na mrozie bez dogrzewania się.
mors
- 09:10 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Swoją drogą... wielokrotnie, gdziekolwiek, jak jest zimno, mroźno - idę/jadę poubierany, pozakrywany aż po oczy, czapka itd. a młodzież zazwyczaj koszuleczka, letnia kurtka - oczywiście cała rozpięta, bez czapki, szala... no nie ogarniam tego o.0 etatowe morsy?
gustav
- 07:59 czwartek, 22 grudnia 2016 | linkuj
Przecież wyraźnie pisałem, że chodzi o doświadczenia z zakrywaniem ust, o tym sie toczy rozmowa. Na maratonach bywa że nocami są temperatury w okolicach 5''C. I przy tej temperaturze większość osób zakrywa usta. To co myślisz, że jak przy 5''C stopniach zakrywają to na mrozie nie będą zakrywać? I nie porównuj skali trudności maratonów do turystycznej jazdy. Ty jedziesz bez oglądania sie na czas, spokojnym tempem, a na maratonie ludzie cisną na maksa swoich możliwości, tu jest zupełnie inne obciążenie układu oddechowego, pierwsze 300km jedzie się na granicy progu beztlenowego. I dlatego nie można sobie pozwolić na problemy z płucami. Gdy na GMRDP zrobiłem ten błąd - to kolejne 600km za niego płaciłem gorszą wydolnością oddechową.

A Ty usiłujesz mi wmówić, że guzik wiem, że kominiarka nic nie daje itd. Więcej szacunku dla doświadczeń innych ludzi, bo Ty i Twoje doświadczenia nie są pępkiem świata i na pewno nie obowiązują innych ludzi. To, że Ty nie masz problemów oddechowych jadąc bez zakrywania ust - dotyczy Twojego organizmu. Ja Ci nie wmawiam, że z kominiarką będzie Ci lepiej - to bądź łaskaw mi nie wmawiać co będzie dla mnie lepsze. Patenty na swoją jazdę mam wypróbowane na setkach km i doskonale wiem jak mój organizm reaguje na wdychanie powietrza z kominiarką i bez tej kominiarki.
wilk
- 15:15 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Wilku, Przejechanie letnią porą po asfalcie 500 czy 1000 km to nie jest jakieś szczególnie nadzwyczajnie wymagające przedsięwzięcie. Ani pod względem sprzętowym, ani fizycznym, ani też wymagające jakichś szczególnych "patentów". Kwestia motywacji, psychiki i odpowiedniej ilości wolnego czasu do dyspozycji. Te mnóstwo rowerzystów, na "patenty" których powołujesz się tutaj w dyskusji o jeździe zimą przy dużych mrozach, w o wiele wyższych temperaturach czy przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych, albo wcale nie wsiada na rower, albo kręci kółeczka pod domem lub na trenażerze. Nie bardzo zrozumiałem, jakie to patenty z letnich imprez miałyby potwierdzać Twoje tezy w dyskusji nt. jazdy zimą. Zimową porą nie zauważyłem ani tłumów szosowców na drogach, ani też nie widziałem aby o tej porze roku były organizowane masowe imprezy, na "patenty" uczestników których się powołujesz.

Wilku, ja piszę tylko o swoich doświadczeniach. Coś co dla Ciebie może by ekstremalne, wcale takim nie musi być dla innych ludzi. Każdy jest inny i inaczej odczuwa zimno, ból, zmęczenie, itp. Jednych to przytłacza, innych nakręca, itp.

... z co do much, to Ty napisałeś: "I podkreślam, że nie jest to jedynie moje doświadczenie, tak zimą jeździ zdecydowana większość rowerzystów" dlatego odpisałem Ci "": "większość nie może się mylić". Przez grzeczność nie użyłem porównania do much. Zatem uwagę kieruj pod swoim adresem :-)

@ gustav
Ja nie zakładam na usta żadnych buffów, kominiarek, itp. i też nie narzekam na problemy zdrowotne z drogami oddechowymi, ani na obniżenie wydolności. Po prostu jadę i nie przejmuję się takimi duperelami.
garmin
- 14:39 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
@Pablo
Wrzucasz reklamę produktu - i oczekujesz, że będę to traktował na równi ze swoimi doświadczeniami i doświadczeniami wielu innych ludzi? Masz poczucie humoru ;))

Ja przeciwstawiam Twoim teoriom doświadczenia swoje i doświadczenia wielu ludzi jeżdżących ekstremalne trasy. Ty jeździsz sam - to i widać nie wiesz czego ludzie używają. A ja jechałem wielokrotnie imprezy po dobę-dwie jazdy, jechałem wspólnie wiele odcinków z mnóstwem rowerzystów - i na tej podstawie się wypowiadam, czego używają.

A Ty prezentujesz swoje doświadczenie jako obowiązujące wszystkich - a wszyscy co się z tym nie zgadzają nie mają pojęcia o outdoorze, bo jazda na rowerze to plaża przy Twoich trasach pieszych (już mocno przynudzasz tym tekstem, powinieneś się już dawno zorientować, że to ludzi zupełnie nie przekonuje). I myślisz, że kogo takim gadaniem przekonasz? Ludzie co jeżdżą imprezy na 500-1000km to nie są leszczyki co pierwszy raz na rower wsiadają, tylko bardzo doświadczeni ludzie, którzy mają swoje doświadczenia i swoje patenty na jazdę. A Ty w prymitywny sposób sprowadzasz to do parteru powiedzeniem "Jedzmy gówno, bo miliony much nie mogą się mylić". Kim Ty jesteś żeby w tak lekceważący sposób kwitować rozwiązania stosowane przez setki zaawansowanych rowerzystów?

Pora przyjąć do wiadomości, że Twoje doświadczenia wcale nie obowiązują innych, a przyrównywanie doświadczeń z wycieczek pieszych czy biegania do roweru to zupełne nieporozumienie. Rower to rower, a nie chodzenie z plecakiem, choćby nie wiem jak zaawansowane i wymaga innych rozwiązań, bo specyfika jazdy na rowerze jest zupełnie inna niż innych aktywności.
wilk
- 14:04 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
co do ogrzewania powietrza pod nosem - od tego mam dodatkowo buff/komin. I nigdy nie miałem problemów z wdychaniem ciepłego powietrza, praktycznie w ogóle nie choruję na jakieś bóle gardła. Koniec kropka :) dziękuję za uwagę.
gustav
- 13:38 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Wilku, o tym, że nie obchodzi Cię co inni piszą i o tym, że jesteś przekonany o tym, że jesteś Krynicą Wszelkiej Mądrości, nikogo w polskim i zagranicznym, a może i w marsjańskim, o ile taki istnieje, Internecie przekonywać nie musisz.

Poza tym, jak wiadomo, "większość nie może się mylić" ... może dlatego zdecydowana większość, poza dniami z ładną pogodą, nie jeździ wcale :-)))

Wilku - warunki, które dla większości rowerzystów są uważane za ekstremalne, dla ludzi z wielu innych dziedzin "outdooru" są "plażą", dniem codziennym, "normalką". Niektóre aktywności zaczyna się uprawiać dopiero, jak przyjedzie prawdziwa zima. Rozsądek nakazywałby przynajmniej zapoznać się z doświadczeniami, metodami i sprzętem wykorzystywanym przez tych ludzi. Ja rozumiem, że marketing okołorowerowy wyprał wielu ludziom mózgi na tyle, że są przekonani o tym, że jak coś nie jest przeznaczone na rower, to na rower się nie nadaje, ale w realnym życiu tak nie jest. Przede wszystkim właśnie w warunkach wybiegających poza standardowe, w których na rower wybiera się zdecydowana większość użytkowników.

@ mors
tiaaa, kosmiczne technologie ... ogień, wełna, łój wołowy do impregnacji butów, ewentualnie folia do uzyskania "vapor barrier". Chyba miałeś na myśli adidasy, bo są w tym wszystkim najbardziej zaawansowane technologicznie :-)
garmin
- 13:20 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Morsie, moje spostrzeżenia tyczyły ogółu ;-) Ja w temacie "kto, co, czym i z kim" jestem niebywale liberalna. I jak masz pomysł, żeby jeździć z gołym tyłkiem, to jest to tylko Twoja i wyłącznie sprawa - i mogę Ci ciepłą myśl wysłać ewentualnie ;) Każdy po różnych testach uzbraja się, jak chce i jak mu kieszeń pozwala. Przy bieganiu chwytam cały czas zimne/lodowate powietrze, ale za nic nie uzbroję się w maski np. antysmogowe, choć uważam je za świetne rozwiązanie, bo zwyczajnie potrzebuję "pełnego" oddechu. Na rowerze mam kominiarę, maskę i jest ok. Ew. przy -30 kilka razy owe warstwy przymarzały jedna do drugiej, ale ale... czy ktoś mi to każe robić?? ;-)))
Evita
- 13:09 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Pablo - odkąd to wierzysz co w internecie piszą? ;))

Nie obchodzi mnie co piszą, obchodzą mnie moje doświadczenia. Ja czuję bardzo dużą różnicę dla płuc, gdy jadę z osłoniętymi ustami, a gdy o tym zapominam płuca od razu przypominają. Tak wiec teoretyczne artykuły czy wyliczenia ile stopni się podgrzewa powietrze to mnie nie interesują. Interesuje mnie natomiast duża różnica jakościowa jaką robi zasłanianie ust. I podkreślam, że nie jest to jedynie moje doświadczenie, tak zimą jeździ zdecydowana większość rowerzystów.
wilk
- 13:06 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
@Evita: me zdziwienie adresowałem do tych ludzi, którzy zimą niby coś tam w życiu pochasali, niby w traperskich warunkach, a tu czytam o ich kosmicznych technologiach i utyskiwaniach. :)

@Gustav: ale nie pisaliśmy tutaj o wyścigach i treningach, tylko o (prze)życiu na mrozie. ;> Na większym mrozie raczej każdy jedzie spokojnie...

@wilk: lekko przytkany nos to nawet lepiej, bo jego "zawartość" podgrzewa powietrze jakie wdychamy.
A mroźne powietrze jest suche, gęstsze i zawiera więcej tlenu, więc to też dobrze dla płuc.
mors
- 12:52 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
@ wilk
:-)))

... o ile wg Ciebie może zostać ogrzane powietrze, po przepuszczeniu przez warstwę materiału (zwykle zalodzonego i zawilgotniałego) kominiarki?

Pierwsze z brzegu z Internetu ("elektryczna kominiarka"):

"Warto zaznaczyć, że dostępne jak dotąd na rynku kominiarki, wykonane są z materiałów, które mogą jedynie na trochę zatrzymać ciepło i wyprowadzić wilgoć, ale nie potrafią ogrzewać wdychanego powietrza. Dlatego, w przypadku uprawiania sportów zimą, tradycyjne kominiarki tylko nieznacznie zmniejszają ryzyko rozwoju różnych chorób, na przykład zapalenia oskrzeli i tchawicy."
garmin
- 12:47 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Morsie - ludzie na wioskach nie jeżdżą po 200km, tylko ledwie kilka. Jak jedziesz 20min to płuc od zimnego powietrza nie załatwisz, ale jak jedziesz tak wiele godzin - to już inna rozmowa. Z oddychaniem przez nos wyjaśnił Gustav - oddychać tylko przez nos to się da jedynie przy niskim tempie, a do tego i tak zimą nos często jest mniej lub więcej przytkany, więc nawet i przy wolnym tempie często nie da rady.

Pablo - komfortu oddechowego przy niskich temperaturach nie uzyska się rozbierając, bo żadnej innej warstwy na twarzy nie masz, więc nie ma się z czego rozbierać. W kominiarce nie jeździ się tylko po to, żeby twarz ogrzać, a przede wszystkim by wdychać ogrzane ciepłem twarzy powietrze, zamiast wdychać cały czas zimne. Mokra kominiarka to jest cena jaką trzeba zapłacić za to by niepotrzebnie nie wyziębiać płuc.
wilk
- 11:22 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
@ gustav

Przy 5-10''''C to komfort termiczny uzyskuje się poprzez rozbieranie, a nie ubieranie się :-)
... i po co mieć mokrą szmatę na twarzy?

BTW: przy takim podejściu to nic dziwnego, że wystarczy niewielkie ochłodzenie, ba - koniec słonecznego lata i praktycznie nie widuje się szosowców na drogach, a wszędzie czyta się lamenty nt. ekstremalnie- czy wręcz ultra- trudnych warunków, w których nie da się jeździć inaczej niż "wokół komina" albo "to tu, to tam" :-)
garmin
- 10:35 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Morsie, nosem to można oddychać, jak się jedzie urlopowym tempem po prostej 15km/h albo z górki; na wyścigach, treningach przy dużym pulsie to nie przejdzie ;)

Co do kominiarki - jest coś takiego jak komfort termiczny. Nawet jak jest te 5-10''C, można jechać bez niej i ''przeżyć'' - ale po co cały czas odczuwać chłód na twarzy i się niepotrzebnie przez to wku... denerwować? ;) To się tyczy też innych ubrań.
gustav
- 10:23 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
Ale dywagacje... ;-) Jakby istniała jedna "oczywista oczywistość" ( ...że tak już w Morsowym klimacie, acz na rzeczonego blogu jestem ;P ). To chyba nie rewelacja na skalę światową, że każdy inaczej odczuwa ciepło-zimno. I jakiekolwiek podsumowania można se upchnąć w... sakwy ( o ile nie są oczywiście zbyt frajerskie, jak błotniki i podpórki... ;-)) Ja zawsze wybiorę -30 od +30 ;D Ave!
Evita
- 07:53 środa, 21 grudnia 2016 | linkuj
@wilk: a nosem nie potrafisz oddychać? Bo kominiarka czy inna szmata na ustach też trochę poddusza.
Kominiara przy 5-8 na plusie, toś mnie (znów) zaskoczył. Jak w takim razie radzą sobie ludzie (a nawet kobiety ;) ) jeżdżący po wioskach z zupełnie gołymi głowami i rękami przy kilkustopniowych mrozach? Niemiernie mnie to ciekawi...
mors
- 21:40 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
był deszcz i mrozek
Katana1978
- 21:02 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
To jest Twoja teoria że się nie używa. 90% rowerzystów używa kominiarek czy innych czapek, szalików, buffów kryjących usta. Jazda wiele godzin na mrozie nawet leciutkim, to proszenie się o problemy z płucami. Po paru godzinach jazdy na mrozie z nieosłoniętymi ustami to ja wyraźnie czuję pogorszenie się wydolności płuc. Nie próbuj kolejny raz z Twoich bardzo specyficznych doświadczeń tworzyć reguły obowiązującej wszystkich. Niektórym może jazda bez osłonięcia ust nie szkodzi, ale dla mnóstwa osób - to proszenie się o kłopoty, obniżenie wydolności oddechowej organizmu i ryzyko choroby dróg oddechowych. Ja jeżdżę w kominiarce nawet i 5-8''C powyżej zera (i przy podobnej temperaturze wielu uczestników maratonów usta zakrywa), na GMRD zrobiłem wielki błąd i nie zabrałem kominiarki, w nocy było po 3-4''C. I ileś godzin wdychania zimnego powietrza spowodowało duże problemy oddechowe, do końca trasy męczyłem się z kaszlem, dusiło mnie przy dużym wysiłku, plułem flegmą. Tak więc nie próbuj uważać swoich doświadczeń za reguły. Teorie, że na mrozie nie należy zasłaniać ust - to dotyczą minimalnej liczby rowerzystów.
wilk
- 18:11 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@ mors

Kominiarka?! ... myślałem, że jeździsz boso, bez czapki bez rękawiczek. Zawiodłeś mnie :-(

BTW: na mrozie nie używa się kominiarek zakrywających usta i nos! Znacznie lepszym rozwiązaniem jest kominiarka z dużym otworem na twarz. Przy mniejszych mrozach wystarcza (ja akurat używam sporadycznie, chociaż na mieście spotykam kolesi w kominiarkach już jesienią, nawet przy mocno dodatnich temperaturach), przy większych mrozach kominiarkę taką uzupełnia się neoprenową maską na twarz. Dzięki temu, poza możliwością regulacji stopnia zabezpieczenia twarzy, kominiarka pozostaje sucha przez cały czas i skutecznie zabezpiecza przed zimnem. Wilgotna (i w efekcie zalodzona) od wydychanej wilgoci pozostaje tylko maska (neoprenowa całkiem nieźle się sprawuje w takich warunkach). Jest to znacznie lepsze rozwiązanie niż mokra kominiarka po krótkim czasie. Samą maskę łatwiej wysuszyć (bez zdejmowania kominiarki), wykruszyć lód, można też w dzień jechać/iść, w nocy spać - lepiej w suchej niż w mokrej.

Oczywiście przy mniejszych mrozach (poniżej -20C) wystarcza broda :-)
garmin
- 17:40 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@garmin: ja Cię błagam, nie pisz do mnie więcej jak do 13-letniego nieuka... skądinąd w wieku 13 l. miałem w małym paluszku wszystkie sub-klimaty świata ze szczegółami, a tu taki cenny wykład. ;)
We wspomnianych rejonach na pewno nigdy nie ma -50 to raz. A dwa, jak już mi radzisz, to powinieneś wiedzieć, że najbliższe enklawy silnych mrozów są bardzo blisko lubuskiego (Hala Izerska i Kotlina Jeleniogórska). Co parę lat bywa ok. -30, a w porywach jeszcze mniej.

@wilk i garmin: ależ ja Was przeceniałem. A dokładniej to Wasze stopy. ;)
Przy takich technologiach jakie opisujecie to by można Antarktydę wszerz i wzdłuż w środku zimy....
Jeszcze se skafandry kosmiczne sprowadźcie.

@Katana: jechałaś z mokrymi włosami? ;>
Mnie się marzy wyhodować kiedyś w końcu sopel na kominiarce, a najlepiej dwa. ;)))
mors
- 16:11 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
Mi w tamtym roku kucyk zamarzł i miałam taki fajny wykrzywiony :)
Katana1978
- 15:50 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
Ale znowu dajesz Pablo rady z turystyki pieszej. Ja mam dokładnie takie buty jak opisujesz, bardzo gruba podeszwa izolowana wkładkami, w środku buta ocieplany but wewnętrzny do tego cały obłożony warstwą aluminium, żeby lepiej trzymać ciepło, miejsca na skarpety dużo. Nominalnie na -50''C i pewnie te -40''C przy chodzeniu wytrzyma. Ale na rowerze po 2h na -20''C już wyraźnie czuć szczypanie stóp.
wilk
- 14:52 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@ mors

Jak chcesz zakosztować mrozów nie musisz jechać na Syberię - polecam wschód (Polska, Ukraina, północna Rumunia), albo górskie głębokie doliny w nocy i nad ranem.

Jeżeli chodzi o buty (najlepiej zaimpregnowane tłuszczem skórzane, ewentualnie miękkie "skorupy" z botkami) na mrozy to ... sporo wolnego miejsca (czyli większy rozmiar i nie chodzi tylko o to, aby się zmieściły te wszystkie skarpety, ale o dobre ukrwienie oraz o to, aby "izolacja" nie była ściśnięta), warstwy na stopy (np. 2-3 wełniane skarpety zamiast jednej grubej i nie sztuczne!), na spód min. dwie ciepłe wkładki, zabezpieczenie się przed wchłanianiem potu w skarpety (np. skarpeta "vapor barrier socks" jak kogoś stać lub ... szczelna torebka foliowa na gołą stopę i dopiero na to skarpety - ma to bardzo duże znaczenie przy dłuższych trasach), a przy jeździe rowerem dodatkowo warstwa chroniąca przed wiatrem na zewnątrz buta. Oczywiście trzeba się zabezpieczyć przed przedostawaniem się śniegu/szronu/itp. od góry (np. stuptuty) i od czasu do czasu zrobić parę kroków z buta.

W zastępstwie to by mogły być jakieś walonki albo gumofilce z puchowymi botkami :-)
garmin
- 13:15 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
Pablo - ciągle płyniesz. W Polsce -20''C trafia się tak rzadko, że zwyczajnie nie możesz mieć wielu doświadczeń rowerowych w tych temperaturach, a już na pewno nie wielodniowych. Cały czas przenosisz doświadczenia z turystyki pieszej na rowerową, a to zupełnie inna para kaloszy. Rowerem jedziesz 20km/h, a w górach na piechotę z plecakiem idziesz góra 2-4km/h, poczucie chłodu jest więc zupełnie inne.

Mors - zrób 250km przy -20''C - to o jakości chińskich botków pogadamy ;). To nie jest do końca tak, że jak dasz bardzo grube buty to będzie OK. Osobiście też kiedyś w adidasach z cienkimi ochraniaczami przy -10''C jeździłem, dopiero poniżej tego to była warstwa graniczna. Wyziębienie stopy na rowerze bierze się przede wszystkim z nacisku na pedał, te same buty, które w turystyce pieszej będą ciepłe na rowerze łatwo zawodzą. Mam buty wg producenta na -50''C, a na rowerze przy -20''C już jest słabo, a im dłuższa trasa tym słabiej.
wilk
- 12:08 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@ gustav

:-)))
... na kilkudniowej zimowej wycieczce jest się na mrozie nieprzerwanie nawet przez kilka/kilkanaście dni. W dzień idziesz/jedziesz, w nocy biwakujesz. Do tego dochodzą takie niespodzianki jak wiatr, kurniawa, white-out, zaspy, itp. Nie ma stacji benzynowych, sklepów, schronisk, agroturystyk, itp. Jak chcesz się ogrzać to albo dodajesz gazu, albo palisz ogień. Powyżej lasu nie ma ognia - tylko śpiwór. Dłuższy postój kosztuje dużo dłuższe rozgrzewanie się. Dopóki jesteś w ruchu jest OK. Po powrocie trudno się przestawić i wszędzie jest za gorąco i za sucho. Policzki i usta palą przez kilka dni.
garmin
- 10:52 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@garmin: dzięki za info, to moja pierwsza zima w życiu.. ;)))) pewnie w syberyjskich mrozach rzędu -50 byłoby jeszcze lepiej? ;)

@wilk: problemy z butami? jak do -10 można spokojnie w chińskich "adidasach" to -20 w chińskich butkach zimowych nie powinno być problemem. :)

@J57: wypraszam sobie... jaki tam stary? ;)))

@garmin: biwaki bez namiotu przy -20?
No i te ogniska, i pewnie jeszcze ciepłe żarcie i picie - wszystko psujesz. ;) Popatrz na zwierzęta - dobrze przygotowany organizm nie potrzebuje takich fanaberii. :)

@Evita: opowieści mrożące krew w żyłach. ;) Z tym smarowaniem to podsunęłaś mi pomysł, by smarować rzęsy jakimś tłuszczem. ;]

@gustav: no nie wiem, nie wiem... poczytaj opowieści z Syberii i inne takie. ;)
mors
- 09:00 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
-20 na spacerki okej... na wielogodzinną / całodniową jazdę rowerem - nie ma takiej opcji, żeby to było miłe, przyjemne, słitaśne etc.
gustav
- 07:43 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
Już nawet nie robi mi się zimno, kiedy czytam Twoje opowieści ;)
Co Wy mi tu Panowie o posklejanych rzęsach... ;-) Tuszem rzeczone pomalujcie, niech Wam to pozamarza, później stopi, bo para z oddechu pruje, jak szalona, a później znów zamarza... ;P
Evita
- 07:40 wtorek, 20 grudnia 2016 | linkuj
@ michuss

Jedni wolą jak jest cieplej, inni jak jest zimniej. Ja akurat wolę jak jest zimniej. A na większe mrozy po prostu trzeba się odpowiednio ubrać i trzymać zasad postępowania w takich warunkach. Wielokrotnie jeździłem rowerem, wędrowałem pieszo i na nartach przy mrozach rzędu -20C i większych i bardzo milo wspominam ten czas. Biwakowałem też wiele razy przy takich temperaturach w górach, gdzie wiatr dodatkowo wychładza, a jedyną możliwością ogrzania się było ognisko. Ten mróz była jedną z większych atrakcji tych wycieczek, dodawał wielu przeżyć i miło je wspominam. Zdarzały się także biwaki bez namiotu - pod głęboko czarnym niebem pełnym gwiazd. W zasadzie wycieczki "lekkie, łatwe i przyjemne" mnie trochę nudzą i lubię je sobie urozmaicać, a to wymagającym terenem, a to trudnymi warunkami, a to mrozem, a to skomplikowaną nawigacją, a to wymagającą logistyką, itp. Pokonywanie tych dodatkowych przeszkód daje mi sporo satysfakcji i staje się dla mnie celem samym w sobie, częścią drogi. Rower jest tu tylko narzędziem i środkiem lokomocji.
garmin
- 20:16 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Mors to stary "prowokator" i to nie jest jego ostatnie słowo ! :-)
Tomek , musiałem przestrzec kolegów. Idą święta ... ! :-)
Jurek57
- 18:14 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Pewnie, że -20 gorsze. Pamiętam jak mi wszystko w nosie pozamarzało i to na dystansie kilkunastu km. Paskudne uczucie.
michuss
- 13:39 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Już zaczynasz płynąć Pablo. Przy -5-10''C to się jeździ fajnie, to są przyjemne zimowe temperatury, często towarzyszy im wyż i slońce i ci co lubią zimową jazdę wtedy chętnie jeżdżą. Ale przy -20''C to wszystko zamarza na kość, kominiarka jest sztywna od mrozu (zawsze trochę wilgoci złapie), zamarzają kołnierze przy szyi, kurtki często nie da się zapiąć do końca, minimalna wilgoć na rzęsach skleja oczy. Do tego ogromne problemy ze stopami, buty co się w turystyce pieszej przy takich temperaturach sprawdzają na rowerze nie wyrabiają. Tak więc na pewno to nie jest łatwiej niż przy 0''C.
wilk
- 12:25 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Morsie - przy -20C jeździ się przyjemniej niż w temperaturach około zera. Przede wszystkim jest bardziej suche powietrze. Odpowiedni ubiór i można lecieć.

W takich temperaturach bardzo wiele zmienia wiatr, co ma istotny wpływ na temperaturę odczuwalną.
garmin
- 11:49 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
@sierra: z tym wożeniem skrzypiec to już parę razy słyszałem ;D to już moja druga taka, chyba z 10 lat takich używam i nie wyobrażam sobie już innych rozwiązań.
PS. jeszcze do 150. kilometra myślałem o przerwie na morsowanie :) ale później już stopniowo mi przech(ł)odziło. ;]

@Paprykarz: no właśnie, zapomniałem napisać: to był mój rekord dystansu z domu do domu, tzn. bez wiatrołapania i pociągów. Dotychczasowy to było tylko 207. A chwilami, jak powiało mrozem, po kilku godzinach wychładzania się, to aż dech zapierało. ;)

@Katana: czmycham chyłkiem a dopiero z trasy informuję co i jak(SMSem). ;p

@Gustav: 10* <lol> no bez kitu, przecież sporo "wioskowych" jeździ na mrozie i to bez czapek, rękawic i kominarek, u Was chyba też? Pewnie jadą tylko po bułki, ale i tak hardcorzy. A że ja trochę dalej? O wiele dziwniejsze jest Twoje 1400 ;p tym bardziej, że po takim dystansie byłeś w lepszym stanie niż ja po śmiesznych 250. o_O
Reakcje - raczej przemilczę. ;)
PS. moją inspiracją jest 200+ przy -20. :))

@Wilk: 94 to nie 100. ;)
mors
- 11:32 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Brawo Ty :)
P.S.
Skrzypce czy waltornię wozisz ze sobą w sakwie... zresztą zacnej (objętościowo i estetycznie)
Pozdrawiam zimowo
Mors niezrzeszony
Mariusz
sierra
- 09:19 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Gratulacje dystansu :) Myślałem, że dojechałeś do Mielna nad morzem, kilometrów do przejechania miałbyś ponad 400, ale mógłbyś kawałek trasy jechać pociągiem, samochodem itp.
paprykarz1983
- 08:16 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
gustav ja wiem !!! - jedź z Bogiem :D i zapłakani chusteczką mu machają....:D
Katana1978
- 03:48 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Kiedy jest z 10''C i wychodzę pojeździć, to moja babcia gada, żem jest nienormalny jeździć w takiej ''chłodni''. Morsie, jak w Twoim domu na dzień dzisiejszy reagują na te zimowe ekspansje? ;)
gustav
- 00:42 poniedziałek, 19 grudnia 2016 | linkuj
Nie zapędzaj się Morsie, Magnus Backstedt ważył 94kg a wygrywał etapy Giro, Touru, a nawet Paryż-Roubaix ;))
wilk
- 23:31 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
To niech się przebranżowi na rugby. ;p
mors
- 23:18 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Ale może ma po prostu grube kości? ;))
wilk
- 23:12 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Mniej jeść, więcej jeździć. ;)
mors
- 23:02 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Za lekki jeździec ;))
Ty Morsie z Twoją wagą to nie dziwne że tak śrubujesz przebiegi tych opon. Ale co ma powiedzieć stukilogramowiec? :)
wilk
- 22:52 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Na pewno łatwiej niż w upale. :)
Opona była rozerwana już jak ją kupiłem. Nie mam pojęcia, co poprzedni właściciel z nią robił, ale u mnie, po 13kkm, prawie wcale się nie zmieniła.
mors
- 22:40 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Ładny wypad, tyle przejechać na mrozie nie jest łatwo.

Ale oponka coś już parcieje ;))
wilk
- 22:32 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Dokończyłem wpis, jeśli ktoś jeszcze nie zauważył. ;)
I odespałem ;) więc odpisuję:

@Michuss: i tam, mało zdjęć, mało kontrowersji... ;)

@JPbike: byłbym cyborgiem, to i do tego "prawdziwego" Mielna bym dojechał ;)

@barklu: teoretycznie oczywiście masz rację, ale w praktyce nie - bo ona nie pęknie :)

@J57: dystans nieszczególny, patrząc na cyborgów, a masochizm? To raczej przy jeździe w upałach ;>

@T-king: po co mi rzeczy, których nie potrzebuję? :) Kurtka ogranicza swobodę ruchów a dętka to kolejny zbędny balast. ;p

@malarz: o okienkach oczywiście wiem. ;) Nie pierwszyzna to zimą. ;) Ale i tak mi je odbiorą, to prawie pewne. ;p

@Marecky: na tym rowerze, bLog mi świadkiem, ani razu nie wiozłem zapasu przez wszystkie jego 17 lat i 51 500 km. I ani razu nie żałowałem. :)

@daniel: jak wyżej ;> dla mnie komfortem jest brak balastu. :)

@Katana78: jak wyżej. ;) A pustkowie - fakt, jedno z największych w kraju. ;]

@Kot: oj tam, oj tam, z Twojej perspektywy taki dystans... to jak kot napłakał. ;))

@eliza: wcale nie jestem zadowolony ze swojej odporności :) w takich temperaturach to kominiarka i narciarskie rękawice to już dla mnie oczywistość, a i tak chwilami, przy przenikliwych podmuchach, bywało kiepsko. A tymczasem mijani wioskowi ludzie jak zwykle jeżdżą z gołymi twarzami i często bez jakichkolwiek rękawiczek. :O
Zazdroszczę im...

@MLJ: są nowe literki, ze zdjęciami ciut gorzej. ;)
mors
- 22:14 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Piękne świadectwo.
michuss
- 21:38 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Zajrzałem dwa razy na Twój blog z tymże wpisem - mimo zaktualizowania nabrałeś mnie z tym nadmorskim Mielnem ;)
Tak czy siak - gratki za dystansicho :)
JPbike
- 16:05 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Przy takiej oponie wożenie zapasowej dętki i tak nie ma sensu. Jak pęknie, to żadna dętka nie pomoże :P
A dystans mega.
barklu
- 11:44 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Tomek
Miałem podejrzenia. W końcu masz dwa Mielna nieopodal. Kilometry też były nie takie.
Ale czekałem ... na dalsze zeznania ... ! :-)
Jurek57
- 10:59 niedziela, 18 grudnia 2016 | linkuj
Przyłączam się do gratulacji :)

Ale jak chcesz to kiedyś pożyczę Ci przy jakiejś kurtkę, to naprawdę fajne. A i mieć dętkę - nie boli :)
Trollking
- 20:59 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
Gratuluję!
Szacunek za taki dystans w grudniu.
Masz dwa "okienka" za najdłuższy dystans dnia i najdłuższy dystans miesiąca.
malarz
- 19:59 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
Elegancko, ale jazdy bez dętki nie ogarniam :-)
MARECKY
- 19:52 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
No no lepiej mieć zawsze ten zapas i komfort. A tak jakbyś gumę złapał to z buta.
daniel3ttt
- 18:24 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
phi ! mnie też by było ciepło ze strachu chyba :) że przebiję dętkę i zamarznę na jakimś pustkowiu.
Ale serio to podziwiam.... bo co innego można napisać :)
Katana1978
- 18:20 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
Zgodnie z kategorią, czyli nielicho! :)
Gratki
Kot
- 17:20 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
w uznaniu Twojej zimowej odporności załączam wszelkie stosowne wyrazy:)
eliza
- 15:05 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
Jestem pod wrażeniem (dystansu) ... Szczere gratulacje !
Ale reszta to już masochizm w czystej postaci , szkoda ... .
Jurek57
- 13:26 sobota, 17 grudnia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!