"koło komina" z nieoczekiwanym survivalem ;)
Sobota, 13 grudnia 2014
Kategoria Nielicho
kilosy: | 10.00 | gruntow(n)e: | 1.00 |
czasokres: | śr. km/h: |
Miało być takie tam nic (ponieważ było mokro i ciepło), ot, pętla przez sąsiednią parafię. Nawet komórki nie zabrałem (brak zdjęć, ale przynajmniej nie zmokła).
W rzeczonej parafii, nawiedzanej setki razy, udało mi się odkryć nowy zaułek, a tamże niespodzianka - prehistoryczny model Nysy, ostatni raz widziałem takową w 1995. Do tematu naturalnie powrócę, tym razem z aparatem.
Na końcu zaułku (machnęli betonową kostkę dla traktorów i kombajnów - powodzenia ;) ) wjazd w pola, polną drogą. Wyglądała przyjaźnie, więc się uwikłałem...droga przeszła w aleję krzewów. Pamiętam ją z drugiego końca - była tak zarośnięta, że Rambo by się nie przedarł. Tymczasem mój koniec był świeżo wykarczowany, więc się uwikłałem. ;) Środek powycinany (z niezliczonym pozostałościami typu sterczące pniaczki, ścięta dzika róża...), a po bokach pozostały zwarte ściany zarośli, tworząc wewnątrz mroczny tunel (pozdrowienia dla pniaczków). Do końca alei było już blisko, a tu niespodzianka - koniec wycinki, przede mną gąszcz tak nieprzenikniony, że Amazonia przy tym to jałowe pustkowie. :) Oczywiście, że nie zawróciłem - przebiłem się na pole no i jazda na przełaj... taaa, jazda - iść się nie dało! Parę pól i błot przeszedłem w życiu, ale nigdy nie widziałem tak lepkiego błota! Już po chwili koła wyglądały jak w fat bike`u a po drugiej chwili aż przestały się kręcić.
No to z buta - każdy krok to pół kilo błota więcej. Byłem na środku pola, właśnie zapadał zmrok, a ja zapadałem się w błocie... żeby nie było mi za lekko, to jeszcze natenczas wzmógł się deszcz. :)
Ślizgając i potykając się w ciemności na kamieniach i bruzdach, przystając co 5 minut na zrzucenie paru kg błota z butów, uginałem się pod ciężarem fat bike`a (chyba ze 30kg) a majaczące w oddali drzewa nic a nic się nie zbliżały. :)
Brakuje mi już weny, więc zakończę - w końcu jednak się to skończyło. ;)
Ja i rower cali w błocie, rękawiczki przemoczone od błota i trawy, którą czyściłem rower, ale najgorsze, że cały napęd uwalony błotem na pół metra. Oczywiście, rower był świeżo umyty, a napęd wyczyszczony i przesmarowany. Dodatkowo, wzułem nowo zakupione wyjściowe buty. :))
Z troski o napęd jechałem tylko z górki i trochę po płaskim (a'la hulajnoga) a resztę prowadziłem, ok. 5km. Ostatni raz tyle przeszedłem chyba 15 lat temu. Nie lubię chodzić, ale z rowerem to nawet w miarę fajnie. ;)
Cała "przejażdżka" (razem z "przechadzką") zajęła mi 4 godziny. :D
W rzeczonej parafii, nawiedzanej setki razy, udało mi się odkryć nowy zaułek, a tamże niespodzianka - prehistoryczny model Nysy, ostatni raz widziałem takową w 1995. Do tematu naturalnie powrócę, tym razem z aparatem.
Na końcu zaułku (machnęli betonową kostkę dla traktorów i kombajnów - powodzenia ;) ) wjazd w pola, polną drogą. Wyglądała przyjaźnie, więc się uwikłałem...droga przeszła w aleję krzewów. Pamiętam ją z drugiego końca - była tak zarośnięta, że Rambo by się nie przedarł. Tymczasem mój koniec był świeżo wykarczowany, więc się uwikłałem. ;) Środek powycinany (z niezliczonym pozostałościami typu sterczące pniaczki, ścięta dzika róża...), a po bokach pozostały zwarte ściany zarośli, tworząc wewnątrz mroczny tunel (pozdrowienia dla pniaczków). Do końca alei było już blisko, a tu niespodzianka - koniec wycinki, przede mną gąszcz tak nieprzenikniony, że Amazonia przy tym to jałowe pustkowie. :) Oczywiście, że nie zawróciłem - przebiłem się na pole no i jazda na przełaj... taaa, jazda - iść się nie dało! Parę pól i błot przeszedłem w życiu, ale nigdy nie widziałem tak lepkiego błota! Już po chwili koła wyglądały jak w fat bike`u a po drugiej chwili aż przestały się kręcić.
No to z buta - każdy krok to pół kilo błota więcej. Byłem na środku pola, właśnie zapadał zmrok, a ja zapadałem się w błocie... żeby nie było mi za lekko, to jeszcze natenczas wzmógł się deszcz. :)
Ślizgając i potykając się w ciemności na kamieniach i bruzdach, przystając co 5 minut na zrzucenie paru kg błota z butów, uginałem się pod ciężarem fat bike`a (chyba ze 30kg) a majaczące w oddali drzewa nic a nic się nie zbliżały. :)
Brakuje mi już weny, więc zakończę - w końcu jednak się to skończyło. ;)
Ja i rower cali w błocie, rękawiczki przemoczone od błota i trawy, którą czyściłem rower, ale najgorsze, że cały napęd uwalony błotem na pół metra. Oczywiście, rower był świeżo umyty, a napęd wyczyszczony i przesmarowany. Dodatkowo, wzułem nowo zakupione wyjściowe buty. :))
Z troski o napęd jechałem tylko z górki i trochę po płaskim (a'la hulajnoga) a resztę prowadziłem, ok. 5km. Ostatni raz tyle przeszedłem chyba 15 lat temu. Nie lubię chodzić, ale z rowerem to nawet w miarę fajnie. ;)
Cała "przejażdżka" (razem z "przechadzką") zajęła mi 4 godziny. :D
Komentarze
Nowe wyjściowe buty? Nie mów tylko, że lakierki ;))
Kot - 13:13 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
Przygoda przednia. W tym roku miałem nawet dwie podobne, acz nie otarłem się nawet o przeżycia takie jak Twoje: raz, gdy garmin kazał mi jechać na odcinku około 2 km czymś co według niego było drogą (a cechy drogi straciło prawdopodobnie jeszcze "za Niemca")-szedłem, momentami jechałem miedzą; a drugi raz, gdy z buta pokonywałem torfowisko-to było ekstremalne przeżycie (opis tutaj: http://michuss.bikestats.pl/1167310,Szczecin-komunikacyjnie-reptowskie-pieklo.html). :)
michuss - 08:41 poniedziałek, 15 grudnia 2014 | linkuj
I jeszcze ten Fiedler dwuznaczny taki trochę. Trochę ocierał się o pedofilię, jakby... Ta jego niezdrowa fascynacja młodą Indianką
yurek55 - 21:33 niedziela, 14 grudnia 2014 | linkuj
"Amazonia to jałowe pustkowie." Interesujące porównanie, nawet z przymrużeniem oka. Właśnie mam na tapecie "Ryby śpiewają w Ukajali" Arkadego Fiedlera. Więc mam literacki kontrast, i dylemat komu wierzyć. ;)
romulus83 - 19:40 niedziela, 14 grudnia 2014 | linkuj
4 godziny na 10 km? Grubo!
Opowieść wciąga :-) Przy takich przygodach i wenie do opisania tychże żadne zdjęcia nawet nie są potrzebne.
Chyba cała Polska aktualnie tonie w glinowym-jakimś-oblepiającym-błocie. lea - 12:31 niedziela, 14 grudnia 2014 | linkuj
Opowieść wciąga :-) Przy takich przygodach i wenie do opisania tychże żadne zdjęcia nawet nie są potrzebne.
Chyba cała Polska aktualnie tonie w glinowym-jakimś-oblepiającym-błocie. lea - 12:31 niedziela, 14 grudnia 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!